Witam.
Przepraszam, że bezwiednie chciałem kogoś zaciągnąć do armii.
Oczywiście nie jestem żadnym księdzem ani nawet ministrantem i nie mam zamiaru nikogo nawracać. Przykro mi, że zostałem tak agresywnie potraktowany i oskarżony o rzeczy, których nie ma w moich wypowiedziach. Aż dziw bierze, ile tutaj pokazało się mechanizmów obronnych, których w ogóle nie chciałem wzbudzać. Widać, że człowiek sam w swojej głowie może sobie wszystko utworzyć i wcale nie musiałem robić żadnego zamieszania ani "kraść" nikomu energii. Fakt, że od wielu lat żyję blisko Kościoła, ale to nie znaczy, że jestem jakimś fanatykiem (potwierdzają to inne moje wpisy). Przechodzę teraz coś takiego, że mocno szukam prawdy i nie wiem czemu Bóg miałby mieć mi to za złe, że poddaję wszystko w wątpliwość. W duchowości chrześcijańskiej, o której pisałem, taka rzecz jest normalna. Dlatego ja pozostaję otwarty na wszystko, włącznie z religią, bo tak naprawdę nie wiadomo, gdzie jest prawda. A co oprócz tego dzieje się w mojej duszy, to Wam nie powiem - nie rozmawiam o tym nawet z przyjaciółmi, nie jest to nawet wskazane.
Cały problem polega tutaj na tym, że każdy ma jakiś swój pryzmat, przez który patrzy na świat. Dlatego porównywanie chrześcijaństwa z książką Hejala może wydawać się absurdalne.
Oczywiście nie chcę, żebyście mnie teraz zasypywali pytaniami, jako że "coś tam wiem" o chrześcijaństwie. Wiele rzeczy po prostu nie wiem, bo też nie wszystko mnie interesuje. Na przykład nigdy nie interesowałem się biblistyką, więc mogę nie wiedzieć jakiś szczegółów, choć samą Biblię czytałem swego czasu dość często. Również o samej duchowości nie wiem przecież wszystkiego (zwłaszcza, że jeszcze bardzo długa droga przede mną), ale ten temat jest mi chyba najbliższy.
Ale cieszę się, że część z Was zachowała się asertywnie i dziękuję.
Co do duchowości, to nie czuję się na siłach, żebym od razu wszystko przedstawił za jednym zamachem. Dlatego pozwólcie, że będę odpowiadał na to, co rzuciło mi się w oczy tutaj, na forum.
I tak np. takie stwierdzenie:
"Ponieważ dla religii jedność owszem, istnieje, ale jest to zjednoczenie pod jedynym słusznym sztandarem."
Jeżeli chodzi tu o czasy historyczne, to powiedziałbym, że w wojnach religijnych raczej bardziej liczył się interes polityczny niż "szerzenie wiary w prawdziwego Boga". To raczej była tylko przykrywka, z której korzystali ludzie słabo rozwinięci duchowo (tyczy się to również części duchowieństwa).
Natomiast od strony duchowej sprawa ma się zupełnie inaczej. Bóg tak otwiera człowieka, że dla niego nie ma już podziałów. Człowiek przestaje dzielić ludzi. Wtedy dostrzega, że wszyscy są jednością, pomimo wszelkich różnic. I wtedy nawet nie jest już ważne samo nawracanie, ale to, żeby kochać.
W Biblii są fragmenty mówiące o jedności całego stworzenia. W końcu to wychodzi samo z biblijnego faktu, iż Bóg dał początek wszystkiemu.
Mówię o duchowości, dlatego że zauważam tendencję do oskarżania religii, iż "nie powoduje rozwoju, a rozwijać się trzeba najlepiej samemu". Jeśli się mylę co do tych tendencji, to mnie poprawcie. W każdym razie chciałem pokazać, że tak też się da. Uważam za warte dodania tutaj, że w chrześcijaństwie również zachęca się do szukania prawdy właśnie w samym sobie.
Z racji tego, że już koniec wolnego, to już nie będę miał czasu na częste przebywanie na forum. Ale postaram się tu czasem zajrzeć.