Jak w praktyce ma się kwestia dowodów oraz na ile warto się nimi kierować przy podejmowaniu decyzji (choćby tylko tych wewnętrznych, dotyczących takich kwestii umysłowych, jak nasze przekonania nt. rzeczywistości)?
Ogólnie uznaje się, że powinno się uznawać poglądy, które w powszechnym przekonaniu najlepiej odzwierciedlają obecne rozumienie natury rzeczywistości. Czy jednak rzeczywiście takie same, wspólne przekonania (przynajmniej z grubsza) całej populacji, prowadzą do najlepszych możliwych wyników?
Wg. mnie bardziej rozsądnym założeniem jest wręcz przeciwna postawa: całkowitej akceptacji i tolerancji różnic, które nawet jeśli błędne (oczywiście - tylko z pewnego punktu widzenia, przy określonym poziomie wiedzy i doświadczeń), mogą doprowadzić do zupełnie nieoczekiwanych rezuletatów.
Zaskakuje mnie duży poziom niespójności pewnych ogólnych działań ludzkich, które jednak są powszechnie akceptowane i niepodważane. Przykładowo: naukowcy, jak nazwa wskazuje, często zajmują się badaniami naukowymi, tj. chcą odkryć coś, co nie istnieje jeszcze w ich umyśle - ale wszyscy przechodzą niemal identyczny trening umysłowy (studia), który ukierunkowuje wszystkich w podobny sposób. W powszechnym uznaniu jest on potrzebny, jednak w rzeczywistości prowadzi do dostosowywania działań do uznanych schematów, rzadko podważając te ostatnie. Inny przykład: marketing, który ma na celu wyróżnienie się na rynku, jest nauczany także przez pewien zasób schematów, uznanych narzędzi i takich samych metod wszystkim przyszłym marketingowcom. Krótko mówiąc: sprzeczności same w sobie.
Łatwo znaleźć argumenty oczywiście na uzasadnieni takiego toku nauczania: od czegoś muszą zacząć, by swoją pracę dostosować do wymogów cywilizacyjnych. Problem polega jednak na tym, że nie ma czynnika równoważącego, tj. takiego, który podkreśla wagę odejścia od schematów i eksperymentowania przez umysł nieobciążony ogólnie uznanymi teoriami.
Dotyczy to także przekonań nie-akademickich. Np. osoba jest pod wpływem religii/channelingu/systemu przekonań itp., który uznajemy za błędny. Możemy zdecydować, że jest to niewłaściwe (i próbować taką osobę odwodzić od jej błędnego przekonania, lub pomimo takiego poglądu, zignorować to), lub że jest jak najbardziej na miejscu. W drugim przypadku, obserwując obiektywnie rozwój i działania osoby o "błędnych" przekonaniach, możemy odkryć, że przypadkiem, często jako efekt uboczny, odkryje pewne wartościowe obszary, idąc drogą, na którą sami byśmy się nie zdecydowali.
Powstaje pytanie: czy warto rzeczywiście przekonywać innych do swojego punktu widzenia? Oczywiście, uważam, że warto przedstawiać swoje zdanie, a nawet prowadzić wymianę argumentów, niemniej, myślę, że warto mieć na uwadze także to, co napisałem powyżej. Każda dyskusja prowadzi do pewnych nowych rezultatów (ale niekoniecznie uznania tych samych poglądów), natomiast każda różnica w poglądach może prowadzić także do określonych, nowych rezultatów - do czegoś 'nieoczekiwanego'.