hmmm... co ja myslę? Możliwosci jest wiele, jak wszyscy wiemy. Odsłuchując nagranie chcąc nie chcąc uśmiechnąłem się do siebie półgębkiem. Gdyby był to faktycznie "zart", nie ważne juz z jakich pobódek (na ile był szlachetny a na ile miał byc zabawny) żartowniś za niego odpowiedzialny myślę, że zdecydowałby sie własnie na taki głos 'kosmity' i takie efekty dźwiękowe w tle by zastosowal. Dzięki temu traci to wiarygodność, a jednak jest to, jak by nie patrzeć, głupia przesłanka, pochopna a nawet tendencyja - przy czym zarazem kto wie, czy nie slyuszna? no bo coś w tym jest, prawda? I takich drobnych wątpliwości można zbierać i zbierać, podobnie też można zbierać szczegóły, przekonujące nas do tego, że autentycznie był to kosmita. I say: fuck it! Nie dociekać, czy to ludzie czy nieludzie, bo i po co? Treśc przesłania jest cenna dla nas wszystkich i tylko to się liczy. Niestety, jest to kolejny apel z setek identycznych innych apeli o zawrócenie ze złej ściezki. Musimy pozbyć się broni nuklearnej... już widzę jak to robimy - tak jakby to ode mnie zależało;/ (nie zrozumcie mnie źle, to OD NAS zależy, a jakże, ale nie stanie się to za pstryknięciem palców i gdyby stworzył się chocby nie wiem jak powazny ruch, dążący do spełnienia tego warunku, wymuszenia władz tych potęg, by pozbyła się swych zabawek, byłby do czas zamachów, dziwnych wypadków i płatnych mordercow) Musimy znieść obecny system pieniądza, zastąpić obecnie znane nam techniki pozyskiwania energii i paliwa do środków lokomocji na nowe, wydajniejsze, nie szkodzące planecie... to chyba jeszcze mniej prawdopodobne;/ Wyobraźcie sobię, jaką władzą rozporządzają ludzie tak majętni, jak szefowie koncernów naftowych. Musimy przestać żyć religiami, przejrzeć instytucje religijne i ich prawdziwego boga - pieniądz; skończyć z poziomym życiem materialnym, zaspokajając jedynie fizyczne potrzeby, pomijając rozwój duchowy; skończyć z podziałami a zacząć łączyć się w nowe, doskonałe społeczeństwo, trwające na porozumieniu, którego podstawą jest załorzenie: stawiam bliźnich ponad siebię; zamienić rozkład na zjednoczenie. Widzę tylko jeden ratunek: otwarcie się na to, co nazywamy miłością bezwarunkową. Nie jest to jednak możliwe przy obecnym stanie rzeczy. Człowiek człowiekowi wilkiem. Liczy się zysk doczesny, bo nie wielu ma świadomość życia po śmierci, gdzie nic z tego, co uzbieramy tutaj, na Ziemi, nie zachowamy dla siebie i nie pomoże nam w niczym. Uświadamianie rodzaju ludzkiego chyba nigdy się nie skończy i albo ten stosunkowo najmniejszy problem, jakim jest widoczna na horyzoncie przyszlosci groźba zagłady nuklearnej, ostatecznie zada koniec naszej cywilizacji i rasie raz na zawszę, albo ówże nadchodząca Era Wodnika a z nią czwarty wymiar załatwi połowę sprawy za nas. Wiem, że to pesymistyczna wizja, ale jakoś nie potrafię się od niej odwrócić - tj. robić z siebie głupka i naiwniaka. mam tylko nadzieję, że się mylę w swojej ocenie sytuacji. A jednak, może wyjściem jest ta wielka, żarliwa miłość bez miary, peace and love na skalę eksplozji a przy tym - przegnanie żerujących na nas ras, o których jestesmy świadomi, a którzy nie będę mieli wówczas czego szukać na takiej planecie, gdzie króluje bezmierna solidarność i współczucie za to brak negatywnych emocji.