Żadnej eutanazji.
Żadne cierpienia nie są zbędne.
historia:
Dusza wcieliła się na Ziemi. Doświadczyła ogromnego zła i pod koniec swojego czasu doznaje oczyszczenia i odkupuje swoje winy i grzechy. Godzi się na cierpienie by przepracować negatywną energię, którą wyzwoliła. Pracuje i pracuje, powoli zaczyna dostrzegać koniec swojej pracy... i tuż tuż przed końcem ktoś wbija strzykawkę w rękę. Ktoś nie pozwala dokończyć pracy. Ktoś chce dobrze. Ktoś myśli, że robi dobrze. Ktoś dokonał eutanazji.
Jeśli ktoś jest za eutanazją, dobrowolną, niedobrowolną, jakąkolwiek. Niech sobie wyobrazi, że właśnie jej dokonuje. Niech poczuje jak to jest odebrać komuś życie.
W miejscu pełnym wiary w człowieka i jego zdolności. Wiary w nieśmiertelność i miłość. Wiary, że wszystko jest możliwe. Wszystko jest wibracją, wibrację można zmieniać świadomie. Można się wyleczyć, można kogoś wyleczyć. Można wszystko! W tym miejscu pojawiają się wątpliwości czy eutanazja jest słuszna?
...
Edit:
Uniosło mnie nie potrzebnie. Nie rozumiem po prostu czemu temat eutanazji ostatni wyszedł na wierzch. Czytałem nawet na jakimś portalu artykuł o eutanazji. "W społeczeństwie, które zaczyna długo żyć eutanazja wydaję się być rozsądnym rozwiązaniem". Czy tak się boimy życia, że chcemy zabrać sobie prawo do niego? Chcemy dobrowolnie oddać swoje życie po pretekstem bólu i cierpienia? Wpisać to w prawo, które będzie egzekwowane?
Mój dziadek niedawno odszedł. Ostatnie jego dni były pełne cierpienia. Zawsze jak go widziałem, dawałem mu tyle energii ile mogłem. Zawsze moje myśli były pełne zdrowia i miłości wobec niego.
Nigdy nie przeszło mi przez myśl by "skrócić jego cierpienia"
Wiem, że cierpienie jakiego doświadczył było lekcją jaką wybrał.
Zabierając mu cierpienie w taki sposób, zabierając mu życie (nawet to pełne bólu i cierpienia), zabiera się to po co tu przyszedł.
Na koniec:
Dajesz wędkę czy rybę?