Antares napisał/a:Drugi sposób - bo na siłowo-gospodarczo-polityczno-militarny raczej sobie nie możemy pozwolić (jesteśmy ekonomicznie kontrolowani od pierwszego dnia, a globalny system zmierza do sytuacji takiej jak Norwegii czy Australii, które przy pomocy zarządzanych przez siebie zasobów naturalnych kontrolują swoje socjalistyczne społeczeństwa wysokimi podatkami, nie pozwalającymi rozwinąć biznesów, które mogłyby zagrozić aktualnemu układowi sił, jak to zrobiły w średniowieczu rozrastające się domy kupieckie) - to skupienie się na samej wiedzy, a to wymaga odpowiedniego przygotowania i treningu umysłowego.
Dlatego era powietrznego znaku wodnika (związanego przede wszystkim z umysłem) przyniesie oczywiście, jak wspomniałem, dalsze rewolucyjne zmiany (rok 2024 i poprzednie to taki wstęp do wstępu), do których próbują nie dopuścić ci, którzy kontrolują m.in. nierentowne globalne księgarnie jak Amazon (Amazon jako księgarnia z biznesowego punktu widzenia nie ma zupełnie sensu, jest finansowana z kieszeni inwestorów płacących z wirtualne akcje tej firmy z kolejnych emisji, ta firma prowadzi tzw. dumping mający na celu wyniszczenie wszelkiej konkurencji w dostępie do informacji globalnemu społeczeństwu; żeby mieć zyski, musieli stworzyć zupełnie odrębny od handlu biznes: tzn., w skrócie, automatyczne usługi technologiczne tzw. modną "chmurę"). Co nie znaczy, że nie można wyciągać wniosków i łączyć wielu informacji razem, zamiast szukać pojedynczego świętego graala, czego większość leniwych obywateli XXI wieku oczekuje.
Antares napisał/a:toczone przez ponad 100 lat krucjaty, których prawdziwe cele mocno się różniły od tych oficjalnych: tamten rejon zawierał mnóstwo starodawnych pism i przedmiotów tzw. świętych, o których dowiedzieli się pospiesznie stworzone pod krucjatę, niezależne armie - które następnie zostały zakonami, i przy pomocy zgrabionego bogactwa postanowiły później w Europie stworzyć niezależne siły militarno-gospodarcze, raczej niż religijne (na co im nie pozwolono, pod byle pretekstami wyniszczając i rozwiązując te zakony, jako potencjalnych rywali do oficjalnej władzy - byli oni torturowani przez ówczesnych królów, którym mieli wyjawić swoją tajemną wiedzę, czego odmówili). Ale przede wszystkim zawierał wiedzę, której wówczas wręcz obłędnie poszukiwali owi zakonni rycerze
Kiedy w pierwszej wyprawie krzyżowej zjednoczeni na chwilę Europejczycy po ponad miesięcznym oblężeniu zdobyli Jerozolimę (zdobyli ją wyjątkowo krwawo, zamieniając później oblężenie w rzeź mieszkańców), zaczęły dziać się dziwne rzeczy: najpierw w zdobytych ziemiach islamskich, potem wkrótce w całej Europie, o czym próżno szukać w podręcznikach szkolnych, ale o czym historycy zajmujący się tą tematyką bardzo dobrze wiedzą: nagle Europa zyskała dostęp do ogromu wiedzy i spuścizny mającej tysiące lat - dalekim echem i wynikiem tego wpływu jest błyskawiczny rozwój kultury, sztuki, ale przede wszystkim tak podkreślany przez współczesnych polityków i akademików rozwój nauki i w konsekwencji technologii (co doprowadziło do kolejnych zmian i pozwoliło zbudować statki, które potrafiły przepłynąć ocean) - pośrednio dzięki krucjatom (i nie jest to nadmierne uproszczenie) możecie właśnie czytać cokolwiek na komputerze (czy monitorze), którego stworzenie wymagało setek lat rozwoju nauki w Europie, a której zastrzykiem były cenne dzieła p najróżniejszej tematyce naukowej, od matematyki (stamtąd pochodzi np. wiedza dot. słynnej, magicznej liczby Fibonacciego, jedno z bardzo wielu przełomowych odkryć dot. matematyki mającej starożytny rodowód (co jest nadal niewyjaśnioną zagadką jak te "prymitywne" społeczeństwa mogły dokonać tylu niesamowitych, matematycznych, abstrakcyjnych odkryć) - choć Fibonacci, Włoch, był jedynie przekazicielem, a nie jej twórcą, jak zresztą niemal każdy, łącznie np. z Pitagorasem, który również z tamtych rejonów, a konkretniej Egiptu i Babilonu, przywiózł nie tylko wiedzę matematyczną, czy wiedzę nt. tzw. świętej geometrii, ale Pitagoras przede wszystkim był mistykiem - jest to tak samo powszechnie znany fakt, zresztą jak w przypadku m.in. I. Newtona, i zresztą całej armii innych uczonych, którzy zajmowali się nauką "przy okazji"; znane ze starożytności tzw. magiczne kwadraty stały się popularne w renesansowej Europie, a później także w USA, a jeden z takich matematycznych zgrabnych dziwolągów nosi nazwisko amerykańskiego prezydenta... w skrócie: świat w którym żyjemy został stworzony, zaprojektowany i jest nadal zarządzany w ukryciu przez tych ludzi wywodzący się z owych tajemnych stowarzyszeń - bo nie wszystkie zostały założone formalnie tzw. jawnie, i ci ludzie robią to od setek lat) po alchemię... Nie zdziwiłbym się, gdyby nadał żyli ci ludzie, którzy przy pomocy miecza i ognia zdobywali prawie 1000 lat temu Jerozolimę i okoliczne ziemie, by następnie je przeczesywać w poszukiwaniu ukrytych tam wielotysiącletnich tajemnic. Historia tej planety jest znacznie bogatsza, niż ta płytka linia wojen i politycznych zagrywek, której nas formalnie uczą każąc wkuwać oderwane od kontekstu daty na pamięć.
Jak widać, pojedyncze wydarzenie, czyli odkrycie starożytnej spuścizny (część wiedzy oczywiście utajniono i do dzisiaj nie wiadomo na ten temat nic, przynajmniej oficjalnie), okazało się tym punktem krytycznym, którego dalsze efekty widzimy po wielu wiekach; w tych źródłach lub ich późniejszych tekstach szukał w starożytnej spuściźnie I. Newton, który stworzył podstawy współczesnej fizyki, która tak jest teraz wychwalana przez dzisiejszą powszechną propagandę dla społeczeństwa, czy też wielki naukowy rywal Newtona, Liebnitz, który z kolei szukał w starych taoistycznych tekstach, będąc pod wielkim wrażeniem genialności a zarazem eleganckiej prostoty abstrakcyjnego systemu taoistycznego, który przypomina dzisiejszą fizykę, ale której daleko do spójności i elegancji w porównaniu do modelu taoistycznego. Takiej starożytnej wiedzy jest znacznie, znacznie więcej ukrytej na tej planecie, co więcej, jak już wspominałem, już sama ta planeta i kontekst z jej historii wynikający daje mnóstwo informacji, które w zasadzie tylko "leżą" odłogiem, ale prawie nikt się nie kwapi, by po nie sięgnąć (a ci co się kwapią, kończą z reguły jak np. Rupert Sheldrake).
Choć zdobytymi ziemiami po pierwszej krucjacie rządził król, wokół tego, co się działo po tym (ale także przed tym), jak zorganizowano tam nowe rządy przy udziale europejskich potęg, to wkrótce do tamtejszego nowego króla przybyło 9 tajemniczych jegomości, którzy mianowali się jednymi z pierwszych zakonników, i ni z gruszki ni z pietruszki kazali się, mówiąc kolokwialnie, wynieść się z zajętych przez uczestników krucjaty ziem, które objął w panowanie, i co ciekawsze, król zrobił to podobno bez szemrania, zostawiając im w zarządzanie cały zdobyty okoliczny obszar. Choć krzyżowcy-zakonnicy ślubowali wieść życie religijne, pełne modlitw i kontemplacji, jasne jest, że tego nie robili. Mieli zupełnie inny plan: zajęli się przez kolejne lata intensywnym kopaniem tuneli pod świętą bazyliką, którą zbudował słynący z szerokiej wiedzy na wiele tematów król islamski (był również bardzo tajemniczą postacią, miał wiedzę na wiele tematów i zajmował się m.in. mistyką i astrologią) kazał zburzyć na tym miejscu wcześniejszą, bardzo starą, monumentalną katedrę chrześcijańską, i postawił na tym samym miejscu wspomnianą potężną bazylikę (chciał zniszczyć pierwotną budowlę w jak największym stopniu, ale nie udało mu się to: okazało się, że wcześniejsza budowla sięgała daleko w głąb, więc w pewnym momencie uznał, że nie jest w stanie zniszczyć głęboko pod ziemią położonych kolejnych poziomów, więc na tym poprzestał - jeśli w okolicach roku 1100 nie można było zniszczyć budowli, to warto zastanowić, jaką wiedzą - lub technologią - dysponowali pierwotni tajemniczy budowniczy tej katedry???). Pod jej murami znajdowało się coś, o czym ww. 9 zakonników najwyraźniej musiało wiedzieć "skądś". Zaczęli kopać coraz głębiej. Co więcej, swoje wieloletnie wykopaliska otoczyli całkowitą ciszą, nikomu nie pozwalając się do nich zbliżyć, wszystko robili osobiście i w tajemnicy: do tej pracy mogli, a właściwie powinni byli zatrudnić licznych robotników (bogactw i średniowiecznych biznesów mieli w bród), ale tego nie zrobili. Tak więc sami jedynie w dziewiątkę w tajemnicy przez lata drążyli tunele pod ziemią w jakimś im tylko znanym celu - musieli być w 100% przekonani o tym, co tam się znajduje, i że to coś było ważniejsze niż wszystko inne, łącznie z ślubowanym życiem religijnym, czy też dbaniem o sprawy przyziemne, włączając w to majątek. Niestety, tu urywa się historia oficjalna; do Europy powrócili dopiero w roku 1128, zupełnie odmienieni i z nowymi dalekosiężnymi celami, tworząc w różnych rejonach Europy błyskawicznie sieć powiązań międzynarodowych, w tym budując najlepsze katedry i inne budowle wg. zasad świętej geometrii, które stanowiły ogromny skok jakościowy w porównaniu do dominującego wówczas w Europie prymitywnego budownictwa. Badacze traktują ten tajemniczy ciąg wydarzeń jako jeszcze jedną nierozwiązaną zagadkę. Odkrycia jednak sugerują, że wówczas w efekcie później narodziły się tajne stowarzyszenia (jak m.in. prekursorzy wolnomularzy czy różkorzyżowców), które mają od kilkuset lat zarówno liczne powiązania gospodarcze, polityczne, jak i są w posiadaniu hermetycznej tajemnej wiedzy, której zazdrośnie strzegą. Ich polityczne powiązania ciągnęły się do XX wieku, o czym pewnie większość słyszała - i ciągną się do dzisiaj oczywiście (nie zagłębiałem się w ten temat, ale wg. tzw. zwolenników teorii spiskowych są to ci, którzy pociągają obecnie potajemnie za sznurki i pośrednio decydują o tym, co myśli społeczeństwo m.in. dzięki informacjom zawartym w oficjalnych podręcznikach historii...). I jeszcze ciekawostka: ponad 350 lat później te same flagi ww. zakonów, które po powrocie z Jezorolimy stworzyły wcześniej wspomniane potęgi militarno-gospodarcze, m.in. na naszych ziemiach (Krzyżacy), były wywieszone na statkach, które przy przywództwie Kolumba przypłynęły do Ameryki, tam szerząc dalej krwawo religię katolicką...
Tyle historia oficjalna. A teraz, skracając wywód, trochę wiedzy dotyczącej organizmu z szerszej perspektywy, którą umożliwiają nam dzisiejsze bezprecedensowe czasy (chiński taoista, średniowieczny europejski uczony lub zakonnik, czy egipski adept tajemnej wiedzy nie miał z reguły jak porównać tego, czego się uczył, ale były wyjątki: w Chinach kiedy z Tybetu/Indii dotarł w swojej jeszcze mocno oryginalnej postaci "zen"/"chan"/buddyzm - który w swojej oryginalnej postaci podobnie jak taoizm nie ma nic wspólnego z religią, dopiero jego formalizacja w klasztorach stworzyła z niego system wiary - w kręgu Bliskiego Wschodu czy starożytnej Grecji, gdzie było tak naprawdę kilka ośrodków i tradycji: przynajmniej 3 indyjska, sumeryjska i staroegipska, i nieliczni podróżnicy-uczeni uczyli się we wszystkich trzech, zdobywając uniwersalną wiedzę) Ostatnie kilkanaście tysięcy lat można uznać za stały, stopniowy regres wiedzy na temat człowieka i jego organizmu, a punktem kulminacyjnym tego spadku są: po pierwsze aktualna współczesna medycyna (koncentruje się na ostatecznym rezultacie, czyli organie - organ a nawet cały organizm można troszkę przyrównać do nasiona drzewa: na początku jest to zalążek, który dzięki wbudowanym w komórki programom rozwija się zgodnie z tym programem - kody, które stoją za tym programem, mają naturę energetyczną), po drugie bezrozumnie wykonywane rytuały i zabiegi oparte na starożytnej medycynie. Idąc wstecz, w kierunku pełniejszej wiedzy o całym organizmie, można powiedzieć, że obecna popularna tradycyjna medycyna chińska praktyczna (TCM) jest takim stopniem pośrednim (bliższym naszej współczesnej medycynie, niż tej oryginalnej, z której się wywodzi): jeśli nasza medycyna współczesna koncentruje się na objawach, medycyna chińska idzie jedynie o punkt dalej, koncentrując się na przyczynach objawów (jak np. przy punktach akupunkturowych) - nadal jednak jest to powierzchowne zrozumienie tego, co się dzieje w organizmie. Medycy TCM uczą się na pamięć, tak jak wszyscy inni, odbębniając jedynie bezrozumnie "rytuały", czy to uzdrowicielskie czy inne, i naprawdę niewiele się to różni od tego, co robią prymitywne społeczności. Jednak TCM robi dobrą robotę wprowadzając liczne pojęcia dotyczące różnego rodzaju klasyfikacji energii - dzięki temu otrzymuje zrozumienie co się dzieje na poziomie, który dzisiaj określamy mianem "kwantowego" (jest to pierwszy poziom, zwany w tradycji ezoterycznej "eterem" lub "poziomem eterycznym"). Czego tu brakuje? Tego, jak tzw. dusza oddziałuje na materię (organizm fizyczny) i na odwrót. W szerszym ujęciu, które dzisiaj już jest zwykle ignorowane przez praktyków TCM ze względu na brak zrozumienia i odniesień, taoistyczna medycyna mówi także o 3 "komponentach" człowieka, które są połączone na czas życia, ale po jego fizycznej śmierci się odłączają: fizyczny komponent (który oczywiście staje się "powłoką" cytując jeden z taoistycznych tekstów), zwierzęcy komponent (niska energia, która staje się "wygłodniałym duchem", nazywana jest "po", i Chińczycy dbali o to, by nie narazić się takiemu zmarłemu, dzikiemu duchowi), oraz rozumny komponent (wyższa energia, w naszym kręgu kulturowym nazywana "duszą", w j. chińskim "hun", która jako najlżejszy i nasjubelniejszy element unosiła się do kosmosu, czyli "nieba"). Dalsza wiedza, m.in. najwyraźniej zagarnięta przez krzyżowców z krucjat, choć na pewno w większości zatajona i ukryta pod symbolami, dotyczy kolejnych poziomów - na końcu tych poziomów, w uproszczeniu, jest to, co nazywamy "życiem" (egzystencją), tzn. źródłem nie tylko energii życiowej (bo to jest nadal poziom zrozumienia TCM), ale w ogóle egzystencji na wszystkich poziomach (inaczej, wszystkich wymiarach). Nie jest proste wyjaśnić jak to łącznie funkcjonuje, bo już poziom eteryczny ma zupełnie inne właściwości niż materia, nie mówiąc o kolejnych poziomach (jak astralny, mentalny i wyższe), ale w skrócie można powiedzieć, że eter zakreśla możliwości ciała fizycznego, astral - ciała eterycznego, itd. idąc wzwyż poprzez kolejne, coraz szersze poziomy (wymiary); wszystkie poziomy razem wzięte w starożytnych hermetycznych tekstach wywodzących się ze Starożytnego Egiptu, które były ukrytym celem nowo powstałych zakonów rycersko-religijnych, nazywane były tradycyjnie mikrokosmosem - tym samym terminem określają wielopoziomowy organizm ludzki taoiści. Skracając historię, jest wysoce prawdopodobne, że wewnętrzna alchemia taoistyczna, a nawet większość kultury w Chinach, wywodzi się oryginalnie właśnie z kręgu Bliskiego Wschodu z czasów, o których generalnie podręczniki historyczne milczą, a choć źródła chińskie na to wskazują (w tym w szczególności podręczniki medyczne, które jako jedne z nielicznych nie zostały spalone), z powodu "braku wystarczających ilości źródeł" i małego prawdopodobieństwa wg. formalnych badaczy z punktu widzenia naszej zaledwie ok. 300-letniej historii, odniesienia do poprzednich zaawansowanych cywilizacji lub ludzi o niezwykłej wiedzy i osiągnięciach osobistych są traktowane jako bajki. Takie rzeczy jak punkty akupunkturowe to zaledwie cień dawnej wiedzy, do czego zresztą te kilkutysiącletnie źródła się otwarcie przyznają - w sumie wydaje się to jasne: punkt akupunkturowy działa jedynie dzięki temu, że energia krąży w organizmie (na różnych poziomach). Natomiast np. różokrzyżowcy, którzy oficjalnie wydawali także pisma (a współcześnie - książki) "dla ludu" (jednocześnie przyznając, że najbardziej zaawansowaną wiedzą nie chcą się podzielić ze względu na niski stopień rozwoju społeczeństwa), szerzące zdobytą przez nich hermetyczną wiedzę, zwaną czasem po prostu hermetyzmem, sugerowali całościowe a nie punktowe spojrzenie na cały organizm ludzki: to, co adepci TCM próbują osiągać pośrednio poprzez aktywację i stymulację wybranych punktów, których uczą się na pamięć dlatego, bo nie wiedzą w istocie jaki "mechanizm" działa pod maską, różokrzyżowcy sugerowali skupienie się na wyższym (głębszym) poziomie, tzn. samej energii, która niczym prąd (dosłownie) zasila na niższym poziomie ciało ludzkie (na wyższych poziomach energia nie krąży jak w drutach, tylko przypomina bardziej słońce: promieniuje, tak jak aura człowieka). W jaki sposób można eksperymentować z energią na wyższym niż ten punktowy (TCM) poziomach - oczywiście przy pomocy umysłu, ale do tego trzeba skupienia, a pierwszym etapem jest wyjście poza ograniczanie swojego zrozumienia ludzkiego organizmu do organów, w przeciwnym wypadku będziemy szukać nie tam gdzie faktycznie znajduje się źródło życia. Myślenie w kategoriach współczesnej medycyny lub nawet TCM, czyli jakie pożywienie jest potrzebne, jak usprawnić dany organ, jak wyciąć komórki rakowe, to jest właśnie najbardziej prymitywny poziom wiedzy - wiedzy czyli sposób myślenia o organizmie. Potrzebny jest tu szerszy paradygmat, który nie koncentruje naszej uwagi jedynie np. na kręgosłupie, wątrobie czy kolanach. Tak jak w XX wieku powszechne stały się podstawy wiedzy, z którą macie do czynienia oficjalnie dzisiaj, tak samo w XXI wieku jeszcze więcej informacji i wiedzy wyjdzie na jaw, i zostaną one połączone razem by po raz kolejny zszokować nieprzygotowaną, zamkniętą (celowo, j.w.) w swoich ciasnych ogródkach ludzkość. Jednak my nie musimy oczywiście się ograniczać do tego, co nam ktoś - przypadkiem czy celowo - rzuci jak ochłapy, tylko sami możemy wziąć sprawy w swoje ręce i skorzystać z bezprecedensowej sytuacji, której nie miały żadne społeczeństwa w poprzednich wiekach: tak jak kiedyś dostęp do szerszej informacji był utrudniony ograniczeniami nałożonymi przez warunki zewnętrzne, dzisiaj głównym ograniczeniem jest już to wewnętrzne, tzn. umysł kowalskiego sam siebie dzisiaj sabotuje i nie pozwala dostrzec czegoś więcej. W naszym zaprojektowanym matrixie ludzie mają wierzyć, że żyją w nudnym świecie, o którym wszystko już wiedzą. Ale kiedy gawiedź spotyka się z czymś nieznanym, reaguje tak:
Owo nieznane pozostawia ślady praktycznie na każdym kroku, jednak dba o to, by eksperyment ze "szczurami" pozostał labiryntem.
Do dzisiaj nikt nie jest pewien jaka jest prawdziwa historia tarota, a ja się też w ten temat nie zgłębiałem, jednak jego symbolika, a także ilość kart (22 + 56, łącznie talia 78 symboli) jest zaskakująco uniwersalna; co oznacza np. karta śmierć?
Oznacza ona śmierć. No dobra, to tylko to powierzchowne znaczenie dla ludu. Ww. buddyzm chan, w szczególności ta część praktyk nazywana dżogczen, była związana właśnie ze śmiercią, a dokładniej jej wielokrotnym przezywaniem w sposób celowy i wymuszony (nie miało to właściwie nic wspólnego ze współczesnymi przeżyciami znanymi z relacji NDE tzn. przeżyć bliskich śmierci), i obfitowała w liczne praktyki związane ze śnieniem i zmienionymi stanami świadomości. Ludzie praktykujący te sztuki. obok licznych przeżyć w odmiennych stanach świadomości, pozwalający im zrozumieć wiele rzeczy na temat tego jak funkcjonuje rzeczywistość na innych poziomach (wymiarach), często mają zresztą także liczne sny zsyłane przez istoty niefizyczne.
Wiedza starożytna była zazwyczaj oczywiście z wcześniej podanych powodów ukrywana - nawet jeśli dostawała się siłą j.w. w ręce agresora, to ten dostawał do rąk jedynie stek pozornie niezrozumiałych symboli (czasem, jeśli adepci tej wiedzy wpadali także w jego ręce, bywali torturowani i więzieni, by wyjawili mu swoje sekrety) - poniżej tłumaczenie pozornie mało znaczącego fragmentu z jednego ze starych źródeł taoistycznych, mówiącego o rzeczach "oczywistych"
Kiedy następuje przesilenie zimowe, słońce czasami wschodzi w pierwszych pięćdziesięciu minutach po godzinie chen i zachodzi czasami w ostatnich pięćdziesięciu minutach przed godziną shen. Jego ścieżka ma stałą trajektorię, poruszając się stopniowo z południa na północ. Słońce kontynuuje ten ruch na północ aż do nadejścia przesilenia letniego. Kiedy następuje przesilenie letnie, słońce czasami wschodzi w ostatnich pięćdziesięciu minutach po godzinie yin i zachodzi czasami w ostatnich pięćdziesięciu minutach przed godziną hsu. Ścieżka słońca ma stałą trajektorię, poruszając się stopniowo z północy na południe. Kiedy słońce porusza się od południa na północ pomiędzy zimowym a letnim przesileniem, zimno przechodzi w ciepło. Kiedy porusza się z północy na południe pomiędzy letnim i zimowym przesileniem, ciepło przechodzi w zimno. Letnie słońce jest nocą zimy, zaś zimowe słońce jest nocą lata. Po zimowym przesileniu księżyc, jak letnie słońce, wschodzi na północy i porusza się następnie na południe. Po letnim przesileniu, księżyc jak zimowe słońce, wschodzi na południu i porusza się następnie na północ.
Jeśli skutecznie zniechęciłem was powyższym fragmentem do czytania tekstów taoistycznych, to muszę powiedzieć, że większość mistycznych starożytnych tekstów miała za cel zniechęcić osoby z zewnątrz Mieli myśleć, że to jakiś stek bzdur - innymi słowy, zrobili to skutecznie; oficjalnie alchemicy zajmowali się jedynie przetapianiem metali (z niewiadomych dla otoczenia względów kamień, który chcieli odkryć, nazywali "filozoficznym" a nie np. "złotodajnym") (Taoiści za północ uważali dolne części organizmu lub, mówiąc precyzyjniej, systemu energetycznego, zaś za południe - te wyższe; chińska kultura stawia na kompasie u góry południe, co w sumie jest moim zdaniem sensowniejsze, to my Europejczycy, naśladowcy i spadkobiercy starożytnych kultur mamy mnóstwo rzeczy poodwracane). Teraz postawcie się na miejscu historyków z XX wieku, którzy byli (i są) pod propagandą autorytetów akademickich narzucających im sposób myślenia o pradawnych cywilizacjach: "tutaj mamy stary mistyczny tekst taoistyczny, przeczytajcie go i wyciągnijcie wnioski" - bez odpowiedniego przygotowania (nie znając danej kultury i nie mając punktów odniesienia) Ci historycy w większości przypadków znajdują potem pracę jako nauczyciele historii, przykazując nieświadomie swoje własne wyobrażenia o "prymitywnych" pismach starożytności. Dzisiaj na szczęście historycy czy ogólniej naukowcy są coraz bardziej świadomi tego, że nie należy swoją własną miarą oceniać innych cywilizacji - a może w ogóle innych ludzi, przez co w środowisku naukowym mnożą się alternatywne wersje historii. Jeśli nie jesteście tego faktu świadomi, to macie dowód na to, jak bardzo jest to hermetyczne środowisko - gawiedź ma mieć jedynie pojęcie o świecie takie, jakie wyciągnęło ze swoich lat szkolnych - i co bardziej znaczące, mają to być paradygmaty stojące u podstawy wyciągania wniosków dotyczących całego przyszłego życia po 18 roku życia... Bez znajomości dokładnie innej kultury/cywilizacji nie da się o niej nic sensownego powiedzieć, to znaczy wnioski będą roić się od nieprawd i półprawd (nie wiadomo co gorsze!), i tak właśnie jest ze starożytnymi cywilizacjami. Ignorowanie przez naukowców źródeł i nie wyciąganie z nich wniosków jest wręcz szokujące - czasem profesorowie historii piszą coś w rodzaju (parafraza z pamięci): "ci Persowie mieli dziwny system astrologii, co jest dość trudne do zrozumienia, że przez tyle lat w niego wierzyli i mu poświęcali tyle czasu przy tak wysublimowanym stopniu matematyki i astronomii, z odkryciami, których Europejscy uczeni dokonali zaledwie 200 a nawet mniej niż 100 lat temu, na przykład, twierdzili coś w rodzaju że kiedy bóg Szamasz (Słońce) pojawi się tego i tego dnia na horyzoncie, dojdzie do konfliktu...", zdradzając, że mają blade pojęcie o temacie, w którym się autorytarnie wypowiadają. A teraz jeszcze bardziej was zniechęcę do czytania... moich postów (wiem że udajecie, że ich nie czytacie) bo napiszę #$$%#$%#$^#$#$^#$^#$!@#!@!^%$^#^$ do tych krzyżowców, którzy rządzą z ukrycia naszym światem, wciskając nam te wszystkie badziewne zabawki jako styl życia w XX i XXI wieku, byśmy mieli co robić, na wzór areny zbudowanej dla znudzonych mieszkańców starożytnego Rzymu
Starożytna wiedza w Indiach pojawiła się tysiące lat temu (wg. oficjalnego datowania współczesnych; wg. oficjalnego stanowiska ludzi nimi się w praktyce zajmujących, czyli adeptów w Indiach, jest dużo, dużo starsza), rzekomo była to kompilacja różnych przypadkowych tekstów, następnie ta wiedza wywędrowała dalej lub połączyła się m.in. z wiedzą z Babilonu lub Egiptu, poprzez kraje semickie potem dotarła do Persji, starożytnej Grecji, a następnie Rzymu, by w końcu dostać się w ręce Islamistów - którzy tak samo korzystali z wielotysiącletniej spuścizny jak wszyscy ich poprzednicy; ta wiedza została potem poprzez krzyżowców zabrana do Europy, która otrzymała silny zastrzyk do rozwoju. Choć nie chodzi tu wyłącznie o medycynę i starożytną ezoterykę, i ich połączenie czyli alchemię, to te 3 dziedziny były najbardziej pożądane przez kolejnych uzurpatorów. Poniżej cytat z "Ajurweda Medycyna Indyjska".
Życie (ayu) jest kombinacją (samayoga) ciała, zmysłów, umysłu i reinkarnującej się duszy. Ajurweda jest najświętszą nauką życia, przynoszącą korzyści zarówno w tym, jak i przyszłym wcieleniu.
Czaraka Sanhita, Księga pierwsza, I. 42-34
Termin ajurweda składa się z dwóch sanskryckich słów: ayus - życie i veda - wiedza. Ajurweda rozwinęła się w ciągu tysięcy lat jako całościowy, zaskakująco rozbudowany system medyczny. Filozofia ajurwedy zawiera elementy zaczerpnięte z sześciu klasycznych hinduskich systemów filozoficznych, a także elementy ateistyczne i tantryczne, które nadały jej elastyczność i sprawiły, że w przeszłości możliwe było jej włączanie w kulturę mieszkańców Tybetu, Chin, Grecji i krajów arabskich. Dzieki temu ajurweda mogła rozpowszechnić się na całym ówczesnym świecie jako "matka medycyny".
Zgodnie z tradycją, nauka ajurwedy opiera się na wiecznej mądrości riszich, którzy otrzymali ją w trakcie religijnych i medytacyjnych praktyk. Oświeceni riszi dostrzegli, jak kosmiczna energia przejawia się we wszystkich istotach żyjących, uczyli, że człowiek jest mikrokosmosem zawierającym w sobie cały wszechświat.
Ajurweda, podobnie jak wiedza taoistyczna, starożytna egipska, sumeryjska, majańska itd., mówią bardzo dużo o kosmosie, choć używają jej bardzo przyziemni, powiedzielibyśmy wręcz praktyczni do bólu ludzie. To nie typ umysłu, który tworzy tego typu wiedzę. Jak wskazuje ww. cytat, jeszcze raz powtórzę, że wg. tych, którzy z niej korzystali, ta wiedza została przekazana - przez istoty pozaziemskie - tak, jak teraz jest przekazywana m.in. w snach naukowcom (podawałem sporo przykładów we wcześniejszych postach, a to i tak kropla w morzu różnych dziwnych przypadków naukowcy odkryć). Te istoty oczywiście celowo robią to pośrednio a nie bezpośrednio, nasz system z zablokowaniem pamięci ma sprawiać wrażenie, że ten świat jest takim zamkniętym, odizolowanym od reszty kosmosu czy też wszechświata miejscem, a ludzie tu żyją jakby w rezerwacie, nieświadomi otaczającej ich prawdziwej rzeczywistości, tzn. mających bardzo zawężoną perspektywę... stąd wypowiadanie się w ogóle na temat życia, zdrowia, czy mikrokosmosu (organizmu) jest tak samo śmieszne, jak dla człowieka zabawne byłoby, gdyby przysłuchiwał się filozoficznym poematom robaczków. Wiedza o człowieku w sensie naprawdę holistycznym jest znacznie, znacznie szersza, i dotyczy tajemnic życia, jednak z praktycznego punktu widzenia chyba na początek wystarcza świadomość tego jak przedłużać życie na poziomie fizycznym. Oczywiście docieranie do tego po omacku nie ma zupełnie sensu...