Niektórzy mówią o życiu tzw. duszy jako podróży albo gry świadomości: to znaczy podróżujemy sobie mentalnie przez wszechświat oraz jego wymiary jako świadomości, kiedy nie jesteśmy wcieleni w jakieś fizyczne ciało.
Jak wyglądają te podróże, w zasadzie nikt chyba nie wie do końca, ale jednym z swego rodzaju przystanków świadomości w wielowymiarowej rzeczywistości jest wcielenie się na Ziemi.
Projekt Ziemia, w której nasze świadomości mają się wcielać, ma pewne założenia. My nie znamy do końca tych założeń, ale część możemy odkryć po prostu ucząc się CZYTAĆ informacje z otaczającej nas rzeczywistości.
Tej umiejętności nie uczą nas w szkołach, dlatego jej nie używamy. Nawet o niej nie pomyślimy - nie jesteśmy świadomi, że można odczytywać rzeczywistość. Jesteśmy jak ślepi kalecy, którym sprytnie zabrano prawo do interpretacji i poznawania rzeczywistości.
Nie jest oczywiście proste, by bez przygotowania nagle wyciągać dalekosiężne informacje. Jednak edukacja przeciętnego mieszkańca średniowiecza i starożytności wyglądała zupełnie inaczej - miała charakter naturalny, tzn. człowiek wtedy poznawał świat empirycznie i wyciągał wnioski bez posiadania z góry zaprogramowanych przez edukację założeń odnośnie tego, jakie element rzeczywistości co może oznaczać. Paradoksalnie, bardziej interesowały go niebiosa, a nie tylko to, co miał w najbliższym otoczeniu przed nosem, jak to jest w XXI wieku, i nie był tak zajęty tysiącem spraw. Dzięki temu mógł się rozwijać często niezależnie. Ludzie zatem często obserwowali przyrodę i się uczyli na jej podstawie - i dzięki temu zdobywali wiedzę nie tylko na temat przetrwania, wbrew temu, co mogą sugerować podręczniki szkolne. Istniały nawet cywilizacje oparte na takim sposobie podejścia do rzeczywistości - jedną opisuję w skrócie poniżej.
Z https://kosmita.ofp.pl/forum/viewtopic.php?id=1314
nasz system od początku został zaprojektowany jako iluzja.
Ma dostarczać informacji, Ziemia i wszystko co się na niej znajduje jest w całości swego rodzaju przekazem - jakby księgą celowo spreparowanych i przefiltrowanych dla nas informacji. Byśmy pośrednio i bezpośrednio wyciągali pewne wnioski na temat wszechświata.
Ale aby to tak działało, nie możemy mieć oczywiście pamięci sprzed wcielenia. A więc w jakiś sposób z góry było zamierzone, że nasza świadomość, w tym pamięć, będzie manipulowana.
Jak wspominałem kilkukrotnie, to nasze myśli, poglądy, zaprogramowane sposoby myślenia o rzeczywistości zawężają nasze możliwości interpretacji informacji. Jeden z najbardziej znanych naukowców XX wieku, Chomsky, właśnie to podkreślał w swoich badaniach dotyczących różnych języków i kultur - np. jak to, jakiej terminologii się nauczyliśmy, ogranicza sposób myślenia choćby o zjawisku czasu. Nie wszystkie kultury na Ziemi myślały o czasie w sposób linearny, tak, jak to robimy dzisiaj. Wspomniani dalej Majowie na pewno myśleli o zjawisku czasu w odmienny sposób niż my: wskazuje na to ich tajemniczy kalendarz Tzolkin.
Nasz XXI-wieczny sposób rozumowania oparty jest na logicznej racjonalnej myśli naukowej, i konsekwentnie - nasz styl życia jest oparty na technologii.
Jest to aktualna ścieżka rozwoju ludzkości.
Jak wspominałem jestem sceptyczny wobec channelingów, ale jeden z nich przedstawił dość intrygującą kwestię: że w naszej galaktyce wszystkie cywilizacje obrały drogę rozwoju przez technologię, a dla Ziemi był zaplanowany odmienny scenariusz, i Ziemianie mieli być pierwszą cywilizacją, która miała opierać się na odmiennych kryteriach tzn. nie iść ścieżką technologii.
Są też badacze, tacy jak krytykowany przez wielu Jose Arguelles (zwłaszcza przez środowisko naukowe), który całe życie zajmował się tajemnicami Majów, a zwłaszcza ich osiągnięciami z zakresu astronomii - a może raczej, tego, co określamy dzisiaj mianem "astronomii". Napisał nawet książki na ten temat, z których najbardziej znacząca to "Faktor Majów: ścieżka poza technologię".
Z pozostawionych przez Majów świadectw wynika, że ich podejście do kosmosu było centralnym aspektem ich życia.
Ich najbardziej święty kalendarz - w przeciwieństwie od zwykłego, rolniczego, opartego na zwykłych znanych ziemskich cyklach jak cykl roczny (słoneczny) - odzwierciedlał nieznane zależności, których nie udało się odnaleźć w układzie słonecznym ani kosmosie: w Tzolkinie, w przeciwieństwie do 365-dniowego cyklu rocznego, cykl "święty" liczy 260 dni, i wiąże się silnie z bardzo specyficzną kosmologią Majów: mówią oni, że tzw. niebo (tzn. kosmos) ma 13 wymiarów - ten podział jest określany jako wertykalny, oraz 20 trybów (odpowiedników naszych znaków zodiaku) - ten z kolei jest określany jako horyzontalny. Wspólnie one tworzą 13x20=260-dniowy cykl podstawowy (podobnie jak w naszym zodiaku, każdy ze znaków u Majów ma dodatkowy podział na 4 żywioły-kolory, oraz 5 podstawowych jakości, u nas są to 4 żywioły i 3 jakości - łącznie 4x3=12), który jednak jest umieszczony w jeszcze szerszych cyklach, a te w jeszcze szerszych itd., które łącznie reprezentują "astronomiczne", zupełnie niepraktyczne z punktu widzenia pojedynczego życia, a nawet życia wielu pokoleń, cykle, sięgające wielu tysięcy lat...
Przypomina to naszą precesję, na której oparte są z kolei znaki zodiaku określające nieco ponad 2000-letnie ery, z których właśnie wchodzimy w erę wodnika. Majowie mieli własny, złożony system długich, wielotysiącletnich cyklów. Analiza tego systemu wskazuje, że ci, którzy go utworzyli (w cale nie musieli to być przecież Majowie) mieli zaawansowaną wiedzę na temat matematyki i różnych matematycznych zależności.
Czemu kalendarz, który nie odzwierciedla żadnych fizycznych cyklów, miał być taki istotny?
Trudno powiedzieć na pewno. Nauka dała sobie siana, zaś niezależni badacze, którzy badali osobiście kultury Majów, Azteków, Tolteków i innych ludów Mezoameryki, podchodząc w sposób nieszablonowy do badań, wysnuwali różne wnioski, z których jednym z najczęściej powtarzanych był taki fakt, że ów Tzolkin pozwalał Majom na telepatyczną synchronizację albo łączenie się z kosmicznymi wymiarami. Patrząc szerzej na wiedzę i praktyki szamańskie rdzennych Amerykanów, Majów, i nie tylko, połączenie międzywymiarowe i podróże kosmiczne rzeczywiście było kluczowym aspektem ich tradycji. Nie były to jednak oczywiście podróże fizyczne w jakimś statku kosmicznym, tylko najwyraźniej niefizyczne.
Jednak samo istnienie takiego kalendarza w kulturze, która tkwiła w technologicznej "erze" kamienia łupanego, gdzie nawet nie odkryto tak prostego wynalazku, jak koło, pozwala wyciągnąć wniosek, że ci ludzie kierowali się zupełnie odmiennymi kryteriami cywilizacyjnymi niż my, nie związanymi z technologią ani nawet materią. Byli skupieni na wielowymiarowej rzeczywistości - najwyraźniej materializm, jaki dzisiaj znamy, nie był z jakiegoś powodu dla nich tak istotny.
Czyżby Majowie posiadali rozwiniętą percepcję ponadzmysłową (poza-fizyczną), że nie mieli motywacji do rozwoju w kierunku technologii, a zamiast tego interesowa ich bardziej kosmos w sensie wielowymiarowym (nie jednowymiarowym, materialnym, jak to robi dzisiejsza nauka), telepatycznym połączeniu i podróżach do innych gwiazd i galaktyk? Tak sugeruje m.in. Jose Arguelles.
Alternatywą dla ścieżki technologii jest ścieżka, którą można określić jako mistyczną. Cała cywilizacja w całości oparta na mistyce, a nie na technologii i materializmie, wygląda zupełnie inaczej. Jednak w naszej ziemskiej rzeczywistości mistyczną ścieżkę przechodziły jedynie jednostki - nie tylko w Mezoameryce. Ścieżka mistyczna była także praktykowana np. w Nepalu, starożytnych Chinach przez taoistów, a także była tradycją przez tysiące lat w starożytnym Egipcie - jednak w tym przypadku dla wąskiego kręgu kapłanów oraz faraona, gdzie monumentalne budowle tworzono nie w oparciu o uwarunkowania fizyczne, ale wg. uwarunkowań kosmicznych, nie tylko piramidy - te budowle były zorientowane na powiązania z kosmosem... z jakichś powodów.
Antares napisał/a:Po co te istoty tworzą te plansze oraz projektują pionki (ciała fizyczne), które następnie mają się poruszać po z góry zaprojektowanej planszy
Wszystko wskazuje na to, że ci, którzy projektowali układ słoneczny, zaprojektowali go w myśl z góry założonej filozofii - sposobu postrzegania rzeczywistości przez mieszkańców Ziemi. Sugerują to starożytne źródła, które u swojej podstawy mają zrozumienie kosmosu i naszej planety oparte na symbolice lub, zgodnie z pracami C. G. Junga, archetypach.
Teraz powstaje pytanie: a co, gdy ktoś przejrzy ten system? Tzn. będzie się zastanawiać, jaki jest naprawdę kontekst tej manipulacji, dlaczego manipulacja jest podstawową intencją w tym systemie i kto za to odpowiada? Dlaczego podjął takie decyzje a nie inne?
Anomalii na Ziemi oraz w naszym układzie słonecznym jest mnóstwo - są to z pewnością z góry zaprojektowane informacje, by ludzkość je odkrywała w określonym czasie.
Można sytuację na tej planecie przyrównać do scenariusza "Amerykańscy bogowie" N. Gaimana: jak się okazało w tej powieści, stwórca (można go nazwać "bogiem" zgodnie z tytułem powieści) rzeczywiście istniał, na przekór ateistom. Jednak różnica jest taka, że nasi oraz naszej planety stwórcy najwyraźniej sobie z góry założyli, w jaki sposób ludzie będą mieli odkrywać, że Ziemianie nie żyją w próżni kosmicznej, ale wszystko zostało tu zaprojektowane. Mamy krok po kroku odkrywać różne "dziwne" fakty, zakodowane zarówno w organizmie człowieka, na Ziemi, jak i w otaczającym Ziemię układzie słonecznym. Te odkrycia już zaczęły się ujawniać.
Z tych informacji z kolei możemy wysnuwać kolejne wnioski, a z nich - następne, w ten sposób nie bawiąc się jak naukowcy w badanie rzeczywistości po omacku. Ostatecznie, jeśli poszlibyśmy 200, 300, albo więcej lat później od dnia dzisiejszego, to niewątpliwie okaże się, że XXI-wieczna wiedza naukowa to pikuś w porównaniu do "kosmicznej" wiedzy, którą możemy odkryć, jeśli zabierzemy się do tego w odpowiedni sposób. Jestem 100% pewien, że naukowcy będą odkrywali coraz więcej niewygodnych faktów, zapoczątkowanych chyba przez każdą środowiskową dyscyplinę naukową, czy to jest biologia, fizyka kwantowa, czy inna. Badacze tacy jak Jose Arguelles z pewnością narażeni są na błędy i je popełniają, jednak wylewanie dziecka z kąpielą chyba jest najgorszym możliwym podejściem: bo prowadzi do podejścia typu albo mamy ostateczne, najlepsze możliwe rozwiązanie od razu, albo spoczywamy na laurach. Tak nigdy się nie stanie. Cytat z ww. Faktora Majów:
Kiedy 150 lat temu John Stephens i Frederick Catherwood natknęli się w dżungli na ośrodki klasycznych Majów, rzeczywiście natrafili na "zaginioną" - [ale] tylko dla naszej świadomości - cywilizację. To, co w sumie napisali archeolodzy na temat klasycznych Majów, jest tylko pewnym konturem zarejestrowanym przez materialistyczny świat nauki. To, co faktycznie znajduje się w dżungli na równinach Peten, jest czymś zupełnie odmiennym, niż to, co opisują archeolodzy. Tak jak wynurzają się nocą konstelacje gwiezdne nad dżunglą środkowoamerykańską, tak z labiryntu czasu wyłania się wzór łączący różnorodne ośrodki klasycznej ery majańskiej. Piramidy-świątynie i place otoczone wielkimi kamiennymi monumentami, pokryte zawiłymi hieroglifami i danymi astronomicznymi przedstawiają tak precyzyjną metodę zapisu naukowego, jakiej nie spotkano nigdzie więcej w dziejach ludzkości.
Patrząc całościowo, centra Majów (...) rzeczywiście stanowią swego rodzaju kosmiczną wizytówkę: "Hej, wy tam na Ziemi" - zdają się wołać monumenty - "Ci, którzy nas stworzyli, byli tutaj; wyglądali jak ludzie; byli podobni do was, Ziemian. Jak możecie nie widzieć, nie rozumieć tego, co dla was pozostawiliśmy? Jeśli otworzycie oczy, wolni od nastawień, rozpoznacie podarunek, jaki na was czeka".
Dla klasycznych Majów rejestrowanie cykli planety Ziemi przy pomocy unikalnego systemu matematycznego było ważniejzse niż prowadzenie wojen czy roszczenia terytorialne. (...) Majowie byli więc pod każdym względem unikalni. Wychodząc z takiego punktu widzenia, wszystko wskazuje na to, że mieli oni do spełnienia pewną poufną misję.
(...) Dwa majańskie pojęcia: Hunab Ku i Kuxan Suum przesądzają o galaktycznym spojrzeniu (...)
Hunab Ku tłumaczy się najczęściej jako "Dawca Ruchu i Miary" (...)
Kuxan Suum, dosłownie "Droga ku Niebu, która prowadzi do pępka Wszechświata", definiuje niewidzialne, galaktyczne nici lub włókna życia, łączące zarówno jednostkę, jak i planetę poprzez Słońce z galaktycznym sercem, Hunab Ku.
Identyczna analogia do centralnego słońca, jako dawcy praw wszechświata (ww. miary i ruchu - te prawa kosmiczne z kolei tworzyły podłoże do powstania przestrzeni i czasu), czyli np. Re, który ustanowił prawa wszechświata (Maat), jest oczywiście obecna w innych starożytnych cywilizacjach. Niektórzy historycy zachodzą w głowę po co starożytnym kulturom były potrzebne tak złożone wyjaśnienia dotyczące powstania abstrakcyjnych koncepcji jak przestrzeń, prawa wszechświata, skomplikowane pojęcia opisujące szczegółowo duszę i energię (używając współczesnych terminów) po śmierci, próżnia, a nawet niewidzialność czy nieskończoność, gdy przeciętny prymitywny człowiek często nie potrafił policzyć do pięciu. Przepaść między starożytną nauką a poziomem mentalnym przeciętnego obywatela starożytnej Ziemi jest tak wyraźna, że trudno ją przeoczyć.
A to, co wiemy o starożytnych cywilizacjach, ze względu na notoryczne palenie bibliotek we wszystkich cywilizacjach, to dalekie echo tego, co naprawdę one reprezentowały.
Pojęcia typu Hunab - Ku, Re, Maat, itp. należy rozumieć abstrakcyjnie, nie są one dosłowne, czasem wbrew pozorom. Dla gawiedzi te symbole musiały być podawane w jak najprostszej, obrazowej formie, by lud mógł w ogóle je załapać, ale to był zaledwie najniższy, prymitywny sposób rozumienia tej symboliki. Prawdziwe, ukryte znaczenie, kapłani egipscy zwykle zostawiali dla siebie i nie wyjawiali laikom. Wokół tych tajemnic toczyło się oczywiście dużo dramatów, kiedy zwykli Egipcjanie błagali kapłanów, by wyjawili im tajemnice wszechświata...
Prawdopodobieństwo samoistnego pojawienia się niektórych anomalii jest praktycznie zerowe - a jeśli ich się namnoży więcej (a tak jest), to tylko całkowity ignorant nie zadałby sobie pytania o to, czy ktoś przed nami sprytnie nie zaszył informacji na temat naszej rzeczywistości w zaprojektowanym systemie? Np.:
Księżyc widoczny z Ziemi ma tą samą wielkość co Słońce widoczne z Ziemi. Nie jest to oczywiście przypadek.
Jest to projekt symboliczno-poznaniowy przeznaczony dla tych, co mają spoglądać w gwiazdy i wyciągać wnioski:
Narzędzia, którymi posługują się zarządcy planszy, takiej jak Ziemia, mają w istocie charakter koncepcyjny. Głównym narzędziem psychologicznym do zarządzania planem na wcielenie konkretnej osoby są różne rodzaje dualizmu
Podstawą zarówno mistycznej starożytnej wiedzy, jak i naukowej wiedzy, jest binarność - istnienie dwóch przeciwstawnych biegunów. Wzajemnie się one określają i definiują. Jeśli nie ma ciemności, nie da się zdefiniować światła. Jeśli nie ma energii, nie da się zdefiniować materii. Jeśli nie ma pustki (mistycznej przestrzeni), nie da się zdefiniować energo-materii. Jeśli nie ma lądu, nie da się zdefiniować (skontrastować) oceanu z czymś innym. Itd.
W nauce dualizmy są w każdym miejscu, poczynając od samej matematyki, na fizyce, chemii czy biologii kończąc, poczynając od natury liczb, a kończąc na zjawiskach takich jak optyka, elektromagnetyzm, elektryczność, astronomia, nauka o Ziemi, podział na metale i niemetale, podział na kwasy i zasady, w tym żywność o czynniku zasadowym lub kwaśnym, czy ogólnie metabolizm. Całościowe spojrzenie na te zagadnienia daje nam informację o tym, że to przeciwstawne bieguny są tak naprawdę prawdziwą PRZYCZYNĄ wszystkich procesów - w makrokosmosie i mikrokosmosie. Nauka o człowieku (mikrokosmosie) w starożytności oczywiście te procesy wykorzystuje do zrozumienia procesów alchemicznych (kilku faz przemian - z j. chińskiego wu-xing), które mają miejsce w organizmie ludzkim - są to mapy, ukazujące jak owe bieguny wpływają na to, co się dzieje w organizmie na każdym poziomie - fizycznym i energetycznym:
Starożytna taoistyczna mapa wszechświata przedstawia 4 kierunki podstawowe (te najbardziej istotne) oraz 4 kierunki pośrednie, łącznie 8. Przerywane linie przedstawiają wpływy yin, zaś ciągłe linie przedstawiają wpływy yang - wg. starożytnej chińskiej kosmologii yin i yang są "rodzicami" wszystkich innych dualizmów, tzn. to, że działa np. elektryczność, jest pochodną rdzennego w naszym wielowymiarowym wszechświecie bieguna yin oraz przeciwstawnego mu bieguna yang. W rezultacie pomiędzy biegunami tworzy się pewne napięcie, które prowadzi do dynamiki (ww. ruchu), który można mierzyć, tzn. zarówno przestrzeń jak i czas się zmieniają, a od najstarszych czasów jest on mierzony przy pomocy zaskakująco złożonych kalendarzy takich jak majańskich. Proponuje porównać do kalendarza majańskiego dzisiejszy współczesny prosty kalendarz i zapytać siebie, po co takie cywilizacje jak majańska, babilońska, chińska, hidnuska czy egipska potrzebowały 3 albo więcej kalendarzy? Coś ewidentnie nie gra w oficjalnej narracji nakowej.
Kierunki podstawowe wg. starożytnej chińskiej kosmologii są oparte na światłości, czyli yang, kierunki pośrednie tworzą inną, odwrotną jakość, i oparte są na ciemności (niewidzialności), czyli yin. To co mnie uderzyło ww. chińskim diagramie, to umiejscowienie centralnego słońca (3 linie yang) w północno-zachodnim kierunku - czyli tym samym, w którym naukowcy wskazują centrum naszej galaktyki tj. centralne słońce... Wygląda na to, że mapa wszechświata stworzona przez starożytnych i przez współczesnych naukowców ukazują ten sam materialny wszechświat... Tyle, że Chińczycy mają jeszcze drugą taką mapę, która ukazuje inny poziom (wymiar), również z ośmioma kierunkami. Można zadać sobie pytanie czy do tego etapu naukowcy jeszcze nie doszli, czy też był to wymysł starożytnych Chińczyków (i innych cywilizacji).
Już kiedyś zaintrygowały mnie te diagramy: poprzez odkrycia fizyków z przełomu XIX i XX wieku okazuje się, że w zależności od kierunku świata w kosmosie, przepływająca przez galaktykę energia elektromagnetyczna (zwana powszechnie przez nas światłem) ma inną jakość, wiążąc się z tzw. zjawiskiem przesunięcia ku czerwieni. Tworzy to w sumie 4 rodzaje jakości energii (niewątpliwie odpowiednik 4 kolorów i 4 żywiołów), w zależności od 4 kierunków świata - 4 kierunków, z których dociera do Ziemi energia kosmiczna z naszej galaktyki, np. od strony widocznej Drogi Mlecznej, czy też - od strony przeciwnej. Energia kosmiczna (o specyficznej roli w tym całym astronomiczno-astrologicznym spektaklu Słońca i Księżyca napiszę później) tworzy klimat i dzięki temu życie na Ziemi:
Na tą dziwną zbieżność 4 kierunków, 4 energii kosmicznych (niebiańskich) uznawanych przez Majów i inne cywilizacje, oraz 4 ramion galaktyki, ktoś już kiedyś zwrócił moją uwagę. Nie sądzę, by należało to interpretować tak płytko, jakby to zrobił teraz adept-naukowiec, widząc po prostu 4 ramiona, tym bardziej, że naukowcy zdają sobie sprawę z wielowymiarowości naszego wszechświata, ale myślę, że ostatecznie coś, co moglibyśmy nazwać manifestacją naszej galaktyki, ostatecznie odzwierciedla właśnie liczbę 4 na wyższym, ponadfizycznym poziomie (wymiarze).
Dla porównania: tybetańska mapa wszechświata (4 kierunki podstawowe, oraz 4 pośrednie):
Oraz przykład z przeciwnej półkuli ziemskiej, majańska mapa wszechświata (4 kierunki podstawowe, oraz 4 pośrednie):
Astrologiczne koło zodiaku, lub indiańskie tzw. koło medycyny, oparte na samych dualizmach jakościowych (ogień-woda, ziemia-powietrze, pozytywny-negatywny), przeciwstawiając ze sobą w okręgu określone jakości (czyli znaki zodiaku, np. wodnik-lew - era lwa była ostatnią erą Atlantydy wg. źródeł, tzn. był to rok 10.000 p.n.e. nie jest to przypadek oczywiście znowu: era wodnika będzie, zgodnie ze swoją charakterystyką, odwrotnością ery lwa w czasach Atlantydy), określało to, co tłumaczy się ze starożytnych języków jako niebo, a co my nazywamy kosmosem.
Jeszcze raz, idąc tropem myślenia Chomsky'ego, to, co tworzyli starożytni uczeni, to był tylko język - koncepcje. Była to w zasadzie wiedza taka jak naukowa, tyle, że u podstawy miała inny paradygmat: całościowy (oparty na liczbach i ich jakościowym podejściu, jak u Majów), a nie redukcyjny (oparty na liczbach w sposób ilościowy). Oczywiście dla ludzi najbardziej praktyczna część majańskiej (i innych cywilizacji) wiedzy to ta, która wiąże się z astrobiologią, który to termin utworzył jeden z współczesnych badaczy, Bertholet:
Analogiczne do europejskiego powiązania między organizmem a kosmosem znajdziemy zarówno u Majów, u Egipcjan, u Greków, u Hindusów, czy Chińczyków. Czy one pozwolą nam na wykorzystanie wiedzy o kosmosie do sterowania swoim organizmem w jakiś sposób? Trudno powiedzieć, w każdym razie Chińczycy, Majowie i inni starożytni uczeni byli święcie przekonani o zależnościach między kosmosem a ludzkim organizmem (nie tylko wpływem księżyca i słońca). W KAŻDEJ z tych cywilizacji spalono stare pisma, które podawały dokładniej te zależności (ostatnio wspominałem m.in. o bibliotece aleksandryjskiej, która jak imperium Aleksandra Wielkiego powstała tylko po to, by za chwilę upaść).
Jak wspomniałem, zaprogramowany "aparat myślowy", którym się posługujemy, nie pozwala nam dostrzec szerszego obrazu i holistycznych powiązań - jesteśmy trochę jak robaczki: widzimy głównie to, co mamy pod nosem. Współczesnych naukowców można by nazwać mikro-uczonymi, ze swoimi mikro-skopami... Mikroskop, jeden z symboli nauki, jest podstawą badania rzeczywistości dzisiaj. Nauka widzi tylko mikroskalę, którą ma uzupełniać kosmiczna wiedza przekazana starożytnym cywilizacjom, a dzisiaj jeszcze ignorowaną poza garstką nielicznych badaczy.
Współczesna nauka (wodnik, i następna era: koziorożec...) i starożytna wiedza holistyczna (odwrotne znaki do powyższych, czyli lew 10 tys. p.n.e., rak 8 tys. p.n.e.) uzupełniają się tak samo, jak na mikroskalę przeciwstawne znaki zodiaku również się uzupełniają (nie ma lepszych i gorszych znaków, podobnie nie ma lepszego yin czy lepszego yang): starożytna wiedza pozwala całościowo zrozumieć holistyczne zależności między różnymi elementami wszechświata, zaś dzisiejsza nauka pozwala szczegółowo je opisywać formalnie na najniższym poziomie.
Chemia i biologia (a także medycyna) są bardzo specyficznymi dziedzinami: pierwsze, co może się rzucać w oczy, gdy ktoś się chce zapoznać z nimi, to fakt, że toną one w nadmiarze różnego rodzaju etykietek i dziwnym słowotwórstwie.
Jeśli ktoś chce ukryć przed innymi jakieś fakty, to je szyfruje. Używa terminów, których większość niewtajemniczonej gawiedzi ma nie zrozumieć. W ten sposób mamy dalej średniowiecze, w którym mimo, że ludzie są piśmienni a internet powszechnie dostępny, to po przeczytaniu dowolnej strony w wikipedii dotyczącej np. chemii czy biologii, ludzie zastanawiają się, czy to jest napisane w języku polskim (odpowiedź: nie, nie jest).
Niemniej jednak ostatecznie naukowcy dostarczają nam wiedzy na mikro-poziomie. Wszechświat i zaprojektowany układ słoneczny, włączając w to Księżyc i Słońce, oraz samą Ziemię, a także ludzki organizm, łącznie z DNA, mają zaszyfrowaną dla nas informację w szerszym rozumieniu. Niektórzy niezależni badacze już o tym wiedzą i mówią na ten temat.
W tym sensie wkroczyliśmy w zupełnie nowy etap poznawania wszechświata, choć dopiero on się zaczął w XX wieku w raz z globalizacją: prób odszyfrowania pozostawionych na Ziemi, a także poza Ziemią, danych na temat wszechświata i życia. To czyni nas trochę specyficznymi detektywami, którzy wcielając się na Ziemi, od środka odkrywają i rekonstruują fakty na temat wszechświata.
Ja natomiast chciałbym przeskoczyć i ten etap i pójść na skróty jeszcze dalej, zakładając, że te informacje rzeczywiście zostały nam pozostawione, byśmy je odczytali.
Tajemnica na temat życia oczywiście jest jedną z najbardziej palących rodzajów wiedzy dla każdego.