Krykers napisał/a:wcielenie ziemskie, ma wiele do zaoferowania, i dopiero od niedawna zaczynam to doceniać.
My myślimy o życiu na fizycznych planetach jak Ziemia jak o wcieleniu.
Tak mówią stare religie takie jak hinduizm: mówią o reinkarnacji i "grzechach" (czynach i myślach, które nie są dobre - przeciwnie, są złe) we wcieleniach i konieczności ich rzekomego odpracowania - a ta konieczność otrzymała specjalną nazwę, jest to znany abstrakcyjny koncept tajemniczej "karmy". Czymkolwiek ona naprawdę jest i gdzie jest zawieszona.
Tak więc mamy się wcielać. Tzn. ktoś zdecydował, że będzie tu system wcieleń, i zaprojektował organizmy żywe, by "ktoś" się w nie wcielał.
Podstawowe pytanie brzmi: ale mamy się wcielać w co konkretnie?
W organizm fizyczny. Ale nie jakiś przypadkowy - ale w bardzo szczególny, mamy się wcielać w gatunek człowieka (pominę na razie wierzenia, że można się wcielać w zwierzęta, robaki, a może nawet rośliny, wzgórza, kamienie, ziarenka piasku, tudzież torebkę pani Zuzanny, w układ sterowniczy nowego modelu samochodu, albo w procesor komputera itd.). I to wcielać się nie w przypadkowego człowieka rzekomo, ale bardzo precyzyjnie wybranego egzemplarza (ciała fizycznego) z rodzących się kolejnych 8 miliardów w przeciągu kilkudziesięciu lat.
Układ energetyczny homo sapiens ma mnóstwo "wtyków" - jakby kontaktów, przez które energia może się z nim kontaktować. Tyle, że ludzie nie są ich świadomi (i nie mają być!). Ciekawe, prawda?
Te wtyki energetyczne oddziałują na DNA człowieka (DNA zmienia się pod wpływem częstotliwości, czy też wibracji). Można sterować zatem zmianą DNA w ciągu jednego życia człowieka - i tak się dzieje, DNA człowieka się zmienia (olejcie teorię ewolucji). Owo zmieniające się DNA jednak u nikogo nie powoduje, że jego przetrwanie się wydłuża znacząco: starcy pozostają starcami, na pewno w wieku 80+ lat wszyscy wyglądają jak starcy.
Zatem życie człowieka zostało zaprogramowane na te z reguły kilkadziesiąt lat (i współczesne badania DNA to dobitnie potwierdzają - chodzi m.in. o maksymalną ilość podziałów komórek przy ich odnawianiu). W zasadzie nauka raczej mówi, że zostało zaprogramowane na więcej, 100-200 lat, czasem nawet więcej, ale mniejsza o to - nawet te 300 czy 500 lat to żałośnie malutko w skali życia planety.
Tu wspomniałem dlaczego wszystko wskazuje na to, że DNA jest projektem, a nie powstało samoistnie:
https://kosmita.ofp.pl/forum/viewtopic.php?pid=19282#p19282
A skoro jest projektem, to oznacza, że ktoś świadomie zdecydował, że życie człowieka kończy się po kilkudziesięciu latach, choć istnieją na Ziemi organizmy, które żyją wiecznie.
Cały program życia przeciętnego człowieka też jest obliczony na kilkadziesiąt lat - od pierwszych lat życia, po wiek osiągnięcia tzw. dorosłości (w sumie dość arbitralnie przez polityków wybrany), i cały system socjalistyczny (praca, emerytura, renta itd.).
Innymi słowy:
1. DNA zostało na Ziemi najpierw zaprojektowane
2. Człowiek i jego DNA zostało zaprojektowane w taki sposób, by jego życie trwało średnio ok. 80 lat
3. Cały program jego życia (wcielenia), w tym kwestia starzenia się organizmu (przecież nie musiał się starzeć - można było organizmy na Ziemi zaprojektować w taki sposób, by po osiągnięciu dorosłości przestały się zmieniać - co w sumie nauka również potwierdza, przecież komórki ciągle się odnawiają z jakiegoś powodu) został tak zaprojektowany, by człowiek się w te krótkie ramy życia fizycznego wcisnął
4. W tym krótkim czasie życia nie ma on świadomości i pamięci tego, co było przed jego narodzeniem. Nie ma też świadomości ani percepcji rzeczywistości wibracji - widzi jedynie wąskie spektrum światła (częstotliwości) odnoszące się do fizycznej materii.
5. To wąskie postrzeganie i utrata pamięci musiała zostać ustalona już w momencie, gdy zaprojektowano DNA. DNA okazuje się systemem bardzo elastycznym, którego części można aktywować i deaktywować. U współczesnych ludzi jest ono w większości zdeaktywowane, ale zawiera mnóstwo elementów, których potencjalna aktywacja powoduje nowe możliwości.
Innymi słowy, żyjemy w programie życia, nie będąc świadomym tego, że w nim żyjemy i pod jego wpływem się znajdujemy.
Teraz wracając do wymienionej na początku kwestii rzekomej potrzeby "wcielania się" - czyli de facto interakcji energii subtelnej (tego, co zwykle nazywa się duszą) z energią fizyczną. A co, gdybyśmy nie musieli się w cale wcielać, tylko sami mogli zmieniać sobie formę naszej własnej energii, tzn. nie potrzebowali biotechnologii w rodzaju DNA i ludzkiego organizmu? Bo chodzi tu przecież o zmianę postaci energii. Dlaczego ktoś jednak nas uwięził w takim systemie, w którym właśnie tak to działa - czyli, że jednak energia wciela się w inną postać energii (fizyczną)?