1.7. Koniec rehabilitacji


Moja rehabilitacja dobiegła końca. Płomienie życia ponownie zatliły się w czakrach, a aura i samopoczucie wróciły do równowagi. Rehabilitacja odbywała się nocą Transportowano mnie do bazy na orbicie celem odbycia seansów uzdrawiających. Było ich w sumie pięć.

Z każdego zdarzenia płynie nauka, która może zakończyć się nieoczekiwanie. Tak było i w moim przypadku. Okazało się, że moja wiedza techniczna została zbyt słabo stłumiona i skonfiskowano mi kilka przyrządów, które zmajstrowałem z nudów. Sądziłem, że skoro posiadam wiedzę niezbędną do stworzenia wzmacniacza fal mózgowych, dematerializatora (rozbijacza atomów) i rozsuwacza atomów (przydatne do przechodzenia przez ścianę do drugiego pokoju), to wolno mi je zbudować. A tu - niestety - przełożeni wszystko skonfiskowali. Dostałem burę nawet za oczyszczarkę, bo nie powinienem ujawniać, że ją posiadam, bo ktoś mógłby ją ukraść. Teraz muszę chować ją w małym bąblu stojącego czasu.

Jedyna rzecz, jakiej nie mogę sobie odżałować, to kabina do masażu strumieniowego. Myślałem, że skoro na Ziemi produkują rozmaite gadżety do masażu wewnętrznego i zewnętrznego, to pozwolą mi ją zatrzymać, ale nic z tego. Szkoda.

Często korzystałem ze strumieni powietrza niosącego pozytywne dla zdrowia ładunki energetyczne i strumieni dźwięków wprowadzających komórki w zdrowotny rezonans. Gdy ustawiłem odpowiedni poziom strumienia powietrza, mogłem na poduszce powietrznej wznieść się w powietrze i pofruwać po pokoju (kabina zajmowała mały pokój), a niskie wibracje wywoływały przyjemny, podbudowujący psychicznie, masażyk erotyczny a nawet łaskotki (niektórzy kosmici, gruboskórni, nie rozumieją co to jest). Ech... A teraz to przeszłość, bo moglibyście wykorzystać ją do tortur. Koniec fruwania, koniec cielesnych rozkoszy, koniec poprawiania kondycji i koniec bezsensownych chichotów pod sufitem.

Przełożeni powiedzieli, że jeśli poprawa mojego stanu zdrowia będzie konieczna, to sami o nią zadbają i nie powinienem budować tak zaawansowanych urządzeń na własną rękę. Gdy gwiezdny wędrowiec wciela się w ciało dorosłego człowieka, nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. U mnie pozostało zbyt wiele wspomnień i część trzeba było dodatkowo wymazać. Otrzymam je z powrotem, gdy moja misja na Ziemi dobiegnie końca.

Nie podjąłem jeszcze decyzji jak długo potrwa, więc może się zdarzyć że nastąpi to niebawem. Po osiągnięciu równowagi emocjonalnej i energetycznej podjąłem decyzję, że muszę to dobrze przemyśleć. Poznać lepiej Ziemian i wtedy zdecydować. Dałem sobie czas do końca roku.

Jedynym plusem zdarzenia jest wszczepienie implantów w czakrach, które będą chronić płomienie życia przed zdmuchnięciem. Gdy znajdę się w otoczeniu zdmuchiwacza aury, implanty ochronią czakry i po zdarzeniu ponownie zapłoną odpowiednią mocą. Nie będę już cierpieć z tego powodu. Co najwyżej doznam chwilowego niedomagania równie uciążliwego jak czkawka. Nie znam technologii osłaniaczy czakr, ale specjalnie dla mnie sprowadzono je z Jerkii w gwiazdozbiorze Delfina.