Kowalski, a propo tego, co mówiłeś ("dziurawą ideę karmy musimy załatać nowym wymyślonym konceptem").
ta idea karmy jest "dziurawa" tylko w jednym miejscu - nikt z nas (tak mi sie wydaje) nie potrafi jej dowieść tak, żeby przecietny ziemianin w nią uwierzył. nie zobaczysz, nie usłyszysz i nie dotkniesz prawa karmy - wiec NIE uwierzysz (w pełni), chocby to była prawda. dlatego też ja jeszcze z rezerwą do tego podchodzę. Wiem o prawie kramy 'od innych', którzy zapewniają słowami, że takie cos istnieje. opisali ją nawet, jedni bardziej, drudzy mniej szczegółowo, ale wciąż to tylko teoria, z mojego punktu widzenia. I z tego samego tez punktu mozna sie zastanawiac, gdybac i isc glosem intuicji, by więcej sie o niej dowiedziec. bo nasuwa sie co do tego wiele pytan.
g_a_kowalski napisał/a:Ten sam pogląd z którym walczył Jezus w Nowym Testamencie i za który Żydzi go nie lubili, bo wówczas wierzono, że ludzie np. chorują ponieważ ponoszą karę za "grzechy przodków". Wierzyli więc w rodzaj "karmy", którą tylko Bóg miałby moc wyeliminować. A potem przyszedł Jezus i zaczął uzdrawiać. (Co gorsza robił to w Szabat...)
to też tylko czyjś wymysł, w moim odczuciu. tzn. biorę pod uwagę, że to wymysł; jak i cała opowieśc o chrystusie. moze zyl, moze nie, moze dokladnie tak jak w bibli, moze całkiem inaczej.
przy okazji podziele sie z wami moimi wierzeniami: wierze, że dusze świadomie wybierają sobie płód np. z jakimś problemem zdrowotnym (moze tez byc płód, którego rodzicami są np jacys psychopaci, abo co;] - ogólnie, robią to świadomie), mając w tym swój powód. pytanie jaki, co nie? może to naprawdę coś daję? cierpienie? i to takie w nadmiarze albo na starcie.. Nie wiem.
mysle, ze tacjannie chodziło o miłość, za którą sie cierpi. chrystus przyszedl na swiat, zeby cierpiec za tych których kocha - ucząc ich tez na własnym przykładzie, ze taka miłosc, i taka smierc, są zbawienne i szlachetne i w ogóle lepsze.
g_a_kowalski napisał/a:Ale ja pierwsze słysze, że każdy kto oczekuje cierpienia, doświadcza go. Wątpię, aby tak było. Poza tym, nie widzę jak to ma się do powszechności cierpienia, na które wskazywał Budda.
o buddzie nic nie wiem i nie interesuje mnie on na razie. Ale co do cierpienia... troche tak jest - ludzie oczekujący cierpienia "wierzący" w to, ze czeka ich cierpienie, ze im sie nalezy nawet, w ogole ludzie MYSLĄCY o cierpieniu własnym, lękający sie jego, przyciągają do siebie to cierpienie - tak, po czesci w takie cos wierze, ze mysli przyciągają zdarzenia, tworzą rzeczywistosc. prawda jest taka, ze ludzie, ktorzy doswiadczyli cierpienia (w szerokim pojęciu) odbierają to za nieodłączną czesc rzeczywistosci (są nawet ludzie, którzy nie mogą bez tego żyć, bo do niego 'przywykli') i nawet samym uzalaniem sie nad sobą pod tym wzgledem, sami zadają sobie cierpienie - samymi myslami; boć smutek (i paniczny strach) to najgorszy rodzaj cierpienia.
można powiedzieć, ze są tacy ludzie, o których tacka wspomina - nie znający cierpienia. moim zdaniem kazdy czasem cierpi z jakiegos powodu, ale są ludzie, zdecydowanie, którzy tak naprawdę mają tak lekko (wiadomo, ze mają swoje dramaty - przy czym obiektywnie patrząc, są one tak smieszne, ze az boli), że cierpią tylko poprzez innych - współczując im. są też wreszcie i tacy ludzie, którzy posiedli tą mądrość w zyciu, która sprawia, że wszelkie cierpienia (większosc naszych cierpien jest urojonych- tj. sami sobie życie komplikujemy zamartwianiem się, które samo przez siebie nic nie rozwiązuje) się jej nie imają.