Jak wspomniałem kilka tygodni wcześniej, chciałem poruszyć kwestię głodu na świecie, zwłaszcza w tzw. krajach trzeciego świata. Jakiś czas temu była afera związana z dużymi amerykańskimi organizacjami charytatywnymi, które dokonywały oszust finansowych przy pomocy wybiegów w księgowaniu. Ponieważ niemal nikt nie monitoruje z reguły organizacji non-profit, przez długi czas taki proceder mógł być ukrywany. W skrócie, pieniądze w większości trafiały ostatecznie do magnatów, a żywność była zakupywana za ułamek docelowej kwoty.
Ale nawet pomijając organizacje charytatywne, w ogóle zastanawia mnie kwestia głodu i rzekomo pomocnej dłoni wyciąganej przez bogate państwa w kierunku biedniejszych. Mogę powtórzyć to, co napisał Hejal: jaki jest sens dawać głodnemu jedzenie, skoro jutro znowu będzie głodny?
Tutaj cytat z forum:
Hejal napisał/a:Można głodnemu dać nasiona zboża albo upieczony chleb. Jeśli dacie nasiona oraz informacje, co z nimi zrobić, wówczas osoba ta nauczy się siać i zbierać plony, z których upiecze wiele chlebów i będzie samowystarczalna. Jeśli dacie chleb, wówczas nakarmicie głodnego, ale głodny będzie przychodzić po więcej, bo będzie uzależniony od "darczyńcy".
Zauważcie, że w krajach wysoko rozwiniętych przyrost naturalny jest albo niski, albo ujemny. W krajach, w których panuje głód, przyrost jest ogromny - wielokrotnie przekracza umieralność. Jeśli spojrzeć na statystyki po 2000 roku, szybko zauważymy, że gwałtownie rosnąca populacja na Ziemi rośnie właśnie "dzięki" krajom skrajnie ubogim.
Jeśli owe kraje po tylu latach "wspomagania" nie rozwiązały problemu głodu i ubóstwa, czy ma to dalej sens? Mnie zastanawia, czy ten proceder, pod przykrywką szlachetnych czynów, nie ma drugiego dna, którego efektem ostatecznie jest ciągle narastające cierpienie z głodu i skrajnej nędzy?
Ludzie z krajów bogatszych nie myślą o tym, ale porównajcie liczebność ludności Europy czy Ameryki z ludnością "krajów trzeciego świata"? Przewaga tych drugich jest przytłaczająca - a jakie emocje mogą panować wśród ludzi, którzy codziennie muszą walczyć o życie, które sprowadza się do najbardziej prymitywnego przetrwania biologicznego?
Uważam, że ten stan powinien w taki czy inny sposób wreszcie się zmienić. Również nie jestem zwolennikiem depopulacji, jak wspomniał EnergyFlow - ale jeśli zostawimy tą sytuację dalej samą sobie, już niedługo przekonamy się, w jakim kierunku nas to pociągnie. Ludzie, którzy nie mają nic do stracenia, niczym nie ryzykują.