481 Ostatnio edytowany przez Antares (2024-04-05 23:09:18)

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Krykers napisał/a:

Nie to miałem na myśli. Nie porzucajmy prób dowiedzenia się. Po prostu mam wątpliwości. smile

Sceptycyzm na pierwszym miejscu to moja szkoła big_smile

Ale muszę napisać jednocześnie, że kiedy ktoś za daleko wychodzi po za to, w co wierzą ludzie, to zaczynają tak jak napisałeś Krykers w drugiej wypowiedzi, mówić o tobie paranoik...

Dobra, na razie nie będę was katował tematem kontroli umysłów na ile da radę. smile Nie zamierzam nikomu mówić co ma myśleć, ani jakie źródła jak ma oceniać.

Podstawowym faktem egzystencjalnym jest to, że każdy ma swój własny umysł i powinien z niego korzystać - w zakresie, jaki uzna za stosowany. smile Jeśli społeczeństwo chce żyć w systemie niewolniczym, to myślę, że należy ich tam zostawić, ewentualnie coś podpowiedzieć w taki sposób, by do nich informacja dotarła nawet w subtelnej formie - a nie natarczywy jak robią to ludzie nawracający na wiarę. smile

Wkrótce wrócę do meritum tematów, ale ostatnio podkreślam kwestie systemu wcieleń, bo to zakreśla szerszy kontekst tego, co tu się dzieje. Otaczają nas informacje na temat wszechświata, ale trzeba zacząć je obiektywnie czytać, a nie zadowalać się byle odpowiedziami. wink Natomiast większość ludzi zachowuje się już w wieku 20 lat tak, jakby poznała wszystkie odpowiedzi i teraz już nie chce szukać - i po części jest to uzasadnione: wcielenie jest za krótkie by zastanawiać się nad nim. big_smile

malgosia.wl napisał/a:

Bo wszyscy chcieliby zostać nieśmiertelni bez jakiejkolwiek zmany w tym co robią na codzień, a tak to niestety nie działa. Wszyscy czekają na cud, który się nigdy nie wydarzy. Dlatego się starzeją i umierają. Wiara w cuda jest zabójcza w dłuższej perspektywie...

Czekają, bo "wiedzą" (myślą), że już poznali odpowiedzi. smile Nieśmiertelni nie istnieją. tongue Tak im powiedziano m.in. w szkole, tyle, że nie wprost. smile

Są różne rodzaje biblii - świętych, niepodważalnych ksiąg. Tak samo są różne wersje niepodważalnych autorytetów, którym należy wierzyć. Kiedy zaczynamy wierzyć, to umysł już przestaje być potrzebny. smile

Natomiast pozostali kontynuują odkrywanie wszechświata. smile Tyle, że na tej planecie jest ich bardzo mało. smile

482 Ostatnio edytowany przez Krykers (2024-04-06 19:38:55)

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Nie chciałem cię nazwać paranoikiem. Przepraszam. Na pewno dla mnie nie jesteś natarczywy. W krótkim czasie podałeś ogrom informacji, i sam rozumiesz, to może przytłoczyć, szczególnie jak z tematem spotykam się pierwszy raz, i potrzebuję czasu aby się oswoić. Pisz to co czujesz, a nie to czego oczekują od ciebie inni. Pisz to co wiesz. W tym nie ma nic złego.

483

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Krykers napisał/a:

Nie chciałem cię nazwać paranoikiem. Przepraszam.

1. Nie przepraszaj (zwłaszcza za nic). 2. Nie nazwałeś mnie paranoikiem czy czymś w tym rodzaju (a jeśli tak, to nie pamiętam żebyś to robił), chodziło mi o tą drugą twoją wypowiedź z osobnego wątku:

Krykers napisał/a:

Ale jak chcę poruszyć tematy (jak to określiłeś Antares, nieinteresujące) to pojawia się śmiech. Albo szok. Albo że "jesteś oszołomem". Albo niezrozumienie, i tylko "aha". Oburzenie. W zależności, od tego jaki system dominuje w umyśle danego osobnika, to reakcja jest różna, a jednocześnie przewidywalna.

Od tego są te fora, by pisać co myślimy.

To co piszę to nie żadna absolutna prawda, piszę to na forum do potencjalnej dyskusji, na podstawie lat doświadczeń i analiz materiałów, które były dostępne na rynku polskim i światowym. Mam sporo własnych doświadczeń, które często wykraczają poza cokolwiek, co możesz wyczytać w jakiejkolwiek książce - przez co jestem w dość komfortowej sytuacji, bo mogę wiele informacji np. z relacji hipnotycznych, NDE, stanów ASC, i wielu innych szybko weryfikować i odpowiednio układać sobie.

Na pewno doszedłem do wniosku, by nigdy - naprawdę - nie sugerować się niczyim zdaniem ani autorytetami. Autorytety w większości przypadków robią więcej szkód niż pożytku. Dotyczy to także channelingów. Ludzie ślepo wierzą we wszystko. Np. wokół księgi Urantii, jeśli o niej słyszałeś (która zawsze budziła moje zastrzeżenia i nie miałem motywacji, by ją poważnie potraktować) zrobił się cały kult, jak wokół biblii. Często pojawiał się u mnie ten sam scenariusz: kiedy zawierzyłem autorytetowi, okazywało się, że był to błąd, który powstrzymywał mnie przed wolną ręką w swoim własnym odkrywaniu rzeczywistości.

Tak więc Krykers, najlepsze co mogłeś zrobić to wg. mnie właśnie robisz: jawnie zgłaszasz swoje wątpliwości, i tak powinno być. Myślę, że nie jesteśmy tu od tego, by się poklepywać po plecach jak w kółku wzajemnej adoracji - a wiele społeczności ezoterycznych tak właśnie wygląda - a przeciwnie, lepiej się pilnować na tym grząskim ezoterycznym gruncie, gdzie bardzo łatwo o fałszywe kroki (ślepą, nieuzasadnioną wiarę w swoje własne przypuszczenia, lub, co gorsza, autorytety zewnętrzne).

Czasami jednak, gdy nie ma pomostu pomiędzy zrozumieniem i wiedza jednej i drugiej osoby, argumenty nie trafią.

Wówczas, jak piszesz, pozostaje robienie swojego i nie oglądanie się na innych.

Materiał, który tu opisuję, jest już obszerny (choć ja mam wrażenie, że ciągle jestem daleko w polu, bo ciągle sporo jest do odkrycia), dlatego możesz mieć wrażenie przytłoczenia. Kiedy stwierdzam: to i to jest możliwe, ale ktoś zgłosi wątpliwości, albo wręcz zaneguje i powie, że powinienem zając się czymś innym (tak niektórzy robią, to nie do Ciebie Krykers), to takie stwierdzenia szybko weryfikuję, bo opieram się również na własnych doświadczeniach - nie muszą one być prawdą ostateczną, ale na obecnym etapie sugerują mi często, że rozmówca nie wie o czym mówi, tzn. widzę to od razu, bo przeszedłem całą tematykę w dość szerokim spektrum. smile

Jak wspomniałeś w odrębnym wątku, są ludzie, którzy starzeją się szybko, ale są tacy, którzy starzeją się wolno. Jak to możliwe? wink

484

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Co do autorytetów. Ja ich nie uznaję. Ciebie traktuję jak internetowego kolegę, a nie guru. Błędy autorytetów, moga być powielane, bo autorytet zaślepia. Zdarzało mi się zachwycić kimś, co potrafiło mnie to zaślepić, i to zaburzało rozsądek.

To są tematy, które są rozległe. Dużo jest filozofi, trochę wiary, ogólnie subiektywnych rzeczy, w tym doświadczeń. Przecież nawet nie odbieramy świat jednakowo, tylko inaczej. Jak ktoś mówi że ma absolutną rację, wie wszystko (stykałem się z takimi), to no cóż, prawdopodobnie nie ma racji, bo sama taka postawa, zamyka na dalszą naukę. U ciebie tego nie zauważyłem, a jedynie fascynację. smile

A co do starzenia się, to nie do końca wiem, skąd te rozbierzności. No, zdrowe odżywianie, ćwiczenia fizyczne, czy medytacja, to podstawy. Podejście do świata też jest podstawą. Już wiem, że przyczyna leży bardziej poza fizycznym ciałem. smile

485

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Krykers napisał/a:

A co do starzenia się, to nie do końca wiem, skąd te rozbierzności. No, zdrowe odżywianie, ćwiczenia fizyczne, czy medytacja, to podstawy. Podejście do świata też jest podstawą. Już wiem, że przyczyna leży bardziej poza fizycznym ciałem. smile

Rozbieżności pomiędzy jedną a drugą osobą - ich organizmami - są faktem. Kiedyś też wierzyłem w te zalecenia, typu zdrowa dieta, ćwiczenia itd. - wydaje mi się nadal po części, że wpływają na organizm. Ale łatwo dowieść, że nie są one podstawowym czynnikiem. Jest inny czynnik, który powoduje, że jeden się starzeje szybciej, a drugi wolniej.

486

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Jaki to czynnik, według ciebie? smile

No, naprawdę, musze się dopytywać, jakbyś od razu nie mógł napisać. tongue Ja podejrzewam wiek duszy, ale nie wiem. wink

487

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Krykers napisał/a:

Jaki to czynnik, według ciebie? smile

No, naprawdę, musze się dopytywać, jakbyś od razu nie mógł napisać. tongue Ja podejrzewam wiek duszy, ale nie wiem. wink

Nie musisz dopytywać smile Moim zdaniem tym czynnikiem jest energia, zaś energia w organizmie fizycznym to temat na osobą dyskusję - właśnie w tym wątku. smile

488

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

To może dlatego ludzie tak do mnie garną. smile Bo chcą mnie wyssać. wink Może czują podświadomie moją energię... Nawet nie poświadomie, bo ja jestem energiczny, szybki, taki, no wiesz o co chodzi. tongue Czasami jest to uciążliwe, bo lubię sobie pobyć sam. Lubię oczywiście sobie poleniuchować, pospać, ale jak ruszę w "teren", to nie ma zmiłuj. Jestem jak wiatr, jak akumulator elektrolitowy (o jej, co ja to mówię smile ) , wszędzie mnie pełno. big_smile Chcę przez to powiedzieć, że to z tą energią, to by się zgadzało u mnie.

489

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Krykers napisał/a:

Chcę przez to powiedzieć, że to z tą energią, to by się zgadzało u mnie.

Generalnie się zgadza, ale to część prawdy. To o czym piszesz to jest energia, ale alchemicy wchodzili w temat znacznie głębiej - docierali do źródła tej energii. Natomiast twój opis mówi o zewnętrznych przejawach energii, która rzeczywiście wpływa korzystnie na organizm, ale nie zapewnia jeszcze długożywotności, czyli życia setki, tysiące lat albo dłużej - to znaczy, wiecznie, bo organizm może się wiecznie odnawiać. Właściwie to robi to, tyle, że posiada dodatkowy program w DNA - program śmierci, przeciwieństwo programu życia i rozwoju.

Często zastanawiałem się czemu w kolebce obecnej cywilizacji i ośrodkach, w których są najbardziej znaczące pomniki starożytnej wiedzy, ciągle są prowadzone działania wojenne, np. w takim Iraku, który jest cieniem dawnej chwały krajów Sumeryjskich i Babilońskich. Przez to nie można od dekad tam prowadzić normalnych badań. Mam nieodparte wrażenie, że ktoś nie chce, byśmy się czegoś istotnego dowiedzieli. A gdy nie można czegoś sprawdzić, pozostają nam starożytne przekazy i legendy, które mówią o skarbach wiedzy ukrytej w tamtejszym obszarze.

Atlantydzi według wielu przekazów posiadali informację na temat nieśmiertelności i podobno jest ona zapisana w piramidzie i tajemniczych tekstach, w tym słynnych Szmaragdowych Tablicach (zawierające wg. przekazów informacje o alchemii, życiu i nieśmiertelności), pisze o tym m.in. polski naukowiec medyczny, który także zajmuje się zagadkami historii w książce "Zakazana historia bogów i ludzi":

Od pradawnych czasów, podobnie jak to ma miejsce obecnie, teren okalający piramidy dzień i noc jest patrolowany przez liczne straże. Od wielu lat nie można uzyskać zgody na wykonanie badań z zastosowaniem nowoczesnego sprzętu. Apele naukowców i organizacji międzynarodowych pozostają bez echa. Powód? Nieznany.

Być może wiedza o piramidach jest przekazana nielicznym wybranym, w których ręce dostały się wielce tajemnicze "Szmaragdowe tablice" Thota. (...) Hermes-Thoh miał spisać część swojej wiedzy i przekazać ją Hiramowi, praojcu funkcjonującej po dzień dzisiejszy organizacji masońskich. (...)
Thot w "Szmaragdowych Tablicach" przedstawia się jako "Atlantyder, budowniczy Wielkiej Piramidy", którą wzniósł 30 000 lat p.n.e. W szczycie budowli umieścić miał czworościenny złoty piramidion, we wnętrzu którego znajdował się kryształ czerpiący kosmiczną, niewyczerpywalną energię z eteru. Thot głosił również, że w piramidzie ukryto dla pożytku potomnych całą posiadaną wiedzę oraz sposób na uzyskanie nieśmiertelności i władanie umysłami.

Tą wiedzę ukryto na różne interesujące sposoby, włączając w to odniesienie geograficzno-astronomiczne to gwiazd, poprzez różne nieprzypadkowe zależności matematyczne np. różnych długości piramidy, a także przez inne środki. Podejrzewam, że jeśli ktoś się spodziewa tradycyjnych papirusów jako przekazanej wiedzy, lub naściennych zapisków, to ich tam się nie doszuka. Ta wiedza miała trafić do ludzi, którzy osiągną pewien poziom rozumienia, i będą wówczas mogli odczytać tą wiedzę. Podejrzewam, że na wypadek, by nikt jej nie odkrył, z naszych podatków utrzymywane są wspomniane przez  autora straże, a także wszczynane wojny pod byle pretekstem, by nie dopuścić społeczeństwa do przed-potopowego dziedzictwa. tongue

490 Ostatnio edytowany przez malgosia.wl (2024-04-17 15:37:18)

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Jedna z lepszych ocen tematu związanego ze zdrowiem, bez idealizowania rzeczywistości:

Sztuka t’ai chi ch’uan (taijiquan) cieszy się ogromną sławą, zarówno w Chinach, jak i poza granicami Państwa środka. Można by uznać ją za najpopularniejszą spośród chińskich sztuk walki, gdyby nie to, że wielu instruktorów nauczając form Tai Chi Chuan pomija aspekt samoobronny tej odmiany kung-fu. Wykorzystanie ćwiczeń taijiquan dla celów zdrowotnych i psychoterapeutycznych lub po prostu dla fizycznego i psychicznego relaksu, jest jak najbardziej godne polecenia. Nie należy jednak zapominać, że chociaż u podstaw tej sztuki leżą metody określane dziś mianem chi kung, rozwijane często dla celów zdrowotnych, to znalazła ona swój indywidualny wyraz stając się sztuką walki. Innymi słowy wierutną bzdurą jest twierdzenie pseudoekspertów (a niestety większość ludzi na Zachodzie podających się za instruktorów, a nawet mistrzów tai chi jest nimi), że tai chi powstało, jako ćwiczenie zdrowotne, a dopiero później włączono do niego elementy sztuki walki.
To co ćwiczono niegdyś, zanim powstała sztuka walki taijiquan (w innej transkrypcji t’ai chi ch’uan, w skrócie: taiji, t’ai chi, tai chi), a co mogło wyglądać do pewnego stopnia podobnie, gdyż ruchy były często powolne, zrelaksowane, wykonywana w skupieniu, zwykle w połączeniu ze specyficzną, ściśle określoną aktywnością mentalną, nie było po prostu określane tą nazwą i nie posiadało szeregu cech charakterystycznych dla późniejszego tai chi ch’uan. Wielkim nadużyciem jest zatem twierdzenie, iż było to tai chi. Otóż w pewnym momencie wyłoniła się sztuka walki, w której wykorzystano tego typu ćwiczenia. Dziś trudno powiedzieć, kiedy się to odbyło. Pierwsze informacje, na których można polegać pochodzą dopiero z 17 wieku. Nie używano wówczas jeszcze jednak nazwy tai chi (tai chi chuan, taijiquan). Pojawiają się terminy neijiaquan (pięść wewnętrznej rodziny – styl dziś już niemal całkowicie zapomniany), czy Chenjiaquan (pięść rodziny Chen – to co później stało się stylem Chen taijiquan). Uprawiano podobne sztuki walki przez kilka wieków (w rodzinie Chen i nie tylko), nazywając je w różny sposób, ale nie tai chi.

Na początku XIX wieku panowie Yang Luchan i Wu Yuxiang mieli okazję poznać sztukę walki rodu Chen i stworzyli na jej bazie swoje własne systemy. Yang Luchan swój określał, jako huaquan (neutralizująca pięść) lub mianquan (bawełniana pięść). Wu Yuxiang znaleźć miał tajemniczy manuskrypt traktujący o sposobie walki podobnym do tego, czego nauczył się od Yang Luchana i Chen Qingpinga. Tekst ten zaczynał się słowami: „Taiji zhe, wuji er sheng, yin yang zhi mu ye” (taiji rodzi się z wuji, jest matką yin i yang). Było to wyraźne nawiązanie do filozoficznej koncepcji pierwotnej jedności taiji (tai chi), wykształconej przez szkołę neo-konfucjanistów. Niektórzy twierdzą, iż konfucjanista Wu Yuxiang sam był autorem tego tekstu, a twierdził że jest to stary traktat, który przypadkowo trafił do jego rąk, żeby nadać mu większą rangę (było to w Chinach bardzo często spotykane postępowanie). Odwołując się do występującej w tym tekście koncepcji taiji, Wu Yuxiang swoją sztukę walki nazwał taijiquan (t’ai chi ch’uan) – pięść taiji (dziś system ten znamy pod nazwą stylu Wu taijiquan lub Hao taijiquan). Wkrótce Yang Luchan otrzymał od Wu Yuxianga kopię traktatu znalezionego lub, co jest bardziej prawdopodobne, napisanego przez niego i tak jak Wu Yuxiang, zaczął swój system nazywać Tai Chi Chuan (dziś znany, jako styl Yang Tai Chi Chuan). Nieco później nazwę tę przyjęła także rodzina Chen (styl Chen Tai Chi Chuan). Był wiek XIX. Dopiero od tego momentu można mówić o sztuce taijiquan (t’ai chi ch’uan, tai chi) jako takiej, ponieważ dopiero wtedy zaczęto używać tej nazwy, a używano jej niewątpliwie w stosunku do sztuki walki, a nie systemu ćwiczeń zdrowotnych. Wkrótce (początek XX wieku) powstały pozostałe popularne dziś odmiany taijiquan – Wu (zapisywane innym znakiem niż styl Wu Yuxianga, ten został stworzony przez Wu Quanyou i jego syna Wu Jianquan) na bazie stylu Yang i Sun powstały na bazie stylu Wu (Wu Yuxianga). Istnieją też inne style, wywodzące się bezpośrednio lub pośrednio ze stylu Chen. Oprócz nich istnieją systemy, oparte na podobnych zasadach, chociaż nieposiadające bezpośredniego związku ze stylem Chen i pokrewnymi. Można sądzić, że zarówno styl Chen (i tym samym style taijiquan wywodzące się z niego) jak i te inne, podobne systemy mają wspólne korzenie. Systemy, o których tu mowa nie były jednak nigdy określane mianem taijiquan (t’ai chi ch’uan). Nosiły one bardzo różne nazwy, aż w ostatnich kilkunastu latach, gdy sztuki walki w Chinach zaczęły znów swobodnie rozkwitać, zaczęto nazywać je taijiquan, by „załapać się” na popularność związaną z tą nazwą. Tak więc pojawiło się ostatnio szereg systemów określanych jako: pierwotny taijiquan, taijiquan z Wudang, taijiquan Zhang Sanfenga itp. Oczywiście mamy tu do czynienia tylko i wyłącznie z chwytem marketingowym.
Cóż można sądzić o szeregu ludzi, twierdzących, że ich system wygląda dokładnie tak, jak pierwotna wersja stworzona przez Zhang Sanfenga, podczas gdy każdy z nich naucza czegoś zupełnie innego niż pozostali?

Już w XIX wieku, to co wykształciło się jako sztuka walki taijiquan (t’ai chi chuan) zaczęło powoli zmierzać w kierunku ćwiczeń dla zdrowia. Gdy twórca stylu Yang – Yang Luchan zaczął nauczać w Pekinie arystokratów mandżurskich, dla wielu z nich ćwiczenie prawdziwego taijiquan było ponad siły. Dlatego Yang stopniowo zaczął eliminować z formy trudniejsze elementy. Pierwotna forma łącząca powolność z dynamicznymi ruchami fa jin, zaczęła zmieniać się w formę w całości powolną. Jeszcze synowie i wnukowie Yanga ćwiczyli wersję bardziej tradycyjną, „bojową”, na szeroką skalę zaczęto jednak nauczać wariantu łagodniejszego, „zdrowotnego”, chociaż niepozbawionego elementów sztuki walki. Szczególnie wnuk Yang Luchana – Yang Chengfu poszedł w tym kierunku. Jego wersja stała się najpopularniejsza. W latach 50. na jej bazie stworzono formę uproszczoną, którą zaczęto popularyzować w całych Chinach, jako metodę ćwiczeń zdrowotnych, nauczając jej w szkołach, fabrykach, szpitalach i innych instytucjach. Na szczęście wersje tradycyjne również przetrwały, chociaż nie są aż tak rozpowszechnione.

USA, lata sześćdziesiąte, epoka „dzieci kwiatów”, fascynacja orientem, początki „New Age” i gorączka sztuk walki – Bruce Lee, jako jeden z pierwszych zaczyna nauczać kung-fu. Zen, taoizm, joga – wszystko w jednym tyglu. Pojawiają się stada kompletnych ignorantów, pozujących na wielkich guru i shifu. Cóż, gdy nikt nie wie, na czym rzecz polega, łatwo pozować na autorytet. W ten sposób pojawia się szereg „Wielkich Mistrzów T’ai Chi Ch’uan”, którzy w gruncie rzeczy mieli o tej sztuce bardzo mizerne pojęcie. Niektórzy, zdając sobie sprawę, że niewiele potrafią, nie odważyli się twierdzić, że nauczają sztuki walki, koncentrując się na aspekcie zdrowotnym ćwiczeń, lub traktując je jako „medytację w ruchu” (pojęcie powstałe w USA w kręgach New Age). Inni pletli banialuki o tajemnych energiach, których opanowanie da niezwykłą moc, wystarczy tylko się od nich uczyć przez 30 lat. Nieszczęście polegało na tym, że takie tai chi bardzo szybko stało się popularne, przez co wielkie rzesze ludzi wyrobiły sobie spaczony pogląd na tę sztukę. Kolejni adepci, którzy uprawiali „zdrowotną gimnastykę tai chi” lub „medytację w ruchu”, zaczęli tworzyć wokół tego, co robią legendy. Zamiast wziąć się za rzetelne badania nad historią taijiquan, woleli upowszechniać własne zmyślenia, często swoje własne poglądy przypisując „dawnym taoistycznym mnichom”. Chociaż dziś także do USA docierają już autentyczni mistrzowie taiji, powszechny odbiór tej sztuki pozostaje w dalszym ciągu spaczony. Równie tragicznie jest w Polsce, gdyż do nas też trafia spaprane tai chi z Zachodu. W dodatku jest u nas wiele osób nauczających tai chi, które sztukę tę znają tylko z książek, a nawet jeśli uczyły się od kogoś, to ten ktoś uczył się wyłącznie z książki. Docierają do nas różne „taoistyczne” wymysły, które nie dość, że nie mają z autentycznym taijiquan wiele wspólnego, to nie tylko nie przynoszą korzyści zdrowotnych, ale wręcz niszczą ludziom kolana i kręgosłupy.

Tai Chi Chuan określić można, jako miękki styl walki. Nie należy przeciwstawiać się przeciwnikowi siłą, lecz miękko zneutralizować jego siłę i spowodować, by nie znajdując oparcia „wpadł w pustkę”, tracąc równowagę. W ten sposób „pokonujemy twardość miękkością”, lub określając to inaczej: „czterema uncjami zwyciężamy siłę tysiąca funtów”. Przeciwnika pozbawionego równowagi łatwo obalić bądź uderzyć. Miękkości taijiquan nie powinniśmy utożsamiać z łagodnością. Oprócz metod łagodnych dla przeciwnika, stosuje się tu także destrukcyjne uderzenia i kopnięcia.

Sztuka ta (w większości odmian) kładzie nacisk raczej na obronę i kontratak, nie na bezpośredni atak. Jak czytamy w „Umysłowym wyjaśnieniu praktyki trzynastu form” mistrza Wu Yuxiang (1812-1880): „Jeśli przeciwnik nie poruszy się, również ja nie poruszę się; jeśli przeciwnik rozpocznie ruch, mój ruch będzie pierwszy”. Ekspert oczekuje na akcję przeciwnika, bezbłędnie odczytuje jego intencje i skutecznie neutralizuje atak, z reguły wykorzystując siłę napastnika przeciw niemu.

Praktyk taijiquan unika w walca zbędnych gwałtownych ruchów. Spokojnie reaguje na akcje przeciwnika, „przy pomocy spokoju panując nad ruchem”. Tempo jego akcji zmienia się zależnie od potrzeb: „Gdy przeciwnik porusza się szybko, szybko reaguję, gdy porusza się powoli, powoli za nim podążam”.

W Tai chi Chuan nauka polega m.in. na rozwoju umiejętności: dostosowania do ruchów przeciwnika, co określa się mianem energii lepkości (nian jin), wyczuwania, czyli tzw. „słuchania” energii przeciwnika (ting jin), rozumienia działania energii (dong jin), by móc neutralizować energię ataku (hua jin) i w sprzyjającym momencie oddziaływać na przeciwnika, wyzwalając własną energię (fa jin). Na tym polega istota taijiquan jako sztuki walki. Nauka walki nie polega tu na opanowaniu zestawu określonych technik, lecz ukierunkowana jest na osiągnięcie umiejętności neutralizowania każdego ataku i odpowiedniego użycia własnej energii. Chociaż uczymy się pewnych technik i każda sekwencja formy posiada praktyczne zastosowanie (często więcej niż jedno), to od konkretnych technik ważniejsze są podstawowe zasady, na jakich techniki te zostały oparte. Chodzi zatem bardziej o to, by opanować w praktyce „ukryte” w technikach zasady, niż przyswoić sobie ograniczony (w nieunikniony sposób) zestaw konkretnych technik.

Trening Tai Chi Chuan wymaga wiele cierpliwości i czasu. Najpierw ćwiczy się formę (w wielu szkołach naukę formy poprzedza, lub przynajmniej towarzyszy jej trening chi kung, często w postaci ćwiczeń pozycyjnych zhan zhuang). Ćwicząc formę uczysz się m.in. eliminować z ruchu zbędne napięcia, usztywnienia. Prowadząc mentalnie ruch osiągasz „jedność wewnętrznego z zewnętrznym”. Sprzyja temu charakterystyczne powolne wykonanie większości form taichichuan. Stopniowo rozwijasz odczucie „wewnętrznej energii” qi (ch’i). „Przy pomocy umysłu kieruj qi, przy pomocy qi poruszaj ciałem”. Umysłowe kierowanie qi nie może być zbyt wymuszone. Powinieneś robić to tak, jakby działo się to samo, spontanicznie. Działanie powinno obywać się bez działania, zgodnie z taoistyczną zasadą wu wei. Wydać się to może paradoksalne i niezrozumiałe, w gruncie rzeczy jest jednak oczywiste. Wystarczy odpowiedni czas praktyki, by osobiście doświadczyć, co kryje się za tymi słowami. Ten rodzaj ćwiczenia prowadzi, po odpowiednio długim czasie, do osiągnięcia stanu ling. Oznacza to stan niezwykłej zwinności, wrażliwości, zdolności do błyskawicznego reagowania. Powolne ćwiczenie otwiera więc drogę do szybkości.

Wszystkie ruchy formy posiadają określony sens. By prawidłowo wykonywać formę powinieneś na pewnym etapie nauki poznać ich znaczenie. Przy czym najistotniejszy jest tu sposób działania siły (a nie traktowanie danego ruchu jako „chwytu” przeznaczonego do zastosowania w określonej systuacji). Praktyka formy stanowi pierwszy krok na drodze do opanowania umiejętności władania własną siłą, energią. Energię tę określa się jako jin lub nei jin (energia wewnętrzna), w odróżnieniu od zwykłej siły, zwanej zazwyczaj niezgrabną lub głupią siłą. Zgodnie z tradycyjnym podejściem głównym źródłem nei jin jest qi. Jeśli odczuwamy, lub wyobrażamy sobie, że coś przepływa przez nasze ciało lub porusza nim, nazywamy to qi. Jeśli mowa o konkretnej sile, którą możemy oddziaływać na przeciwnika, nazywamy ją jin. Z punktu widzenia funkcjonowania układu mięśniowego o nei jin mówimy wtedy, gdy wyeliminowane zostaje zbędne napięcie zakłócające ruch (jest to pewne uproszczenie). Można mieć wówczas nawet wrażenie, że ruch i użycie siły odbywają się bez napięcia mięśni. Oczywiście jest to złudzenie. Napinają się wówczas tylko te mięśnie, których napięcie jest w danej chwili niezbędne i w takim tylko stopniu, jaki jest konieczny (a jako że w taijiquan rzadko stusuje się dużą siłę, napięcie mięśniowe może być minimalne). Zjawiska związane z poziomem napięcia poszczególnych mięśni podczas ćwiczeń taijiquan zostały w ChRL dość dokładnie zbadane (badaniom tym poddawano najwybitniejszych ekspertów taijiquan, takich jak np. Chen Xiaowang i Chen Zhenglei). Rezultaty tych prób zdają się wskazywać, że praktyka w oparciu o zasadę „kierowania qi przy pomocy umysłu i poruszania ciałem przy pomocy qi” umożliwia efektywniejsze, lepiej skoordynowane wykorzystanie układu mięśniowo-ruchowego.

Trening pchających rąk (tui shou) stanowi kolejny etap na drodze doskonalenia umiejętności władania energią jin. Uczymy się dostosowywać do przeciwnika, wyczuwać jego energię, rozumieć jej działanie i sposób w jaki nasza energia oddziaływuje na niego, by móc neutralizować energię przeciwnika i stosować własną. Rozpoczynamy od ustalonych układów ćwiczeń, początkowo prostych, później bardziej złożonych, takich jak da lü (opierają się one na ośmiu podstawowych metodach: peng, lü, ji, an, cai, lie, zhou, kao), by na wyższym poziomie tui shou przekształciło się w rodzaj sparingu, którego celem jest pozbawienie przeciwnika równowagi. Rosnące wraz z praktyką tui shou zrozumienie jin pozwala także na lepsze wykonywanie formy.

San shou (dosłownie: rozproszone ręce) odnosi się do najwyższego etapu praktyki. Podczast gdy w tui shou ograniczyć się musisz do pozbawiania przeciwnika równowagi i odrzucania lub obalania go, w san shou rozwijasz pełen repertuar metod bojowych. Różne style i szkoły stosują na tym etapie różne metody treningowe. Ćwiczy się pojedyncze techniki, kombinacje, różne formy sparingu. W niektórych szkołach wprowadzenie do wolnej walki stanowią fromy podwójne. Oczywiście na ten etap praktyki można przejść dopiero po dobrym opanowaniu podstaw, co osiąga się poprzez praktykę formy i przejście kolejnych etapów zaawansowania w tui shou. Tylko wtedy można w walce zastosować zasady taijiquan.

Rozpoczynając naukę taijiquan (t’ai chi ch’uan) masz przed sobą długą drogę rozwoju. Podążając nią krok po kroku odbywasz podróż pełną przygód i niespodzianek. Nie spiesz się jednak zbytnio – nie da się zrobić dwóch kroków naraz. I pamiętaj, że nawet najdłuższa podróż musi się zacząć od pierwszego kroku.

491

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Dzięki Małgosia za opis tai chi. Tego typu gimnastyka rzeczywiście pomaga zachować dobre krążenie krwi i krążenie energii, co jest podstawą zachowania zdrowia - czyli zachowania odpowiedniego stanu i kondycji ciała fizycznego. Ale nie prowadzi do wiecznego życia oczywiście. Skoro o sztukach chińskich, to się ograniczę w wypowiedzi do chińskiego kierunku.

malgosia.wl napisał/a:

Uczymy się dostosowywać do przeciwnika, wyczuwać jego energię, rozumieć jej działanie i sposób w jaki nasza energia oddziaływuje na niego, by móc neutralizować energię przeciwnika i stosować własną.

W taoizmie i alchemii taoistów (ani żadnej innej) w ogóle nie istnieje nic takiego jak przeciwnik, to nie ten kierunek.
Chodzi przede wszystkim o techniki uświadamiania sobie energii oraz wpływu subtelnych poziomów na poziom fizyczny i na energię bliską fizycznego poziomu. Program degradacji organizmu jest zapisany DNA, tak samo jak program jego rozwoju. Jak cytowałem we wcześniejszym poście, istnieją badania naukowców, które wykazują wpływ częstotliwości na zmianę DNA, a także możliwość uzdrawiania w ten sposób organizmu. Można nawet uzyskać "cuda" w ten sposób, jak zupełne przemodelowanie DNA zarodka - w eksperymencie używano zarodka żaby, który dzięki wpływowi częstotliwości wzorców DNA salamandry, spowodował, że z zarodka żaby, po tej modyfikacji DNA przy użyciu wyłącznie częstotliwości, powstał osobnik salamandry.

Co by potwierdzało, że DNA ma charakter świetlisty, tzn. jest kodowane światłem, zgodnie z cytatami z channelingu Plejadian.

492 Ostatnio edytowany przez Krykers (2024-04-17 19:20:11)

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Jaką technikę walki stosował Bruce Lee?

Widzę Małgosiu, że lubisz sztuki walki, i dla ciebie to pasja.

493 Ostatnio edytowany przez Antares (2024-04-18 06:50:52)

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Krykers napisał/a:

Jaką technikę walki stosował Bruce Lee?

Widzę Małgosiu, że lubisz sztuki walki, i dla ciebie to pasja.

Małgosia wypowiadała się na tym forum o Bruce Lee:

https://kosmita.ofp.pl/forum/viewtopic.php?pid=18291#p18291

Krykers, a ty myślisz o jakimś przyszłym wcieleniu, tzn. kim byś chciał zostać?  Pisałeś wcześniej, że chciałbyś ponegocjować warunki wcielenia, może masz już ustalony plan lub preferencje. wink

Swoją drogą, dzieci myślą o tym, kim chcą zostać, jak będą dorośli. Zaś dorośli (czyli jak te dzieci już zostaną dorosłymi) to myślą z kolei o tym, kim chcą zostać w przyszłym wcieleniu. I tak w kółko, z wcielenia na wcielenie tongue No to ja zostaje w tym wcieleniu na wieczność. smile

494 Ostatnio edytowany przez malgosia.wl (2024-04-18 11:12:01)

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Krykers napisał/a:

Jaką technikę walki stosował Bruce Lee?

Widzę Małgosiu, że lubisz sztuki walki, i dla ciebie to pasja.

Jeet Kune Do -droga przechwytującej pięści, tak chyba można to przetłumaczyć Jeet to po chińsku przechwycić, Kune to po kantońsku pięść a Do to po japońsku droga, taki miszmasz chińsko japoński. Do oznacza, drogę, czyli robisz to przez całe życie (ziemskie) czyli stanowi to dla Ciebie sposób na postrzeganie rzeczywistości. Dla mnie sztuki walki to narzędzie, pasją są na początku, później stają się wyzwaniem.

Jest taka scena w Wejściu Smoka w gabinecie luster jak Bruce tłucze lustra i dostrzega wreszceie wroga, który skrył się za iluzjami obrazów. Dla mnie bardzo wymowna w stosunku do obecnej sytuacji. Dopóki ludzie nie zburzą swoich iluzji zawsze będzie ktoś, kto im znienacka dokopie, a to pandemią, a to wojną, a to fałszywą inwazją kosmitów.

https://www.youtube.com/watch?v=m-qwh5nr2j0&t=118s

Gdybym była tą, która rządzi światem, zabiłabym go za taką scenę w filmie, bo co by się stało jakby każdy wziął to do serca i zburzył swoje iluzje? smile

Antaress napisał/a:

W taoizmie i alchemii taoistów (ani żadnej innej) w ogóle nie istnieje nic takiego jak przeciwnik, to nie ten kierunek.

Bo trening polega przede wszystkim na pokonywaniu własnych słabości i tego co dostaliśmy w spadku po rodzicach, ale bez przeciwnika nauka zastosowania technik w praktyce trwa latami. Dla mistrza to idealny układ, kasować swoich uczniów z pieniędzy za nauczanie przez 40 lat, w momencie, gdy pewne umiejętności można opanować w 5-6 lat i podziękować za współpracę. Chińczycy zrobili z tego biznes, a prawdziwa wiedza jest ukryta gdzieś pomiędzy. Dlatego najlepiej uczyć się od tych, którzy nie każą sobie płacić za nauczanie (ja tak robiłam, dlatego też nie biorę kasy jak kogoś czegoś nauczę).

Antaress napisał/a:

Co by potwierdzało, że DNA ma charakter świetlisty, tzn. jest kodowane światłem, zgodnie z cytatami z channelingu Plejadian.

Ci którzy przeżyli kilkaset lat, nie mieli nawet pojęcia, że istnieje coś takiego jak DNA, ale mieli pojęcie jak starzeje się organizm i jakie czynniki na to wpływają oraz jak je zahamować lub cofnąć. Tylko tyle i aż tyle. Opowieści o tajemnych praktykach i energiach to bzdura dla gawiedzi, o długowieczności przesądzają proste zależności, które podaję wam na tacy pod nos, ale jakoś nie możecie tego dostrzec, więc moja rada: ZBURZCIE SWOJE ILUZJE, wtedy nie będziemy gadać w kółko o tym samym. big_smile

495 Ostatnio edytowany przez Antares (2024-04-18 09:41:08)

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

malgosia.wl napisał/a:

Dla mnie sztuki walki to narzędzie
...
Gdybym była tą, która rządzi światem, zabiłabym go za taką scenę

Zanim zaczniemy jednak zasypywać ciosami polityków i ich zarządców, by zająć ich miejsce jako rządzący światem prawi strażnicy porządku, myślę, że warto też zastanowić się, czemu w ogóle do takiej sytuacji na tej planecie doszło, tzn. czemu zezwolono, by tak się wszystko rozwinęło. tongue

malgosia.wl napisał/a:

bez przeciwnika nauka zastosowania technik w praktyce trwa latami

Przeciwnikiem są ograniczenia nam nałożone w tym systemie. Myślę, że warto od tego zacząć...

Walczysz na tej planecie z niewidzialnym przeciwnikiem: takim, którego nie zdzielisz po mordzie. Praktycznie nienaruszalnym. W dodatku manipulującym ową ciemną gawiedzią, o której piszesz, by żyła dalej w mentalnym średniowieczu i nie miała pojęcia, że tu się toczy wojna od tysiącleci o kontrolę umysłów. Skupienie na ciele fizycznym jest ważne, ale pomijanie umysłu to powrót do jaskiń - na czym właśnie owym decydentom zależy, przy słabych pozorach zaawansowanej technologii.

malgosia.wl napisał/a:

Ci którzy przeżyli kilkaset lat, nie mieli nawet pojęcia, że istnieje coś takiego jak DNA, ale mieli pojęcie jak starzeje się organizm i jakie czynniki na to wpływają oraz jak je zahamować lub cofnąć. Tylko tyle i aż tyle. Opowieści o tajemnych praktykach i energiach to bzdura dla gawiedzi, o długowieczności przesądzają proste zależności, które podaję wam na tacy pod nos, ale jakoś nie możecie tego dostrzec, więc moja rada: ZBURZCIE SWJE ILUZJE, wtedy nie będziemy gadać w kółko o tym samym.

Jesteś pewna, że nie mieli pojęcia? wink Poszlaki wskazują, że mieli ogromną wiedzę, i teraz wszystko robią, przez m.in. średniowieczną i współczesną "inkwizycję", byśmy to my nie odzyskali owej utraconej tysiące lat temu wiedzy.

Nie ma to jak współczesne społeczeństwo, które żyje króciutko w swoich ZARZĄDZANYCH od noworodka wcieleniach, ale wie o miliardach historii tej planety WSZYSTKO. big_smile Polecam film The Island. smile

496 Ostatnio edytowany przez malgosia.wl (2024-04-18 10:42:26)

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Antares napisał/a:

Walczysz na tej planecie z niewidzialnym przeciwnikiem: takim, którego nie zdzielisz po mordzie. Praktycznie nienaruszalnym. W dodatku manipulującym ową ciemną gawiedzią, o której piszesz, by żyła dalej w mentalnym średniowieczu i nie miała pojęcia, że tu się toczy wojna od tysiącleci o kontrolę umysłów. Skupienie na ciele fizycznym jest ważne, ale pomijanie umysłu to powrót do jaskiń - na czym właśnie owym decydentom zależy, przy słabych pozorach zaawansowanej technologii.

Ja nie pomijam umysłu, bo ciało i umysł są ze sobą ściśle powiązane. Ten który rządzi światem panicznie boi się sytuacji, gdy ludzie dostrzegą jego prawdziwe intencje i skasują mu du..ę jak znaczek pocztowy. Za 4,8 roku od dziś wejdziemy w erę Wodnika i nic nie powstrzyma wykładniczego wzrostu świadomości ludzkiej. Już widać przesłanki. W Rybach jesteśmy tak na prawdę tylko w styczniu, cała reszta roku to Wodnik. Ludzie zaczynają wariować i zachowywać się irracjonalne. Tobie też się udziela, widać to gołym okiem. Ale żeby komuś dokopać trzeba wiedzieć jak to się robi w praktyce. smile Bez poświęcenia czasu i energii nie da rady...

497

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

malgosia.wl napisał/a:

żeby konuś dokopać trzeba wiedzieć jak to się robi w praktyce. smile Bez poświęcenia czasu i energii nie da rady...

Zatem do boju. smile Zaczynamy od... ćwiczeń. smile

498 Ostatnio edytowany przez malgosia.wl (2024-04-18 15:28:11)

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Obejrzyj sobie, świat w 2032 roku, dziwnie znajomy:
https://www.cda.pl/video/1145302311
Można narzekać, albo wziąć sprawy w swoje ręce.
The Island oglądałam, jest świetny.

499

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Widziałem ten film. Nie narzekam. Podstawą decyzji jest posiadanie właściwych informacji. Podstawą OBRONY przed mentalną manipulacją jest skupienie na umyśle - to jest właśnie narzędzie, o którym ciemna gawiedź ma nie myśleć, w ogóle nie mieć pojęcia o jego istnieniu. Dlatego masz system kontroli (zwany systemem edukacyjnym) od najmłodszych lat na tej planecie i uczysz się przez kilkanaście lat kompletnie niepotrzebnych encyklopedycznych śmieci z małymi wyjątkami. Metody pracy z umysłem są przekazywane od tysięcy lat, a nie tylko pracy z ciałem - zresztą tej wiedzy, o której piszesz, jest dużo więcej, tyle, że celowo regularnie palono w starożytności i średniowieczu biblioteki zawierające całą zdobytą wiedzę. Internet jest dzisiejszym potencjalnym zagrożeniem, dlatego trzeba go kontrolować i przemieszczać ruch do zarządzanych serwisów jak fb:

malgosia.wl napisał/a:

trzeba wiedzieć jak to się robi

500

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

malgosia.wi napisał/a:

Jeet Kune Do -droga przechwytującej pięści, tak chyba można to przetłumaczyć Jeet to po chińsku przechwycić, Kune to po kantońsku pięść a Do to po japońsku droga, taki miszmasz chińsko japoński. Do oznacza, drogę, czyli robisz to przez całe życie (ziemskie) czyli stanowi to dla Ciebie sposób na postrzeganie rzeczywistości. Dla mnie sztuki walki to narzędzie, pasją są na początku, później stają się wyzwaniem.

To było pytanie retoryczne. Ja o tym wiem, tylko że ty pisałaś o t’ai chi ch’uan, a później wspomniałaś o Bruce Lee. smile

Ogólnie każdy ma swoją drogę. Ja lubię ćwiczyć, z tym że nie ćwiczę technik walk. Robię to dla zdrowotności. Nawet jakbym chciał ćwiczyć, to w pobliżu nie mam mistrza, który by mnie szkolił.

Jest taka scena w Wejściu Smoka w gabinecie luster jak Bruce tłucze lustra i dostrzega wreszceie wroga, który skrył się za iluzjami obrazów. Dla mnie bardzo wymowna w stosunku do obecnej sytuacji. Dopóki ludzie nie zburzą swoich iluzji zawsze będzie ktoś, kto im znienacka dokopie, a to pandemią, a to wojną, a to fałszywą inwazją kosmitów.

Widziałem ten film chyba sześć razy. No, można tą scenę tak interpretować.

Gdybym była tą, która rządzi światem, zabiłabym go za taką scenę w filmie, bo co by się stało jakby każdy wziął to do serca i zburzył swoje iluzje?

Na początku byłem w szoku, że zabiłabyś za senę w filmie, a ty się postawiłaś na miejscu rządzących. smile Nooo, nie wiem. Nie sądzę, aby wszyscy nagle otworzyli oczy, bo obejrzeli film. To daleko idące wnioski, i to chyba twoja interpretacja tej sceny, która no obrazuje rzeczywistosć, jednak odbiór samej sceny, to kwestia indywidualna. Bruce w zasadzie nie wiadomo dlaczego umarł, i jak do końca. Mógł się przetrenować, mógł mieć ukrytą chorobę. Podobno brał dużo leków przeciwbólowych, bo bolała go głowa. Mógł miec udar, albo wylew. Są różne wersje, i teorie. Słyszałem coś tam o "technice wibrującej dłoni".
Jestem sceptycny, czy ktoś go zabił za scenę w filmie.

Bo trening polega przede wszystkim na pokonywaniu własnych słabości i tego co dostaliśmy w spadku po rodzicach, ale bez przeciwnika nauka zastosowania technik w praktyce trwa latami. Dla mistrza to idealny układ, kasować swoich uczniów z pieniędzy za nauczanie przez 40 lat, w momencie, gdy pewne umiejętności można opanować w 5-6 lat i podziękować za współpracę. Chińczycy zrobili z tego biznes, a prawdziwa wiedza jest ukryta gdzieś pomiędzy. Dlatego najlepiej uczyć się od tych, którzy nie każą sobie płacić za nauczanie (ja tak robiłam, dlatego też nie biorę kasy jak kogoś czegoś nauczę).

W sumie powiedziałaś przez to, że bez doświadczenia, sama nauka nie daje dużych efektów. Ja powiedzmy że mam doświadczenie, ale nie ma się czym chwalić. Dlatego mam takie podejście do walki (cały czas mówię o walce fizycznej). Lepiej jest jej unikać walki, niż pchać się w kłopoty.

Natomiast, jeżeli chodzi o manipulację, to na tym poziomie, ciężko mnie podejsć. Ogólnie, bardziej dbam o wolny umysł. To jest podstawa.   
Zastraszyć też się nie daję, bo już takie rzeczy przerabiałem, jak przemoc.
To nie jest dobra droga, warto jej unikać. Dobrze jest unikać niewłaściwych ludzi, i dbać o relacje z właściwymi.

501

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

I teraz będzie " a jak nie masz wyboru, to co zrobisz? Nie będziesz walczył, to cie załatwią" itd. smile

No sytuacja, kiedy jesteś postawiony pod ścianą, jest jednak wyjątkowa, i rzadka. W takiej sytuacji, jednak bronić się należy. Ale jak masz możliwość ucieczki, to lepiej uciec. Po co ryzykować. Ktoś tam sobie może myśleć co chce, bo mnie to nie obchodzi, że ktoś nazwałby mnie frajerem, czy czymś tam. Jestem zbyt niezależny umysłowo, abym się miał takimi głupotami przejmować. tongue

502 Ostatnio edytowany przez malgosia.wl (2024-04-19 15:13:53)

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Krykers napisał/a:

Na początku byłem w szoku, że zabiłabyś za senę w filmie, a ty się postawiłaś na miejscu rządzących. smile Nooo, nie wiem. Nie sądzę, aby wszyscy nagle otworzyli oczy, bo obejrzeli film. To daleko idące wnioski, i to chyba twoja interpretacja tej sceny, która no obrazuje rzeczywistosć, jednak odbiór samej sceny, to kwestia indywidualna. Bruce w zasadzie nie wiadomo dlaczego umarł, i jak do końca. Mógł się przetrenować, mógł mieć ukrytą chorobę. Podobno brał dużo leków przeciwbólowych, bo bolała go głowa. Mógł miec udar, albo wylew. Są różne wersje, i teorie. Słyszałem coś tam o "technice wibrującej dłoni".
Jestem sceptycny, czy ktoś go zabił za scenę w filmie.

A co powiesz na to, że syn Bruce Lee też zginął tragicznie, ktoś na planie filmowym załadował broń ostrą amunicją:
Brandon Lee zmarł 31 marca 1993 w wieku 28 lat z powodu obrażeń powstałych w wyniku postrzału na planie filmu Kruk. 17 dni później w Meksyku miał odbyć się jego ślub z pisarką Elizą Hutton. Do wypadku doszło podczas sceny, w której bohater filmu Eric Draven, grany przez Lee, zostaje postrzelony przez uzbrojony gang.

Śmierć Bruce Lee nastąpiła na skutek obrzęku mózgu spowodowanego pomieszaniem środków przeciwbólowych ze środkami odurzającymi (wersja oficjalna). Nastąpiło to w mieszkaniu aktorki Betty Ting Pai (zamiast wezwać pogotowie od razu, leżał tam kilka godzin?). Jest kilka substancji, które powodują obrzęk mózgu i nie pozostawiają śladów w organizmie (szybko ulegają rozkładowi na prostsze sybstancje). Bruce Lee był zdrowym, 33-letni mężczyzną, zahartowanym i porozciąganym i nie mógł tak po prostu umrzeć na obrzęk mózgu, z prostej przyczyny -musiałby mieć problemy neurologiczne i nie mógłby kręcić takich scen walki. Ktoś musiał mu w tym pomóc. Historie o ciosach "wibrującej dłoni" wymyślili Chińczycy, aby zarobić na nauczaniu sztuk walki i zainteresowaniu orientem, jakie wywołał Bruce swoimi filmami. Nie wierz w takie bzdury (atak energetyczny wygląda zupełnie inaczej), Chińczycy nie mieli powodu go zabijać, bo nakręcił im niezły biznes i każdy kto trochę poćwiczył zakładał szkołę i kasował pieniądze za nauczanie kung fu. Lepsze to niż praca w fabryce.

Ktoś poświęcił dużo energii, aby uwierygodnić fakt, że Lee zmarł na skutek zażywania leków, albo picia zbyt dużych ilości wody, albo zażywania narkotyków, a widać wyraźnie że na Wejściu Smoka jest odwodniony (umarł zaraz po nakręceniu). Poniżej bzdury produkowane przez prasę, co już samo w sobie jest podejrzane:

https://www.tvp.pl/64706155/jak-umarl-bruce-lee-zaskakujaca-hipoteza-naukowcow

Jak się ma uraz nerek to jest się obrzękniętym, a nie odwodnionym. Bruce nigdy nie zażywał narkotyków, nie pił nawet kawy. W Wejściu Smoka jest jeszcze scena jak zachowują się dziewczyny po zażyciu LSD (śmieją się przez pól godziny bez przerwy). To najlepsza scena jaką widziałam jako autoreklama brania narkotyków. Zobacz co promują obecne produkcje z NETFLIX-a. Ten film jest tak na prawdę o walce ze złem tego świata i ludźmi którzy, to zło tworzą...

Można za to zabić autora? Tym bardziej że Dan Inosanto (to on jest na zdjęciach w książkach Bruca), jego przyjaciel, twierdził, że dostawał pogróżki. Dlatego uważam, że jest zbyt wiele znaków zapytania w tej sprawie i śmiedzi na kilomenr manipulacją szytą grubymi nićmi...

503

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Oglądałem film "kruk", i wiem o tym wypadku. Głównie oglądałem go, bo grał w nim Brandon Lee. To trochę dziwne, jakby ktoś się uwziął na tę rodzinę, albo byli przeklęci. 

A co do filmów, interpretacji, to jedynie wskazałem na to że nie każdy dostrzeże to w taki sposób.

504

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Jeszcze powracając do Bruce Lee. Powstał taki film jak "pewnego razu w hollywod", i tam Bruce był przedstawiony w negatywnym świetle. W rzeczywistości, z tego co wiem Bruce był życzliwy, otwarty, i skromny. Mógł być trochę naiwny, jeżeli chodzi o wiarę w ludzi, i jak miał miejsce zamach, to to go zgubiło. Na pewno zło tego świata mu się nie podobało, i możliwe chciał się temu przeciwstawić.

Mi go szkoda, bo mógł zrobić dużo filmów, promować sztuki walki, i mógł mieć duży, pozytywny wpoływ na świat. Obejrzałem wszystkie jego filmy. Po kilka razy. smile

505

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Nie ma to jak pogadać w temacie o nieśmiertelności na temat nieśmiertelnych filmów smile Swoją drogą, jednym z nieśmiertelnych filmów do potęgi jest seria "Nieśmiertelny",  ale zauważyłem, że scenarzyści lub autorzy fantasy, przedstawiający nieśmiertelne postacie, włączając w to modne od kilku dekad wampiry, nie pojmują tego, jak to jest żyć ponad 100 lat w wiecznie młodym (nie starzejącym się) ciele - ich wyobraźnia okazuje się ograniczona, a obraz nieśmiertelnych ludzi (lub innych istot) płytki. To, o czym myśli ktoś, kto ma ponad 100, a tym bardziej 200, 500, 1000, 10000... lat zupełnie odbiega od tego, co prezentuje się w powieściach i scenariuszach filmowych. tongue Kiedyś próbowałem logicznie wywnioskować co może osiągnąć ktoś, kto ma sprawne ciało i umysł przez 1000 lat - dzisiaj trudno to sobie wyobrazić przeciętnej osobie, ale zakładając, że nie osiadł by przez te stulecia na laurach, mógłby osiągnąć niesamowite rzeczy... i teraz pomyślcie, że takie osoby są na tym świecie, i z ukrycia rządzą tą planetą...

Krykers napisał/a:

Powstał taki film jak "pewnego razu w hollywod", i tam Bruce był przedstawiony w negatywnym świetle.

Filmami Q. Tarantino nie ma się co przejmować. tongue Ogólnie też lubię Bruce'a Lee, i wielu innych chińskich aktorów, którzy prezentowali sztuki walki.

506

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Jeżeli chodzi o filmy. Najlepsze choreografie walk, scen kaskaderskich, to właśnie są w chińskich filmach. Jackie Chan zrobił dużo, jeżeli chodzi o kaskaderkę, oraz połączył komedie, z sztuką walki. W młodości był nie do zajechania. Jet Li (niestety jest obecnie chory), też dużo wniósł do filmów sztuk walki (chodzi mi o filmy chińskie, a nie kręcone w usa). Doonie Yen jeszcze jest na chodzie, i dalej chyba coś produkuje. Jest w dobrej formie, jak na 60 lat.

A co do nieśmiertelności. W filmach często przedstawiana jest długowieczność, czy nieśmiertelność. Może ludzie podświadomie tęsknią za tym, i tworzą to, w taki sposób.

507

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Krykers napisał/a:

Jet Li (niestety jest obecnie chory)

Czyli zgodnie z teorią Małgosi, Jet Li źle ćwiczy sztuki walki, nie udało mu się uniknąć problemów zdrowotnych tongue

Krykers napisał/a:

A co do nieśmiertelności. W filmach często przedstawiana jest długowieczność, czy nieśmiertelność. Może ludzie podświadomie tęsknią za tym, i tworzą to, w taki sposób.

To jest jak Małgosia raz pisała: ludzie dużo chcą, ale nie kiwną palcem. Po części odpowiada za to nasz system propagandy edukacyjnej, o czym już wielokrotnie pisałem, ludzie mają bardzo ograniczone umysły. Nastolatki co prawda sobie wyobrażają często np. że mogą być potężnymi, wiecznie młodymi wampirami, ale to jest dla nich takie nierealne marzenie, które zderza się z ww. edukacją, a raczej utworzonym nieświadomie ograniczającym nas światopoglądem, a także tym, że celowo ukrywa się przed Tobą i innymi informacje na ten temat.

Co powinny realnie pokazywać media, wiadomości, telewizja itd.? Powinny uczyć o świecie. Tymczasem ich rola jest dokładnie odwrotna: służą jako rozpraszacze i podburzanie niskich emocji.

Kontekst jednak jest szerszy, bo za tym całym systemem zarządzania globalnym społeczeństwem (naszymi umysłami), stoi jeszcze szerszy nad-system: zarządzania wcieleniami, które następnie w system ziemski są wtłaczane.

Tak więc mamy tutaj na Ziemi totalnie powikłaną (celowo) sytuację, ale przeciętny obywatel ma właśnie o tym nie wiedzieć, mamy sobie żyć własnym życiem jak ignoranci, którzy urodzili się bez celu, pożyć do emerytury, a potem jak najszybciej umrzeć, by nie obciążać... systemu. Żyjemy jak w komunizmie, dla systemu i w imię systemu.

Skąd przeciętna osoba wie, że nie można żyć wiecznie? Bo: a) nigdy nie wiedziała długowiecznych innych osób, b) lekcje biologii mają dawać jej przekaz, że to niemożliwe.

Czy jest to niemożliwe zatem? tongue Większość tak bardzo wierzy że tak, że nawet NIE DOPUSZCZA do siebie myśli, że może być inna opcja - a przecież nie tylko nie są ekspertami w tym temacie (cokolwiek znaczy modne ostatnio "eksperstwo", pochodzące z Ameryki), nie mają nawet małej wiedzy na ten temat. Ale wnioski gotowe.

Raz byłem na ciekawej prezentacji starożytnych egipskich obiektów, misteriów itp. robionej przez uniwersytet. Generalnie przeznaczone, jak pisze Małgosia, dla gawiedzi. Młode panie, które wyjaśniały w kolejnych "komnatach" wzorowanych na egipski wzór, ewidentnie zaraz po studiach, próbowały zainteresować oglądających, przedstawiając im czasem szokujące ciekawostki, np.: "są tacy, którzy twierdzą, że piramidy zostały zbudowane przez kosmitów", a jakiś ok. 60-letni facet wyśmiał prowadzącą kobietę, mówiąc coś w rodzaju "No pani chyba w to nie wierzy, że istnieją kosmici" big_smile

Czy takie rzeczy jak latanie są możliwe jak na tym filmie:

https://www.youtube.com/watch?v=auV3cMpw90Q

Małe dzieci jeszcze mogą wierzyć, że tak - mogą nawet bardzo gorąco w to wierzyć , jeśli tak jest, to pytają rodziców i nauczycieli w szkole. Prawdopodobnie nie usłyszą słowa "lewitacja", a raczej "nie!". tongue

Zadziwiająco skuteczna jest taktyka wmawiania gawiedzi co jest możliwe a co nie jest możliwe, mimo, że każde starsze dziecko słyszało historię o Koperniku, o Kolumbie lub o braciach Wright - zdolności parapsychiczne są dyskredytowane od setek lat w ten sam sposób przez tzw. establishment: pokazują (głównie w mediach) kandydata w taki sposób, by udowodnić gawiedzi, że jest oszustem. smile Determinacja owych establishmentowych naukowców, by zarządzać tym, w co wierzy gawiedź, zamiast zająć się "powaznymi rzeczami", jest bardzo zastanawiająca smile Wydają się bardziej zainteresowani tym, w co my wierzymy (czyli występują w roli współczesnych piewców wiary, nawracających nas na "zdroworozsądkowe" myślenie, które ze zdrowiem nie ma nic wspólnego, niż prawdziwych naukowców).

Tyle odnośnie tego, jak wygląda sytuacja na tej planecie, i dlaczego nie należy wierzyć oficjalnym źródłom. Jesteśmy od pierwszego dnia wcielenia do ostatniego dnia pod propagandą. Ktoś, kto pożyłby za długo w zdrowiu, staje się niewygodny dla systemu - dlatego nie jest przypadkiem, że woda, żywność, a nawet powietrze musi być pod centralną kontrolą.

508 Ostatnio edytowany przez malgosia.wl (2024-04-23 08:39:25)

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

Krykers napisał/a:

Jeżeli chodzi o filmy. Najlepsze choreografie walk, scen kaskaderskich, to właśnie są w chińskich filmach. Jackie Chan zrobił dużo, jeżeli chodzi o kaskaderkę, oraz połączył komedie, z sztuką walki. W młodości był nie do zajechania. Jet Li (niestety jest obecnie chory), też dużo wniósł do filmów sztuk walki (chodzi mi o filmy chińskie, a nie kręcone w usa). Doonie Yen jeszcze jest na chodzie, i dalej chyba coś produkuje. Jest w dobrej formie, jak na 60 lat.

Ludzie starzeją się dlatego, że nie wyciągają wniosków z tego, czego doświadczyli. Odpychają od siebie prawdę i wolą żyć w iluzji powszechnie panujących obiegowych opinii. Dotyczy to również mistrzów sztuk walki. Jackie Chan, Jet Li, Doonie Yen to tylko aktorzy, jeśli ich styl życia nie odbiega od przeciętnego kowalskiego, to będą starzeć się i umierać tak samo jak inni. Aby osiągnąć inne rezultaty trzeba robić coś zupełnie innego, niż kręcenie filmów o kung fu.

Antares napisał/a:

Czyli zgodnie z teorią Małgosi, Jet Li źle ćwiczy sztuki walki, nie udało mu się uniknąć problemów zdrowotnych

Jet Li po prostu nie wyciągnął wniosków z tego co robił, dlatego masz rację mówiąc, że źle ćwiczył, bo zabrakło autorefleksji. Dlatego się choruje i umiera, brak autorefleksji to śmiertelna choroba. Można trenować godzinami, ale jak się zawala organizm toksycznym jedzeniem i piciem, święty boże nie pomoże. McDonalds i CocaCola rozłożą każdego twardziela...

Na koniec zagadka -jak można większość życia przeżyć w górach będąc taoistą i nie mając kontaktu z cywilizacją, albo mając sporadyczne kontakty. Co z jedzeniem, piciem, ogrzewaniem zimą, zachowaniem higieny i leczeniem, gdy się zachoruje? Czy to fizycznie możliwe?

509

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

malgosia.wi napisał/a:

Na koniec zagadka -jak można większość życia przeżyć w górach będąć taoistą i nie mając kontaktu z cywilizacją, albo mając sporadyczne kontakty. Co z jedzeniem, piciem, ogrzewaniem zimą, zachowaniem higieny i leczeniem, gdy się zachoruje? Czy to fizycznie możliwe?

Jest to możliwe. Tylko że trzeba się przygotować, i fizycznie, mentalnie, oraz zdobyć wiedzę na różne tematy, aby sobie poradzić w każdej sytuacji. Czyli mieć wiedzę o ziołach, co można zjeść aby się nie otruć itd. Psychicznie, trzeba się przygotować na samotność, albo lubić samotność. Fizycznie trzeba się przygotować, bo decydując się na takie życie, rezygnujesz z cywilizacyjnych udogodnień.

510

Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?

malgosia.wl napisał/a:

zagadka -jak można większość życia przeżyć w górach będąc taoistą i nie mając kontaktu z cywilizacją, albo mając sporadyczne kontakty. Co z jedzeniem, piciem, ogrzewaniem zimą, zachowaniem higieny i leczeniem, gdy się zachoruje? Czy to fizycznie możliwe?

Według opisów starożytnych, jak najbardziej. Można np. w ogóle niczego nie jeść, albo żywić się w bardzo ograniczonym stopniu - kiedy operujesz na poziomie energii subtelnej, to nie musisz jej przetwarzać przez żołądek, możesz ją pobierać bardziej bezpośrednio. Oczywiście konsekwentnie ciepło ciała itp. są zależne również od posiadanej energii przepływającej przez organizm, tak więc musi zostać ona w określony sposób dostarczona. Nie trzeba przy tym być taoistą smile Bo to raczej filozofia i koncepcja tao, i stworzone wokół niej obrządki, które są generalnie zbędne, ale bardziej prymitywni ludzie potrzebują religii lub jej namiastki (także współcześni, rolę religii odgrywa nauka). Takie rzeczy robią oczywiście np. buddyjscy mnisi. Ale można pójść dalej niż zwykły survival organizmu, czyli poznać (meta)procesy życiowe, które zarządzają zwykłymi procesami organizmu.