Do ascetyzmu mi daleko
Konsumpcjonizm nie oznacza braku samo-ograniczania się, a tylko tyle, że kupujemy mnóstwo rzeczy - choć ich nie potrzebujemy.
Generalnie myślimy tak samo.
Co do specjalistów i specjalizacji, wydaje mi się, że są tu 2 rzeczy.
Po pierwsze, rzeczywiście można znać się na wszystkim. Ale mam wrażenie, że to ograniczone, staroświeckie podejście - powiedziałbym rodem z XVII, XIX i XX wieku. Od średniowiecza postępowała specjalizacja (widoczna zwłaszcza w tzw. cechach, czy gildiach), choć wtedy jeszcze nie było prawdziwych ekonomistów, którzy by to zauważyli.
Specjalizacja nie jest żadnym panaceum, oczywiście - jest po prostu narzędziem, z którego należy prawidłowo korzystać, tak jak wszystko inne.
Po drugie, nie trzeba znać się na wszystkim. Przechodziłem tą drogę totalnej "niezależności" od wszystkich i wszystkiego. Próbowałem znać się na wszystkim. Teraz zatrudniłem do pewnych rzeczy ludzi. Niektórzy się sprawdzają, inni nie bardzo. Nie ma znaczenia - ci co się sprawdzają są warci pieniędzy, które im płacę. Uwalniają mój czas, a zwraca mi się to wielokrotnie, bo raz, że nie muszę myśleć o wielu szczegółach, dwa, że nie muszę poznawać każdej dziedziny. Kiedy sam coś robiłem, zawsze widziałem wady. Teraz wystarczy kilka wskazówek dla specjalisty, i efekt jest zdecydowanie lepszy.
Zauważyłem jednak, że nie we wszystkim się to faktycznie sprawdza. Są rzeczy, których rzeczywiście nie należy zlecać. Generalnie, są to te dziedziny, które są kluczowe dla celów. Pewnych rzeczy nikt nie widzi tak jasno, jak my - bo sami określamy cel.
Są też oczywiście sprawy, których nikt za nas nie zrobi (choć technologia dąży do tego, by wręcz wyręczyć człowieka ze wstawania z łóżka!). Sami powinniśmy: dbać o nasze zdrowie, jedzenie, higienę ciała, a w szczególności higienę umysłową.
I wydaje mi się, że tutaj jest szerokie pole do popisu dla systemu edukacji: zamiast biologii uczyć medycyny praktycznej (naturalnej), a pogłębione studia akademickie zostawić dla najbardziej zaciętych; uczyć zarządzania finansami osobistymi zamiast np. ekonomii; zasad pisania np. maili zamiast czytania lektur sprzed 200 i więcej lat, których nikt nie cierpi; filozofię zmienić na praktyczną socjo-filozofię; a socjologię powiązać np. z marketingiem i globalną gospodarką
Gdyby w szkołach uczono podstaw Ajurwedy i Medycyny Chińskiej - w prawidłowy sposób - mogę się założyć, że wszystko wyglądałoby inaczej wokół nas. A to tylko 1 przedmiot...
Można wprowadzić oczywiście dużo innych zmian: matematyka, fizyka, chemia - wszystko można zupełnie inaczej przedstawić.
Oczywiście trzeba by też zmienić system oceniania - tak, by nie było tytułowych poziomów i porównywania "lepszy - gorszy".
O tym, kiedy jest "game over", rzeczywiście decydujemy sami. W każdej sekundzie życia A potem włączamy grę na nowo.
Większość uważa, że te reguły są niezmienne. Niektórym natomiast te reguły nie odpowiadają. Dlatego zostają twórcami (nowej) gry. Co zresztą Małgosia napisałaś:
malgosia.wl napisał/a:Abstrachując od wszystkiego, po co w ogóle grać w coś, co jest idiotyczne z definicji (osiąganie poziomów)? Kluczowe pytanie to po co mamy coś osiągać? Co nam to da? Dlatego trzeba tak żyć, aby mieć wpływ na swoje życie i to co się w nim dzieje.
Mogę sobie wyobrazić, że w przyszłości świat będzie wyglądał zupełnie inaczej. Możliwe, że znowu powrócimy do wszechstronności - tak jak to było z uczonymi w starożytności. Jednak wydaje mi się, że w przeciągu najbliższego tysiąclecia jakaś specjalizacja zostanie jednak podstawowym kierunkiem.
Ostatecznie każdy ma inne preferencje, a kierunków rozwoju jest potencjalnie nieskończona liczba.
Problem ze wspomnianym "programowaniem wysokiego poziomu" polega tylko na tym, że tak głęboko ludzkość siedzi już w systemie. Musi wyjść poza schemat. Kiedy to zrobi, reszta jest bardzo prosta - tak prosta, jak podjęcie nowej decyzji. Ta walka toczy się wyłącznie w umyśle, nigdzie indziej.