Odp: Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?
W DNA może i nie ma, ale dziewczyna/partnerka może je skutecznie przyprawić facetowi...
Forum czytelników książki "Wszystko jest wibracją"
Nie jesteś zalogowany. Proszę się zalogować lub zarejestrować.
Forum Przyjaciół Saleinji » Ezoteryka, religie, filozofie i rozwój duchowy » Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?
Strony Poprzednia 1 … 6 7 8 9 10 … 20 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
W DNA może i nie ma, ale dziewczyna/partnerka może je skutecznie przyprawić facetowi...
W DNA może i nie ma, ale dziewczyna/partnerka może je skutecznie przyprawić facetowi...
Ja to bym prędzej wam, kobietom, przyprawił rogi wy diablice jedne...
Nie mam co prawda nic przeciwko wylewaniu swoich frustracji na forum, a relacje zawsze wzbudzają sporo emocji i temat przechodzi z jednego wątku na drugi i wydaje mi się, że decyzja o nieprzywracaniu czatu na serwis nie była zbyt trafna
(Tak więc apeluję o przywrócenie czatu, by niektóre wypowiedzi tam kierować ). Tyle jeśli chodzi o info dla Hejala.
Poniżej cytat nt. hormonów z dostępnej aktualnie publikacji pt. "Choroby tarczycy, cukrzyca, osteoroporoza. Chorujesz gdy układ hormonalny niedomaga" (szukajcie w sklepach z prasą niewielka publikacja za niską cenę, ale naprawdę dobra, wszystko nt. układu hormonalnego bardzo przejrzyście jest wyjaśnione):
Układ hormonalny nieustannie monitoruje stan organizmu i kiedy pojawiają się nieprawidłowości w jego funkcjonowaniu, uruchamia hormony (...) Hormony aktywnie uczestniczą w dojrzewaniu, reagują na ciążę, karmienie dziecka piersią, ale też na głód i utratę wagi, nadmiar jedzenia i wreszcie starzenie się, kiedy to powoli wyciszają swoją działalność.
Hormony są produkowane w szczególności przez gruczoły. Gruczoły są związane bezpośrednio z tzw. "czakrami", energetycznymi ośrodkami, okupując często to samo miejsce co ich fizyczny odpowiednik w ciele (ten, który produkuje hormony). Z kolei energia jest powiązana z umysłem, w szczególności emocjami (patrzcie początek mojego postu ).
Tak więc w skrócie: umysł generuje emocję, która wzbudza (uaktywnia) określoną energię w określonym rejonie ciała energetycznego, w szczególności czakrę (np. czakra związana z emocją strachu to czakra pierwsza i druga, powoduje pośrednio wydzielanie adrenaliny). Czakra pobudza jej odpowiednik fizyczny, czyli gruczoł, produkujący hormon - a związek ten jest przekazywany do krwi, która pobudza w następnej kolejności określone organy.
Piszę o tym, bo warto zapamiętać pierwszą część powyższego równania: umysł jest odpowiedzialny za generowanie lub hamowanie hormonów, które następnie wpływają na cały organizm. Hormony, j.w., są m.in. (rzekomo, wg. nauki) odpowiedzialne za "informowanie organizmu o starzeniu się", czyli mówiąc wprost, powolnym przygotowywaniu człowieka do śmierci. Tak jak umysł wpływa na produkcję hormonów, tak hormony wpływają na umysł, czyli jest to sprzężenie dwustronne.
Czy przygotowywanie człowieka do śmierci jest potrzebne? Cóż. Jeśli ów człowiek jest "ciemny", nierozwinięty pod względem świadomościowym, to jest to mechanizm bezpieczeństwa dla natury - wystarczy pomyśleć co by się stało, gdyby nikt nie umierał, a te kilka miliardów ludzi w nieskończoność produkowało następnych Jeśli jednak zaczyna rozwijać świadomość siebie, swojego organizmu, a także wpływu na całą społeczność i środowisko (reprodukcja - i zapewne nie tylko), naturalnie w coraz większym stopniu kontroluje coraz więcej. Mówiąc wprost, jest możliwa kontrola hormonów - a w podstawowej postaci KAŻDY to robi.
Tym, co znajduje się PONAD tym całym systemem, jest wyższy umysł - czyli świadomość, o której od początku piszę w tym wątku. Postawienie na świadomość pozwala na ŚWIADOME kontrolowanie swojego organizmu, czyli środowiska hormonalnego ORAZ JEGO SKUTKÓW. W ajurwedzie czy w ogóle hinduskim systemie świadomość nazywa się "purusza", zaś tym, co ona kontroluje, jest "prakryti" - czyli po prostu natura (żywioły - podstawowe elementy wszechświata, które w całości tworzą m.in. ludzki organizm - mają swoje odpowiedniki, w przeciwieństwie do np. pierwiastków, na wielu poziomach, nie tylko na fizycznym, również na energetycznym). Człowiek składa się z żywiołów (fizycznych, energetycznych itd.) - wpływ świadomości (purusza) na naturę, czyli określone żywioły (prakryti) np. na poziomie energetycznym jednocześnie wpływa na inne jej poziomy, w tym także na fizyczny. Model żywiołów, obok ww. modelu hormonalnego, to kolejna koncepcja naukowa (tutaj: jest to nauka systemu wedyjskiego, a nie współczesnego świata zachodniego), która opisuje sposób funkcjonowania człowieka. (Wedy = wiedza; Aju = życie; Ajurweda = wiedza o życiu). Te informacje, połączone razem, stanowią istotną wskazówkę gdzie należy szukać wiecznotrwałości.
Dziś tylko parę suchych faktów naukowych, związanych z tym co pisałem wcześniej, zwłaszcza nt. hormonów, enzymów i powiązanych tematów.
Molekuła DNA - czyli bardzo szczególny kwas o równie szczególnej budowie (niezwykle silnie ściśniętej nici) - składa się z cukru/węglowodanu (dezoskyrobozy ), prostych związków fosforu (tzw. grupy fosfatowe), i 4 niewinnie wyglądających związków: adenina, tymina, guanina, cytozyna (A, T, G, C), zwane zasadami azotowowymi nukleotydów (ang. "nitrogen base" lub "nucleobase").
Na wiki jest zresztą podcast: [url]https://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Co_to_jest_DNA.mp3[/url]
Przesuńcie na ok. 22:00 minutę nt. nanotechnologii. Profesor wyjaśnia tam w jaki sposób nanotechnologia (np. nano chipy zaaplikowane organizmowi, np. człowiekowi ) zmienia DNA. Nano czipy, jak nazwa wskazuje, mogą być bardzo malutkie, i można je ukryć potencjalnie właściwie wszędzie, np. w roztworze szczepionkowym. Jest to dość ciekawe w świetle tego, że firma finansowana przez Billa (wiadomo którego ) w podobny sposób aplikuje ludziom właśnie czipy. "Możliwości nanotechnologii są ogromne" - jedno z ostatnich zdań profesora.
Tak czy inaczej, trochę dalej jest nt. energii niezbędnej do współdziałania z DNA (gdy podawany jest przykład nieudanego eksperymentu z genetycznie zmodyfikowanymi roślinami uprawnymi) - okazuje się, że ilość energii (!) determinuje to, jak będzie działało DNA. Inaczej mówiąc, jeśli zabraknie energii, DNA nie będzie w stanie prawidłowo odtwarzać (regenerować, odmładzać itd.) komórek składających się na organizm.
Każda komórka posiada swoje DNA. DNA jest najwyraźniej niezbędne dla życia, zawierają je nawet tak proste organizmy jak wirusy. W przypadku nauki, najczęściej zwraca się uwagę na ww. 4 związki ATGC, ale śledząc różne informacje, bardziej moją uwagę zwraca obecność fosforu. Dlaczego?
Fosfor jako pierwiastek, jak wiadomo, silnie reaguje ze światłem (czyli energią). DNA zatem podobnie, jako związek, prawdopodobnie podlega wpływowi światła - na podobnej zasadzie jak działa fotosynteza (odżywiania światłem - nie tylko roślin, ale także niektórych zwierząt, np. pewien typ ślimaka potrafi się zregenerować przy pomocy światła, posiadając wyłącznie głowę - ma zdolność pozbycia się całej reszty ciała, nie potrzebuje nawet serca do życia). Zatem wpływ myśli na energię, a energii na organizm, może pośredniczyć właśnie dzięki DNA. Mówiąc prościej, DNA może potencjalnie zmieniać się pod wpływem myśli.
DNA także może podlegać zmianie dzięki enzymom (o enzymach pisałem już wcześniej). Można, przykładowo, dzięki swoistej "inżynierii biologiczno-chemicznej" wpływać na bakterie (bakterie to coś w rodzaju warsztatów chemicznych, produkujących inne bakterie - ale nie tylko, po pewnych zmianach produkują one inne twory, jak np. wirusy - co zresztą jest "taktyką" wirusów) przy pomocy właśnie enzymów.
To by potwierdzało to, o czym pisze Dr. Sue Morter we wspominanej już przeze mnie książce "Kody energetyczne" (oczywiście nie wiem czy to jest prawda co ona twierdzi, po prostu jest tu zbieżność spostrzeżeń) - przy okazji fotony to światło (cząsteczki światła):
to na czym się skupiamy zwiększa swoją gęstość fotonową. Innymi słowy, kiedy kierujemy na coś uwagę umysłu lub świadomość, uwaga ta reorganizuje fotony na poziomie energetycznym.
W ww. podcaście ok. 29 min. profesor mówi o tym, że można pobudzać neurony za pomocą światła, a następnie przechodzi do związku ze świadomością i wprowadzeniem do dalszych badań nt. świadomości. Światło / energia / elektromagnetyzm, oraz układ nerwowy, stanowią oczywiście podstawę działania świadomości w organizmie ludzkim. Tym samym wracamy do DNA z cząsteczkami fosforu reagującego na światło - oraz najprawdopodobniej na świadomość.
Krótko mówiąc, w praktyce - korzystajcie ze słońca. Słońce podobno było wykorzystywane na Atlantydzie w celu radykalnego odmładzania organizmu.
Przy okazji indyjscy naukowcy podobno odkryli, że światło słoneczne znacząco uodparnia człowieka na wirusa, co potwierdziły statystyki: ludzie, którzy mieli wyraźne objawy wirusa, mieli także niedobór witaminy D w blisko 100%. Ale zalecenie było kuriozalne: zamiast przebywać na słońcu, co byłoby najoczywistszym rozwiązaniem, zalecili branie witaminy D
Dla znających angielski parę linków.
News jak światło zmienia DNA:
[url]https://www.youtube.com/watch?v=WNgQIxnzJg8[/url]
Wizualizacja DNA:
[url]https://www.youtube.com/watch?v=gG7uCskUOrA[/url]
[url]https://www.youtube.com/watch?v=gG7uCskUOrA[/url]
Bardziej szczegółowa struktura:
[url]https://www.youtube.com/watch?v=o_-6JXLYS-k[/url]
[url]https://www.youtube.com/watch?v=C1CRrtkWwu0[/url]
Fatalny azjatycki angielski, ale wyjaśnia reakcję światła z DNA (co zasugerowałem wyżej):
[url]https://www.youtube.com/watch?v=Zb4_c18OF7M[/url]
[url]https://www.youtube.com/watch?v=Zb4_c18OF7M[/url]
Tu dłuższy wykład nt. mechanizmu naprawy DNA:
[url]https://www.youtube.com/watch?v=Zb4_c18OF7M[/url]
Jeśli jesteście zmęczeni naukowym podejściem, tutaj coś odmiennego, nt. aktywacji 12 nici DNA:
[url]https://www.youtube.com/watch?v=JYWcYRb98Tw[/url]
Przejrzałem też na YT filmiki nt. aktywacji DNA, i póki co przyznam, że jestem rozczarowany poziomem.
Nie wiem czy to co piszę ma dla kogoś znaczenie, ale może zrobię małe podsumowanie o czym pisałem ostatnio:
- molekuły DNA, czyli kod wg. którego organizm się odbudowuje, reaguje ze światłem
- DNA decyduje co i w jaki sposób ma być "odbudowywane" (konkretniej, steruje budową białek w organizmie)
- wtłoczenie na stałe w krwioobieg krwi młodego organizmu ma efekt odmładzający (eksperyment ze szczurami)
- enzymy są jakby powiernikami dla komórek (poprzez krew) - rządzą tym, jak są wykonywane "rozkazy", które mogą pochodzić z gruczołów produkujących określone hormony, a te z kolei odbierać informację od centrów energetycznych
Tak więc, mamy system energetyczny - energię - która wpływa na organizm pośrednio dzięki gruczołom, a te już bardziej bezpośrednio wpływają na to, jak funkcjonuje organizm poprzez enzymy. Odbudowa może zostać zahamowana poprzez coś, co zostało nazwane "hormonem śmierci" (link do postu [url]http://kosmita.ofp.pl/forum/viewtopic.php?pid=17296#p17296[/url]).
Krótko mówiąc, jeśli nauka się nie myli, wyraźnie prowadzi to do wniosku, że organizm ludzki ma ZAPROGRAMOWANE starzenie, i teoretycznie poprzez manipulację na poziomie genetyki lub enzymów (patrz ww. eksperyment ze szczurami) można ten proces odwrócić. Czy to wystarczy - nie wiem, bo krew (w TCM - xue) jak pisałem jest związana silnie z energią (qi): krążenie obu wydaje się być nierozłączne, a jeśli tak, to niewłaściwy przepływ energii qi automatycznie powodowałby straty przy działaniu krwioobiegu (który odpowiada za regenerację komórek w ciele). Zatem może się okazać, że obok enzymów, jest potrzebna także energia - co potwierdza wyraźnie (nieudany) eksperyment z rośliną uprawną po modyfikacji genetycznej opisany w rozmowie nt. DNA zamieszczony na wikipedii, link podałem we wcześniejszym poście.
(Ostatnio wypowiadałem się w temacie "egzorcyzmów" nt. tego, że cząsteczki materii mogą wchodzić w interakcję z energią niefizyczną. Myślę, że tak właśnie jest w przypadku krwi - najwyraźniej jej cząsteczki transportują energię, skoro wystarczyło szczurowi zaaplikować młodą krew, by nastąpiło odmłodzenie organizmu.)
Biorąc to wszystko pod uwagę, ten fragment z książki "Dwanaście warstw DNA" Lee Carrolla daje sporo do myślenia - podaję w oryginale, bo lepiej chyba nie można oddać jak zaskakujące to naukowe badanie się okazało:
Badania dotyczące DNA przeprowadzone przez rosyjskiego fizyka Vladimira Poponina przyniosły nieoczekiwane rezultaty na kilku poziomach. Obiektem badań był pomiar polaryzacji i orientacji stanów fal światła znanych jako fotony przeprowadzony w przeznaczonej do tego celu komorze. Jak przewidywano, fale światła poruszały się przypadkowo. Poponin umieścił następnie DNA wewnątrz komory i ponowne dokonał pomiaru fotonów. Ku jego zaskoczeniu obecność DNA spowodowała silne uporządkowanie fal światła w spójny wzór, sugerujący, że DNA wytwarza niezwykle potężne pole, silnie porządkujące przestrzeń wokół siebie. Pojawienie się i potencjał wynikający z tego efektu znacząco przekraczał to, co można było przewidywać jedynie na podstawie chemicznych reguł.
Dzierżąc w ręku satysfakcjonujące odkrycie, Poponin wykonał następnie odpowiedni test mający na celu odtworzenie warunków kontrolnych i dokończenie eksperymentu. Usunął DNA i dokonał ponownie pomiaru właściwości fotonów. Racjonalnie oczekiwania sugerowały, że bez fizycznej obecności DNA schemat zachowania się fotonów powinien po prostu powrócić do porządku przypadkowego. Największym zaskoczeniem okazało się jednak to, że pomimo usunięcia DNA fotony nadal wykazał pełne uporządkowanie. (...) Pomimo braku fizycznej teorii opisującej zaistniałe zjawisko wskazywałoby ono na istnienie wciąż obecnego w przestrzeni potężnego oddziaływania szczątkowego, wynikającego tylko z wcześniejszej obecności DNA. (...) ten eksperyment jest na razie pozbawioną wyjaśnienia demonstracją głębokiego wpływu DNA (...) na strukturę przestrzeni.
Generalnie można by powiedzieć, że DNA jest czymś znacznie więcej, i może to, co uznajemy za DNA - jako cząsteczki materii - jest tylko "końcówką" jakiegoś większego mechanizmu lub "urządzenia", którego główna część jest zakotwiczona na poziomie świetlnym lub energetycznym. Ma to daleko idące konsekwencje, które trudno przewidzieć, i może oznaczać, że możliwości człowieka jako takiego daleko przekraczają nawet samą zdolność do regeneracji. Co to wszystko oznacza - na tą chwilę nie mam pojęcia, poza intuicyjnym przeczuciem, że wszystko - dotyczące człowieka - razem się łączy w całość w sensie wielowymiarowym, nie - trójwymiarowym, i być może przekracza, lub wiąże się, także z tzw. "wymiarem czasu", który ostatecznie na wyższych częstotliwościach przestaje "zachowywać się" tak samo, jak na poziomie zwykłej materii. Wygląda więc na to, że aktywacja nieaktywnej części DNA daje potencjalnie istocie ludzkiej możliwości wykraczające poza materię - a także prawdopodobnie (jak sugerowali Plejadianie B. Marciniak) wykraczające poza to, co jest dostępne w DNA istot pozaziemskich.
Podam pewne przykłady hipotetyczne jakie mogą być konsekwencje faktu współgrania DNA ze światłem, a także wyższymi częstotliwościowo wymiarami:
- odżywianie komórek światłem (DNA zawierają fosfor, o czym już wspomnałem), czyli coś w rodzaju fotosyntezy
- wpływ energii niefizycznych i kosmicznych na człowieka, np. na jego część nieświadomą
- bardziej uściślone wpływy kosmiczne znane jako astrologiczne (obiekty astronomiczne - prawdopodobnie ich promieniowanie na wyższych częstotliwościach) wpływają poprzez DNA na nastrój i zachowanie człowieka w danym momencie
- wykorzystywanie dzięki wielowymiarowemu DNA funkcji wyższych wymiarów - na poziomie fizycznym
- coś w rodzaju gwiezdnego channelingu energii np. gwiazd czy w ogóle kosmicznych obiektów nie mającej reprezentacji fizycznej (czyli prawdopodobnie niewykrywalnych dla współczesnej fizyki)
Z praktycznego punktu widzenia, doszedłem do wniosku, że ogólną podstawą jest zwiększenie ilości energii tak, by swoją siłą przewyższała ilość masy w organizmie - przynajmniej w kluczowych miejscach. Chodzi o to, że to energia kieruje procesami życiowymi; bez energii masa się nie porusza. Tu tkwi podstawa tajemnicy.
Masa to cząsteczki materii, czyli inaczej yin w organizmie; należy do nich krew. Aby krew właściwie odżywiała i regenerowała ciało, potrzebny jest odpowiedni ładunek yang - energii (siły życiowej, qi, prany...). Podejrzewam, że tu tkwi wyjaśnienie dlaczego jogini dożywają dłużej w zdrowiu. Moim zdaniem jednak sama energia w sensie ilościowym może nie wystarczyć do osiągnięcia celu - to jest, jak napisałem, podstawa.
Ośmiu pijanych nieśmiertelnych -jest to starożytny styl, którego początki sięgają głównie słynnych sekt buddyjskich i taoistycznych. Styl buddyjski jest związany ze świątynią Shaolin, podczas gdy styl taoistyczny opiera się na taoistycznej opowieści o pijanych Ośmiu Nieśmiertelnych. To one są pierwowzorem ćwiczeń związanych z długowiecznością, a nie np. TaiChi czy Bagua. Filmy poniżej pokazują jak to praktycznie wygląda, choć ten z Jackie Chanem jest naciągnięty jak nic pod potrzeby filmowe.
[url]https://www.youtube.com/watch?v=Km76MTTTkao[/url]
[url]https://www.youtube.com/watch?v=jrv1waotgXk&t=17s[/url]
W taki sposób taoiści i buddyści kultywowali przepływ energii w ciele, a stan upojenia uważali za naturalny (co wcale nie znaczy że używali alkoholu ). Jak widac zarówno jedni jak i drudzy dochodzili do tych samych wniosków, dzieliły ich tylko metody. Oczywiście naturalność ruchów to bzdura, niech ktoś spróbuje powtórzyć te ćwiczenia, a przekona się, że z naturalnością nie mają one nic wspólnego.
Apropo joginów, to ich ćwiczenia (asany) są czysto statyczne i związane są raczej według chińskiej terminologii z pierwiastkiem yin.
Jeszcze odnośnie oddziaływania słońca, dlaczego kobiety w podobnym wieku w Afryce wyglądają tak staro, a kobiety np. w Norwegii wyglądają tak młodo? Powinno być na odwrót zgodnie z tym co piszesz o oddziaływaniu słońca na organizm. Według mnie to raczej zimno konserwuje, a cieplo nie, bo 3/4 energii słońca to podczerwień (DNA ulega uszkodzeniu w wyższych temperaturach).
Źródła uszkodzenia DNA:
Uszkodzenia DNA mogą być podzielone na dwie duże grupy:
1. endogenne uszkodzenie, spowodowane m.in. przez działanie reaktywnych form tlenu powstających w prawidłowych procesach metabolicznych komórki, zwłaszcza w procesie oksydacyjnej deaminacji;
2. egzogenne uszkodzenie, spowodowane przez takie czynniki, jak:
a) promieniowanie ultrafioletowe (o długości fali λ=200-300 nm);
inne zakresy promieniowania elektromagnetycznego, zwłaszcza promieniowanie rentgenowskie i gamma;
b) hydroliza;
c) działanie wysokiej temperatury (promieniowanie podczerwone);
d) niektóre wirusy;
e) pewne toksyny roślinne;
f) mutageny, zwłaszcza związki aromatyczne;
g) radioterapia i chemioterapia stosowane w leczeniu chorób nowotworowych.
Replikacja uszkodzonego DNA przed podziałem komórkowym może doprowadzić błędnego włączenia nieprawidłowych zasad do DNA i przekazania mutacji komórkom potomnym. Na tym etapie prawidłowy zapis kodujący geny tych odcinków DNA jest już niemożliwy do odtworzenia, ze względu na brak oryginalnej, nienaruszonej matrycy (nieuszkodzone DNA). Wyjątkiem są bardzo rzadkie przypadki mutacji przywracających pierwotną, prawidłową strukturę DNA (mutacje wsteczne, rewersja mutacji).
Wpływ promieniowania ultrafioletowego na zdrowie człowieka:
Promieniowanie UV-A jest mniej szkodliwe niż promieniowanie z pozostałych zakresów, ale uszkadza włókna kolagenowe w skórze, co przyspiesza procesy starzenia. Długoletnia ekspozycja na duże dawki promieniowania UV-A może powodować zaćmę (tzw. zaćma fotochemiczna), czyli zmętnienie soczewki. Nie dotyczy to promieniowania UV o innych częstotliwościach, ponieważ jest ono pochłaniane w całości przez rogówkę.
Promieniowanie UV-B powoduje wytwarzanie witaminy D3 w skórze, przeciwdziałając w ten sposób powstawaniu krzywicy. Aby proces ten mógł zachodzić, potrzebna jest pewna minimalna dawka UV-B. Promieniowanie w tym zakresie w zbyt dużej dawce może powodować rumień skóry, objawy alergiczne, a także nowotwory złośliwe skóry, w tym najbardziej agresywnego czerniaka oraz mniej agresywne guzy, na przykład raka podstawnokomórkowego skóry i raka płaskonabłonkowego.
Promieniowanie UV-C, a także UV-B, może prowadzić do uszkodzenia łańcuchów DNA, w wyniku czego dochodzi do mutacji. W warunkach prawidłowych większość uszkodzeń DNA jest usuwana przez systemy naprawcze. Osoby obarczone wadami tych systemów naprawy bardzo często chorują na nowotwory skóry.
UV-A – długość fali: 315–380 nm
UV-B – długość fali: 280–315 nm
UV-C – długość fali: 100–280 nm
Małgosia, ćwiczysz styl pijanych?
Co do joginów, sprawa jest bardziej zagmatwana...
Przede wszystkim yin-yang to dobre koncepcje, które opisują rzeczywistość, ale nie należy wszystkiego dzielić w ten sposób, co niektórzy Chińczycy robili (a za nimi również ludzie kultury "zachodniego imperium", którym w pewnym sensie jest ), czyli wyłącznie na czarny / biały (yin / yang).
Te koncepcje odnoszą się do bardziej abstrakcyjnych elementów i oddziaływań. W przypadku konkretnych obiektów wszystko składa (i musi się składać) zarówno z yin oraz z yang. Myśl (i niebo) są yang, zaś ciało (i materia) są yin. Myśl (yang) ma nieskończoną liczbę możliwości - w przeciwieństwie do atomów (yin), które z definicji mogą jedynie filtrować energię, które do nich dociera.
Już samo postrzegalne spektrum elektromagnetyczne (światło na poziomie elektromagnetyzmu, czyli na poziomie niskiej subtelności) w przypadku zmysłów fizycznych i w ogóle fizyczności zawęża się do mniej niż 1% całości spektrum.
Oznacza to w praktyce, w uproszczeniu, że "musiał(a)byś" zawężać odpowiednią ilość światła jedynie do tego 1% fizyczności, by częstotliwości współgrały i współtworzyły ciało fizyczne.
Wracając więc po tym wyjaśnieniu do jogi, typowy jogin z reguły nie myśli za bardzo o ciele (wykracza poza owe 1%). Ta religia i system filozoficzny jest nastawiony na takie kwestie, jak wyswobodzenie, oświecenie, duch itp. - czyli myśli o kwestiach o naturze z definicji "yang", a nie - "yin". Ta indyjsko-tybetańska filozofia (podobnie jak buddyzm) z reguły nawet pogardzają ciałem fizycznym, przez co niektórzy nawet w swoje własne systemy robili podziały, i np. fizyczna hatha yoga (ćwiczenia gimnastyczne) bywa pogardzana przez umysłowych joginów np. radża jogi lub sankja jogi.
Gdyby jednak taki jogin myślał o ciele fizycznym, to byłby kimś w rodzaju alchemika (takim jak wspomniani przez Ciebie chińscy taoiści): operowałby na energiach bliskich ciała fizycznego, zamiast bujać w przestworzach kosmosu, mówiąc metaforycznie W przeciwieństwie do spiritualnie nastawionych Hindusów, Chińczycy i narody Mezopotamii (obie mają ze sobą zresztą wiele punktów wspólnych) zawsze byli bardziej praktycznym i pragmatycznym narodem. Nawiasem, dla mnie hindusi to w ogóle dość nietypowy naród, są wyjątkowo pacyfistycznie i powiedziałbym melancholijnie nastawieni do rzeczywistości - chyba tylko tam mogli wymyślić coś takiego, jak grzech za przypadkowo nadepniętego robaka (lub jakąkolwiek inną formę życia) Tak więc prawdopodobnie są święcie przekonani, że jakiś Kriszna czy inny bóg nakazuje im takie a nie inne życie w kole reinkarancji.
Z tego co zauważyłem, hinduscy jogini ogólnie nie bardzo interesują się taką nieśmiertelnością, o której piszemy. Wielu, takich jak zachodni mistrz David Frawley, uważa nawet, że nie jest to możliwe, jedynie jest możliwe odmładzanie (zapewne ograniczone), a przynajmniej tak twierdził.
Dla mnie takie sztuki jak tai chi czy inne tego typu można by określić jako "yin kontrolujące yang": energia w ruchu fizycznym - czyli zewnętrznym. Dla odmiany, alchemia taoistyczna to "yang kontrolujące yin": ruch wypływa z umysłu i ma charakter wewnętrzny (alchemik-taoista próbuje doprowadzić do podobnych zmian w organizmie, ale od wewnątrz, przez używanie swojego umysłu do BEZPOŚREDNIEJ kontroli nad energią / qi).
Moim zdaniem, oba z powyższych są istotne, by uzyskać coś na polu fizycznym. Joga indyjska natomiast, jak pisałem, w większości skupia się często na poza-fizycznych, zwłaszcza duchowo-religijnych, aspektach, oczywiście nie cała. Taoiści w późniejszych wiekach zresztą wiele z buddyjskich doświadczeń wprowadzili do własnego systemu, i vice versa - przez co powstał nowy system buddyjski "zen" / "chan".
W filmiku, do którego link podałaś, widać młodego i starych Chińczyków. Poruszają się tak giętko i elastycznie, że pewnie większość 20-latków z kultury zachodu im by pozazdrościło - jednak jak widać, nie wystarczyło to, by ich włosy nie straciły koloru. Natomiast ten z Jacki'em Chanem to chyba z "Pijanego mistrza"? To była moja ulubiona muzyczka w filmach kung fu.
Tu masz mój ulubiony styl węża (w tym drugim dwóch niebieskich jest ekspertami stylu węża, przeciwko przerobionemu stylowi pijanego):
[url]https://www.youtube.com/watch?v=KVcHbNNWC80[/url]
[url]https://www.youtube.com/watch?v=D_N8KlJgoGA[/url]
Jeszcze odnośnie oddziaływania słońca, dlaczego kobiety w podobnym wieku w Afryce wyglądają tak staro, a kobiety np. w Norwegii wyglądają tak młodo? Powinno być na odwrót zgodnie z tym co piszesz o oddziaływaniu słońca na organizm. Według mnie to raczej zimno konserwuje, a cieplo nie, bo 3/4 energii słońca to podczerwień (DNA ulega uszkodzeniu w wyższych temperaturach).
Zgadza się, ale mimo to nie ma wątpliwości co do tego, że słońce jest źródłem życia. To jest istotna kwestia i bardzo dobry dowód na to, że nie należy wszystkiego redukować do prostych pojęć typu: yang - mężczyźni, yin - kobiety; albo słońce = życie, brak słońca = śmierć.
Tak nie jest.
Życie w materii to połączenie yin i yang. Nadmiar słońca (czy mówiąc ezoterycznie, żywiołu ognia) oczywiście spali każdy obiekt materialny; nadmiar materii nad energią spowoduje jej bezruch, co widać u osób otyłych zresztą: ilość energii nie daje rady w stosunku do tuszy, którą musi poruszać (a teoretycznie mogłoby to być możliwe - gdyby ilość energii była wystarczająco duża).
Po za tym słusznie, moim zdaniem, wskazujesz DNA jako potencjalną przyczynę - jedną z wielu w tym złożonym mechanizmie ludzkiego organizmu.
Źródła uszkodzenia DNA:
Uszkodzenia DNA mogą być podzielone na dwie duże grupy:
Wydaje mi się, że znowu wkraczamy tu na obszar umysłu i energii. Umysł może zmniejszać wpływ zewnętrznych sił (takich jak np. potencjalne uszkodzenie za sprawą promieniowania UV), a nawet je odpowiednio transformować: przekształacając na siłę życiową.
Typowy człowiek natomiast podlega i jest zdany wyłącznie na to, co jest zapisane w genach i organizmie.
DNA w fizycznym sensie to część komórki, ma charakter yin.
Replikacja uszkodzonego DNA przed podziałem komórkowym może doprowadzić błędnego włączenia nieprawidłowych zasad do DNA i przekazania mutacji komórkom potomnym. Na tym etapie prawidłowy zapis kodujący geny tych odcinków DNA jest już niemożliwy do odtworzenia, ze względu na brak oryginalnej, nienaruszonej matrycy (nieuszkodzone DNA). Wyjątkiem są bardzo rzadkie przypadki mutacji przywracających pierwotną, prawidłową strukturę DNA (mutacje wsteczne, rewersja mutacji).
Tak twierdzi oficjalnie nauka. Jednak jest tu założenie, że DNA ma wyłącznie charakter fizyczny (czyli że nie jest tworzone przy użyciu wpływu matrycy energetycznej) - tak nie jest.
Wpływ promieniowania ultrafioletowego na zdrowie człowieka:
Promieniowanie UV-A jest mniej szkodliwe niż promieniowanie z pozostałych zakresów, ale uszkadza włókna kolagenowe w skórze, co przyspiesza procesy starzenia. Długoletnia ekspozycja na duże dawki promieniowania UV-A może powodować zaćmę (tzw. zaćma fotochemiczna), czyli zmętnienie soczewki. Nie dotyczy to promieniowania UV o innych częstotliwościach, ponieważ jest ono pochłaniane w całości przez rogówkę.
Jeśli człowiek ma nadmiar elementu ognia, to tak będzie. Bez umysłu i transformacji (treningu i rozwoju świadomości tej energii) rzeczywiście tak się stanie. Podobnie jak w przypadku każdej innej choroby - myślę, że tu zasady TCM całkiem dobrze, choć w uproszczony sposób, wskazują co właściwie ma miejsce, tyle że przy użyciu koncepcji nie fizycznych, a energetycznych.
Przy okazji, coś z mitologii z ww. Mezopotamii i apropo wężów z wcześniej wspomnianej książki "Tajemnice starodawnej medycyny i magii":
(w) eposie o Gilgameszu, gdzie istnieje zapis, mówiący o udaremnieniu uzyskania nieśmiertelności przez ludzi na skutek zabiegów chorego węża, który Gilgameszowi ukradł czarodziejskie ziele, zyskując wieczne życie. Niekwestionowanym dowodem był fakt, iż gad zrzucił skórę, po czym pojawił się odrodzony, młody i zdrowy, co spowodowało, że po wsze czasy kwalifikowano go jako symbol regeneracji sił życiowych.
Należy to rozumieć, moim zdaniem, symbolicznie. Wąż odnosi się prawdopodobnie do centralnego kanału energetycznego u człowieka. Chory system energetyczny "kradnie" źródło życia (czarodziejskie ziele). Takie symbole często występują w starożytnych tekstach alchemicznych, więc prawdopodobnie ten mit odnosi się tak naprawdę do alchemii.
Odnosząc się jeszcze do DNA i rzekomej nieodwracalności, znalazłem interesujący fragment dot. wspomnianych już, najnowszych eksperymentów w kwantowej biologii i fizyce:
Dr Ovokaitys przy asyście Scotta Stratkena, fizyka i współtwórcy sonogramu (ultradźwięk), stworzyli urządzenie, które za pomocą przesłanych informacji pobudza wielowymiarowe części naszej struktury komórkowej. (...) W jakiś sposób "niewidzialna biologia" była pobudzana do wykonywania autodiagnostyki, a w wielu przypadkach do zaatakowania ciężkich, wyniszczających chorób do momentu, w którym przestawały być możliwe do wykrycia. Innym razem nawet komórki macierzyste otrzymywały informację dotyczącą stworzenia nowej tkanki.
(...) dr Poponin odkryl istnienie wielowymiarowego pola wokół DNA, o sile wystarczającej do zmiany materii podczas precyzyjnego i kontrolowanego eksperymentu przeprowadzonego na bardzo małej próbce żywego ludzkiego DNA oraz fotonach. DNA w systematyczny sposób przekształcało losowo wytwarzany układ cząsteczek światła w symetryczny wzór sinusoidy. (...) Wydaje się, że DNA jest podatne na otrzymanie przekazującej mu instrukcje informacji, pochodzącej z zewnętrznego źródła.
Krótko podsumowując:
Zasady systemów medycznych, jak TCM czy Ajurweda, mają zastosowanie - ale przede wszystkim dla ludzi "zwykłych".
Dla tych, którzy praktykują pracę nad energią, sprawy się komplikują: ich umysł potrafi poradzić sobie prawdopodobnie z większością chorób tylko przez sam wpływ; co więcej, powiązanie układu fizycznego silniej z systemem energetycznym spowoduje, że typowe "remedia" z tradycyjnych systemów medycznych mogą już nie mieć zastosowania, lub mieć - ale być szkodliwe, bo mogą potencjalnie wejść w konflikt z tym, co się dzieje na dodatkowo aktywowanym procesie energetycznym (zwanym kiedyś "alchemicznym").
Moim zdaniem przy odmładzaniu organizmu szczególną rolę odgrywa PAMIĘĆ, nie tylko komórkowa ale także energetyczna: używając technik wchodzenia w stany alfa i głębsze, możesz wrócić do stanu, w którym egzystowałaś jako dziecko, w ten sposób nawiązując łączność z odpowiednią energią.
I drugie podsumowanie:
Umysł ma wpływ na uzdrawianie - czyli mówiąc wprost STANOWI SIŁĘ, jeszcze jeden wpływ, który może mieć decydującą rolę (chociaż - zwykle nie jest tak). Wszystkie problemy, które podałaś, można ostatecznie, przy wytrenowanym umyśle, pokonać tak, że możesz być odporna na bardzo wysokie i bardzo niskie temperatury - co zresztą, jak słyszałem, jest standardową częścią treningu i wymogów do awansowania w niektórych zakonach buddyjskich w Tybecie... W książce Petera Keldera jest opisana wyprawa ok. 100 lat temu do jednego z takich odizolowanych od świata, ukrytych ugrupowań - ci ludzie byli bardzo zdziwieni, widząc Europejczyka mającego zmarszczki i siwe włosy - bo sami byli wiecznie młodzi.
Ciekawe potwierdzenie z ww. książki Petera Keldera
(Czakry, jako wiry energii) to silne pola elektryczne, niewidoczne dla oka, ale całkiem realnie istniejące. Te siedem wirów skupia się wokół siedmiu gruczołów dokrewnych w układzie hormonalnym, które regulują wszystkie funkcje organizmu, z procesem starzenia włącznie.
(...) W zdrowym ciele wszystkie te wiry obracają się z dużą prędkością, dzięki czemu energia życiowa, zwana praną bądź energią eteryczną, może przepływać do góry przez układ hormonalny. Kiedy choćby jeden z tych wirów zwalnia obroty, wówczas przepływ energii życiowej ulega zahamowaniu lub zostaje zablokowany. Tak właśnie, w inny sposób, można wyjaśnić proces starzenia się i zły stan zdrowia.
(...)
Najszybszym sposobem na odzyskanie młodości, zdrowia i witalności jest przywrócenie normalnego wirowania tych ośrodków energii.
W filmiku, do którego link podałaś, widać młodego i starych Chińczyków. Poruszają się tak giętko i elastycznie, że pewnie większość 20-latków z kultury zachodu im by pozazdrościło - jednak jak widać, nie wystarczyło to, by ich włosy nie straciły koloru. Natomiast ten z Jacki'em Chanem to chyba z "Pijanego mistrza"? To była moja ulubiona muzyczka w filmach kung fu. wink
Tu masz mój ulubiony styl węża (w tym drugim dwóch niebieskich jest ekspertami stylu węża, przeciwko przerobionemu stylowi pijanego)
Te filmy mają niewiele wspólnego z rzeczywistością niestety, tak samo jak ostatnio cała seria filmów z Ip Manem, promują chińskie sztuki walki i nic więcej. Ci co grają w tych filmach to aktorzy, a nie mistrzowie, niektórzy z nich nigdy nie ćwiczyli żadnych sztuk walki.
Włosy straciły kolor z jednego prostego powodu, panowie nigdy nie opuścili żadnego posiłku, ten starszy dziadek to ekspert w TaiChi, przeżył ponad 100 lat, po 90-ce ćwiczył TaiChi pół godziny dziennie. Ćwiczenia to jeden z czynników, drugim jest ograniczenie kalorii.
Co do ZuiQuan, to jest to forma zaawansowana, trzeba najpierw opanować techniki podstawowe z północnego Shaolinu, aby zrozumieć zastosowanie pijanego boksu.
Po pierwsze, trenując styl pijanego, trzeba zaadaptować się do warunków i stylu
zachowania pijanego człowieka. Wszystkie pijane akcje, na które składają się uskoki, wychylenia, obroty, zmiany położenia, przemieszczanie, wykonuje się w myśl zasady: „gdy atak nadchodzi ze wschodu, oddajesz na zachód, wskazujesz zachód, ale uderzasz na wschód, markujesz atak tutaj, ale eksplodujesz tam – wynika to z błędu przeciwnika”. Z tego względu, trenując ZuijiuQuan, należy rozumieć znaczenie i znać zastosowanie poszczególnych ruchów (czy są to odskoki, czy uniki, zbliżanie się czy ucieczka, napieranie czy podążanie, markowanie czy przejmowanie). Pijana forma pozostaje tylko ruchem, jeśli nie wydobędzie się esencji w postaci umiejętności bojowych, dlatego ćwiczenie form i ich aplikacji bojowych powinno stanowić nierozerwalną całość. Niedopuszczalnym błędem jest koncentrowanie się tylko na pijanych ruchach, odrzucając umiejętności walki. Pijany ruch jest efektem momentu pędu, nie odwrotnie. Pięści powinny być ukryte pod osłoną pijaństwa (charakterystyczny układ dłoni-pięść trzymająca szklankę), a techniki walki – na tyle pijackie, na ile to możliwe.
Po drugie, w trakcie treningu stylu pijanego trzeba ściśle przestrzegać jego zasad.
Chwiejne kroki i taka sama praca ciała łatwo mogą powodować niestabilne jego ułożenie i zaburzać pracę stóp. W chińskim tradycyjnym wushu dużą wagę przywiązuje się do pracy rąk, oczu, tułowia czy stóp, a na poszczególnych etapach treningu należy przestrzegać określonych reguł, aby poruszające się ciało stanowiło jedność. Podczas praktyki ZuijiuQuan pracować musi całe ciało, dodatkowo nie mogą być widoczne jakiekolwiek naprężenia czy sztywność. W myśl chińskiej dewizy związanej ze sztukami walki należy przyłożyć siłę wtedy, kiedy jest potrzebna i tyle, ile wymaga tego sytuacja – ani więcej, ani mniej. Bez stosowania powyższych wskazówek styl nie będzie pijany.
Po trzecie, podczas praktyki ZuijiuQuan trzeba wydobyć siłę ze swoich kości i mięśni. Ciało powinno być zwiewne i delikatne, a twardość i solidność ruchów będą wtedy oczywiste. W każdym ruchu i pozycji należy perfekcyjnie panować nad ścięgnami, tułowiem i kończynami, tak aby ruchy były silne wewnętrznie tak jak podczas wyciągania miecza lub naciągania łuku. Pojęcie siły w stylu pijanego jest inne niż w pozostałych stylach, gdyż jest ona eksponowana wewnętrznie, a nie zewnętrznie. Ruchy są mocne, ale delikatne niczym igła wbijana w bawełnianą kulę.
Po czwarte, w stylu pijanego wszystkie akcje muszą być wyprowadzane świadomie. Wymagane jest nie tylko pokazanie umiejętności walki, ale również zachowanie się wskazujące na spożycie alkoholu. Tylko wówczas, gdy stan umysłu i ciało staną się jednym, możliwe będzie pokazanie swoich umiejętności ZuijiuQuan.
Po piąte, w stylu pijanego rzuty i upadki wynikają z „pijanego momentu pedu”.
Sztuka padania ma również uodpornić organy wewnętrzne na stłuczenia i obicia.
Kontrolowana utrata równowagi powoduje dezorientację przeciwnika. Kiedy jest
się na ziemi, należy wykorzystać techniki parterowe do kontrataku na nogi lub głowę (złoty smok owijający się wokół kolumny).
Tyle w temacie...
Najszybszym sposobem na odzyskanie młodości, zdrowia i witalności jest przywrócenie normalnego wirowania tych ośrodków energii.
Właśnie ćwiczenia formalne ze sztuk walki bardzo dobrze rozkręcają wszystkie czakry. Umysł świadomy to tylko narzędzie analityczne, potrzebne do segregowania informacji i wyciągania logicznych wniosków, nic więcej. Natomiast powtarzanie tych ćwiczeń w nieskończoność powoduje, że stają się one naszą drugą naturą, czyli przechodzą do naszej sfery podświadomej (to strefa podświadoma zarządza naszym ciałem i naszym życiem). Ponadto wpływają pozytywnie na naszą aurę.
Dzięki Małgosia za wyczerpujący opis stylu pijanego. Z Twoich słów wynika, że jesteś ekspertem zresztą także w wielu innych tematach, jak utrzymywanie włosów w oryginalnym stanie, a pewnie i byś mogła Chińczyków pouczać jak powinni ćwiczyć swoje sztuki
Umysł świadomy to tylko narzędzie analityczne, potrzebne do segregowania informacji i wyciągania logicznych wniosków, nic więcej.
Jesteś pewna?
Natomiast powtarzanie tych ćwiczeń w nieskończoność powoduje, że stają się one naszą drugą naturą, czyli przechodzą do naszej sfery podświadomej (to strefa podświadoma zarządza naszym ciałem i naszym życiem). Ponadto wpływają pozytywnie na naszą aurę.
Podświadomość to część umysłu - ta podświadoma jego część. I myślę, że masz zresztą rację: właśnie o tą podświadomość tu chodzi przede wszystkim. Jej natura jest taka, że nie jesteś jej świadoma - chyba że popracujesz nad tym.
Powtórzę Twoje zdanie: "to strefa podświadoma zarządza naszym ciałem".
...chyba, że - patrz poprzednie zdanie w tym akapicie.
To, co robisz w ćwiczeniach - i wszystkim innym - właśnie jest pracą z umysłu. To, że po drodze jest ciało, tworzy iluzję, że może być inaczej. Dlatego praca z wyobraźnią poprawia - co dla niektórych ciągle jest zaskakujące i niezrozumiałe - także wyniki sportowe.
Replikacja uszkodzonego DNA przed podziałem komórkowym może doprowadzić błędnego włączenia nieprawidłowych zasad do DNA i przekazania mutacji komórkom potomnym. Na tym etapie prawidłowy zapis kodujący geny tych odcinków DNA jest już niemożliwy do odtworzenia, ze względu na brak oryginalnej, nienaruszonej matrycy (nieuszkodzone DNA). Wyjątkiem są bardzo rzadkie przypadki mutacji przywracających pierwotną, prawidłową strukturę DNA (mutacje wsteczne, rewersja mutacji).
Z czego wynikają owe "bardzo rzadkie przypadki mutacji przywracających pierwotną, prawidłową strukturę"?
Mutacja jest procesem, który wywołuje kolejne zmiany. Niczego nie przywraca - dlatego nazywa się "mutacją".
Nt. przywracania DNA wkleję ciekawy fragment z "O czym lekarze ci nie powiedzą" (moje pogrubienie):
łańcuchy DNA są stale narażane na uszkodzenia przez różnorodne czynniki zewnętrzne: promieniowanie UV i jonizujące, pyły, spaliny, leki czy składniki pożywienia (patrz ramka). Także metabolizm komórkowy dostarcza wielu aktywnych substancji, które zmieniają strukturę DNA i stymulują powstawanie mutacji. Wszystkie organizmy wykształciły więc różnorodne systemy usuwania wadliwych fragmentów i zastępowania ich prawidłowymi. Istnienie tych mechanizmów nawet 100 razy zwiększa prawdopodobieństwo zachowania wierności informacji genetycznej. Dzięki temu nie jesteśmy chemicznym chaosem.
Inaczej mówiąc prostymi słowami, "coś holistycznego" (ponad genami - patrz niżej), dba o to, by wszystkie błędy były na bieżąco usuwane w Twoim kodzie zarządzającym budową białek - i nie tylko - w organizmie.
Ten fragment z książki "Ulecz się sam" nt. nowej dziedziny zwanej Epigenetyką z kolei dowodzi, jak "nowe fakty" naukowe, tj. potwierdzone najnowszymi badaniami, mogą być daleko od "starych, ale wciąż obowiązujących, faktów" naukowych - oczywiście do czasu, gdy "nowe" zostaną zastąpione przez "jeszcze nowsze" i tak w kółko - a naukowcy są jak ludzie, nigdy nie uczą się na własnych błędach (nauka to nie jest dziedzina oznajmiania prawd absolutnych, ale zestaw metodyk skupionych na badaniach - aż dziwne, że tylu naukowców traktuje swoje dziedziny jako pretekst do tego pierwszego):
Co znaczy epigenetyka? Epi oznacza nad, chodzi zatem o procesy, które mają miejsce nad genami. Jeszcze kilka lat wstecz pracowano nad rozszyfrowaniem ludzkiego genomu. Projekt Poznania Ludzkiego Genomu prowadzony był jako wielki międzynarodowy projekt badawczy w latach 1990-2003. Jego celem było przyporządkowanie każdemu genowi określonego procesu w organizmie człowieka. Z biegiem pracy stawało się jednakże coraz bardziej oczywiste, że geny nie tylko są odpowiedzialne za fizjologiczne mechanizmy naszego ciała, ale również reagują na wpływy czynników zewnętrznych: substancje szkodliwe dla środowiska, odżywianie, ruch. Nawet emocje potrafią zmienić, aktywować lub dezaktywować geny. To oznacza, że nie są one determinowane przez geny, a wręcz przeciwnie — to one sterują genami! Doprowadziło to do obalenia do dziś obowiązującego dogmatu regulacji ekspresji genów i zapoczątkowania badań z obszaru epigenetyki.
Z epigenetyką ściśle wiąże się pojęcie medycyny molekularnej. Także ona stanowi młodą dziedzinę badawczą i wciąż zyskuje na znaczeniu. Bazuje ona na przekonaniu, że nasze zdrowie, a także nasze normalne procesy starzenia się zależą od równowagi istotnych mikroskładników odżywczych: witamin, minerałów, mikroelementów, aminokwasów, niezbędnych kwasów tłuszczowych.
Nauka wyraźnie coraz bardziej zbliża się do odkrycia, że geny są rezultatem, i "elementem pomiędzy", a nie - pierwotną przyczyną. Tak jak pisaliśmy, z całą pewnością energia (której częścią jest wspomniana przez Ciebie aura) gra tu kluczową rolę, odnosząc się do ww. "holistycznego czegoś", co tworzy oryginalną matrycę. Nie ma wątpliwości też, że DNA, podobnie jak krew i qi (które bym łączył w jeden cały system, a nie odrębne elementy, tak jak to robi nauka), mają swój wyraźny udział w procesach starzenia.
Dzięki Małgosia za wyczerpujący opis stylu pijanego. Z Twoich słów wynika, że jesteś ekspertem zresztą także w wielu innych tematach, jak utrzymywanie włosów w oryginalnym stanie, a pewnie i byś mogła Chińczyków pouczać jak powinni ćwiczyć swoje sztuki
Ten sarkazm jest niepotrzebny. Dyskutujemy poważnie, czy używamy emocji, kiedy ktoś ma inne zdanie? To bardzo infantylne podejście...
Chińczycy zrobili ze sztuk walki biznes, na którym zarabiają ogromne pieniądze. Filmy rozdmuchują wyobraźnię widza i stwarzają wrażenie, że kung fu/wushu to coś trudnego i nieosiągalnego, a tak nie jest. Poprzednio umieściłam linki, z których wynika, że filmy o kung fu mogą nakręcić nastoletni chłopcy, jeśli poćwiczyli trochę kung fu, mają trochę polotu, wyobraźni i zdolności aktorskich i są nie gorsze od tych kręconych komercyjnie.
[url]https://www.youtube.com/watch?v=m8XC4sCNr0A[/url]
A tak to wygląda od kuchni:
[url]https://www.youtube.com/watch?v=TiNUFZWnQsE[/url]
Jednak, aby nabyć realne umiejętności trzeba włożyć w to trochę więcej wysiłku. Ten film ze stylem węża i pijany mistrz są właśnie taką fikcją, a przedstawione walki są ustawką pod potrzeby filmowe. Fajnie się ogląda, ale nie powtarzaj tego w domu, a już na pewno na ulicy, bo uderzanie naprężonymi palcami w twarde części ciała przeciwnika może się skończyć ich połamaniem
Sztuki walki i długowieczność, to też ciekawy temat.
Yip Man (1893-1972) mistrz stylu VingTsun umarł na raka krtani (palił papierosy i zdarzało mu się brać opium), ale był dobry, stoczył około 150 walki, z których większość wygrał. Jego syn Yip Chun występujący w filmie o nim nigdy nie uczył się VingTsun u swego ojca, bo mieszkał w innym mieście. Yip Man był arystokratą, nie lubił nauczać VingTsun, robił to tylko dla pieniędzy, tak o nim mówił jego uczeń Wong Shun Leung.
Wong Shun Leung (1935-1997) też się nie popisał. Studiował Ving Tsun pod okiem samego Yip Man'a i uważa się, że był głównym nauczycielem Bruce Lee. Brał udział w wielu walkach ulicznych z reprezentantami różnych stylów. Był nawet w Polsce na zaproszenie J.Szymankiewicza. To bardzo ciekawy człowiek, co innego robił na pokazie przed kamerami, a co innego na treningu. Doskonale go rozumiem, nie sprzedaje się wiedzy, na którą pracowało się przez większa część życia.
Aktorzy kina akcji Jackie Chan (1954) czy Jet Li (1963) to już też wiekowi panowie, ale jeszcze się jako tako trzymają.
Jackie Chan ćwiczył kung-fu od najmłodszych lat. W wieku siedmiu lat uczęszczał do Chinese Opera Institute (COI) z internatem. Przez następne 10 lat Chan studiował sztuki walki, pantomimę, dramat, taniec, akrobacje i śpiew. Nauka i ćwiczenia trwały 19 godzin dziennie. Poznał tam Sammo Hunga i Yuena Biao. Był poddany surowej dyscyplinie, w tym karom cielesnym za słabe wyniki.
Let Li (Lǐ Liánjié) uczył się w szkole podstawowej Changqiao w Pekinie. Został umieszczony w klasie wushu prowadzonej przez mistrza Wu Bin. W wieku jedenastu lat po raz pierwszy wziął udział w Narodowych Mistrzostwach Chin w Wushu i wygrał w nich pięć konkurencji – tao lu z mieczem, walka bokserska, tao lu z mieczem Pu, pojedynek i tao lu z włócznią zyskując w ten sposób tytuł Wszechstronnego Narodowego Mistrza Chin. Tytuł ten wywalczył jeszcze cztery razy w latach: 1975, 1977, 1978 i 1979. Pod koniec lat siedemdziesiątych został Trenerem Narodowym Wushu.
Dlaczeho oni się starzeją tak jak inni? Bo nigdy nie zastanawiali się nad wpływem innych czynników na ich zdrowie i żyli tak jak inni, z tą różnicą, że trenowali sztuki walki, które wpływają pozytywnie na zdrowie, nie na tyle jednak pozytywnie, aby w ich przypadku zatrzymać procesy starzenia.
A teraz coś o najlepiej udokumentowanym długowiecznym -Li Czing Yunie.
O życiu Li Czing Yuna wiadomo niewiele, a pisanie jego biografii jest tak naprawdę składaniem w całość fragmentów przekazywanych z ust do ust historii. Jak w reportażu "New York Timesa", którego dziennikarz wielokrotnie słyszał od starszych wiekiem mieszkańców rodzinnej miejscowości Li Czing Yuna, że ich dziadkowie pamiętali go jeszcze jako dorosłego mężczyznę. Wśród nich mogli być jedni z ponad 200 jego potomków, których rzekomo spłodził z 23 żonami.
Urodził się w Qi Jiang Xian w Syczuanie. Już w wieku 10 lat chodził po górach, gdzie zajmował się zbieraniem ziół. Przez pierwsze sto lat życia wędrował po prowincjach Yunnan, Gansu, Shanxi, Tybecie, Annamie (współczesnym Wietnamie), Syjamie (dzisiejszej Tajlandii). W tym czasie świat przechodził rewolucję przemysłową, człowiek tworzył kolejno silnik spalinowy, dynamit, karabin maszynowy, telefon, żarówkę. Polacy tracili niepodległość, by jeszcze za życia Li Czing Yuna ją odzyskać.
Kolejne zapisy mówią o roku 1749, kiedy to w wieku 71 lat wstąpił do chińskiej armii. Został instruktorem sztuk walki i doradcą do spraw taktyki wojskowej w Kai Xian. Już wtedy odżywiał się wyłącznie ziołami, popijając je winem ryżowym. Jednak prawdziwe odkrycie miało dopiero nadejść. Na razie służył swoją wiedzą z zielarstwa w armii, której dowódcy prawdopodobnie intensywnie korzystali z jego wskazówek.
Wydaje się, że kolejny etap biografii Li Czing Yuna potraktować należy z lekkim przymrużeniem oka - oczywiście jeśli nie traktujemy w ten sposób całej jego historii. Otóż według Da Liu, mistrza sztuki taijiquan (tai chi), ucznia Li Ching Yuna, w wieku 130 lat nauczyciel spotkał w górach pustelnika z 500-letnią metryką. Zamieszkał z nim, szkoląc się w kolejnych sztukach walki, a także poznając metody kontroli własnego oddechu. Li Czing Yun uczył się Baguazhang, sztuki walki, którą współcześni podejrzeć mogą chociażby w filmie „Tylko jeden" z Jetem Li.
Li Czing Yun poznał wówczas także Qigong, popularny także współcześnie zestaw ćwiczeń zdrowotnych pochodzący ze starożytności, polegający na – ogólnie rzecz biorąc – perfekcyjnemu opanowaniu sztuki kontroli życiowej.
To w tajemniczej pustelni Li Czing Yun miał posiąść wiedzę i umiejętności, które pozwoliły mu cieszyć się zdrowiem i żywotnością przez ponad dwa wieki. Wiele lat później chiński matuzalem powie swoim uczniom:
Innym razem przedstawi następującą receptę: „Zachowaj spokój serca. Siedź jak żółw. Chodź żwawo niczym gołąb. Śpij jak pies".
Jesteś pewna?
Tak jestem pewna. Jeśli Ty jesteś pewny swoich racji to spróbuj rozciągnąć nogi do szpagatu rozkrocznego tylko przy pomocy wizualizacji, bez ćwiczeń. Jak ci się to uda daj mi znać. Żartuję sobie, ja zawsze byłam odporna na sugestie, nie działaja na mnie reklamy telewizyjne, klątwy spływają po mnie jak woda po gęsi, ale to wynika chyba z naszej aury, to ona jest naszym magazynem energii i tarczą ochronną i to jej zniszczenie np. za pomocą promieniowania radioaktywnego powoduje choroby i śmierć. Praca nad długowiecznością to eliminowanie wszystkich szkodliwych czynników i umiejętność uruchomienia mechanizmów, które naprawiają strukturę naszego DNA. To moje podsumowanie tego wątku. Tylko tyle i aż tyle...
Przeczytaj jak ochłoniesz.
Tam nie było sarkazmu, nie musisz używać wyrazu "infantylność" wszędzie tam kiedy coś Ci w odpowiedzi nie pasuje Sugerowałem, że Twojej wypowiedzi w niektórych miejscach brakowało podstaw, kiedy już na spokojnie ją przemyślisz. B) Offense not intended. Miałem na myśli to, że osobiście wątpię, czy opuszczanie niektórych posiłków prowadzi do zatrzymania oryginalnego koloru włosów, ale zdaję sobie sprawę, że oczyszczanie ciała jest potrzebnym procesem.
Myślę, że Twoje przekonania nt. tego co jest możliwe a co nie ograniczają Twój umysł. Jesteś pewna, tyle, że się mylisz się - nie da się tego udowodnić, że coś nie jest możliwe, pisałem o tym już wielokrotnie. Będziesz tak jak wszyscy trzymać się tego, czego Cię nauczono - w ten sposób nigdy nikt nie wyjdzie poza jaskinię (w tym przypadku - umysłową). To niewłaściwy kierunek: gdy rządy od Twojego pierwszego dnia na Ziemi dbają, byś była chora, i nie dowiedziała się o tym, co jest tego przyczyną, trzeba szukać poza oczywistą ścieżką. To z kolei moje podsumowanie - tyle i aż tyle.
Praca nad długowiecznością to eliminowanie wszystkich szkodliwych czynników i umiejętność uruchomienia mechanizmów, które naprawiają strukturę naszego DNA
O tym właśnie piszę, z pewnym wyjątkiem - tak jak wspomniałem, jestem przekonany, że DNA jest jedynie pośrednikiem i skupianie wyłącznie się na nim to prawdopodobnie nie jest właściwy kierunek poszukiwań. Ale to co piszesz w tym podsumowaniu, to istota tematu, ale oczywiście ogólnik: pytanie, co właściwie się powinno stać, i co naprawdę się dzieje, gdy aktywujemy w pełni DNA? Na to pytanie nikt z aktywnych forumowiczów nie zna wystarczająco dobrej odpowiedzi. W przeciwnym wypadku wystarczyłoby napisać podręcznik: "nieśmiertelność dla początkujących - rady doświadczonego ekseprta"
Miałem na myśli to, że osobiście wątpię, czy opuszczanie niektórych posiłków prowadzi do zatrzymania oryginalnego koloru włosów, ale zdaję sobie sprawę, że oczyszczanie ciała jest potrzebnym procesem.
Pisząc o opuszczaniu posiłków miałam na myśli ograniczenie kalorii. A ich nadmiar uszkadza DNA. Głodówki to standardowa praktyka w klasztorach buddyjskich i taoistycznych i nie chodzi tu bynajmniej o jednodniowe odstawienie jedzenia. To właśnie one uruchamiają procesy regeneracji na poziomie komórkowym. Mistrzowie QiGong też je stosują, więc nie wiem skąd u Ciebie wątpliwości. Oczyszczanie ze złogów to jedno, a uruchamianie procesów regeneracyjnych na poziomie komórkowym nastepuje dopiero po pozbyciu się zbędnego balastu. Jesteśmy idealnym tworem natury, tylko tego nie widzimy i nie wykorzystujemy naturalnych mechanizmów, które mamy do dyspozycji.
Myślę, że Twoje przekonania nt. tego co jest możliwe a co nie ograniczają Twój umysł. Jesteś pewna, tyle, że się mylisz się - nie da się tego udowodnić, że coś nie jest możliwe, pisałem o tym już wielokrotnie. Będziesz tak jak wszyscy trzymać się tego, czego Cię nauczono - w ten sposób nigdy nikt nie wyjdzie poza jaskinię (w tym przypadku - umysłową).
Ale da się udowodnić czy coś jest możliwe robiąc to lub tego nie robiąc. Wtedy dla ciebie jest to możliwe lub nie. Na gdybalstwo szkoda czasu. W ten sposób twoja podświadomość to widzi. Twierdzisz ze ograniczenie posiłków nie wpływa na regeneracje komórek, więc zrób dłuższą głodówkę i sprawdź. Nie ma innej metody. Przy okazji zobaczysz czy jesteś zapchany toksynami, czy nie. Jeśli będziesz się czuł normalnie, to znaczy że jest dobrze, jeśli przeżyjesz kryzys energetyczny to znaczy że nie jest dobrze. Powtarzanie tego regularnie powoduje, że każą następną głodówkę znosi się coraz lepiej...
Ale to co piszesz w tym podsumowaniu, to istota tematu, ale oczywiście ogólnik: pytanie, co właściwie się powinno stać, i co naprawdę się dzieje, gdy aktywujemy w pełni DNA? Na to pytanie nikt z aktywnych forumowiczów nie zna wystarczająco dobrej odpowiedzi.
Podawanie gotowych odpowiedzi nie zmusza niestety do rozwoju. W realnym życiu kończy się brakiem zaradności. A o rozwój chyba tutaj chodzi, a nie o serwowanie gotowców dla niezaradnych życiowo ludzi, bo nie staną się od tego bardziej zaradni. Uważam, że i tak za dużo napisałam w tym temacie, ja nie miałam na starcie 3/4 tych informacji. A to co napisałam o stylu pijanego to informacje dostępne ogólnie, nie ma tu żadnych tajemnic. Ćwiczenia są dobrze opisane w książkach i przetłumaczone na polski trzeba tylko poszukać. Jest dużo zbieżności z zasadami z TaiChi, co świadczy o tych samych korzeniach, dlatego uważam, że warte są większej uwagi...
Wiesz Małgosia, dla mnie to świetnie, że różni mnisi, taoiści i inni poszukujący praktykowali różne ćwiczenia. Warto od nich się dowiedzieć, co odkryli, i wykonujesz kawał dobrej roboty, opisując to wszystko, i dzieląc się przy okazji własnym doświadczeniem. Od tego są tego typu fora. Nawiasem, przy okazji kapłani rzucali czary, starożytni astrologowie znali tajemnice wszechświata, o których dzisiaj naukowcy mogą tylko gdybać (lub - możemy wykroczyć poza własne ograniczenia i je tymczasowo uznać, weryfikując je w inny sposób), a magowie i alchemicy tworzyli mistyczne procedury na wiele różnych kwestii, które dzisiaj powszechnie traktuje się jako niewarte uwagi "zabobony". W książkach, jak zasugerowałaś, też coś tam jest opisane, ćwiczenia tai chi czy inne są bardzo popularne. Praktykowanie, jak to lubisz nazywać i powtarzać, również jest istotne. Nigdzie nie podważam tego Chodzi o to raczej, że są rzeczy, o których nie dowiesz się bezpośrednio - i jeśli kogoś one już nie interesują, i ktoś taki woli się ograniczać, to jest jak najbardziej ok.
Twierdzisz ze ograniczenie posiłków nie wpływa na regeneracje komórek
Właśnie nie - nie twierdzę. (Gdzie tak napisałem?). I tu być może jest problem z dyskusją. Dlatego warto odejść od podświadomej próby udowadniadnia czegokolwiek i szerzej popatrzeć na wszystko - nie tylko na to, to co tu piszemy.
Dla mnie to wszystko jest super i w ogóle. Problem z ograniczaniem się wyłącznie do tego, co jest już poznane, polega na tym, że nigdzie się już po za to nie wyjdzie. Ludzie, którzy zaczęli poszukiwać 'tao', rozwijać sztuki walki, czy inne ćwiczenia, kiedyś musieli zacząć - i zrobili to. Robili coś dokładnie odwrotnego, niż to, co robią ich naśladowcy. I myślę, że dlatego społeczeństwo nie potrafi wyobrazić sobie i zaakceptować wielu kwestii, o których piszemy na tym forum - po prostu ich "drogą" ("way" w j. angielskim, a "tao" w j. chińskim) jest naśladownictwo: mniej lub bardziej wierne powtarzanie i odtwarzanie tego, co inni już zrobili, ale nic więcej. Pomyśl, że potencjał człowieka wykracza poza takie pasywne naśladownictwo, i ma naturę wysoce kreatywną - jeśli tylko rozluźni się sztywne ograniczenia swojego umysłu. Kreatywna siła właśnie tworzy życie, i jestem przekonany, że jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmi, tam należy poszukiwać wyjścia poza ograniczenia fizycznego życia, o których tu piszemy.
W "Nieznanym Świecie", nr 4/2018 ciekawy artykuł nt. starzenia, oraz jego pokonywania:
Wydaje się, że starzenia nie można opóźnić, gdyż tkanki naszego organizmu nie mogą stać się młodsze od nas. Każde ich następne pokolenie jest starsze i słabsze. Czy więc starość musi być nieunikniona?
Otóż niekoniecznie. Pewna wiekowa Chinka, jak wyczytałem w literaturze Państwa Środka, zamiast się dalej starzeć, zaczęła młodnieć. Odrastały jej zęby, wróciła miesiączka, młodość (...)
(wg. badań profesora Leonarda Hayflicka) Każda z komórek może dzielić się kariokinetycznie 52 razy, gdyż telomery, czyli końcówki chromosomów, przy każdym podziale nieuchronnie ulegają skróceniu. Ale też nie zawsze i nie wszędzie. Istnieją bowiem komórki nieśmiertelne, dzielące się bez końca, tzw. macierzyst oraz, niestety, nowotworowe. (...)
(Serce, przykładowo, jest) zbudowane tak, że, odpowiednio eksploatowane, mogłoby wystarczyć na 500 lat.
Szkoda, że nie ma podane, co to za Chinka oraz samego źródła. Niemniej o takich przypadkach słyszałem już w innych miejscach i krajach, zwłaszcza w Azji.
Warto zastanowić się nad różnicą między naturalnymi związkami organicznymi (tj. takimi, które są podstawowe dla życia w materii), oraz syntetycznie stworzonymi odpowiednikami. Na poziomie chemii wydaje się, że oba są identyczne - mają przecież ten sam skład chemiczny, a to właśnie można tylko "zmierzyć" przy obecnie dostępnej oficjalnie technologii.
[url]https://pl.wikipedia.org/wiki/Zwi%C4%85zki_organiczne[/url]
Związki syntetyczne – to takie, które zostały otrzymane na drodze sztucznej syntezy. Mogą one mieć zarówno swoje odpowiedniki naturalne, jak i nie występować w naturze. Czasami związek jest najpierw otrzymywany syntetycznie a następnie wykrywa się go w naturze, a czasami jest na odwrót – dąży się do opracowania sztucznej syntezy związku, występującego naturalnie.
Istnieją też pośrednie związki, stworzone przy pomocy syntezy zwanej "biosyntezą":
Związki otrzymane w ten sposób pochodzą wprawdzie z organizmów żywych, ale są to organizmy celowo zmodyfikowane genetycznie i hodowane w celu masowej produkcji określonych substancji. W ten sposób można zarówno otrzymywać związki identyczne z naturalnymi, jak i sztuczne.
Uzasadnia się to rzekomą ekonomiczną opłacalnością w stosunku do tworzenia naturalnych związków.
Tego, czego nie specjalnie uczą na lekcjach chemii i biologii, jest natomiast wpływ jakościowy energii, która została poddana naturalnemu oddziaływaniu pochodzącemu z kosmosu - oraz tych cząsteczek, które zostały od tego wpływu odizolowane. Mówiąc o "kosmosie" mam przede wszystkim na myśli wielowymiarowość życia, która jest faktem - ale nie branym pod uwagę przez obecną naukę. Tymczasem zwykłe związki materialne (3D), utworzone syntetycznie, biorą pod uwagę jedynie 3 wymiary fizyczne. W ten sposób nie da się czysto materialnymi sposobami odróżnić obu cząsteczek.
Ta ograniczona teoria naukowa jest obecnie wykorzystywana do rozbudowy technologii medycznej, która ma między innymi u podstawy drukowanie sztucznych, przeszczepianych organów, ignorowania wpływu tzw. "elektrosmogu" na organizmy żywe, i innych czynników oddziaływujących na zdrowie - a to podstawa długowieczności. Plagą dzisiejszych czasów, na które idzie ponad 80% funduszy medycznych, są tzw. choroby cywilizacyjne (chroniczne), z nowotworami na czele (tj. komórkami nowotworowymi - inaczej mówiąc, zepsutymi, zmutowanymi albo zniekształconymi komórkami przez niewłaściwie działające DNA - a molekuła DNA nie działa prawidłowo, jeśli jest ciągle poddawana zmasowanemu "atakowi" sztucznych, tj. nienaturalnych, wpływów: można sobie wyobrazić, jak DNA próbuje się odtworzyć, gdy ciągle jest narażona na inwazję obcych, sztucznych atomów, elektronów oraz szkodliwego promieniowania).
Cale życie funkcjonuje na zasadzie elektromagnetycznej (yang) oraz łączących się atomów materii (yin). Aby cząsteczki się PRAWIDŁOWO połączyły, potrzebna jest do tego odpowiednia jakościowo energia - a to dlatego, że organizm ludzki to bardzo skomplikowany twór, w którym zachodzą miliardy reakcji chemicznych. Musi zatem istnieć jakiś "wzorzec" energetyczny (o tym pisałem wyżej), który tym wszystkim zarządza - by nie miał miejsca chaos w ciele na poziomie komórkowym. To, co robi technologia i medycyna, jest właśnie próbą rozbicia i saborażu prób podtrzymania i odtwarzania życia w sprytny sposób poprzez tuszowanie swoich działań, które jedynie usuwają objawy. Innymi słowy, obecna medycyna jest nauką i technologią śmierci, a nie - życia (tzn. mówiąc wprost, doprowadza ludzi do schorzeń, przedwczesnego starzenia i wyniszcza zdrowie). Ile znacie osób, które nie umarły "na coś"?
Myślę, że gdyby nie współczesna służba "medyczna" i globalna gospodarka, ludzie żyliby znacznie dłużej, a procesy starzenia są pochodną aktualnego wpływu.
Nie przeczę, że nauka jest przydatna, do weryfikowania pewnych spraw. Ale nadmierna wiara w naukę, która wbrew pozorom tkwi bardzo silnie w podświadomości każdego człowieka cywilizacji zachodniej (bo każde dziecko przechodzi obowiązkowy proces "programowania" - uwarunkowywania umysłu - w systemie kar i ocen), prowadzi do czegoś, co niektórzy naukowcy nazwali "iluzją wiedzy".
Jak bardzo nie warto pokrywać wiary w naukę jako taką ze względu na jej powierzchowny i encyklopedyczny charakter, pokazują badania nad starzeniem się organizmu - poniżej podaję listę przyczyn (na 2013 r., lista z pewnością się będzie powiększać z czasem), które naukowcy przeprowadzający takie badania w laboratoriach uznawali za "ostateczną" przyczynę starzenia się - oczywiście na nadziejach się skończyło:
niestabilność genomowa,
skracanie się telomerów (końcowych fragmentów chromosomów),
zmiany epigenetyczne,
zaburzenia proteostazy (procesu prawidłowego powstawania i funkcjonowania białek),
deregulacja zdolności wykrywania składników odżywczych przez komórkę,
zaburzenia funkcji mitochondriów,
senescencja (starzenie się komórkowe),
wyczerpanie się potencjału komórek macierzystych,
zaburzenia komunikacji międzykomórkowej
Gdy czytam sobie tą listę, mam wrażenie, że czytam o objawach zewnętrznych, a nie prawdziwej przyczynie. Innymi słowy, wygląda to tak, jakby naukowcy szukali ducha w narzędziach spirytysty Mogą spędzić dekady na poszukiwaniach i tworzeniu hipotez, nigdy niczego nie odnajdując.
Naukowcy przeprowadzili także wiele eksperymentów na żywych organizmach. Wstępne sukcesy na jednym okazywały się nie mieć przełożenia na inne, w szczególności człowieka. Ciekawym przypadkiem jest zwłaszcza golec piaskowy - gryzoń z Afryki Wschodniej, żyjący 1,5x dłużej od innych, podobnych mu gatunków, mimo, że teoria naukowa zakładała, iż stopień kumulacji tzw. uszkodzeń oksydacyjnych w tkankach, będący u niego znacznie wyższy, determinuje długość życia.
O badaniach nad genami nawet nie wspominam - w latach 90. optymistycznie zakładano, że uda się odkryć szyfr kodu DNA, co miało doprowadzić do identyfikacji genów odpowiedzialnych za długie życie, ale projekt generalnie zakończył się w tym sensie niepowodzeniem.
Tymczasem medycyna chińska, choć nie operowała precyzyjnymi terminami opisującymi każdy enzym czy fragment komórki w drobnych szczegółach, podchodziła do tematu holistycznie, za odporność (chroniący przed wszelkimi czynnikami chorobotwórczymi, a zatem wpływającym na długowieczność) odpowiada wspomniana energia wei-qi - jest to specjalna energia qi typu yang, która ma charakter zewnętrzny, chroniąca organizm niczym energetyczna tarcza.
Antares, priv
Ciekawy pogląd zamieszczony w książce "Bog kosmos człowiek..." na podst. tekstów pozostawionych przez znaną średniowieczną mistyczkę Hildegardę:
Liber divinorum operum przedstawia wymianę sił, oddziaływanie energii między ciałami nieieskimi a wiatrami oraz systemem promieniowania, które je wszystkie łączy. Wizje Hildegardy opisują to przez ukazanie systemu linii biegnących między poszczególnymi planetami a punktami, w których biorą początek wiatry, oraz postacią człowieka, który znajduje się w centrum wszechświata. Podobny system relacji łączących najważniejsze punkty w kosmosie przedstawia komentarz Makrobiusza do Snu Scypiona.
(...)promieniowanie zmierzające ze wszystkich sfer kosmosu do środka wszechświata jest narzędziem, dzięki któremu - i zgodnie z zarządzeniem Bożym - podtrzymywane jest funkcjonowanie ciała ludzkiego.
Ci, którzy interesowali się OBE (Out of Body Experiences, czyli inaczej projekcją astralną), pewnie znają Roberta Monroe, najsłynniejszego podróżnika w rzeczywistościach poza-fizycznych. W swojej trzeciej książce "Najdalsza podróż" opisuje on podróż do Ziemi w innym czasie - różnym od naszego o milion lat. Początkowo Monroe uważał, że była to podróż w przyszłość - ale okazało się, że ludzie żyli tam milion lat przed naszymi czasami. Mieli doskonałe ciała i kondycje, ale bez nadmiernego rozwoju mięśni, które się tak dzisiaj propaguje. Postanowił porozmawiać z tamtejszymi ludźmi, którzy potrafili porozumiewać się z nim telepatycznie - jeden z tamtejszych mieszkańców rozpoczął rozmowę:
- Zapewne zastanawiasz się, co jemy?
- Wszyscy wyglądacie na zdrowych i dobrze odżywionych.
- Zdrowych?
- Żadnych chorób, ran, i tak dalej.
- Z dziwnego świata przybywasz! Czy rzeczywiście macie problem z utrzymaniem waszych fizycznych ciał w dobrym stanie?
- To nasz główny problem.
- Wielka szkoda. Nasza historia posiada dane o tego typu problemach sprzed wielu tysięcy lat.
- Żadnych zarazków? Żadnych wirusów? Nikt nie bywa zabity albo ranny?
- Rozumiem, o czym mówisz. Wszystkie wirusy współpracują z nami, Robercie. Nie istnieje żaden konflikt. A co do bycia zabitym... powstrzymaliśmy proces umierania już dawno temu.
Niestety, autor zamiast zapytać "w jaki sposób" stali się nieśmiertelni, zainteresował się problemem rozmnażania (który również rozwiązali - poprzez kontrolę). Tak czy inaczej, jak widać, na Ziemi już znaleziono rozwiązanie, co z resztą dla mnie było jasne od początku, bazując na informacjach, które obecnie są traktowane przez historyków w najlepszym przypadku jako "mity".
W książce "Przemiana ludzi i ziemi" jest nt. lemuryjskiej świątyni odmładzania. Wg. istoty, z którą kontaktuje się autor, Lemuria znajdowała się tam, gdzie obecnie są Hawaje - i że ten archipelag z Oceanu Spokojnego stanowi najwyższy (ponad 10.000 m2) szczyt na Ziemi, tyle, że jest w większości pod wodą... podobno zostało wybrane jako pierwsze miejsce spotkania na Ziemi przez Plejadian.
Książka sporo wspomina o magnetyzmie i energii elektronów, które wg. przekazu mają lepszy przepływ w niskich temperaturach ze wzg. na niższy opór - co zresztą potwierdza to, co sugerowała wyżej Małgosia na ten temat. (Ja dodam jednak, że trzeba też pamiętać, o czym już wspominałem, że głównym źródłem energii - i przepływu elektronów i innych energetycznych cząsteczek na Ziemi - jest Słońce).
Opis tego, co się działo w świątyni odmładzania:
Używaliśmy tam pola magnetycznego wytwarzanego przez wewnętrzne jądro Ziemi, a szczególnie tego, które było skoncentrowane w pewnych miejscach i wzmocnione przez ich wysokość nad poziomem morza.
(...) kluczowym atrybutem było urządzenie wytwarzające pole magnetyczne o szczególnej geometrii zarówno powyżej, jak i poniżej tego, co nazywamy ludzką matrycą. Były tam oba typy magnetyzmu. Było jednorodne pole magnetyczne wytwarzające zespolenie oraz pole magnetyczne odpowiedzialne za wytwarzanie przeciwstawnych obrotów i przeciwstawnego wirowania.
Dalej jest o sekrecie życia. Po części wspominałem o tym wcześniej: chodzi o przepływ energii dzięki czemuś, co nazywa się przy polaryzacji "plusem" i "minusem"; taoiści oczywiście nazywali oba elementy "yang" i "yin". (Ziemia, odbiorca energii z kosmosu, jest spolaryzowana na yin, zaś Słońce, nadawca, na yang - będący zarazem źródłem energii życia).
Bez polaryzacji nie byłoby życia. Życie jest kreowane przez dualność, czyli polaryzację każdej cząstki atomu.
Dalej przekaz wspomina o tym, że fizyczność istnieje tylko dlatego, by mogło w nim istnieć życie (takie, jakie znamy) - i zostało ono zaprojektowane; innymi słowy, podważa on obecny naukowy pogląd. Podobnie jest z DNA
Wzorzec DNA wewnątrz was jest doskonały, a jednak siedzicie tutaj ze swoim DNA, które nie działa najlepiej. (...)
DNA jest zaprojektowane jako źródło informacyjne, pobierające informacje z energii otoczenia wytworzonej przez świadomość ludzkości. Reakcja i działanie DNA pozostaje następnie w zgodzie z jakością informacji zawartych w tej energii. Innymi słowy, jeżeli poziom energii świadomości planety jest niski to poziom działania DNA jest taki sam. DNA to silnik kwantowy i jeżeli energia kwantowa stworzona przez świadomość człowieka jest niska, to DNA działa słabo.(...) 90 procent waszego DNA które jest niezakodowane i uważane za tak zwane "śmieciowe DNA", to w rzeczywistości zestaw instrukcji kwantowych. W związku z tym cząsteczka DNA musi mieć pewne kwantowe atrybuty. (...) Przymioty te są bardzo realne i odpowiedzialne za udzielanie instrukcji procesom chemicznym zachodzącym w ponad trzech miliardach elementów, z których składa się cząsteczka DNA. Jest to szczególnie ważne dla procesów chemicznych odpowiedzialnych za produkcję genów w proteinowo zakodowanej części DNA. Dla uproszczenia powiem wam, że DNA posiada aktywną moc, która może zmienić wszystko, co uważacie za "normalne".
(...)
Pojawią się odkrycia, których dokona nauka głównego nurtu. Po pierwsze, odnajdziecie kilka sekretów DNA związanych z nauką o rozwoju embrionów. Obserwujcie naukowców, którzy odkryją magiczne rzeczy w komórkach embrionalnych. (...) posiadacie zaprogramowane dorosłe komórki macierzyste w ciele.
Autor wspomina, że dzięki aktywacji DNA jest możliwe osiąganie rzeczy, które wydają się nieprawdopodobne: jak odrastanie kończyn. Z tego wywodu wynika, że kluczowym elementem przemiany i odpowiedniej aktywacji DNA jest psychika i wibracja. Jak wiadomo, wszystko jest wibracją. Odpowiednia wibracja może być właśnie kluczem do prawidłowego działania (aktywacji) DNA.
Jeszcze wrócę do R. Monroe. W tej samej książce ma kolejne interesujące spotkanie, z jednym z najbardziej zaawansowanych ludzi ŻYJĄCYCH OBECNIE.
Potwierdza ono, że psychika ma decydujący, kluczowy wpływ na utrzymanie ciała w odpowiednim stanie (uciąłem fragment):
- Jedno ciągłe życie przez tysiąc osiemset lat. Jak to się dzieje, że wciąż pozostajesz młody?
- Stale zmieniam zajęcia. To każdemu pozwala zachować młodość. Czy to dobra odpowiedź?
- Wspaniała. (...) Sądzę, że przy twoich uzdolnieniach jest wiele rzeczy, które możesz robić w tej chwili.
- Staram się nie tracić czasu.
(...)
- A gdzie jesz i śpisz?
- Zarzuciłem to już lata temu.
Dalej ten człowiek wspomina o jakimś nowym systemie gospodarczo-politycznym, zupełnie innym, niż kiedykolwiek został przyjęty na świecie. Wynika z tego, że on dąży właśnie do takich zmian. Skoro żył 3 dekady temu, to prawdopodobnie jeszcze żyje, mając prawie 2000 lat...
Dodam od siebie, że uważam, iż istnieją siły, które można by nazwać "zewnętrznymi" - o nich zwłaszcza mówi fizyka czy medycyna; ale także "wewnętrzne" - o tych nie mówi żadna oficjalna dziedzina nauki, za to można na ich temat się dowiedzieć więcej z tzw. nauk mistycznych.
Siły wewnątrz organizmu są utrzymywane za pomocą OBU wpływów. Długowieczność jest przede wszystkim związana z tymi drugimi, wewnętrznymi, a sposób ich kontroli był tradycyjnie związany z technikami oddechu - a mówiąc ściślej, z qi (praną), która dociera do organizmu człowieka wraz z cząsteczkami powietrza, a także łączy umysł (duszę) z ciałem w dokładniejszy sposób. Qi gong, czyli praca z qi (i powietrzem), jest tylko jednym ze sposobów, i wydaje mi się, że o ile te ćwiczenia są bardzo pomocne, jest to praktyka dla "ludu" - poprawiają funkcjonowanie ciała, zapobiegają chorobom, zwiększają ilość energii, ale ostatecznie jest to nadal "zewnętrzna forma". Krok dalej szła chińska alchemia, która w odróżnieniu była nazywana "wewnętrzną", a jej celem było aktywowanie energetycznej "perły" czy "eliksiru". Są to już wyłącznie umysłowe ćwiczenia (nie mające nic wspólnego z intelektem, a bardziej z wyobraźnią, czy astralnym poziomem człowieka).
Trzeba pamiętać, że życie w materii (która jest yin z natury) wymaga połączenia - i to w odpowiedni sposób - zarówno czynników "gorących", energii (yang) jak i czynników "chłodnych" (yin). Oczywiście są to metafory, którymi posługiwali się taoiści. Sztuka polega na doprowadzeniu do jak najbliższego doskonałości stanu równowagi pomiędzy yin i yang. Ćwiczenia fizyczne, takie jak tai chi, tylko w bardzo ograniczonym zakresie są w stanie doprowadzić do tego.
Opisy swoich doświadczeń różnych mistyków zdają się potwierdzać wiele rzeczy, które zostały wspomniane w tym wątku. Moje doświadczenia zresztą podobnie.
W książce "Pamiętam jak umarłem" Paula Rolanda są opisane różne przypadki znanych mistyków. Jednym z nich był Rojsanin Uspienski, który najwyraźniej zdołał połączyć swoją ziemską osobowość z czymś większym, co nazwał swoim "wyższym ja". Dzięki temu rozszerzyły się jego możliwości oraz percepcja. Jedną z kluczowych wg. mnie jego obserwacji w tym stanie było to, o czym w innym sensie wspominałem: że wszystko co istnieje jest w ostateczności zamysłem albo manifestacją, np. pies jako forma był zaledwie ostatecznym rezultatem przyjmującą określoną postać najlepiej wyrażającą jego naturę.
Pokrywa się to z moimi obserwacjami, że ludzie tym szybciej się starzeją, im szybciej starzeją się... ich myśli. Zauważyłem to już dawno, i potwierdza się wielokrotnie: ostatecznie jesteśmy tym, o myślimy, z tym, że to, co uważamy za "umysł", jest jedynie (zgodnie z ww. obserwacją Uspienskiego) uciętym fragmentem całego umysłu... Dlatego tak ważne są określone ćwiczenia umysłowe.
Inny uczeń Gurdżijewa, J.G. Bennett, tak opisał swoje doświadczenia po treningu "ćwiczeń fizycznych i psychofizycznych, których celem była transcendencja zwyczajnego umysłu, czyli ego, oraz przeniesienie poczucia tożsamości do wyższego ja" i obudził się pewnego dnia z poczuciem silnej gorączki i niechęci wstania z łóżka a zarazem poczuciem dostrojenia do wyższej woli:
Znajdował się wówczas w stanie intensywnej czujności, jak gdyby został "dostrojony" do wyższej częstotliwości. Czuł uniesienie i miał poczucie nieśmiertelności; miał też wrażenie, że jest jakąś boską istotą (...) Opis jego przeżyć łudząco przypomina doznania osób obserwujących swoje ciała sutelne podczas doświadczeń pozacielesnych:
Byłem wypełniony ogromną mocą. Wydawało mi się, że moje ciało zamieniło się w światło... Nie czułem wysiłku, bólu, zmęczenia a nawet uczucia ciężaru.
Po zajęciach Bennett udał się na zaplecze ośrodka ćwiczeń duchowych Gurdżijewa i przez godzinę, w niemiłosiernym upale, kopał ziemię w ogrodzie w tempie, które wyczerpałoby młodszego człowieka w znacznie lepszej kondycji fizycznej.
O ww. równoważeniu światła (yang) z ciałem (yin) również już wspominałem - podobne zapiski można znaleźć u alchemików.
Tutaj parę słów indyjskiego mędrca Acarya, sugerując, że rzeczywistość jest zupełnie inna, niż ludzie sobie to wyobrażają, zawężając perspektywę jedynie do świata ziemskiego:
Jaka szkoda, że tak niewiele osób pamięta to, co dzieje się z nimi w nocy. (...) Niższe i wyższe ciała mentalne zbudowane są z subtelnych, skończonych form energii, mających zdolność utrwalania wzorców ciał fizycznych; dlatego właśnie widma są rozpoznawalne dla żyjących w świecie materialnym.
Dalej Acarya opisuje strukturę ciała witalnego (sanskr. pranamaya-kośa) obejmującego system kanałów i węzłów subtelnoenergetycznych, pośredniczących między ciałami mentalnymi i ciałem fizycznym. (...)
Podczas następnej wizyty Acarya opisał to, co dzieje się w chwili śmierci. Ciało witalne wie, że śmierć ciała fizycznego oznacza również i jego unicestwienie, dlatego trzyma się kurczowo niższego ciała mentalnego, czerpiąc z niego życiową energię.
W sanskrycie i kabale istnieje podział na tzw. 4 światy, od fizycznego po najbardziej subtelne:
- sferę materialną: sthula tattva (w kabale Assia), obejmującą ciało witalne pranamaya-kośa
- sferę mentalną: antah-karana (w kabale Jecira)
- sferę esencjonalną: prakrti (w kabale Beria); parkrti oznacza prawdziwą naturę, która jest doskonałym celem do osiągnięcia w ajurwedzie - ale to, z czym mamy zwykle do czynienia, nazywa się "wikrti", czyli odchylenie od prawdziwej natury
- sfera duchowa: atma (w kabale Acilut)
Jedna z najciekawszych historii pochodzi od uzdowcielki Tamary Mount, która mogła dokładnie przyjrzeć się sferom subtelnym, ponad sferą fizyczną:
Tymczasową rzeczywistość tworzymy w marzeniach sennych, możemy jednak również kreować fantazje w "realnym" świecie za pomocą myśli, pragnień, lęków i marzenia na jawie, a jeśli nasycimy to wszystko energią emocjonalną, tworzymy rzeczywistość, która - gdy jest negatywna - pozbawia nas fizycznego i psychicznego zdrowia. (...) Każda komórka ciała jest żywym aspektem naszej istoty i jako taka podlega wpływom stanów psychicznych. Zmartwienia mogą więc naprawdę zniszczyć nasze zdrowie, a efekty cudownych uzdrowień zależą od stanów umysłu.
Posiadamy zdolność przetwarzania uniwersalnej siły życia za pośrednictwem receptorów mózgowych, co umożliwia nam kierowanie energii regenerujących do materii poprzez sferę myśli. Tak właśnie działają ćwiczenia aktywnej wyobraźni (wizualizacje) i pozytywnego myślenia. Mózg ludzki działa jak superkomputer z dekoderami - zmysłami, jaźnią i komunikacją. Każda komórka może być powiązana z plikiem, któremu odpowiadają ekwiwalentne wskaźniki rozmieszczone w stawach. W ten sposób funkcjonuje cała pamięć ciała, której warunkowanie przez doświadczenia może wyzwalać instynktowne reakcje lub odruchy.
Dalej daje bardzo ważną przestrogę: że rozwój technologii i korzystanie z niej, np. do komunikacji czy uzdrawiania, ma bardzo poważną cenę: powoduje to upośledzenie i utracenie naturalnych zdolności tego typu!
W pewnej grze był Nieśmiertelny człowiek, i jak się okazało został ojcem własnego ojca, czyli zatoczył koło w czasie.
Był władcą dżinów które żyją 14 mld lat (najstarsze wymarły 4 mld lat temu - wszechświat ma 18 mld lat).
Oprócz niego był jeszcze inny nieśmiertelny, ten zobaczył swoją przyszłość jako władca demonów, i zabił siebie z przyszłości. Później jednak żałował tego i został władcą demonów. Żyjąc tysiące lat przyjaźnił się z smokami.
Smoki żyją 2 tysiące lat. Gdyż elfy były dla niego za młode (żyją 400 lat).
Ten człowiek zaprojektował tą grę blisko 5 mld lat temu, kiedy znudził się aktualnym stanem. Przez całe 4 mld lat ją projektował; ale przez ostatni 1 mld lat postanowił stworzyć wszystkie pozostałe gry, a następnie założył parę tysięcy spółek (oczywiście nie osobiście - nie był w stanie tego nadzorować), które podawały fałszywe informacje. To taka meta-gra, by mieć trochę zabawy we wiecznym życiu.
Wiem o tym, bo tym człowiekiem jestem ja.
Parę tajemnic na ten temat zdradziłem m.in. aktualnemu prezydentowi USA, który - jak twierdzi - jest już w senacie od 180 lat - popatrzcie sami:
[url]https://www.youtube.com/watch?v=Slrs29r5KW8[/url]
Uranos napisał/a:W pewnej grze był Nieśmiertelny człowiek, i jak się okazało został ojcem własnego ojca, czyli zatoczył koło w czasie.
Był władcą dżinów które żyją 14 mld lat (najstarsze wymarły 4 mld lat temu - wszechświat ma 18 mld lat).
Oprócz niego był jeszcze inny nieśmiertelny, ten zobaczył swoją przyszłość jako władca demonów, i zabił siebie z przyszłości. Później jednak żałował tego i został władcą demonów. Żyjąc tysiące lat przyjaźnił się z smokami.
Smoki żyją 2 tysiące lat. Gdyż elfy były dla niego za młode (żyją 400 lat).Ten człowiek zaprojektował tą grę blisko 5 mld lat temu, kiedy znudził się aktualnym stanem. Przez całe 4 mld lat ją projektował; ale przez ostatni 1 mld lat postanowił stworzyć wszystkie pozostałe gry, a następnie założył parę tysięcy spółek (oczywiście nie osobiście - nie był w stanie tego nadzorować), które podawały fałszywe informacje. To taka meta-gra, by mieć trochę zabawy we wiecznym życiu.
Wiem o tym, bo tym człowiekiem jestem ja.
Parę tajemnic na ten temat zdradziłem m.in. aktualnemu prezydentowi USA, który - jak twierdzi - jest już w senacie od 180 lat - popatrzcie sami:
[url]https://www.youtube.com/watch?v=Slrs29r5KW8[/url]
Jesteś w błędzie, gra nie powstała 5 mld lat temu, tylko 2 mld, wiedzielibyście o tym gdybyście częściej rozmawiali z koszykarzami z Oklahoma City. Oni mają dużą wiedzę o tym co się dzieje na świecie, tak naprawdę oni nie trenują gry w kosza po kilka godzin dziennie tylko mają te "umiejętności" genetycznie wgrane w ludzki genom dzięki super komputerowi, który opracowało państwo korei północnej. Oni w rzeczywistości spędzają te kilka, kilkanaście godzin dziennie na rozmowie z aniołami w celu połączenia się z wielką gwiazdą z układu Beta Persuati. Połączenie to pozwoli osiągnąć im osiemnasty poziom wzniesienia duchowego...
Te wszystkie gry oraz sporty, o których wspominacie, a także zawodnicy w rodzaju Gavina czy Tarnuma, jedynie uczestniczą w z góry zaprojektowanej rozgrywce, udając tylko nieśmiertelnych. Co dowodzi, że rozmowy z aniołami są iluzją, wytworzoną przez niskiej jakości meksykańskie zioła, zakupione za parę dolarów - i to nie amerykańskich - na bazarze w etiopijskiej wiosce. To właśnie dlatego potrzebują wielu wcieleń. W rzeczywistości ich obszar działania jest bardzo maliutki: ogranicza się do pola boiska (również zaprojektowanego). Mogę wam zdradzić sekret, że sportowcy, w tym e-sportowcy, to frajerzy, w rzeczywistości nie różniący się od innych, zwykłych pracowników. Żyją w skonstruowanej wirtualnej iluzji wierząc, że życie ma ograniczoną długość. Dlatego m.in. wierzycie w moc super komputerów i zainstalowanych na nich gier komputerowych Celem rządów jest stworzenie takiej wersji "rzeczywistości", że jedynie ufacie swoim fizycznym zmysłom, które was oszukują, że życie jest skończone i potrzebujecie inkarnacji.
[url]https://www.youtube.com/watch?v=XO0pcWxcROI[/url]
Przy okazji ciekawostka, Valter Longo, sławny gerontolog, który założył instytucję zajmującą się wydłużaniem życia w sposób naturalny - głównie przez odpowiednią dietę - robił badania na ludziach żyjących ponad 100 lat, i okazało się, że jego najstarsza badana, 116-letnia kobieta, przez całe życie odżywiała się niezbyt zdrowo. Jak widać, najwyraźniej są różne czynniki, które wpływają na długość życia...
Wyżej podałem link do filmiku z prezydentem stanów, w którym stwierdza, że jest w senacie od 180 lat. O ile można akurat zrzucić to na karb jego problemów z pamięcią, to jest wiele różnych działań w ostatnich około 200 latach w wymiarze społecznym, naukowym, religijnym, gospodarczym czy politycznym, że właściwie nie mam wątpliwości, że stoją za tym osobnicy, którzy żyją znacznie dłużej, niż przeciętna. Oczywiście, jasne jest, że nie mogą ujawnić publicznie swojego długiego wieku. Jednak nie jest to jedynie moja własna teoria. Taki wniosek by wysnuwany także przez różnych badaczy, w tym m.in. ludzie zajmujący się OBE, jak wspomniany R. Monroe (który zresztą miał więcej rewelacji odnośnie tego, jak mocno rzeczywistość różni się od tego, co myśli o życiu na Ziemi przeciętny obywatel), czy polski badacz Z. J. Popko, aktualnie zajmujący się bioenergoterapią i podobnymi dziedzinami. Ten ostatni zamieścił na swojej stronie książkę "Duchy. Kosmiczne niewolnictwo człowieka" w formie audio, w której opisuje swoje przygody poza ciałem i wyciągnięte z nich wnioski, w szczególności globalną sytuację ziemsko-kosmiczną, gdzie twierdzi, że życia ludzi będących u władzy są sztucznie przedłużane: [url]https://www.popko.pl/home,46,audiobook-duchy.html[/url]
W tym kontekście właśnie zaintrygowała mnie wypowiedź wspomnianego prezydenta, który być może zdradził coś, czego nie powinien mówić?
Cytaty ze ww. stronki:
Robot to potoczna nazwa podstawowej jednostki ludzkiej. Ponieważ jest to struktura podległa wewnętrznemu oprogramowaniu
"Człowiek" to brzmi dumnie, ale mało kto wie, czym on jest i kim może się stać Panowie Tego świata starannie zadbali o to, by ta wiedza została ukryta przed okiem profanów. Warto przy okazji dodać, że mianem "profana" świat duchowy określa nie ignorantów żyjących po swojemu i wbrew prawu, ale ludzi, którzy pragną się obudzić w swojej duchowej potędze. A wiadomo, że ten kto się budzi, ten staje się wiedzącym i zagrażającym interesom tych, co innymi sterują.
Od dłuższego czasu zastanawia mnie jedna kwestia. Witaminy czy inne najważniejsze krążące w organizmie substancje mają podobną budowę tj. składają się z tych samych pierwiastków (a różnią się ich ilością i połączeniami), i głównie są to O (tlen), H (wodór), C (węgiel), rzadziej N (azot).
Teoria suplementowania (czasem nawet mocnego zachwalania niektórych tych związków, np. witamina C - przeciw przeziębieniom, D - poprawę energii, E - zachowanie dobrej skóry i paznokci itd.) zakłada, że rzekomo trzeba dostarczać wszystkie witaminy; czasem się także dodaje, że muszą być jeszcze zachowane odpowiednie ich proporcje (bo w przeciwnym wypadku może dojść do przedawkowania któregoś związku).
W skrócie, musi zostać zachowany balans. Tyle jeśli chodzi o współczesną teorię zdrowia. W starożytnej medycynie potrzeba balansu była jeszcze silniej podkreślana, jednak definiowano ją na zasadzie energii, a nie wyłącznie związków (które miały też bardziej uproszczoną postać).
Co ciekawe jednak, niektóre (a może wszystkie?) witaminy mogą być tworzone przez organizm. Co więcej, praktyka (rzeczywiste badania różnych ludów żyjących w naturalny sposób - dzisiaj nazwalibyśmy ich "prymitywnymi") nie za bardzo zgadza się z ww. teorią naukową o konieczności suplementowania wszystkich witamin. Wygląda to tak, jakby wręcz organizm był blokowany w jakiś sposób przed ich wytwarzaniem - a nie, że jest wymóg ciągłego dostarczania ich, i to przy użyciu odpowiedniej diety (jak to dyktuje medycyna konwencjonalna i wiele współczesnych diet). Zresztą na logikę: jeśli przez tysiące lat ludzkość najwyraźniej była pozbawiona równowagi "witaminowej" czy "suplementowej", że tak to nazwę, aż do XX wieku, jakim cudem żyjemy?
W skrócie, myślę, że ta teoria jest mocno naciągana, a potrzebne związki mogą być produkowane przez sam organizm - jeśli stworzy mu się odpowiednie warunki. Tym warunkiem jest przede wszystkim, moim zdaniem, energia: bo to właśnie energia jest potrzebna do tego, by zachodziły reakcje i wymiana między cząsteczkami.
Piszę o tym w tym wątku, ponieważ myślę, że ludzie za bardzo wierzą, że ciało jest wyłącznie produktem materii, w tym tego, co jedzą ("jesteś tym co jesz"). Tymczasem uważam, że to energia ma kluczowe znaczenie. Większość osób po prostu nie bierze pod uwagę tego faktu dlatego, ponieważ zostało nauczone myśleć w zupełnie inny sposób: opierając się wyłącznie na fizycznych zmysłach, nie dostrzegając w ogóle energii (ciała energetycznego, aury itd.).
W takim wypadku należałoby powiedzieć: "jesteś tym, co czujesz (energetycznie), a także tym co myślisz", bo energia podąża za myślą.
W praktyce natomiast, myślę, że istnieje pewna skala: w zależności od jednostki, niektórzy ludzie (ogromna większość) jest bliżej skali "materii", przez co ich myśli choć mają wpływ na ciało, to ciężko im zejść z raz obranej ścieżki; na przeciwnym punkcie tej skali są ludzie bliżej "energii". Tym stanem byli właśnie zainteresowani taoiści, którzy pracowali nad energią, która miała ogromny wpływ na hormony, tworzenie witamin, czy innych niezbędnych związków. Podejrzewam, że tu również kryje się tajemnica tzw. breatharianów, czyli ludzi, którzy w ogóle nie muszą nic jeść.
Ciekawe są badania amerykańskiego profesora genetyki Davida A. Sinclaira, który nie zgadza się z obiegową opinią nt. starzenia się ciała oraz maksymalnej długości wieku.
Stwierdził, że "starzenie się to choroba - najbardziej powszechna choroba - którą nie tylko można, lecz także należy leczyć". Cytat z jego książki pod dość naciąganym w polskim wydaniu tytułem "Jak żyć długo" (w ang. jest "dlaczego się starzejemy" zamiast "jak"):
Wiele osób powie wam, że to mrzonka (...) że nasz współczesny tryb życia to przekleństwo, przez które długość życia się zmniejsza. Powiedzą, że mało kto dożyje setnych urodzin - zarówno wśród was, jak i wśród waszych dzieci. A potem dodadzą, że nawet jeśli dożyjecie tego wieku, nie będziecie wtedy zdrowi i nie będziecie cieszyć się tym osiągnięciem długo. (...) I mają na to wszystko niezłe dowody - w zasadzie cała historia ludzkości to jeden wielki dowód.
Nie cała, ale rozumiem, że autor odnosi się do tej "oficjalnie udokumentowanej" historii.
Nie można więc odmówić logiki ludziom, którzy twierdzą, że nawet jeśli będziemy nieco podnosić średnią, mało prawdopodobne, byśmy przesunęli granicę. Twierdzą oni, że łatwo jest zwiększyć maksymalną długość życia myszy lub psów, ale ludzie to co innego. Po prostu już żyjemy za długo.
Mylą się.
Jest też różnica między wydłużaniem życia a wydłużaniem okresu witalności.
I to właśnie jest kluczowy punkt. Zestarzali ludzie, którzy ledwo się poruszają, de facto wegetują, powinni byli już dawno umrzeć - i np. w społecznościach indiańskich stary Indianin kiedy czuł się "bezużyteczny" (sorry za pragmatyczne ujęcie ), po prostu szedł w krzaki, by w spokoju umrzeć.
Różnica między zdrowym a niezdrowym-i-zestarzałym-ale-żywym polega na posiadaniu witalności (inaczej energii witalnej), do której odnosili się taoiści w swoich tekstach.
Dalej na temat tego, jaka jest maksymalna granica wieku:
Jaka jest granica? Moim zdaniem jej nie ma. Wielu moich kolegów się z tym zgadza. Nie ma żadnego prawa biologii, które głosi, że musimy się starzeć.
Naukowiec twierdzi, że jest to przede wszystkim kwestia zmiany perspektywy na zagadnienie; za przykład podaje, jak długo ludzkość marzyła o tym, by wznieść się w niebo jak ptaki - ale większość uważała to za niemożliwe. Jakby nie patrzeć, ilu w ww. historii ludzkości było takich, którzy zakwestionowali jakąkolwiek (nie tylko "prawa" biologiczne) "oczywistość"? Niewielu, a ci nieliczni, którzy to zrobili, skierowali historię na zupełnie nowe tory.
Strony Poprzednia 1 … 6 7 8 9 10 … 20 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Przyjaciół Saleinji » Ezoteryka, religie, filozofie i rozwój duchowy » Nieśmiertelność. Prawda czy fikcja?