Odp: Dziwne sny
Chodźcie do Szkoły snów -> [url]http://chomikuj.pl/DreamsAdventures/Szko*c5*82a+sn*c3*b3w[/url]
Forum czytelników książki "Wszystko jest wibracją"
Nie jesteś zalogowany. Proszę się zalogować lub zarejestrować.
Strony Poprzednia 1 … 5 6 7
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Chodźcie do Szkoły snów -> [url]http://chomikuj.pl/DreamsAdventures/Szko*c5*82a+sn*c3*b3w[/url]
[url]http://www.nowaswiadomosc.pl/swiadomosc/swiadome-sny-ld[/url]
Masz tutaj rywala! XD
LUCID
[url]http://www.lucidforum.pl/[/url]
"nadchodzi nowy rozdział
w historii lucid forum"
Ja czasami mam tak dziwne sny, że nie jestem w stanie opisać tego słowami. Są tak dziwne, że czasami sam nie wiem, co mi się śniło. To jest tak abstrakcyjne, że aż budząc się, mam nad głową wykrzyknik z pytajnikiem, i napis "CO". Sam staram się odnaleźć sens snów, które produkują mój mózg, ale mój mózg ich nie rozumie.
Sny w zasadzie są abstrakcyjne, albo symboliczne. Dlatego dla zwykłego myślenia - jak w przypadku mózgu - mogą one zdawać się nie mieć sensu. Nie należy jednak ich interpretować dosłownie, ale symbolicznie. Mogą się składać z wielu "warstw'.
Założyłem kiedyś dziennik w którym zacząłem spisywać swoje sny. Kiedy teraz to czytam zauważam pewne podobieństwa do obecnego stanu.
Np. Kiedyś przyśniło mi się że wykopią moją nauczycielkę z szkoły, rok później poszła na urlop zdrowotny...
Czasami mam takie sny że aż ciężko nazwać je snami.
W jednym z moich snów brałem udział w zabawie. Prosta gra, odpowiadasz na pytanie i otrzymujesz nagrodę. Prowadzącym był policjant choć wiedziałem że w rzeczywistości był on aniołem. Zadał pytanie całej grupie. Miałem pustkę w głowie ale odpowiedź podała mi koleżanka. Wykrzyczałem ją. Policjant chciał mi dać nagrodę ale ja się wyparłem i powiedziałem że to Aneta (imię zmienione) podała mi odpowiedź. Wtedy on się uśmiechnął i powiedział że tym bardziej zasługuje na to. Podarował mi tablet z klawiaturą naznaczony mnóstwem symboli takich jak OM, Maryja, krzyż, jin jang. Odpowiedniki pióra i pergaminu.
Ka-nu A czy ten sen był wyrazisty, i niechaotyczny, czy wręcz przeciwnie?
Antares Jakie warstwy masz na myśli?
Wyrazisty.
A co?
Krykers, mogą być to różnego rodzaju warstwy. Przykładowo, w niektórych snach zdarzało mi się, że kilka "obrazów" (miejsc) nakładało się na siebie jednocześnie - wg. mnie to oznaka tego, że jednocześnie kilka poziomów umysłu (wyższe i niższe) "śnią" różne sny, a ostatecznie podświadomość je razem próbuje łączyć i interpretować. Istnieją jednak także warstwy, które można ująć bardziej metaforycznie - bądź metafizycznie lub też symbolicznie: każdy sen ma mniej i bardziej głębokie znaczenia ukryte pod tymi samymi elementami.
ka-nu, z pewnością to bardzo znaczący sen. Rzeczywiście również tak bym podszedł do niego - przy czym warto zaznaczyć, że, po pierwsze, tablet to także inaczej tabliczka (taka, jakiej używano w Mezopotamii) do różnego rodzaju zapisów, a po drugie, warto podkreślić, że sen wskazuje na nowoczesność (vs. tradycyjność); podkreśla to także obecność policjanta - w starożytności w snach anioły mogły przybierać postać żołnierzy lub strażników (stąd zapewne starodawna nazwa "anioł stróż"). Na tym tablecie zostały wyrysowane bardzo istotne symbole mocy - warto głębiej zastanowić się nad kontekstem tego snu, jaka pora dnia, roku, jaka była pogoda i widoczność, otoczenie etc. To może być dla Ciebie życiowa wskazówka.
Krykers, mogą być to różnego rodzaju warstwy. Przykładowo, w niektórych snach zdarzało mi się, że kilka "obrazów" (miejsc) nakładało się na siebie jednocześnie - wg. mnie to oznaka tego, że jednocześnie kilka poziomów umysłu (wyższe i niższe) "śnią" różne sny, a ostatecznie podświadomość je razem próbuje łączyć i interpretować. Istnieją jednak także warstwy, które można ująć bardziej metaforycznie - bądź metafizycznie lub też symbolicznie: każdy sen ma mniej i bardziej głębokie znaczenia ukryte pod tymi samymi elementami.
Czyli im bardziej nieczytelny sen, tym więcej warstw się uaktywnia. Czasami mam tak porypane sny, że normalnie nie wiem co to. Skoro się ich nie boję, nie czuję lęku, to znaczy że nie są złe. Tak mi się wydaje.
Nie chodzi o "złożoność" snu ani jego "nieczytelność". Nie wszystkie sny mają głębokie znaczenie. Niektóre naprawdę pochodzą z najniższej podświadomej aktywności.
Po za tym... obecne przekonania ludzi na Ziemi są takie, że nikt nie wpływa na ich myśli, a ich umysły są zupełnie odizolowane. Taj samo zakładają, że ich sny to twórczość wyłącznie ich własnego mózgu. Oczywiście, kiedy "dzienny" umysł (ego) zasypia, podświadomość może działać do woli - łącznie z jej tendencją do absorbowania wszystkiego z jej otoczenia energetycznego, astralnego, mentalnego itd.
Czasami więc takie poplątane sny mogą być jedynie zakamuflowaną informacją od ciała fizycznego, albo niższych duchów ziemskich (tzn. takich, które nie dostały się do właściwego planu astralnego, i żyją dzięki energii ziemskiej - nękając słabszych lub zbyt otwartych energetycznie ludzi).
Jak widać sny nie są takie proste, jak to twierdzą psychoanalitycy.
Waclawm mi się dzisiaj śniłeś. W sensie, nie wiem jak wyglądasz, ale śniłeś mi się, że mi się kłaniasz, i życzysz mi dobrej nocy. Byłeś w garniturze, i kapeluszu. Kiedy się kłaniałeś, zdjąłeś kapelusz, i z ukłonem przystawiłeś go do klatki piersiowej. To było tak eleganckie. Co to może oznaczać? Twarzy nie widziałem.
Przykładowo, mi się kiedyś śniło, że wszystko rosło szybko, na oczach. Że drzewa, i trawa pochłaniały miasta, zamieniając je w dżungle. Stałem na polanie, i miałem dobry widok na miasto. Pod moimi stopami, trawa zaczęła rosnąć, i była tak gęsta, że mogłem stać na koniuszkach. Rosła coraz wyżej, i wyżej, unosząc mnie aż do chmur.
Albo inny. Szedłem nocą przez las. Drzewa nie były gęste, unosiła się lekka mgła, a w tle świecił księżyc. Promienie światła księżyca, przebijały się przez mgłę, i między drzewami, dając piękny widok. Doszedłem do jeziora, od którego odbijał się księżyc, i gwiazdy. Wszedłem do niego. I tyle, więcej nie pamiętam, dalej coś było niewyraźnego.
Jak byłem mały, to śniła mi się szafa, czerwony wieszak do ubrań, który wisiał na gałce od drzwiczek szafy. I usłyszałem melodię z serialu "z archiwum X". Kiedy ta melodia grała, to wieszak się obracał szybciej, i szybciej, aż spadł. Podszedłem do niego, wziąłem. Trzymając wieszak, otworzyłem szafę, wyjąłem flet (nie wiem skąd się wziął), i powiesiłem wieszak na gałce od drzwiczek. Zacząłem grać tą melodię, i wieszak się zaczął huśtać, i obracać. Jak się obudziłem, gdzieś nad ranem, to już bałem się usnąć.
Albo jeszcze coś.
Byłem w brzozowym lesie, zaczęły mnie ścigać węże. Na początku jeden wąż, a później coraz więcej, i więcej, aż byłem osaczony. I tyle. Jeden z dziwniejszych snów, po którym obudziłem się z krzykiem.
Ja z zasady nie pamiętam całych snów, ale szczegóły, albo niektóre sny są wyraźne. Często są tak pogmatwane, że Nie pamiętam. Znaczy się pamiętam że coś mi się śniło, jakieś skrawki pamiętam, ale ogólnie żeby stwierdzić co mi się śniło, to nie. Napisałem kilka snów, które były wyraźniejsze. Niektóre mogą wydawać się kripi.
Przykładowo, mi się kiedyś śniło, że wszystko rosło szybko, na oczach. Że drzewa, i trawa pochłaniały miasta, zamieniając je w dżungle. Stałem na polanie, i miałem dobry widok na miasto. Pod moimi stopami, trawa zaczęła rosnąć, i była tak gęsta, że mogłem stać na koniuszkach. Rosła coraz wyżej, i wyżej, unosząc mnie aż do chmur.
To mogła być wizja przyszłości.
Miałem też raz dziwny sen na temat przyszłości: dokładniej początku lat 2300... (czyli za 300 lat). Był bardzo realistyczny - wręcz czułem fizycznie wszystko wokół.
Wraz z kilkoma osobami użyłem w tym śnie swego rodzaju "transportera-teleportera". Wchodziło się do czegoś w rodzaju windy - ale umieszczonej w środku miasta - i przenosiło się w czasie.
Po paru sekundach od wejścia, gdy ponownie wyszliśmy, widzieliśmy już zupełnie odmienioną rzeczywistość.
Miasto było w zasadzie podobne do dzisiejszych, z tym, ze wszystko było pod kontrolą: trawa wszędzie równiutko ścięta, okolica sterylnie czysta, zieleni było trochę (nie za wiele), ale wszystkie drzewa były tak przycięte, że aż sztuczne. A wokół okalał nas tylko jeden rodzaj budynków: wszechobecne, sterylnie czyste do bólu, szklane wieżowce mocno świeciły w przeraźliwie silnym (dziura ozonowa?) blasku słońca.
Niewielu przechodniów było wokół, ale pasowali do sztuczności otoczenia: byli przesadnie "odpicowani" i nienagannie ubrani. Co ciekawe, gdy przechodzili obok, przyglądali się nam bardzo dziwnie - jakbyśmy pochodzili z innej epoki Zwłaszcza dziwiły ich nasze ubrania.
Wszystko wydawało się ok... a jednak miałem odczucie, że ludzkość skręciła w niewłaściwym kierunku. Nie podobało mi się to, co widziałem.
Gdzieś zniknęła ta dzikość dżungli i przyrody, a ja nie chciałem żyć w takiej rzeczywistości i miałem ochotę wrócić z powrotem, do aktualnych czasów.
Ktoś, kto oczekuje bardzo długiego życia (setki, albo tysiące lat) na tej planecie jednak woli bardziej naturalną rzeczywistość.
Dlatego mam nadzieję, że raczej wariant Krykersa się sprawdzi.
Tymczasem mamy ok. 300 lat, by nie dopuścić do niewłaściwych zmian na tej planecie.
zaczęły mnie ścigać węże. Na początku jeden wąż, a później coraz więcej, i więcej, aż byłem osaczony. I tyle. Jeden z dziwniejszych snów, po którym obudziłem się z krzykiem.
Miewałem podobne sny, aczkolwiek z reguły była to jedna istota. Są to mroczne byty - inny typ snu, który nie ma znaczenia symbolicznego, ale dosłowne, tyle, że ich forma przyjmuje metaforyczną postać. Byty są bezkształtne, ale podświadomość zawsze próbuje ubrać rzeczywistość w jakąś zrozumiałą dla umysłu postać.
Dotyczy to zwłaszcza snów.
Nie jest taki dziwny. Po prostu bez odpowiedniej (w dawnych czasach mówiło się: magicznej) ochrony energetycznej możesz czasem znaleźć się w takich mrocznych rejonach. Czasem jakiś byt może na dobre się do Ciebie "przyssać". Walka z nimi nie ma sensu - to tak, jakbyś próbował zwalczać powietrze: zawsze będzie Ci umykać (próbowałem to robić... ). Trzeba wykorzystywać osobiste (magiczne) moce - tworzyć astralną rzeczywistość - miejsce, do którego chcesz się udać, w przeciwieństwie do tego mrocznego miejsca, którego nie chcesz.
Rzeczywistość astralna (silnie związana ze snami, i życiem po "śmierci") jest bardzo mocno uwarunkowana zdolnościami umysłowymi - tymi, o których, różnymi słowami, nauczali Lao Tzy, Sokrates (i inni filozofowie), Budda czy Jezus: są to dyscyplina, kontrola umysłu, czystość (i zdolność do oczyszczania) mentalnego i energetycznego, rozwaga, dystans, obiektywizm itp.
W rzeczywistości fizycznej wydają się one mieć małe znaczenie.
W prawdziwej rzeczywistości jednak są one kluczowe: natychmiast sprowadzają do Ciebie pewien rodzaj rzeczywistości.
Polecam sąsiedni wątek nt. magii.
Mi bardzo często w snach powtarzają się takie motywy:
- zombie (często śnie o apokalipsie oraz że wiele osób wokół mnie to zombie)
- dinozaury (nieraz uciekam albo się chowam przed tymi gadami)
- coś związanego z duchowością (nieraz są to różne rzeczy ale zawsze coś związanego z rozwojem duchowym)
Macie pomysł co to może oznaczać?
Musiałbyś ka-nu podać dokładniejsze informacje nt. kontekstu, w jakich występują te obiekty.
Idąc od końca...
Nie wiem, co masz na myśli odnośnie "rozwoju duchowego", przyznam, że nawet nigdy nie zrozumiałem, co ludzie mają na myśli mówiąc o "rozwoju ducha", i dlaczego on powinien się rozwijać - oraz w jaki sposób? Co jest celem tego rozwoju...?
Wydaje się, że termin "duch" w naszym języku jest bardzo niefortunny i wieloznaczny.
Osobiście to mówię o rozwoju personalnym, albo rozwoju świadomości człowieka. Z mojego pkt. widzenia czy doświadczenia "duch" jest związany z naszym wnętrzem, "prawdziwym ja", czy siłami mistycznymi / intuicyjnymi.
Jeśli to masz na myśli, to oczywiście Twoje zainteresowanie tym tematem wpływa na to, że takie treści się pojawiają...
Co do dinozaurów, za mało szczegółów. Patrz dalej.
A co do zombich, choć znów za mało szczegółów, to domyślam się, nawet jestem pewny, że chodzi o Twój sposób postrzegania świata i społeczeństwa - bardziej nieświadomy niż świadomy. Możliwe, że oczekujesz swego rodzaju końca rodzaju ludzkiego z jakiegoś powodu, lub dramatycznej "transformacji" układu sił, która może w pewnym sensie oznaczać koniec cywilizacji, jaką znamy.
W snach istotna jest ich symboliczność - to, co subiektywnie reprezentują. Zombie, dla przykładu, mogą symbolizować ludzi bezwolnych, otumanionych, mocno nieświadomych, wykonujących bezwiednie czyjeś polecenia (co zresztą jest dobrym opisem naszego nieświadomego społeczeństwa).
Po za tym zwracaj uwagę na to, jaki jest kontekst w snach - warto je zapisywać, to zmienia zupełnie świadomość i analizę snów. Dzięki zapisywaniu tego, co jest przekazywane z prawej półkuli mózgu (odpowiedzialnej za kreatywność i sny), tworzysz połączenie z lewą półkulą (werbalizacja, słownictwo, pisanie), włączając analityczny umysł, pomagający interpretować sny na nowym poziomie.
Kluczowa jest atomsfera. Jeśli w śnie o zombich czujesz przygnębienie - to właśnie to odczucie jest najważniejsze, zakreśla tematykę i sugeruje sposób interpretacji. Jeśli w śnie o dinozaurach czujesz nienaturalny strach - to znaczy, że możesz być ofiarą duchów czy innych mrocznych bytów (a treść nie ma znaczenia interpretacyjnego).
Kiedyś kiedy śniły mi się zombie czułem strach, gniew ale teraz tego już niema. Ilekroć mam sen związany z zombie nawet jeśli uciekam albo walczę bardziej czuję się jak wojownik. Moje decyzję kiedy mierzę się z różnymi przeciwnikami w śnie są podejmowane na drodze kalkulacji i chłodnych przemyśleń. Wygląda to w taki sposób że nawet jak siedzę w szopie i nagle do niej wpadnie banda umarlaków to szybko rozważam co mogę zrobić i skutecznie podejmuję decyzję. Nie rzucam się w śnie na oślep przez okno żeby uciec ale najpierw zastanawiam się czy będzie to korzystna decyzja i dopiero wtedy ją podejmuję. Bardzo często uciekam albo walczę z zombie i kiedyś było to dla mnie trudne ale teraz czuję jakby umarlaki nie były prawie dla mnie żadnym zagrożeniem. Jeśli nie ściga mnie jakaś wielka horda to jest luz. Także nie odczuwam że był to dla mnie straszny sen, raczej jest mi obojętny. Przyzwyczaiłem się.
Jeśli zaś chodzi o dinozaury oraz rozwój duchowy to napiszę później.
Myślę że ten sen może być w pewnym sensie odzwierciedlają mój stosunek do ludzi.
Także nigdy mi się chyba nie przydarzyło jeśli dobrze pamiętam żeby zombie mnie kiedykolwiek dorwały, zawsze wygrywałem.
Wczoraj miałem dziwny sen z papierem toaletowym.
Biegłem przez polanę, i mnie ścigała pięciometrowa rolka papieru toaletowego. Gdziekolwiek skręciłem, ta rolka skręcała za mną.
Kilka dziwnych snów:
Zarażone dziewczyny
Coś działo się w budynku szkolnym, może w łazience, ale za bardzo nie pamiętam. Wiem, że miałem plecak. Widziałem jakby takie klatki filmowe ułożone pionowo, które można było przewijać i oglądać w umyśle. Potem to komuś tłumaczyłem, że miałem już taki sen i każda klatka jest jak ząb. Biegłem korytarzem i znalazłem się na zewnątrz, nie wiadomo gdzie. Była metalowa brama i trzy dziewczyny, jedna ciemnoskóra. Później przed łazienką był zawieszony obraz z tymi dziewczynami, ta po środku miała zakrwawioną dłoń. Zastanawiałem się w tym śnie czy nie opowiedzieć o nich tacie, postanowiłem jednak, że lepiej nie. No więc, jedna z tych dziewczyn pocierała ręką krocze innej dziewczyny potem oblizała rękę. Stwierdziła, że zaraziła się wirusem HIV i pozostałe też chciały być zarażone, więc się "podzieliły". Śmiały się i myślałem, że chcą mnie też zarazić i uciekłem.
Biegłem przez trawniki, przeskoczyłem ulicę, aż znalazłem się przed drzwiami klatki schodowej. One mnie wcale nie goniły, ale przybiegł taki wielki pies, na oko wysoki na dwa metry, ale pewnie trochę niższy. Panowałem nad emocjami i się nie przestraszyłem. Otworzyłem drzwi kodem i wszedłem po schodach. Wszedłem do domu, zupełnie nie poznałem mieszkania. Zdjąłem plecak na środku korytarza. Była szatnia jak w szkole, siostra się przebierała. Mama oznajmiła, że gdzieś wychodzą. Powiedziałem, aby uważały na tamtego strasznego psa, który tam czeka na zewnątrz. Wyszły. Byli Sudo i Slavia. Mieli tam dodatkowy pokój, który przeznaczyli na materiały zbierane na ich stronę wyśmiewającą się z ezoteryki. Leżały tam stosy papierów, a także jakieś ludziki złożone z harmonijkowego kartonu. Sudo i Slavia wyszli i wpuścili do środka tego wielgachnego psa. W tym samym momencie też wyszedłem i zamknęliśmy drzwi. Była tam papuga, która odwróciła uwagę psa, było słychać, że została zjedzona. Chciałem wrócić po plecak, ale wiedziałem, że lepiej tam nie wchodzić, a miałem w tym plecaku kanapki, które pewnie też zeżarł. Potem ten pies dobijał się się do drzwi, ale mu nie otworzyliśmy.
Następnie biegłem między drzewami i znowu spotkałem się z tymi trzema dziewczynami. Pobiegły do tej bramy. Tym razem pobiegłem za nimi. Był tam park. Słoneczny dzień. Dwie z nich przebiegły przez strumyczek. Jedna usiadła na huśtawce zawieszonej na drzewie, a druga to nie wiem. Trzecią zatrzymałem i pytałem o imię. W myśli usłyszałem imię Sylwia, ale pomyślałem, że to ja wymyśliłem to i jeszcze raz się spytałem. Ona tylko się uśmiechała. Robiło się coraz jaśniej. Ona i wszystko dookoła zniknęło, zobaczyłem tyko biel i się obudziłem.
Pamiętam jeszcze inny sen, w którym chodziłem za Japonką, była modelką. Najpierw ją widziałem w gazecie, niby urządziła jakiś konkurs. Od kogoś się dowiedziałem, abym lepiej się z nią nie spotykał, bo przyjdą jacyś bogaci zazdrośni ludzie i mnie zabiją. Potem znalazłem się niedaleko niej. Wiedziałem, że to miało być za lasem. Ktoś jej powiedział, że aby dostać się tam gdzie chce to musi objechać ten budynek trzy razy i coś tam po drodze zrobić. Jechaliśmy więc samochodem, ale tylko raz, bo powiedziałem jej, że przecież to tutaj. Były tam drzwi ukryte za materiałową zasłoną, chyba błękitną. Wyskoczyła z samochodu, także pobiegłem za nią. Trafiliśmy do jakiegoś budynku, taki ni szkolny ni teatr. Biegliśmy po schodach, ledwo nadążałem za nią. Był tam korytarz z podłogą wyłożoną czerwonym materiałem. Krzyknąłem, aby tam nie szła, ponieważ tam już byłem, w którymś koszmarze. Jednak pobiegła i nic złego się nie stało. Miała kupić bilet na coś, chyba jakieś przedstawienie. To ja też chciałem iść z nią. Kosztował trzy grosze. Już sięgałem do kieszeni po pieniądze, gdy ona wyłożyła za mnie kilka japońskich monet i dała mi ten bilet.
Zombie w Sopocie
W okolicy ponoć grasowała grupa zombie, ale gdzieś się wyniosła. Razem z tatą wiedzieliśmy, że przenieśli się do Sopotu. Szliśmy właśnie na przystanek. Mieliśmy pojechać do Sopotu, ponieważ trzeba było powstrzymać zombie przed rozprzestrzenianiem się na inne miasta.
Gdzieś na łące stały ruiny mieszkania. Wszedłem do zarośniętej trawą i chwastami łazienki. Jeden zlew był przykryty roślinnością. Podszedłem do zlewu na przeciwko. Mama coś mówiła, żebym czegoś nie robił. W jednym miejscu rosły gęsto drobne dmuchawce. Poruszałem je butem, aby nasionka upadły na ziemię, miałem wtedy lepsze dojście do tego zlewu. Spojrzałem w lustro i się bardzo zdziwiłem. Wiedziałem, że dopiero co poprzedniego dnia goliłem wąsy, a teraz miałem takie długie i gęste jakbym nie golił się z dwa tygodnie. Poza tym miałem zarost wyżej po bokach nosa. Potem jeździłem rowerem chciałem kupić nowy, ale było potrzebne jakieś przykrycie, a nie znalazłem. Coś tam było jeszcze o naprawie tabletu i wyjeździe do Warszawy.
Miejscem, do którego przybyliśmy władała jakaś wysoka zmora. Była cała niebieska i ubrana w świecące także niebieskie ubranie. Wypuściła na nas trzy węże. Próbowałem je zgniatać nogą, ale nic to nie dało. Uciekliśmy. Wyszliśmy górą z windy. Dwóm z nas udało się dalej przejść ja się zaklinowałem i dłużej mi zajęło wspięcie się. Niestety w tym czasie zaczęły zbierać się tam zombiaki. To była jakaś wielka galeria handlowa. Dalej leżały na półkach podobnych do hamaków dziewczyny. Wiedziałem, że choć ładne to też były zombie. Zombiaki się zbliżyły do mnie. Jakaś pani już mnie złapała. Chciała mi wyżreć mózg. Prosiłem, aby poczekali jeszcze chociaż 5 minut. Chciałem się w tym czasie obudzić. Otworzyłem i zamknąłem oczy. Nic to nie dało, nadal znajdowałem się w koszmarze. Chyba zeskoczyłem, ale jeden z nich zaczął mnie gryźć w głowę. "Zasnąłem" i przeniosło mnie do innej części tego snu. Myślałem, że mogę kontrolować pole elektromagnetyczne czy tam siłowe wokół siebie i zombi mi nic nie zrobią. Widziałem z oddali tą niebieską zmorę. Szedłem teraz wąskim podziemnym korytarzykiem. Przechodziły obok mnie różne osoby, nie wiem czy zombie. Trafiłem do niby serwisu komputerowego i nie wiem czemu się spytałem czy wydają tu tablety, bo to jakaś nagroda za coś miała być. Sprzedawca odpowiedział, że tak. Ktoś obok mnie miał do naprawy lub kupował obudowę z głośnikami. O coś się go zapytałem, tylko uśmiechał się. Przyleciał nóż. Gdy go dotknąłem (był gorący) dostałem wizji z wiadomością od zombiaków. Poruszałem nim w powietrzu za pomocą telekinezy. Jak mi się znudziło pozginałem go i wyrzuciłem do śmietnika.
Zombi
Wybiegam z domu w słoneczny dzień. Przeskakuję ponad kilkoma ludźmi-zombi. Goni mnie uzbrojona kobieta, która chce mnie zabić. Zawracam w prawą stronę i biegnę za blok w stronę lasu. Gdy wbiegam już do lasu i ześlizguję się na dół skarpą, a tamta kobieta zatrzymuje się i patrzy. Ja po tej skarpie w lesie biegnę, skaczę, ślizgam się, i gdy wychodzę z tego małego lasku, znajduję się tuż przed obwodnicą. Wybieram zamiast prawej lewą stronę i tam biegnę. Dobiegam do domków. Jest tam wszędzie pełno ludzi, którzy zamieniają się po chwili w zombi. Uciekam uliczkami przeskakuję ponad tymi zombi, wskakuję za ogrodzenie i na budynek, na sam dach. Jest tam taki jakby "boss" wampir, więc zeskakuję stamtąd z powrotem na sam dół. Nigdzie się nie można schować. Docieram do centrum miasta. Przy następnym bloku jest policjantka pilnująca miejsca. Nie przechodzę przez ulicę, tylko skręcam przy budynku w prawo. Idę chodnikiem. Uderzając dłonią w powietrze wytwarzam fale uderzeniowe i zmiatam nimi ludzi, którzy są przemienieni w zombi. Udaje mi się tak tylko kilka razy. Potem wracam się do tych policjantek, żeby pomogły mi, ale one też już są zombi. Biegnę z powrotem i wchodzę do tunelu pod dworcem. Jest tam wielki tłum ludzi. Zaczynają chyba kaszleć i stają się powoli zombi. Decyduję się tamtędy przebiec. Mam ze sobą krzesło, którym próbuję się osłonić, ale gdzieś po środku tego tunelu okrążają mnie te zombi i dosięgają. Zaczynają mnie gryźć i się wtedy budzę.
Zjawa Za Oknem
Uciekali oni (we śnie byli to chyba jacyś moi znajomi) przed "nimi". Na początku wydawało się, że ściga ich policja. Ci znajomi musieli wyjechać samochodem z miasta. Widać było ich na mapie, na ekranie jak już prawie wyjeżdżają. Niestety zatrzymali się przed bramą wyjazdową, aby odpocząć i wtedy ich dopadli. Nie była to żadna policja tylko jakieś złe byty, które zajmują ludzkie ciała, a ponadto później mogą się łatwo rozprzestrzeniać jak wirusy. Były to trochę takie zombie. Jednej osobie z samochodu prawdopodobnie udało się w ostatniej chwili uciec, zanim kobieta zombie go zagryzła. Później działo się dużo i nie wiem, gdzie dokładnie, w jakiejś szkole, w moim domu i jeszcze, gdzieś indziej. Wszystko to się przenika, jest dużo różnych ludzi. Nagle, patrząc przez kuchenne okno, zauważam, że na trawniku jest ta szalona kobieta. Patrzy się w okno. I wtedy poczułem się trochę zaniepokojony. Wiedziałem, że jest ona bardzo niebezpieczna. Odwróciłem się od okna i powiedziałem wszystkim, że zobaczcie, tam stoi jakaś dziwna, przezroczysta kobieta i się tutaj patrzy do środka przez okno. A ktoś mi powiedział, żebym się jej lepiej nie przyglądał tylko czym prędzej uciekał! A ja spoglądam znowu, a tamta już siedzi na parapecie. Jak ja się przestraszyłem i zacząłem uciekać! Wszyscy schowaliśmy się do pokoju. Niestety nic to nie dało, bo ona mogła przenikać przez ściany i łatwo każdego opętać. Nie zdążyłem uciec stamtąd i przeniknęła jakoś do mojego ciała. Jednak mówię do taty, że choć we mnie weszła, to nikomu nie zrobię przecież krzywdy, ponieważ jestem od tego ducha silniejszy i mogę to kontrolować.
Pająki I Zombie
Jest lato, słonecznie i ciepło. Sen się zaczyna, gdy wchodzę do domku po schodach. W
rzeczywistości mam małe schodki prowadzące z balkonu mieszkania na trawnik. Ale te są trochę większe schody, którymi można wejść do drzwi domku. Dom ten znajduje się nie wiadomo gdzie, gdzieś na łące. Jest to tak jakby letni domek. Gdy tak wchodzę po schodach, zatrzymuję się przed drzwiami i obracam się. Zauważyłem coś dziwnego, o kolorze czarnym, spadającego z nieba, z chmur. Spadło parę metrów od domu. Myślałem, że to meteoryt i pobiegłem sprawdzić co to takiego tam spadło. Gdy tam dotarłem, zobaczyłem, że to duży czarny, taki bardzo włochaty pająk. Wokoło pojawiały się inne, jeszcze większe pająki, wielkości dużych psów. Szybko chwyciłem jeden i drugi kamień, które tam leżały i zatłukłem tego pierwszego pająka, ale to i tak nic nie dało, bo pojawiało się coraz więcej tych pająków. Spadały z kosmosu. Pobiegłem, więc z powrotem do domku. Wychodziła właśnie z niego moja siostra. Powiedziałem jej o pająkach, i że na zewnątrz jest teraz niebezpiecznie. Nagle z domu wybiegły dwie nasze kotki (trójkolorowe). Jedna, ta młodsza, pobiegła w stronę pająków, ale szybko ją znaleźliśmy. Była za drogą, w ciemnym miejscu niedaleko pająków. Dogoniliśmy ją i zanieśliśmy do domku. Mama pytała się co z drugą, że może ją już te pająki złapały i zeżarły. Jednak znaleźliśmy i ją. Była po drugiej stronie za domem przy krzaku. Siostra musiała złapać ją aż za ogon, bo inaczej by ta uciekła. Ja wróciłem po te kamienie. Jeden był cały w pajęczynie, to go wypuściłem. Wszędzie zwisały wielkie pająki na pajęczynach zaczepionych, gdzieś do chmur. Na ścieżce przy naszym domu stał mały chłopczyk i pytał się mnie co tu tak przyozdobione wszystko. Mówię mu, że to nie są żadne ozdoby tylko pełno pajęczyn jest w powietrzu. Niektóre były takie cienkie, że nie było ich widać, ale można było je wyczuć. Potem pobiegłem z dużą grupą osób, aby wyszukiwać te pająki i je pozabijać. Miałem ze sobą tamten kamień, wziąłem jednak także ten drugi, większy, który był oblepiony pajęczyną. Chodziliśmy po jakichś ciemnych drogach, czy korytarzach. Wyglądało to trochę jak labirynt, takie wszystko zaplątane. Trafiłem do ciemnego korytarza, a może to było, gdzieś między krzakami. Musiałem wycofać się stamtąd, ponieważ nie było dalej żadnego przejścia. Trochę się zaklinowałem i nie mogłem stamtąd wyjść. Teraz chyba się obudziłem, a może przeskoczyło do innego snu, który teraz opiszę, ale nie wiem czy to dobra kolejność i może ten poprzedni sen jakoś inaczej się zakończył, czy raczej zapauzował.
Leżę w łóżku pod kocem, jest dzień i jest jasno. Pokój wydaje się o wiele większy,
przestrzenniejszy od mojego i jest pusty. Stoi tylko łóżko, na którym teraz leżę. Przychodzi kotka i wchodzi mi pod koc. Wstaję i siadam na oparciu, które się nagle pojawiło, teraz kanapy, a nie łóżka. Spod koca wychodzi nie kotka, ale teraz już jakaś dziewczyna. Siada na oparciu po mojej lewej stronie i przytula się do mnie.
Znowu wracam do wcześniejszego snu, ale tak jakby zaczynał się od nowa. Udaję mi się wyjść z tamtej ciasnej ciemnej ścieżki. Po drodze niedaleko domu idzie moja siostra z koleżankami. I teraz właśnie dopiero spada tamten pierwszy pająk. Zdejmuję kapcia i próbuję go nim zgnieść. To jest trochę dziwne, bo ten pająk wcale nie ucieka, ale za każdym razem, gdy już mam uderzyć tego pająka, moje ruchy spowalniają. Po którymś razie jednak odwrotnie przekładam w ręku kapeć i bardziej się koncentruję, aż udaje mi się dostatecznie silnie uderzyć w pająka i go zabić. Dzięki temu więcej pająków już się nie pojawia. Ale nie znaczy to, że zagrożenie minęło - tylko się jedynie zmieniło. Dotarłem do miejsca przypominającego duży sklep, galerię z szerokim korytarzem.
Siedziałem u góry na murku i przyglądałem się jak zbierają się w grupy. Mieliśmy polować na zombie. Wstałem i poszedłem z jedną z grup. Doszliśmy do miejsca podobnego do placu zabaw przed moim blokiem. Wszędzie chaos, jedni ludzie uciekają przed zombie, a inni z nimi walczą. Jest ciemno, wieczór i chyba pada deszcz. Po chodniku idzie Japończyk. Mówię mu, żeby uciekał. Ucieka, ale w złą stronę. Jest tu niedaleko miejsce gangu, który rządzi całą dzielnicą. Z tego lokalu wybiega szef gangu, teraz przemieniony w zombie. Biegnie na tego Japończyka. Próbuję przejść przez ogrodzenie na drugą uliczkę. Nie zdążyłem, bo tamten wielkolud przygniata go łapą i zaczyna zagryzać. Zamiast przechodzić przez ogrodzenie, po prostu okrążam końcówkę ulicy (czemu o tym wcześniej nie pomyślałem?) i kopię z całej siły tego zombie, chyba go zabijam. Wchodzę do tamtego lokalu (normalnie wszedłbym do klatki schodowej do bloku na przeciwko) i widzę ludzi z gangu. Miejsce składa się ze sklepu odzieżowego po lewej i z baru (trochę przyciemnionego) po prawej stronie, gdzie siedzą ci ludzie. Spomiędzy stoisk wychodzi dziewczyna poprzedniego szefa, ładna. Teraz, jako, że niby to ja jestem ich szefem, muszę się nią zajmować, to znaczy kochać się z nią Dziewczyna chwyta mnie rękoma i oplata moje biodra nogami. Dziwnie się trochę czuję, bo wszyscy nas tam widzą i przenoszę ją tak w głąb tego ich domu. Przechodzę z nią przez jedne i drugie drzwi kierując się na prawo. Dalej nie możemy iść, bo dalej jest jakiś zniszczony szary korytarz, zastawiony czymś zardzewiałym. Usadawiam ją na kanapie, albo jakiejś ławeczce. Sam też siadam obok niej, z prawej jej strony. Nagle przychodzi jakiś mężczyzna. We śnie wiem, że to był wspólnik już nieżyjącego szefa. Głaszcze on dziewczynę i dotyka on jej zębów. Wiem, że to może trochę boleć i aż sam wyczuwam lekki ból zębów. Przestaje i mówi, że to tak ona lubi się kochać, to znaczy, gdy ona śpi. Patrzę na nią, ma przymknięte powieki i chyba rzeczywiście śpi teraz na siedząco. Scena się nagle przenika i łączy z tamtym wielkim oświetlonym korytarzem z marketu, tam gdzie wszyscy zbierali się w grupy. Przyjechała stamtąd samochodem jedna z kobiet i idzie w naszą stronę po białych kafelkach. Wygląda mi to na superrealistyczną animację 3D. Ale wygląda to jakoś bardzo dziwnie, co mnie niepokoi, tak dziwnie się wszystko porusza, animuje. Zatrzymuje się, cofa się, przewija w drugą stronę i z powrotem, drga. Nie wiem jak to dokładnie opisać. Gdy tamta kobieta jest już blisko nas, wpływam myślami na nią i szybko cofa się z powrotem. Robię pauzę. Mówię tamtemu mężczyźnie, że widziałem już coś podobnego, w którymś anime o zombie (w rzeczywistości nigdy nie oglądałem żadnego anime o zombie), więc podaję mu adres strony o anime i tytuł. On daje mi telefon komórkowy, abym sam mu wyszukał to anime, bo mu coś nie wychodzi. Jest to dotykowy smartfon, ale jego klawiatura wydaje się fizyczna, niektóre klawisze zostały wyrwane i nie mogę wpisać wszystkiego. Oddaję mu telefon, a on mi mówi, że i tak nic by z tego nie wyszło, bo okazało się, że nie ma już pieniędzy na koncie. Ja mu mówię, że po tej katastrofie to internet i wiele innych rzeczy powinny być za darmo, że w ogóle pieniądze nie mają już żadnej wartości i wymyślam taką mądrość, że pieniądze teraz to tak jakby mieć papier toaletowy, a nie móc się podetrzeć I w ogóle przecież teraz to oni, czyli my, rządzimy w mieście.
Sen się powoli zaczął kończyć i się obudziłem.
Straszne Zdarzenia W Szkole
To jest chyba korytarz szkolny (znowu coś w szkole, chociaż już od dawna nie chodzę do żadnej szkoły). Ten korytarz przenika się jednak z dużym pokojem w mieszkaniu. Na korytarzu siedzę na ławce przy ścianie. W dużym pokoju jest włączony telewizor. Nagle zauważam, że mam na sobie damskie o ciuchy. Idę do łazienki, aby się przebrać. Nie jest to łazienka w mieszkaniu, ale także nie jest to szkolna. Zdejmuję górę i wracam. Przychodzą jakieś dziewczyny. Okazuje się, że mam jeszcze dół – jasnobrązową spódnicę, zdejmuję ją, pod spodem mam granatowe piżamy. Coś się stało z ustawieniami w telewizorze. Zmieniam je, poprawiam, wygląda to jakby wchodziło się w telegazetę. Tata przełącza na wiadomości. Ustawienia się nie zapisały i jeszcze raz wchodzę do tej telegazety w przezroczystym trybie, że widać jednocześnie program. Wciskam mały przycisk na pilocie i telewizor resetuje się, ekran robi się czarny, pisze coś, że trzeba czekać. Znowu wchodzę w menu ustawień, trochę podobne do menu w jakiejś grze komputerowej z samochodami, elementy menu to części samochodu. Klikam na jeden, chyba na drzwiczki, trochę to wygląda jak gdyby nie znajdowało się to na ekranie telewizora, ale już gdzieś indziej, na zewnątrz. Przenosi mnie do tego co jest pokazywane na ekranie i zaczyna się dalsza część snu.
Wchodzimy we trzech do budynku, prawdopodobnie szkoły. Jeszcze przez chwilę widzę ekran jakby nagrywania kamerą, ale zaraz się rozpływa. Ze mną jest znajomy, który jest młodszy ode mnie, wraz z jakimś jego kolegą, młodszym od niego. Schodzimy schodami w dół, do podziemi.
Wiemy, że tam nie powinniśmy się znajdować, ponieważ kiedyś obcy tam zaciągali ludzi i coś złego z nimi robili. Spoglądam na drzwi, obok których przechodzimy, na ich zamek, coś tam pamiętam, że trzeba naprawić. Cofamy i idziemy w stronę małych schodków, miały one może trzy albo pięć stopni. Tamten młodszy kolega znajomego już się ulotnił. Pod ścianami stoją różne figurki rzeczywistej wielkości, przedstawiające obcych. Byli trochę podobni do zwierzoludzi z anime "Shinsekai Yori", niektóre miały sztylety. My wchodzimy po tych schodkach. Są tam dwa zamknięte wejścia, po lewej i po prawej stronie. Nagle słychać, że ktoś lub coś puka za drzwiami w dziwny, strasznie niepokojący sposób. Później się dowiem, że tam była krypta, czy grobowiec.
Myślimy, że to może ci księża, którzy tam mieszkają. Mówię, że to raczej u góry hałasuje. Jednak idziemy stamtąd, żeby nas nikt nie zobaczył, gdyby przez przypadek przechodził przez te drzwi. Idziemy schodami na górę. Gasną wszystkie światła i robi się ciemno, co najwyżej trochę światła dociera przez okna, a i to już mało, bo robi się powoli wieczór, może jeszcze awaryjne czerwone się palą. Wszędzie słychać taki dziwny dźwięk, coś jak umbum UMBUM umbum UUUUUUUUUUU
umbum umbum UMBUM UUUUUUUUUUU… i tak przez cały czas. Wszyscy chyba uciekli z tej szkoły, albo po prostu mają lekcje. Idziemy przez korytarz, jest bardzo strasznie, na końcu stoi starucha z wielkim nożem, wiemy, że choć stara to jest bardzo szybka i nie uda się nam przejść.
Patrzymy na drugą stronę i na inny korytarz, tam też stoi podobna istota, trochę przypomina to "Silent Hill". Może te figurki nie były martwe. Wchodzimy schodami wyżej. Przed nami schodami zbliża się zombie, zawracamy, jest już na dole, krzyczę do kolegi, że jest za nim, pewnie zeskoczył jakoś ze schodów lub jest to inny zombi. Idziemy do dalszych schodów, prowadzących na najwyższe piętro. Gdy wchodzę na schody, budzę się. Jeszcze przez chwilę po obudzeniu się nam stracha.
Mam nastawić budzik na trochę później, na dziewiątą, nastawiam, przychodzi ciocia, muszę już wstawać, okazało się, że to był sen.
Stoję w kuchni. Wygrałem 5 milionów złotych w dużym lotku. W kuchni jest ze mną dziewczyna, która ma niby wypłacić wygraną. Idziemy do mojego pokoju, na łóżko i się kochamy. Myślę, że może się z nią podzielę.
Zbliża się wieczór. Jestem przy dalszym bloku, obok którego, znajduje się ogrodzone boisko do koszykówki, są tam dzieci. Zbieram butelki walające się na trawniku. Tam są ludzie, którym niby nie przeszkadzają śmieci przed blokiem. Rzucam butelki przed drzwi bloku i uciekam śmiejąc się. Tak biegnę między blokami, zauważam coś dziwnego w oddali. Na drzewach w lesie jest wielki biały napis, nie zapamiętuję tekstu. Jakichś dwóch mężczyzn, którzy dopiero co wysiedli z samochodu, stoi tam i na coś czeka. Mówię do niego, niech spojrzy tam i zobaczy co to za dziwny napis. Idziemy w stronę lasu, po prawej stronie także widzę ruszający się napis. Gdy dochodzę do tego wielkiego napisu las znika. Robi się zamiast nocy, dzień. Okazuje się, że to były wielkie szare promy-budynki płynące po rzece w prawą stronę. Jest tam niedaleko restauracja. Niby przed czymś uciekam, lecę w chmury, rozstawiam ręce na boki, kręcę się wokół własnej osi, spadam poprzez chmury, ląduję jednak w to samo miejsce. Wychodzi kelnerka, chcę ją objąć, ale zmienia się w kelnera i rezygnuję.
W następnym śnie przychodzi do domu jakiś zbój ze swoimi ludźmi. Chcę kogoś zabić, pytam się po co. Mówię mu, że byłem tam w podziemiach. Ten się dziwi, mówi, że przecież jest tam grobowiec. Idziemy razem do tej strasznej szkoły. Budzę się.
W pewnym momencie dostałem impuls informujący mnie, że mam przed czymś uciekać. Szedłem jednak powoli spokojnie. Wiedziałem, że dostanę wskazówki jak dojść do miejsca, gdzie mi pomogą. W czym, to ja nie wiedziałem. Nie wiedziałem też czego mam się bać i przed czym uciekać. Doszedłem do przejścia na drugą stronę ulicy i tak jak myślałem były dwie strzałki, jedna (czarna), ta w lewo, kierowała do posiadłości pewnego strasznego wampira i druga prowadząca na wprost (była dłuższa i biała) prowadziła w to miejsce, gdzie powinienem się udać. Wziąłem rozbieg, biegłem równo jak wskazywała strzałka. Widziałem jeszcze tego wampira ubranego w czarny płaszcz, przybiegł za późno. Wbiegłem już na przygotowaną elastyczną lampę. Zgięła się do połowy i łagodnie się odgięła do przodu przy moim równoczesnym wybiciu się. Wskoczyłem przez duże okno (prawdopodobnie już wcześniej wiedzieli o moim przybyciu i wyjęli szyby z ram, aby się nie zbiły) do pokoiku czarodziejów. Już na mnie czekali. Widziałem półki z wieloma książkami. Mieli chyba wiedzę, aby mnie uratować.
Miałem wrażenie, że znalazłem się w przyszłości. Stałem przed uliczką niedaleko bloku, w którym mieszkam. Uliczka była już zupełnie nieprzejezdna, rosło na niej dużo niezbyt wielkich iglastych drzewek. Podszedłem do nich. Okazało się, że większość z nich zbrązowiała w czasie kiedy się do nich zbliżałem. Poszedłem dalej, na skraj lasu (pewnie była to postapokaliptyczna przyszłość, wszystko porastał młody las). Była jakaś licytacja. Z ziemi został usypany murek z okienkiem, starsza pani wydawała te wszystkie rzeczy zebranym ludziom. Tym razem sprzedawali jakieś koce czy inne kolorowe materiały. Chciałem coś kupić, ale za każdym razem wymagali jakiegoś paszportu, a miałem tylko dowód. Na jednym z materiałów była przedstawiona scenka z "Harrego Pottera", na której był dyrektor szkoły czarodziejów i też sam Harry Potter. Inne miały miały jakieś zwykłe pojedyncze kolory lub kilka złożone z gradientów pastelowych kolorów. No nic, przeszedłem z powrotem przez ulicę. Miałem kilka banknotów stuzłotowych, a nic nie mogłem kupić...
Świat był po wielkiej katastrofie i większość ludzi utraciła swoje miejsca zamieszkania. Nastały także problemy z jedzeniem. Szedłem sobie lasem. Spotkałem takich dwóch. Znaleźli dwie torby z jedzeniem, chyba ususzonym mięsem. To była karma dla kotów z łososia i kurczaka. Niedaleko, za krzakami szła dziewczyna. Ciągnęła za sobą duży różowy wór. Podbiegłem do niej i zajrzałem co ona tam niesie w tym worze. Miała tam pełno różnokolorowych cukierków, szklaków, gum rozpuszczalnych, czekoladek. Zawołałem tamtych dwóch. Teraz zauważyłem, że miała jeszcze dużo kolorowych długopisów, kamieni i kryształów. Podobały mi się ich psychodeliczne kolory i wzory. Pomyślałem, że zjem jak najwięcej tych cukierków, jednak nawet nie spróbowałem. Wziąłem dwa długopisy i dwa podłużne kryształy górskie. Błyszczały i były naturalnie ozdobione w kształty podobne do zielonkawych liści. Miały właściwości magnetyczne, bo jak zbliżyłem je do siebie lekko się przyciągały, wytwarzając wtedy światło. Pokazałem je tym dwóm i schowałem je do kieszonki w mojej koszuli flanelowej. W tej kieszeni był guzik, może mi się wcześniej urwał. Wyszliśmy na skraj lasu. Tam było kilka bloków mieszkalnych, które jakoś się zachowały. Zauważyłem dziwnie wystające szyby. Odbijały się w nich drzewa. Powiedziałem o tym dziewczynie i o tym, że pewnie niedawno robili remont. Odpowiedziała, że to niemożliwe. Wtedy zniknęły odbicia drzew. Za chwilę znowu się pokazały. Spojrzeliśmy na dalsze bloki, też miały dziwne szyby z obiciami drzew. Dziewczyna zamyśliła się powiedziawszy, że może jednak tak.
Mam czasami zamiast snów ostatnio "dziwne spotkania" z niewidzialnymi istotami, w alternatywnym stanie świadomości. Nie wiem w sumie czy można to nazwać "spotkaniami". Nagle mój umysł się rozszerza, bo czuję, że ten ktoś ma większe zdolności mentalne niż ja (albo, że też dostęp do nich mam zablkowany...) - w momencie, kiedy analizuje jakby moją pamięć, nagle widzę szerszą perspektywę na całe życie etc.
Tak więc widziałem w jaki sposób analizowane są "wątki" w życiu danej osoby przez czytanie z jej pamięci i głównych cech osobowości oraz dążeń... Widziałem dosłownie swoje życie w ostatnich 2 latach (głównie), ale... też wyczuwałem w jakim kierunku będzie podążąć, tzn. możliwą przyszłość.
Ciekawy jestem czy ktoś miał coś podobnego?
Spanie na korytarzu, rury, kartki
Znalazłem się na korytarzu (prawdopodobnie szkolnym) z wystawionymi podłużnymi ławkami. Wybrałem sobie podwójną ławkę z przodu przy ścianie. Przygotowałem się tam do spania. Postawiłem plecak pod ławką, miałem też ze sobą koc. Musiałem, gdzieś pójść. W przychodni czy jakimś innym urzędzie miałem coś do załatwienia. Jak odszedłem od okienka przyszedł kolega. Pomyślałem, że poczekam razem z nim. Za nami stało dwóch starszych panów. Jeden, ten po prawej stronie, był bardzo złośliwy. Chciał mnie kopnąć w krocze. Na szczęście był słaby i miał bardzo spowolnione ruchy, jego noga podnosiła się powoli. Mnie też jakoś spowolniło, jednak tamten nawet nie trafił prosto tylko chyba w ścianę. Po załatwieniu spraw wróciłem. Zastałem większość ławek zajęte, nawet moje miejsce. Usiadłem na małej, pojedynczej ławce. Chciałem zadzwonić do rodziny, że ktoś zajął mi miejsce, nie mam już nawet kocyka i zabrali mi mój plecak, nie wiem jak mam teraz przespać noc. Wstałem jednak, kręciły się tam takie dzieciaki, które pewnie chciały pieniędzy i kradły różne rzeczy. Znalazłem plecak, ale okazało się, że nie jest mój. Przeprosiłem i poszedłem na moje poprzednie miejsce. Tam był chyba mój plecak.
Dostałem od jakiejś kobiety urządzenie do komunikacji telepatycznej. Gdzieś się przeniosłem, na inną chyba planetę. Trafiłem do nieznanego mieszkania na piętrze. Z oddali widziałem, że skrył się tam kogoś agent. Ponoć widział nagiego mężczyznę z kobietą jak to robią. Ja ich nie widziałem. Potem szybko wyszedł. Lokator nie widział tamtego, ale zauważył mnie. Oskarżał mnie chyba o to, że ich podglądałem, była też mowa o zdradzie, a może jeszcze o czymś innym. Nie była to prawda, ale wyszło mu to z jakichś testów. Chciałem mu wytłumaczyć, że przede mną był tam ktoś inny, ale nie chciał mi uwierzyć. Szybko wyskoczyłem przez balkon. Tamten miał broń i jakieś kartki. Celował do mnie, nie trafił. Przeskakiwałem z balkonu na balkon i na sam dół. Wyskoczyłem potem wysoko. Na wysokości była zawieszona wielka rura. Widziałem jak na jej końcu siedział ten agent. Schwyciłem się za rurę obiema rękoma. Sunąłem bardzo szybko w odwrotną stronę. Rura zakręcała wiele razy. W ten sposób przeleciałem przez całe miasto, aż na ulicę przed mój blok. Było tam pełno dzieci i dorosłych. Tamten już na mnie im naskarżył. Pytali się dlaczego to zrobiłem. Mówiłem, że nic złego nie zrobiłem, to był ktoś inny. Nie wierzyli mi. Za pomocą telekinezy podnosiłem i obracałem w powietrzu jedną czy wie osoby. Potem przylazł nagle jakiś stwór, maszyna, albo może tamten co mnie oskarżał nie wiadomo o co. Powiedział, że nasze życie jest zapisane na jakichś kolorowych, wzorzystych kartkach, które rzekomo posiadał i chce je pogryzmolić, porwać, zniszczyć, przez co większość z ludzi zginie. Wszyscy wpadli w panikę, biegali na około krzycząc, pobiegli do domu, aby położyć się na łóżka, przygotowując się na śmierć, na pustkę (?). Wiedziałem, że nie ważne jak daleko się ucieknie, to nic nie da, bo istnieje jakieś kwantowe splątanie pomiędzy tymi kartkami a nami, choć nie byłem tego taki pewny. Jeden szybko recytował różne buddyjskie teksty, które jakoby czyta się przed śmiercią umierającym ludziom. Byłem sceptyczny co do tego, nie była to na pewno prawda. Nikt raczej nie zginie od porwania jakich tam głupich karteczek. Nic się nie stało. Po chwili się obudziłem.
Sny
02.03.2014 – 12:17
Leżę sobie na podłodze w sali gimnastycznej. Przez chwilę się rozglądam i wstaję. Idę korytarzem szkolnym z koleżanką i kolegą. Mówię im, że to na pewno sen i pokazuję im jak łatwo można wysunąć na zewnątrz szybę okna. Nagle zauważamy, że coś złego, jakaś ciemność zbliża się w naszym kierunku i uciekamy korytarzem w kierunku sali lekcyjnej. Po dotarciu do tej sali i zamknięciu drzwi mówię im, żeby otworzyli okno i uciekali, więc robią tak, a ja wyglądam przez okno, ale nigdzie ich nie widzę. Pogoda jest zimowa, spadł śnieg. Może już uciekli, tak sobie myślę. W klasie byli jeszcze inni uczniowie i nauczycielka. Obracam się od okna i zauważam, że wszyscy zamienili się w śnieg. Wydaje mi się, że w tym śniegu pozostały jeszcze jakieś cząstki ich świadomości i ta "ciemność" może ich jeszcze dopaść. Zgarniam więc ten pozostały po nich śnieg z ławki i wyrzucam go przez okno. Sam też szybko wyskakuję, spadam łatwo jakoś przytrzymując się krawędzi ściany. Miejsce tamto wyglądało jakoś tak bajkowo. Dalej uciekam widzę jakie dwa dziwne psy. Wszystko teraz wygląda normalnie jak w rzeczywistości. Szybko biegnę chodnikiem lub ulicą i miasto zaczyna się zmieniać. Wygląda na to, że trafiłem do przyszłości. Na każdym z budynków jest mnóstwo kamer osadzonych na długich ruchomych ramionach. Możliwe, że były jednocześnie jakąś bronią. Było też wszędzie pełno reklam. Bardzo mi się nie podobała taka przyszłość. Nie wiem czemu, ale chciałem dostać się do morza. Te kamery przeszkadzały mi w tym, a ponadto samo miasto ciągle się zmieniało tylko po to żeby mnie nie dopuścić do wody. W pewnym momencie zauważyłem jakieś łódki i już się ucieszyłem, a to się okazało, że to była tylko jakaś animacja, reklama podstawiona przez miasto żeby mnie oszukać. I się obudziłem.
Miałem dzisiaj fałszywe przebudzenia, było ich może nawet z 10. Lampka nie chciała się oczywiście zapalić i za każdym razem przychodził do mnie taki straszny wilk. Więc chwytałem go za tylne łapy i pysk żeby mnie nie mógł ugryźć i go wyrzucałem z pokoju. Raz nawet spadał na mnie z firanki. Za przedostatnim powtórzeniem dwie Chinki wzięły go i wrzuciły do jakiegoś roztworu po czym ten wilk natychmiastowo się rozpuścił i zacząłem z nimi jeść tą zupę, przy czym po chwili poczułem dziwny smak i przestałem to jeść bo się przestraszyłem, że mi też to wyżre organy wewnętrzne Ale jeszcze raz się "obudziłem" i jeszcze raz przyszedł ten warczący wilk i się obudziłem już naprawdę.
...w miedzy czasie miałem jakieś jeszcze inne sny, których za bardzo nie pamiętam. Między innymi były takie wielkie śnieżne kule, na które się wspiąłem, ktoś inny spadł z jednej, ale chyba mu się nic nie stało bo tam było dużo śniegu. Była też jakaś zbiórka w dwuszeregu...
Było ciemno. Łóżko stało jakoś odwrotnie. Zauważyłem, że jestem ubrany w czarną pelerynę. Nagle poczułem czyjąś obecność w pokoju i trochę się przestraszyłem, ale już po chwili zacząłem się śmiać z tych stworów czy jakichś cieni, strachów i gonić je po całym mieszkaniu. Prawdopodobnie nie było tam żadnych potworków tylko je sobie wyobraziłem
Śniło mi się, że przeglądam grubą książkę. W tytule każdego rozdziału było imię i nazwisko danego bohatera, o którym będzie mowa.
Idę szkolnym korytarzem z grupą innych osób. Ktoś chce mnie wciągnąć do sali znajdującej się po boku, ale udaje mi się wydostać z tej "zabawy". Dochodzimy do sali na końcu korytarza i wchodzimy do kopuł (wyglądają trochę tak jak jakieś statki kosmiczne) mających nas ochronić przed trzęsieniem ziemi. Po chwili wchodzi jakiś dzieciak z zarostem na twarzy. Chce wejść przez drzwi prowadzące na zaplecze, ale zauważa nas. Kopuły choć z metalu są przezroczyste więc go widziałem. Niby to przez przypadek opiera się o jedną z superwytrzymałych kopuł i zgniata ją łatwo jak folię aluminiową. Po czym wszyscy wychodzą i są w panice bo on ich zaczyna atakować. Wystarczy, że lekko dotknie palcem, a już bardzo boli. Zacząłem uciekać i on też pobiegł za mną. Biegnąc po krętych schodach wchodziło się do różnych sal. W jednej była chyba jakaś lekarka, ale się nie zatrzymywałem bo by mi w niczym nie była w stanie pomóc. Wybiegłem z budynku, a on już był za mną. Był tam park i oczko wodne. Skręciłem w drugą stronę i za szkołą zbiegałem w dół po ścieżce (w przeciwną stronę szli żołnierze). Ktoś się ze mnie śmiał i pobiegł szybciej dalej. Biegło mi się już trochę ciężko, nawet próbowałem unosić się w powietrzu żeby było szybciej, ale się nie udało. W końcu doszedłem do przystanku autobusowego. W dalszej części snu znalazłem się w swoim mieszkaniu. Wszystko było zrujnowane po trzęsieniu. Ktoś siedział w ubikacji i zleciał razem z nią piętro niżej, ale nic się mu nie stało. Wszystkie rzeczy pospadały przez szczelinę przy ścianie.
Jadę rowerem. Trafiam na siatkę ogrodzenia, która się rozwala. Jadę dalej przez las.
Idę do nauczycielki języka angielskiego, ale nie mogę znaleźć jej domu bo się wyprowadziła gdzieś, a nie wiem gdzie.
Jest wieczór. Rolety są zaciągnięte na oknach. Siedzę z siostrą na kanapie. Oglądamy w telewizji anime, w którym panuje klimat postapokaliptyczny. Jakiegoś chłopaka gonią zmutowane zwierzaki. On nie może się skądś tam wydostać, skacze, ale zbyt nisko i spada ze schodów. Jego dziewczyna ma mu pomóc odzyskać jego "super moce". Obserwuje ich z samochodu agent. W napisach końcowych są srebrne ramki z jakimiś tekstami. W jednej z nich jest napisane coś jak "Sieć elektryczna ogrzewała mnie jak słońce" co miało pewnie oznaczać, że wysiadł prąd na całej Ziemi. Udaję, że mnie ten film nudzi, a moja siostra rzuca we mnie skarpetą
Słoneczne Pierścienie
03.03.2014 – 16:54
Leżałem na łóżku przy zapalonej lampce i czytałem książkę. Odwracałem stronę. Ktoś mi ciągle przeszkadzał. Nie wiem kto czy co to było, ale czułem czyjąś obecność za plecami.
Wiem, że miałem jakiś straszny koszmar, ale uciekłem...
Unosiłem się w przestrzeni kosmicznej. Zamiast gwiazd były obracające się wokół siebie złote pierścienie podobne do tych z filmu "Władca Pierścieni". Było tam też pełno świecących świadomych punkcików, które mnie jakoś oblazły i chciały się połączyć z moim umysłem czy coś tam. Dzięki temu miałem uzyskać jakąś energię czy moce. Żeby to zrobić miałem przejść przez środek słońca-pierścienia. Więc tak zrobiłem. Znalazłem się wtedy gdzieś na Ziemi wśród zieleni, niedaleko głębokiej przepaści.
Jestem w sklepie. Na podłodze dużo rozlanej wody. Jest tam jakaś dziewczyna. Chodzimy po tej wodzie i coś tam robimy. Poucza mnie ona jak się bić na pięści.
Gra muzyka metalowa. Piosenkarz i gitarzysta siedzą w jakiejś wodzie jak w basenie. W pewnym momencie grający mówi żeby tamten śpiewał inaczej (czyli wcale), a ona (bo teraz już ona zaczyna grać zamiast na gitarze to na jakimś małym urządzeniu podobnym do pudełka, ale złości się bo wpadło jej do wody i się przepaliło. Wychodzi z tego basenu, a ja się śmieję, że śpiewać to już w ogóle by nie potrafiła.
Duchy I Ukryte Przejście
04.03.2014 – 12:12
Idę na dworze przed domem. Widzę pełno przezroczystych szarych postaci (były tam m.in. dzieci), które są prawdopodobnie nieświadome. Za mną idą czerwone negatywne byty. Trochę przyśpieszam i biegnę. Oni mnie zauważają, ale skręcają i idą inną ścieżką. Wysyłają jednak w moją stronę jakiegoś człowieczka-wampira, który mnie atakuje. Ktoś jednak przybiegł, aby mnie ochronić, ale mu się to jakoś nie udaje. Wchodzę do dużego ciemnego pomieszczenia, a ten stworek z włożoną wampirzą szczęką idzie za mną. Podnoszę sufit przez co ukazuje się przejście na górę. On się trochę przestraszył bo myślał, że podnoszę całe niebo. Szybko wskakuję na górę. Ten jednak tam już jest, więc go zrzucam w dół i zakrywam przejście by nie mógł się znowu przedostać. Przechodzę z pokoju do pokoju i oglądam ten dom czy szkołę. Nie wiem co to za miejsce, wiem tylko, że jest bezpieczne. Są tam dziewczyny, jakby znajome. Witam się z nimi przytulając się do każdej. Później przechodzę przez drzwi i idę korytarzem. Dalej odgrywa się scena jak z "Harrego Pottera". Zauważa mnie jednak zbroja, która zamienia się w śnieżnego bałwana i mnie goni. Uciekam z powrotem. Widzę, że ktoś otwiera szklane drzwi i wchodzi. Mi też się udało uciec i przejść przez te drzwi. Znowu się przytulam z dziewczynami...
Ucieczka Przed Zmutowanymi Robalami
05.03.2014 - 13:02
Jestem w jakimś wielkim pomieszczeniu kościele świątyni. Słyszę jak nadciągają wielkie zmutowane robale, więc biegnę by uciec stamtąd. Przechodzę szybko przez pierwszą bramę drzwi, przy drugiej chce mnie zatrzymać ksiądz, abym się nie mógł wydostać, ale mu uciekam, przez trzecią wybiegam na zewnątrz. Idę w prawą stronę. Idą tam też jacyś ludzie, którzy skręcają jeszcze dalej w prawą stronę, a ja skręcam w lewo. Idę teraz leśną ścieżką. Patrzę raz na drzewa raz na dłonie. Nie zmieniają się.
Stoję na balkonie. Z dziury podobnej do zlewu wyłażą robale, albo jakieś inne brudy. Zaczynam to czyścić. Wtedy przychodzi jakaś kobieta z bloku obok i mówi mi, że tak nie wolno.
Domy I Czekolada
07.03.2014 – 12:24
Idę sobie jakąś ścieżką. Z prawej strony widzę kościół, ale nie wchodzę. Myślę o ucieczce, gdyż przede mną w moją stronę idą ci straszni ludzie-demony. Byli to pewnie tamci ludzie, z którymi się ciągle tylko mijałem w poprzednich snach, a teraz w końcu ich zobaczyłem. Jednak nie uciekam tylko podajemy sobie ręce i się witamy. Okazuje się jednak, że są przyjaźnie nastawieni i są raczej to jacyś hip-hopowcy albo metale. Potem oni idą w swoją stronę, a ja w swoją. Widzę nisko w powietrzu dwie unoszące się smugi światła, jedna biała, druga błękitna. Patrzę w dal, a tam pełno domów, po bokach jakieś łąki, a na końcu zaczynający się las. I tak idąc nagle bez wchodzenia znajduję się w którymś domów. Jakaś kobieta składa mi propozycję kupna tego mieszkania, chce mnie po nim oprowadzić, ale wychodzę, bo nie interesuje mnie wcale ten domek...
Wsiadam z kolegą do pociągu i szukamy miejsca, żeby usiąść...
Leżę sobie na kanapie. Obok mnie siedzi jakaś młoda dziewczynka, której nie znam. Jemy sobie czekoladki. Ja mam jakąś "klasyczną" czekoladę, każda jej kostka smakuje inaczej. Na ostatniej kostce jest napis coffee, czyli jest o smaku kawowym. Po chwili jednak przychodzi dziadek tej dziewczynki i zabiera nam słodycze tłumacząc, że ona nie powinna tyle jeść. Lecz, gdy wychodzi z pokoju zauważamy, że na komodzie stoi duża czekoladowa figurka w kształcie anioła. Zaczynamy jeść i się śmiejemy. Ponieważ nie czuję za bardzo smaku idę do sklepu po tabliczkę innej czekolady. W sklepie jestem z kolegą. Znajduję wygrywający los i kupuję sobie i jemu po dużej czekoladzie. Po drodze ze sklepu częstuję przechodniów, bo sam nie czuję smaku czekolady. Nie wiem gdzie pójść, jestem jakiś niezdecydowany i się po chwili budzę.
Jaszczury, Lampy, Dziewczynka
08.03.2014 - 14:26
Mówię mu żeby tam nie szedł. On jednak idzie. No dobrze jakby co będziemy próbować cię uratować. Mamy cię tu na ekranie na mapie. Po jakimś czasie widzimy, że znalazł się właśnie w tamtym miejscu z prawej strony przy samochodach, gdzie grasują te potwory, więc biegniemy tam. Ja jednak uciekam bo goni mnie dinozaur. Biegnę korytarzem szkolnym. Ktoś mi mówi telepatycznie, że aby uciec przed nim muszę oczyścić swój umysł, medytować w trakcie biegu co udaje mi się tylko częściowo. Trafiam do jakiejś sali, ale ten jaszczur już tam jest. Gdy chcę wyjść stamtąd przytrzymuje mnie jakiś facet i przykleja mi do ręki jakąś kartkę, której nie mogę odkleić przez co o coś mnie oskarżają chociaż nie popełniłem żadnego przestępstwa. Chcą mi wbić igłę żebym stracił przytomność, ale ja im uciekam bo chcę zachować świadomość i przechodzę przez szyby na zewnątrz.
Jest wieczór. Stoję na balkonie i się rozglądam. Nagle przepaliły się żarówki we wszystkich lampach, tylko pozostały słabe czerwone poświaty wokół nich. Mówię do pani sklepowej dzielnicowej sprzątaczki, że coś się stało z lampami. Wchodzę do domu i mówię też wszystkim, że się wszędzie poprzepalały żarówki. W mieszkaniu u mnie też mryga światło jakby ciągle wysiadał prąd. Wracam na balkon i widzę, że chyba zostały wymienione żarówki na mocniejsze energooszczędne, że aż w oczy razi. Mówię do mamy, że wcześniej nie było, a teraz ktoś namalował ładne graffiti na tamtej ścianie i idę tam. Daję małą figurkę w kształcie dinozaura (zmienia się ona w małą dziewczynkę) dla tamtej królowej ważnej kobiecie, a ona ją całuje tymi wstrętnymi ustami. Dziewczynce zrobiło się niedobrze i ucieka do kuchni do góry na blat szafy i rzyga tam do toreb z zakupami. Potem siłuje się się z jakąś kucharką, ale się godzą. W międzyczasie tamta kobieta gra w jakiejś sztuce w teatrze. Nagle wszystko robi się czarne (może to meteoryt tam uderzył i wybuchł), a pozostali aktorzy łapią tą główną aktorkę by nie upadła na podłogę. Wracam do dziewczyny. Siedzi ona gdzieś wysoko z drugą dziewczyną. Robię jej samolocik z papieru, a ona na nim gdzieś leci. Schodzę na dół. Po drodze widzę jakiegoś dziwnego małego psa pająka kłaczka sierści. Gdy jestem już na dole widzę, że tam jest pełno poustawianych napoi lekarstw pudeł. Wraca w podskokach ta malutka jak pchła dziewczynka, pomagam jej się wspiąć na górę, a sam nie mogę wskoczyć po tej ścianie. Szukam jakiegoś przejścia. wchodzę po schodach z tych kartonów czy czegoś tam. dziewczyna jest teraz normalnej wielkości (a może to ja się pomniejszyłem), przyniosła ze sklepu sok pomarańczowy. Nie chciałem go pić bo pewnie ma dużo cukru, ale zobaczyłem na etykiecie C, że dodano dużo witaminy C, więc jednak wypijam.
Szatnia
10.03.2014 - 09:39
Chodziłem gdzieś w nocy (nie pamiętam gdzie i co się tam działo) i wchodzę do mieszkania przez balkon.
Oddaję kurtkę i jakąś bransoletkę do szatni.
Odbieram kurtkę z szatni. Bransoletki już nie dostaję, bo szatniarka mówi, że tak ładnie wygląda to pewnie dzieci z podstawówki zrobiły i im oddała. Zaczepiają mnie jacyś zboczeńcy na korytarzu. Wychodzę sam z budynku. Mam ze sobą plecak. Jest słoneczny dzień. Jakieś dzieciaki bawią się w wojnę. Zbliżają się żołnierze. Uciekam stamtąd, aby nie być złapanym. Wydaje mi się, że do mnie strzelają. Biegnę w stronę domu. W trakcie biegu zauważam, że wszędzie jest pusto, nikogo nie ma, nie jeżdżą samochody. Miejscami leży śnieg. W którymś momencie się trochę poślizgnąłem i biegłem dalej.
Jadę Tam Autobusem
11.03.2014 - 12:55
Jadę tam dość długo autobusem. Udaje mi się nie zgubić i wysiadam…
Mamy jakieś zajęcia na trybunach.
Wracamy z wf-u, ale słyszę na dworze jakieś dobijanie się z szafy. Otwieram po czym on wychodzi. Zastanawiam się skąd on się tam wziął. Wchodzimy do szkoły, zamykam drzwi na klucz, by tamci nie weszli bo będą pewnie przeszkadzać. Nie widzę moich ubrań, pewnie ktoś mi je przełożył gdzieś. A nie, spadły i leżą pod ławką i skarpety też znalazłem. Nagle, gdy chcę się przebierać, zauważam, że wszystkie ławki są zajęte (pewnie tamci już weszli) i na moim miejscu też ktoś siedzi. Spycham go więc z tej ławki i się ubieram. Trochę się przestraszyłem, czy mu się nic nie stało, bo poleciał tak na podłogę i leży tak samo jak siedział, jakoś tak sztywno jak jakaś kukła. Inni chyba chcą mu pomóc.
Jest jakaś akcja w sali lekcyjnej, ale nie wiem o co tam chodziło.
Czekam na autobus i jak przyjeżdża wsiadam i znowu tam jadę. Jednak po kilku przystankach wysiadam bo na mapie widzę, że autobus jedzie bardzo okrężną drogą, a można dojść szybciej, na skróty. Wystarczy tylko przejść przez ulicę, potem iść polem i poprzez tory i już jest ten budynek.
Paznokcie, Ameryka
12.03.2014 - 12:09
Jest noc. Leżę na łóżku. Przychodzi do mnie lekarka z obcinarką do paznokci i mówi, że będzie bolało. Zabieram jej obcinarkę i sam zaczynam obcinać sobie paznokcie u stóp, ale nagle zobaczyłem, że zerwały się całe trzy paznokcie, co trochę mnie zaszokowało. Następnego dnia (nadal we śnie) patrze na paznokcie u stóp. Są jakieś takie świetliste i przypomina mi się sen o zdartych paznokciach. Dobrze, że był to tylko sen! Teraz nadal mam wszystkie paznokcie. Trochę mi wtedy ulżyło
Biorę dwie książki z półki i wyciągam z nich zakładki, bo znudziły mi się i nie będę ich już więcej czytał. Odkładam je na półkę.
Jakieś japońskie małżeństwo rozwiodło się z powodu braku pieniędzy. Jest burza i wieje silny wiatr. Oni się ostatni raz spotykają w swojej chatce. Nagle przylatuje helikopter, z którego zwisa złota lina, która chwyta męża tej ubogiej kobiety i leci on zwisając na tej linie do Ameryki. W gazecie piszą, że ten mężczyzna choć trochę pijany to nieźle zarabia.
Brudnopis, Zebranie W Piwnicy
13.03.2014 - 11:43
Biorę brudnopis i przekartkowuję go. Wygumkowuję kilka rzeczy, bo nie chcę, żeby to ktoś zobaczył, a zeszyt oddam potem komuś innemu.
Jestem z kolegą na korytarzu piwnicznym. Są tam też inni ludzie, którzy mają chyba jakieś swoje zebranie. Nagle wnoszą kogoś całego połamanego, miał chyba wypadek. Przenoszą go do czyjejś piwnicy (jest ona bardzo duża) i schodzą po małych schodkach. Usadawiają tamtego na wózku inwalidzkim. Po boku niego stoją jacyś mężczyźni. Wszyscy zaczynają się modlić czy coś, wygląda to jak msza. Każdy ma podejść do tego na wózku. Ja też idę w jego stronę, ale jednak się cofam. Trochę mi się to wszystko dłuży. Zastanawiam się po co ja tam w ogóle stoję. Wychodzę z tej piwnicy. Kolegi już dawno tam nie ma, pewnie poszedł do domu. Wychodzę stamtąd, skręcam na lewo i idę białym, jasnym korytarzem na górę. Zastaję tam moją mamę w pracy. Chcę zdjąć kurtkę, a ona pyta się czy muszę się tam rozbierać. Mówię, że muszę bo była tylko jedna droga, ten korytarz, prowadząca właśnie tam, a nie do mieszkania. Przez okno z góry widzę jak ci szarzy ludzie wychodzą z piwnicy na dwór.
Okno, Dziewczyna I Ucieczka
15.03.2014 – 14:41
W pokoju ciemno. Zastanawiam się którędy wyjść, czy balkonem, czy przez okno. Wybieram okno. Mam trudności z przejściem przez szybę, bo są tam jeszcze żaluzje, które zamieniają się od razu w rolety. Muszę więc otworzyć okno. W tym celu muszę najpierw przestawić kwiatki z parapetu żeby nie pospadały. Okno otwiera się bardzo ciężko. Jest to niby jakieś zabezpieczenie, abym nie mógł
wyjść bo wieje silny wiatr i pada deszcz. Siłuję się przez chwilę z tym oknem i wyskakuję na zewnątrz na trawnik. Trochę słabo wszystko widzę na początku, ale po chwili jest już lepiej.
Jest burza. Idę z jakąś nieznajomą, młodszą ode mnie dziewczyną. Biorę ją za rękę, ale chyba przez zbyt silne emocje budzę się. Szybko zasypiam i znowu idę z tą dziewczyną chodnikiem. Dochodzimy do jakiegoś baru. Po wejściu okazuje się, że jest to zwykły sklep market. Jestem półświadomy, że to sen i biorę jakieś czekoladowe cukierki (chyba m&msy, których normalnie bym nie jadł) do buzi. Wychodzimy na zewnątrz. Po jakimś czasie wypluwam te cukierki. Skręcamy w lewą stronę i idziemy przez las albo park. Zaczyna ktoś nas gonić. Dziewczyna ma jakieś urządzenie wielkości komórki. Szybko wpisuję kod i wciskam przycisk, dzięki czemu uciekamy przenosząc się z powrotem do domy. Siedzimy tam na podłodze przy oknie i się budzę.
Podziemia, Telepathy People, Puszcza
16.03.2014 - 13:06
Sen zaczyna się na plaży. Idę z jakąś grupą wzdłuż brzegu. Miejsce z plaży zmienia się w podziemia. Ściany i podłogi są szare. W jednym z pomieszczeń jest pełno porozrzucanych na podłodze książek i kartek. Biorę częściowo zniszczoną książkę bez okładek. Jest na niej tytuł: "księżycowy dom, telepathy people". Przez te piwniczne szare korytarze prowadzi nas jakiś mały człowieczek. W pewnym momencie przed wejściem do innego dużego pomieszczenia odkładam gdzieś książkę. Pozostali, którzy byli ze mną biegają jeszcze gdzieś po korytarzach. Wchodzę przez te drzwi. Są tam duże spiralne schody. Każdy szary kamienny stopień oddzielnie unosi się w powietrzu. Zaczynam wchodzić do góry, a za mną ten człowieczek. Gdy jestem w połowie mam pewność, że on wprowadził mnie w zasadzkę. On jest pewnie wampirem i kieruje mnie w stronę, gdzie są pozostali ludzie-wampiry. Udaję, że się nie boję, aby się od razu na mnie nie rzuciły, ale tak na naprawdę jestem mocno przerażony. Już przedostatni stopień. Nie mogę skoczyć, bo następny stopień wisi zbyt wysoko, a nie mogę też zejść bo tam w dole pilnuje schodów ten mały ludzik wampir. Chcę się obudzić, ale nie mogę. Zaczynam panikować. Na wysokości stopnia, na którym stoję są w ścianie dwa małe okienka obok siebie. Nie da się ich otworzyć, ani przejść przez szybę, chociaż i tak by mi to nic chyba nie dało, bo były za małe, żeby przez nie przejść. Nagle jednak się "budzę". Panuje cisza. Znajduję się na moim łóżku. Z tyłu głowy w jednym punkcie czuję silne mrowienie. Mam wrażenie, że ma to związek z tymi telepathy people. Może to oni pomogli mi stamtąd uciec? Leżąc, przeglądam papierową gazetę z podłączeniem do internetu. Przez chwilę jest offline, ale już za chwilę jest połączenie i pokazuje online. Widzę jakieś reklamy butów, do wyboru w różnych kolorach. Kilka stron dalej zaczyna grać jakaś muzyka. Na zdjęciu widać jakiś las, albo puszczę. Jest słoneczny letni dzień. Stoję obok przystanku autobusowego po drugiej stronie ulicy. Idziemy przez ten bardzo zarośnięty teren. Dostaję miecz, żebym mógł ścinać wysoką trawę. I tak przedzierając się przez tą puszczę powoli z niej wychodzimy. Widzę teraz jakieś nieznane mi miasto. Ale zaraz, zaczyna mi to przypominać to samo miejsce, z którego wyruszyliśmy, tylko nie ma przystanku autobusowego. To pewnie jest jakaś niedaleka przyszłość, tak sobie myślę. Budynki, tam gdzie mieszkam, są otoczone wysokim murem. Jest tam wielka brama. Gdy przechodzę przez ulicę, brama zamyka się. Abym mógł wejść strażniczka pyta mnie o różne rzeczy, czy przypadkiem nie jestem jakimś szpiegiem. Po chwili wpuszcza mnie. Idę w stronę domu. Gdy chcę wejść do środka atakują nas przeciwni tam żyjącym mieszkańcom żołnierze ubrani na czerwono. Więc zaczynam z nimi walczyć mieczem.
Szafka Z Przyszłości
17.03.2014 - 13:55
Znalazłem wielką szarą blaszaną szafę. Po otworzeniu drzwiczek widać było dużo szufladek, które zawierały pełno gazet datowanych do roku 2018. Były tam też jakieś kosmetyki i dwie brązowe ciepłe kurtki. Kurtki schowałem do dolnej większej szuflady. Zacząłem szybko przeglądać te gazety, bo się śpieszyłem do szkoły. Już i tak byłem spóźniony na geografię. Przejrzałem je tylko pobieżnie i zostawiłem je komuś o przeglądania, a sam poszedłem na lekcje. Gdy wróciłem, była już tam niestety jakaś dziewczyna. Powiedziała, że niepotrzebnie zostawiła te gazety i nie powinniśmy ich czytać i że zabiera je ze sobą.
Kształty Na Niebie, Robale-kamery
18.03.2014 – 12:29
Dzień. Stoję w kuchni i patrzę przez okno. Po niebie poruszają się jakieś świetliste kształty. Możliwe, że były podobne do meduz.
Ciemno w nocy, leżę na łóżku. Widzę, że coś się do mnie zbliża i się bardzo tego boję. Jednak próbuję to złapać. Mam ekran-mapę, na której widzę to coś jako czerwony poruszający się punkcik.
Gdy jestem już blisko tego, to przykrywam podstawką od doniczki. Przestaje się przez chwilę to poruszać, więc podnoszę podstawkę i szybko to zgniatam. Wygląda to jak jakiś podłużny metaliczny robal z diodą-kamerą. Wysyłało to jakieś impulsy powodujące strach, dlatego tak się panicznie wcześniej bałem. Rozwaliłem jeszcze dwa takie robale.
Cd, Wąż, Cukierki, Mafia, Katedra
19.03.2014 – 14:48
Siedzę przy biurku przed laptopem w jakimś pomieszczeniu, nie wiadomo gdzie. Wypalam płytę CD z systemem operacyjnym Ubuntu. Przez drzwi wchodzi dwóch gimnazjalistów i coś do siebie gadają. Na ekranie komputera pojawia się chat, który wyświetla ich właśnie rozmowę. Jeden podaje swój numer telefonu i śmieje się z tego drugiego, bo tamten znowu zapomniał jaki ma numer telefonu. W między czasie, gdy płytka CD się już wypaliła, piszę mazakiem na niej nazwę, ale po chwili patrzę i widzę, że zamiast "Ubuntu" napisałem jakieś zdanie, które powiedział jeden z tych dzieciaków, szukam więc korektora. Zmazuję i piszę ponownie. Po napisaniu widzę, że znowu jest nie tak, że zamalowałem całą płytkę jakimś rysunkiem zamiast ją po prostu podpisać. Pokazuję ją mojej siostrze, a ona tylko wzrusza ramionami.
Ktoś napuścił na nas wielkiego rozwścieczonego węża. Jednak najpierw zeżarł jego samego. Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się mała fala lawy, zacząłem po niej skakać, bo była gorąca i wskoczyłem na niski murek. Tak przeczekałem. Po odejściu lawy ten wąż zaatakował mnie, owinął się wokół mnie, ale zacząłem go ściskać, żeby pękł jak balon i udało mi się go z siebie w końcu zerwać, po czym pobiegłem korytarzami z tym co z niego zostało. Tam mówili, że przyjmą to za 7zł, więc wszedłem do tego schowka, piwniczki czy garażu, małymi schodkami w dół i otworzyłem drzwi na zewnątrz. Wyrzuciłem tego sflaczałego węża. Na dworze było ciemno i jakaś kobieta stała na pagórku. Wróciłem do środka, zamknąłem jedne i drugie drzwi za sobą. Koledzy, którzy ze mną byli śmieli się trochę, że zdarłem razem z tym wężem swoją koszulę. Poszedłem więc do szatni się ubrać i obudziłem się.
Znowu zasypiam. Czuć taką świąteczną lub urodzinową atmosferę. Na stole w kuchni leżą dwa duże i więcej małych opakowań cukierków. Każdy cukierek ma inny smak. Chciałbym je wszystkie spróbować, ale biorę tylko trochę z dużego i jedno całe opakowanie małe. I tak są trochę na mnie źli, że tyle wziąłem.
Idę korytarzem i znowu trafiam do tej piwniczki czy garażu. Mówię do właściciela tego garażu, że chcę wyjść na zewnątrz i się rozejrzeć. On, z lekką niechęcią, się zgadza. Idę małymi schodkami w dół. Nad drzwiami wisi zdjęcie z kobietą i ma jakiś napis. Niestety nie zdążyłem przeczytać, ponieważ podczas otwierania drzwi zdjęcie zaczęło się szybko chować. Na zewnątrz znowu jest ciemno i stoi ta sama kobieta-cień. Są tam dwie ścieżki - w lewo i w prawo. Skręcam w lewo w kierunku tamtej kobiety i wszystko zaczyna się rozjaśniać. Jest dzień. Pojmują mnie uzbrojeni ludzie i zabierają do jakiegoś dużego domu. Gdy już jesteśmy na samej górze przychodzi tam jakiś chłopak, ale okazuje się, że to właśnie ja , bo wcześniej byłem bardziej obserwatorem. Mają jakieś dziwne karabiny z rakietami-fajerwerkami. Przechodzimy do drugiego pokoju, gdzie leży ktoś przywiązany do łóżka. Zostawiają mnie razem z nim. Wiem, że chcą wysadzić dom razem z nami w środku i zamykają drzwi. Muszę jakoś się stamtąd szybko wydostać. Skaczę przez okno (jest tam bardzo wysoko, ale moment spadania zostaje wycięty) i znajduję się już na ziemi. Miał być wybuch, a nie ma, pewnie tak tylko straszyli. Widzę dwie dziewczyny, jedna ma ciemne włosy i jest trochę starsza, a druga jasne blond. Stoją na chodniku przy jakimś budynku (może przy szkole). Ta w ciemnych włosach mówi do tej drugiej "Jak dobrze, że się zmieniłaś" (znaczy się, że jest teraz już lesbijką) i się całują. Idę w prawą stronę za sklepem, a za mną ci ludzie z pistoletami. Zmuszają mnie, żeby z nimi iść. Trafiamy do jakiejś dużej katedry. Są tam te co poprzednio dwie dziewczyny. Tamci chcą je zastrzelić (i pozostałe jej kochanki także), ale jakoś udaje mi się ich powstrzymać. Przychodzi taki gruby facet, jakiś mafioza (może to ten z piwniczki/garażu). Strzela do sufitu w wielki żyrandol z lampami, który spada na jednego z tamtych z bronią i zabija. Pozostałe też spadają, ja uciekam, żeby mnie też nie przygniotły. Wszyscy wpadają w panikę, szaleją, biegają. Dziewczyny się chyba uratowały. W trakcie zamieszania znajduję jakąś wnękę i kręcąc się wokół własnej osi myślę o ścianie z drabiną. Wchodzę po tej drabinie i wychodzę stamtąd na zewnątrz. Znajduję się teraz na chodniku przy jakimś budynku, chyba szkole, a może szpitalu psychiatrycznym. Jakieś dzieci zjeżdżają w dół po schodach chyba na deskorolce, też się ześlizguję. Znajduję się z powrotem przy tych dwóch ścieżkach. Tym razem wybieram prawą. Idę ulicą w dół. Z daleka wszystko wygląda tak jakoś bajkowo, ale już po chwili jest zwyczajnie. Jest tam mnóstwo domków, niedaleko las. Widzę jakiegoś ojca z małą córką w wózku. Ma ona czarne włosy. Gdy się przybliżam wygląda ona bardziej jak lalka czy manekin. Budzę się.
Chuligani, Czarny Korytarz, Pociąg
20.03.2014 – 12:59
Do naszej sali lekcyjnej wtargnęło dwóch czy trzech uzbrojonych w pistolety chuliganów. Na początku myślałem, że ten większy chciał mnie pobić czy coś i schowałem się za innymi uczniami z klasy. Jednak chodziło im, żebyśmy wszyscy stamtąd wyszli. Dwie nauczycielki płakały, ale też musiały pójść. Miałem ze sobą żółty albo pomarańczowy zabawkowy pistolet (bardziej był podobny do lutownicy), który niby miał razić prądem i jedna z tych nauczycielek wzięła go ode mnie i chciała nim porazić tamtego co stał przy wejściu, ale nic to nie dało. Szliśmy długim ciemnym czarnym korytarzem. Na końcu tego korytarza była bardzo wysoka ściano-winda z dużą ilością krzeseł. Nie wsiadałem tam, tylko czekałem, aż wszyscy usiądą, bo coś dziwnie to działało. Nagle wszystkich przytrzasnęły, ścisnęły te krzesła i ściana tak jakby zawirowała z dołu do góry, po czym się uspokoiła. Wtedy się wspiąłem razem z innymi na górę. Wszedłem na kładkę-mostek-ruchomą podłogę i przeleciałem, albo prześlizgnąłem się nad przepaścią na drugą stronę. Szedłem jeszcze przez chwilę do przodu i w prawo, aż dotarłem do pociągu. Wszyscy już w nim siedzieli.
Kaktusy Oobe
21.03.2014 - 13:08
Przez okno świeci słońce. W moim pokoju jest spotkanie na temat oobe. Oglądamy filmik jak takich dwóch w oobe przeniosło się do Ameryki przed podbojem i badali te wielkie kaktusy, które miały trochę inny kształt niż te dzisiejsze. Musieli coś zmierzyć (może promieniowanie) w każdym kolcu kaktusa za pomocą urządzenia, które oni wynaleźli. Pokazywały się na nim liczby i w końcu zatrzymało się na 1. Wyszło im, że wszystko było w porządku. Po obejrzeniu filmu jakaś pani zastanawiała się jak przenieśli to urządzenie do oobe, a ja powiedziałem, że oni nie przenieśli fizycznego urządzenia, tylko za pomocą jakichś wzorów matematycznych zrobili kopię w umyśle. Nie wiadomo skąd, też miałem to urządzenie i płytę cd z oprogramowaniem. Gdy wszyscy już wychodzili miałem ich odprowadzić, ale byłem bez spodni, lecz po chwili zobaczyłem, że miałem ubrane cały czas krótkie spodenki. Przed zamknięciem drzwi zobaczyłem, że na klatce schodowej (i na dworze pewnie także) jest pełno jakichś kolorowych rysunków, na ścianach i unoszących się w powietrzu. Niektóre przedstawiały jakieś zwierzęta, było dużo różowego koloru.
Synteza, łódka, Szkoła, Dziewczyna, Maszyny, Dziewczyna
22.03.2014 - 14:06
Dałem lekarce kilka książek w języku angielskim (o zdrowym odżywianiu się?). Mówiła o syntezie czegoś. Poszedłem korytarzem do szatni, która znajdowała się na piętrze w holu. Szatniarzem był jakiś stary dziad. Zapierał się, że nie ma mojej kurtki, że w ogóle nie zostawiałem tam żadnej, ale jakby co daje mi zwrot pieniędzy (to było chyba 7zł). Oszukał mnie, bo znalazłem moją kurtkę w szafach obok, pewnie chciał ją sobie zabrać.
Ktoś mnie zabrał na łódź, ale zostawił przy brzegu. Wyszedłem z niej i wszedłem do budynku. Dzieci z podstawówki miały właśnie przerwę. Zobaczyłem jakąś znajomą dziewczynę, która miała czarne włosy (a może białe). Zabrałem ją na tą łódkę. Chciałem ją tam ukryć, aby popłynęła razem ze mną, ale jakoś się pomniejszyła i zniknęła gdzieś. Zacząłem, więc uciekać (z kościoła czy z łódki?), bo nie chciałem sam nigdzie płynąć. Wmieszałem się w tłum ludzi w garniturach i dalej pobiegłem. Chodnikiem przy ulicy szedł ojciec, albo raczej dziadek tej dziewczyny. Robił tam jakieś dziwne rzeczy (już nie pamiętam co tam robił). Doszedł do domu i wszedł, a ja razem z nim. Była tam właśnie dziewczyna. Poszliśmy, gdzieś chyba na spacer. Nagle na niebie zobaczyłem dziwne zjawisko, kolorową burzę czy coś jak fala uderzeniowa. Tam gdzie się to znalazło wszystko niszczyło na swojej drodze. Zadzwoniłem do rodziców, żeby uciekali z mieszkania i gdzieś przeczekali. Tymczasem my szliśmy polną piaszczystą ścieżką. Weszliśmy do miejsca (chyba podziemnego) niedaleko lasu. Była to baza maszyn związanych z tym niszczącym zjawiskiem. Były one okrągłe, w różnych kolorach i szły wąskimi tunelami. Gdy się zrobiło miejsce szybko przeszliśmy głębiej, ale chcieliśmy się stamtąd wydostać, bo się robiło coraz bardziej niebezpiecznie, a te maszyny mogły w każdej chwili wrócić. Ponadto siedziało tam przy niskim suficie pełno dziwnych much. Zaczęliśmy uciekać, ale te muchy czy inne robale się podniosły do lotu i zbliżały się maszyny. Z tą dziewczyną coś się stało. Stratowały lub tyko gdzieś ją zabrały te maszyny. Mi się jakoś udało wydostać na zewnątrz na górę. Później chciałem wrócić tam i ją szukać, ale wlazłem do jakiejś dziury. Inni krzyczeli, abym jak najszybciej stamtąd wychodził, bo to się może zawalić, a mnie wciągnąć pod ziemię. Gdy wyszedłem po przewróconym drzewie jeszcze jakieś dzieci pomogły mi wydostać moje rzeczy, które tam zostały. Znowu szedłem tym chodnikiem przy ulicy i ten dziadek także. Tym razem udało mi się przeszkodzić mu przed robieniem tych głupstw. Weszliśmy do domu, ale tej dziewczyny tam już chyba nie było. Poszedłem do tamtej szkoły co przedtem. Znowu była przerwa, ale nigdzie jej nie widziałem. Po chwili jednak odnalazłem ją. Odwróciła się i szła korytarzem, a ja za nią.
Sami Zboczeńcy, Zawiązywanie Sznurowadeł
25.03.2014 - 13:35
Jest przerwa. Zawiązuję sznurowadła w moich czerwonych butach. Nagle podchodzi do mnie niby znajomy kolega i patrzy co robię, po czym odchodzi. Kątem oka widzę ze stoi odwrócony tyłem i nie ma spodni, ani majtek. Nie budzi to jeszcze we mnie niepokoju. Zawiązałem sznurowadła i patrzę, a tam dwóch następnych stoi tyłem od pasa w dół nagich. Zastanawiam się co oni tam robią, się nie wstydzą nikogo? Odwracają się i widzę jak każdemu stoi, ale potem przychodzi wreszcie nauczycielka od matematyki. Ona ma penisa! (co jest?). Jakaś grupa dziewcząt mówi "patrzcie jakie mamy spuchnięte jądra" i pokazują (co to ma być, jakieś gender bender czy co!?). Rozglądam się dookoła, a tam wszyscy tak samo na golasa. Co za chore zboki! Uciekam stamtąd korytarzem w prawo i jeszcze raz w prawo. W czasie, gdy biegłem zauważyłem, że małe dzieci także mają wielkie sztywne, że aż czarne. Wchodzę po schodach i widzę inną nauczycielkę, która schodziła po nich i ona tak samo… Przypomniało mi się, że tam nie ma przejścia, więc schodzę na dół, wracam i biegnę w drugą stronę z powrotem. Nikogo już nie widać na korytarzu. Za chwilę ktoś idzie, ale na szczęście normalny i idziemy szukać sali lekcyjnej…
Znowu jest przerwa i znowu zawiązuję tenisówki czy czerwone trampki. Tym razem wszyscy wydają się już normalni. Znowu przychodzi tamten co przedtem i porównuje moje buty z jego. On ma podobne, też czerwone. Kończy się przerwa i nagle znajdujemy się w klasie, a ja ciągle jeszcze zawiązuję prawy but, jakoś ciężko mi to idzie. Zaczynam kilka razy od nowa, ale w końcu mi się udaje. Do sali wchodzi nauczycielka od wf-u i mówi, żebyśmy się zbierali, bo idziemy na dwór, grać w podchody czy coś tam. Podzieliła nawet nas już na dwie grupy. Po jej wyjściu w końcu zawiązałem sznurowadła, no teraz czas na lewy but. Z tym mi poszło o wiele szybciej, tyle że zawiązałem go jakoś inaczej i sam but był trochę inny od tego drugiego...
Osa, Pustkowie, Wieża
28.03.2014 - 15:29
Do pokoju, przez drzwi, wlatuje osa i siada na oknie.
Idę przez pustkowie. Wokół krąży pełno dinozaurów. Wyobrażam sobie, że tam na ziemi przy krzaku leży karabin i podnoszę go. Strzelam do tych jaszczurów, ale ta broń nie za bardzo dobrze działa, a zresztą one mnie chyba nawet nie widzą. Przechodzę do dużego sklepu, galerii i idę na sam koniec korytarzem. Jest tam wejście do innego budynku, albo wieży. Wchodzę razem z kimś po schodach na górę. Schodzi po nich dziewczyna. My wchodzimy jeszcze wyżej, ale musimy uważać na podłogę, bo metal jest poniszczony. Skaczę nad dziurami i idę dalej na samą górę.
Olbrzym Nocny, Dziewczyna, Jazda Na Rowerze
31.03.2014 – 12:44
Jest ciemna noc i wieje silny wiatr. Patrzę przez kuchenne okno. Coś tam odłazi z budynku naprzeciwko. Zaczyna się tak jakby bujać. Raz stuka w okno i wraca, stuka i wraca z powrotem, stuka i odwracając się od okna, krzyczę do mamy, że zaraz to coś wybije nam szybę! Ale po chwili zatrzymuje się, a przed domem stoi na ogromnym metalicznym koniu (a może rowerze) równie wielka postać, większa niż budynki mieszkaniowe…
Idę na dworze i spotykam dziewczynę prowadzącą rower. Gdy tak idziemy ulicą, opowiadam jej poprzedni sen. Po chwili obejmuję ją i pytam się czy chce iść do tego lasu przy uliczce. Mówi, że nie. Idziemy dalej, a ta ulica przechodzi tak jakoś w budynek (szkolny?). Na ławeczce przy ścianie siedzą jakieś stare babcie, szatniarki, które pilnują chyba szatni. Pytam się ich czy pilnują szatni, a one odpowiadają, że nie pilnują żadnej szatni. Przychodzi kolega, który jest nie wiadomo dlaczego na mnie zły. Pyta się czemu mam ubrane te szare dresy zamiast dżinsów czy coś tam. Zauważam, że dziewczyny już tam nie ma, zniknęła, albo po prostu pojechała dalej na rowerze. Trochę się zdenerwowałem, że odwrócili moją uwagę i mnie dziewczyna przez to tam zostawiła. Więc pompuję balona, co trochę mi ciężko idzie, ale jakoś daję radę. Z drugie strony ulicy czy korytarza też ktoś pompuje balona i idzie mu o wiele łatwiej niż mi. Robimy balonami wielkie BUM! i wszyscy się budzą
Jadę chodnikiem przy ulicy. Chcę wjechać pod górkę, ale jest tam za stromo i było by mi za ciężko, więc skręcam obok tego w prawą stronę.
Liście Na Wodzie, łąka, Hotel
03.04.2014 – 13:00
Jakaś siła wyciąga mnie z łóżka i lecę do kąta przy podłodze, tam gdzie jest kabel do internetu. Przelatuję przez ścianę i znajduję się na zewnątrz obok jakiegoś budynku, nie wiadomo gdzie. Jest tam dużo wody, chyba strumyk, albo mała rzeczka. Idę po liściach, które unoszą się na powierzchni tej wody. Skręcam w prawo za blok i idę dalej po tych listkach. Razem ze mną idzie kilka osób. Po chwili kończą się liście, a woda staje się głębsza, ciemniejsza, ale idę dalej po powierzchni wody. Docieram do torów. Nikogo wokół mnie już nie ma, może tamci wsiedli do pociągu? Przechodzę przez tory. Przede mną stoi wysokie ogrodzenie, przezroczysta bariera. Z trudem, ale udaje mi się przez nią przejść. Dalej rozpościera się ogromna łąka. Sama trawa, a dalej tylko jedno drzewko liściaste. Gdy dochodzę do drzewa postanawiam się obudzić.
Znajduję się razem z jakąś kobietą w pokoju, chyba jest to hotel. Idę na stołówkę czy przypadkiem nikogo tam nie ma. Widzę jakiegoś chłopaka siedzącego przy ławce, który mnie zauważa. Czuję niepokój i szybko wracam do pokoju, a on tam już jest. Więc go biję, tłukę przez kilka minut i w końcu ginie. Przychodzi jakaś pani, chyba pielęgniarka i pyta się czemu go zabiłem. Odpowiadam, że to na pewno nie był człowiek tylko coś złego co przybrało kształt człowieka, bo gdyby był człowiekiem to by padł za pierwszym razem, a nie tak długo wytrzymywał. A ona mówi, że tamten ma brata i rodzinę, że ona ma jego dokumenty i różne dane. I pokazuje te dokumenty. Wyglądało to tak jakby każde słowo było wydrukowane na oddzielnym skrawku papieru, umieszczone w woreczkach, i dochodzi jednak, że ją oszukał i przyznaje mi rację, że rzeczywiście to nie był żaden człowiek. Nagle przyjeżdża do naszego piętra zewnętrzna winda. Przez okno wnoszą nam tacę z jedzeniem i kawą. Wypijam kawę bez mleka, ale nie czuję smaku.
Jezioro, Deszcz Meteorytów, Chyba Oobe Po Dzielnicy, Ufo
04.04.2014 – 11:21
Leżę na ziemi obok dużego, wypchanego plecaka. Kilka metrów ode mnie jest jezioro.
Gdzieniegdzie rosną kępki trawy. Podnoszę się i patrzę na niebo. Lecą tam dwa jasne obiekty, pewnie komety. Ponadto zaczyna się deszcz meteorytów. Szukam schronienia, ale tam są tylko dwie ściany. Jednak deszcz meteorytów zmienia się w zwykły deszcz. Biorę tamten plecak. Jest cały przemoczony i ma dziwną rączkę do trzymania, taką jakąś organiczną. Chcę iść do cioci się wysuszyć, ale przypominam sobie, że muszę iść do szkoły (chociaż już od dawna nie chodzę do żadnej szkoły). Idę tym korytarzem, pomiędzy dwoma szarymi ścianami, na miasto. Skręcam w boczną uliczkę, jest tam sklep z bursztynem, jubiler.
Idę dzielnicą, jest prawie tak samo jak w rzeczywistości. Mijam boisko i chcę dotrzeć do szkoły, ale idę zbyt wolno. Trafiam na kilka mniejszych schodów, których tam normalnie to nie ma i przeskakuję (albo przelatuję) je. Dochodzę do innych większych i się budzę.
Jest noc. Widać księżyc w pełni i gwiazdy. Pomiędzy chmurami poruszają się różne świecące obiekty (UFO?). Kieruję się w stronę wzgórza z zamiarem wejścia na samą górę.
Zniszczone Miasto, Winda, Trzy Domy
06.04.2014 – 10:41
Pokazywano, że w USA zostało zniszczone jakieś miasto (chyba bombą atomową). U nas też jest przemarsz wojska. Widzę jak ulicą przed moim blokiem idą ludzie, a za nimi czarne humanoidalne roboty. W porę schowałem się za śmietnikiem i nie zauważyli mnie. Przeczekałem tam i pobiegłem, gdzieś pomiędzy sklepami. Dotarłem do wysokiego budynku i zamierzałem windą wjechać na siódme piętro. Najpierw ktoś pokazał mi, że można wejść na górę po zewnętrznych schodach. Później zatrzymywano mnie i mówiono, że mam coś z głową. Nie rozumiałem dlaczego z tego powodu, że chcę wejść do tego bloku to mam coś z głową. W końcu udało mi się wsiąść do tej windy, ale dotarłem do pięćdziesiątego siódmego piętra i chyba zmienił mi się sen.
Siedzę na schodkach przy chodniku. Widzę jak w moją stronę patrzą te czarne roboty-żołnierze. Wstaję i kieruję się w odwrotną stronę. Idę z jakąś kobietą i z jej córką. Opowiadam jej o tej windzie. Wchodzimy do ich pierwszego mieszkania, które było całe w odcieniach niebieskiego. Dowiedziałem się, że tam zostały zamordowane (następnym razem, jak tam wróciłem, w kuchni tego mieszkania była starsza pani, która opowiedziała mi o tym mordercy, kto nim był; widziałem, że mieszkanie jest dwupoziomowe, bo są tam schody). Wychodzimy i idziemy do drugiego czerwonego mieszkania. To jest jakby równoległy świat, w którym też zostały zabite. Wreszcie znajdujemy się w trzecim domu. W tej linii czasowej matka z córką żyją.
Mp3, Samochody, Autobus
09.04.2014 – 12:28
Miałem z rodzicami jechać do cioci. Jako że pozostało jeszcze pół godziny do przyjazdu autobusu, poszedłem oddać do sklepu odtwarzacz mp3 (chyba był w kolorze fioletowym), ten który niby ukradłem. W sklepie ukradkiem gdzieś zostawiłem tą mptrójkę. Dziewczyna, obsługująca w tym sklepie, dała mi notatnik, albo książkę. Miała ona czerwoną okładkę. Przeglądając ją widziałem, że jest zapisana odręcznym pismem lub druk był w ten sposób stylizowany. Ale jednak oddałem książkę tej kobiecie, tłumacząc się, że przecież nie zapłaciłem. Do domu wracałem chodnikiem. Oprócz mnie było tam jeszcze dużo innych ludzi idących w tą samą stronę co ja. Po prawej stronie była ulica. Nagle, nie wiadomo z jakiego powodu, samochody zaczęły wjeżdżać na chodnik. Ludzie w panice, uciekają. Jechały małe samochody, ciężarówka. Musiałem wejść aż na środek ulicy, bo jechał tam nawet taki wielki monster truck, który jakoś tak podniósł się do góry, ale skręcił, gdzieś w boczną uliczkę, więc wróciłem na chodnik. Później jechał duży jeep (widać było kierowcę za przednią szybą), ale go przeskoczyłem. Biegłem w stronę przystanku autobusowego. Po chwili patrzę, a kobieta prowadząca autobus nie zatrzymała się na przystanku tylko o wiele dalej. Mówiłem, że głupia czy co?! Tłumaczyła się tym, że tam nikt nie czekał na autobus i że wszyscy ludzie poznikali. A przecież patrzę i widzę, że jest tam mnóstwo ludzi chcących wsiąść do autobusu. Tamta już odjechała. Rodzice byli jednak jeszcze w domu i musieliśmy poczekać na następny autobus.
Rudobiały Kot
13.04.2014 – 12:16
Na przedpokoju, przy szafie z lustrami, jest rudobiały kot (albo kotka), który się patrzy na mnie. Oświetla go światło słoneczne. Nie wiadomo z jakiego powodu się przestraszyłem i od razu się obudziłem. Możliwe, że to było oobe, bo było to bardzo realistyczne.
10000zł
21.04.2014 – 11:15
Siedzę z kolegą na krzesłach przy ścianie na korytarzu. Niedaleko są drzwi wyjściowe. Wchodzi przez nie jego starszy o kilka lat znajomy. Idą porozmawiać ze sobą i innymi. Okazuje się, że przyszedł tu, by dać każdemu po 10 tys. zł. Jednak najpierw każdy musi poprawnie rozwiązać zadania matematyczne. Więc rozdał kartki z tymi zadaniami. Zaczynam je rozwiązywać, ale chociaż wiem, że to nie jest żaden wysoki poziom, to nie potrafię rozwiązać nawet najprostszych. Przewracam kartkę na drugą stronę i widzę, że jest częściowo zapisana niebieskim długopisem. Potem przeglądam wszystkie strony i okazuje się, że wszystkie zadania zostały poprawnie rozwiązane. Pytam się tylko jeszcze gdzie mam się podpisać i piszę swoje imię i nazwisko.
Ukryte Miasto, Czarny Wąż, Woda, Kosmos I Kryształy
22.04.2014 – 14:26
Ląduję na dużym placu, który mieści się w ukrytym mieście. To miasto jest o wiele większe od tego miasta, w którym się znajduje. Jest ono ukryte jakby w głębi, ponieważ znajduje się w innej warstwie rzeczywistości, w czwartym wymiarze. Spotykam tam panią, chyba sprzątaczkę tego miejsca. Pytam się, gdzie jest moja kotka, bo ją szukam. Ona odpowiada, że jest pewnie tam w podziemiach tego miasta i właśnie siedzi na tej wielgachnej myszy, wcale się jej nie boi. Biegnę, więc w stronę wejścia do podziemi. Nie ma tam mojej kotki, ale nagle wyczołguje się w piachu stamtąd chłopak, którego niby znam, młodszy ode mnie. Zabierają go jednak źli ludzie, tacy jakby mafiozi. Idę za nimi w prawą stronę. Siedzą przy razem stoliku. Idę dalej i tam siedzi sam, w ponurym zamglonym miejscu, przy innym stoliku, ten chłopak co wyszedł z podziemi. Idę dalej i trafiam do niby mojego domu. Telepatycznie, od tamtych z mafii, dostaję przekaz, że to jest rekonstrukcja w innym wymiarze. Chodzę po "swoim" pokoju, czegoś szukam. Coś mi mówi, że tamci są negatywnymi bytami z czwartego wymiaru. Dwie kotki, których szukałem, znajdują się wreszcie w domu w drugim pokoju, ale przed czymś ciągle uciekają. Zauważam, że tam jest czarny, oślizgły wąż, który nie ma oczu, ale wielkie zęby, coś jak obcy z filmu "Alien". I on odgryzł ogon jednej z kotek. Na szczęście dotknąłem ten ogon i kotkę i udało mi się spowodować zrośnięcie ogona i uleczenie kotki. Następnie goniłem tego węża-obcego. Złapałem go, a on skierował się z zębami w moją stronę, to go rzuciłem. Udało mi się go wywalić za drzwi i się wtedy ze strachu obudziłem.
Chcę oglądać film w telewizji u wujka. Szafka z telewizorem jest przestawiona za blisko i jest bardzo głośno. Tamten chce ze mną o czymś porozmawiać i siadamy na kanapie. Po rozmowie, nie wiem o czym to było, przestawiamy tą szafkę z telewizorem dalej, ale film czy odcinek serialu się już skończył. Przełączam na inny kanał i oglądam czarno-białe nagranie z przeszłości (a może z przyszłości). Rozpoznaję to miejsce. Tam jest spółdzielnia, a dalej budki ze sklepami, a za nimi mały lasek. Na nagraniu, z tych sklepów zostały ruiny. W lesie widać jak tryska, wysoko ponad drzewa, strumień wody. Spieszy w tamtą stronę tłum ludzi i wchodzą w głąb lasu. My też się zaciekawiliśmy co tam się dzieje. Więc ja z kolegą przechodzimy przez ten ekran, albo raczej wysiadamy z autobusu zostawiając nasze fizyczne ciała na siedzeniach. Biegniemy tam i także wchodzimy do lasu. Było tam pełno błękitnej wody, raczej płytkiej. Tak sobie przez jakiś czas po niej chodzimy. Pytam się go, czy to nie jest przypadkiem out of body experience? Ale już wychodzimy stamtąd na chodnik znajdujący się przy ulicy w centrum dzielnicy i nagle zatrzymują nas dwaj agenci w czarnych garniturach z pistoletami skierowanymi na nas, mówią, że tam nie wolno wchodzić. Zaczynamy uciekać przed nimi. Chwytam za pistolet jednego z tych agentów, kieruję go w jego stronę i próbuję strzelić, ale nic to nie daje. Mojemu koledze chyba udało się uciec. Mi nagle przyszło do głowy, że mogę uciec lecąc do góry. Skaczę i znajduję się w świetlistym tunelu. Poruszam się raczej powoli, więc skaczę jeszcze kilka razy w górę. Nagle wydostaję się z tej studni chmur i znajduję się w przestrzeni kosmicznej. Poruszam się w lewo, ale nic się nie zmienia, potem w prawo, ale i tutaj jest tylko ciemność, czerń. Skaczę więc do przodu i to odnosi skutek. Widzę lecące czarne asteroidy. Lecę jeszcze dalej w głąb i robi się jaśniej. Jest tam mnóstwo poruszających się kolorowych minerałów, kryształów i innych planet. Biorę więc kilka ze sobą, takich dużych jak pięść, albo głowa. To się dzieje wszystko jakby jednocześnie, przeplata się w czasie, bo teraz choć jestem w kosmosie, to biegnę w tym samym momencie w stronę domu. Otwieram drzwi od klatki schodowej i wprowadzam rower (to biegłem czy jechałem na rowerze?), zostawiam go przy drzwiach i idę w stronę schodów. Mam w ręku skrawek papieru. Mówię sobie, że trzymam fizyczną kartkę papieru z czymś tam zapisanym. Jest tam nazwa składająca się z dwóch słów, chyba jakiejś rośliny, wypisana ukośnym pismem, ale odkładam papier na skrzynkę pocztową i cofam się do roweru. Tak jakby odwijam część opony i jest tam napis gomez, czy gonez. Niby jest to nazwa systemu operacyjnego, czy gry z której wyszedłem (później zobaczę na ekranie w swoim pokoju czarno-biały obraz tego programu niby wirtualnej rzeczywistości). Wchodzę szybko po schodach i otwieram drzwi zamknięte jakimś dziwnym zamkiem chyba z łańcuchem. W przedpokoju wita mnie mama. Mieszkanie jest inne, zmienione, takie jakby w przyszłości. Nagle ktoś próbuje otworzyć drzwi, chociaż są zamknięte. Może to tamten agent co mnie gonił? Mama idzie sprawdzić kto to. Tak się teraz zastanawiam, że może to właśnie ja wchodziłem do domu, a teraz obserwowałem to zdarzenie z innej perspektywy, czasu. W tym momencie dopiero wracam z tego kosmosu. Odkładam wielką muszlę, w której środek się wpatrywałem i idę do pokoju siostry. Ma ona już na biurku kilka tych dużych kryształów, niebieskich i czerwonych i jeszcze innych. Dokładam jej jeszcze te, które zabrałem ze sobą o kolorze żółtym. Wracam do kuchni i próbuję znowu wrócić do tych asteroid. Zaczynam patrzeć się w muszlę. Nie mogę jednak tam już powrócić, odkładam muszlę z powrotem na stół. Teraz właśnie widzę ten czarno-biały obraz na ekranie. Budzę się.
Dziennik Z Ocenami, Kabel Elektryczny
30.04.2014 – 12:16
Razem z nauczycielką jesteśmy na dworze, przed blokiem. Pokazuje mi dziennik. Ja jem banana. Nagle przychodzi policjant i jest bardzo niezadowolony z tego, że jem banana i wstawia mi jedynkę w dzienniku. Jestem bardzo zły, nawet bluzgam na niego, że nie ma prawa, tylko z tego powodu, że jest policjantem, wpisywać do dziennika ocen, bo coś się mu we mnie nie spodobało. Jednak, gdy zauważam, że ta ocena była z religii, uspakajam się i idę do domu.
Dwóch takich idzie za mną ulicą. Zachowują się bardzo agresywnie i mi grożą. Mówię im, żeby przestali, bo to jest mój sen i przyciągam do siebie, z chmur, czarny elektryczny kabel.
Dwie Szatnie I Chmury
02.05.2014 – 12:02
Po obu stronach korytarza, na przeciwko siebie, były dwie szatnie. Wyglądały bardziej jak piwnice. Ja przebierałem się w tej po prawej stronie. Pozostali, którzy tam byli wydawali się nieświadomi. Ci z drugiej szatni chcieli nas zamknąć na klucz, żebyśmy tam zostali. Mi się jednak udało stamtąd wydostać. Przeszedłem cały długi korytarz i przed wyjściem spotkałem dwie znajome mi dziewczyny, po czym wyszedłem drzwiami na zewnątrz. Chciałem się przejść wokół tego budynku, dlatego skręciłem w lewą stronę. Zobaczyłem tam dużo białych chmurek (może to była jednak gęsta mgiełka), które unosiły się nisko przy chodniku. Były w różnych kształtach, takie podłużne. Włożyłem rękę w jedną, która była mniej więcej kulista, ale szybko wyciągnąłem, bo wydawało mi się, że jest brudna i poszedłem dalej przed siebie, gdzie były te bardziej podłużne chmurki.
Chińczyk I Spacer Po Podświadomości
04.05.2014 – 13:21
Po kołdrze idzie pająk, ale nie mogłem się poruszyć, aby go zrzucić.
Leże na łóżku. Z prawej strony łóżka jest ściana z oknem. Lekarz Chińczyk ma mi zrobić akupunkturę. Jego córka mówi mi, że mam cały kręgosłup pogięty, albo może połamany, i pomaga mi usiąść na łóżku. Tamten lekarz zakłada mi na plecy brązowe skórzane paski, czy kaftan, który ma mnie utrzymać w wyprostowanej pozycji. Chińczyk ma mnie poprowadzić po mojej podświadomości, coś jak w chemisync.
Idę różnymi korytarzami, metrem, peronami. Za mną i przede mną idą różni ludzie. Wchodzę za kimś do podziemnego korytarza, skręcam w lewo i przechodzę przez drzwi. Znajduję się w pomieszczeniu, do którego wpada światło słoneczne przez okna. Są tam szafki z półkami, na których są różne książki, może to jest biblioteka. Biorę jedną książkę i otwieram. Trochę ją przekartkowuję i zatrzymuję się na którejś stronie. Patrzę na tekst, zamykam i otwieram oczy, nic się nie zmienia, tekst jest stabilny, ale nic nie rozumiem, bo jest chyba po niemiecku. Odkładam książkę na miejsce i wychodzę stamtąd. Przechodzę przez tamten ciemny korytarz i wychodzę, schodami na górę, na zewnątrz. Niedaleko jest duży las.
Wychodzę na balkon. Jest słoneczny dzień. Ogon kota został przytrzaśnięty drzwiami i krwawi, ale nie martwię się tym, ponieważ wiem, że to tylko sen. Schodzę z balkonu, bo to parter, i idę w lewą stronę chcąc dotrzeć do lasu za ulicą. Gdy już jestem blisko, las tak jakby się przerzedza, widać tam dużo domków i uliczki, pomiędzy którymi rosną tylko pojedyncze drzewka. Spotykam kilka osób i żalę im się, że wycieli cały las i wybudowali te wszystkie domy. Tłumaczę im jednak, że na szczęście, tam wcześniej, po drugie stronie tych bloków, zostawiono inny las, o wiele większy od tego co tutaj był.
Idę chodnikiem przy stawie i zachodzę do biblioteki, aby wypożyczyć książkę. Jednak widzę tam tylko jedną szafkę z kilkoma książkami, które mnie w ogóle nie interesują, a po za tym, wszystko tam wyglądało na poniszczone, pewnie niedługo zamkną tą bibliotekę. Wychodzę stamtąd i naglę mam chęć wejść do szkoły obok i zobaczyć co tam się dzieje. W środku było trochę ponuro, był taki półcień. Widziałem tam dużą grupę uczniów rozmawiających ze sobą. Podszedłem do jednej dziewczyny, ale nic więcej nie robiłem, bo myślałem, że tamten lekarz chińczyk wciąż mnie obserwuje, tylko zapytałem jak ma na imię i mi wtedy ona odpowiedziała. Zapytałem się jeszcze raz o jej imię i znowu mi odpowiedziała. Wydawała się trochę jakby taka mechaniczna. Niestety nie zapamiętałem jak miała na imię i się obudziłem.
Wybuchy, Wymyślone Schody
08.05.2014 – 12:05
Zamierzam wejść do mieszkania, ale zauważam, że nisko nad blokami, lecą trzy obiekty, jeden jest podłużny jak antena. Lecą tak przez chwilę i zaczynają opadać, wylądowały, gdzieś za ulicą. Na ulicy, tuż przed blokiem, stoi tłum ludzi. Zaczynają się dziać różne dziwne rzeczy. Najpierw przewracają się te dźwigi, które tam stały. Z nieba spadają różne odłamki. Coś, albo ktoś sprawia, że samochody zaczynają po kolei palić się i wybuchać. Przed tym, jak coś ma się dziać z samochodami i innymi rzeczami, wszyscy już wiedzą, że to się stanie i za każdym razem udaje im się uciec z takiego miejsca przed wybuchem. Nagle na ulicy powstaje czerwona gorąca plama. Jakiś mądrzejszy mężczyzna ucieka stamtąd jak tylko daleko się mu uda, bo wie, że tym razem wybuch będzie naprawdę wielki i pewnie wszystkie budynki zostaną zniszczone. Także biegnę w tamtym kierunku co on. Pod koniec snu wszystko robi się zamglone i słyszę jak głos mówi, że "to za miesiąc".
Idę w lewo za blok. Idę trawnikiem. Chcę zejść na dół, ale jest za stromo, więc myślę, że przydałyby się tam schodki. Schodzę po wymyślonych schodkach. Idę w stronę budek sklepowych. Przed budkami schodzę innymi wymyślonymi schodami do podziemnego tunelu. Idę przez korytarz. Po bokach korytarza pojawiają się co jakiś czas schody prowadzące na peron. Ten korytarz jest korytarzem szkolnym i oprócz mnie chodzą tam inni uczniowie. Niektórzy przyjechali pociągiem, więc schodzą na dół tymi różnymi schodami, a ci co już skończyli lekcje śpieszą się na pociąg, albo może metro.
Białe Chmury I Samolot, Dziewczyna I Autobus
10.05.2014 – 11:19
Idę gdzieś na dworze. Zauważam, że blisko ziemi unoszą się takie bardzo białe chmurki. Chmury te miały różne kształty i chciałem je wszystkie dokładnie obejrzeć, a może nawet zabrać ze sobą. Jednakże, najbardziej moją uwagę, zwróciła podłużna chmura, która była po środku. Okazało się, że tą chmurę zostawiał za sobą mały samolot. Pobiegłem wzdłuż tej chmury i znad krawędzi skoczyłem w stronę tego samolotu, po czym tak jakbym stał się właśnie tam tym samolotem, rozłożyłem ręce na boki i zacząłem szybować. Oprócz mnie były ze mną dwie osoby. Jedna z nich pokazywała mi jak się steruje, skręca, lata. Dolecieliśmy gdzieś do ścian, jakby w szkolnym korytarzu.
Jakiś grubas śmieje się ze mnie i mówi na mnie brzydkimi słowami. Lecimy przez wielki, długi korytarz, a może bardzo duży pokój. Gdy dolatujemy do końca schodzimy w dół schodami i trafiamy do magazynu z różnymi rzeczami. Zostawiam tam swoje buty i wracam stamtąd z powrotem.
Jestem w mieszkaniu i stoję przed pokojem mojej siostry. Nie ma jej tam, ale grubas leży na jej łóżku. Dziewczyna, która jest razem ze mną wlewa mu do oczu kropelki, aby nie mógł nas zauważyć. Wchodzę do pokoju. Razem schodzimy schodami na dół do szatnio-ubikacji. Są tam trzy pisuary i ktoś właśnie załatwia swoje potrzeby. Idę dalej i wchodzę do tamtego magazynu, aby zabrać buty. Wkładam do nich wkładki, ale ta do lewego nie pasuje. Szukam innej pasującej, ale nie znajduję. Potem chyba idę w szkolnymi schodami na górę i spotykam tam znajomą dziewczynę.
Razem z dziewczynką uciekamy przed kimś. Mam ją obronić przed tym kimś. Spieszymy się na autobus, ale nie wiem, na który przystanek mamy się udać. Jedzie autobus, ale nie nasz. Chcę przejść na drugą stronę ulicy, dziewczyna mówi jednak, że idziemy na poprzedni przystanek. Ulicą jedzie właśnie tamten zboczony dziad. Ukrywamy się i po tym jak już odjechał idziemy na przystanek autobusowy.
Zegarek Bez Wskazówek, 9dziewiąty Wymiar
11.05.2014 – 12:08
Na stole w kuchni leżą dwa owoce granatu, które wypełnione są czekoladkami. Każda czekoladka ma w środku jedną jagodę. Jedna czekoladka wyleciała, ale nie jem, bo dopiero co umyłem zęby.
Tata wcisnął mi pod kołdrę prezent, ale nie wiem co to, bo nie sprawdziłem, i nie wiem z jakiej to okazji. Śpieszę się.
Nie ustawiłem budzika w zegarku. Zegarek był wskazówkowy (więc jak miałem ustawić alarm?). Patrzę, która godzina, ale nagle znikają z tarczy zegarka wszystkie cyfry i wskazówki. Mówię rodzicom, że nawet zegarek wskazówkowy nie działa, ale nagle wszystkie cyfry i wskazówki pojawiają się ponownie. Mam tylko pół godziny, więc nie zdążę dojechać na pierwszą lekcję. Na forum są dwa duże tematy, o tym że została wydana nowa książka o matematyce czy fizyce kwantowej. Tytuł tej książki jest dosyć długi i ma kilka podtytułów. W książce są informacje o dziewiątym wymiarze. Ktoś, w menedżerze plików, który miał niebieskie tło, napisał tag albo komentarz do jednego z plików. Było to sry (sorry), ale wyglądało jak znaczek japoński, więc pewnie oznaczało to zupełnie coś innego.
Spiralne Schody, Dwie Dziewczyny
12.05.2014 – 12:46
Jestem na klatce schodowej i idę schodami na górę. Chcę wejść jak najwyżej. Ktoś idzie przy poręczy i mi trochę tym przeszkadza, ale udaje mi się go wyminąć. Biegnę i widzę drzwi. Mignęły mi różne numery, miałem zamiar wejść do mieszkania numer siedem. Jednak nagle zaczęły się te drzwi mnożyć i widok był zasmużony. Gdy się to uspokoiło wisiał tylko na ścianie plakat z cyfrą 7. Zawróciłem z powrotem i biegłem na dół po schodach, ten ktoś kto tam szedł powodował we mnie lekki niepokój. Trafiłem do jakiegoś pokoju. Byłem dziewczyną. Była tam jeszcze inna dziewczyna. Miałyśmy razem ze sobą nocować i się całować. Byłyśmy chyba kochankami. Nie wiadomo dlaczego, ale po chwili wybiegłyśmy na dwór. Był słoneczny dzień. Znalazłyśmy się gdzieś wśród pól czy łąk z wysoką trawą, pomiędzy którą ciągnęły się ścieżki. My biegłyśmy po piaskowej dróżce. Zatrzymałyśmy się, bo zobaczyłyśmy, stojącą po prawej stronie przy drodze kobietę ze skrzydłami. Byli tam jeszcze inni ludzie uciekający przed nią. Okazało się, że był to anioł kradnący ludziom dusze, albo przezroczyste ciała astralne, które miały kolor błękitny. Niektórzy, pewnie ci wierzący, sami przychodzili do niej i byli nabierani. Obok anioła stała misa z wodą, do której prawdopodobnie były zbierane dusze. Powiedziałam do swojej przyjaciółki, że tam kradną dusze, a ona odpowiedziała, że wie o tym i żebyśmy biegły ścieżką w lewo. Chwyciłyśmy się za dłonie i pobiegłyśmy, ale prosto i w prawą stronę. Była tam szkoła i boiska. Odbywały się właśnie mecze piłki nożnej, albo jakieś inne zawody czy gry. Pobiegłyśmy dalej za szkołę i znalazłyśmy się w miejscu przypominającym park, a może był to cmentarz. Bardzo możliwe też, że to było zoo, bo łaziły tam różne małe zwierzęta. Był tam też łoś. Wspięłyśmy się na murek i szłyśmy po takim jakby mostku z desek z ciemnego drewna, wśród drzew. Razem z nami po tym mostku szedł tamten łoś. Gdy zeszłyśmy po drugiej stronie pobiegłyśmy ulicą, nadal trzymając się za ręce. Było tam wielu ludzi przed czymś uciekających tak jak my. Gonił nas jakiś grubas. Musiałyśmy się gdzieś schować i ona powiedziała, żebyśmy tam przeszły przez te drzwi, a ja powiedziałam, że tam lepiej nie. Na to ona odpowiedziała, żebyśmy weszły do drugiego budynku. Zgodziłam się, ale okazało się, że tam jest jeszcze ciemniej. Wbiegłyśmy tam i przeszliśmy przez następne podwójne białe drzwi do jasnego pomieszczenia. Mi się tam nie udało wejść i się tak jakby odkleiłem od jednej z tych dziewczyn. Byłem teraz już sobą i obserwowałem. Zobaczyłem tylko jeszcze jak tamten grubas zboczeniec stoi przed drzwiami, ale chyba na szczęście nie może tam wejść. Obudziłem się wtedy.
Złe Kobiety, Rój Pszczół, Obżartuch
13.05.2014 – 11:50
W domu były dwie kobiety, które podawały się za znajome mojej mamy. Ja wiedziałem, że one są złe i tylko grają role "miłych ciotek". Dowiedziałem się, że chciały mnie uwięzić w zamknięciu i napuścić na mnie wściekłe pszczoły czy inne robale. Nie zdążyły jednak zamknąć drzwi i udało mi się uciec. Przed blokiem była duża grupa dzieci i one mi pomogły. Razem wbiegliśmy po schodach, weszliśmy do mieszkania, po czym wywaliliśmy stamtąd te dwie jędze.
Nad ulicą unosi się wielki podłużny rój pszczół. Kilkadziesiąt zaprzyjaźnionych pszczół utworzyło z siebie koło, które miało być portalem do innego, bezpiecznego miejsca. Więc zaczęły one teleportować tamte pozostałe pszczoły. Udało im się przenieść około jednej czwartej roju, po czym portal się rozpadł.
Spotkałem takiego jednego co siedział w barze i tylko ciągle jadł i pił. Miał gruby napuchnięty brzuch, który pewnie go mocno bolał. Chciałem mu pomóc i zaprowadziłem go gdzieś indziej, aby się napił czegoś dobrego na żołądek, ale tam mieli tylko piwo w puszce i on znów zaczął pić i się obżerać.
Komputer, Magazyn Sklepowy, Kleszcz Latający
14.05.2014 – 11:08
Jest ciemno i pada deszcz. Idę ciemnym korytarzem, mam ze sobą mój laptop. Usiadłem gdzieś i przyszła kobieta, która miała do wykonania swoją pracę. W tym celu wzięła mój laptop. Coś tam na nim porobiła i po chwili sobie poszła. Miała jeszcze niby przyjść później. Po chwili, gdy zostało zapalone światło, koleżanki z klasy wzięły mojego laptopa i używały go jakby to był szkolny komputer.
Z kilkoma osobami, znajduję się w jakimś szarym, zakurzonym korytarzu. Jest to jakby opuszczony sklepowy magazyn. W półcieniu widać, że są tam różne rzeczy. Biorę ze sobą dwie pasty do zębów i chowam do plecaka. Po jednej stronie korytarza są szafki, na których widać dużo pajęczyn i pająków także. Idę zobaczyć co tam jest. Nagle przychodzi ktoś, wchodzi do sąsiedniego pomieszczenia. Idę do niego, to chyba jest ten właściciel tego opuszczonego sklepu. Szybko, idę odłożyć tamte dwie pasty na miejsce, żeby nie było, że je ukradłem. Potem przypomniałem sobie, że wlazłem w to miejsce, gdzie są pająki i poczułem na sobie pajęczynę. Spytałem się tego właściciela magazynu, czy przypadkiem nie chodzi po mnie pająk, ale nic nie odpowiedział, więc chyba nie było na mnie żadnego pająka.
Przykucnąłem na balkonie skąpanym w blasku słońca. Zobaczyłem na podłodze jakiegoś czarnego robala. Okazało się, że to kleszcz. Chciałem go zgnieść, ale nie udało mi się, bo był bardzo twardy, a na dodatek już wlazł do mieszkania. Znowu próbowałem go złapać i rozgnieść, ale ten zaczął bardzo szybko się poruszać i nie mogłem go dogonić ręką. Ponadto był to latający kleszcz. Rozwinął swoje skrzydła i poleciał gdzieś na kanapę, gdzie leżała moja siostra, a ta od razu stamtąd uciekła. Sam też wyszedłem z dużego pokoju, rozebrałem się do naga, aby sprawdzić czy nie ma na mnie kleszcza. W tym celu wszedłem do mojego pokoju, który był pusty i większy niż zwykle. Stały tam tyko przy ścianie dwa lustra. Oglądałem się w lustrze stojącym bliżej okna. Nie było kleszcza. Musiał się gdzieś zaszyć w mieszkaniu i trzeba go będzie znaleźć.
Anime, Niska Grawitacja, Wysocy Obcy
23.05.2014 – 13:07
Siedzę z kimś na kanapie przed telewizorem. Zaczyna się wstęp do anime. Mówię mu, że lepiej pobrać to z internetu i obejrzeć w jakości hd, ale on woli teraz obejrzeć przez telewizor. Gdy opening się się skończył nie zaczęło się anime tylko program związany chyba z muzyką. Okazuje się, że tam właśnie jestem w tym studiu. Idę sobie i siadam na ławeczce. Jest to duże pomieszczenie z obniżoną siłą przyciągania, ponieważ wszyscy poruszają się bardziej w powietrzu, na przykład można podskoczyć i się wtedy łagodnie, powoli opada. Można też latać jak się chce. Może to jest stacja kosmiczna na orbicie? Po prawej stronie są drzwi i niektórzy z klasy już wychodzą. Pomyślałem, że też już sobie pójdę stamtąd, bo nic się ciekawego nie działo i się mi już trochę zaczęło nudzić. Wstałem z ławki, ale nie, nie poszedłem do drzwi tylko skoczyłem wysoko do góry i mówię im, że ja jestem postacią z anime, nazywam się Accelerator. No i od razu zjawia się wojsko z czołgami na mnie. Próbuję rozwalić te czołgi za pomocą mojej super mocy, która objawia się jako błyskawice wychodzące z moich rąk, ale zupełnie nic to im nie robi, więc patrzę na drzwi, ale wiem, że nie zdążę dobiec do nich i mnie zastrzelą. Na szczęście w ostatniej chwili zyskuję więcej świadomości i się wybudzam. Jeszcze tylko klepię w kołdrę czy coś, aby mnie nie wciągnęło z powrotem do tego samego snu.
Idę razem ze znajomymi z klasy w tłumie ludzi. Jesteśmy prawdopodobnie w szkole. Przechodzimy wokół czegoś, może są to ławki ustawione na środku. W tłumie widzę dziwne postacie. Domyślam się, że są to obcy. Wyglądają jak ludzie, ale są bardzo wysocy, tak na trzy albo cztery metry. Uśmiechają się, bo inni ich nie widzą, że są tacy wysocy jakby chodzili na szczudłach. Przechodzimy schodami i idziemy korytarzami. Chyba jeden starszy z tych obcych mnie zagaduje i o czymś mówi. Ja mu odpowiadam, coś że pozostali ludzie wcale ich nie widzą, ale mówię w ten sposób, niby żeby się nie zdradzić, że ja wiem, że oni to obcy. Znajdujemy się w dużym przestronnym holu. Podchodzę do okienka do szatni i chcę odebrać swoją kurtkę, bo jest zima. Tamten ktoś wcześniej powiedział, żebym dał różaniec, no to daję różaniec z czarnymi koralikami, ale dostaję tylko czapkę. Pytam się "a kurtka to co?". Szatniarka mówi mi, że przecież zostawiłem ją do ósmego. A ja krzyczę, że chcę odebrać swoją kurtkę, bo ja chodzę do szkoły codziennie, a nie co parę dni i muszę mieć założoną kurtkę przez cały ten czas, bo jest zimno. Przez cały czas miałem oczywiście tą kurtkę na sobie, ale i tak chciałem ją odebrać z szatni. Byłem tak jakby jednocześnie świadomy i nieświadomy tego. Trochę to bez sensu. Krzyczałem, że k…. dawaj tą kurtkę. Blisko przy tej szatni siedziały osoby z klasy, a na drugim końcu tamta grupa obcych. Jeden z kolegów, ten co siedział bliżej szatni, tak jakoś mrugnął do mnie jednym okiem i się ze mnie przez cały czas śmiał...
Bieg Lasem, Czekoladki, Kobieta Elf
25.05.2014 – 10:43
Biegłem bardzo długo, gdzieś przez gęsty las. Uciekałem przed czymś, albo po prostu chciałem sobie pobiegać. Miejscami przenikał inny poziom snu. Czułem jak leżę w łóżku i chodzi po mnie kotka, a po jakimś czasie w końcu się ułożyła w jednym miejscu. Nie wiem czy gdzieś dotarłem w tym głębokim lesie, ale w końcu przeszedłem do tego drugiego snu. Myślałem, że się już obudziłem. Łóżko miałem inaczej ustawione niż zazwyczaj i leżała obok mnie kotka na kołdrze. Nagle zobaczyłem, że przed drzwiami stoi straszna ciemna niska (miała jakieś pół metra) postać. Bardzo się tego przestraszyłem i wstałem z łóżka. Chciałem tego stwora pobić, tylko nie mogłem go dosięgnąć, ani się poruszyć i się obudziłem.
Wszyscy są w drugim budynku na imprezie. Przyszli ludzie, których podejrzewałem, że są jacyś źli. Podczas, gdy idziemy schodami, zagaduję ich, żeby tam nie wchodzili, mówię im, że tamci pewnie zamknęli drzwi, ale i tak idą na górę. Kiedy doszliśmy tam, zauważyłem, że wszędzie jest pełno różnych czekolad. Chciałem trochę wziąć z szafeczki przy ścianie po prawej stronie, ale odłożyłem je z powrotem. Jednak w tamtym pokoju na górze, byli jeszcze inni, i oni szykowali się do ucieczki, więc się wszyscy podzieliliśmy tymi czekoladami i uciekaliśmy stamtąd. Zszedłem schodami, przez korytarz jakby szkolny, i znowu następnymi schodami w dół.
Jakaś kobieta, może księżniczka, zaprowadziła mnie do ciemnego pokoju. Na zewnątrz pada deszcz. Mówi mi ona, żebym ją rzucił na podłogę. Nie wiem o co jej dokładnie chodzi. Jestem już kilka stron dalej w książce, ale wracam do tego "rzucania na podłogę" do po poprzednich stron, ale ona opowiada mi już jak tamci ją wyrzucili z jej domu czy pałacu i urządzili sobie tam imprezkę. A miała tam taki basen, który był ciepły nawet podczas zimy. Wymienia także jakich to miała niewolników czy służących. Ale nic z tego nie wynikło.
Zombi
26.05.2014 – 09:20
Wybiegam z domu w słoneczny dzień. Przeskakuję ponad kilkoma ludźmi-zombi. Goni mnie uzbrojona kobieta, która chce mnie zabić. Zawracam w prawą stronę i biegnę za blok w stronę lasu. Gdy wbiegam już do lasu i ześlizguję się na dół skarpą, a tamta kobieta zatrzymuje się i patrzy. Ja po tej skarpie w lesie biegnę, skaczę, ślizgam się, i gdy wychodzę z tego małego lasku, znajduję się tuż przed obwodnicą. Wybieram zamiast prawej lewą stronę i tam biegnę. Dobiegam do domków. Jest tam wszędzie pełno ludzi, którzy zamieniają się po chwili w zombi. Uciekam uliczkami przeskakuję ponad tymi zombi, wskakuję za ogrodzenie i na budynek, na sam dach. Jest tam taki jakby "boss" wampir, więc zeskakuję stamtąd z powrotem na sam dół. Nigdzie się nie można schować. Docieram do centrum miasta. Przy następnym bloku jest policjantka pilnująca miejsca. Nie przechodzę przez ulicę, tylko skręcam przy budynku w prawo. Idę chodnikiem. Uderzając dłonią w powietrze wytwarzam fale uderzeniowe i zmiatam nimi ludzi, którzy są przemienieni w zombi. Udaje mi się tak tylko kilka razy. Potem wracam się do tych policjantek, żeby pomogły mi, ale one też już są zombi. Biegnę z powrotem i wchodzę do tunelu pod dworcem. Jest tam wielki tłum ludzi. Zaczynają chyba kaszleć i stają się powoli zombi. Decyduję się tamtędy przebiec. Mam ze sobą krzesło, którym próbuję się osłonić, ale gdzieś po środku tego tunelu okrążają mnie te zombi i dosięgają. Zaczynają mnie gryźć i się wtedy budzę.
Dach Wieżowca, Szafa
27.05.2014 – 14:10
Jestem na dachu wysokiego wieżowca. Oprócz mnie chodzą tam jeszcze inni ludzie. Chociaż jestem wysoko na dachu to jestem także jednocześnie na tym samym poziomie co chodnik na dole. Mogę spaść, ale wystarczy, że zrobię krok i przejdę bezpośrednio na chodnik (na tym chodniku chodzą jacyś ludzie, którzy są także jakby jednocześnie na poziomie dachu), co też właśnie robię. Znalazłem się teraz blisko szkoły, gdzie jest gimnazjum i podstawówka. Nie wiem po co, ale chcę zobaczyć co jest w kościele, który stoi niedaleko tej szkoły. Chociaż biegnę, to nie mogę nigdzie dojść. W tym czasie, podczas gdy biegnę, raczej w miejscu, zmienia się sceneria, robią się jakieś dziury w ziemi, kościół się przesuwa i gdzieś znika.
W dużej szafie z ciemnego drewna jest dużo półek, na których leżą różne ubrania. Na jednej z nich są wszystkie moje rzeczy, które mama mi ułożyła. Są tam nawet te, które wisiały na wieszakach. Pajęczyny razem z pająkami, możliwe, że także dużo kurzu. W tych pajęczynach są także pszczoły albo osy. Chyba są także pszczoły, które latają po tym pokoju.
Zablokowane Wyjścia, Kolorowe Książki
30.05.2014 – 11:32
Wejścia główne szkoły były pozamykane. Można było wyjść tylko bocznym, które jednak było pilnowane przez dwóch opryszków terroryzujących pozostałych uczniów. Byli oni ze starszej klasy i wszyscy się ich bali. Każdy, więc się grzecznie ustawił w kolejce do drzwi. Tylko niektórzy byli wypuszczani, ci którzy się im spodobali. Pewnie jak się tamtym zapłaciło też było się przepuszczanym na zewnątrz. Jakaś dziewczyna chciała wyjść, ale ją pobili i zostawili, gdzieś na korytarzu.
Na stole leży dużo różnych książek. Nie mogę się zdecydować, które z nich chcę wypożyczyć najpierw. Chyba wypożyczę tą z kolorową okładką przedstawiającą dziewczynę. Są w niej wiersze.
Festiwal, Język Angielski
01.06.2014 – 12:57
Uliczką między blokami, gdzie są sklepy, idzie rzeka ludzi. Jest to chyba jakiś festiwal. Każdy coś robi, ma swoje przedstawienie. Na końcu idzie taki śmieszny pijak i żongluje, a raczej próbuję czy udaje, że to robi, bo jest przecież mocno upity. Ja też się trochę kręcę jakbym miał się zaraz unieść w powietrzu. Idę na sam tył tej uliczki. Zostało tam kilka osób z tego festynu czy festiwalu. Na ścianie powieszone zostały różne słodycze. Biorę miętowego lizaka. Wracam z powrotem tą samą drogą. Tam jest taki sklep, w którym leżą na półkach wielgachne ziemniaki, takie wielkie jak głowa. Jeden mężczyzna siedzi i obiera zwykłe, małe. Ja mu mówię, że tam są takie duże ziemniaki, że jeden taki wystarczyłby dla czterech, albo i więcej osób. To on mi daje nuż i mam sam obierać jednego. Gdy tak obieram za każdym razem skórka na tym ziemniaku zarasta z powrotem. Po jakimś czasie robi się lekko zaróżowiona. Okazuje się, że zrywałem skórę z twarzy tamtego mężczyzny. On coś miał w oku, wyciągnął to i zdenerwowany tym wszystkim sobie poszedł.
Świeci słońce. Siedzę przy biurku na dworze, gdzieś przy ulicy. Coś tam sobie koloruję w zeszycie. Podjeżdża samochód. To nauczycielka angielskiego nim kieruje. Zatrzymuje się niedaleko i mnie woła. Po chwili przychodzi i pyta się czy mi nie pomóc w lekcjach. Mówię jej, że mam wszystko odrobione. Zaglądam do zeszytu i widzę, że było więcej zapisanych lekcji, ale chyba nic nie ma zadanego.
Obcy
02.06.2014 – 13:45
Wiem, że budzik będzie za chwilę dzwonił i chcę go wyłączyć, tylko że zamiast telefonu komórkowego mam kawałek kartki. Próbuję wejść w ustawienia alarmu, ale nie mogę, bo kartka nie jest dotykowa.
Leżę na łóżku. Za moimi plecami leży kobieta. Kładzie na mnie rękę i mnie głaszcze. Wstaję z łóżka i jestem przestraszony, bo to nie jest żadna kobieta, to nawet nie jest człowiek, tylko obcy. Kopię go i uciekam z tego pomieszczenia. Mieszkanie, w którym się znalazłem wydaje się opuszczone, takie szare, zniszczone. Chcę otworzyć drzwi, pokazują się następne, potem znowu następne, tak chyba z pięć razy. W końcu udaje mi się wyjść na zewnątrz. Wychodzę z drugiego budynku, na przeciwko mojego balkonu. Okolica wygląda inaczej niż normalnie, ale podobnie jak w poprzednich kilku snach. Chciałem iść w prawo, a potem w lewo, nie mogłem się zdecydować, jednak poszedłem prosto, a potem prawo. Stałem przed drzwiami do klatki schodowej. Miałem zamiar pójść do mieszkania numer 7, ale niestety musiałem się wcześniej obudzić.
Zła Technologia, Drzwi Nr 7, Koszenie Trawnika
03.06.2014 – 12:08
Miejsce i ludzie są kontrolowani poprzez technologię projekcji holograficznej. Wokół każdego widać taką właśnie projekcje, świetlistą poświatę. Każdy może być przeniesiony w dowolne miejsce. Idę korytarzem, przechodzę szklanymi drzwiami i schodzę w dół schodami, tam gdzie są szatnie do wuefu. Zauważył mnie policjant i chce do mnie strzelać, ale nie może, bo mam takie urządzenie, które kieruję w jego stronę i ono wyłącza tę ich technologię. Wracam schodami z powrotem.
Idę schodami klatką schodową. Chcę wejść do mieszkania numer siedem, bo tam mieszka dziewczyna, która mi się podoba. Zauważam, że są dwoje drzwi z numerem siedem, jedne oznaczone jako 7A, a drugie 7B. Otwieram oba, ale jest tam tylko ciemny, czarny korytarz. Nie wchodzę tam tylko zamykam je i idę dalej na górę. Cofa mnie i znowu wychodzę drzwiami ze swojego mieszkania i chcę pójść pod siódemkę. Przechodzę przez jakieś drzwi, ale nie wiem czy 7. Trafiam do domu mojej cioci. Pokój wypełnił się od połogi po sufit wodą. Nagle zaczynam się przewracać w tył na plecy. Czuję silne uczucie zaburzenia równowagi, bardzo intensywne, choć takie powolne, bo dzieje się to w wodzie. Gdy przypominam sobie, że leżę na brzuchu budzę się.
Jest słoneczny dzień. Trwa koszenie trawnika. Razem z tatą przechodzimy drzwiami (które w rzeczywistości nie istnieją) pod moim oknem, na trawnik. Koszący trawnik ściął jedno drzewko.
Pytam się go dlaczego to zrobił, poprzednio gałęzie były ucięte do połowy drzewa, a teraz całe drzewko zostało ścięte. Tamten jakoś niewyraźnie się tłumaczy, nic nie rozumiem co on gada. Zauważyłem, że poprzewracały się nawet te duże kaktusy i leżą pod skoszoną trawą.
Sfera, Tunel W Lesie
04.06.2014 – 15:12
Biegnę chodnikiem przy ulicy. Skręcam w prawo do lasu. Zaczynam wyobrażać sobie, że znajduję się wewnątrz wielkiej sfery. Czuję jakbym się wznosił do góry, a jednocześnie niebo zniżało się w dół i otaczały mnie chmury.
Idę leśną ścieżką razem ze znajomym. Mówię mu, że trawa wyrastająca na tej ścieżce układała się w kształt napisu "coffee" (możliwe, że się nawet ruszała, ale nie pamiętam tego dokładnie). Miejsce wydawało mi się znajome, ale poszliśmy od razu, gdzie indziej. Była tam dziewczyna też znajoma, podobna do jednej z postaci z anime. Pomogła mi zejść na dół, chyba na łódkę, która była na wodzie, a potem po czymś co mogło być bardzo wąskim mostkiem, albo linami, ewentualnie drewnianymi drabinkami. Dalej zjeżdżałem w dół w jakimś małym pojeździe. Źle skręciłem i wjechałem w ścianę. Zatrzymałem się przed wlotem do tunelu.
Modliszki
06.06.2014 – 11:29
Jestem w mieszkaniu cioci. Na podłodze pojawia się nagle modliszka. Wskakuje na mnie i się przyczepia, a ja ją strzepuję z siebie. Pojawiają się następne, dziesiątki, setki modliszek, które wskakują na mnie i wchodzą za ubranie. Wpadłem na pomysł, żeby wejść do wody, więc pobiegłem szybko do łazienki, rozebrałem się i wszedłem do wanny pełnej wody. Te modliszki, które siedziały na mnie, od razu się potopiły. Woda z wanny rozlewała się na całe mieszkanie, dzięki czemu pozostałe także zginęły w tej wodzie.
Wąski Korytarzyk, Potwory W Szerokim Korytarzu
07.06.2014 – 10:50
Znajduję się w ciemnym pomieszczeniu. Wszystko jest tam takie ciemne i czarne. Jest tam po lewej stronie wąski korytarzyk, a dalej po prawej wielki hol, gdzie właśnie poszedłem. Wiele razy śniło mi się to miejsce. Wiem, że jest to połączone ze szkołą i dworcem kolejowym oraz z wieloma innymi miejscami. Zebrała się tam dość duża grupa osób. Za mną jest ciemna czarna przestrzeń tego holu czy korytarza i chyba jakaś wisząca zasłona. Wiem, że zaraz przybędą stamtąd stwory fagory, obcy i gdy się pokazują odskakuję stamtąd. Stwory te łapią ludzi i biją, tłuczą, śmieją się z nich. Wiadomo było, że te wielkoludy bardzo szybko się poruszają i każdego dogonią, jednak niektórzy, w tym ja, uciekają. I właśnie wybiegłem na zewnątrz przez szklane drzwi. Był raczej dzień. Uciekałem ulicami przez miasto. Leżę na łóżku, ale czuję jakby te stwory mogły mnie jednak znaleźć i próbuję się dobudzić, ale znowu trafiam do tego samego snu. Tym razem nie idę tym szerokim korytarzem, prawdopodobnie prowadzącym gdzieś w dół do podziemi czy piwnic, gdzie miały się pokazać te wielkie stwory, tylko idę tym bardzo wąskim korytarzem, który kieruje się do góry na najwyższe piętro albo na dach. Zabrałem ze sobą z dołu dwie dziewczyny i powiedziałem, że tam w dole są potwory i musimy iść na górę. Tym korytarzykiem rzadko kto chodzi i jest bezpieczny. Więc idziemy tym wąskim, ciemnym, czarnym korytarzem na górę tej konstrukcji czy budynku. Po chwili już jesteśmy u góry. Jest tam pełno różnych drzwi i innych korytarzy. Wchodzę razem z dziewczyną do pokoju czy kajuty. Później wchodzi tam także ktoś niezbyt przyjazny i muszę bronić dziewczyny...
Wysokie Skakanie
14.06.2014 – 11:36
Wychodzę na balkon i rozglądam się, obserwuję trawnik dookoła balkonu. Widzę tam kobietę, która tnie gałęzie, ponieważ jest za gęsto. Wychodzi z trawnika. Schodzę przez balkon na trawnik. Zachciało mi się skakać. Wyskakuję poza trawnik. Przed blokiem, gdzie jest plac zabaw, są koledzy, którzy już dawno się stąd wyprowadzili. Pokazuję im jak wysoko skaczę, a skaczę tak wysoko, że prawie latam. Nie boję się wysokości, ani upadku. Potem skakałem po samochodach, które stały przed trawnikiem, na uliczce na przeciwko mojego balkonu. Z samochodu na samochód, aż włączały się alarmy, ale i tak sobie skakałem. Później znowu wróciłem na plac zabaw i skakałem tak bardzo wysoko. Nagle w trakcie skoku chwyciłem się czegoś rękami, czegoś co mogło być lampą zawieszoną przy suficie, ale nie widziałem tego dokładnie i sen się zakończył.
Piasek Się Sypie, Powódź W Szkole
15.06.2014 – 11:52
Jest słoneczny dzień. Tworzymy konstrukcję przypominającą dużą piaskownicę, ale bez piasku, albo wielkie pudło z białymi lekko pochylonymi na zewnątrz ścianami. Zostaję w dole, a one ustawiają na górze dodatkowo ściankę przedzielającą. Wołam do nich, że w rogach zrobiły się małe dziury i piasek zaczyna się sypać do środka (mogła to być tama zabezpieczająca przed piaskiem). Mówię im, że trzeba to zakleić. One się tylko patrzą i już sobie już idą. Nie mogę się stamtąd wydostać, ponieważ ściany są zbyt wysokie. Po chwili tak się wnerwiłem na nie, że rozwaliłem tamtą dodatkową ścianę. Stoję teraz na górze i patrzę jak to wszystko się zawaliło.
Siedzę w klasie przy ławce obok ściany. Po prawej stronie są drzwi. Dostaliśmy jakieś zadanie i je wykonujemy. Na ławce leżą różne papiery kolorowe, gazety i inne rzeczy. Przychodzi ksiądz i kładzie na ławce coś prostokątnego, może następny arkusz papieru. Na nim leży przedmiot podobny kształtem do telefonu. Podnoszę to i odkładam, bo wyleciało z tego czegoś trochę niebieskiego płynu i się pobrudziło. Zaczynam porządkować rzeczy na ławce i zbierać swoje. Nagle widać, że do klasy wlewa się woda, jest alarm i wszyscy wybiegamy przez drzwi. Nie zdążyłem spakować swoich rzeczy do plecaka i trzymam wszystko w ręku. Szkoła została zalana, woda dosięga co najmniej do kolan. Światło jest bardzo słabe. Biję się z dwoma dziwnymi staruchami na ciemnym korytarzu. Gdy udaje mi się uciec przed nimi, okazuje się, że woda wszędzie jest zamarznięta. Wszyscy ze szkoły krążą w holu, gdzie niedaleko znajdują się drzwi wyjściowe. Będzie można pójść na stołówkę i coś zjeść. Ktoś mówi, że chociaż spotkała nas katastrofa to jakieś zasady muszą być. Była tam dziewczyna w krótkiej spódniczce i ona nie dostanie jedzenia, tylko te, które mają porządniejsze stroje.
Nieznany Pokój, Tunelem Do Miasteczka
16.06.2014 – 13:40
Budzę się w wielkim jasnym pokoju. Jest on połączony z kuchnią i z salonem. Wstaję z mojego wielkiego łóżka i zakrywam się czymś, chyba miską, bo nie mam ubrania na sobie, a kilka metrów przede mną, siedzi na kanapie kilka innych osób. Gdy już się ubrałem, zauważam, że po mojej prawej są otwarte drzwi. Przez szparę wpada światło dzienne z dworu i wieje lekki wietrzyk przez co się trochę poruszają. Wstaję z łóżka i zamiast zobaczyć, gdzie to przejście prowadzi to zamykam je, ponieważ koty mogłyby uciec. Po lewej stronie łóżka, po środku tego pokoju stoi wielka szafa aż do sufitu, która jest połączona z podwójnym biurkiem i wieloma regałami, półkami. Biurko to jest z prawej strony i z lewej, z której jest zakryte przez tą szafę i nikt z kuchni go nie widzi. Więc podchodzę do tego lewego biurka, przeglądam rzeczy i sen chyba się zmienia, bo jestem teraz w sklepie i szukam snickersa crunchera, ale nie ma już ani jednego. No to biorę zwykłego, ale zabieram też pozostałych może nawet siedem sztuk lub więcej, ponieważ skądś wiedziałem, że już nigdy więcej nie będzie dostaw. W ogóle w tym sklepie było już mało jakichkolwiek rzeczy. Idę do kasy i płacę drobnymi, po czym wychodzę stamtąd. Idę uliczką w nieznanym miejscu. Zatrzymuję się przy małym domku. Domek ten ma takie ozdobne zielone drzwi i okiennice, wykonane z drewna. Uderzam w te drzwi i w każde okno, aby ktoś przyszedł i mnie tam wpuścił. Ktoś otworzył drzwi i nagle zrobiło mi się ciemno i zaczęło mnie tam wsysać przez długi ciemny tunel czy korytarz, jeszcze tylko brakowało napisu "ładuje się, proszę czekać". Gdy wydostaję się z tego korytarza znajduję się w małym miasteczku otoczonym lasem z jednej, i domkami z drugiej strony. Takie to było trochę zadupie. Teraz było ciemniej, chyba wieczór. Szedłem po ziemi, po mokrym piachu. Wokół mnie było pełno różnych stworów. Podczas tego snu myślałem, że to są obcy. Był tam na przykład taki stwór podobny do ogromnej dżdżownicy, który wyłaził z dziury, a drugim końcem właził do innej dziury. Były tam też mniejsze stwory, które miały kończyny, możliwe też, że były humanoidalne, ale nie wiem. Podszedłem do tej wielkiej dżdżownicy, ale nic mi się na szczęście nie stało. Te wszystkie stwory były jakieś takie ulotne, bardziej jak cienie, albo hologramy. Postanowiłem udać się w stronę domków. Odbijając się mocno od ziemi, skoczyłem wysoko do góry i leciałem. Machałem i kręciłem rękoma, aby nadać kierunek lotu. Z góry, gdy tak leciałem w powietrzu widziałem jak chodzi tam dużo ludzi. Szła tam sobie jedna dziewczyna, a potem druga. Wylądowałem i dotknąłem rękoma tą drugą dziewczynę mówiąc "chcę się z tobą połączyć duszą" i wtedy ona zniknęła (przed snem mówiłem sobie w myślach "chcę się połączyć z moją podświadomością"). Nagle zobaczyłem, że zmienia się mój cień, na taki "obcy". Ma chyba rogi i skrzydła. Chyba pierwszy raz widzę we śnie mój cień. Trochę się tym przeraziłem i biegnę do tych domków, aby mi ktoś pomógł. Patrzę, a między moją stopą a klapkiem są dwa zgniecione żuki. Widzę też, że zdążyły mnie ugryźć, bo ze stopy leci trochę krwi. Myślę tak sobie, że to pewnie przez te robale urósł mi taki cień. Przychodzi trzech facetów i się na mnie dziwnie patrzą. Ja im mówię, że jestem człowiekiem tylko zmieniła mi się przez przypadek moja forma i chcę, żeby mi pomogli, abym wrócił do mojego normalnego ciała. Na to jeden z nich woła, żebym za nim poszedł do domku. Przed wejściem jeszcze odwracam się i patrzę na niebo i mówię mu, że tam lata pełno dziwnych światełek i jest też tam biała zorza, która znika i się pojawia przemieszczając się, ale że to nie ważne. Wchodząc już, pyta się mnie "czy chcesz brać wszystko na siebie?". Nic mu nie odpowiadam tylko myślę, że tylko chcę, aby ten doktor mi pomógł. Tamten mi mówi, że idzie po kogoś kto się na tym zna, ale na razie daje mi do wypicia lekarstwo, które częściowo mi pomorze. Pobiegł chyba schodami na górę, czy gdzieś, a ja piję ten płyn, który jest bardzo czarny i pachnie jak smar. Pytam się tych co siedzą na ławce czy na kanapie, czy mam wypić to wszystko, ale oni się tylko uśmiechają. Piję to i się wtedy budzę.
Łazienka, Monety, Poćwiartowane Dziewczyny
18.06.2014 – 12:33
Wchodzę do przestronnej, jasnej łazienki, która ma podłogę i ściany w białych kafelkach. Na przeciwko drzwi jest okno. Chcę się tam załatwić, ale zauważam małe czarne stworzonko, które siedzi pod oknem. Ono też mnie zauważyło i kieruje się w moją stronę. Rozpoznałem je jako małą czarną małpkę, która raczej nie była zbytnio przyjaźnie do mnie nastawiona i chciała mnie pogryźć. Powoli, spokojnie się cofnąłem i musiałem niestety stamtąd wyjść, po czym znalazłem się w nieznanym budynku.
Kolega namawia mnie żebym w coś zainwestował i kupuję monetę, długopis, breloczek czy coś podobnego. On kupił dwie rzadkie monety. Ogólnie były to tanie badziewia. Na drugim stoisku sklepowym obok skupywali takie rzeczy. Dawali za nie o wiele więcej niż były warte. Potem przyklejali ceny i sprzedawali to innym za wysokie ceny.
Jestem, gdzieś w bardzo dużej przyciemnionej sali. Po środku są ustawione stoły z różnymi rzeczami. Ktoś bardzo złośliwy wmawia mi, że to ja coś zrobiłem tamtym dziewczynom, które pracowały przy tych stołach, choć dobrze wiedziałem, że to tamten je pobił czy związał i założył im ładunek wybuchowy. Chciał wszystko zwalić na mnie, żeby to mnie spotkała kara i zamknięto w więzieniu, a nie jego. Prawdopodobnie on je nawet poćwiartował. Tak się chwilę przepychaliśmy i w końcu udało mi się od niego uwolnić i wybiegłem z tego budynku. Uciekałem schodami, które w rzeczywistości schodzą w dół od tesco. Normalnie trafiłbym na przystanek autobusowy, ale znalazłem się w zupełnie innym, oddalonym miejscu dzielnicy. Biegłem po chodniku, przy ulicy, po której dwóch stronach rósł las. Wbiegłem w boczną uliczkę, której tak naprawdę tam nie ma. Znalazłem się w miejscu między blokami, gdzie było bardzo kolorowo. Można było tam wyjść z powrotem drugim przejściem. Odbywał się tam znowu pewnie jakiś festyn, ponieważ było tam dużo ludzi, jakieś występy, szły tam sobie nawet hostessy. Tą samą drogą biegły inne dziewczyny i nie wiem czemu, ale się przestraszyłem tych dziewczyn czy tych kobiet, hostess i zawróciłem w drugą stronę. Nagle przystanąłem na chwilę i pomyślałem i jednak znowu pobiegłem tymi bocznymi uliczkami. Wchodząc poszedłem prosto, skręciłem w lewo i jeszcze raz w lewo, a skręcając w prawo wyszedłem tym drugim przejściem i pobiegłem za tamtymi dziewczynami.
Dziecięca Książka, Nie Ma Powrotu...
07.07.2014 – 17:30
Stolik stoi, gdzieś na dworze. Jest dzień. Biorę ze stolika grubą książkę zawierającą wiele różnych opowiadań dla dzieci. Jest ona trochę podniszczona. Gdy tak idę ścieżką z udeptanego piasku, czytam tą książkę. Po chwili stwierdzam, że przeczytałem wcześniej całą tą księgę, więc wróciłem do tego stolika i zostawiłem tam książkę. Poszedłem znowu z kimś tą ścieżką.
W ubikacji jest duże okno. Tak naprawdę w rzeczywistości dziennej nie ma tam żadnego okna, a nawet, gdyby było, to było by widać przez nie kuchnię, a nie podwórko czy trawnik. Za oknem widać kierowcę stojącego na parapecie. Na parapecie stoi także obok niego jego ciężarówka, taki duży tir. Jest tam także dziewczyna i chłopak. Chłopak ten pali dużo papierosów i śmieci wszędzie petami naokoło. Wszyscy trzej utknęli na tym parapecie, łącznie z tą wielką ciężarówką. Mówię im, że tu jest nisko, to tylko parter i mogą łatwo zeskoczyć. Ale oni nadal tam są i patrzą się na mnie przez to okno. Zawołałem mamę, która po chwili przychodzi i razem w jakiś sposób dostajemy się do tego miejsca niby na parapecie. Okazuje się, że znajdujemy się bardzo wysoko i miejsce to jest o wiele rozleglejsze niż wąski parapet. Widać z góry wiele czerwonych dachów i drzewa. Ktoś skoczył i jesteśmy zaniepokojeni, bo to jest o wiele wyżej niż parter i na pewno się zabił spadając. Widzę jak ta dziewczyna stoi nad krawędzią i chce podążyć za tamtym chłopakiem. Mówi ona do mnie, że potem nie będzie już odwrotu i skacze. Po chwili wszyscy pozostali, razem ze mną włącznie, postanawiamy skoczyć, ponieważ okazuje się, że można swobodnie opadać w dół, wznosić się, lecieć. Lecę za nimi, ale zaczynam opadać na ziemię i ląduję pod jakimś naturalnie wytworzonym dużym mostem. Pod nim jest woda i błoto. Dochodzę do wniosku, że lepiej nie iść pod nim. Cofam się, bo chcę polecieć ponad tym mostem, ale dzwoni budzik i się budzę...
Błyski, Burza
28.07.2014 – 17:37
Była noc. Byłem przed blokiem blisko ulicy. Wszędzie błyskało, spadało coś z nieba, pioruny, a może i meteoryty. Było tak kolorowo. Gdy dłużej to obserwowałem, zauważyłem, że to fajerwerki. Nie czułem się jednak zbyt pewnie pozostając samemu, więc przeszedłem przez ulicę i biegłem szukać więcej osób, by się z nimi, gdzieś schronić.
To było trochę jakby kontynuacja snu o wybuchach z wpisu „Wybuchy, Wymyślone Schody”
Pszczoły, Robale, Telefon, Telekineza
21.08.2014 – 11:40
Jestem przed blokiem niedaleko trzech budek sklepowych. Zauważam, że wszędzie latają pszczoły. Są one o wiele większe niż normalnie, duże jak głowa człowieka. Powietrze jest wręcz żółte, tak gęsto jest tych owadów. Są one niestety kontrolowane przez negatywną siłę wyższą, w tym przypadku jest to jakaś kobieta. Próbuję się wmieszać w rój pszczół. Unoszę się w powietrzu podobnie tak jak one. Wchodzę małymi schodkami. Jednak zauważają mnie, to znaczy ta zła kobieta zauważyła mnie poprzez zmysły tych pszczół. Biegnę szybko chodnikiem do domu. Wszyscy w domu zebrali się w dużym pokoju, w którym są drzwi na balkon. Tamta kobieta już tam jest. Wymyślam, że każdy może założyć taki bardzo cienki kombinezon, który ochroni nas przed tamtymi kontrolowanymi owadami.
Przed biurkiem, na którym jest komputer siedzą dwie kobiety. Jedna ta z lewej jest ubrana na jasno, a tamta druga na czarno. Ta z prawej jest jakaś zła, dlatego jest przywiązana do krzesła. Jednakże prawie udaje się jej wydostać, ale tamta dobra kobieta szybko reaguje, robi jakiś ruch jak ze sztuk walki i tamta wraca na swoje miejsce. Za chwile przychodzi szef i mówi do tej ubranej na ciemno, że jak tak się będzie zachowywać to niech lepiej wraca już do domu.
W trakcie odkurzania mojego pokoju nagle wyłażą wszędzie różnego rodzaju robale. Chcę jednego takiego jakby niebieskiego wciągnąć odkurzaczem, ale udaję mu się szybciej odlecieć. Okazuje się, że wszystkie te robale latające i nielatające, wyłażą spod łóżka. Nawet mówię do kogoś, chyba do taty, żeby wojsko przyszło i zrobiło z tym porządek, na co on mówi, że to nie jest dobry pomysł. Trzeba było jednak coś z tym zrobić, zerwać parkiet i odkopać całą tą ziemię, w której są te robale. Gdy zostało kilka jeszcze desek parkietu, nie było już więcej czasu na odkopywanie tej pozostałej ziemi i musiałem i tak się tam położyć i spać.
Idę ulicą wyściełaną liśćmi. Po prawej stronie jest taka "mała górka lasu", a z przodu jest już kilka razy większy taki "prawie las". Dzwoni telefon komórkowy, odbieram go. Jakaś pani powiadamia mnie o czymś tam i chcę jej odpowiedzieć, ale w między czasie włącza się nie wiadomo skąd jakaś dziewczyna. Wygląda to tak jakby ta dziewczyna przejęła mój telefon i rozmawia za mnie. Bardzo złośliwie coś mówi do tej kobiety. Próbuję coś powiedzieć, ale za każdym razem zamiast mnie odzywa się ta dziwna dziewczyna. Po jakimś czasie postanawiam się rozłączyć, aby tamta pani nie pomyślała, że to ja tak z nią niegrzecznie rozmawiałem. Po chwili, a może w tym samym czasie, znajduję się wysoko na przywiązanym do olbrzymiej, kręcącej się w prawo, karuzeli, rowerze.
Muszę się mocno trzymać, aby nie wypuścić z ręki telefonu, i żeby samemu nie spaść.
Jestem w pokoju z grupką dzieci. Znajdujemy się na czwartym, albo i wyższym piętrze. Przed nami stoi grubas. Chce nam narzucić jakieś swoje prawa i ograniczenia. Pokazuję mu okno, które jest za nim i, gdy on obraca się i patrzy się na nie, ja za pomocą telekinezy wysuwam na zewnątrz szybę. Tak samo wyrzucam, gdzieś daleko przez okno, tego grubasa i ustawiam powoli na chodniku. Jak będzie wracał to przemyśli swoje postępowanie. Wychodzę z sali na korytarz. Jest tam biblioteka. Oglądam książki chcąc znaleźć jakieś dobre science-fiction. Biorę kilka z niższej półki. Jedna książka ma wyblakłą jasnoniebieską okładkę (a może, gdy ją biorę do ręki zaczyna blaknąć?). Uznaję jednak, że to nieciekawe starocia i odkładam je z powrotem. Na wyższej półce są takie wielkie książki, wysokie chyba na dwa metry. Są one ciemne, takie bardzo czarne. Przyczepione są do nich takie także duże krzyże i miecze. Ktoś właśnie wypożycza jedną taką ogromniastą, będzie musiał uważać przy czytaniu, żeby się ten przywiązany do książki miecz nie odczepił. Gdy bierze do ręki, książka wydaje się już trochę mniejsza. Idę z powrotem do sali. Wrócił właśnie ten grubas, ale już nie próbuję nami rządzić. Dzieci chcą używać telekinezy, ale muszą połączyć siły w kilka osób, bo w pojedynkę się im nie udaje.
Stajnia Dla Koni, Dziewczyna Na Dachu, Dzieci Na Placu Zabaw
24.08.2014 – 13:03
Znajduję się w nieznanym mi miejscu, jest tam trochę stromo. Wszędzie są różne rośliny, jest zielono. Jest przy mnie jakaś kobieta. Czekamy na dziewczynę (może jej córkę?). Po chwili, gdy zjawia się, idę z nią się gdzieś przejść. Ona szła dosyć szybko jakby uciekała, ale udało mi się ją dogonić i chwyciliśmy się za ręce. Weszliśmy do jakiegoś ciemnego tunelu. Chciałem jej powiedzieć, że przypomina mi się to miejsce, a ona jest tą dziewczyną z moich snów, ale bardzo ciężko mi się wymawiało słowa. Nagle sen zaczął zmieniać się w koszmar. Jacyś ludzie nas poszukiwali, gonili. Chyba tamta kobieta nas wydała.Nie mogliśmy przejść dalej, bo ktoś tam biegł.
Ten tunel okazał się, że jest stajnią. Ukryliśmy się w bocznym pomieszczeniu. Był tam koń, który zaczął rżeć. Tamci ludzie usłyszeli i przybiegli. Niestety nas zauważyli i zabrali gdzieś ze sobą. Może chcieli nas uwięzić?
Siedzę sobie w dużym pokoju na kanapie. Obok mnie jest tamta kobieta z poprzedniego snu. Zabiera mi telefon komórkowy. Widzę, że włączyła jakąś japońską piosenkę, widać na ekranie nawet zdjęcie piosenkarki. Mówię jej, że wrzucam na komórkę pełno muzyki japońskiej, ale jej wcale nie słucham. Potem nie wiem co się dzieje, albo wstaję z tej kanapy, albo z niej spadam. Tamtej kobiety już nie ma, jest tylko młodsza dziewczyna, która coś do mnie mówi, ale myślę sobie, że to jest jakaś iluzja, że tamci chcą mnie oszukać.
Stoję sobie na balkonie i patrzę w lewą stronę. Obserwuję las w oddali. Coś się w nim zmieniło. Zobaczyłem, że pojawiła się za nim dziwna góra. Wszedłem do domu, aby o tym opowiedzieć, ale patrzę jeszcze przez okno na dach bloku z na przeciwka. Jakaś dziewczyna, z odtwarzaczem mp3 i słuchawkami w uszach, weszła właśnie na dach. Idzie sobie po nim w podskokach i słucha muzyki. Potem zauważam także myjących się ludzi w bloku. W jednym mieszkaniu kąpie się mężczyzna, a w drugim jakaś kobieta. Widzę to, bo ściana, ta na której są okna, jest półprzezroczysta. Ściana ta jest także taka jakaś półpłynna, ponieważ oni przechodzą z mieszkania do mieszkania (z łazienki do łazienki) poruszając się przez tą właśnie ścianę. Myślę sobie niech wejdą na dach tak jak tamta dziewczyna. I oni wspinają się po tej ścianie na dach. Ja też miałem z siostrą wejść na dach mojego mieszkania. Gdy się już znalazłem na górze, trochę się przestraszyłem tego, że mogę spaść z drugiej strony, więc szybko zlazłem z powrotem na balkon. Moje mieszkanie jest na parterze, więc łatwo zszedłem z balkonu na trawnik. Zauważyłem, że jest ciepły słoneczny dzień (może wieczór). Chciałem wyjść z trawnika, ale był tam wysoki drewniany płot (w rzeczywistości nie ma płota, tylko żywopłot, ale kiedyś był) i nie mogłem go przeskoczyć. Jednakże w jednym miejscu było wyłamane przejście i tamtędy przeszedłem. Chciałem iść chodnikiem w prawą stronę, ale zobaczyłem, że jest tam jakoś pusto, nikogo tam nie było, tylko jakieś stare babcie tam szły. Zawróciłem i poszedłem w lewą stronę, obchodząc w ten sposób trawnik. Na placu zabaw, przed blokiem, bawiło się mnóstwo dzieci, taki wręcz kolorowy tłum. Trochę się porozglądałem, aż zobaczyłem dziewczynę, która była starsza od tych dzieci. Chciałem się ją spytać o jej imię, ale tylko się uśmiechała i nie mogła nic powiedzieć. Spytałem się jej, czy swojego imienia nawet nie pamięta? W końcu powiedziała imię, ale nie zapamiętałem, wiem tylko, że zaczynało się na M. No to jak już miałem imię zapytałem się o jej nazwisko. Też miała problem z przypomnieniem sobie, na co jej powiedziałem, żeby chociaż sobie wymyśliła jakieś. Zapamiętałem, że zaczynało się na R. Pod koniec długo się obejmowaliśmy i tak kończył się sen.
Wielka łazienka
28.08.2014 – 10:53
Jedziemy autobusem, gdzieś z klasą. Szukam wolnego miejsca. Jest wolne obok jednej dziewczyny, ale nie wiem dlaczego nagle poczułem się zły na nią i wybiegłem z autobusu. Razem zemną poszedł kolega. Przeszliśmy przez chodnik i weszliśmy do łazienki. Była to naprawdę ogromna łazienka z kilkudziesięcioma osobnymi pomieszczeniami, że można było się tam nawet zgubić. Jak w jakimś labiryncie. Trochę byłem zaniepokojony, bo tylko my we dwóch tam byliśmy i nikogo więcej w tak wielkim cichym pomieszczeniu. Jak wracaliśmy znalazłem na podłodze jakieś pudełko z zapaloną niebieską diodą. Obok leżały jeszcze trzy diody. Wziąłem to wszystko ze sobą. Leżała tam też karteczka. Było coś tam napisane o wielkich tłustych kłamstwach, a także ktoś tam opowiadał o tym, że będąc w jakichś tam miastach posiada się energię czy jakieś moce. Kolega szybciej ode mnie pobiegł do autobusu. A jak ja wracałem z tej wielkiej łazienki, wchodziłem na schody prowadzące na zewnątrz, to zgasło światło i zrobiło się ciemno, ale było trochę widać. Stali tam przed wyjściem jacyś ludzie. Kobieta coś mówiła żeby kogoś złapać i coś temu komuś zrobić, może pobić. Przez chwilę byłem trochę przerażony, ale okazało się, że chodziło o kogoś innego. Gdy wyszedłem stamtąd wróciłem do autobusu i nie byłem już na nikogo zły. Usiadłem na siedzeniu i mówiłem o tym co jest na tej kartce napisane. Otworzyłem też to kartonowe pudełko z niebieskim światełkiem. Okazało się, że w środku jest babeczka z kremem.
Telenowela
03.09.2014 – 19:11
Moja mama leżała zaspana na kanapie pod kocykiem. Co jakiś czas patrzyła na telewizor. Ja siedziałem obok na krześle i przełączałem kanały na telewizorze. Pokazywały się sceny z różnych anime. Po jakimś czasie przełączyło się na jakąś scenę z telenoweli. Trochę przyciemnione światła. Mężczyzna i kobieta, oboje byli bardzo bogaci. On miał problemy ze zdrowiem. Ale ona skarżyła się mu, że ma jeszcze większe problemy ze zdrowiem (może psychiczne?) niż on, a on tego nie zauważa. Po chwili ta kobieta sięga ręką do swojej kieszeni od spodni i wyrzuca na podłogę mnóstwo papierowych pieniędzy o najwyższych nominałach.
Reset
25.09.2014 – 19:17
Jestem z kolegą młodszym ode mnie chyba o 10 lat. Znajdujemy się w moim pokoju na piętrze (w rzeczywistości nie mieszkam w piętrowym domku, tylko w mieszkaniu na parterze). Siedzimy przed komputerem i czanelingujemy. Nie używamy do tego planszy Ouija, tylko zadajemy pytania właśnie poprzez komputer. Jednakże nie miałem wtedy pojęcia o co chciałbym zapytać "siebie z przyszłości", nie miałem żadnych ważnych pytań. Wychodząc z pokoju mama dała mi przykład pytania jakie mógłbym zadać, ale nie chciałem tego, bo były to jakieś bzdury. Zszedłem schodami na dół. Nie wiem co tu się działo, pamiętam tylko małego pająka na ścianie, ale to mogło być z innego snu. Wróciłem tymi samymi schodami do pokoju na piętrze. Była tam dziewczyna (tak jakby była od samego początku zamiast tego kolegi). I to ona dokończyła czaneling. Na ekranie było widać pytania i odpowiedzi. Powiedziałem jej, żeby się szybko zbierała, bo musimy uciekać przed nimi (przed kim to już nie wiadomo), tylko chciałem jeszcze przejrzeć te pytania i odpowiedzi, więc zaczęła mi niby opowiadać czego się dowiedziała. Zamiast jej głosu po prostu uruchomił się filmik na ekranie komputera. Na początku było to dwuwymiarowe i wyglądała jak mapa Google, szybko się przemieszczał widok i w tym samym czasie zrobiła się ta mapa trójwymiarowa i dotarła do jakiejś tajnej, ukrytej wyspy o nazwie "Reset". Mieszkali tam naukowcy wynajdujący jakieś nieznane technologie. Przeszukiwali głębiny morskie i odnajdywali różne rzeczy, np. tak jak pokazane było na tym filmiku, łodzie elfów. Prawdopodobnie współpracują oni z obcymi. Miałem także niejasną wiedzę o tym, że chcą oni zresetować tą rzeczywistość, dlatego tak została nazwana ta wyspa. Następnie był taki jeden mężczyzna, który był podobny do jednego z bohaterów serialu o inwazji obcych "Falling Skies". Jakaś kobieta kusiła go, by wszedł z nią do jakiegoś pomieszczenia (możliwe, że było to głęboko pod wodą), ale nie wszedł. Po chwili jednak zmienił zdanie i wrócił tam. W tym dużym pokoju leżała na kanapie dosyć ładna dziewczyna. Nie wiem czemu, ale zwróciłem uwagę na jej zęby. Do tej pory byłem obserwatorem, ale teraz już, zamiast tamtego mężczyzny, pojawiłem się ja. Okazało się, że ta dziewczyna na kanapie była jakby drugą wersją oryginału. Nagle obróciłem wzrok w lewą stronę i się trochę przestraszyłem. Stała tam właśnie ta "oryginalna wersja". Wiedziałem, że jest to obca. Była bardzo wysoka, na jakieś trzy, a może i cztery metry. Powiedziała mi, że, nie tak jak jej ludzka kopia, ona jest nieśmiertelna. Wzięła mnie, jak małe dziecko, na ręce i przycisnęła do siebie. Byłem wystraszony, bo myślałem, że chce mnie zjeść, a ona mi zaczęła coś mówić o tym, że sperma tamtego murzyna, z którym była wcześniej, była słaba jak ślina i zobaczy teraz jak to będzie ze mną Kazała schować się tamtej dziewczynie do szafy, a mnie położyła na tej kanapie i usiadła na mnie. Gdy już miała zaczynać zaczęła się rozglądać, patrzyć przez duże okno, które nie było zasłonięte, więc wszyscy, którzy tam chodzili mogli zajrzeć do środka. Obok okna były drzwi prowadzące od razu do tego pokoju. I właśnie szła jakaś dziewczyna wyprowadzająca psa na spacer. Otworzyła drzwi i chciała wejść, ale tamta kobieta wstała i zaczęła się kłócić z tą dziewczyną, aby nie wchodziła i się właśnie obudziłem.
Zjawa Za Oknem
10.10.2014 – 19:49
Uciekali oni (we śnie byli to chyba jacyś moi znajomi) przed "nimi". Na początku wydawało się, że ściga ich policja. Ci znajomi musieli wyjechać samochodem z miasta. Widać było ich na mapie, na ekranie jak już prawie wyjeżdżają. Niestety zatrzymali się przed bramą wyjazdową, aby odpocząć i wtedy ich dopadli. Nie była to żadna policja tylko jakieś złe byty, które zajmują ludzkie ciała, a ponadto później mogą się łatwo rozprzestrzeniać jak wirusy. Były to trochę takie zombie. Jednej osobie z samochodu prawdopodobnie udało się w ostatniej chwili uciec, zanim kobieta zombie go zagryzła. Później działo się dużo i nie wiem, gdzie dokładnie, w jakiejś szkole, w moim domu i jeszcze, gdzieś indziej. Wszystko to się przenika, jest dużo różnych ludzi. Nagle, patrząc przez kuchenne okno, zauważam, że na trawniku jest ta szalona kobieta. Patrzy się w okno. I wtedy poczułem się trochę zaniepokojony. Wiedziałem, że jest ona bardzo niebezpieczna. Odwróciłem się od okna i powiedziałem wszystkim, że zobaczcie, tam stoi jakaś dziwna, przezroczysta kobieta i się tutaj patrzy do środka przez okno. A ktoś mi powiedział, żebym się jej lepiej nie przyglądał tylko czym prędzej uciekał! A ja spoglądam znowu, a tamta już siedzi na parapecie. Jak ja się przestraszyłem i zacząłem uciekać! Wszyscy schowaliśmy się do pokoju. Niestety nic to nie dało, bo ona mogła przenikać przez ściany i łatwo każdego opętać. Nie zdążyłem uciec stamtąd i przeniknęła jakoś do mojego ciała. Jednak mówię do taty, że choć we mnie weszła, to nikomu nie zrobię przecież krzywdy, ponieważ jestem od tego ducha silniejszy i mogę to kontrolować.
Pająki, Las
19.10.2014 – 09:08
Był słoneczny dzień (sen był o wiele dłuższy, ale zapomniałem co działo się wcześniej, więc opisuję dalszą część). Wbiegłem razem z dziewczyną do budynku szkoły podstawowej przez tylne wejście, te od strony boiska. Szkoła była chyba już od dawna opuszczona, bo wewnątrz była zarośnięta roślinnością Wewnątrz przed głównym wejściem, było kilka ogrodzeń z siatki, które były także całe zarośnięte. Musieliśmy je jakoś przeskoczyć. Gdy wspinałem się po drugim płotku, poczułem jakby cienką nitkę pajęczyny, więc przeszedłem trochę dalej i z tamtego miejsca przeszedłem na drugą stronę. Po tym jak pokonaliśmy te wszystkie ogrodzenia, dotarliśmy do głównych drzwi, wyszliśmy przez nie na zewnątrz i zeszliśmy schodami na chodnik. Następnie przeszliśmy na drugą stronę uliczki. Przeszliśmy trawą i wspinaliśmy się na jakiś pagórek. Podczas, gdy się wspinaliśmy spytałem się dziewczyny jak ma na imię. Kilka razy odpowiadała mi, ale nie mogłem dokładnie usłyszeć. Jak byliśmy już na samej górze, wreszcie usłyszałem całe jej imię. Niestety nie zapamiętałem go, wiem tylko, że zaczynało się na I. Wtedy wiedziałem, że jest prawdziwa, a nie jakąś atrapą. Dziewczyna pobiegła dalej. W dole było widać płynącą wodę. Było tam jeszcze chyba dwoje ludzi (chyba mężczyzna i kobieta z dzieckiem na ręku). Zobaczyłem jak dziewczyna popycha staruszka, a on spada w dół do wody. Ona uśmiecha się do mnie. W końcu dogoniłem ją i weszliśmy do bardzo gęstego ciemnego lasu. Wspięliśmy się na drzewo i przechodziliśmy dalej po gałęziach drzew. Nagle natknąłem się na grubą nić pajęczyny zwisającej z góry, ale nigdzie nie było widać żadnych pająków, które musiały być olbrzymie skoro pozostawiły takie duże nici. Dziewczyna powiedziała mi, że możemy użyć tych pajęczych nici jak liany, do przeskakiwania z drzewa na drzewo. Chwyciłem za jedną z tych nici celem przeskoczenia na następne drzewo, ale w tym momencie zmienił się sen. Na ekranie było wyświetlane wielkie drzewo, albo jego jakiś schemat. Było całe w pajęczynie. Nici pajęcze łączyły górne gałęzie z dolnymi. Pośrodku były takie jakby pajęcze kokony. Potem sen znowu się przełączył. Znajdowaliśmy się na polanie obrośniętej zeschniętą trawą. To drzewo, które było pokazane, teraz leżało powalona na ziemi. Byli tam ludzie, którzy je ścięli i jakiś doktorek, naukowiec. Miał zamiar otworzyć kokon, w którym prawdopodobnie siedział jeden z tych wielgachnych pająków. Inni mieli przygotowane kamery, aby to nagrać i zrobić zdjęcia. Odszedłem trochę dalej i wspiąłem się na jakiś drewniany słup, a może część tego drzewa. Kokon został otworzony, ale nie było widać tam pająka. Mówię im, że on jest pewnie niewidzialny. Po chwili ten doktorek zaczyna się cały drapać. Teraz już wiem, że tam było pełno malutkich pająków. Inni już uciekli, a ja za nimi. Weszliśmy do dalszej części lasu i biegliśmy główną dróżką. Musieliśmy jakoś się skryć, ponieważ tamten co go oblazły pająki biegł za nami i przez to nas też mogły one dopaść. Po prawej stronie była wąska ścieżka. Tam się skierowaliśmy. Jedna z kobiet w dziwnym, starodawnym jakby, ubiorze zrobiła dla zmyłki jeszcze kółeczko na tamtej głównej drodze i wszyscy przeszliśmy tą ścieżką w prawą stronę. Było tam między drzewami miejsce z ławką, więc wszyscy na niej odpoczęli. Niestety przybiegło za nami jeszcze dwoje ludzi, ale okazało się, że nie było tam z nimi tego doktorka. Wiem, że był tam kogoś brat. I sen się zakończył.
Na Księżycu
22.10.2014 – 15:09
Działo się to najpierw w sali z dwiema szafami stojącymi przy ścianie, a po chwili przeniknęło do mojego mieszkania do dużego pokoju, gdzie była jakaś impreza, możliwe, że kogoś urodziny lub imieniny. Wszyscy siedzieli na krzesłach i na kanapie wokół stołu z jedzeniem. Nagle z niewiadomego powodu zacząłem, za pomocą telekinezy, poruszać w powietrzu jakimś przedmiotem, chyba kubkiem. Dziewczyna, siedząca na kanapie, wstała i powiedziała, że ona także tak umie, a nawet lepiej ode mnie i nawet mi pokaże. W tym czasie nadal poruszałem tym kubkiem. Zaczęła przemieszczać jakiś ciężki przedmiot poprzez korytarz przedpokoju i uderzać nim w szafę znajdującą się na końcu tego korytarza, by potem znowu wrócił i uderzył o okno w dużym pokoju. Na to powiedziałem jej, że potrafię latać, a ona odpowiedziała, że oczywiście także potrafi. Znaleźliśmy się po chwili na dworze. Patrzyłem w niebo i niby leciałem, ale nadal patrzyłem na niebo i patrzyłem, jak obserwator, na siebie lecącego do góry przez chmury i zostawiającego za sobą smugę. Powiedziałem do niej, a może bardziej do siebie, że lecę na Księżyc. Wylądowałem, gdzieś w szarym miejscu. Leżałem na szarym piasku. Z trudem wstałem. Wiedziałem, że nie można tam oddychać i szybko podłączyłem urządzenia pomagające oddychać, jedno do prawego płuca, a drugie do lewego. Obejrzałem to miejsce. Był tam wszędzie szary piasek, ustawione jakieś szafeczki, zlewy i inne meble, czy rzeczy. Wszystko było takie malutkie i dziwiłem się czemu coś takiego tu postawili, przecież nikt kto tu ląduje nie pomieści się, nawet nie będzie w stanie się umyć. Idę dalej z tamtego miejsca. Dotarłem do miasta. Spotkałem jakiegoś starszego pana. Mówię mu, że tu na Księżycu są obcy. A on mówi mi, że jądro Księżyca dochodzi prawie do powierzchni, a to miejsce, w którym wylądowałem jest jak brwi czy rzęsy Księżyca i tam tylko nie ma powietrza. Okazuje się, że wszędzie, gdzie indziej jest powietrze i normalna atmosfera. Idę dalej uliczką, przy której jest dużo sklepów. Jest razem ze mną moja cioteczna kuzynka. W wejściu od jakiegoś sklepu stały dwie postacie z anime, dziewczyna i chłopiec. Zauważam, że na prawej ręce mam przyklejoną przezroczystą tasiemkę-obrączkę, zawierającą w sobie jakąś elektronikę. W miejscach, gdzie były postacie z anime dostawało się punkty, ale jako, że nie zbierałem punktów, chciałem oddać je razem z bransoletką kuzynce. Nie mogłem jednak jej odkleić i tak już zostało. Poszliśmy do restauracji czy baru na pizzę. Musieliśmy długo czekać. Przed pizzą miało być kilka różnych dań. Nadal czekaliśmy, już się trochę niecierpliwiłem. Spojrzałem na właścicielkę i dałem jej znać, że skądś ją znam. A ona mówi, że przeniosła tą restaurację na Księżyc z Sopotu. W ogóle wielu teraz przeprowadza się na Księżyc do tego miasta. Po chwili przyniesiono pół szklanki dobrej mineralnej wody. Wypiłem i wyszedłem, bo nie chciało mi się czekać tak długo na tą pizzę. Kuzynka powiedziała mi, że mąż właścicielki był Chińczykiem i, że już nie żyje (później mama mówiła mi, że on żyje tylko się od dawna już nie pokazuje publicznie). Wszedłem do jakiegoś budynku (możliwe, że wróciłem znowu do tej restauracji) i wszedłem schodami na górę. Byli tam jacyś mężczyźni, może uczniowie, a może pracownicy tej restauracji. Chyba byli Chińczykami, mieli czarne włosy. Coś tam działo się z wykałaczkami, chyba mi się rozsypały i musiałem pozbierać. Zszedłem schodami na dół i wyszedłem na zewnątrz. Ktoś siedział na ławeczce. Powiedział "jump", a ja uciekłem stamtąd za róg budynku i w prawą stronę. Myślałem, że jest on chory na chorobę "jump", ale może mu chodziło, żebym skoczył? W oddali widzę lecącego wysoko czarnego stwora. Był to jakiś ważko-dinozauro-ptak.
Mała Wielkość
28.10.2014 – 19:59
Jestem w ciemnym czarnym pomieszczeniu. Razem ze mną są też inne osoby. Poruszamy się. To pomieszczenie jest chyba bardziej jakimś takim pojazdem. Podchodzę do jasnego wyjścia. Ktoś tam jest. I jest on bardzo duży. Chce mnie stamtąd wydostać. Ja się zgadzam, ale mówię mu żeby mnie nie ściskał palcami, tylko wziął delikatnie na dłonie. On powiedział, że oczywiście, nie jest przecież głupi. Okazało się, że byłem mały jak jego dłoń. Gdy mnie wyciągnął stamtąd, odzyskałem wreszcie swoją normalną wielkość. Poszedłem ścieżką niedaleko lasu. Tamci widocznie nie byli jeszcze gotowi i dlatego nie chcieli wychodzić. Może jeszcze spali?
Latające Wysepki
03.11.2014 – 11:17
Były otwarte drzwi do małej sali. Myślałem, że to łazienka, ale to była raczej szatnia do wf-u. Stały tam dwie wąskie ławeczki przy lewej i prawej ścianie. Unosiła się tam gęsta para lub dym. Szukali ich, chcieli ich złapać. Odsłonili tą parę, tak jakby była zasłoną z materiału, i zobaczyli, że na ławkach nikt nie stoi, nie ma ich. I poszli stamtąd.
Latam sobie wysoko w chmurach. Jest ciepły słoneczny dzień. Poruszam się pomiędzy wysepkami unoszącymi się w powietrzu. Te małe wyspy są miejscami, gdzie dzieją się różne zdarzenia w snach. Widzę między innymi kilka wysepek, na których znajdują się duże place zabaw ze zjeżdżalniami, drabinkami i huśtawkami. Bawią się tam teraz dzieci. Na jednej był domek z czerwonym dachem. Z tego dachu wyleciała mała mucha i zaczęła lecieć za mną, ale jej uciekłem. Następnym razem przyleciałem tam z kimś, ale gdy postawiłem stopę na dachu, od razu wyszło pełno wielkich mrówek i musieliśmy stamtąd odlecieć.
Żółty Pająk
07.11.2014 – 10:22
Jest pochmurnie. Nie wiem, gdzie to się dzieje, wydaje się, że niedaleko bloku przed balkonem, ale wiem, że gdzieś zupełnie indziej. Na ziemi leżą dwa kamienie, jeden duży jak pięść, a drugi dwa razy większy. Zauważam nagle, że z lewej strony idzie wielki pająk, wielkości tego pierwszego kamienia. Jest on żółty i w paski jak pszczoła. Dziwiłem się, że występują tutaj w ogóle takie pająki. Przyczepił mi się do szyi swoją pajęczą nicią. Gdy chciałem go złapać, ten opadł na ziemię i zwinął się w kulkę. Przypominał zupełnie kamień. Miałem zamiar zgnieść go jednym z tamtych kamieni, które znalazłem. Nadchodziło dużo wody i pająk zaczął zapadać się w ziemi. Nie wiem skąd ta woda, może tak mocno padał deszcz, a może to fala przypłynęła od morza. Myślałem, żeby go zostawić, aby się utopił, ale pewnie i tak, by się wydostał później spod ziemi. Zbierało się coraz więcej wody i nogi zapadały mi się już w mokrej ziemi aż po kostki, ale i tak wyciągnąłem tego pająka z tej dziury w ziemi i go rozgniotłem tym mniejszym kamieniem. Kawałek pająka zwisał na końcu nici, tej która była przyczepiona do mojej szyi, ale tak to zostawiłem. Zabrałem ze sobą te dwa kamienie. Miałem je położyć pod balkonem. Szedłem, gdzieś chodnikiem po prawej stronie, przez śnieg. Szurając tak w śniegu nogami, moje buty się wysuszyły i były już czyste.
Mycie Włosów W Autobusie, Parkowa Uliczka
27.11.2014 – 12:16
Opieram się przy oknie w szkole. Pokazuję koledze jakąś ciekawą stronę internetową. Innym się to z jakiegoś powodu nie podoba. Coś do mnie mówią, są niezadowoleni. Idę korytarzem i dochodzę do miejsca pomiędzy schodkami, znajdującymi się po obu stronach, prowadzącymi do wyjścia. Pokazuję koleżance obrazek na telefonie komórkowym przedstawiający plakat reklamujący jakieś anime w wersji kinowej z aktorami. Jest ona podobna do głównej bohaterki z tego anime. Pytam się jej czy wie czy ten film już może jest w kinach. Ona nic nie wie na ten temat.
Jadę autobusem. Stoję z tyłu, gdzie nie ma siedzeń. Jestem odwrócony w stronę okna po prawej stronie. Nagle postanawiam, że muszę umyć włosy. Stawiam plecak na podłodze, a kartkę z ocenami czy z czymś tam, kładę obok. Najpierw nakładam sobie szampon do włosów i w tym czasie mężczyzna, na oko pięćdziesiąt lat, może młodszy, podnosi tą kartkę i mówi, żebym ją schował do plecaka. Odpowiadam mu, że potem, bo to i tak nie jest takie ważne. Po czym wychodzi z autobusu. Przechodzę na lewą stronę, pod okno na samym końcu autobusu. Tam niby jest taki mały zlew. Odkręcam wodę i myję głowę. Bardzo się pieni. Po umyciu się i wysuszeniu wychodzę z autobusu. Okazuje się, że to była mała ciężarówka, albo taki mieszkalny pojazd. Kilka osób tam wchodzi i wychodzi. Na dworze jest jasno. Nigdzie na ulicy nie widać autobusów, ani innych samochodów. Jest to taka uliczka między domami. Patrzę w lewo, gdzie uliczka po dwóch stronach jest obsadzona drzewami jak w parku. Prawdopodobnie można tamtędy dojść do morza. Decyduję się wrócić jednak drugą stroną pomiędzy blokami. Nagle spotykam dwóch kolegów z liceum, schodzących po schodach. Więc, jednak zawracam i idę z nimi uliczką w stronę parku. Mówię im, że to jest sen i jeśli chcą mogą się obudzić, a jeśli nie to mogą jakoś wykorzystać ten czas we śnie.
Wyciągam ręce do przodu i się pochylam. Zaczynam się unosić tak jakby z dołu wiał silny strumień powietrza. Oni i jakaś dziewczyna także się unoszą. Chcę polecieć wysoko, aż do chmur, ale po chwili robi się zamglony widok i zaczynam czuć swoje ciało leżące na łóżku. Budzę się.
Schody I Rury
19.12.2014 – 10:54
Szedłem ścieżką obok budynków. Z lewej strony wychodzili ludzie, możliwe, że ze szkoły albo z peronu, ponieważ niedaleko były tory. Poszedłem do przejścia po prawej stronie, między budynkiem a właśnie tymi torami. Były tam duże betonowe spiralne schody. Razem z kolegą i koleżanką mieliśmy wejść na samą górę. Nagle, gdy przejeżdżał pociąg, coś eksplodowało, a ja znalazłem się na ziemi. Wbiła mi się w udo, czy gdzieś tam, długa igła, albo jakiś kolec. Wyciągnąłem go i wstałem. Zaczęliśmy wchodzić po tych schodach. Tamta dziewczyna poszła z inną koleżanką schodami w lewą stronę, chyba, żeby zejść niżej. Ja z kolegą poszliśmy na prawo do góry, ale zamiast normalnych schodów trzeba było iść po rurach. Za chwilę przyszła koleżanka i powiedziała, że on tak zawsze ma, że chodzi po tych rurach zamiast po schodach.
Jaszczury, Dinozaury
22.12.2014 – 17:43
Biegnę z kolegą (przynajmniej w tym śnie ten ktoś jest moim znajomym) jakimś ciemnym korytarzem w nieznanym mi budynku. Wchodzimy do małego pomieszczenia wielkości przystanka autobusowego (a może to jest przystanek autobusowy?). To pomieszczenie ma ściany i sufit całe ze szkła. Jest słabo oświetlone. Trochę jest strasznie, bo jakaś kobieta-cyborg (a może to jest obcy) przysuwa się do mnie i coś mi szepce. Wiem, że jeśli w jakiś sposób źle się zachowam, ona, albo to coś mnie zabiję. Jest z nami jeszcze inna kobieta, tym razem ludzka. Znajduje ona klucz lub kod do drzwi. Śmieje się. W tym samym momencie, gdy ona przechodzi przez drzwi, mi udaje się przejść przez szybę z prawej strony. Cyborg-android, gdzieś znika, a może się rozsypuje, gdy gra skończona (nie wiem czy to była gra czy co). Kolega jeszcze leży w środku, ale po chwili chyba też wychodzi stamtąd.
Wychodzę z mojego pokoju i kieruję się na prawo do dużego pokoju. Jest późny ranek. Chcę wyjść balkonem, ale ktoś śpi na kanapie i nie chcę go obudzić. Cofam się i idę przedpokojem mijając po lewej mój pokój i pokój mojej siostry, a po prawej kuchnię. Przy lustrach skręcam w prawo, gdzie są drzwi do ubikacji, łazienki i sypialni rodziców. Po lewej są drzwi wyjściowe przez, które przechodzę. Zamykając je słyszę, że wszyscy się już obudzili i wołają mnie, żeby mi coś pokazać, czy coś. Jest lato i świeci słońce (pewnie jest też ciepło, ale tego nie czuję we śnie). Idę chodnikiem w prawo, ale zmieniam zdanie i zawracam w lewą stronę. Teraz chodnik i ulica wyglądają inaczej niż w rzeczywistości. Gdy tak idę tą ulicą znajdującą się bliżej budynków, zauważam, że po drugiej stronie drugiej ulicy uciekają ludzie. Biegną w prawą stronę, tam gdzie chciałem iść. Gonią ich dinozaury, m.in. T. Rex. Wygląda inaczej niż to zwykle się przedstawia. Ma mięśnie bardzo widoczne na zewnątrz. Idę powoli i się schylam, żeby mnie nie zobaczyły. Na chodniku bliżej mnie biegną inne, chyba roślinożerne jaszczury. W powietrzu lata ogromna ilość niewielkich pojazdów, które jak pamiętam były trójkątnego kształtu i były metalowe, zaostrzone na każdym boku; atakowały zarówno ludzi jak i dinozaury. Nagle w moją stronę jadą bardzo szybko dwa samochody. Przeskakuję je i idę w lewo. Za rogiem budynku następne samochody, dinozaury i pełno tamtych latających metalowych ostrych trójkątów. Uciekam znowu w drugą stronę.
Już prawie wychodzę z domu, ale zauważam coś dziwnego. Patrząc przez okno w pokoju mojej siostry widzę jakiegoś stwora patrzącego poprzez małe okienko budki z transformatorem. Zamierzam go stamtąd wywabić, dlatego pukam w szybę i odbiegam do drzwi pokoju. Ten wielki stwór podobny jest do wielkiego psa o jasnobrązowej krótkiej sierści. Postanawiam otworzyć okno. Nie zdejmuję kwiatków z parapetu, ale nie spadają bo okno przechodzi przez doniczki. Stwór stoi przy oknie i się patrzy, ale nie ma zamiaru wejść do środka. Nudzi mi się obserwowanie tego czegoś i wychodzę z domu. Idę na autobus. Siadam na to siedzenie z przodu najbliżej kierowcy. Gdy jadę widzę z lewej strony dwa "leśne pagórki". Podczas jazdy oglądam plakat w autobusie. Na jego dole jest jakieś słowo lub ciąg cyfr, który ciągle się zmienia. Gdy dojeżdżam do centrum Gdyni (a dojeżdżam tam natychmiastowo; normalnie była, by to niecała godzina), zauważam, że na reklamach znajdujących się na budynkach są wszędzie jaszczury i możliwe, że wizerunki obcych. Otwierają się drzwi i wstaję, ale zanim wysiądę widzę jeszcze zdjęcie z jakąś kobietą, zawieszone na przedniej szybie, a gdy przybliżam się, by je obejrzeć zmienia się w widokówkę z napisem.
Porwanie Przez Obcych
04.01.2015 – 16:41
Miałem kilkukrotny paraliż przysenny. Budziłem się i zasypiałem może nawet z dziesięć razy. Normalnie bym widział jakiegoś strasznego ludzika (obcego?), ale teraz za każdym razem była na mnie kotka. Raz stała z jednej strony, raz na mnie. Na końcu, gdy kilka razy zasypiałem, widziałem, że leży przy mnie po prawej stronie z łapą na mnie. Nie wiem czy ja to widziałem jakoś przez sen, czy to były tylko wizje senne. Dalej miałem serię snów, których nie pamiętam całkowicie, kolejności też nie jestem pewien.
Dwaj mężczyźni znajdują się w pomieszczeniu, które jest magazynem, czy laboratorium Obcych. Dzieje się to na innej planecie, a może na statku kosmicznym Obcych. Obcy wyglądają jak małe ludziki-jaszczury. Prowadzą tam jakieś badania, zabijają ludzi i biorą ich ciała na części. Tych dwóch chce stamtąd uciec. Nie wiem jak im się to udaje, ale są już na Ziemi i jadą wielką ciężarówką. Krajobraz taki trochę wiejski. Zatrzymują się przy domu kobiety. Jej dom został zniszczony przez nalot Obcych, nie ma ścian i dachu, tylko sam szkielet został. Dają jej różne rzeczy, w tym między innymi krzesła, bo nie ma na czym usiąść. Wydaje mi się, że ta kobieta to żona jednego z tych mężczyzn, który wrócił do niej po wielu latach.
Jestem z kimś w pokoju (chyba z mamą, ale nie jestem pewien). Chociaż babcia i dziadek już nie żyją, i od kilku lat jest to sypialnia moich rodziców, to jest urządzony tak jak wcześniej. Na podłodze przy kanapie leżą jakieś rzeczy, na przykład półtora chleba, który niby zostawił tam dziadek i choć już nie żyje to ten chleb leży tam od kilku lat i jest stwardniały na kamień. Wyrzucamy go. Jest tam też duży słoik z grzybami. Biorę go, ponieważ chcę zjeść te grzyby na kolację. Później okazuje się, że jest tam tylko jeden duży grzyb, a reszta jest w proszku do przygotowania sobie. Nagle wiem, że jacyś ludzie wiedzą już, gdzie jesteśmy i zaraz tu będą, bo są tu także rzeczy, którymi są oni zainteresowani. Szybko zabieram je ze sobą, nie wiem co to są za rzeczy, ale są tam jakieś ważne adresy albo kody pozostawione przez jakiegoś naukowca. Idę do kuchni z zamiarem przygotowania sobie tych grzybów na kolację (jest, więc pewnie wieczór), ale zastaję tam jakiegoś faceta, który jest lekko poddenerwowany. Przesypuje coś z jednego słoika do drugiego słoika, co ma mi niby coś wytłumaczyć. Mówię mu, że i tak nic nie rozumiem z tego co mi pokazuje, tylko zepsuł ten sos (albo miód) wsypując do niego to coś (może to był mak). Idę do dużego pokoju. Jest tam moja mama i siostra. Są tam także dwie moje kotki. Za pomocą telekinezy poruszam różnymi przedmiotami (nie pamiętam dokładnie czym, ale chyba m.in. bombką i firanką). Nagle spostrzegam, że jedna z kotek (ta o rok młodsza) jakoś dziwnie krzywo chodzi i wyginają się jej łapy. Rozumiem przez to, że poruszam nie tylko tymi rzeczami, na których jestem świadomie skupiony, ale także tymi, na które oddziałuje moja podświadomość. Natychmiast przenoszę kotkę do mojego pokoju, ale ona mi się wyrywa i wraca tam z powrotem, przez co rozumiem, że jest już wszystko w porządku.
W jakiś sposób znajduję się w innym miejscu. Nie pamiętam jak tam dotarłem (możliwe, że szedłem wcześniej leśnymi ścieżkami), pewnie zapomniałem części snu. Jest to miejsce pomiędzy łąką a lasem. Łąka położona jest wyżej niż las, na takiej jakby górce. Oprócz mnie są tam jeszcze inne osoby. Patrzę w niebieskie niebo i widzę ładne chmurki, białe ptaki (chyba mewy), a także lecące pojazdy. Wszyscy myślą, że to UFO, ale po chwili rozpoznajemy w jednym z lecących w naszą stronę pojazdów papierowy origami samolocik. Wlatuje on do lasu ciemną ścieżką. Jedna z kobiet biegnie za nim, by go złapać. Jest podobna do nauczycielki ze szkoły policealnej. Biegnę za nią i opowiadam jej jak wyglądali ci Obcy z tamtego laboratorium. Samolocik opada swobodnie na końcu ścieżki, a ona go podnosi. Gdy reszta dogania ją w głębi lasu, ona, lekko spanikowana, mówi, że już więcej tego nie będzie robić (ale, czy gonienia samolocików, czy wchodzenia do lasu to tego nie wiem), oddaje im ten samolocik i ucieka z powrotem. Ci z ciężarówki biorą ten samolocik i go rozkładają. Jest to niby jakaś wiadomość (albo raczej ostrzeżenie) dla nas od Obcych. Na kartce jest narysowana postać obcego po prawej stronie i chyba tekst w języku Obcych. Ale oni mają słownik, który wyciągnęli z ciężarówki. Składa się on z dużej ilości kwadratowych kartoników. Po jednej stronie każdego kartonika jest wyraz, a z drugiej strony jest obrazek przedstawiający co oznacza tamto słowo. Wala się tam pełno różnych przedmiotów wyciągniętych z tej ciężarówki. Podczas, gdy oni tłumaczą tekst ja chcę posprzątać tamto miejsce czy coś. Pokazuję im pudełka od płyt z muzyką i pytam się ich, gdzie są te płyty, bo chcę je schować. Ktoś szuka płyty. Coś mi się wydaje, że ten list-samolocik był tylko po to, aby odwrócić naszą uwagę, bo nagle zjawia się kobieta w czarnym kombinezonie. Jest ona jednym z Obcych. Przyszła tu tak cicho, że nikt jej nie zauważył. Strzela do każdego po kolei pociskami usypiającymi. Chcę ich ostrzec, ale już mnie trafiła i nie mogę się poruszyć, ani mówić. Tak to sprytnie ci Obcy zrobili, że obudziłem się od razu na statku Obcych, albo gdzieś na ich planecie w ciemnym korytarzu bardzo podobnym do tej ciemnej ścieżki w lesie. Tak jakbym w ogóle nie zasypiał. Reszcie osób, które tam się obudziły kobieta wskazała drogę, proszę się skierować na prawo, czy coś podobnego. Ja skręciłem w inną stronę, chcąc uciec stamtąd. Biegnę innym, oświetlonym korytarzem. Na końcu tego korytarza, po prawej stronie, jest wejście do magazynu/laboratorium Obcych. Przechodzę przez wcześniejsze drzwi. Jest tam inny nieoświetlony korytarz prowadzący do wielkiej klatki schodowej. Tamci mnie jednak doganiają. Używam telekinezy, aby trzymać ich w pewnej odległości ode mnie. Jednak później wracam razem z nimi, bo wiem, że i tak nie zdołałbym im uciec. Inni także są tam prowadzeni na wielką oblodzoną salę do hokeja, ale się nie przejmują, nawet się z tego cieszą. Mówię im, że najpierw dadzą im dużo rozrywki, a potem ich zabiją i wezmą na części. Oni się tylko ze mnie śmieją. Ci, którzy się ze mnie śmieli mieli drugą parę oczu bezpośrednio nad pierwszą. Do sali można wejść przez wiele przejść w kształcie łuków. Wchodzę, gdy już inni zaczęli grać. Zaczynam im trochę przeszkadzać podnosząc krążek i poruszając nim w powietrzu za pomocą telekinezy. Jakaś dziewczyna też próbuje, ale słabo jej to jakoś wychodzi. Inni dziwią się, że jestem tam dopiero kilka miesięcy, a już potrafię się tak dobrze posługiwać telekinezą. Po chwili, gdy nudzi mi się to, biorę kij do hokeja. Jest drewniany i dziwnie powyginany. Pytam się kolegi czemu ten kij tak wygląda, a on odpowiada mi, że później wezmę sobie inny lepszy. Strzelają do bramki, ale nie trafiają. Chcę pomóc bramkarzowi, ale zmieniam zdanie i się tylko patrzę. Nie wiem czemu, ale on nic nie robi i wtedy udaje się przeciwnej drużynie trafić do bramki. Budzę się.
Wielkie Grzyby
05.01.2015 – 21:09
Jest dzień. Idę z kilkoma osobami ścieżką w lesie. Nie wiem za bardzo co to za las, ale wydaje się w jakiś sposób podobny do tego, który jest niedaleko mojego mieszkania. Obok ścieżki rosną takie wielkie grzyby, chyba borowiki, tylko wysokie na metr, a niektóre nawet większe. Zrywam jednego i oddzielam kapelusz od nogi. Podnoszę kapelusz grzyba do góry i oglądam. Widzę, że łażą na nim drobne robaczki. Oddaję komuś kapelusz i zostawiam w trawie nogę grzyba. Idziemy dalej przez las. Po chwili postanawiam jednak, żeby się wrócić i zabrać nogę od grzyba lub od razu spróbować kawałek na surowo. Gdy się odwracam i idę kilka kroków, wzrok zaczyna mi się robić zamglony i budzę się.
Pająki I Zombie
10.01.2015 – 17:17
Jest lato, słonecznie i ciepło. Sen się zaczyna, gdy wchodzę do domku po schodach. W
rzeczywistości mam małe schodki prowadzące z balkonu mieszkania na trawnik. Ale te są trochę większe schody, którymi można wejść do drzwi domku. Dom ten znajduje się nie wiadomo gdzie, gdzieś na łące. Jest to tak jakby letni domek. Gdy tak wchodzę po schodach, zatrzymuję się przed drzwiami i obracam się. Zauważyłem coś dziwnego, o kolorze czarnym, spadającego z nieba, z chmur. Spadło parę metrów od domu. Myślałem, że to meteoryt i pobiegłem sprawdzić co to takiego tam spadło. Gdy tam dotarłem, zobaczyłem, że to duży czarny, taki bardzo włochaty pająk. Wokoło pojawiały się inne, jeszcze większe pająki, wielkości dużych psów. Szybko chwyciłem jeden i drugi kamień, które tam leżały i zatłukłem tego pierwszego pająka, ale to i tak nic nie dało, bo pojawiało się coraz więcej tych pająków. Spadały z kosmosu. Pobiegłem, więc z powrotem do domku. Wychodziła właśnie z niego moja siostra. Powiedziałem jej o pająkach, i że na zewnątrz jest teraz niebezpiecznie. Nagle z domu wybiegły dwie nasze kotki (trójkolorowe). Jedna, ta młodsza, pobiegła w stronę pająków, ale szybko ją znaleźliśmy. Była za drogą, w ciemnym miejscu niedaleko pająków. Dogoniliśmy ją i zanieśliśmy do domku. Mama pytała się co z drugą, że może ją już te pająki złapały i zeżarły. Jednak znaleźliśmy i ją. Była po drugiej stronie za domem przy krzaku. Siostra musiała złapać ją aż za ogon, bo inaczej by ta uciekła. Ja wróciłem po te kamienie. Jeden był cały w pajęczynie, to go wypuściłem. Wszędzie zwisały wielkie pająki na pajęczynach zaczepionych, gdzieś do chmur. Na ścieżce przy naszym domu stał mały chłopczyk i pytał się mnie co tu tak przyozdobione wszystko. Mówię mu, że to nie są żadne ozdoby tylko pełno pajęczyn jest w powietrzu. Niektóre były takie cienkie, że nie było ich widać, ale można było je wyczuć. Potem pobiegłem z dużą grupą osób, aby wyszukiwać te pająki i je pozabijać. Miałem ze sobą tamten kamień, wziąłem jednak także ten drugi, większy, który był oblepiony pajęczyną. Chodziliśmy po jakichś ciemnych drogach, czy korytarzach. Wyglądało to trochę jak labirynt, takie wszystko zaplątane. Trafiłem do ciemnego korytarza, a może to było, gdzieś między krzakami. Musiałem wycofać się stamtąd, ponieważ nie było dalej żadnego przejścia. Trochę się zaklinowałem i nie mogłem stamtąd wyjść. Teraz chyba się obudziłem, a może przeskoczyło do innego snu, który teraz opiszę, ale nie wiem czy to dobra kolejność i może ten poprzedni sen jakoś inaczej się zakończył, czy raczej zapauzował.
Leżę w łóżku pod kocem, jest dzień i jest jasno. Pokój wydaje się o wiele większy,
przestrzenniejszy od mojego i jest pusty. Stoi tylko łóżko, na którym teraz leżę. Przychodzi kotka i wchodzi mi pod koc. Wstaję i siadam na oparciu, które się nagle pojawiło, teraz kanapy, a nie łóżka. Spod koca wychodzi nie kotka, ale teraz już jakaś dziewczyna. Siada na oparciu po mojej lewej stronie i przytula się do mnie.
Znowu wracam do wcześniejszego snu, ale tak jakby zaczynał się od nowa. Udaję mi się wyjść z tamtej ciasnej ciemnej ścieżki. Po drodze niedaleko domu idzie moja siostra z koleżankami. I teraz właśnie dopiero spada tamten pierwszy pająk. Zdejmuję kapcia i próbuję go nim zgnieść. To jest trochę dziwne, bo ten pająk wcale nie ucieka, ale za każdym razem, gdy już mam uderzyć tego pająka, moje ruchy spowalniają. Po którymś razie jednak odwrotnie przekładam w ręku kapeć i bardziej się koncentruję, aż udaje mi się dostatecznie silnie uderzyć w pająka i go zabić. Dzięki temu więcej pająków już się nie pojawia. Ale nie znaczy to, że zagrożenie minęło - tylko się jedynie zmieniło. Dotarłem do miejsca przypominającego duży sklep, galerię z szerokim korytarzem.
Siedziałem u góry na murku i przyglądałem się jak zbierają się w grupy. Mieliśmy polować na zombie. Wstałem i poszedłem z jedną z grup. Doszliśmy do miejsca podobnego do placu zabaw przed moim blokiem. Wszędzie chaos, jedni ludzie uciekają przed zombie, a inni z nimi walczą. Jest ciemno, wieczór i chyba pada deszcz. Po chodniku idzie Japończyk. Mówię mu, żeby uciekał. Ucieka, ale w złą stronę. Jest tu niedaleko miejsce gangu, który rządzi całą dzielnicą. Z tego lokalu wybiega szef gangu, teraz przemieniony w zombie. Biegnie na tego Japończyka. Próbuję przejść przez ogrodzenie na drugą uliczkę. Nie zdążyłem, bo tamten wielkolud przygniata go łapą i zaczyna zagryzać. Zamiast przechodzić przez ogrodzenie, po prostu okrążam końcówkę ulicy (czemu o tym wcześniej nie pomyślałem?) i kopię z całej siły tego zombie, chyba go zabijam. Wchodzę do tamtego lokalu (normalnie wszedłbym do klatki schodowej do bloku na przeciwko) i widzę ludzi z gangu. Miejsce składa się ze sklepu odzieżowego po lewej i z baru (trochę przyciemnionego) po prawej stronie, gdzie siedzą ci ludzie. Spomiędzy stoisk wychodzi dziewczyna poprzedniego szefa, ładna. Teraz, jako, że niby to ja jestem ich szefem, muszę się nią zajmować, to znaczy kochać się z nią Dziewczyna chwyta mnie rękoma i oplata moje biodra nogami. Dziwnie się trochę czuję, bo wszyscy nas tam widzą i przenoszę ją tak w głąb tego ich domu. Przechodzę z nią przez jedne i drugie drzwi kierując się na prawo. Dalej nie możemy iść, bo dalej jest jakiś zniszczony szary korytarz, zastawiony czymś zardzewiałym. Usadawiam ją na kanapie, albo jakiejś ławeczce. Sam też siadam obok niej, z prawej jej strony. Nagle przychodzi jakiś mężczyzna. We śnie wiem, że to był wspólnik już nieżyjącego szefa. Głaszcze on dziewczynę i dotyka on jej zębów. Wiem, że to może trochę boleć i aż sam wyczuwam lekki ból zębów. Przestaje i mówi, że to tak ona lubi się kochać, to znaczy, gdy ona śpi. Patrzę na nią, ma przymknięte powieki i chyba rzeczywiście śpi teraz na siedząco. Scena się nagle przenika i łączy z tamtym wielkim oświetlonym korytarzem z marketu, tam gdzie wszyscy zbierali się w grupy. Przyjechała stamtąd samochodem jedna z kobiet i idzie w naszą stronę po białych kafelkach. Wygląda mi to na superrealistyczną animację 3D. Ale wygląda to jakoś bardzo dziwnie, co mnie niepokoi, tak dziwnie się wszystko porusza, animuje. Zatrzymuje się, cofa się, przewija w drugą stronę i z powrotem, drga. Nie wiem jak to dokładnie opisać. Gdy tamta kobieta jest już blisko nas, wpływam myślami na nią i szybko cofa się z powrotem. Robię pauzę. Mówię tamtemu mężczyźnie, że widziałem już coś podobnego, w którymś anime o zombie (w rzeczywistości nigdy nie oglądałem żadnego anime o zombie), więc podaję mu adres strony o anime i tytuł. On daje mi telefon komórkowy, abym sam mu wyszukał to anime, bo mu coś nie wychodzi. Jest to dotykowy smartfon, ale jego klawiatura wydaje się fizyczna, niektóre klawisze zostały wyrwane i nie mogę wpisać wszystkiego. Oddaję mu telefon, a on mi mówi, że i tak nic by z tego nie wyszło, bo okazało się, że nie ma już pieniędzy na koncie. Ja mu mówię, że po tej katastrofie to internet i wiele innych rzeczy powinny być za darmo, że w ogóle pieniądze nie mają już żadnej wartości i wymyślam taką mądrość, że pieniądze teraz to tak jakby mieć papier toaletowy, a nie móc się podetrzeć I w ogóle przecież teraz to oni, czyli my, rządzimy w mieście.
Sen się powoli zaczął kończyć i się obudziłem.
Przyśpieszanie Wzrostu Roślin, Szklana Winda
17.01.2015 – 16:06
Lato, słoneczny dzień. Za pomocą myśli, wpływam na wzrost roślin. Przyśpieszam wzrost kilku drzewek na trawniku przed balkonem obok lampy. Widzę jak zaczynają szybciej rosnąć ( w ten sposób można by zasadzić natychmiast cały las). Wracam do domu, ale po chwili postanawiam, że najpierw wejdę do bloku naprzeciwko. Jednak sen przemieszcza mnie w jakieś inne miejsce. Teraz idę w trawie kamienistą ścieżką. Po lewej stronie są znajome (z innych snów?) bloki lub domy, ale chcę zobaczyć co jest po prawej stronie, więc tam idę. Jest to niby następny blok stojący naprzeciwko tamtego, do którego chciałem wejść. Niestety nie ma żadnych drzwi, tylko czarne, jakby spalone okno. Więc idę dalej i kieruję się w lewo, do poprzedniego budynku. Tutaj sen chyba przeskakuje i trafiam do windy ze szklanymi drzwiami. Gdy zatrzymuje się, chcę wyjść, ale nie mogę otworzyć. Na korytarzu przede mną idzie jakiś dzieciak, Japończyk. Wołam do niego, uderzam w drzwi. Ten mnie zignorował, nawet na mnie nie spojrzał. Przeszedł przez drzwi po prawej (też chyba ze szkła). Z kimś się bawił. Wtem przychodzi jakiś pan (może nauczyciel?) i otwiera mi drzwi. Wychodzę i zatrzymuję się obok tych drzwi z prawej strony. Wybiegają stamtąd dziewczyny i biegną korytarzem na lekcję. W tym śnie rozumiałem, że to taka szkoła dla dziewcząt. Idzie za nimi starsza pani, której normalnie bym się bardzo przestraszył, bo miała taki potworny wygląd. Te dziewczyny nazywały ją mamą (albo mi się tak tylko wydawało). Był tam też ktoś zły, wyczuwałem negatywną istotę. Musiałem pobiec razem z kolegą za nimi, by im pomóc, aby tamten nie zrobił krzywdy dziewczynom. Korytarz miał słabe oświetlenie. Po drodze mijamy stojak, na którym były zawieszone różne kurtki. Ta szkoła była takim miejscem, gdzie wszyscy się dzielili rzeczami i na przykład można było wybrać dla siebie, którąś z tych kurtek. Dobiegamy do drzwi sali, gdzie te dziewczyny miały mieć lekcję (korytarz w tym miejscu był oświetlony światłem z dworu, bo na przeciwko drzwi, były okna) i kolega otwiera salę tę po drugiej stronie, a ja otwieram tą obok po prawej. Widzę, że tam nie ma tych dziewczyn, które biegły, ale jest to inna klasa i jest tam także tamten ktoś, któremu przypisywałem złe zamiary (miał niby użyć magii, czy jakiejś energii, żeby zabić dziewczyny). Chyba wszystko było jednak w porządku. Nie wiem tylko, gdzie się podziały tamte dziewczyny, czy były w sali po lewej stronie, czy może zupełnie gdzie indziej.
Kot I Jego Zdobycz
22.01.2015 – 12:10
Patrzę przez okno (zupełnie nie wiem, gdzie to mogłoby być). Jest tam chodnik, a dalej wysoki kamienny murek, na którego górze jest niskie metalowe ogrodzenie. Przychodzi tam kot i pozostawia na krawędzi murku, między prętami ogrodzenia, martwego psa, którego wcześniej upolował. Po lewej stronie zauważam także leżącego ptaka, pewnie też wcześniej został tam pozostawiony przez tego kota na później. Kot, gdzieś sobie poszedł, pewnie znowu na coś zapolować.
Wampiry
30.01.2015 – 17:00
Stoję przed blokiem, w którym mieszka moja ciocia. W jednym oknie (pierwsze lub drugie piętro), tym po lewej stronie, siadają dwa psy (pudle, albo jakieś inne małe pieski), a w drugim oknie kot (a może koty także były dwa). Okna są otwarte i pies i kot chcą się dosięgnąć łapami, po to by się bić, a może tylko bawić. Ale, że było za daleko pies nie dosięgnął, a nie mógł już zawrócić do mieszkania, więc zeskoczył na chodnik, w śnieg. W pierwszym momencie byłem przekonany, że pies się zabił, bo się nie ruszał tylko stał sztywno, ale już za chwilę, gdzieś pobiegł. Za chwilę zeskakuje też drugi pies i biegnie za tamtym.
Jestem w szkole podstawowej (a może w gimnazjum). Wychodzimy całą klasą z sali. Zostawiłem plecak i zastanawiam się czy go jednak ze sobą zabrać. Niektórzy wzięli swoje plecaki, a niektórzy je zostawili. Postanawiam nie wracać do sali, bo i tak pewnie później tam wrócimy. Szliśmy zwiedzić jakieś miejsce, muzeum czy coś podobnego. Wchodząc do budynku, nie wiem kiedy to się stało, ale zgubiłem pozostałą część klasy. Wiem, że przed drzwiami był hol i byli tam inni ludzie, m.in. recepcjonistka. Szedłem szukać innych, ale się zgubiłem, ponieważ było tam pełno krętych korytarzy z drzwiami, niektórymi ze szkła. Doszedłem do miejsca, gdzie po prawej stronie były schodki w dół, ale tam nie poszedłem, bo nie było tam oświetlenia, a było bardzo ciemno.
Poszedłem tymi schodami lewej stronie, na górę. Doszedłem, gdzieś wysoko, jakby do poddasza. Szło się tam po drewnianej konstrukcji, w niektórych miejscach trzeba było przeskakiwać, bo nie było ciągłości w podłodze (może deski się tam rozleciały). Tak chodziłem sobie w półmroku i przeskakiwałem to tu, to tam, aby zobaczyć co to za dziwne miejsce. Było tam kilku, którzy coś robili, naprawiali. Szedłem tak, by mnie nie zauważyli. Chciałem już wracać, ale gdy się obróciłem zobaczyłem, że przy drzwiach prowadzących na schody, po lewej znajduje się jeszcze inne przejście. Przeskoczyłem przez dziurę i poszedłem tam długą drogą z desek (trochę podobne do mola). Wreszcie znalazłem resztę klasy. Były tam jakieś nieznajome panie, które wprowadzały każdego po kolei. Nagle z rozumiałem, że nas oszukano. Nie mieliśmy niczego zwiedzać, wiedziałem, że to był podstęp. To były wampiry (albo obcy), którzy zmieniali tych uczniów właśnie w wampiry, albo ich po prostu zjadali. Musiałem się stamtąd jak najszybciej wydostać. Zobaczyli mnie i wpadłem w panikę. Nie mogłem trafić do schodów. Jeden z tamtych stolarzy stanął mi na drodze i się złośliwie uśmiechnął. Rzuciłem w niego książką (nawet nie wiem skąd ją miałem przy sobie), co go jeszcze bardziej rozbawiło. Okazało się, że drzwi są za mną i tam zawróciłem, zbiegłem po schodach. Nie mogłem znaleźć wyjścia i przez dłuższy czas biegałem po korytarzach. W każdym korytarzu było dwoje drzwi, po lewej i po prawej, a jak już się jedne otworzyło to dalej były jeszcze następne do otworzenia. W końcu jakoś dotarłem do drzwi wyjściowych. Była ze mną jakaś dziewczyna i mężczyzna. Myślałem wtedy, że to są normalni ludzie i chciałem razem z nimi z tamtą uciec. Biegliśmy daleko ulicą i znaleźliśmy się przed drzwiami do klatki schodowej. Weszliśmy razem do mojego mieszkania. Jak patrzyłem na tego mężczyznę to zacząłem się trochę niepokoić i już za chwilę miałem pewność, że to jest wampir, a ta dziewczyna już nie żyje tylko on telepatycznie steruje jej ciałem. Jako, że wcześniej przeszliśmy przez balkon na trawnik, tamta dziewczyna zawieszała coś na lampie, jakieś czarne przewody, czy raczej to tamten kazał jej to robić. Postanowiłem uciekać, nie wiem po co, ale wracałem przez mieszkanie zamiast od razu, gdzieś pobiec na dworze. Chyba wróciłem wtedy do tamtego budynku z zamiarem wydostania innych jeszcze nie przemienionych, ale mnie nie słuchali. Znowu się pogubiłem, biegałem w kółko po korytarzach otwierając ciągle te same drzwi. Pomogła mi tamta recepcjonistka i wskazała mi właściwe drzwi. Ona też była wampirzycą, ale mnie nie zatrzymywała. Wiedzieli, że i tak któryś z nich mnie w końcu złapie. Na Ziemi już prawie wszyscy byli wampirami. Biegłem, gdzieś ulicą. W pewnym momencie znalazłem się w bardzo wysoko położonym miejscu. Był tam wąski chodnik. Z prawej strony były sklepy, a z lewej jakby przepaść. Uciekłem stamtąd, jakoś znalazłem schody. Wiedziałem, że nie ma już po co uciekać, bo wszędzie i tak są te wampiry i nie ma i tak gdzie się schować. Przystanąłem przy górce. Tamten mnie w końcu dogonił. Wytłumaczyłem mu, żeby nic mi jeszcze nie robił, aby dał mi choć trochę czasu, bo i tak pewnie jestem już ostatnim człowiekiem. Dzwonię do cioci z nadzieją, że jednak wszystko jest z nią w porządku, ale ona mi mówi, że razem z wujkiem zeżarli już z siedemdziesiąt ludzi. Rozłączam się. Idę uliczką, za mną ktoś idzie, czuję zapach dymu papierosowego, ale mi nie przeszkadza to. Spotykam chłopca, który znalazł w krzaku monetę, może 50 groszy. Patrzę, a tam następna i następna. Pojawia się coraz więcej monet, o coraz większym nominale i je zbieramy. Po jakimś czasie przychodzi inny chłopiec z dziewczynką. Wiedziałem, że byli oni wampirami i znów zacząłem uciekać. Co jakiś czas mnie doganiali, ale udawało mi się biec szybciej. Dołączył do nich nawet tamten co wcześniej mnie gonił. Pobiegłem w śniegu za jakieś budki stojące przy lesie. I się wreszcie obudziłem.
Pociąg, Samolot I Meteoryt
05.02.2015 – 16:31
Na początku snu byłem, gdzieś na sali gimnastycznej. Oprócz mnie było jeszcze kilka innych osób. Działy się tam różne dziwne rzeczy, ale w sumie nic z tego nie pamiętam. Wiem tylko, że wszedłem do jakiejś bocznej sali i włączyłem pilotem telewizor. Leciało anime, w którym od okna szła dziewczyna. Miały ją bronić przed czymś jakieś magiczne, ożywione figurki. Ale, jako, że z jakiegoś powodu wydawało mi się, że to anime (figurki) zawiera elementy religijne i w ogóle było nudne, postanowiłem nie rozpoczynać oglądania nowej serii i od razu wyłączyłem. Później (nie wiem czy to był następny sen czy kontynuacja tego) szedłem uliczką pomiędzy sklepami. Wydawało się jednocześnie jakby to było na zewnątrz i w jakimś budynku, a może tam był po prostu daszek nad tą uliczką. Wychodząc stamtąd widziałem jak wracają dwie koleżanki. Nagle nie wiem jak to się stało, znalazłem się w pociągu (bardziej to wyglądało na autobus) i na dodatek było to w Japonii. Pytałem się starszej Japonki czy to rzeczywiście jest pociąg, bo dziwiłem się skąd się tam nagle znalazłem, ale ta tylko się uśmiechnęła. Zapytałem po angielsku i wtedy zrozumiała i odpowiedziała, także w języku angielskim, że tak, to jest pociąg. Wysiadłem na następnym przystanku i zawróciłem z powrotem. Rozglądałem się dookoła i oglądałem wystawy sklepowe. Zrobiło się ciemno. Szedłem ścieżką przez trawę, skręcałem za róg w lewą stronę. Zauważyłem, że w oddali lecą świecące punkciki, UFO. Jedne ułożyły się w formację przypominającą lecącą pionową pałeczkę, a inne sfery. Niektóre z tych sfer spadały i odbijały się od ziemi. Potem coś się zdarzyło, samolot został uderzony przez meteoryt i spadł do morza. Był pilnowany przez wojsko, bo ten meteoryt był dla nich ważny i chcieli go wydobyć. Kilka razy próbowałem dostać się przez wodę, ale zatrzymywało mnie wojsko. Po jakimś czasie dotarłem do tego samolotu, gdy leżał już na plaży i wyciągnąłem meteoryt ze środka. Był jasny w ciemne warstwy-paski. Tak się zakończył sen.
Dzieci Z Bullerbyn
14.02.2015 – 14:59
Wypożyczyłem książkę z biblioteki. "Dzieci z Bullerbyn". Zaczynam czytać, widzę jednak, że pierwsze strony zaczynają się od złej numeracji, od 270coś. Książka była cała i nie brakowało stron, ale patrzę na okładkę i okazuje się, że to jest po prostu druga część, "Dzieci z Bullerbyn i Ciotka Jakaśtam finał". Już chcę iść z powrotem do biblioteki, aby wypożyczyć jeszcze pierwszą część, gdy siostra mówi mi, że też wypożyczyła jakieś książki i mogę zobaczyć. Poszedłem do jej pokoju i zauważam wielką, grubą książkę leżącą na łóżku. Była trochę podobna do albumu ze zdjęciami. I tak, to była pierwsza część "Dzieci z Bullerbyn". Tylko czarne kartki też zaczynały się od 270coś, jednakże na nich były naklejone zwykłe mniejsze, takie białe z czarnym tekstem, i te miały od początku normalną numerację. Czyli były dwie oddzielne numeracje stron. Co one oznaczały to już nie wiem. W rzeczywistości nigdy nie czytałem "Dzieci z Bullerbyn", tylko jakieś fragmenty. Może powinienem przeczytać obie części?
Szukanie Miejsca 4d
19.02.2015 – 14:22
Byłem na jakiejś wielkiej sali, gdzie odbywały się tańce czy coś w tym rodzaju, nie jestem pewien. Było tam bardzo dużo ludzi. Nie pamiętam co tam robiłem, ale wydało mi się, że trwało to wiele godzin. Po wyjściu stamtąd znalazłem się w szkole (też niewiele z tego pamiętam), wiem, że miałem iść gdzieś z kolegami, chyba na w-f, ale w końcu poszli szybciej ode mnie. Zdecydowałem się ich nie szukać, bo i tak nie miałem tam nic do robienia, tylko pójść za trzema koleżankami. Kierowały się w prawą stronę. Jedna z nich szła szybciej przed tymi dwoma, które ze sobą o czymś rozmawiały. Podbiegłem do niej i powiedziałem, abyśmy poszukali tego miejsca z tańcami. Wytłumaczyłem jej, że to miejsce jest czterowymiarowe. Zgodziła się i zaczęliśmy szukać. Był słoneczny dzień. Najpierw weszliśmy, przez szerokie okno umieszczone zamiast drzwi, do dużej sali gimnastycznej na parterze, gdzie było bardzo dużo ludzi, odbywały się jakieś zajęcia, jakieś przekazywanie pałeczki czy coś takiego, może jakaś impreza. Koleżanka weszła pierwsza, ale ją zgubiłem i musiałem czekać na nią na zewnątrz. To nie było miejsce, którego szukaliśmy, ale było podobne. Później w trójkę (jedna z dziewczyn chyba, gdzieś poszła) znaleźliśmy się w budynku, prawdopodobnie szkolnym, na schodach. Jedna siedziała na podłodze oparta o ścianę, a druga stała obok niej po prawej stronie. Musieliśmy bardzo szybko dostać się na wysokość kilkudziesięciu pięter (tak naprawdę to nie wiem jak wysoko, ale wiem, że bardzo wysoko) i dlatego zażywaliśmy jakiś super silny stymulant. Pocałowałem w usta tą, która siedziała (była to ta do, której wcześniej podszedłem), ale jako, że narkotyk już zmieniał jej psychikę, udawała, że chce odgryźć mi głowę. Po odczekaniu chwili zaczęliśmy wspinać się po linach. Poruszaliśmy się do góry z tak ogromną prędkością, że wszystko się zamazywało, nawet lin nie było prawie widać. Wyglądało to trochę jak rywalizacja, chociaż wspinaliśmy się z równą szybkością. Po jakimś czasie w końcu dotarliśmy na samą górę. Tym razem byłem pewien, że to jest to miejsce, którego szukaliśmy. Odbywała się tam znowu jakaś zabawa. Było dużo ludzi w różnych dziwnych strojach. My nie mieliśmy żadnego przebrania i dlatego nas nie wpuszczono...
Kosmiczny Portal, Bieganie W Powietrzu
27.03.2015 – 21:14
Idę sobie ulicą. Jestem jakby w przyszłości, wszystko wygląda inaczej. Jacyś ludzie unoszą się w powietrzu i bardzo szybko poruszają się wzdłuż ulicy, raz w jedną, a raz w drugą stronę, trochę wyglądają na straż, albo nową policję. W kierunku, z którego przyszedłem idzie dziewczyna. Za pomocą telekinezy zbiera jakieś owoce (chyba pomarańczowe) z drzewek rosnących przy ulicy. W ten sam sposób sprawiam, że wszystkie owoce, które zebrała spadają jej na ziemię. Nagle się zaczęło, bo zauważyła to tamta ochrona i musiałem uciekać. Jeden z tamtych zaczął lecieć do góry, przez co jednocześnie wzniosło mnie na bardzo dużą wysokość. Pomyślałem, że nie będę wracać i ucieknę w przestrzeń kosmiczną, co też zrobiłem. Zacząłem bardzo szybko lecieć, jak najdalej od Ziemi. Kosmos nie był ciemny, tylko jasny i bardzo kolorowy. Leciał ze mną jakiś kolega czy znajomy. Dotarliśmy do niebiesko świecącego miejsca, które było portalem prowadzącym gdzieś indziej. W tym momencie dotarła do nas ogromna fala wody (kosmiczna fala?). Mieliśmy niby zaczekać, aby woda wszystko wypełniła i wzniosła nas do tego malutkiego przejścia, ale czułem, że chyba się uduszę jak nas ta fala zaleje. Musieliśmy się trochę wysilić, aby dotrzeć tam wcześniej. W tym czasie, gdy przechodziliśmy przez ten otwór, zaczęli doganiać nas źli ludzie, coś mi podpowiadało, że są to niemieccy naziści. Okazało się, że ten portal prowadził do drzwi mojego mieszkania. Szybo przeszedłem przez drzwi i wtedy zaczęło się robić ciemno, była już noc. Przebiegłem przez korytarz i wyskoczyłem przez balkon. Skręciłem w prawo i przeszedłem przez żywopłot trawnika. Zobaczyłem, że po prawej stronie na chodniku są jakieś zamknięte drzwi, a z drugiej strony jakiś wysoki płot. Nie byłem pewien czy zdążę uciec przed tamtymi. Nie wiem czy znajomemu udało się uciec, czy nie. Patrzyłem się na balkon. Na balkon wyszły dwie ubrane na czarno postacie (nie widziałem ich zbyt wyraźnie). I wtedy zacząłem się bać jak nigdy dotąd. Zacząłem krzyczeć ze strachu. Pomyślałem, że już dłużej nie wytrzymam, a jako, że byłem częściowo świadomy, że to sen udało mi się obudzić. Gdy się obudziłem, ciemność w pokoju przez jakiś czas wibrowała (często tak mam po koszmarach).
W następnym śnie był słoneczny dzień. Także przyszli jacyś źli ludzie, chyba też ubrani na czarno, ale już się tak ich nie bałem. Też jak wcześniej byli na balkonie. Ja byłem w mieszkaniu i szybko zamknąłem balkon. Po prawej stronie drzwi balkonu, siedziała jedna kotka i się patrzyła. Chociaż na balkonie byli ci straszni ludzie wszedłem i wołałem drugą kotkę, aby przyszła, tyle, że przybiegły jakieś trzy inne inne, nieznane mi koty. W trakcie, gdy po desce wchodziły na balkon, cofnąłem się do pokoju i zamknąłem drzwi balkonu. Tak się zastanawiam czy tym razem rzeczywiście ktoś był na balkonie, czy tylko to sobie w trakcie snu wymyśliłem
Mniej więcej na początku tego snu znajduję się w nie swoim mieszkaniu. W powietrzu latają jakieś kolorowe wibrujące obiekty (kule,a może mini galaktyki?). Za pomocą jednej przechodzę w kosmos. Znowu jest bardzo kolorowo (tym razem przeważa kolor niebieski). Więc te latające obiekty były końcówkami portalów prowadzących gdzieś w kosmos i z powrotem. Później nie wiem co się dokładnie dzieje. Pojawiam się na ulicy między blokami, gdzieś w głębi dzielnicy. Od tego momentu jestem kobietą. Ogłoszono, że jest poszukiwana jakaś kobieta. Można ją poznać po tym, że ma strupki, albo jakiś zaschnięty brud przy uszach. Gdy dotknęłam uszu okazało się, że to ja mam właśnie to coś na uszach. Szybko to rozkruszyłam i wytarłam ręką. Niestety zauważył to już jeden mężczyzna. Właśnie wchodziłam do pomieszczenia, w którym on pracował, garaż, albo coś podobnego. Już wcześniej byłam u niego i mnie znał. Zezłościł się tylko, ale mnie przepuścił drugimi drzwiami. Przeszłam przez nie i zaczęłam uciekać. Ktoś mnie gonił. Tu już zaczynam powoli być sobą. Niedaleko jest mały las i chcę się w nim schować. Biegnę chwilę przez ten las. Drzewa zaczynają się rozrzedzać i zaczyna się górka, na której jest już tylko kilka drzew. Nie chce mi się tam wchodzić, bo tu i tak kończy się las. Zdejmuję buty, aby było wygodniej (możliwe też, że i skarpety, ale nie jestem pewien) i biegnę ścieżką rowerową. Oprócz mnie biegną także inni. Po pewnym czasie trafiam do miejsca niedaleko sklepów (tam też jest wejście do innej części lasu). Normalnie, żeby tam dotrzeć trzeba by iść w odwrotną stronę, ale to przecież sen. Są tam moi koledzy o koleżanki z czasów szkolnych. Zaczynają oni się unosić w powietrzu. Też chcę polatać, ale podskakuję i podskakuję i nie mogę się wznieść. Zatrzymuję się i uspokajam. Biorę głęboki wdech i wtedy, gdy nabieram powietrza w płuca udaje mi się powoli unieść w powietrze. Zatrzymuję się kilka metrów nad ziemią. Tupię trochę nogami i wyczuwam twarde podłożę, a przecież unoszę się w powietrzu! Dalej biegnę razem z inny mi w powietrzu.
Wieża Obserwacyjna
28.03.2015 – 14:52
Idę między blokami. Szukam jednej dziewczyny, córki nauczycielki angielskiego. Jest tam wysoka wieża, na której na samej górze jest wielki teleskop podobny trochę do działa czołgu. Zaczyna się obracać w prawą stronę. Widzę, że zaraz zderzy się z blokiem. Nagle, cała wieża zaczyna się zawalać. Chwilę tak stoję i patrzę. Gdy już uciekam przewracająca wieża robi się niewyraźna.
Morderczyni I Studnia
30.03.2015 – 13:06
W tym śnie jestem obserwatorem. Ulicą szła dziewczyna. Ciągnęła ona ze sobą krwawiącego, martwego człowieka. Poszła za wysoki biały płot, tam gdzie mieszkała. Ktoś, jakiś chłopak z brodą, ją widział i był ciekaw o co chodzi. Poszedł za nią. Za płotem był piach i studnia na środku. Była ciemna i głęboka. Usiadł na jej brzegu. Gdy przyszła tamta dziewczyna, czytał właśnie gazetę i tłumaczył jej, że w tej gazecie napisali, o tym, że ktoś wpadł do tej studni, a może go ktoś wrzucił tam. Poszedłem, czy raczej mój wzrok przeniósł się za płot. Słyszałem jego krzyki. Pewnie go zabiła i wrzuciła do tej studni. Później, gdy tam wróciłem dziewczyna bawiła się jakimś robakiem. Wsadzała palec w piasek i ten robak podążał do zaznaczonego przez nią miejsca (we śnie mówiłem, że też się kiedyś tak bawiłem, chociaż wcale nie, a może tak, nie pamiętam). Obserwował nas wielki dzik. Wydawał się on trochę ludzki, może to był jakiś człowieko-dzik?
Trzmiel I Inne Urywki Snów
18.04.2015 – 13:48
Wieczór. Jestem w dużym pokoju. Są stare szafy sprzed lat. Razem ze mną jest mama i siostra. Coś lata w powietrzu. Jest to wielki trzmiel. Siadł na mnie i go strzepnąłem z siebie. Kilka razy tak na mnie siadał, wydawało mi się nawet raz, że mi wszedł do lewego rękawa, ale na szczęście nie. Schowałem się pomiędzy dużą szafą a małą szafeczką, na której stał telewizor. Ten trzmiel mnie jednak znalazł. Trochę się przestraszyłem, ponieważ zaczął się zachowywać jak pająk. Tworzył pajęczynę między szafkami i robił to naprawdę bardzo szybko. Musiałem uciekać. Po lewej stronie były pozostałości pajęczyny zrobionej przez prawdziwego pająka, którego nie było widać, się schował gdzieś albo dawno już odszedł stamtąd. Trochę się zawahałem, ale trzmiel był już ze swoją pajęczyną bardzo blisko mnie, więc zerwałem tamtą pajęczynę (nie było jej widać, tylko czuć) i uciekłem.
Chodzę z rodzicami po supermarkecie. Jest trochę dziwny. Są tam jakieś pojedyncze produkty. Mama chce kupić. Odtwarzacz muzyki, taki szaroniebieski. Odradzam jej, mówię, że w domu mamy lepszy, a tu nie ma dużego wyboru, jest tylko ten jeden. Po za tym jest jakiś obtłuczony i powyginany. Nie kupujemy go i idziemy stamtąd pomiędzy regałami. Mama się spojrzała na mnie, coś powiedziała. Nie mam pewności także czy się rozpłakała czy roześmiała.
Jest noc, a w nieznanym mi mieszkaniu, w którym się znajduję jest półmrok. Jest tam jeszcze jakiś znajomy czy kolega, nie wiem kto to. W łazience (a może w kuchni) siedzi tam także (na krześle czy w wannie) kobieta. Ta kobieta jest jakaś dziwna. Z tego co pamiętam, albo mi się wydawało to obsypuje się takimi małymi szklanymi kulkami. Chwilę się jej przyglądam. Po krótkim czasie czuję niepokój. Tamten drugi mnie chyba uspokaja coś tam mówi. Ona nagle wstaje. Uciekam i zamykam się w którymś z pokoi. Ona ma długą igłę. Chce mnie nią ukłuć przez otwory w drzwiach.
Jest dzień. Oglądam to, albo sam jestem jakby w grze komputerowej. Na początku jest to dwuwymiarowa gra. Obserwuję jak postać przeskakuje nad wodą z małej wysepki na drugą. Wchodzi do jakiejś jaskini. Teraz zaczyna się trójwymiar i to ja teraz tamtędy przechodzę. Jest tam ciemno. Idę czy biegnę wąskim skalistym korytarzem. Coś tam mówię, opisuję, nie wiem. Zatrzymuję się przed przepaścią. Mam linę, albo sobie tylko wyobrażam, że ją mam. Nie skaczę, bo lina raczej była tylko wyobrażona. Wychodzę z tej jaskini jakimś bocznym przejściem. Chodzą tam jacyś szarzy zakapturzeni ludzie. Oddalają się. Wyobrażam sobie, że wytwarzam energię, pole elektromagnetyczne chroniące mnie, które można użyć jako broni. Myślę, że wracają ci zakapturzeni. Są to jednak dwie dziewczyny. Nie znam ich. Niestety nie mogę nic zrobić, bo unoszę się kilka centymetrów nad ziemią i cofa mnie do tyłu, budzę się.
Tunel Z Wodą, Most, śnieg
28.04.2015 – 11:30
To była ciemna piwnica albo jakieś podziemia. Można było wpłynąć w dół przez prostokątny otwór na środku tego pomieszczenia. Był tam podziemny tunel o szarych piwnicznych ścianach właśnie wypełniony wodą. Ja i inni tam weszli i płynęli tym tunelem. Dosyć długo tak płynąłem i trochę się dziwiłem, że mogę tak długo wytrzymać bez powietrza. Nie dopłynąłem na drugi koniec tunelu, bo dostałem ostrzeżenie, tak jakby nagranie z kamerki, że w tym tunelu jest wielka (duża na całą wysokość, szerokość tunelu), chyba koloru szarego, niebezpieczna ryba skręcająca za rogiem i zbliża się w moją stronę. Wróciłem, więc tą samą stroną i wyszedłem na zewnątrz tym samym otworem do tej ciemnej piwnicy. Byli tam już inni.
Przechodziłem przez wielki most zawieszony nad przepaścią. Przechodząc bardzo się chwiał, cały falował. Doszedłem nim na drugą stronę przed drzwi jakiegoś wysokiego budynku. Później chciałem przejść z powrotem, ale jednak nie wróciłem tym mostem. Wiedziałem wtedy, że ten most jest fraktalny i dlatego tak się chaotycznie porusza.
Otworzyłem okno i wtedy kotka przez nie wyskoczyła na dwór. Był dzień, wszędzie pełno śniegu. Wybiegłem za nią przez balkon. Weszła pod, któryś z balkonów. Tak idąc, balkon zamienił się w przejście pomiędzy blokami do miejsca, dużej wnęki, w której był plac obrośnięty trawą. Stamtąd wychodzili jacyś ludzie. Tam znalazłem kotkę. Ta się jednak niepostrzeżenie zmieniła w dziewczynę. Ktoś chciał nas podwieźć w dół mostu, ale zdenerwował się i zmienił zdanie, po tym jak mu powiedziałem, że ta dziewczyna była kotką.
Dmuchawce
07.06.2015 – 13:58
We śnie był kolega, który w rzeczywistości, już dawno, gdzieś się wyprowadził. Pamiętam, że widziałem dmuchawce. Liczyłem i doliczyłem się trzydziestuiluśtam. Wiem, że śniło mi się o wiele więcej snów, ale niestety ostatnio nie mogę sobie przypomnieć.
Szef, Zdenerwowanie
08.06.2015 – 19:17
Schodzę z jakiegoś ziemistego pagórka. Jest tam jakiś wielki szef. Wysyła na mnie kogoś z nożem, aby mnie zabił. Gdy już jestem na samym dole, uciekam, ale widzę jak tamtego z nożem łapie jakaś maszyna. Jest podobna do autobusu, a z przodu ma zamontowane różnego rodzaju ostrza. Zaciąga go do innych maszyn, w celu poćwiartowania.
W innym śnie wracam do domu z biblioteki. Okazuje się, że wziąłem sześć książek, chociaż maksymalnie można wypożyczać tylko cztery.
W mieszkaniu mamy grać w coś, w tenis, hokeja, nie wiem w co. Ktoś uderza kijem w piłkę. Zdenerwowałem się, bo już zaczął/zaczęli grać, a ja jeszcze nie byłem przygotowany. Zamknąłem, więc drzwi do pokoju. Zdjąłem okulary (w rzeczywistości już wiele lat nie noszę okularów), ponieważ szkło było jakieś takie zamazane. Był tam smark z zaschniętą kropelką krwi w środku.
Zacząłem wycierać, ale się tylko rozmazało. K…. mać, powiedziałem i tak się skończył sen...
Spiralne Schody, Kurz
09.06.2015 – 12:27
Jest dzień. Idę z kimś, chyba jakimś znajomym. Zauważam, że coś ciekawego jest za szybą, znajdującą się nisko przy chodniku. Wyglądało to jak wystawa sklepowa, albo okno piwniczne, a może obie rzeczy razem. Chcę przejść i zobaczyć co tam jest. Ten znajomy jest bardzo niechętny, nie chce mu się nic oglądać, ale w końcu zgodził się pooglądać, ale tylko część. Znaleźliśmy się na ogromnych spiralnych schodach. Były one chyba przezroczyste, albo przynajmniej białe. Chciałem zobaczyć co jest na dole, ale tamten już kierował się do góry do wyjścia. Nagle coś nas zaatakowało, stwór z ogonem, taki jakby obcy. Zaczęliśmy do niego strzelać i uciekaliśmy. Kolega uciekł, a ja jeszcze biegłem. Już przy progu, czy takim większym schodku, myślałem, że ten stwór mnie złapie (działo się to w spowolnionym tempie), bo był za moimi plecami, ale jakoś udało mi się stamtąd wyskoczyć.
W moim pokoju było pełno kurzu unoszącego się w powietrzu. Ale tak gęsto jakby to był pył podczas remontu. Wyjrzałem przez okno. Na trawniku zostały zasadzone różne nowe roślinki poprzedzielane zielonymi plastikowymi ściankami.
Czapka Taneczna
10.06.2015 – 14:20
Trawnikiem przed klatką schodową szła gruba dziewczyna. Miała założoną błękitną opaskę/czapkę. Siostra powiedziała mi, że takie czapki dostaje się i można dopiero nosić po ukończeniu szkoły tańca. Idziemy za tą dziewczyną. Wchodzi do budki sklepowej. Przenosi mnie w inne miejsce. Jestem teraz obserwatorem w ciężarówce czy autobusie. Prowadzi kobieta. Jest tam też jej syn. Wewnątrz pojazdu panuje półmrok, wszystko jest czarno białe. Wiem, że na tyłach samochodu trzymają trupa. Z przodu siedzi jakaś dziewczyna, możliwe, że to ta w niebieskiej czapce. Tylko ona nie jest czarno biała i ma kolorowe ubranie. Mówi, że nie może już tego znieść, a tamta kobieta odpowiada jej, że za chwilę odstawią tą ciężarówkę, albo może chodziło tylko, że tego trupa gdzieś zostawią.
Piwnica Na Piętrze
12.06.2015 – 11:26
Wchodzę do budki sklepowej, w której znajduje się sklep spożywczy nazywający się "sklep". Kładę sprzedawczyni na ladzie 10zł i po drugiej stronie na półce wybieram jedzenie dla kota. Jest zapakowane w wąskim podłużnym opakowaniu, w nazwie ma "soft". W ręku mam 20zł w dwóch banknotach po 10zł. Biorę z lady tamto 10zł, a daję inne, z tych dwóch banknotów. Wychodzę ze sklepu.
Idę do góry klatką schodową. Ściany i schody pomalowane są na biało. Nie wiem co to za budynek, w którym jestem, ale prawdopodobnie byłem w nim wiele razy w snach. Zatrzymuję się, na którymś piętrze. Jest tam ciemna piwnica (dziwne, bo przecież piwnice to się raczej znajdują niżej niż parter, a tutaj na drugim, czy trzecim piętrze). Wchodzę, zatrzymuję się, gdzieś po środku tej piwnicy. Wiem, że coś robiłem ze skrzynką z gazem. Otwierałem ją, a później ją zamknąłem. Nie wiem czy coś tam z niej zabrałem, czy zostawiłem w niej. Nagle czuję, że zbliża się ktoś kogo jest ta piwnica. Wybiegam na klatkę schodową. Nie zdążyłem zamknąć piwnicy, więc zauważy, że tam byłem. Aby uciec, teleportuję się niedaleko mojego mieszkania, ale już po chwili ściąga mnie z powrotem. Przychodzi tam jakiś starszy pan, ogląda tą skrzynkę, ale nie mówi nic, że coś zrobiłem złego. Zostaję tam na jakiś czas. Pojawia się moja siostra. Część tej piwnicy jest nasza i są tam, poukładane w prostokąt jakieś mąki, cukry, jedzenie dla kotów. Po prawej stronie stoją cztery papierowe torby, chyba koloru czerwonego. Mogłyby to być prezenty urodzinowe dla kogoś. W tym śnie wiem, że są to wygrane z konkursu, odbywającego się w jakimś markecie. Wszystkie te rzeczy stoją tam już od wielu lat. Wysypuję wszystko z jednej torby, jakieś plastikowe badziewiaste zabawki i słodycze. Coś tam przypomina mi się, że mam zepsutą procę i znajdę tu taką samą, ale nową. W rzeczywistości nie miałem nigdy procy. Siostra bierze jedną torbę i schodzi na dół. Następnie oglądam opakowania z tego jedzenia dla kotów i mąki, albo cukru. Jedno ma datę ważności bardzo daleką na dwa tysiące sto któryś rok. Drugie ma w końcówce 44. Mówię tamtemu panu, że wtedy trzeba by się cofnąć w czasie czy co, bo to by mógł być 1944, ale może to być także 2044. To i tak była by jakaś bardzo długa ważność. Schodzę na dół po schodach jest tam impreza chyba urodzinowa. Właściciel tej piwnicy też jest już na dole. Pytam się go czy mogę coś jeszcze sprawdzić w tej piwnicy, kiwa głową, że tak. Wracam tam. Przyszedł jakiś mężczyzna z córką i synem. Zabierają różne rzeczy. Mówię, że to jest prywatna własność, ta piwnica, a oni tutaj kradną. Potem jednak daję dziewczynce jedną z tych czterech toreb, a rozsypane rzeczy wkładam z powrotem do drugiej papierowej torby z zamiarem zabrania jej ze sobą. A na to tamta dziewczynka się pyta co ja chcę z tym zrobić i mówi mi, że nie wolno tego zabierać stąd, bo to jest jej.
Narkotyki, Taksówka, Dziura W Chmurach
16.06.2015 – 12:49
Przy oknach był jeden rząd ławek. Siedziałem w jednej z przodu niedaleko drzwi. W głębi pomieszczenia były łóżka. Na środku była wolna przestrzeń, ewentualnie stolik lub coś podobnego. W ławkach oprócz mnie siedziało kilka osób. Wiem, że to było miejsce zajmowane przez gangsterów. Chodziło tam niedaleko tych łóżek parę prostytutek. Przyniesiono strzykawki z narkotykiem. Kilka osób siedzących w ławkach i niektóre z tych prostytutek wbijało sobie igły z tym narkotykiem i przytrzymywane, aby nie upadły na podłogę zasypiały. Ja nie brałem narkotyku, bo nie chciałem stracić świadomości. Kolega siedzący w ławce za mną, też nie chciał tego, tłumacząc się, że potem bolały by go plecy. Zostały na tace dwie strzykawki. Przyszedł policjant.
Miał jakiś zestaw pytań zapisanych w notatniku. Miałem zeznawać w sprawie jakiegoś
przestępstwa, chyba morderstwa, tamten kolega także. Była tam też jakaś pani, pewnie też policjantka. Interesowała ją zwłaszcza odpowiedź na pytanie numer dwa. Potem pamiętam, że byłem u ortodonty i wiedziałem, że nie mogę wtedy i nie chcę wracać i odpowiadać na pytania. Później oglądałem się w łazience w mieszkaniu. Patrzyłem na zęby i przez chwilę nie było aparatu, po chwili się pokazał, ale zęby wyglądały jakoś dziwnie. Po za tym jak na sen, wszytko w lustrze wyglądało zwyczajnie.
Ktoś chciał jechać taksówką. Miał niby umówioną na konkretną godzinę w konkretnym miejscu. Tłumaczył, że w tym mieście można iść na taksówkę tylko w dwóch miejscach, a on się już spóźnił i w ogóle nie wie, gdzie są te miejsca. Mówię mu, że to nie prawda. Może sobie zamówić taksówkę na jakąkolwiek godzinę i w jakimkolwiek miejscu, a nie tylko w tych dwóch.
Coś też śniło mi się z kubkami. Ktoś miał kubek z nadrukowanym samym tłem, a mój kubek miał za to jeszcze dodatkowo piramidę.
Idę piaszczystą drogą. Po lewej stronie jest las, a po prawej łąka z zeschniętą żółtą trawą. Jedzie w moją stronę duży czarny samochód, chyba wojskowy, a może jednak gangsterski. Zajmował całą szerokość drogi. Nie mogę skoczyć zbyt wysoko, tak jak to zwykle robiłem w snach, skaczę tylko na ten samochód i podczas, gdy jedzie ja przez niego przebiegam i zeskakuję. Dobiegam do skraju lasu, który znajduje się niedaleko bloku, w którym mieszkam. Wygląda inaczej niż zwykle. Jest tam ładny duży plac zabaw, obsypany na około świeżą czarną ziemią. Część drzew także jest obsypana w ten sam sposób czarną ziemią. Na ławce na tym placu zabaw siedziało dwóch gangsterów. Jeden silnie umięśniony pobiegł w prawą stronę w las. Drugi, ubrany w czarny garnitur, wstał z ławki, powoli do mnie podszedł. Uśmiechając się coś do mnie mówił, ale niestety nie pamiętam o co chodziło. Od początku jak znalazłem się na tym placu zabaw widziałem, że na niebie jest pełno gęstych chmur. W jednym miejscu w chmurach była bardzo głęboka dziura, która prawie wchodziła w przestrzeń kosmiczną. Wyglądało to bardzo ciekawie. Nie pamiętam tego dokładnie, ale były tam chyba jakieś kolory, możliwe też, że było widać gwiazdy. Zwróciłem mu uwagę, żeby tam popatrzył. Coś tam mówił, ale nie usłyszałem, po czym sobie poszedł. Pamiętam jeszcze, że to ja pobiegłem w las tamtym gangsterem, tak jakbym sterował postacią w grze komputerowej.
Koszmar, Ucieczka W śniegu, Wyspa
19.06.2015 – 13:29
Z jakiegoś powodu rodzice kazali mi pójść do kościoła, chociaż normalnie to nie chodzę, ale we śnie jednak poszedłem. Usiadłem w ławce z kolegą po lewej stronie, potem przesunąłem się na prawą stronę ławki, aby zobaczyć, że siedzę już sam na tej ławce. Zaczęło się. Nie było żadnego księdza, tylko dziwna kobieta. Przyłożyła do mojej twarzy, jakby mikrofon, śmierdzącego kapcia, że niby coś tam mam mówić, może się spowiadać. Nie wytrzymałem i wybiegłem z płaczem z kościoła. Gdy znalazłem się na zewnątrz musiałem uciekać, bo wszyscy byli wrodzy, przeciwko mnie. Nagle znalazłem się na chodniku obok trzech budek sklepowych na przeciwko budynku, gdzie mieszkam. Zaatakował mnie jakiś bezdomny dziad podobny do sprzedawcy z jednego z tych sklepów. Gonił mnie, chciał mnie chyba bić. Wykrzykiwał do mnie, że zapłacę za to co zrobiłem. Zająłem na chwilę jego uwagę tym, że podałem mu jakieś znalezione małe urządzenie i spytałem go do czego to służy. Ten to zaczął oglądać, a ja już trochę odbiegłem, ale nagle zorientował się, że zrobiłem to dla zmyłki i znowu zaczął mnie gonić. Odzyskałem trochę świadomości i chcąc uciec zamierzałem polecieć do góry. Odbiłem się, niewiele zobaczyłem, bo wciągnęło mnie z ogromną szybkością. Przeleciałem przez coś podobnego do tej dziury w chmurach z poprzedniego snu. Ale to był błąd. Trafiłem do jeszcze gorszego koszmaru. Było to w nieznanym budynku na wysokim piętrze. Po środku pokoju był jakiś mężczyzna, bynajmniej wydawało mi się, że to mężczyzna. Nie było widać jego twarzy i tak jakby w ogóle nie miał przez chwilę głowy. To było straszne. Ta istota sparaliżowała mnie, przez co nie mogłem się poruszyć. Miałem tylko czekać aż coś tam ułoży, włączy jakieś urządzenie. Wywoływała ta istota tak wielki przestrach, wydawało mi się wręcz, że nawet jak się obudzę to to coś mnie dopadnie. Zauważyłem, że okno za mną było lekko uchylone.
Udało mi się poruszyć, ale bardzo powoli. Gdy byłem już przy oknie, tamto zauważyło co robię. Już miałem wyskoczyć przez okno i uciec, jednakże chwycił mnie za nogi i zaciągnął na środek tamtego pokoju. Na szczęście w tym samym momencie sen się zakończył.
Zasłaniałem żaluzje dużego okna. Ozdoby zawieszone na szybie trochę w tym przeszkadzały. Chciałem w odwrotną stronę przekręcić i żaluzje z drugiego okna zaczęły się odsłaniać. Podszedłem do tego drugiego okna, dziwiąc się dlaczego inne żaluzje nie powiązane z tamtymi poruszają się same z siebie, chociaż przekręcałem żaluzje tylko w oknie obok. Któreś z okien się nawet otworzyły. Kotka wskoczyła na parapet i wyskoczyła. Zauważyłem, że okna zamiast tak jak zwykle są obok siebie, teraz są naprzeciwko siebie i można widzieć z okna w kuchni w okno sypialni, przez to powstała wąska wnęka z trawnikiem. Wyskoczyłem za kotką, ponieważ była już noc, a nie chciałem, aby się gdzieś zapodziała. Kotka była całkowicie oblepiona śniegiem, nawet powieki miała w śniegu. W którymś miejscu śnieg z niej zniknął. Krążyłem za nią wokół budynku. Nagle się okazało, że kotka zmieniła się małą trochę grubszą dziewczynkę. Znaleźliśmy się na peronie, chociaż nigdzie obok bloków nie powinno być pociągów. Chciałem za nią pobiec. Mogłem jednak jedynie za nią powoli iść i gdy już byłem w połowie drogi do niej, ta biegła trochę dalej. Aż doszliśmy do jakiegoś przejścia czy bramy i sen się urwał.
Był dzień. Z inny ludźmi znalazłem się w lesie. To była wyspa jak w serialu "Lost". Szedłem z kimś, gdy nagle coś zobaczyliśmy. Na piaszczystej drodze ktoś stał. Trochę się przestraszyliśmy, bo to musiał być chyba duch. Tamta druga osoba uciekła z powrotem. Ja chwile tak zostałem. Ten duch rzucił jakby projekcję na pobliski pagórek. Pokazała się na tym pagórku twarz i zaczęła się ciąć noże, cała we krwi. Wtedy sam także uciekłem. W którymś momencie wyobrażałem sobie, że żyjąc na takiej wyspie trzeba chodzić na plażę żeby się umyć. Szedłem z kimś tunelem takim z piachu i kamieni. Potem stałem ukryty za białą zasłoną w jakimś wielkim jasnym pomieszczeniu. Nagle ktoś odkrył tą zasłonę wiedziałem, że to była kobieta demon. Była ubrana cała na biało w białym kapturze. Nie było widać jej twarzy. Kazała mi stamtąd wychodzić. Trochę się opierałem, ale w końcu musiałem stamtąd wyjść. Zobaczyłem, że w całej tej sali stało pełno kobiet, tak samo jak ta, ubranych na biało i przyglądało mi się. Wyprowadziła mnie z tego pomieszczenia na zewnątrz i znaleźliśmy się w miejscu, gdzie wychodziłoby się od fryzjera. Tamta kobieta poszła, gdzieś w lewą stronę. Zostawiła ze mną młodszą od niej dziewczynę. Zdjęła ona kaptur, dzięki czemu mogłem zobaczyć jej twarz. Była bardzo ładna. Miała jasne włosy. Wchodziliśmy o sklepu i nagle znaleźliśmy się w tym tunelu, którym wcześniej z kimś szedłem. Wróciliśmy nim na wyspę. Razem z dziewczyną natrafiliśmy na tamtego niby ducha. Przyszedł także tamten co się przestraszył i uciekł. Tamten duch czymś go dotknął co niby miało go ustabilizować, aby został w tej rzeczywistości czy coś tam. Potem coś do nas mówił, czego za bardzo to nie pamiętam.
Urywki Z Różnych Snów
22.06.2015 – 14:15
W moim pokoju zamiast okna były drzwi prowadzące do ogrodu. Właśnie skądś wróciłem. Za mną przyszła tymi drzwiami jakaś dziewczyna. Mówiła, żebyśmy wracali spać. Przy tym spaniu zobaczyłem jakby koniec zanikającej drogi oświetlonej matowym żółtym światłem, które wywoływało takie charakterystyczne uczucie, którego nie potrafię opisać. Był może tam jakiś portal, przez który przechodząc, przechodziło się do snu. W między czasie dziewczyna usiadła na kanapie. Tłumaczyłem jej, coś o reinkarnacji, że miałem wiele różnych inkarnacji na ziemi i nie chcę znowu wracać tam i spać i tracić znowu świadomość. Jednocześnie powiedziałem do niej "zrobię ci dziecko". Była w pokoju jeszcze starsza kobieta. Poprosiliśmy, aby wyszła na chwilę. Zaczęliśmy się kochać na tej kanapie, z tym tylko, że nie chciała, abym dotykał jej sutków.
Dzwoni do mnie ktoś z pracy. Prosi, abym jeszcze przyszedł na jeden dzień. Mam im w czymś pomagać, chyba ubierać choinkę. Widzę biuro, jest wieczór.
Idę halą lub galerią handlową. Mam plakat ze zdjęciem jakiegoś mężczyzny. Chyba go poszukuję. Pokazuje go pracownikowi sklepu i pytam się czy go widział. Odpowiada, że nie.
Leżę na łóżku i żuję cukierka-gąbkę. Zaczyna mi chrzęścić kamyczek. Boję się, że uszkodzę sobie zęby, więc wyjmuję gąbkę z buzi i kładę ją na pufę stojącą przy łóżku.
Jestem za drugim blokiem ze znajomymi. Idę na chwilę sprawdzić coś przed moim balkonem. Gdy dochodzę do lampy na rogu trawnika, tak jakby owiewa mnie całego pajęczyna. Wracam się.
Przemieszczam się przez ciemną przestrzeń kosmiczną. Docieram do asteroidy lub do komety. Są w niej szczeliny, przez które widać żółty płyn w głębi komety. Trochę przypominał zupę z tłuszczem. Zanurzam ręce w ten płyn, lewą rękę w lewą dziurę, a prawą rękę w dziurę po prawej stronie. Przy tym mam dziwne uczucie jakby lewa ręka nie do końca należała do mnie. Chciałem wejść cały do wnętrza, ale niestety szczeliny były za wąskie. Obejrzałem sobie całą tą asteroidę. Było nudno. Zrobiłem parę kroków i już zobaczyłem całość, taki mały była ta kometa. Znudziło mi się tam i zeskoczyłem ciemność. Bardzo szybko znalazłem się na ziemi. Wracałem do domu chodnikiem. Przypomniało mi się, że jakoby, w którymś z wcześniejszych snów miałem iść inną drogą, aby zobaczyć co tam jest. Dzień był ponury, wisiały na niebie szare chmury. Szybko przeszedłem chodnik. Chodziły tam chyba psy. Miałem iść w stronę, gdzie znajdują się sklepy, jednakże środowisko we śnie uległo zmianie, jak to się często dzieje w snach. Dotarłem do piaszczystego kanionu. Byli tam chuligani, albo ja tak zinterpretowałem ludzi tam siedzących. Myślałem, żeby zawrócić, ale jednak poszedłem dalej. Po chwili znowu się zmienił widok, wszystko zrobiło się po prostu wyraźniejsze. Szedłem schodami za dziewczyną w czarnej kurtce. Gdy weszliśmy już na górę zauważyłem, że jest to miejsce widokowe, a może nawet coś jak molo nad morzem, szło drewnianymi deskami. Dziewczyna szła w lewą stronę. Zawołałem, aby poczekała na mnie i obróciła się w moją stronę. Gdy do niej dotarłem przytuliliśmy się do siebie.
Powrót Koleżanki, Autobus Y
23.06.2015 – 13:02
Znowu byłem podstawówce, albo raczej w gimnazjum. Było po przerwie i czekaliśmy przed salą. Przyszła jakaś dziewczyna (wiem, że nazywała się Dominika), a za nią nauczycielka od fizyki. Mówiła coś do wszystkich, a w szczególności do mnie, o tej dziewczynie. Zrozumiałem, że chodziło o to, że tamta dziewczyna długo była chora, a teraz w końcu wróciła do szkoły. Nie wiedziałem tak na prawdę o co chodzi, bo ta dziewczyna nie była wcale chora, ani nie miała żadnego wypadku, ani nic podobnego. Gdy weszliśmy do sali usiadła ona w pierwszej ławce z przodu po lewej stronie przy oknie. Chciałem usiąść za nią w drugiej ławce, ale kolega mnie ubiegł wcześniej. Usiadłem, więc z tyłu sam w przedostatniej.
Miałem wracać trolejbusem 23 lub 27. Czekałem i nagle zauważyłem, że przejechał dalej. Myślałem, że to R, chociaż nie miałem biletu na ten autobus, ale biegłem dalej. Potem, gdy się na chwilę zatrzymał zobaczyłem, że to jest jednak Y, którego w rzeczywistości nie ma. Chociaż nie chciałem nim jechać to i tak biegłem, bo tak zrobiło mi się przyjemnie biegnąc. Zatrzymałem się, ponieważ był tam zaparkowany samochód, którego z jakiegoś sennego powodu nie mogłem obejść.
Rybki Koi
25.06.2015 – 18:24
Było dziwne miejsce. Każdy z nas miał, kilka kart które miały być programami komputerowymi. Powiedziałem, że mam takie a takie programy i, że ta dziewczyna ma także zimową przeglądarkę do stron internetowych. Na co ona, skoro tak, to żebym je zainstalował. Zacząłem, więc instalować tą "zimową przeglądarkę". Pokazało się dużo świecących pomarańczowych kulek w powietrzu. Miały one pokazywać postęp instalacji. Po chwili przemieniły się one w małe pomarańczowe ryby koi, pływające w wannie. Po krótkiej chwili urosły jeszcze bardziej, sięgały aż do kolan, a to puste pomieszczenie, tą wielką salę, zalała woda. Podczas, gdy program się instalował, po woli każda ryba robiła się mniej pomarańczowa, aż przezroczysta, aby w końcu zdechnąć i pływać do góry brzuchem, co miało świadczyć o postępie instalacji, że ten kolor pomarańczowy był danymi przelewanymi na dysk twardy. Gdy większość ryb padło skierowałem się do wyjścia. Przed drzwiami przypłynęła jeszcze ostatnia wielka ryba. Wziąłem ją i wyszedłem szklanymi drzwiami. Miałem ją jeszcze wsadzić do urządzenia zawieszonego na ścianie przy drzwiach i włożyć jak kartę do bankomatu.
Kosmiczne Kable
30.06.2015 – 12:54
Widziałem ogromne czarne kable-tunele, wijące się w przestrzeni kosmicznej. Były to połączenia między różnymi planetami. A wewnątrz nich jeździły superszybkie pociągi.
Dwie Książki, Dzikusy
04.07.2015 – 12:15
W dużym pokoju w szafce ze szklanymi drzwiczkami, której w rzeczywistości już od wielu lat tam nie ma, bo są nowe szafy, znalazłem dwie książki. Jedna to była prawdopodobnie jakaś lekka fantastyka lub romans, miała jasną różową okładkę. Postanowiłem najpierw przeczytać tą drugą, ponieważ była krótsza. Leżała w głębi szafki. To był horror. Miała czarną okładkę z rysunkiem jakiejś dziwnej postaci. Miała tytuł "Tabor", autora nie pamiętam.
Idę sobie wodą. Na brzegu biegają ludzie. Wiem, że są to obcy sprowadzeni z innej planety, tyle że wyglądają tak samo jak ludzie. Są to dzikusy, polują dzidami na zwierzęta. Nagle mnie zauważyli. Inni ludzie, którzy byli ze mną uciekli. Ja nigdzie nie uciekałem, wiedziałem, że nic mi nie zrobią. Gdy się zjawili, siedziałem w wodzie i się opierałem plecami o kamienną ścianę. Nagle odezwał się głos ich boga, który im coś wytłumaczył. Byli raczej przyjaźni. Jeden z nich dziwił się co to ja dziwnego robię. Odpowiedziałem mu, że to tylko woda i pokazałem jeszcze raz jak ściskam wodę w dłoni. Była tam także staruszka, którą wcześniej przygarnęli do siebie. Siedziała w wodzie przed laptopem. Jeden z dzikusów złapał laptopa. Powiedziałem, żeby nim nie rzucał, więc delikatnie go odstawił na ziemię albo na wodę, już nie wiem, gdzie to było. Powiedziałem tej staruszce, aby go nauczyła liter na tym laptopie. Ta mu jednak włączyła jakąś grę. Chciałem, żeby nie włączała im żadnych brutalnych strzelanek, ponieważ mogli by chcieć w rzeczywistości takie bronie i się zabijać. Niech im włączy jakąś sportową grę, wyścigi czy coś. Ta im włączyła jakąś grę z samochodami, ale okazało się, że w niej byli policjanci, a gangsterzy w samochodach do nich strzelali. Przez chwilę byłem jakby w tej grze. Nagle przyszła do mnie ciocia. I chciała mi dać dwie książki. Spostrzegłem, że to te same z poprzedniego snu. Szybko zerknąłem na opis tego horroru.
Na wewnętrznej okładce było coś o ostrej akcji i o ostrych porównaniach. Książka ta była o ufo, które wpadło do Bałtyku. Jednak nie wziąłem tych książek, ponieważ miałem wypożyczone już inne, które zacząłem czytać.
Obce światełka
05.07.2015 – 11:55
Była ciemna noc. Patrzę przez jakieś okno, które nie znajduje się w moim mieszkaniu, chociaż jednocześnie jest to okno kuchenne. Widok jest zupełnie inny niż w rzeczywistości. Widzę, drzewa znajdujące się z drugiej strony bloku po drugiej stronie ulicy. To jest taki mini las, tyle, że we śnie jest o wiele większy i chyba na dodatek płynie tam strumyk. Na ławkach przed tym laskiem, siedzą ludzie. Niektórzy wstają i idą w moją stronę. Wydaje mi się jednak, że mnie nie widzą, bo chociaż patrzę na to miejsce, to tak na prawdę tego okna nie ma po tamtej stronie. Jest to jakby widzenie na odległość. Patrzę się teraz na niebo. Jest tam wiele gwiazd, które nagle zaczynają się poruszać.
Niektóre są czerwone. Jestem wtedy pewien, że to statki obcych i wiem, że jak na nie patrze to oni mnie także widzą. Zbliżają się w moją stronę. Po za tym zauważam, że w powietrzu w tym lesie zaczyna latać pełno kolorowych światełek. Niektóre są niebieskie i fioletowe. Wtedy pomyślałem, aby się przejść po tym lesie wśród tych światełek i idę czy raczej płynę razem z tym oknem, bo nie przechodzę tam przez to okno tylko jakby steruje widokiem. Las zrobił się mniejszy, przynajmniej o połowę, jakby go ktoś powycinał. Po nadto zaczynam się trochę niepokoić, gdyż łącze te światełka z obcymi. Myślę, że ci obcy są bardzo groźni i wysłali te światełka, aby się do mnie dostać. Patrzę przez to okno i widzę jak te światełka chcą się dostać do mnie do środka. Przychodzi mi do głowy myśl, że mogą one po prostu zamienić się w kolorowy gaz i przedostać się prze szczeliny w oknie. Wtedy uciekam z przed okna korytarzem w stronę łazienki, chyba z zamiarem wyjścia drzwiami z mieszkania, ale tego już nie pamiętam.
Dziwne Schody, Nowa łazienka
06.07.2015 – 12:51
Sen pamiętam dopiero od połowy, a może nawet to jest prawie końcówka. Idę, wręcz biegnę razem z kolegą schodami na górę. To pewnie jest budynek szkolny, ale nie jestem pewny. Widzę, że dziewczyna z chłopakiem także idą na górę. I wtedy przyśpieszamy. Kolega Już jest na górze, ale od razu się cofa, nawet można by powiedzieć, że skacze pomiędzy schodami na sam dół. Ja zdziwiony, bo na tej górze w sumie nic nie ma, droga jest nawet jakby zablokowana zagiętą poręczą i trzeba by przejść pod lub nad nią. Zauważam, że owszem jestem w jakimś budynku, tyle że jednocześnie wygląda to tak jakby całe schody były wyrwane z konstrukcji budynku i nie było ścian, chociaż jednocześnie ten budynek był, a ściany i drzwi były przezroczyste. To trochę tak jakby można było sobie wybrać fragment rzeczywistości, dziwne…
Nie wiem czy nadal to ten sam sen czy inny, ale jestem razem z rodzicami, w którymś miejscy chyba tego samego budynku. Coś tam słyszę o sklepie Biedronka, chyba mamy tam iść, a może po prostu znajdujemy się nie daleko. Muszę się niestety wrócić, bo zachciało mi się siku (chociaż wcale mi się nie chciało). Szybko biegnę, wchodzę korytarzem w podziemia budynku, zakręcam raz w prawą raz w lewą stronę. Idzie tam jakiś dziadek, a może i dwóch lub nawet grupa starszych ludzi. Chciałem iść w inną stronę, gdzie myślałem, że znajduje się winda. Tamten dziadek wskazuje mi jednak inną drogę, więc biegnę w prawą stronę i docieram do głównego korytarza. Widzę łazienki, jednakże cofam się, tamten dziadek powiedział, że jest wybudowana nowa czysta łazienka. Chciałem ją zobaczyć. Niestety to była zbyt nowoczesna łazienka jak na mnie, drzwi można było zamykać z przodu, ale z tyłu, ani po bokach nie było ścian, przez co wszystko można zobaczyć. Zrezygnowałem wtedy już z wchodzenia do łazienki.
Goniły Mnie Wampiry
14.07.2015 – 13:46
Uciekałem przed wampirami (przynajmniej tak m się wydawało, że to były wampiry). Było ich kilku, chyba czterech ubranych na czarno. Uciekałem miejscami z wielu różnych snów. Pamiętając, gdzie się mniej więcej znajdują, omijałem zagrożenia. W pewnym momencie znalazłem się w bardzo zatłoczonym miejscu, które było połączeniem szkolnego korytarza z dworcem i możliwe, że także salą gimnastyczną. Po lewej stronie zobaczyłem coś, jakiegoś wielkiego szarego stwora, bardziej przypominał robota niż żywą istotę. Prawdo podobnie atakował ludzi zebranych wokoło.
Natychmiastowo skręciłem w drugą stronę do drzwi. Wiele miejsc mijałem, ale niestety nie pamiętam. Pod koniec snu wchodziłem do jakiegoś budynku po schodach. Tamci niestety mnie dogonili, o czymś krótko rozmawialiśmy (chyba). Nie wiem czy tamci mnie wypuścili, czy to mi się udało uciec. Wszystko i tak pewnie pomieszałem, bo sen był długi i o wiele bardziej złożony niż to co napisałem.
W innym śnie siedzę przy stole w trakcie czyjegoś przyjęcia urodzinowego. Jest tam dawny kolega z podstawówki. Chyba coś jem, pewnie ciasto. Wstajemy i przechodzimy na drugą stronę stołu. On ma zawieszony na szyi odtwarzacz mp3. Ja mam swoje słuchawki, które chce on wypróbować. Słyszę muzykę, choć wiem, że ma odłączone słuchawki. Mówię mu o tym, a on też mi coś odpowiada, ale co to nie wiem, bo mówi, ale jednak jak by nic nie mówił. Bierze ode mnie słuchawki i rozciąga je z całej siły z dwóch stron. Boję się, że mi je połamie. Chwilę ma założone je na głowie, po czym mi oddaje. Zakładam je i sprawdzam czy się nie uszkodziły. Ustawiam je tak, aby były krótsze. Na szczęście działają.
Czarne Ufo, Okrąg Supermana, Czekolada Z Patelni
15.07.2015 – 17:50
Znowu szedłem poprzez, tym razem ciemny, dworcowy korytarz, gdzie znajdowały się różne sklepy. W ziemi są dwa podobne wgłębienia. Kształtem przypominały >ten< i >ten< krąg w zbożu. Niedaleko nich stoją ludzie. Przylatuje czarny pojazd obcych, albo jakiś wojskowy. W między czasie widzę co się dzieje na plaży. Jest zachód słońca. W ogóle dzieje się dużo różnych rzeczy, chaos. Ktoś robi w piachu niedaleko wody krąg, chyba miał kształt spiralny. Tego kto tam biegał i tworzył ten krąg kojarzę z Supermanem. Także chcę mieć swój krąg. Opieram się jakoś rękami o piasek, a nogami jak cyrklem robię koła, później biegam na około pogłębiając. Chociaż wydaje mi się, że to była jedynie moja wyobraźnia, gdy zastanawiałem się jak wykonać taki krąg i oczywiście trwało to wyobrażenie krótką chwilę. Nie wiem czy się wracam, czy to się urywa i cofa film, ponieważ znowu powtarza się ta scena z ciemnymi wgłębieniami w kształcie spodu tego latającego obiektu. Ludzie ci są przyciągani przez te wgłębienia albo prze ten pojazd. Wchodzą, a może wpadają do środka na sam dół. Wiem, że to są lądowiska tych obiektów. I właśnie wtedy jak wszyscy weszli, obiekt latający wpasowuje się tam i ląduje. Słyszę krzyki miażdżonych ludzi. Szybko, aby nikt mnie z tego pojazdu nie zauważył, oddalam się stamtąd. Idę za dwoma paniami. Wchodzimy po schodach do budynku stojącego niedaleko. Stoję razem z innymi pośrodku kolorowego korytarza. Z boku po prawej stronie stoi duży cienki telewizor na biurku. Słyszę jak tamte panie karzą komuś kto tam pracuje zabrać stamtąd dzieci, bo "my tu programujemy tablety". Potem przechodzę pokojem, w którym stoi ten ładny monitor, do dużej sali, chyba gimnastycznej. Mamy znaleźć sobie miejsce oznaczone pierwszą literą ze swojego imienia. Widzę kolegę z gimnazjum. Za bardzo nie wiem o co tam chodzi. Obracam się, a potem znowu patrzę na niego i już stoi ktoś z innej szkoły. W tej sali były wywieszone, jak ubranie do suszenia, kolorowe obrazy lub plakaty, na linach. Każdy obrazek był stanowiskiem dla jednej osoby. Szukałem litery M. Znalazłem obrazek nie na środku sali, ale na ścianie. Miała to być niby nauka programowania. Później, albo to była dalsza kontynuacja snu, albo po przebudzeniu śni mi się, że stoję przed drzwiami do klatki schodowej. Były tam dwie dziewczyny, które szybko stamtąd odchodzą, nawet mnie nie zauważyły. Wołam do nich, aby mi otworzyły, nie wiem po co, bo i tak po chwili wystukuję kod i wchodzę. Leżę w łóżku. Mama przychodzi i włącza telewizor (w rzeczywistości w moim pokoju nie ma telewizora). Coś do mnie mówi, chyba która godzina, albo o tym co pokazują w telewizji. Wychodzi z pokoju. Wołam ją, żeby wyłączyła, bo nie chcę mi się jeszcze wstawać. Ten telewizor jest na dodatek zawieszony na suficie. Widzę w nim różne kolorowe obrazki, nie są zbyt wyraźne. Chyba jest tam pokazana godzina, ale też nie pamiętam jaka to była. W końcu wstaję i wyłączam. Siadam przy stole w kuchni. Na przeciwko mnie jakiś dzieciak rozpuszcza na patelni tabliczkę czekolady. Daje mi, żebym wypił. Wlewam do szklanki. Ten się dziwi, że nie piję od razu z patelni… W szklance zauważam, że jest pełno drobnych odłamków szkła i nawet jakieś inne śmieci. Nawet nie posmakowałem, wylałem do śmietnika. Jeszcze trochę zostało czekolady do rozpuszczenia, ale niestety trzeba było już iść.
Lodowe Ciasto
18.07.2015 – 13:21
Wszędzie było pełno śniegu. Siedziałem sobie na dworze, gdzieś przed blokiem przy lodowym stole. Na stole kubek, talerzyk, a nawet ciasto (chyba muffinka) były zrobione z lodu. Wydaje mi się, że to ja zrobiłem to, przynajmniej to ciastko z lodu. Przychodzi kolega i siada do stołu. Nie poznaje mnie. Mówię do niego po imieniu i go witam. Wtedy mnie poznaje. Po chwili wstaję i stoję z boku przy stole. Przychodzi bezdomny i siada na moim miejscu. Nie zauważa nas. Czymś się zdenerwował, pewnie tym, że jedzenie nie jest prawdziwe, tylko z lodu.
Dziewczyna, Las, Obcy Idą Nocą, Ucieczka
20.07.2015 – 17:48
Już dawno nie miałem takich zakręconych, długich snów. Były bardzo złożone i dlatego opiszę tylko po części, bo wiele niestety nie pamiętam, a i jak zwykle miesza mi się kolejność. Przed spaniem wypiłem miętę pomieszaną z melisą i miłorzębem.
Nie wiem jak to się rozpoczęło, bynajmniej chodziło o to, że z jakąś niedawno spotkaną dziewczyną miałem pójść do lasu, chyba na spacer. Ten las znajduje się niedaleko mojego bloku. W pewnym sensie już jesteśmy przy lesie. Patrzę się w dół, tam ma być już ta dziewczyna. W dole jest ulica, a za tą ulicą drugi większy las. Wtedy dopiero idziemy w stronę lasu. Jesteśmy już za blokiem, i gdy docieramy do wejścia do lasu, jacyś faceci ubrani na czarno zatrzymują się samochodem niedaleko nas i patrzą. Nagle ze słonecznego dnia robi się ciemna noc. Widać gwiazdy, planety, wygląda to bardzo dziwnie, kolorowo jak na zdjęciach. Mówię dziewczynie, a także tym w samochodzie, żeby spojrzeli na niebo. Musimy wejść wyżej, ponieważ zbliżają się obcy. Biorę dziewczynę na ręce i wchodzę na murek. Ci obcy są mali, może mają pół metra wzrostu lub nawet i mniej. Przypominają insekty, może modliszki i są przezroczyste (prawdopodobnie są z astrala). Po tym jak już poszli sobie, znowu robi się bardzo słoneczny dzień. Mówię jednemu z tych dwóch z samochodu, że oni też musieli to widzieć. Ten tylko się śmiał wchodząc do samochodu. Drugi nic nie mówił, był poważny. Mówię mu, że może jednak to był tylko sen.
Tych dwóch skojarzyło mi się ze snem sprzed wielu lat. W tym śnie jestem w głębokim lesie (innym niż w aktualnie opisywanym śnie). Jest tam lodówka i chcę coś zjeść (lub może szafka z różnymi dziwnymi rzeczami). Potem jak wychodzę z lasu, zaczynam biec, uciekając przed jakąś straszną czarownicą, która jest wielkim potworem, chociaż jej wcale nie widziałem. Jak jeż przebiegłem przez ulicę to się robi raczej śmiesznie niż strasznie, ponieważ biegnie w moją stronę stado szalonych krów. Cofam się do ulicy i wtedy przyjeżdża podobny, a może taki sam czarny samochód. W środku jacyś gangsterzy, chyba od tej czarownicy. Opuszczają szybę, coś tam do mnie mówią i odjeżdżają.
A teraz w tym śnie, jak ci odjeżdżają, idę chodnikiem, widzę przejście między blokami. Pod wpływem impulsu biorę, dodatkowo inną dziewczynę przechodzącą obok mnie, na ręce. Ona się wyrywa, ale ten wilczur, którego trzymam już na rękach, szczeka na nią i ta jednak zostaje z mną. Trochę dziwne, że zapomniałem wtedy, że już miałem na rękach tamtą poprzednią dziewczynę, a nie żadnego psa wilczura. Skąd on się tam wziął? Ale nic, idę dalej i tam jest leśna skarpa. Wchodzę po schodach do góry i idę na zjeżdżalnię. Oprócz nas jest tam wiele innych osób. Ta zjeżdżalnia jest bardzo wąska, ma białe ściany. Trochę to przypomina jakąś ubikację. Zjeżdżam kawałek i się zatrzymuję. To naprawdę wygląda na muszlę w ubikacji, widać nawet brązową kupę w niektórych miejscach. Wiele osób już przed nami tam zjechało przeciskając się przez to. Ostrożnie tam się też przeciskam, bo trzymam przecież na rękach dziewczynę i tego psa. Otwór jest zablokowany jakimiś kostkami, które wtedy kojarzę w dziwny sposób ze esemesem - spamem reklamowym. Na szczęście to coś zlatuje i możemy swobodnie zjechać na sam dół. Udało się… Dotarliśmy do miejsca przed lasem, do tego samego co wcześniej, gdy była noc. Tyle, że teraz stoi tam mnóstwo malutkich domków. Idziemy w prawą stronę. Dziewczyna już sama idzie i mówi o tym kto te domki zbudował. Co z psem to nie wiem, już o nim w tamtym momencie nie pamiętam. Nie wiem w końcu czy my byliśmy w tym lesie czy nie. Ale jesteśmy w domu. Są tam inne dziewczyny. Trochę to może jest rzeczywiście przemieszane z lasem. Idę do, któregoś pokoju. Inna dziewczyna straszy mnie niby, swoją "techniką oddychania", czyli sycząc i dysząc. Idę stamtąd.
Pokazuję jak unoszę się w powietrzu. Tamta dziewczyna, której szukałem za chwilę przychodzi do mnie. Teraz znajdujemy się chyba w zupełnie innym domu. Poszliśmy schodami na górę. Na kanapie siedzi jeszcze inna dziewczyna (była piosenkarką), usiadłem obok niej. Przy oknie stała moja ciocia. O czymś rozmawiają. Po czym ta dziewczyna siedząca na kanapie chce opowiedzieć mi o książce, którą czytała. Ta książka była z 1988 roku, więc się nią zainteresowałem. Nic nie rozumiałem co do mnie mówiła, więc dała mi fioletoworóżową słuchawkę do lewego ucha, a sobie zostawiła drugą w prawym uchu. Choć grała głośna muzyka na jedno ucho, zacząłem ją rozumieć. Mówiła w języku angielskim. Na koniec powiedziała "kup i przeczytaj". Niestety nic z tego nie pamiętam o czym była ta książka. Chciałem jej zapisać adresy dwóch ciekawych stron. Nie wiadomo skąd się tam wzięła moja siostra. Stanęła za mną i chciała żebym się pośpieszył. Miałem trudności zapisaniem, litery ciągle się jakoś przestawiały, przekreślałem i zaczynałem od nowa. Po za tym zapisywałem to chyba na okładce tamtej książki. Wiem, że sen miał być o wiele dłuższy, ale przez to zapisywanie się obudziłem. Było po czwartej godzinie.
Druga seria snów z tej nocy. Pierwszej połowy oczywiście nie pamiętam. W trzech, oprócz mnie jest dziewczyna z chłopakiem, uciekamy przed policją, albą gangsterami (może to ci sami z poprzedniego snu). Wchodzimy drzwiami do klatki schodowej jakiegoś bloku. Znajdujemy się od razu na samej górze zamiast na dole. Zbiegając na dół dzwonimy do wszystkich mieszkań, aby nam pomogli. Na parterze nie uciekamy jednak przez drzwi na zewnątrz, ponieważ prawdopodobnie tamci myślą, że tak zrobimy. Dziewczyna z chłopakiem decydują się wejść do pierwszego mieszkania na dole. To było jednak gorsze. Przebiegamy przez wszystkie pokoje i chcemy wyjść oknem. Jest wysoko (tak, tym razem to jest parter, który znajduje się na samej górze), ale na ścianie widzimy dużo wystających, kolorowych półek. Schodzimy po ścianie, okazuje się, że jest tam pełną szuflad z kłódkami. Ja oczywiście zauważam 10 groszy przyczepione do jednej z kłódek. Odrywam je razem z kłódka. I tu się zaczyna. Słyszymy jakiś głęboki dudniący głos. Na tej ścianie oprócz nas był wielki czarny pająkowaty stwór. Miał przynajmniej cztery odnóża i ręce. Zaczął się do nas zbliżać po tej ścianie. Ja rzucam w niego kłódką z dziesięciogroszówką, ale to już nic nie daje. Już zerwałem kłódkę i tylko to się liczy. Goni nas. Wybiegamy w słoneczny dzień za blok. Jest tam jakiś parking i chyba drzewa. Kiedyś byłem we śnie w tym samy miejscu. Były tam dzikie psy przed, którymi uciekałem. To była niby przyszłość. Spytałem się wtedy grubej dziewczyny stojącej na przystanku autobusowym, czy mają maszynę do podróży w czasie, odpowiedziała, że tak.
Jeszcze wtedy biegła na mnie lwica, kopnąłem ją z całej siły. A teraz ten pająkostwór biegnie znowu na nas. Zaczęliśmy się bać jeszcze bardziej, bo tamten strasznie głośno krzyczy. Myślimy, że to jest jakiś szaleniec. Okazuje się, że goni go pies wilczur (znowu chyba ten sam co go niosłem na rękach w poprzednim śni). My szybko wchodzimy z powrotem do ciemnych drzwi. Tym razem przechodzimy balkonem na trawnik. Są tam jakieś dzieciaki. Jest tam dziura w ziemi, którą zasypują wsadzając uprzednio trawę z doniczki. Trawa jest zżółknięta. Pokazuję im. Suchą trawą przysypuję dla zabawy pień zostawiony przez wycięte drzewko. Stoi tam dziewczyna i teraz zamiast traw, rzucam na nią po jednej róży, tyle na nią narzucałem, że nie może ruszać rękoma, by nie wypadły jej te róże. Mam jeszcze jedną i wkładam jej do ręki. Coś tam mówi, że tak nie powinno się robić i idzie w stronę drzwi.
Jeszcze śniło mi się jak pojechałem daleko autobusem po jakieś gazety (tak jak bym nie mógł pójść do któregoś sklepu niedaleko). Ten sklep miał tylko gazety. Sam nie wiedziałem jakie chcę wybrać i w ogóle po co mi gazety. Myślałem o jakimś fantasy, ale wziąłem jedną o komputerach. Wyszedłem, bo nie było sprzedawcy. Był na papierosie, stał przed drzwiami. Wchodzimy razem do środka. Ten daje mi paczkę z magazynu. Mówi, że mogę zobaczyć to. Pytam się jego czemu nie ma na opakowaniu chociaż miniatury żeby wiedzie co jest zapakowane. Nic tam nie było podpisane w tych paczkach. Tak się chyba skończył sen. Chyba nic nie kupiłem...
Znowu Pies, łazienka, Chodzenie Na Bosaka
27.07.2015 – 14:08
Znowu pojawił się pies. Wydawał się raczej przyjazny. Tym razem pokazał się w hipnagogu, widać było tylko jego kontury. Leżałem wtedy w łóżku i chyba miałem paraliż przysenny. Ten wilczur ocierał się swoimi ustami o moje. Powtarzało to się kilkanaście razy.
Wyszedłem balkonem na dwór. Przechodząc przez trawnik, żywopłot rozsunął się jak ruchome drzwi.
Byłem w łazience, gdy nagle wyczułem coś złego, ktoś obcy chciał się dostać do łazienki. Po chwili wyjrzałem szybko przez drzwi i je zamknąłem. Stał tam jakiś mężczyzna w średnim wieku z chińskim kapeluszem. Wiedziałem, że oprócz niego są inni źli ludzie, gdzieś poukrywani. Szybko chwyciłem za prysznic, chcąc postraszyć go wodą, ale niestety za każdym razem jak podnosiłem słuchawkę prysznica ciśnienie wody słabło. W końcu jednak wyszedłem z łazienki. Nikogo nie było przed drzwiami. Zobaczyłem, że w pokoju siostry leży na łóżku moja mama, która właśnie się obudziła i przy niej stoi ten doktorek w chińskim kapeluszu i coś do niej mamrocze. Poszedłem dalej przez przedpokój do dużego pokoju. Była tam reszta osób, którzy nie wydawali się już jacyś źli. Otworzyłem balkon i wpuściłem kotkę do domu. Na balkonie i wszędzie na dworze leżało pełno śniegu. Wróciłem się do drzwi i wyszedłem klatką schodową na zewnątrz. Klatka schodowa była inna niż w rzeczywistości, większa i jakby wzięta z zupełnie innego budynku. Szedłem z jakąś dziewczyną. Przez drzwi wchodziła druga moja kotka. Miała dziwnie zdeformowaną głowę. Otworzyłem jeszcze raz drzwi, aby sprawdzić czy rzeczywiście tak wyglądało, niestety tak. Ale pomyślałem, że w snach mogą występować takie wizualne deformacje. Później chodziłem z tą dziewczyną do różnych miejsc. Między innymi byliśmy, gdzieś w pobliżu lasu, gdzie było chyba jezioro i płynęła rzeczka. Chodziliśmy wszędzie bez butów, na bosaka. Wchodziliśmy do wody, a także przechodziliśmy przez płytki strumyk z brudną wodą, prawie jak samo błoto. Weszliśmy do nieznanego dużego budynku. Był tam czarny kot w akwarium z rybkami. Mówię do dziewczyny, że nie oddycha, szybko zdejmuję szybkę zakrywającą akwarium. Nagle wylewa się woda z rybami. Uciekamy, aby nas nie zauważyli właściciele rybek, a kot chyba da już sobie radę się wydostać. Miałem teraz szukać innej dziewczyny, dziewczyny z anime z innego snu, ale znalazłem się na drugim końcu dzielnicy i wiedziałem, że przed końcem snu nie zdążę tam dojść, a już znaleźć miejsce, gdzie mieszka tamta dziewczyna to już na pewno bym nie zdążył. Przeszedłem, więc przez ulicę i wszedłem o tego wielkiego czarnego nowo wybudowanego (przynajmniej we śnie, bo w rzeczywistości nie ma tam takiego dziwnego) budynku. Wszedłem po schodach. Można było iść na prawo lub lewo. Poszedłem na lewo i zobaczyłem przedstawienie teatralne, albo dopiero przygotowania do przedstawienia. Możliwe, że byli tamci ludzie z początku snu.
Łóżko W Dziwnym Miejscu, Przejście W łazience, Wielkoludy Przed Dworcem
04.08.2015 – 14:26
Znajdowałem się w jakimś szerokim słabo oświetlonym korytarzyku. Były tam przejścia do innych pokoi czy sal, możliwe, że były tak także małe schodki. Byli ze mną moi rodzice. Nagle przyszli księża i zaczęli zbierać się ludzie. Ja się zastanawiam w tym śnie jak tam w ogóle się znalazłem, przecież nie szedłem do żadnego kościoła. Ten nie wyglądał za bardzo jak zwykły kościół, bardziej jak dom lub jakaś szkoła, tyle, że z oszklonymi drzwiami chyba z witrażami. Rodzice chcieli mnie tam zatrzymać, ale i tak poszedłem stamtąd. Nie wiem, gdzie szedłem, ale nie ważne, bo i tak wróciłem w to samo miejsce. I znowu powtarza się ta sama scena od początku. Później niby się budzę, ale budzę się właśnie w tamtym miejscu. Na dodatek zauważam, że znajduję się w swoim łóżku, ale przeniesionym do tamtego niby kościoła (kiedyś w snach wiele razy śniło mi się, że jestem w wannie w różnych miejscach np. na dworze albo na szkolnym korytarzu). Kilka razy się "budzę" tam w swoim łóżku. Po jakimś czasie to się kończy, nie pamiętam czy się naprawdę obudziłem, czy w jakiś sposób się stamtąd wydostałem. Jeżeli to jest kontynuacja snu bez budzenia się to jestem teraz z innymi osobami w innym budynku lub w innej części tego samego budynku. Biegamy po korytarzach i zaglądamy do różnych pokoi czy sal. Nie chcemy być złapani (przez kogo ta już nie wiem). Z jednej sali szybko uciekamy, ponieważ już prawie ktoś tam miał nas złapać, dlaczego ktoś miał nas złapać także nie mam pojęcia. Dostajemy się na piętro wyżej. Miałem niepokojące uczucie, że jeżeli nie wydostaniemy się z tego budynku to i tak prędzej czy później nas złapią. Oni niestety pobiegli dalej tam korytarzem. Pomyślałem, że schowam się w łazience i możliwe, że wyjdę oknem na zewnątrz. Łazienka okazała się większe niż przypuszczałem. Były tam nawet w dalszej części schodki, którymi poszedłem do góry. Okazało się, że ta łazienka ma połączenie z innym o wiele większym pomieszczeniem. Wnętrze miało kształt przypominający zaokrąglony basen. Wszystko było na niebiesko. Była tam starucha, która chwyciła mnie za rękę i nie chciała mnie puścić, aż tamci co nas poszukiwali mieli przyjść i mnie złapać. Jednak jakoś się jej wyrwałem i pobiegłem do okien. Nawet nie myślałem ich otwierać, chciałem przejść przez szybę. Nie było łatwo, bo szkło było gęste i najpierw musiałem zrobić dziurę, wtedy udało mi się wyjść stamtąd. Trafiłem przed wielki oszklony blok. Za szybą było nazbieranych pełno różnych rzeczy, pewnie z wielu poprzednich snów. Był tam m. in. duży czarny wilk. Kiedyś we śnie ten sam także znajdował się w budynku za szybą. Najpierw był niby dużą maskotką, a po chwili ożywał i mnie gonił, chąc mnie zjeść. I tak chciałem tam wejść (także poprzez szybę). Nagle zaczęło mną miotać na wszystkie strony, latałem bez żadnej kontroli wokół tego budynku. Zauważyłem, że jedno wielkie okno przypomina okno z mojego pokoju i się chyba wtedy obudziłem na krótką chwilę, albo była od razu kontynuacja, ale nie zauważyłem tego. Idę teraz, gdzieś za budynkiem, może tym samym. Śpieszę się chyba na pociąg, bo tam okazuje się jest dworzec. Biegnę za kimś. Tam też biegnie na pociąg, omija przeszkody, jakieś nagle wyrosłe budki. I zamiast biec prosto musimy robić duże kółko. Nagle przez tą bieganinę budzę się, albo raczej tak mi się tylko wydaje, bo cofa mnie znowu za róg budynku. Idę znowu w kierunku dworca. Jest jakaś wiadomość, że przybyły z dwa miliony ludzi i też chcą się dostać do pociągu. Widać wszędzie ogromne tłumy. To miejsce teraz wydaje mi się połączeniem dworca z jakimś placem szkolnym.
Nagle pojawiają się olbrzymy. Jest ich chyba trzech. Są wysocy na kilka metrów, prawie jak sam ten budynek. Mają za zadanie zrobić porządek z tymi wszystkimi ludźmi, są jakby strażnikami. Jeden z nich chwyta mnie całego swoją ręką i rzuca mnie w stronę drzwi. Szybuję krótko, ale jednocześnie łagodnie przechodzę przez drzwi. Szukam pociągu, ale nigdzie nie ma żadnego. Wchodzę najpierw schodami na plewo, wracam się i idę schodami po prawej stronie. Innymi też nie można dostać się do peronu z pociągiem. Wszędzie jest woda. Wybieram jedno przejście. Przewożą tam malutkimi okrągłymi motorówkami. W jednej prowadziła jakaś dziewczyna, ale nie chciała mnie zabrać. Chyba mnie z kimś pomyliła, powiedziałem jej, nawet mnie nie zna, a tak na mnie mówi. Popłynęła z kimś innym. Wpadłem wtedy do wody, ale stoję na niej jakby to nie była woda tylko coś stałego. Wychodzę z wody i już chcę wracać schodami, gdy przypływa inna dziewczyna, bardzo ładna, uśmiechała się do mnie. Miała ona takie różowe macki jak u ośmiornicy i za pomocą nich właśnie pływała. Wszedłem na te macki, które były wokół niej, a rękami trzymałem się jej. Niestety zbyt długo nie płynęliśmy, bo się obudziłem. A chciałem się dowiedzieć do jakiego miejsca bym dotarł.
Niesłuszne Oskarżenie, Zmutowane Robale Atakują
09.08.2015 – 13:24
Oskarżali mnie, że coś zrobiłem jakiejś dziewczynce, chyba coś jej ukradłem, a może nawet zabiłem. Naprawdę to w żaden sposób jej nie skrzywdziłem. Nawet nie wiedziałem o kogo chodzi. Oni jednak mi nie wierzyli i musiałem uciekać. Biegłem ulicą. Byłem pewny, że pozna mnie ktoś po niebieskiej koszulce, którą nosiłem, ale chyba jej i tak nie zdjąłem. Potem dotarłem do lasu. Niedaleko siedziała kobieta, która wyglądała jak jedna z nauczycielek języka polskiego. We śnie wiedziałem, że jest prezenterką telewizyjną. Powiedziałem, aby szła do lasu ze mną, bo nie chciałem, żeby wygadała tamtym, gdzie jestem. Ona jednak już była nimi w kontakcie, więc sam poszedłem do lasu. Nie to zupełnie las, tylko ruiny zarośnięte drzewami i inną roślinnością. Szedłem korytarzem dawno opuszczonego budynku. Ściany były szare i wszędzie walało się pełno gruzu. Był ze mną jakiś znajomy. Gdzieś w połowie korytarza stało akwarium z pomarańczowymi rybkami. Było napełnione tylko w małej części. Znajomy chciał napełnić, ale woda z węża nie leciała. Mówił, abym dał sobie z tym spokój. Ja jednak zdjąłem końcówkę i napełniłem akwarium do pełna. Zabezpieczyłem rurkę, by nie ciekła woda i odłożyłem na miejsce. Poszliśmy dalej.
Parę snów wcześniej śniło mnie się coś o wszach chodzących mi po ręce. Inni je widzieli, ale nie ja. Teraz też coś śniło mi się o robalach. Cofam się niby do wydarzeń z przeszłości. Jestem tym profesorem i obserwuję siebie czy raczej jego. Potem jestem chyba już sobą. Ten doktorek wykłada mowę o tym co osiągnęli. Pokazuje te zmutowane robale. Są trochę podobne do dżdżownic. Nagle robalom udaje się wydostać z zamknięcia. Wszyscy wpadają w panikę. Wiadomo, że jak wejdą do ciała ludzkiego, to będą pasożytować i mieć kontrolę nad mózgiem. Już widać było pełno zaatakowanych ludzi i zmienionych w zombie. Z małą grupką ukrywałem się wysoko na skrzyniach i kartonach. Te robale z nich wyłaziły, trzeba było być czujnym. Jednemu udało się wejść pod skórę mojej nogi. Zaczął przemieszczać się wzdłuż do góry. Na szczęście udało mi się go wycisnąć i zgnieść. Zszedłem na podłogę z zamiarem wzięcia ze sklepu obok skarpetki. Działo to się akurat w jakiejś galerii handlowej. Innym powiedziałem niech też zejdą, bo najwięcej tych zmutowanych robali wyłazi właśnie z tych skrzyń. Zeszli poszli razem ze mną. Skarpetek jednak nie wziąłem, bo sprzedawczyni jednak nie zamieniła się w zombie, a nie chciałem kraść. Na korytarzu także zebrali się ludzie, którzy nie zostali zainfekowani. Wyszliśmy na zewnątrz. Przed tunelem ustawiła się długa kolejka. Też pewnie uciekali przed zombiakami. Mogliśmy się przecisnąć, ale jednak zrezygnowaliśmy i wróciliśmy. Zaatakował mnie innego rodzaju robal niż te poprzednio. Był przezroczysty i jak wlazł mi na prawą rękę, zamrowiło mnie. Wysyłał pewnie impulsy elektryczne. Nie wiem, gdzie się potem podział. Przyszli z małym dzieckiem. Mówię do nich, żeby uciekali, a oni nic tylko się patrzą. Pojawiło się więcej tych elektrycznych robali i zbliżają się do dziecka.
Planety
10.08.2015 – 16:29
Byłem w małym miasteczku albo wiosce. Rozmawiałem o czymś z jakąś kobietą. Potem nagle wystrzeliłem w górę i leciałem po wiązce światła. Leciałem przez kosmos. Ktoś chyba także był niedaleko mnie. Kierowałem się na skupisko jaśniejszych gwiazd. Trudno mi się hamowało, ale dotarłem wreszcie do sznura planet. Były podobne do Ziemi. Było może ich z dziesięć. Mniej więcej po środku unosiła się bardzo czarna planeta. Ktoś mi podpowiedział, że to czarna dziura. Zauważyłem, że są do niej podłączone różne kable i domyśliłem się, że na tych planetach mieszkają jakieś inteligentne istoty czerpiące energię z tej czarnej dziury. Chciałem się dostać na jedną z planet, niestety nie mogłem, ponieważ byłem większy od nich. Sen się trochę zmienił. Dookoła było bardzo ciemno. Tamten ktoś wziął jedną planetę z półki. Otworzył tą kulę. W środku było pięć złotych. Mówił, że miałem mu oddać dwa złote.
Renifer, Woda Mineralna
13.08.2015 – 15:59
Wchodzę na klatkę schodową. Ze mną wchodzi renifer, albo jeleń. Z mieszkania wychodzi moja mama. Mówi, że ten jeleń nie powinien być na schodach. Klatka schodowa wygląda oczywiście zupełnie inaczej niż normalnie. Wyprowadzam go na zewnątrz. Jest zima, wszędzie pełno śniegu. Idę z kimś do reszty reniferów. Po drodze patrzę na mapę pogodową wiatrów, stojącą po prawej stronie na trawniku przy ulicy, podobna do reklamy. Przechodzimy na drugą stronę ulicy. Tam czekają renifery. Siadam na saniach. Coś tam jeszcze trzymam w rękach. Miałem do czegoś się przygotować, chyba miałem się przesiąść na tego renifera. Sen się urywa.
Jestem w szkole. Chce mi się pić. Patrzę, a tam wszyscy mają po butelce wody mineralnej. Jeden z nich daje mi i piję trochę wody gazowanej. Jest tam jeden dzieciak z młodszej klasy. Wiem, że to jest demon. Coś ode mnie chce, gada coś do mnie. Oczekuję, że ktoś mi pomorze i odciągnie go ode mnie. Koniec snu. Po obudzeniu zauważam, że buzię i język mam suchy i chce mi się pić.
Energetyczne łuki, Scena Na Pustyni
15.08.2015 – 13:22
Widziałem białe łuki i pierścienie energetyczne. Była ich ogromna ilość. Niektóre przypominały pierścienie Saturna. Było w tamtym miejscu dużo zieleni. Wydaje mi się, że był tam przystanek autobusowy, przy którym ktoś czekał. Łuki energetyczne były wszędzie, ustawione pod różnymi kątami, były różnej wielkości, pojedyncze i w skupiskach. Dużo z nich jednym końcem wychodziło z ziemi, a drugim wchodziło. Na wielu z nich, na jednym końcu, znajdowały się różne zwierzęta, także niematerialne, składające się z energii. Prawdopodobnie ludzie też miały takie łuki czy pierścienie energetyczne. Prawdopodobnie były to jakiegoś rodzaju pola bioelektryczne. Spytałem się jednej dziewczyny czy to jest prawdziwe czy to jakiś serial czy film. Odpowiedziała, że serial. Miałem jednak wrażenie, że tylko tak mówiła, i że to było rzeczywiste. Potem poszedłem z tą dziewczyną do jej domu. Jej matka zaprowadziła mnie do wielkiej łazienki, abym wziął prysznic. Wchodziło się tam krótkim korytarzykiem, przy którym stały półki z książkami. Wszedłem do wanny i zacząłem się myć. Drzwi musiały być otworzone i cały czas patrzyłem czy ktoś nie wchodzi. Raz wszedł służący, się popatrzył w moją stronę, pokiwał głową i wyszedł. Nie zamknął drzwi. Poszedłem na chwilę dalej za szafkę z książkami. Stała tam inna duża szafa z półkami. Posprawdzałem chyba jakieś moje rzeczy i wróciłem do wanny. Miałem problemy z odkręceniem i uregulowaniem wody w prysznicu. Długo nie mogłem zacząć się myć. Nagle przyszła dziewczyna i jej matka. Skuliłem się, zakrywając się, i spytałem się ich czy by mogły jeszcze wyjść, bo przypomniało mi się, że się w ogóle nie zacząłem myć, nie odkręciłem nawet jeszcze wody. One chyba nic nie odpowiedziały. Okazało się nawet, że to nie jest żadna łazienka, tylko duży salon, a ja siedzę nie w wannie, a na kanapie przed telewizorem. Włączyły jakiś film science fiction. Częściowo znajdowałem się właśnie w tym filmie. Działo się to na pustyni. Wielkie pojazdy jechały poprzez piaski. Prawdopodobnie były to lądujące statki kosmiczne. W stronę mnie jechali, nazwę ich kosmicznymi kowbojami, jacyś mężczyźni. W tle leciała piosenka z bardzo ładną muzyką. Jeden z instrumentów był podobny do gwizdania, ale be porównania piękniejszy. Możliwe, że to ci jadący nowoczesnymi samochodami, czy może na koniach, śpiewali tą piosenkę. We śnie rozumiałem cały tekst, ale zapamiętałem tylko, że było w tej pieśni o powrocie na planetę Kulu i o planecie, gdzie się działa ta scena, o nazwie Atena. Jeden z nich, ten który jechał na samym przodzie miał pomarańczowe okulary przeciwsłoneczne i chyba kapelusz, uśmiechał się. Znowu byłem całkowicie na kanapie. Z mojej lewej strony siedziała tamta dziewczyna i opierała się o mnie, a z prawej siedziała jej matka. Zaczął się wtedy kończyć się sen.
Pociąg
31.08.2015 – 12:05
Pociąg wyskoczył z torów i mnie gonił. Chciał mnie przejechać, zabić, nie wiem dlaczego. Uciekałem przed nim po jakimś zielonym pagórku.
Siedzę z dziewczyną po prawej stronie w autobusie, a może właśnie w tym pociągu, który mnie gonił. Mamy się niby przesiąść na inne miejsce. Siadam przy oknie z lewej strony. Niestety tylko ja się mieszczę, jest tam jedno zwykłe siedzenie, a obok jakieś malutkie i zajmuję przez to dwa siedzenia naraz, siedzę plecami do okna. Wracam jednak na prawą stronę autobusu. Dziewczyny już nie ma, pojawia się kolega z podstawówki. Scena zmienia się z autobusu na salę w szkole podstawowej. Z ławki z tyłu zwalnia się jedno miejsce i kolega się tam przesiada. Siedzę sam w ławce przed nimi. Mam chyba zeszyt lub książkę, a nauczycielka coś objaśnia.
Przejście, Powiększony Trawnik, Obcy Atakują
02.09.2015 – 13:26
Razem z wszystkimi wychodzę z sali. Po prawej stronie jest sklep o nazwie zaczynającej się na t. Szukam sklepu o nazwie zaczynającej się właśnie na t, ale innego niż ten obok. Skręcam w lewo i idę prosto pasażem sklepowym. Nie wiadomo po co nucę jakieś głupoty. Idąc tak wszystko zaczyna się rozmywać, ale dalej próbuję znaleźć tamto miejsce. Budzę się, nie otwieram jednak jeszcze oczu. Niestety nie udało się i się obudziłem. Tak mi się oczywiście tylko wydawało. Opowiadam komuś o tym jak w tym śnie szedłem i szukałem tamtego sklepu, ale nie doszedłem tam, bo wszystko się rozmazało i się obudziłem. Teraz stałem na końcu korytarza razem z kilkoma osobami. Czekaliśmy tam przed zamkniętymi, po prawej stronie, drzwiami. Przyszedł tam czarnoskóry mężczyzna. Coś mówił, ale nie zrozumiałem. Wydawało mi się, że to jakiś szef tamtego miejsca. Dałem mu pilot, który trzymałem w ręku. Wcisnął jakiś przycisk i wpisał hasło i wtedy otworzyły się te drzwi. Dał mi pilota z powrotem. Pytałem się go jeszcze o to jakie jest hasło i sprawdzałem w instrukcji jaki najpierw trzeba nacisnąć przycisk, ale po chwili dałem sobie z tym spokój. Okazało się, że drzwi prowadziły na balkon. Był słoneczny dzień. Trawnik był chyba niedawno skoszony i zasiana świeża trawa. W jednych miejscach była ciemniejsza, a w innych jaśniejsza, miała różne odcienie zieleni. Zszedłem z balkonu na trawnik, który był kilkakrotnie większy niż w rzeczywistości. Skręciłem na prawo i poszedłem przed moje okno. Szedłem chyba na bosaka. Ziemia tam była pofałdowana i może dlatego wydawało się, że trawa ma różne odcienie. Na dodatek przy żywopłocie było bardzo nisko, a jak się szło w stronę ściany i okna robiło się coraz wyżej. Było zasadzonych dużo nowych roślinek. Później w tym śnie stoję w moim pokoju i patrzę się przez okno. Nagle zauważam, jak nadlatuje ogromna czarna chmura. Myślę, że to tak dużo czarnych ptaków się zebrało. Wołam moją siostrę i mówię jej, że tak wielu ptaków naraz to jeszcze nigdy nie widziałem. Oglądamy je ta przez chwilę. Nagle te niby ptaki opadają na dół i burzą się budynki. To nie były ptaki, mówię siostrze, że to statki obcych atakują. Przylatuje ich coraz więcej i tak opadając lub wysyłając impulsy energetyczne burzą następne budynki. Coraz bardziej zbliżają się w naszą stronę.
Małe Ludziki, Telekinetyczna Koszykówka, Drzwi
03.09.2015 – 13:26
Byłem w jakimś nieznanym mi domu. Było ciemno, chyba noc. Nie wiem jak tam się znalazłem. Była ze mną mama. Wiedziałem, że było tam jakieś zagrożenie. Szybko stamtąd uciekliśmy. Szliśmy chodnikiem wzdłuż ulicy, gdzieś na mieście. Nie wiem czy to była noc czy dzień. Czuć było atmosferę niebezpieczeństwa. Po jakimś czasie, zamiast mamy, szła ze mną jakaś inna dziewczyna. Chyba nawet niosłem ją przez jakiś czas na rękach. Po dłuższym czasie doszliśmy do jakiegoś dużego budynku. Po prawej stronie na dole siedziała recepcjonistka. Poszliśmy na górę, było to dosyć wysoko. Wystawał tam koniec wielkiej ciemnej rury, jakby czarnej studni do zsypywania różnych rzeczy. Bałem żeby ona tam nie wpadła. Pojawiał się w tej rurze co jakiś czas mały ludzik, ale go nie widziałem zbyt dokładnie, bo chował się w cieniu tej rury. Nagle chwycił ją i wpadła na sam dół, chociaż to chyba nie była już tamta dziewczyna tylko kawałek galaretki w dziwnym kształcie. Po chwili z tej ruro studni wylazł łańcuch takich samych dziwnych
galaretowatych kształtów. Oni, te małe ludziki chcieli to, niby tą dziewczynę, w jakiś sposób kopiować. Aby do tego nie dopuścić, miałem odciąć pierwszy oryginalny kształt. Niestety się nie udało i całość powędrowała na dół wzdłuż rury. Też szybko pobiegłem na sam dół. Okazało się, że są tam malutkie drzwiczki prowadzące do świata tych małych ludzików. Wiem, że tam chodziły, ale nie widziałem ich wyraźnie. Było tam tak kolorowo, dużo zieleni. Mieli tam chyba swoją fabrykę. Ze znalezienia tamtej dziewczyny chyba nic nie wyszło. Drzwiczki były za małe, abym mógł przez nie się przedostać.
W innym śnie znalazłem się na sali od w-fu. Oprócz mnie była tam tylko jedna osoba. Pojawiła się piłka do koszykówki. Tamten zaczął ją kozłować i rzucać do koszy. Zabierałem mu ją co chwilę za pomocą telekinezy, poruszałem nią w powietrzu na różne sposoby. Tamtemu to raczej nie przeszkadzało, nie zwracał na to uwagi, nawet chyba mnie nie widział. Potem pomagałem mu trafiać do kosza. Zeszło się dużo uczniów, niektórych pamiętałem z podstawówki. Patrzyli się jak tamten za każdym razem trafia do kosza. Innym także pomagałem. Śmiałem się trochę i chyba po chwili zauważyli, że to ja poruszam tą piłką i kierują ją do kosza. Poszliśmy na ławkę. Sen się chyba zmienił, byłem obserwatorem. Widziałem jak kierowca wiezie w samochodzie jakiegoś mężczyznę. Gdy zatrzymali się przed bramą domu, mówi: - wyjdź żono na przeciw nam, yyy, Marzeno! - Robi się wtedy samo szare tło. Słyszę tylko rozmowę tego mężczyzny, który siedział z tyłu w samochodzie. Mówi do żony, aby podpisała papiery rozwodowe. Coś mu ona odpowiada, ale tego już nie słyszę. Zmienia się znowu sen. Leżę w łóżku. Kotki chyba chodzą przed drzwiami. Wstaję i podchodzę do okna. Na trawniku widzę, że wszystkie małe drzewka, tuje i inne rośliny, zostały przesadzone w inne miejsce. Rosną teraz w rzędzie, równolegle do żywopłotu. Znalazłem się na trawniku, ale po drugiej stronie, przed balkonem, jest dzień. Za pomocą myśli podnoszę i poruszam kamykami. Mam w tym śnie trochę więcej świadomości i zastanawiam się czy w rzeczywistości też, by można z łatwością, używać telekinezy, dochodzę do tego, że tak. Wchodzę balkonem do domu. Stoi przy drzwiach balkonowych dziewczyna, której nie potrafię rozpoznać. Pytam się jej czy ona nie jest z rodziny. Coś tam odpowiada, tłumaczy mi i już po chwili całujemy się z języczkiem. Przechodzę do innego snu. Widzę jezioro, a za nim siedzą na krzesełkach ustawionych na błotnistej ziemi jacyś panowie. Mówią mi z daleka, że pod wodą znajduje się rosyjska scena filmowa. Wiem, że woda jest zimna, i że jezioro jest bardzo głębokie, więc nie zaglądam co tam się znajduje zalanego pod powierzchnią. Szybko przepływam na drugi brzeg. Za nimi rozciąga się jakieś pole zasypane śniegiem. Może później tam pójdę zobaczyć, a tym czasem wracam do nich. Stało tam wielkie szklane okno. Jak płynąłem w ich stronę to widziałem, że jest poprzedzielane na małe okienka. Teraz widzę, że z tej strony jest to gładkie, pojedyncze szkło, zamocowane w srebrnej, metalowej ramie. Były to chyba jednak drzwi. Włożyłem w nie ręce. Trochę to trwało, aż przeszły na wylot, ponieważ szkło było bardzo grube i gęste. Kilka razy tak wkładałem i wyjmowałem ręce z tego szkła, aż otworzyłem te drzwi. Gdy wyjąłem już ręce, z jednej strony jeszcze szkło się wygładzało. Tamci dziwili jak ja to robię. Obróciłem się w drugą stronę i chciałem teraz pójść na to zasypane śniegiem, zimowe pole. Jednakże, ktoś głośno zatrzasnął tamte drzwi i się chyba przez to obudziłem.
Na Trawniku, Podziemny Korytarz
07.09.2015 – 14:04
Patrzę przez okno w moim pokoju. Na trawniku są ci spod trójki i depczą kwiaty. Zacząłem pukać w szybę, aby przestali niszczyć rośliny. Po chwili widzę, że jednak tylko przesadzali w inne miejsce. Ponadto, za chwilę zebrał się skądś duży tłum ludzi, którzy zaczęli wsadzać więcej różnych roślin. Tyle nawsadzali roślinek, że prawie nie było pustego miejsca na trawniku z samą trawą. Nawet byłem zadowolony, że za darmo zasadzili tyle roślin na trawniku przed moim oknem. Powiedziałem o tym mamie i wytłumaczyła mi, że to coś związanego ze zmianami granic na dzielnicy i wszyscy mogą się zajmować trawnikiem jakim tylko chcą. Później siedzę przed komputerem. System ma dziwny interfejs, jest w szarych kolorach, a na dole znajduje się szeroki pasek. Na pasku nie ma przycisku menu, tylko jakieś skróty do panelu sterowania i kilku innych miejsc. Były po środku tego paska, także dwa wahadełka, albo zębatki czy wskazówki. Nie wiem do czego służyły, ale trochę nimi poruszałem. Ekran by chyba dotykowy. Poszedłem do kuchni. Przyszły dwie panie. Myślałem, że do mnie, ale się okazało, że już u mnie były wcześniej. Teraz przyszły do mojej siostry. Zadawały jakieś pytania i dały ankietę do wypełnienia. Sen przeskoczył do podziemnego korytarza. Była tam jedna z tych pań z małym chłopczykiem, ta grubsza. Uczniowie z gimnazjum dokuczali im, mówili na nich nieładnie i tamta kobieta położyła się na ławce i chyba płakała. Tamci poszli do wyjścia. Był tam też duży tłum innych ludzi, pewnie także uczniowie z gimnazjum. Bardzo się na tamtych zezłościłem, krzyczałem na nich pytając jak tak mogli zrobić. Byłem wtedy jakoś wyżej od nich, chyba jechałem na rowerze, ale rower był
niewidzialny. Wróciłem się na chwilę z powrotem. Tamta kobieta nadal leżała, miała depresję. Przyszedł do niej ten mały chłopczyk. Nie wracałem do głównego wyjścia i wyszedłem sam bocznymi drzwiami na zewnątrz. Świeciło słońce.
Podróż Tunelami Wodnymi
08.09.2015 – 12:57
Była noc. W moim pokoju paliła się lampka (tak mi się bynajmniej wydaje). Stare łóżko, które kiedyś miałem, teraz znowu się pojawiło, odwrotnie ustawione niż aktualne. Przy łóżku stała piękna kobieta z jakimś małym człowieczkiem. Wpatrywali się w wąską szczelinę pomiędzy łóżkiem a podłogą. Powiedziała mi, że tamtędy właśnie się udamy. Pytam się jej, że niby jak mamy się tam zmieścić. Odpowiedziała, że w nocy, każdy kto się zbliży do szczeliny, zostanie pomniejszony. I rzeczywiście, jak się do niej przybliżyliśmy, zostaliśmy natychmiastowo zmniejszeni i mogliśmy tam wejść. Znaleźliśmy się w jakichś tunelach całkowicie wypełnionych wodą. Dołączyło do nas wiele innych osób. Płynęliśmy pod wodą dość długo. Oddychanie nie sprawiało trudności, każdy mógł oddychać swobodnie po wodą. W końcu, gdzieś dotarliśmy. Były tam podwójne schody w kształcie piramidy. Pobiegłem i z jednej strony wszedłem na górę po tych schodach. Po schodach spływało dużo wody. Chciałem się poślizgać i ześlizgiwałem czy raczej spływałem po tej wodzie w dół. Była tam jakaś dziewczyna i ona też chciała się tak bawić. Niestety nie udało się jej tak jak mi, przez co była trochę potłuczona. Siedziała teraz na dole schodów. Tymi wodnymi schodami schodził starszy pan. Mówił, że to przeze mnie to się jej stało. Nie wiem dlaczego, ale przecież nie kazałem jej robić tego samego co ja. Później w tym śnie siedzę przed telewizorem, chyba w dużym pokoju, możliwe, że w jakimś nieznanym mi mieszkaniu. Poprzednie zdarzenia uznałem za film, jeden odcinek jakiegoś serialu. Opowiedziałem o tym siostrze. Powiedziała mi, że posiada książkę, która ma podobną fabułę i pokazała mi ją. Ta książka była raczej jakimś komiksem z rysunkami jakby rysowanymi przez dzieci. Niby uznałem, że rzeczywiście ten film na pewno powstał na podstawie tej książki, chociaż wcale nie była podobna o filmu. Zagapiłem się, bo już piętnaście minut trwał następny odcinek. Nie mogłem niestety znaleźć tego kanały, na którym był ten serial. Przełączałem raz w jedną, a raz w drugą stronę. W końcu znalazłem. Było chyba ileś tam minut po siedemnastej. W tym filmie była tamta kobieta co wcześniej. Mówiła coś głośno do jakichś ludzi, a może śpiewała. Działo się to na wyspie. Było to chyba jakieś fantasy. Na niebie przelatywał statek kosmiczny. Chyba wciągnęło mnie wtedy do tego snu-filmu. Jakaś mała latająca maszyna, podobna do samochodziku, przelatywała po spodzie tamtego statku. Przecinał jego spód! W końcu, gdy przecięła, trochę wyszło z tego różnych rzeczy, a tamci co byli w środku jakoś to przytrzymali rękoma i latający statek kosmiczny jednak się nie rozpadł. W środku siedziałem w bogato ozdobionym pokoju. Przede mną siedział chyba kapitan, coś mi mówił. Bawiłem się figurkami stojącymi na tym stole. Chyba spadaliśmy. Trafiliśmy w drzewa na tej wyspie. Miały bardzo duże liście. Nie jestem pewien, ale w tym lesie był chyba Gandalf.
Kilkakrotne Nieprawdziwe Przebudzenia, Dziwne Zdarzenia
12.09.2015 – 13:23
Wydawało m się, że obudziłem się w nocy, ale to był paraliż przysenny. Czułem lekki niepokój, kiedyś bym się bardzo tego bał. Leżałem na lewym boku. Po prawej stronie czułem czyjąś obecność. Próbowałam się obudzić na prawdę. Za każdym razem budziłem się we śnie. Czasami udawało mi się wstać i dotrzeć do drzwi, czy trochę po za do kuchni. Za którymś razem zacząłem poruszać prawą niefizyczną ręką w stronę, gdzie była ta obecność. Szło mi to na prawdę bardzo powoli, jakbym poruszał się w bardzo gęstym płynie i kilka razy zaczynałem od nowa. W końcu się udało i wstałem. I znowu się "obudziłem". Działo się to wiele razy, aż w końcu za którymś razem mogłem się wydostawać trochę dalej. Było ciemno jak to w nocy. Chodziłem po mieszkaniu. Kierowałem się w stronę dużego pokoju. Czułem jakbym się poruszał w nieważkości i chyba unosiłem się nisko nad podłogą. Już w dużym pokoju zakręciłem ręką wokół siebie, dzięki czemu uniosłem się nad podłogą i zakręciłem się wokół własnej osi. Spodobało mi się to i poruszałem się jeszcze przez jakiś czas w ten sposób. Nagle ze ściany wyszedł ktoś i szedł w moją stronę. Przeszedł prze ze mnie. Był to chyba duch, a może tylko wizja jakiegoś światła poruszającego się w moją stronę. Znowu znalazłem się w łóżku. Czułem, że ta obecność jest jakąś energią, która wchodzi we mnie poprzez różne części mojego ciała. Nie wiem czy to było coś dobrego czy złego. Było tego tak dużo, że myślałem, że nie wytrzymam i chciałem już obudzić się na prawdę. Jednak znowu zasnąłem-obudziłem się. W tej części snu wszystko działo się bardzo szybko, jakby w takim przyśpieszeniu. Poszedłem do ubikacji. Udało mi się zapalić światło, co zazwyczaj nie udaje się we snach. Gdy już chciałem sikać, spojrzałem na muszlę klozetową krótko krzycząc, tak jakoś z gniewem, bo zauważyłem, że coś jest jednak nie tak. Niby było wszystko bardzo rzeczywiste i myślałem, że już rzeczywiście się obudziłem, ale jednak było to trochę w dziwny sposób rozmazane. Nagle muszla zaczęła się rozwalać, kafelki wokół także poodpadały. Wszędzie wylewała się woda, a razem z nią różnokolorowe ryby, które były raczej zdechłe. Najbardziej rzuciły mi się te pomarańczowe. Szybko wyszedłem z ubikacji, tylko przymknąłem ją i chciałem zamknąć, ale na miejsce klamki wskoczyła pomarańczowa rybka. Pobiegłem korytarzem do dużego pokoju i się wróciłem. Zauważyłem, że w pokoju mojej siostry jest jasno, wszędzie była noc, tylko tam był dzień, chyba rano. W łóżku nie leżała moja siostra, ani też kotka, jakaś tylko straszna postać z wielkimi wyłupiastymi oczami. Przestraszyłem się. Zacząłem ją dusić, ale po chwili wybiegłem. Wyszedłem drzwiami na klatkę schodową. Poszedłem do góry na drugie piętro. Chciałem pójść pod dziewiątkę, zobaczyć co jest tam w tym śnie. Przeszedłem przez drzwi i chwilę panowała ciemność. Jak zrobiło się jaśniej to poszedłem dalej. Chociaż nie byłem tam nigdy w rzeczywistości to i tak wydawało mi się, że jest tam trochę za dużo korytarzy i pokoi. Byli tam jacyś ludzie. Nagle ktoś złapał mnie za ręce. Przestraszyłem się trochę, chciałem się wyrwać z uścisku i uciec. Jednak się uspokoiłem. Wydawał się ten ktoś podobny do mnie, a nawet wyglądał tak samo jak ja. Wyglądało to trochę jak moje odbicie, jakbym opierał się rękoma o lustro, chociaż w tamtym korytarzu nie było żadnego lustra. Jakoś tak pomyślałem wtedy, że to jestem ja z przyszłości, który komunikuje się ze sobą/mną z teraz, poprzez sen. O coś się pytałem, ale nie pamiętam, jego/mnie odpowiedzi także nie zapamiętałem.
Żółte Motyle, Podziemny Kanał, Monety
15.09.2015 – 14:19
Idę uliczką przy małym lasku. Wyrywam jakieś chwasty. Przechodzę przez ulicę. Sprzedawca wychodzi z budki sklepowej. Wsadzam jedną roślinkę przy krawężniku i idę do domu. Przed drzwiami do klatki schodowej wsadzam drugiego chwasta między popękany chodnik.
Noc, oglądam coś w telewizji, albo na laptopie. Przeglądam kwadratowe obrazki, chyba okładki płyt CD. Nagle włącza się bardzo głośno piosenka. Piosenka miała słowa, a zazwyczaj jak mam sen z muzyką jest to sama muzyka, bez słów i na dodatek tak jak, by tej muzyki nie było, albo bardzo przyciszona, albo głośna, ale zazwyczaj to jakiś hałas. Tym razem było inaczej, piosenka była wyraźna, słowa były po japońsku. Szybko jednak wyłączam, aby nikogo nie obudzić.
Był dzień, świeciło słońce. Szedłem drogą, po której dwóch stronach widziałem las. Po obu stronach, nad trawą, latało mnóstwo żółtych motyli. Miałem problemy z utrzymaniem prosto głowy, co chwilę opadała w dół i widziałem tylko piaszczystą ścieżkę. Ciągle musiałem się wysilać, aby patrzeć do przodu. Po chwili skręciłem w lewą stronę i chciałem zanurkować w trawę. Nie mogłem się już podnieść. Zauważyłem jeszcze, że przy ścieżce nie był sam las, były także bloki mieszkalne i się obudziłem.
Szedłem między blokami. Oprócz mnie szli inni ludzie. Szło mi się jakoś bardzo ciężko, niewygodnie, jakbym jednocześnie leżał i szedł. Chciałem zawołać czy nie ma kogoś z oobe z forum, ale nie zdążyłem i się obudziłem.
Ścigałem się z trzema kolegami. Miałem jednocześnie takie wrażenie, że jadę rowerem, ale widziałem, że tylko biegnę, a raczej szybko idę. Znowu ciężko było mi się poruszać. Na dodatek biegli oni w stronę kościoła, a nie chciało mi się tam iść, i tak bym był ostatni. Skręciłem na lewo do szkoły. Biegłem korytarzami, po schodach, wchodziłem do sal. Niektórzy dziwili się co ja tam robię, m.in. dwie dziewczyny siedzące na ławce pod ścianą. Pobiegłem do góry i nie wiem jak trafiłem do czyjegoś mieszkania. Panował tam półcień. Chodziłem po tym mieszkaniu, było tam w jednej części bardzo ciemne miejsce, którego się trochę bałem, ale jednak po chwili tam zajrzałem. Szło się tam spiralnymi schodami do góry. Chociaż było ciemno i nic nie było widać, wiedziałem, że na łóżku leży dziewczyna. Wziąłem ją na ręce celem zabrania ze sobą.Gdy już schodziłem tymi spiralnymi schodami, ktoś mnie zauważył, pewnie ktoś z jej rodziny, i sen się urwał.
Jadę rowerem po trawie. W dole widać las i domy. Są tam też małe budynki, jakieś fabryki. Szukam domu wymyślonej dziewczyny. Zjeżdżam górką na dół.
Idę z kolegą korytarzem. Dzieje się to jednocześnie w szkole i tak jakby, gdzieś na dworze, jakby obrazy nakładały się na siebie. Doszliśmy do miejsca, gdzie stał mój rower. Kolega mówi, że nie mógł wziąć roweru, bo coś tam z nim się stało. Po chwili dochodzimy do miejsca, gdzie jest inny rower, nie wiem czy jego, czy mój, a może kogoś innego. Było coś tam o kradzieży roweru. Potem inny kolega z poprzedniej pracy, tłumaczy coś w klasie pokazując swój zeszyt, że cofnął się w czasie, co miały by tłumaczyć jego notatki i rysunek. Rysunek przedstawiał coś jakby linię czasu, w jednym miejscu oddzieloną prostokątem (czyli niby z tego, czy do tego momentu w czasie się cofnął), a na dalszej częsi strzałki były wypisane lata od do. Jednocześnie wydawało mi się, że to nie ten kolega tylko ja to tłumaczyłem. Nagle (a może i nie tak nagle) znaleźliśmy się wszyscy w podziemiach, gdzie wypływała woda. Był to podziemny kanał. Szliśmy tak przy szarej ścianie, aby się nie zmoczyć, gdy nagle zauważyliśmy jakieś wielkie dziwne stwory. Były to zmutowane zwierzęta. I one na nas zaczęły polować (chociaż trochę tak biernie, bo wcale nie ruszały się ze swoich miejsc). Schowaliśmy się pod podziemną półką. Wyżej był czerwony potwór z długą szyją. Schylił się i zajrzał pod spód, tam gdzie się skryliśmy. Jestem pewien, że kogoś schwytał i zabrał ze sobą. Szybko stamtąd wybiegłem. Zatrzymałem się przy okrągłym miejscu, z którego wypływała mętna woda. Ktoś z góry podawał mi kilka kartek, ale wpadły do wody i płynęły w lewo. Nie chciałem wchodzić do wody, bo mogły być tam w niej te niebezpieczne stwory. Jednak udało mi się jakoś chwycić te kartki. Położyłem je na kamiennej podłodze, aby wyschły. Przyszła nauczycielka (chyba od historii) i powiedziała, że niewiele osób pisało sprawdzian, chyba nawet tylko ja, i napisałem bardzo dobrze, tylko z kilkoma błędami.
Kiedyś śniło mi się wiele razy jak w szkole (gimnazjum) schodziłem schodami, tam gdzie normalnie jest szatnia i znajdowałem tunele pełne wody. Lubię wodę w snach, pływałem w tych ciemnych tunelach, ale za każdym razem po jakimś czasie odczuwałem głęboki niepokój, a pod koniec widziałem w oddali jakąś ciemną czarną postać, której się panicznie bałem. Szybko się do mnie, albo ja do niej się przybliżałem i się budziłem. Wydaję mi się, że to ten sam tunel, kanał wodny.
Leżałem w łóżku. Walczyłem prawą ręką z małym szarym jaszczurowatym ludzikiem. Bardzo ciężko i powoli poruszało mi się tą ręką. A na dodatek ten jaszczur był pewnie wytworem wyobraźni podczas paraliżu przysennego. Po prawej stronie leżała rzeczywiście moja szara bluza.
Jestem w sklepie ze sprzętem elektronicznym. Oglądam dwa tablety. Jeden jest czarny, a drugi biały. Oba nazywają się Google Pixel. Biorę ten biały. Włączyła się mapa. przesuwam ją w różne strony. Chcę wyjść do głównej strony i włączyć przeglądarkę internetową. Zamiast tego włącza mi się widok na dom, chyba znajduje się tam, gdzie byłem poprzednio nie daleko lasu. Wchodzę jakoś w to zdjęcie. Prze budynkiem stoi mężczyzna w garniturze. Mówi coś o tym, że tu powinno mieć portfele ze skóry w miedzi i pokazuje swój portfel. Też pokazuję mu mój portfel i mówię, że jest lepszy, bo ma już około dwudziestu lat i się nie rozlatuje. Wchodzę za aktorką do środka. Jest to chyba hotel. Idę na górę, wchodzę przez, któreś drzwi. W środku, w krótkim korytarzyku, leży na podłodze ogromna ilość monet, a także papierowych pieniędzy. Patrzę na ścianę po prawej stronie, na obrazki zdjęcia. Dowiaduję się, że każdy kto tam wchodzi zostawia trochę pieniędzy na podłodze. Nigdzie nie pisze, że nie można tych pieniędzy zabrać ze sobą. Podchodzę do recepcji. Siedzą tam pani recepcjonistka i pan recepcjonista przy wysokim biurku. Mam za coś zapłacić piętnaście, a może siedemnaście złotych. Pytam się tej kobiety czy mogę zapłacić tymi pieniędzmi co leża na korytarzu. Mówi, że regulamin tego nie zabrania. Więc idę i biorę parę monet. Niektóre są jakieś dziwne, stare i muszę i tak zapłacić większą część ze swoich pieniędzy. Trochę się niepokoję, bo ta kobieta wzięła mi na jakiś czas cały mój portfel. Po chwili mi go oddała. Wyciągam jeszcze 1zł, i zauważam, że to chyba specjalna edycja. Po dwóch stronach monety jest odtwarzana animacja w niebieskich kolorach. Dziwię się, że tak może to działać bez prądu, ale daję tą złotówkę recepcjoniście. Okazuje się, że mam dać im jeszcze około trzy i pół sucharka. Daję im.
Gra I Wróble
17.09.2015 – 14:27
Śniło mi się jak jesteśmy z kolegą w piwnicy. Układaliśmy deski. Potem usiedliśmy w ciemnym miejscu i przypominaliśmy sobie grę. Pokazał się ekran i widać było motorek jeżdżący po przeszkodach. Gra nazywała się ElastoMania.
Była lekcja. W klasie na sali siedzieli koledzy i koleżanki z podstawówki, gimnazjum i może także z liceum. Zajęcia prowadził nauczyciel od techniki/informatyki, który uczył klasy z podstawówki i gimnazjum. Siedziałem z tyłu w środkowym rzędzie za koleżanką z pracy. Kolega z prawego rzędu przy ścianie przesiadł się do przodu w środkowym rzędzie. Przesiadłem się na jego wcześniejsze miejsce. Ktoś wrócił z łazienki, uśmiechnięty. Drzwi pozostały otwarte. Też musiałem iść. Nauczyciel nie zabraniał wychodzić w trakcie lekcji. Wszedłem do łazienki, zobaczyłem jednak znaczek na drzwiach informujący o tym, że to damska. Przeszedłem do męskiej. Gdy już miałem sikać, zobaczyłem po prawej stronie kątem oka coś dziwnego co mi się nie zgadzało. Na podłodze chodziły i podskakiwały wróble (później ktoś powiedział jakąś inną nazwę, więc może były to ptaki podobne do wróbli). Nagle jeden zaczął mnie atakować. Złapałem go i odrzuciłem, wracał za każdym razem. Nie udało mi się załatwić, bo musiałem wyjść z łazienki. Wróbel podążył za mną. Chwyciłem go i tak trzymałem. Wracając zauważyłem, że nauczyciel wychodzi, pewnie lekcja się już skończyła. Wszedłem do sali. Byli tam już inni uczniowie, ze starszej klasy. Rzuciłem tego wróbla do dziewczyny z czarnymi włosami. Powiedziałem jej, że jak wyjdę i zamknę drzwi niech go wyrzuciła go za okno. Odpowiedziała, że nie ma nic przeciwko, ale jednak odrzuciła mi go z powrotem. Chyba się , więc nie dogadaliśmy. Znowu się rzucił na mnie z dziobem.
Straszne Pokoje, Wielka Szkoła, Przezroczyste Pantofelki
19.09.2015 – 13:19
Noc, ciemno, atmosfera grozy. Byłem z siostrą w jakimś nieznanym budynku w ciemnym pokoju. Na podłodze porozrzucane różne rzeczy, walizki torby, buty. Czuć było coś takiego, że jak szybko stamtąd nie wyjdziemy, to stanie się coś złego. Wzięliśmy tylko kilka swoich rzeczy, siostra torbę, a ja buty. Kilka razy wychodziliśmy z tego pokoju i przechodziliśmy do podobnego po prawej stronie. Tam też było ciemno i pełno różnych rzeczy na podłodze, także coś zabraliśmy stamtąd. Wróciliśmy do pokoju po lewej stronie. Tam zaczęło robić się strasznie, jakieś zakapturzone postacie, które widziałem, że znajdują się w oddali, jakby dalej niż sięgał pokój, szły w naszą stronę. Wyszliśmy stamtąd, ale za chwilę znowu się tam wróciliśmy, bo czegoś zapomnieliśmy wziąć. Przybiegł jakiś brązowy małpiszon (czyżby yeti?) i uciekł z powrotem. Potem przyszła inna małpa mająca jasne futro. Okazało się, że to duży pokój. Był teraz jasny dzień. Wychodząc z pokoju, ta małpa złapała mnie za nadgarstek i nie chciała puścić. Siostra uciekła w podskokach, powiedziała do mnie jak sobie chcesz. Pomyślałem, że ta małpa jest głupia i kazałem jej biec za tamtym małpiszonem, pobiegła. Poszedłem przez przedpokój, a ona stał już na drugim końcu przy lustrach. Wskazałem jej jeszcze raz kierunek i pobiegła. Udało się w końcu wydostać na zewnątrz.
W następnym śnie, albo i jakiejś kontynuacji poprzedniego, idę sobie (raczej na początku jako obserwator) z kilkoma osobami. To jest pokój wyżej niż ten poprzedni - duży pokój. Wygląda jak pokój dziecka. Naokoło zabawki. Pół cień, pół światło, kolorowo. Były tam na podłodze figurki w kształcie zwierzątek. Jak się jedną podniosło to można tamten pokój niżej było obserwować przez otwór. Jedna większa postać (postacie te były kolorowe) kazała czerwonej gadającej papudze patrzeć przez otwór co się w tym pokoju działo. Przyszedł żołnierz z policjantami. Gdy papuga wychylała się z dziury, złapał ją i chyba zabił lub prawie zabił. Zabrałem mu tą papugę i uciekłem z pokoju. W tym śnie wierzyłem, że mam zdolności uzdrawiające. Za chwilę wróciłem się i położyłem papugę na stole. Dziwne, bo wyglądała teraz jak z dwóch kawałków drewna. Jednak znów ożyła.
Było też coś ze stroną internetową, którą przeglądałem, z kimś się chyba komunikowałem. Ale o co dokładnie chodziło to nie wiem.
Na dworze niedaleko szkoły był festyn. Jakiś mały człowieczek mówił, że nie może pozwolić, aby tamten co wybudował tą wysoką wieże, aż do chmur, wygrał z nim w jakimś tam szkolnym konkursie. Tamten uczeń stał na samej górze tej wieży. Byłem obserwatorem we śnie. Ten mały poleciał na górę wieży i zabrał coś co wyglądało na pluszową magiczną różdżkę. Ta wieża była obwieszona (trochę podobna byłą do karuzeli) różnymi wielkimi pluszowymi zabawkami. Jak zlatywał na dół to ruszał i przekrzywiał każdą, co niby miało uszkodzić wieżę. Sen przechodzi do wnętrza tej szkoły. Na korytarzach tłum, chyba przerwa. Nagle wbiega ten dziwny mały człowieczek. Zabieram mu tą różdżkę, poruszam czymś za pomocą telekinezy. Tamten dziwi się, że tak potrafię i ucieka. Rzucam zabawką, potrafię to robić i bez jakiejś tam bezużytecznej różdżki. Inni się nie dziwią, ponieważ też potrafią podobne rzeczy. Zauważam, że ta szkoła jest ogromna, w wielu miejscach zamiast zwykłych okien są kolorowe witraże. Niektórzy chyba ścigają tamtego ludzika, ale za bardzo tego nie widzę, bo wybiegli na zewnątrz. Przyszła dziewczyna z rudymi włosami. Idę razem z nią i jej kolegami. Weszliśmy do pomieszczenia, które było chyba laboratorium. Tamci siedzą w wannach zanurzeni w jakimś płynie. Ona chyba daje im zastrzyk. Ma to ich prawdopodobnie zrelaksować i dać im siłę. Wychodzą, wydaje mi się, że co od siebie jeszcze odrywają, rurki czy coś. Pytam się dziewczyny po co robią taki dziwne rzeczy. Idziemy na zewnątrz na teren szkoły. Na dachu jednej z wież szkoły coś jest. Mógłbym tam polecieć, ale nagle łapie mnie lęk wysokości (którego zazwyczaj nie mam). Jeden z nich leci na samą górę i przynosi tą rzecz. Daje ją dziewczynie. To są przezroczyste buty. Ona mówi mi, że to są pantofelki zostawione od zimy. Wracamy do szkoły. Idziemy schodami po prawej na dół, tam gdzie powinna być szatnia (trochę to wygląda jak tunel dworca). Nagle z lewej strony, gdzie właśnie idę, sufit robi się niższy, że prawie uderzam się głową. Ktoś się śmieje. Skręcam na prawo. Idziemy ruchomymi schodami na samą górę. Gubię ich. Inne dziewczyny zjeżdżają schodami jak po zjeżdżalni na placu zabaw.
Próbuję także wrócić tymi schodami, ale nie mogę się zmieścić. Idę więc dalej trafiam do sali komputerowej, ale jest tam ina klasa (ta sama co we śnie z wróblami). Żeby tam wejść trzeba było przejść najpierw przez mniejszą salkę. Stało tam dwóch facetów, którzy tam pracowali. Wcześniej jeszcze byłem przy ciemnym wejściu do kina, ale pomyślałem, że tam ich nie będzie. Ktoś pilnował wejścia. Zdziwiłem się, że w szkole jest kino, ale to bardzo duża szkoła to pomyślałem, że może być. Kiedyś co podobnego mi się śniło i tam był nawet wielki basen. Wracam się do schodów. Zwykłymi schodami na szczęście idzie ktoś z "mojej" klasy. Idziemy jednak do kina i tam wszyscy właśnie siedzą. Oglądamy film, w którym ktoś oblewa się wiadrem wody, coś tam o wszach czy innych robalach we włosach.
W innym śnie jestem z jakimś starszym dziadkiem, Japończykiem, w chatce. Ta chata znajduje się bardzo wysoko. Leci balon. Chwytam go. Okazuje się, że to balon, który jest dziewczyną. Niestety ucieka z niej powietrze. Mam ją napompować własnym oddechem. Nie udaje się. Sen się jakby n chwilę urywa. Patrzę prze okienko. Przylatuje zabawkowy samolocik. Okazuje się, że ta balonowa dziewczyna zamieniła się w niego.
Katastrofa, Zadanie
21.09.2015 – 13:00
Grupą poszliśmy, gdzieś chyba na boisko. Skądś zaczęło się sypać, była lawina, zsuwały się wielkie kamienie. Uciekaliśmy przez całą dzielnicę. Później opowiadałem o tym innemu znajomemu, którego tam wtedy nie było. Powiedziałem mu, że z pół góry się osunęło. Na początku trochę mi nie wierzył, ale poszliśmy tam i wiedział już, że to prawda. Wszędzie były zniszczenia.
Czekam z innymi przy drzwiach, aż przyjdzie nauczycielka. Było już po przerwie, ale jeszcze nie przyszła, więc dokańczałem zadanie. Miałem plastikową tabliczkę wielkości A4, na której była płaskorzeźba przedstawiająca rzekę, jezioro i góry. Oparłem ją na ławce. Rzekę i jezioro wypełniałem masłem. Było trochę za dużo to zabrałem trochę i zlizałem z noża. Zastanawiałem się czy się nie rozpuści i schowałem do plecaka. Przyszłą nauczycielka od języka angielskiego (z liceum). Mówiła, że była na spotkaniu, a teraz idzie jeszcze na kawę. Weszliśmy do sali, drzwi zostały otwarte. Była to klasa, podobnie jak w poprzednich snach, złożona z uczniów z podstawówki, gimnazjum i liceum. Mieliśmy rozwiązywać zadanie matematyczne z wiązane z geografią z górami.
Straszne Zdarzenia W Szkole
24.09.2015 – 13:26
To jest chyba korytarz szkolny (znowu coś w szkole, chociaż już od dawna nie chodzę do żadnej szkoły). Ten korytarz przenika się jednak z dużym pokojem w mieszkaniu. Na korytarzu siedzę na ławce przy ścianie. W dużym pokoju jest włączony telewizor. Nagle zauważam, że mam na sobie damskie o ciuchy. Idę do łazienki, aby się przebrać. Nie jest to łazienka w mieszkaniu, ale także nie jest to szkolna. Zdejmuję górę i wracam. Przychodzą jakieś dziewczyny. Okazuje się, że mam jeszcze dół – jasnobrązową spódnicę, zdejmuję ją, pod spodem mam granatowe piżamy. Coś się stało z ustawieniami w telewizorze. Zmieniam je, poprawiam, wygląda to jakby wchodziło się w telegazetę. Tata przełącza na wiadomości. Ustawienia się nie zapisały i jeszcze raz wchodzę do tej telegazety w przezroczystym trybie, że widać jednocześnie program. Wciskam mały przycisk na pilocie i telewizor resetuje się, ekran robi się czarny, pisze coś, że trzeba czekać. Znowu wchodzę w menu ustawień, trochę podobne do menu w jakiejś grze komputerowej z samochodami, elementy menu to części samochodu. Klikam na jeden, chyba na drzwiczki, trochę to wygląda jak gdyby nie znajdowało się to na ekranie telewizora, ale już gdzieś indziej, na zewnątrz. Przenosi mnie do tego co jest pokazywane na ekranie i zaczyna się dalsza część snu.
Wchodzimy we trzech do budynku, prawdopodobnie szkoły. Jeszcze przez chwilę widzę ekran jakby nagrywania kamerą, ale zaraz się rozpływa. Ze mną jest znajomy, który jest młodszy ode mnie, wraz z jakimś jego kolegą, młodszym od niego. Schodzimy schodami w dół, do podziemi.
Wiemy, że tam nie powinniśmy się znajdować, ponieważ kiedyś obcy tam zaciągali ludzi i coś złego z nimi robili. Spoglądam na drzwi, obok których przechodzimy, na ich zamek, coś tam pamiętam, że trzeba naprawić. Cofamy i idziemy w stronę małych schodków, miały one może trzy albo pięć stopni. Tamten młodszy kolega znajomego już się ulotnił. Pod ścianami stoją różne figurki rzeczywistej wielkości, przedstawiające obcych. Byli trochę podobni do zwierzoludzi z anime "Shinsekai Yori", niektóre miały sztylety. My wchodzimy po tych schodkach. Są tam dwa zamknięte wejścia, po lewej i po prawej stronie. Nagle słychać, że ktoś lub coś puka za drzwiami w dziwny, strasznie niepokojący sposób. Później się dowiem, że tam była krypta, czy grobowiec.
Myślimy, że to może ci księża, którzy tam mieszkają. Mówię, że to raczej u góry hałasuje. Jednak idziemy stamtąd, żeby nas nikt nie zobaczył, gdyby przez przypadek przechodził przez te drzwi. Idziemy schodami na górę. Gasną wszystkie światła i robi się ciemno, co najwyżej trochę światła dociera przez okna, a i to już mało, bo robi się powoli wieczór, może jeszcze awaryjne czerwone się palą. Wszędzie słychać taki dziwny dźwięk, coś jak umbum UMBUM umbum UUUUUUUUUUU
umbum umbum UMBUM UUUUUUUUUUU… i tak przez cały czas. Wszyscy chyba uciekli z tej szkoły, albo po prostu mają lekcje. Idziemy przez korytarz, jest bardzo strasznie, na końcu stoi starucha z wielkim nożem, wiemy, że choć stara to jest bardzo szybka i nie uda się nam przejść.
Patrzymy na drugą stronę i na inny korytarz, tam też stoi podobna istota, trochę przypomina to "Silent Hill". Może te figurki nie były martwe. Wchodzimy schodami wyżej. Przed nami schodami zbliża się zombie, zawracamy, jest już na dole, krzyczę do kolegi, że jest za nim, pewnie zeskoczył jakoś ze schodów lub jest to inny zombi. Idziemy do dalszych schodów, prowadzących na najwyższe piętro. Gdy wchodzę na schody, budzę się. Jeszcze przez chwilę po obudzeniu się nam stracha.
Mam nastawić budzik na trochę później, na dziewiątą, nastawiam, przychodzi ciocia, muszę już wstawać, okazało się, że to był sen.
Stoję w kuchni. Wygrałem 5 milionów złotych w dużym lotku. W kuchni jest ze mną dziewczyna, która ma niby wypłacić wygraną. Idziemy do mojego pokoju, na łóżko i się kochamy. Myślę, że może się z nią podzielę.
Zbliża się wieczór. Jestem przy dalszym bloku, obok którego, znajduje się ogrodzone boisko do koszykówki, są tam dzieci. Zbieram butelki walające się na trawniku. Tam są ludzie, którym niby nie przeszkadzają śmieci przed blokiem. Rzucam butelki przed drzwi bloku i uciekam śmiejąc się. Tak biegnę między blokami, zauważam coś dziwnego w oddali. Na drzewach w lesie jest wielki biały napis, nie zapamiętuję tekstu. Jakichś dwóch mężczyzn, którzy dopiero co wysiedli z samochodu, stoi tam i na coś czeka. Mówię do niego, niech spojrzy tam i zobaczy co to za dziwny napis. Idziemy w stronę lasu, po prawej stronie także widzę ruszający się napis. Gdy dochodzę do tego wielkiego napisu las znika. Robi się zamiast nocy, dzień. Okazuje się, że to były wielkie szare promy-budynki płynące po rzece w prawą stronę. Jest tam niedaleko restauracja. Niby przed czymś uciekam, lecę w chmury, rozstawiam ręce na boki, kręcę się wokół własnej osi, spadam poprzez chmury, ląduję jednak w to samo miejsce. Wychodzi kelnerka, chcę ją objąć, ale zmienia się w kelnera i rezygnuję.
W następnym śnie przychodzi do domu jakiś zbój ze swoimi ludźmi. Chcę kogoś zabić, pytam się po co. Mówię mu, że byłem tam w podziemiach. Ten się dziwi, mówi, że przecież jest tam grobowiec. Idziemy razem do tej strasznej szkoły. Budzę się.
Zniszczony Budynek, Wielki Wilczur
25.09.2015 – 13:17
Idę wewnątrz nieznanego mi budynku, wszędzie gruz. Trochę wygląda to jak gra komputerowa. Były tam stwory, które atakowały, ale poruszały się bardzo powoli, więc byłem spokojny. Trafiłem do jedynego pomieszczenia w tym budynku, które nie zostało zniszczone. Było tam wiele osób, widziałem tam przejście na zewnątrz, gdzie świeciło słońce. W tej sali głosowali za czymś, też zagłosowałem nawet dwoma rękoma, bo to było podwójne głosowanie, coś związane z jedzeniem, podszedłem do półek i powiedziałem, że jeszcze sobie dołożę. Za drzwi wyszła moja siostra, bo tam także była z jakiegoś powodu. Zawołałem, aby jak najszybciej weszła i zamknęła drzwi, bo ten potwór komputerowy podobny do wielkiego psa się zbliża. Weszła i zamknęła drzwi. Słychać było dobijanie się stwora do drzwi. Podłoga zaczęła się przekręcać, podniosła się prawie o 90 stopni, ale o dziwo nikt nie zaczął spadać. Wyszedłem na zewnątrz tymi drugimi drzwiami.
W dalszej części snu siedzę sobie na ławce przed uliczką. Z mojej lewej siedzi jakiś gruby, czy duży facet. Opierał się o ławkę prawą ręką, tak że stykał się ze mną i mnie uwierało. Dziwiłem się, że w tym filmie można rozglądać się w lewą i prawą stronę tak jakby było to nagrane w 360 stopniach i interaktywne. Zauważyłem, że przy stole na środku uliczki siedzą jakieś dziewczyny. Jedną znam, druga to blondynka, aktorka grająca postać w serialu "Heroes". Już nie mogłem wytrzymać i wstałem z tej ławki, nie wiem nawet po co tam siedziałem. Widziałem, że wstały, szliśmy poprzez sklepy, obraz na chwilę się zamazał. Sen przeskakuje, stoję, gdzieś przy ścianie, czekam, robi się ciemno. Przychodzą te dziewczyny i idziemy ścieżkami pomiędzy drzewami i płotami. Byli tam policjanci czy jacy tacy podobni, może wojskowi. Kazały mi sprawdzić czy jest coś nie tak. Odpowiedziałem im, że nie mam super mocy tak jak one, to niech one sobie sprawdzają i wtedy ten niby policjant w białym ubraniu wstał z trawy i coś tam do nas krzyczał. Poszliśmy w jego stronę. Nagle przybiegł wielki czarny wilczur, chyba jego. Chciał mnie ugryźć, ale nie wiadomo skąd miałem w ręku torbę żwirku dla kotów i się nią zasłaniałem.
Małe Wysepki, Przejście Pomiędzy Półkami
26.09.2015 – 12:01
Znajdowałem się, gdzieś bardzo wysoko, w chmurach. Na około znajdowało się pełno małych wysepek, które wyglądały jak kawałki podłogi. Na jednej było miejsca co najwyżej dla dwóch osób. Wszystko było niestabilne, trzeba było uważać, aby nie spaść z chyboczącej się wysepki. Mówiłem tym ludziom, co tam mieszkali, że przez kłótnie i wojny tworzą się podziały tych wysepek i niedługo nawet jedna osoba się nie zmieści na pojedynczej wysepce. Później przemawiały przeze mnie, do tych ludzi, istoty z wyższego wymiaru - Kasjopejanie, mówiła poprzez mnie istota o kobiecym głosie, prawdopodobnie po japońsku.
Stałem przed otwartą szafeczką z półkami, między tymi półkami było przejście. Była tam właśnie dziewczyna, zaklinowała się i nie mogła przejść, trochę jak Alicja w krainie czarów. Jakoś udało mi się jej pomóc i wyszła stamtąd. Coś tam potem jej tłumaczyłem o tym, że coś podobne do zlew, leżące na tej szafce powinno leżeć tak, a nie inaczej, pokazałem jej jak, ale zostawiłem tak jak było do tej pory.
Znowu w klasie. Nie miałem odrobionych lekcji. Nauczycielka od polskiego pomagała mi w robieniu ćwiczeń z języka angielskiego.
Dwie Grupy
30.09.2015 – 17:32
Był dzień. Wędrowałem z jakąś napotkaną dziewczyną i jej znajomym, chociaż tego znajomego chyba wcale tam nie było, pewnie go sobie tylko wyobrażałem. Weszliśmy, do któregoś z bloków, nie był to ten, w którym mieszkam, do mieszkania numer jeden, drzwi były zostawione otwarte i nikogo nie było w środku. Nie wiem dlaczego weszliśmy do nie naszego mieszkania, czy przed kimś się ukrywaliśmy? W pokoju o czymś rozmawialiśmy. Po chwili usłyszeliśmy hałas, ktoś wchodził właśnie przez drzwi. Było ich chyba trzech. Oni także tutaj nie mieszkali, coś zabrali ze sobą i wyszli, jeden z nich się na nas spojrzał. Trochę poczekaliśmy i wtedy też wyszliśmy stamtąd. Pamiętam, że w moim pokoju była druga szafka z książkami, obok drzwi. Widziałem kilka nowych grubych książek (niby dostałem je na urodziny) z ciekawymi okładkami, pomyślałem, że będę miał co czytać. W dalszej części snu widać rzekę ludzi, podzieloną na dwie grupy, noc. Idę z jedną z tych grup, tej z tyłu. Obie te grupy mają swoje, odrębne ideologie, głosują na co innego. W tamtej z przodu widziałem, że trzymają napisy z trzema postulatami, zapamiętałem jeden z nich, chcieli obalić edukację. Chyba ktoś z tamtej drugiej grupy dał mi takie same kolorowe okrągłe "lizaki" z napisami, bo teraz ja także je trzymałem. Idąc z dworu, weszliśmy do wielkiego sklepu. Idąc, zauważyłem jakieś bardzo drogie obudowy do komputerów, pokazałem je komuś. Doszliśmy do klatki schodowej, gdzie była winda. Mieliśmy po kilka osób do niej wchodzić. Chyba wszedłem razem z tą dziewczyną i częścią tej drugiej grupy. Okazało się, że w windzie jest przejście na zewnątrz. Wszyscy zaczęli wychodzić na dzienne światło. I się wtedy obudziłem.
Zabójczyni
01.10.2015 – 12:53
W pierwszej części snu, której niestety nie pamiętam zbyt dobrze (drugiej części w sumie także nie zapamiętałem w całości:), uciekam przed jakimiś złymi ludźmi, chyba nawet wampirami. Nie wiem czy uciekam sam czy jestem razem z kimś jeszcze. Uciekam ulicami miasta, wydaje mi się, że padał deszcz. Zatrzymuję się przed przystankiem autobusowym i czekam.
Teraz jestem, gdzieś w podziemiach jakby szkolnego budynku, ale połączonego z jakimiś sklepami i mieszkaniami. Mało światła , półcień. Wyżej, po lewej stronie jest sala, w której siedzą uczniowie. Widzę ich, ponieważ z tej strony są także okna. Jest tam jedna dziewczyna, siedząca z przodu, ubrana chyba na pomarańczowo, nie widzę jej twarzy. Z tyłu siedzi inna, która przebrała się jak tamta i udaje ją, bo chce aby wszyscy myśleli, że ona jest tamtą dziewczyną, chce być z jakiegoś powodu w tamtej klasie. Uśmiecha się do mnie. Tam, gdzie stoję jest naokoło kilka drzwi, przy których stoi kilka osób. Chowają się, bo przychodzi dziwna dziewczyna (inna niż tamte dwie), chce nas pozabijać. Krąży wokoło przy drzwiach, zastanawiając się kogo najpierw by zabić. Wychodzi na to, że jej pierwszym celem stałem się ja. Wszyscy wychodzą, ja uciekam przez drzwi prowadzące na zewnątrz. Jest dzień, trafiłem na łąkę z wysoką trawą. Tamta się zbliża. Nie mogę biec, mogę tylko szybko iść, i to nie przodem. Twarzą zwrócony do niej, cofam się. Ona co chwilę rzuca czymś w moją stronę, ale się uchylam i nie trafia. Wiem już, że to jest zatruta strzałka. Po którymś razie, gdy ona rzuca udaje mi się złapać tą strzałkę i natychmiastowo odrzucam w jej stronę, trafiam, a ta pada prawie martwa. Rzuca jeszcze raz, ale nie trafia, wtedy już rzeczywiście umiera. Wszyscy wychodzą na górę zobaczyć czy mi się udało. Potem idę dalej, okazuje się, że to działo się na wysokim pagórku. Widzę siebie w zaokrąglonym szklanym pojeździe latającym. Dalej jest strażnik pilnujący zjeżdżalni. Rzucam jakimiś rzeczami w niego, wpada na zjeżdżalnię, zmienia się w kartę telefoniczną, która zjeżdża na sam dół. Też zjeżdżam na tej zjeżdżalni. Gdy znajduję się na dole, zbieram jakieś swoje rzeczy. Karty telefonicznej nie ma, ktoś ją zabrał, został tylko odciśnięty ślad w ziemi. Przenoszę się do swojego łóżka.
Jakiś gościu siedzi po prawej stronie obok łóżka. Prawdopodobnie jest w moim wieku, ubrany cały na czarno, nie widzę jego twarzy. Coś tam gada, ale o czym to nie wiem. Pytam się, gdzie jest karta telefoniczna. Tamten zachowuje się raczej agresywnie i wciąż o czymś gada. W pewnej chwili widzę, że ma założone moje krótkie spodenki i inne ubranie, potem znowu jest ubrany cały na czarno. Ciągle coś do mnie mówi, kręcąc się na podłodze. Krzyczę do niego, aby oddał kartę telefoniczną (nie wiem o co mi chodzi, bo nie jest mi potrzebna żadna karta telefoniczna). Zamachuję się ręką na niego i wtedy znika, a ja się budzę.
Pająk, Kamyk I Chmurki
02.10.2015 – 12:35
Był ciepły letni dzień. Poszliśmy na plażę. Weszliśmy do wody, gdzieś w zacisznym miejscu, niedaleko drzew. Odbijaliśmy i podawaliśmy sobie piłkę. Nagle coś tam się stało, jeden z naszej grupy zamienił się w dużego czarnego pająka. Udawaliśmy, że nic się takiego nie stało. Potem ten pająk zmalał. Miał przeskakiwać raz z jednej osoby na następną, trochę tak jakbyśmy mieli mu służyć, bo był naszym przyjacielem. Sen przeszedł do mieszkania. Ten pająk zrobił sobie pajęczynę na przedpokoju, tamci się na to tylko patrzyli. Zbliżył się do mnie i wskoczył na mnie. Pobiegłem szybko do łazienki i oglądałem się w lustrze. Szedł mi po szyi w górę, to była chyba czarna wdowa.
W końcu ugryzł mnie i zleciał martwy do zlewu. Nie wiem czy jad doszedł do krwi. W kuchni szukałem witamin, robiąc sobie przy okazji kanapki. Było tam dużo nieznajomych ludzi. Nic mi się w końcu nie stało od tego ugryzienia. W domu okazało się, że był oszust, który coś nam ukradł i teraz ucieka. Moja mama (chociaż może to była jakaś inna kobieta, nieznajoma bardziej) pobiegła go złapać, też wybiegłem z domu. Był tam akurat policjant, Japończyk, zawołaliśmy, aby łapał tego z niebieską torbą. Złapał go i zabrał mu tą torbę. W torbie były jakieś mniejsze torebki chyba z jedzeniem, które miały ukrywać to co było na dnie, czyli ciężki zwój liny. Zdziwiłem się, że w ogóle mieliśmy taką linę.
Z przodu po lewej stronie ktoś powoli biegnie. Też biegnę razem z nim. Skręcamy w lewo, pomiędzy bloki. Jest tam ścieżka z kamyków zalana wodą, chyba tam płynął strumyk. Chcę się zanurzyć w tej wodzie, albo chociaż położyć na powierzchni. Nie udaje mi się, zawisam nisko w powietrzu i się zatrzymuję. Zaczyna się betonowy chodnik, podnoszę się i idę. Idę za blok w prawą stronę. Jest tam blisko las i obwodnica. Znalazłem jakiś dziwny kamyk. Myślę, że to jakaś istota, mówię do tego "zabierz mnie do twojego świata". Nigdzie się nie przenoszę, ale zaczynam się unosić w powietrzu, trzymając się tego kamyka. Pojawiają się małe chmurki stopnie. Wchodzę po nich coraz wyżej, ale nie dochodzę do żadnego miejsca, budzę się.
Zombi Na Placu Zabaw, Chochliki
03.10.2015 – 13:51
Słoneczny dzień, patrzę się z balkonu (parter) na plac zabaw. Jacyś dziwni ludzie się tam kręcą. Nagle dotarło do mnie, że są to zombi! Jeden z nich chodzi w piaskownicy. Zauważają mnie i idą w moją stronę. Mam w ręku coś podłużnego, kijek czy coś podobnego. Trzymam się tego i lecę. Jednak kobieta-zombi dosięga mnie ręką. Okazuje się, że wleciałem do mieszkania i unoszę się niezbyt wysoko, bo przy suficie. Zeskakuję na podłogę, biegnę tyłem w stronę łazienki. Ta kobieta zombi ma dosyć dużą świadomość jak na zombi, może jest wampirzycą. Rzuca we mnie nożem, trafia w pierś. Czuję ból i wyciągam nóż, nic się mi nie stało, ponieważ ostrze wbiło się powierzchownie i zatrzymało na kości. Udaje mi się tą zombi chwycić tak, aby mnie nie ugryzła, zaciągam ją do balkonu i wyrzucam na zewnątrz.
Najpierw przeglądałem jakieś książki, miały chyba obrazki, ilustracje. Przeniosło mnie, gdzie indziej. Stałem, na którymś z wyższych pięter bloku. Patrzyłem się przez okno klatki schodowej, widok był na ulicę. Z daszku poniżej zeskakiwały jakieś małe ludziki, krasnoludki. Skakały w dół na lampy. Na lampach siedziały żółwie, a na jednym z nich stał mały ludzik podobny do jaszczura. Sen przeniósł się do mojego pokoju. Leżałem na łóżku. Po mojej prawej stronie był ten szary jaszczurowaty chochlik. Walczyłem z nim jedną ręką, chciałem go złapać i zrzucić z łóżka. Ugryzł mnie. Ugryzienie czułem jakby było kocie. W końcu obudziłem się. Pewnie znowu to byłą moja szara bluza, którą widziałem kątem oka, zamieniona w stworka podczas paraliżu przysennego.
Pająki Z Jeziora
05.10.2015 – 13:28
Stoję nad brzegiem jeziora, niedaleko mnie idzie jakiś mężczyzna. Z jeziora wyłania się piękna kobieta, ubrana w jasną suknię, idzie na sam środek jeziora. Tamten idzie za nią, i ja także. Gdy się zatrzymujemy na środku wody, tamten facet chce ją pocałować. Zapragnąłem też ją pocałować. Żadnemu z nas się nie udaje, bo ta kobieta tak jakoś dziwnie nas wymija i nie możemy na nią natrafić. Robi się zbliżenie na kobietę. Z wody wyłazi czarny pająk. Skacze na nią i idzie po jej szyi, wgryza się i tak zostaje. Wiem, że ten pająk jest pasożytem, który ją kontroluje. Szybko idę w stronę brzegu, myśląc, że pewnie w jeziorze jest dużo więcej takich pająków. Wychodząc z wody, zauważam, że na skarpetach między palcami siedzi pełno zwiniętych pająków. Zdejmuję skarpety, zrzucając jednocześnie pająki. Rozprostowują się i rozbiegają naokoło po trawie. Chcę je wszystkie porozgniatać, ale uciekają. Jest tam kotka. Zabieram ją do środka domku, ponieważ ją też mogłyby pogryźć. Za nami przylazł jeden pająk. Znaleźliśmy się w sypialni obok łazienki. Kotka kręci się wokoło, polując na pająka. Prawie udało mi się go rozgnieść, ale w ostatniej chwili uciekł. Gdzieś się schował.
Świat Podziemny
16.10.2015 – 09:03
Wydaje się mi, że jestem w kuchni, ale jest to raczej inne mieszkanie, może nawet połączenie dwóch rożnych. Wchodzę do jednego małego pomieszczenia jest tam wiele różnych rzeczy, jasno. Niby to jest ubikacja i jest tam moja mama, która jak wchodzę zasłania się kocykiem czy jakąś inną wiszącą zasłonką, ale nie wygląda to pomieszczenie na ubikację, a mamy w ogóle tam nie widzę. Przechodzę do pomieszczenia obok, także małego, trochę jest ciemniej. Są tam szare obdrapane ściany, jak w piwnicy. Na środku są dwa stosy, jeden to puste plastikowe pudełka po płytach, drugi po kasetach. Na ścianie są różne napisy, rzuca mi się Heapearion (trochę przekręcone, powinno być Hyperion) i włącza mi się senna, nie prawdziwa pamięć. W tej pamięci ten pokoik nie jest szary i zrujnowany, jest tam kuzynka cioteczna, która mówi, mam takie bynajmniej wrażenie, "a przecież tak", niby związane z tymi pudełkami lub tytułem książki. Na chwilę jakby z tej niby pamięci przechodzę w sen, który dzieje się właśnie w tym czasie, który był pokazany we wspomnieniu, ale nie pamiętam dalszej części snu-pamięci. Wracam i wychodzę z tego pomieszczenia. Możliwe, że ten pokój był po jakiejś katastrofie z przyszłości.
W dalszej części snu wychodzę na balkon. Chociaż tak na prawdę wychodzę drzwiami od razu na trawę, ale i tak tego nie rozpoznaję. Dwie kotki też wyszły. Nie chcę żeby, gdzieś uciekły i staram się je zawrócić do domu, ale myślę, że zatrzymają się przed płotkiem balkonu. Oczywiście żadnego płotku nie było, bo nie był to balkon, tylko trawnik, a granica między tym nieprawdziwym balkonem a resztą obszaru sennego istniała tylko w mojej sennej wyobraźni. Kotki wyszły dalej. Jedna w piachu zrobiła kupę, a druga obok niej siku i pobiegła dalej w prawą stronę. Zatrzymała się w krzakach przy klatce bloku na przeciwko balkonu i też robiła kupę. Teraz jak zobaczyłem to się okazało, że wszedłem z innego mieszkania, tego przy piaskownicy, a ta klatka schodowa znajduje się przed prawdziwym moim balkonem. Zauważyłem, że kotka syczy i macha na inne zwierzę o podobnej do niej wielkości, nie był to kot tylko jakieś dzikie zwierze. Pogoniłem je i uciekło dalej chodnikiem w stronę schodków. Kotka znajdowała się w jakichś kłujących chwastach. Chwilę się zawahałem, bo czułem pajęczynę, która była nie widoczna, i zacząłem wyrywać osty i inne roślinki. Poczułem jak kolec zahaczył mi o skórę. Wokół mnie było kilka kolegów i koleżanek z podwórka, nadal dzieci jakby nie rośli. Jeden znajomy mówił, że tam leżą te nieprawdziwe zapachowe dolary. Nie było tam banknotów, ale kilka białych kwiatków. Wyrywając je wyciągałem kawałki drewna.
Dałem komuś kawałek, bo to było dziwne, chociaż taki mały kawałek, a był bardzo ciężki, ważył może kilka kilogramów. Wyciągnąłem jeszcze kilka. Pozostał jeszcze duży pniak, z wysiłkiem, ale udało się go mi wyciągnąć (w rzeczywistości taki pniak jest na trawniku przed balkonem). Po tym jak go wyciągnąłem naszym oczom ukazało się przejście wgłąb, takie jakby kamienne schody. Na środku schodka leżało sobie dwa zł. Znajomy zażartował, że dawaj te dwa złote, a ja powiedziałem, że nie, bo siedem złotych, ponieważ leżało tam na dole jeszcze pięć złotych, i schowałem monety do lewej kieszeni spodni. Świeciło słońce tak jakby to był wieczór, miałem niby odkurzyć mieszkanie, więc powiedziałem koledze, że może wrócimy tu o szesnastej, a na razie przykryliśmy dziurę tym korzeniem. Znowu kierowałem się do innego mieszkania, ale i tak mimo to trafiłem do swojego.
Był jasny dzień, chociaż wiedziałem, że to już ciemna noc. Mama stała przed moim pokojem, coś tam do mnie mówiła uśmiechając się. Powiedziałem żeby na chwilę przestała o tym mówić, ale jak to bywa z postaciami ze snu nie mogłem się dogadać jakby coś niewidzialnego odgradzało nasze głosy. W końcu udało mi się, opowiedziałem jak to kotki jedna obok drugiej się załatwiły na piachu i się śmialiśmy.
Potem znowu wróciłem do tej dziury, podobna była trochę do studni. Znajomy już na mnie czekał. Zeszliśmy na dół, ale się, jakoś tak jakby rozeszliśmy myślami. Miałem pamięć wizję jak to inni tam biegali po tych podziemiach i natykali się na potwory. Wiedziałem dzięki temu, które miejsca omijać. Biegłem przed siebie. To było podziemne miasto, a nawet i cały podziemny świat. Było ich chyba trzech, jedna kobieta, zauważyli mnie Lecieli w jakiejś maszynie. Jeden z nich już wylądował. Był to chyba zarządca tego świata czy miasta. Dotarłem na plażę. Niby to były podziemia, ale jednak świeciło słońce, było ciepło. Zatrzymałem się i przewróciłem na piasek odgrodzony i jakoś specjalnie nazywany przez tamtego. Leżąc tak w ciepłym przyjemnym piasku, myślałem, że pewnie będę cały w piachu. Wstałem i okazało się, że ten wydzielony pasek na plaży to specjalny piasek, który nie wchodzie między obrania i do butów. Przybiegł znajomy, zapytałem się go czy pozostali też przyszli, ale nie odpowiedział. Rozmawiał z tym mężczyzną, że niby tam przyszedł po to, aby usunąć ząb jedynkę. Pokazał się widok mojej siostry, i że też miała tylko połówkę zęba, chociaż w rzeczywistości ma wszystkie zęby. Na tym sen się zakończył.
Fale Energii
17.10.2015 – 16:06
Pamiętam wsadzanie choinki do ziemi przed moim oknem.
Z poprzednich snów to pojawiło się dużo ludzi, gdzieś na parkingu czy w takim podobnym miejscu. Byli zamknięci pod niewidzialnymi kopułami. Podniesiono jedną i drugą większą kopułę. Przyszło więcej ludzi, w tym kilku ciemnoskórych. Byli to prawdopodobnie migranci. Mogli iść przez otwarty chodnik. Dwoje z nich, mężczyzna i kobieta skręcili w prawą stronę, w stronę, gdzie nikt inny nie poszedł.
Znalazłem kilka książek. W jednej z nich wszystkie strony były nie po kolei. Starałem się tak poprzekładać je, aby ułożyć w kolejności. Niestety było to trudne zadanie, strony się powtarzały, były ponoć z innych książek tego samego autora, które pojawiały się w miesięcznikach. Znalazłem się na tyle autobusu. Popatrzyłem chwilę przez szybę. Po środku wystawało coś czerwonego, jakaś przedziałka czy coś. Miałem w ręku starą grubą książkę, nie wiem czy to była ta sama. Uderzyłem kilkakrotnie grzbietem książki chyba o siedzenie. Spomiędzy kartek wyleciało pełno kurzu, brudu i wylazły robale.
Z dzisiejszych snów to pamiętam od tego jak byłem obserwatorem. Stałem na ścieżce czy chodniku. Przylazł taki Harry Potter-zombi. Miał z tyłu pleców skrzydełka. Pytał kogoś o to jak tamtędy przejść, ponieważ górą było o wiele szybciej niżby miał schodzić na sam dół i iść okrężną drogą. Wszedł do wieży przez okienny otwór i poleciał do góry.
Pamiętam też coś o jeździe autobusem i wysiadaniu z niego, ale pamięć tego snu jest mętna nie wiem o co tam chodziło.
Jestem w szkolnym długim korytarzu, na samym dole. Jest słabo oświetlony, półmroczny, ale wszystko doskonale widać. Chodzi tam dużo osób, raczej uczniów. Panuje atmosfera podniecenia, wszyscy się z czegoś cieszą. Nagle odkrywam, że potrafię się unosić w powietrzu. Na stojąco, nisko przy podłodze na plecach lub na brzuchu mogę się unosić. Inni też mają różnego rodzaju moce. Po chwili znowu jest wszystko jak przedtem, nie mogę się unosić w powietrzu, ani używać telekinezy, inni także nie mogą. Po chwili znowu "przypływa" ta energia. Pojawia się moja siostra, przyszła z koleżankami. Na środku korytarza otwierają się przezroczyste szklane drzwi, siostra idzie przechodzi na drugą stronę. Jedna z jej koleżanek ciągnie mnie za rękaw i, gdzieś prowadzi. Pokazuję jej jak latam, ale po chwili znowu energia zanika. Ta energia przychodzi jakby falami, ale każda jest większa i trwa dłużej. We wnęce siedzi dwóch chłopaków. Do siadam się do nich. Przychodzi znowu fala energii. Okazuje się, że oprócz super mocy daje ona także superinteligencję. W tym momencie wynajdują oni technologie baterii elektrycznych, które by działały na jednym ładowaniu może i z kilka miesięcy. Proponuję im, że niech zbudują takie kwantowe baterię, które byłyby niewyczerpalne, ale nad nami stoi jakiś robot, który nas pogania i fala energii kończy się. Na szczęście udało im się dużo tych baterii narobić i wystarczą na długo. Potem przychodzi ciotka, mówi mi żebym lepiej znalazł jakąś normalną pracę, bo co będzie jak ta energia przestanie się pojawiać. Pomyślałem, że może rzeczywiście nie powinienem na niej tylko polegać. Chłopacy mówią, że dostaliśmy od kogoś, chyba od Unii Europejskiej 10000zł dotacji na nasz projekt, cieszymy się. Przypływa znowu następna fala energii, tym razem na bardzo długo. Przeklikuje mnie do innej sceny we śnie. Wychodzę z klasy na korytarz znajdujący się wyżej. Pusto, nikogo tam nie ma. Czuć teraz niepokój, strach. Przy schodach stoją bardzo agresywne, niebezpieczne psy. Szczekają na mnie, wiem, że one pilnują schodów. Idę na drugi koniec korytarza do drugich schodów. Tam też pilnują psy, tyle, że na są na łańcuchu, ale nic to nie daje, bo łańcuch jest długi. Próbuję zeskoczyć między schodami na dół, tam też czeka groźny czarny pies. Szybko wznoszę się z powrotem i ten z góry chyba mnie dosięga i chwyta za nogawkę. Unoszą się wyżej przy ścianie aż po sufit. Wilczur skacze, warczy, szczeka na mnie, ale nie dosięga mnie. Idę korytarzem znowu w drygą stronę. Robi się surrealistycznie. Stoję na półce czy jakimś wysokim kamiennym stopniu przy ścianie, trochę jak w jaskini. Przychodzą jakieś psowate istoty, rozumiem, że oni są z przyszłości, albo innego wymiaru. Jeden z nich tłumaczy jak rozwiązali problem agresji ich gatunku. Pokazuje się widok, jakby odtwarzał się filmik, jak mały chłopczyk ludzkopsi znajduje lecący w kierunku niego zielony balonik w kształcie serca. Coś tam dzieje się więcej i kończy się scena. Wszystko powraca do normy, tamci pomagają mi zejść schodami, a może po prostu zabierają tamte stróżujące psy. Schodząc tak schodami spotykam kolegę T. z podstawówki. Jest on razem z kilkoma młodszymi dziećmi. On i te dzieci niosą różnokolorowe balony, zauważam zwłaszcza te zielone w kształcie serca. Balonów jest tak dużo i gęsto, że zajmują cały korytarz od podłogo do sufitu. Czuć znowu radość. Mówię idźmy do przedszkolaków. Idziemy i jak jesteśmy w następnym korytarzem wychodzą setki uczniów. Strasznie ciężko się idzie. Przy końcu korytarza z lewej jest wąskie przejście prowadzące do szatni i sal gimnastycznych, a po prawej stronie dalsza część korytarza. Myślę, że nie uda mi się i będę musiał wejść przez drzwi razem ze wszystkimi. Na szczęście udaje mi się wyskoczyć i przebiec po ścianie w prawą stronę. Tam idą te dzieci pustym korytarzem. Prowadzi je ktoś podobny do postaci z jakiegoś anime. Ktoś inny zostawia dziewczynkę w jakimś wielkim worku, chyba na śmieci albo na gruz, lub może jakieś szkolne rzeczy. Zabieram dziewczynkę ze sobą. Chwytam ją, i jako że panuje inna grawitacja niż zwykle, tamta kręci się chwile w powietrzu, i wtedy sadzam ją na plecy "na barana". Idziemy razem za pozostałą grupą. Tamten z przodu nuci jakąś piosenkę coś jak "taka mała (albo niemała?) rzecz, a połączyła się…" Innym wzrokiem widzę jakby w przybliżeniu, jak tamta dziewczynka, którą on prowadzi ma takie niewidzialne normalnie macki energetyczne wystające jak warkocze z głowy i pleców. Ma ich 7. Dziewczynka, którą ja niosę, ma ich aż 21. Widzę jak tamten przechodzi z tamtą dziewczynką i innymi dziećmi prze drzwi na końcu korytarza i przez następne wewnątrz sali. Też wchodzę i dziewczynka, którą niosłem schodzi ze mnie. Sen się kończy. Nie kończy się dlatego, że coś mnie obudziło, kończy się, ponieważ jest to po prostu koniec tego snu.
Skakanie Do Wody
20.10.2015 – 12:04
Lato, gorący słoneczny dzień. Wskakujemy z wysokości do ciepłej, przyjemnej wody i płyniemy pod wodą, po czym się wynurzamy. Po jakimś czasie statek opływa wyspę i zatrzymujemy się w podobnym miejscu. Tam też wskakujemy do wody i pływamy. Nie wiem czy rzeczywiście to była wyspa, była mowa o tym, że to rosyjskie ziemie.
Komputery, Autobus, Pająk
13.11.2015 – 12:46
Są jakieś zajęcia w sali z komputerami. Siedzę przy ławce na środku sali, wokół mnie biurka z komputerami. Jedna z osób ma taki malutki komputerek, pewnie tablet. Czekam, aż dostanę miejsce i swój komputer.
Czekam na autobus. Przyjeżdża, ale to nie mój, wsiadają do niego ludzie. Przyjeżdża mój i wchodzę do środka. Nie siadam nigdzie, stoję do następnego przystanka. Wsiadają te same osoby co do poprzedniego autobusu, kobieta i dwie dziewczynki. Przechodzę na tył autobusu, w końcu nie siadam nigdzie, bo zostały zajęte już ostatnie wolne siedzenia. Dziewczynki mówią coś po japońsku. Gdy dojeżdżam do celu, wysiadam. Nie wiem co to za miejsce. Idę dalej zobaczyć co tam jest. Przeskakuję przez przepaść, ledwie udaje mi się przeskoczyć. Okazuje się, że jest to Wielki Mur Chiński. Jest mocno podniszczony. Chodzą tam turyści. Chcę szybko biec, ale poruszam moimi rzeczywistymi ramionami i rękami w łóżku, przez co się budzę.
Jestem w kuchni, jest tam moja mama i siostra. Nagle zauważam, że coś jest nie tak z rośliną, która została postawiona na stole. To duży pająk się wspina po doniczce. Chcę go złapać, ale gdzieś znika, zrobił pajęczynę i zsuwa się z sufitu. Cofam się, aby go widzieć, spada na podłogę i znowu go nie ma. Czuję jednak coś pod nogawką. Idzie mi po nodze do góry. Budzę się.
Widok Z Okna
16.11.2015 – 15:27
Patrzę przez okno, jest jasno, pada deszcz. Pomiędzy kroplami spadają szklane kulki. Widzę na niebie dużo różnych planet, albo księżyców.
Kalosze, Dinozaur, Nocowanie, Ukryte Miasto
21.11.2015 – 15:01
W łazience przeglądam się w lustrze, lekko się przestraszyłem, bo moja twarz jest dziwna i mam wielkie ciemne oczy bez białek. Po odejściu od zlewu zauważam, że lampka, której w rzeczywistości nie ma w tamtym miejscu, ciemnieje, gaśnie i robi się czarna. Wylewa się z niej płyn, spływa do jasno żółtych gumowych kaloszy, które niby były mojego zmarłego dziadka, a których nigdy nie widziałem. Odstawiam je w inne miejsce, aby się nie wybrudziły.
Uciekamy przed wielkim jaszczurem. Nie mogę biec. Kładę się na polnej ścieżce. Chyba mnie nie zauważył.
Śni mi się, że budzę. Przebieram się i idę zanieść brudne rzeczy do kosza na ubrania. Nie mogę znaleźć kosza, jest tylko nieznany mi kosz na śmieci, jest w nim muszla klozetowa i inne śmieci. Rozglądam się i dopiero teraz widzę, że przecież nocowałem nie w swoim domu, śmieję się, że no tak. Chociaż tak naprawdę nie wiem, gdzie jestem i jak się tam znalazłem. Przy tym koszu jest stolik, przy którym siedzi dawny kolega z gimnazjum i z kimś rozmawia. Idę korytarzem, spotykam mamę i siostrę. Mówię im o tym, że zapomniałem, że przecież tam poszliśmy nocować. Wracam się do łóżka. Pająk chodzi mi po swetrze, strzepuję go, ale nie chce zlecieć, zdejmuję, więc sweter i kładę na łóżko. (Następnego dnia jak byłem w bibliotece, po ulotkach chodził taki sam pająk jak ten ze snu.)
Leżę na łóżku, to łóżko znajduje się na polu ze zbożem. Dziewczyna mówi, że nie możemy iść do sklepu po mięso, ponieważ tam za budką stoi jakiś niebezpieczny psychol. Mówię jej, że szedłem tamtędy i był tam ktoś raczej normalny, idziemy więc. Chciałem wtedy polatać i nagle na kilka sekund znalazłem się w białych skłębionych chmurach. Uznałem jednak, że to złudzenie i wróciłem. Z mojego ciała rozchodziły się przezroczyste energetyczne nici, dzięki którym mogłem przemieszczać przedmioty i walczyć. To była bardziej moja wyobraźnia niż prawdziwa wizja senna, więc przestałem. To było w jakiejś wiosce, dalej szliśmy przez miasteczko. Przez chwilę jestem jestem niby Harrym Potterem, a ona Hermioną. Uciekamy przed czymś, albo przed kimś, chyba jakimiś złymi istotami rządzącymi tamtym miejscem. Wspinamy się w ciemności. Tamto poprzednie, to było podziemne miasto. Na górze przy wyjściu na zewnątrz, leżą różne rzeczy, m.in. szary papier toaletowy. Otwieram klapę i wychodzimy na zewnątrz. Jest dzień. To miasto także jest jakieś dziwne, wydaje się oddzielnym światem, takim jakby pomiędzy snami. Kobieta wychodzi z mieszkania i krzyczy na mnie, że tutaj nie wolno nosić butów ze skóry i pyta się czy ja nic nie wiem o mieszkańcach tego miasta. Przypomina mi się, że niby miałem ten sen już kilka razy kiedyś. Mówię, że ja wszystko wiem. Przechodzimy, a raczej przeskakujemy na drugą stronę ulicy, ponieważ jest tam przepaść. Idziemy w dół wąską uliczką. Potem zakręcamy i idziemy dalej w tą samą stronę. Spotykamy inną kobietę. Pytam się czy nic nie pamięta, odpowiada, że nie. Mówię jej, że ten sen powtarzał już się wiele razy, pewnie mieszkańcy tego miasta mają resetowaną pamięć. Stoimy przy dużym oknie, za szybą widać coś jak plac zabaw, są tam drewniane drabinki, odnoszę wrażenie, że jest tam przeszłość. W tle las. Chodzą świnie i inne zwierzęta. Widzę metalową drabinę na ścianie, prowadzącą zapewne na dach, gdzie jest antena i chyba jakieś urządzenia. Mamy tam się dostać, by pomóc mieszkańcom miasta. Mam w pamięci, że poprzednio dwa razy mi się nie udało i sen kończył się strasznie. Wracamy do tej klapy z przejściem do podziemnego świata. Mam zabrać kilka rzeczy, dziewczyna mówi, że mam wziąć ze sobą gaz i już idzie dalej uliczką. Szuka tych wszystkich rzeczy, dzwoni komórka, tam leżąca. Przyszedł do mnie sms z życzeniami, najpierw wydaje mi się, że to od mojej siostry, ale jednak od jakiegoś kolegi z klasy z imieniem na S, zastanawiam się kto to ten kolega i przez to szukanie rzeczy i myślenie o co chodzi z tą wiadomością budzę się...
Budzik, Zamykają Się Drzwi
22.11.2015 – 13:55
Stoję na trybunach, jest mecz koszykówki. Ktoś podstawia mi nogę, przewracam się. Siedząc na podłodze nie widzę dokładnie grających, ponieważ widok zakrywa wielki ekran telewizora ustawiony po środku.
Biegnę bardzo szybko, aż przeskakuję nad ludźmi idącymi chodnikiem. Chcę jak najszybciej kupić to czekoladowe ciasto.
Patrzę w lustro, mam jakiś wąski nos i małe dziurki.
Dwa czarne pająki chodzą na przedpokoju, jeden po podłodze, drugi po ścianie.
Budzę się w nieznanym mi mieszkaniu. Gra głośna muzyka. Próbuję wyłączyć radio, okazuje się, że to jednak budzik dzwoni. Nie mogę wyłączyć tego budzika, bo nie ma żadnych przycisków. Idę do innego pokoju, jest tam ciocia.
Później, chyba w tym samym mieszkaniu, jestem kimś innym (obserwatorem?), pomieszczenie jest zalewane wodą, zasuwają się szczelnie drzwi. Wkładam chyba kartę, albo wystukuję kod, udaje się otworzyć drzwi. W następnym pomieszczeniu tak samo i wydostaję się na zewnątrz.
Światła Na Nocnym Niebie
23.11.2015 – 17:27
Większość zdarzeń dzieje się w nocy. Kobieta wychodzi z domu, zostawia jakieś monety. Jest tam kilka fałszywych pięciozłotówek. W stole jest kilka okrągłych miejsc na monety, mam zamiar użyć te monety, aby zamienić je na prawdziwe. Przenosi mnie do sklepu z mięsem, kupuję, daję fałszywe 5zł. Sklepikarka nie oddaje, nie wiem nawet dlaczego miałaby mi oddać tą monetę. Jest tam sąsiad, karze jej oddać, a ta mi oddaje monetę.
Chodzę w miejscu przy lesie. Niedaleko jest kościół. Idę leśną ścieżką, płynie tam strumyk. Docieram do jakiegoś budynku, chyba szpitalu. Grupą wychodzimy na zewnątrz, jest ciemno, noc. Dochodzimy do innego lasku. Nagle dzieje się coś strasznego, z nieba spadają różne odłamki. Niedaleko nas spada mały kamyk. Dziewczyna biegnie żeby go sobie wziąć. Mówię żeby zostawiła, bo spada tam coś ogromnego, czarna kamienna bryła, wielka jak pół bloku. Wszyscy chowamy się do lasu. Widać, że to zatrzymuje się na wysokich wieżowcach i je uszkadza, niektóre się przechylają, przy uderzeniu słychać głośny huk. Na szczęście nie dociera do mojego mieszkania. Wychodzimy by lepiej widzieć, a to odskakuje w naszą stronę i dalej, potem znowu wraca turlając się. Jeden z naszej grupy stoi na drodze tej czarnej bryły i wygaduje jakieś głupoty. Krzyczę do niego co on robi, przecież go zgniecie. Kamlot wyłania się zza samochodów. Widać, że to kamienny pojazd w kształcie kuli, w którym ktoś siedzi. Wychodzi z pojazdu, a czarny bryło pojazd się kurczy, pewnie wkłada go do kieszeni. Wszyscy wtedy wychodzimy z lasu i idziemy do niego. Wracamy razem do szpitala (to jest chyba psychiatryczny szpital). Patrzę na chmury i dwa światła podobne do komet, z warkoczami. Miały kolor chyba niebieski i fioletowy lub zielony. Pokazuję je przybyszowi. On mówi, że to iluzja, że to tacy sami podróżnicy jak on. Nagle widać świetliste sylwetki, które się śmieją. I tak mu nie wierzę. Otwieramy drzwi, oddaję mu srebrny klucz, sobie zostawiam drugi mniejszy. W środku już kładę się na podłodze na brzuchu i się unoszę, tamten razem z kimś innym pomagają mi wstać, ale nie mogę się unosić w powietrzu w pozycji pionowej. Coś tam się potem dzieje, wychodzę na zewnątrz innym wyjściem, z drugiej strony. Idę chodnikiem. Na tym chodniku malują coś jak graffiti. Obok mnie przelatuje dziewczyna, trochę jakby wyrzucona jakimś wybuchem, ale ląduje na nogach. Podbiegam do niej, biorę ją na ręce i zanoszę z powrotem do łóżka. Miała ze sobą małe dziecko, albo zwierzątko, może pluszowe.
Na koniec było coś dziwnego. Byłem obserwatorem. Mężczyzna (chyba to ten przybysz z kosmosu) przechodzi przez okno na zewnątrz. Zatrzymuje się przed przepaścią. Tam jest astral, ale miejsce, gdzie lądują zmarli za karę. Dwóch takich zamienił w dwie papierowe rolki. Jednemu coś odkleił i rzucił w tą przestrzeń. Drugiemu zakleił miejsce, gdzie powinny być oczy i śmiał się z tego, że będzie już zawsze niewidomy, bo nie będzie mógł tego odkleić, ponieważ nie ma rąk, i go także wyrzucił. Miało się odczucie, że jest to dodatkowy kawałek filmu, taki jaki czasem jest jeszcze po napisach.
Prezent
25.11.2015 – 17:01
Wchodzę z kimś do lasu. Atakują nas dziwne stwory, wielkie podłużne robale.
Jest ciemno w jakimś pomieszczeniu. Siedzę przy długim stole złożonym z ławek. W miejscu, gdzie siedzę ławki są krzywo ustawione, próbuję je wyrównać. Przede mną siedzi nieznajoma kobieta, ubrana na czarno, chyba zakapturzona. Jest czarownicą. Ma ona setki lat. Mówię jej, że i tak jest młodsza od poprzedniczki, która siedziała, gdzieś dalej przy tym samym stole.
Jest słoneczny dzień. Leżę na łóżku, na dworze. Obserwuję drzewa w lesie. Ktoś idzie obok drzewa z prawej strony. Przenosi mnie przed blok. Widzę jak ktoś, chyba bezdomny, zaczyna sikać, ale od razu przewraca się na trawę, pewnie mocno upity. Po chwili podchodzi do mnie i coś gada. Postanawiam wstać już z łóżka. Idą koledzy, z jednym z nich idziemy do mieszkania. Rodzice i siostra ubierają się do wyjścia. Najpierw jednak oglądają w komórce nagranie z parku. Filmik jest bardzo głośny. Kolega nagle mówi, że już czas rozpakować dla mnie prezent i rozpakowuje. Przed rozpakowaniem był wielkości, co najwyżej albumu do zdjęć, a teraz, gdy leży na podłodze okazuje się być wielkim pudłem. Przechodzimy do kuchni z tym prezentem. Na górze leżą jakieś gazety, czy książki o planetach, pod spodem pełno pudełek z klockami lego różnych wielkości. Oprócz tego jest tam wiele płyt cd z nagraniami związanymi tematycznie z klockami lego.
Końcówka programu. Dwie kobiety stoją obok domku w kształcie kuli. Tam mieszka mężczyzna, które je zdradził. One chcą się zemścić na nim. Zaczynają szybko biec i z okrzykiem skaczą przez szybę, która się rozbija. Spowolnienie i widać jak odłamki szkła przemieszczają im się po twarzach.
Zapowiedź innego programy. Kobieta skacze i ląduje na podłodze. Jej ciało zapada się w tej płynnej podłodze, ma być na pewien czas przechowane. W tym samym czasie jest wyjmowany jej mózg bez jakiegokolwiek przecinania czaszki. Maszyna wyjmuje mózg, a ten przenika przez ścianki czaszki. Oglądając to we śnie, myślałem, że to chyba grafika komputerowa 3D.
Schodki
27.11.2015 – 21:29
Biegłem przez chwilę, gdzieś na dworze, aż dobiegłem do schodków na końcu chodnika.
Usłyszałem głos, który mówił coś jak "He is certainly in wake up period time."
Robotnicy, Złodzieje
28.11.2015 – 14:36
Dzień, świeci mocno słońce. Roboty przy ulicy zostały zakończone, a teraz będą robić coś obok bloku, gdzie mieszkam. Przyjechała wielka biała ciężarówka. Zasłoniła cały widok. Nie wiem jak wjechała przez żywopłot i w ogóle jak się tu zmieściła na trawniku. Wystają z niej jakieś pręty, które włażą mi aż do pokoju, przez co nie mogę zamknąć okna. Udaje mi się wypchnąć i przesunąć ciężarówkę w lewo. Mogę już zamknąć okno. Na trawniku przed moim oknem jest ciocia. Mnie też jakoś nagle przenosi na trawnik. Podlewamy roślinki zielonym wężem ogrodowym, a nie jak zwykle, konewką. O czymś tam rozmawiamy. Po chwili przenosi mnie na balkon. Są ze mną rodzice. Na trawnik przyszli robotnicy. Mówię, że tą różę to pewnie znowu zetną, a i pozostałe rośliny także poniszczą.
Mam w prawej kieszeni dużo pieniędzy. Przychodzą jacyś źli ludzie nie wiem kim oni są, ale wiem, że trzeba jak najszybciej uciekać. Wybiegam z mieszkania, biegnę jak najszybciej na następny przystanek. W połowie drogi spowalnia mnie jakiś starszy pan, może bezdomny, jestem pewien, że chce mnie okraść i pilnuję prawej kieszeni. Tamten mnie okrąża. Jest z nim chłopak, jego pomocnik. Nie pamiętam już czy udało mi się dotrzeć na przystanek autobusowy.
Krypta, Ptasie Pióro
30.11.2015 – 20:50
Nieznajomi ludzie chodzą po mieszkaniu, leżą w łóżkach, nie wiem co oni tu robią. Czyżby migranci?
W podziemiach w ciemnej krypcie są koty, przynajmniej trzy. Wiem, że gdyby pójść głębiej, to spotkałoby się ogromne pająki, które mogłyby pożreć te koty. Mam jednak trochę świadomości, że to sen i zamykam drzwi, może później zajrzę co się dzieje z kotami.
Jest na korytarzu niewidzialny stwór, który chodzi po ścianie. Też przebiegam po ścianie myśląc o jakimś jedzeniu.
Czytam tekst. Neo, w postaci dwóch emotikonek, tłumaczy o tym, że w snach są miejsca niewyraźne i są bardziej realistyczne. Mówi też coś o duszy.
W okienku przewijają się animowane obrazki. Na jednym dziewczyna otwiera oczy i robi minę. Ktoś mówi, że to jest parodia jakiejś autorki.
Dzień, biegnę plażą w stronę morskiej fali. Mam zamiar zanurzyć się w wodzie.
Na dworze znajduję ptasie pióro. Wkładam je we włosy, niby udając Indianina. Idę ścieżką. W trawie, obok po lewej stronie, znajduję jeszcze dwa długie pióra, jedno chyba jest zamoknięte, macham nim, aby się wysuszyło. Spotykam dziewczynę i pokazuję jej te pióra. Bierze mnie za rękę. Idziemy w stronę skarpy w lesie. Schodzimy schodami, mającymi kilka ogrodzonych siatką poziomów. Na każdym poziomie trzeba przejść na druga stronę po deskach. Na jednym zakręcie drogę zastawia jakieś czerwone rozwalone urządzenie. Idę pierwszy, jednak czekam, aż przeciśnie tam się dziewczyna. Zeszliśmy w końcu na sam dół. Chciałem przejść przez obwodnicę i pójść chodnikiem obok lasu, ale powiedziała, że aż tak daleko to nie potrzebujemy iść.
Ranny Leży W Lesie
05.12.2015 – 15:13
Dzisiaj opiszę mój dawny, stary sen. W tym śnie znajduję się głęboko w lesie. Jest wojna. Pod drzewem leży ranny, umierający żołnierz. Pilnuję go, wołam o pomoc. Nikogo nie ma nigdzie. Po chwili opuszczam to miejsce, mężczyzna jest już i tak martwy. Biegnę przez las. Natrafiam na wrogie wojsko. Uciekam. Ktoś strzela w moją stronę, ale jestem już daleko. Wychodzę na polanę. Jest tam dużo wielkich drapieżnych jaszczurów, chyba dinozaurów. Aby im uciec, przyciągam do siebie kolana i w tej embrionalnej pozycji, bardzo szybko się unoszę w niebo. Muszę tylko panować nad tym, aby nie wylecieć za wysoko, poza atmosferę ziemską. Miałem wtedy lęk wysokości.
Idzie Lis Po śniegu
06.12.2015 – 14:24
Idę chodnikiem przy ulicy. Wszędzie napadało pełno śniegu. Skądś wracam. Niedaleko, po lewej stronie, idzie duży pomarańczowy lis. Idzie ścieżką w stronę odwrotną niż ja. Obserwuję go jak przechodzi przez ulicę, na drugą stronę. Też przechodzę na drugą stronę ulicy. Idzie po tamtej stronie ulicy po chodniku dwóch, chyba uczniów wracających ze szkoły. Zwracam ich uwagę na lisa. Patrzymy co on tam robi. Zębami wyrwał, ze skrzynki zawieszonej na ścianie, kabel z przedłużaczem. Skrył się za ścianą budynku. Szedł w stronę lasu. Śmieję się, że to jest Firefox i idzie do lasu założyć internet. Idę za nim. Zatrzymuje się i patrzy w moją stronę. Ma gęste, bardzo ładne futro. Głaszczę go i wchodzimy do lasu.
Miotacz Ognia
08.12.2015 – 15:16
Jestem w szkole, jest lekcja, wyciągam rzeczy z plecaka, zeszyty. Nie pamiętam za wiele co się działo w klasie. Po lekcji idę schodami na górę. Teraz jest to inny budynek. Wchodzę do pomieszczenia na samej górze. Jest tam zabójca, snajper. Ma miotacz ognia. W dole widać pagórki, a dalej miasto. Już zaczął podpalać, spalił kilka domków. Usłyszałem, że ten miotacz ma zasięg czterech kilometrów. Zabrałem mu broń, inaczej spaliłby całe miasto. Okazało się, że jest to tłusty grubas. Namawiał mnie, abym wziął narkotyk. Mówię wymijająco, że może później (tak na prawdę nie mam zamiaru brać żadnych narkotyków) i wychodzę przez drzwi na klatkę schodową. Wychodząc widziałem jeszcze jak jednemu dawano zastrzyk z narkotykiem, chyba go to bolało. Grubas też wychodzi, ale ja szybko zbiegam po schodach. Znowu jestem w budynku szkolnym. Dziewczyna, chyba trochę starsza ode mnie, bierze mnie za rękę i prowadzi głównym korytarzem na parterze. Na końcu korytarza się zatrzymujemy. Za biurkiem siedzi pani, oddaję jej kurtkę i plecak. Z prawej strony jest wejście, gdzie ta dziewczyna chce, abym z nią poszedł, zasłania je róg korytarza. Pani sprzed biurka pyta się co bym napisał na koniec, mówi chyba też o jakimś sprawdzianie. Myślę sobie, że nie będę nic pisał, przecież nie chodzę do szkoły. Nie wiedziałem nawet o co chodzi, gdzie mnie dziewczyna chciała zaprowadzić, nikt mi nic nie wyjaśnia. Może mnie chce oszukać? Poprosiłem, aby oddano mi kurtkę i plecak i poszedłem stamtąd. Później pomyślałem, że może trzeba było zobaczyć co tam było, ale było już za późno. Nagle zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Wszyscy, gdzieś biegli, uciekali przed czymś. Wszedłem do windy (której w tamtej szkole nigdy nie było i nie ma), ale od razu wyszedłem, bo nie wiedziałem czemu mam tam samemu jechać na górę. Zamiast mnie wsiadł ktoś inny, a gdy winda znikała, wskoczył jeszcze ktoś, ale go zmiażdżyło, czy sprasowało. W ogóle wszyscy ci co biegali, byli jacyś szaleni, sami idioci. Zauważyłem, że nie zabrałem jednak kurtki, ani plecaka. Chciałem wrócić na główny korytarz, przechodziłem przez korytarze i schodami. Nie mogłem jednak dotrzeć tam, gdzie chciałem. Co chwilę, zmieniała się konfiguracja korytarzy i przejść, co nie pozwalało mi się wydostać. W końcu trafiłem do ciemnych podziemi. Było tam dużo osób. Poczułem jednak silny niepokój, przestraszyłem się ich. Wiedziałem, że są to jakby wampiry, albo jakieś roboty, które chcą mnie skrzywdzić. Zacząłem się wspinać po deskach ustawionych tam, niektóre z nich same ponosiły się w górę, trochę wyglądało to jak z gry komputerowej. Nie miało to i tak sensu, więc się zatrzymałem. Z trzech stron byłem otoczony przez nich. Były tam albo lustra, albo były to sobowtóry, ponieważ z każdej z trzech stron stała grupka identycznych osób. Już ktoś wskakiwał za mną, byli bardzo szybcy. Pomyślałem, że zeskoczę na sam dół, aby im uciec. Tak zrobiłem i w locie uciekłem im budząc się ze snu.
Pobita, Czerwony Latawiec, Jazda Naokoło Szkoły
09.12.2015 – 11:06
Znowu sen w szkole. Wychodzimy z klasy, ale niektóre osoby, w tym i ja, siadają na korytarzu na krzesłach. Jedna grubsza dziewczyna siedziała przy drzwiach. Chodziła w podstawówce do tej samej klasy. Na ścianie był zawieszony telewizor. Raz pojawił się widok na las, widać było jeden czerwony latawiec. Pomyślałem, że też chciałbym mieć taki. Potem były dziewczyny z anime "K-ON!", trochę to wyglądało jak w autobusie, śmiechy, atmosfera urodzinowa, słodycze. Rzeczywiście się tam znalazłem i kilka osób z klasy. Mieliśmy plansze do gry, albo tablety czy książki, graliśmy z jakimś szalonym facetem. Jego tablet dymił. On niby wygrał, scena znowu zmienia się na korytarz w szkole. On pobił tą grubszą dziewczynę, rzucając ją na podłogę i uciekł. Wcześniej jeszcze kilka razy przychodziło i oglądało anime, była to wersja kinowa. Po prawej stronie miałem kogoś cienki zeszyt. Potem wstałem i poszedłem w prawo korytarzem. W łóżku miałem prysznic i się myłem. Czułem wodę. Znowu przeniosło mnie do szkoły. Był tam na korytarzu prysznic, sprawdziłem, woda była ciepła. W innej części szkoły, ale jakby tej samej, czekałem, była to jednocześnie przychodnia. Chciałem się czegoś spytać lekarki, ona powiedziała, że nie będzie odpowiadać. Poszedłem więc stamtąd i wyszedłem na zewnątrz. Słoneczna pogoda. Wyjechałem rowerem z lasu. Długo jeszcze widziałem las. Za jakiś czas widok zaczął się zmieniać, łąki, ziemiste ścieżki. Zaczął się teren szkolny. Chciałem tą szkołę objechać naokoło. Wjechałem między budynki. Były tam przedstawienia, chyba dla młodszych uczniów. Przy ogrodzeniu stał ktoś przebrany za Kapelusznika. Wystrój na około jak z "Alicji w krainie czarów". Dalej jak jechałem rowerem, zobaczyłem, kogoś innego przebranego za Zorro, pobiegł i przeskoczył przez ogrodzenie na zewnątrz. Wyjechałem w lewo na chodnik. Były tam tumy ludzi. W jednym miejscu zbierali produkty dla biednych dzieci, które tam były. Zauważyłem płyny, środki czyszczące. Pojechałem dalej dzwoniąc zielonym dzwonkiem. Trudno było nim dzwonić, bo był wgnieciony i dzwoniło się od dołu. Dzwonek był wgnieciony przez wypadek (chociaż nie miałem w rzeczywistości wypadku). Skręciłem znowu w lewo. To był teren szkolny, ale widać było zieleń, był tam park. Szła tam piękna dziewczyna, miała ciemne włosy. Jadąc rowerem objąłem ją rękoma. Uśmiechnęła się lekko do mnie. Chwilę tak jechałem i nagle się obudziłem. Zadzwonił budzik.
Czarna Studnia, Odsłanianie Okna
13.12.2015 – 14:16
Kolega, który chodził do podstawówki do tej samej klasy, miał z kimś w jakiejś sprawie spotkanie. Działo się to, na którymś z pięter wysokiego budynku. Nie wiem o co tam chodziło, ale wyskoczyłem przez okno. Spadaliśmy grupą, w dół głębokiej ciemnej studni. Byliśmy chyba martwi. Ktoś mówił, że nasze dusze są podobne do robaków, a stwory zamieszkujące dno studni zjedzą je. W końcu, gdy wylądowaliśmy prawie na dnie studni, zaczęliśmy schodzić niżej. Po ścianach łaziły wielkie robale podobne do ośmiornic. Nie mogliśmy wrócić na górę, wiec zszedłem niżej. Na ścianach studni były półki z książkami, jedną ciężką książką, którą wziąłem z półki po prawej stronie, zrzuciłem z siebie ośmiornicę, spadła na sam dół. Na dole nie było wcale tak ciemno, zapalone było światło. Zauważyłem inną ośmiorniczkę pływającą w wannie po lewej stronie. Te stwory były strażnikami, albo zwierzątkami domowymi właścicieli dna studni. Zszedłem niżej, na prawą stronę. Była tam wnęka z ustawioną tablicą. Kredą napisałem w górnym lewym rogu "The End", żeby panowie podziemi wiedzieli, że tam byłem, i że to koniec ich rządów. W prawym rogu napisałem "Cassiopaea". Nie wiem czemu. Poniżej narysowałem uśmiechniętą minkę. Niżej zauważyłem, że wcześniej ktoś napisał samą literę C. Po środku był rysunek. Ktoś kto go narysował podpisał się i napisał, że ma 99 lat. Przez to, że w tym śnie uwierzyłem w zjadanie duszy przez te potwory ośmiornice, nie poszedłem sprawdzić co było dalej za wanną, a wiem że było przejście do następnych pomieszczeń.
Pada śnieg, a mi się śni lato. W tym śnie stoję przed zasłoniętym oknem. Odsłaniam, świeci słońce, jest ciepło. Po chwili okno, znowu jest zasłonięte, ciemno. Znowu odsłaniam, patrzę na trawnik, letni dzień. W ogóle nie podejrzewam, że to jest sen, myślę, że dzieje się to na prawdę, jest dosyć realistycznie. Znowu odsłaniam okno. Dziwne rzeczy widzę. Przyszli robotnicy i rozkopali ziemię. Szukam roślinek, drzewek, ale nie ma, wszystko zniszczyli, rozkopali cały trawnik. Odsłaniam ponownie zasłoniętą roletę. Sceneria się zmieniała. Z trawnikiem wszystko w porządku, jednak budka elektryczna została przebudowana, ma teraz taki nowoczesny wygląd, jest niższa. Po kilku następnych odsłonięciach dostaję więcej świadomości i wyskakuję przez okno na trawnik, szybko nie wciąga z powrotem do pokoju. Znowu zasłonięte okno. Tym razem po odsłonięciu jednej rolety, musiałem odsłonić jeszcze jedną znajdującą się pod spodem i jeszcze jedną i jeszcze…aż zza rolety zaczęła przebijać się światło słoneczne i mogłem odsłonić ostatnią roletę. Z trawnikiem było chyba wszystko w porządku. Otworzyłem okno i wyskoczyłem na zewnątrz. Nie pamiętam czy, gdzieś poszedłem, zmienił się sen, czy się już obudziłem. Czy to były wizje przyszłości?
Tygrys
16.12.2015 – 16:03
Wracałem z jakiegoś miejsca, szedłem niedaleko budynku polną ścieżką. Nagle zauważyłem, że podąża za mną tygrys. Bardzo się przestraszyłem i jak tylko wszedł przez otwarte szklane drzwi szybko pobiegłem. Trafiłem do szkoły. Wchodziliśmy właśnie do klasy. Powiedziałem wszystkim, że tam jest groźny tygrys i trzeba się jak najszybciej schować. Zdziwiłem się bardzo, bo dwie osoby wracały z tego samego miejsca, a za nimi ten tygrys. Przez chwilę był to prawdziwy, ale zmienił się w kreskówkowego tygrysa. Dwie dziewczyny trzymały go za łapy i tak sobie szły. W klasie staliśmy w kółku. Jeden z kolegów miał pistolet i w kogoś celował, udawał, że strzela i śmiał się. Dla mnie nie było to zbyt śmieszne. Miałem podobny sen, tylko było to w autobusie. Ktoś szedł i zatrzymał się i celował z pistoletu w siedzącego. Miała to być jakaś próba.
W następnym śnie czekamy znowu na nauczycielkę, już na inną lekcję. Pomagam koleżance zapiąć czarną bluzkę. Kawałek czegoś plastikowego spada na podłogę. Kolega z innej klasy woła mnie, mam poprawić kocyk czy poduszkę na dużym krześle, na którym miał usiąść ksiądz. Nie zdążyłem. Nie rozumiem czemu sam nie mógł poprawić. Wracam, mam za paskiem pieniądze, setki i pięćdziesiątkę. Pytają się czy je tam dostałem. Mówię, że nie, to nasz nauczycielka dała mi na przechowanie, a jak przyjdzie, będę musiał oddać. Musiałem się wytłumaczyć, ponieważ też pewnie, by chcieli dostać jakieś pieniądze.
Coś pisałem rysikiem na dotykowym smartfonie. Pokazałem siostrze jak wyraźnie mi wyszło na tym małym ekraniku. Potem okazało się, że pisałem to ołówkiem na zwykłej kartce.
Na plaży (nie wiem czy nad morzem czy nad jeziorem) siedzi dziewczyna z chłopakiem. Mała rybka czy inne zwierzątko wpływa do wody. Chłopak chce je uratować przed większą rybą, o której on wie, że tam jest. Dziewczyna zatrzymuje go mówiąc, że to normalne, że zwierzęta się zjadają. Chyba jednak pobiegł do wody. Później sen zrobił się bez sensu.
Lot Na Inną Planetę
20.12.2015 – 14:31
Nie wiem z jakiego powodu, ale wyglądało to zachęcająco, wbijam szpadel w zlew kuchenny i kopię. Obok mnie jest mama. Pewnie jest niezadowolona z tego co robię ze zlewem. Otwieram przejście do ciemnej jaskini. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to stosy papierów toaletowych i wiele innych rzeczy, różne "skarby". Trochę jakby ta jaskinia pomieszała się z Biedronką. W ciemnych podziemiach jedziemy teraz w kilka osób kolejką. Jakaś dziwna dziewczyna, niby znajoma, siedzi naprzeciwko nas. Ze złości na nas, kieruje negatywną energię w swoim kierunku, zamienia po kolei kawałki swojego ciała, aż cała zmienia się w zieloną jaszczurzycę. Po chwili czuć ciągnięcie do góry. Z niej zrobił się bardziej on. Ktoś mówi, że używa go do robienia "selfie" statkiem kosmicznym, aby móc wylecieć w przestrzeń kosmiczną. Trochę to głupie. Prawie urywa mu głowę. W między czasie pokazuje się coś, bardziej jak nagranie, w czym widać lecące zza budynków zwykłe samoloty i samoloty kosmiczne (albo statki kosmiczne), możliwe, że niektóre były pilotowane przez obcych. W końcu wylądowaliśmy na innej planecie. Na początku idziemy jakby po mapie, a nie po rzeczywistej ziemi. Mówię, że tu już na pewno nie będzie jaszczurów, ale zauważam rysunek na tej mapie przedstawiający coś jaszczurowatego, ale może to była jakaś rzeka. Wchodzimy do lasu, z mapy w rzeczywiście wyglądający świat. Okazuje się, że teraz idę z mamą. Idziemy leśną ścieżką. Docieramy do miejsca, gdzie lecą dziwnie obco wyglądające pszczoły. Miały coś wystającego i wyglądały raczej na połączenie pszczoły z pająkiem, robiły też pajęczynę. Trochę się przestraszyłem i pobiegłem. Pszczoła nic mi nie zrobiła, poleciała tylko dalej. Przy drodze stała tablica z mapą, była wypisana nazwa planety i ludu (nie pamiętam tych nazw). Ludzie wyglądali normalnie jak ludzie na Ziemi. Powitało nas kilka dzieci. Jako, że przybyliśmy pierwszy raz na tą planetę, musieliśmy iść do szkoły. W lesie było wejście. W klasie, gdy już usiadłem przy ławce, spotkałem kolegę z podstawówki. Śmiałem się, że nie dawno skończyliśmy szkołę, a teraz znowu zaczynamy szkołę. Później sen się zmienia (lub po prostu zapomniałem tej części), po wyjściu ze szkoły trafiam na bagna, albo gdzieś przy jeziorze. Była mowa o tym, że każdy może wziąć po dwie dziewczyny. Ktoś tam miał w ciężarówce jedną dziewczynę i się tam zatrzymał. Nie wiem za bardzo o co chodziło, przeniknąłem wtedy tą ciężarówkę, widziałem tą dziewczynę, chyba się trochę mnie przestraszyła, może myślała, że jestem duchem.
W innym śnie grupą idziemy po jakichś ciemnych pomieszczeniach. Chyba to było związane z tą szkołą, wycieczka z klasą czy coś takiego. Schodzimy po ciemnych schodkach. Widać tam chyba jakąś świątynię. Wielkie kolorowe witraże, jeden duży przedstawiał jakąś postać, chyba króla czy kogoś podobnego, porusza się, zmienia. Koleżanka stojąca obok mnie mówi, że to na pewno nie jest oryginał, ponieważ ma narysowane kontury.
Sól
23.12.2015 – 13:49
Wchodzę do lasu znajdującego się niedaleko bloku. W dużej mrocznej sali jest rozmowa o czymś. Zjawiają się dwie dziewczynki. Jedna jest zakrwawiona. Ma być przeprowadzony rytuał lub jakiś eksperyment związany z tymi dziewczynkami. Trzeba przynieść dużo soli. Sól chroni przed niższymi formami astralnymi, absorbuje negatywną energię. Ma przybyć także jakiś wyższy byt astralny, który ocali te dziewczynki. Idę z kimś po sól, schodzimy po drewnianych spiralnych schodach. Poprzez budynek (połączenie szkoły i chyba kościoła) przechodzimy na zewnątrz na drugi koniec osiedla. Przed blokami ktoś kręci się na kole jak na karuzeli, taki trochę solny DJ: joł!, mam sól!. Koło nie jest, jak wygląda, z lodu, ale z soli. On tą sól ściera na proszek. My idziemy dalej za róg bloku. Wydobywamy dużo soli, cały wielki wór. Tam za blokiem mocno świeci słońce. Z jednej strony bloku jest zima, a z drugiej lato. W oddali widać las i góry, są tam domki, na pewno znajdzie się, gdzieś i jezioro. Mówię, że chciałbym tam zamieszkać. Wracamy z worem soli. Przedwcześnie na sali gimnastycznej został włączony mechanizm przypominający domino, zakręcił i zatrzymał się w połowie. Okazało się, że soli jest o wiele za mało niż potrzeba. Zbiegłem znowu schodami tym razem sam. W miejscu jakby kościelnym, było kilka kupek żółtej soli. Zaniosłem ją, ale nie była zbyt dobra. Ktoś inny, kto był zły, a chciał się polepszyć, pobiegł ze mną pomóc mi przynieść sól z tego samego co poprzednio miejsca z widokiem na górski krajobraz. Raz się pomyliliśmy i wzięliśmy wór mąki, wróciliśmy się i zapakowaliśmy sól. Wróciliśmy, siedziałem na krześle w sali lekcyjnej z innymi uczniami. Mówiłem im, że wszystko się uda. Przyszły te dwie dziewczynki, powiedziały, że przyjdzie bogini i je obroni. Później śniło mi się coś o wycieczce, jeździe pociągami, zamawianiu sernika. Z trzema kolegami z liceum poszedłem do ciastkarni. Oni coś już jedli. Ja miałem trudność z zamówieniem ciasta. Nie wiedziałem jak powiedzieć "poproszę sernik" po japońsku, nie wiem po co, bo wystarczyło po polsku...
Bateria, Koszmary We śnie
24.12.2015 – 13:01
W ciemną noc leżę sobie w łóżku, ale już za chwilę czuję, że będzie się coś działo. Szybko chwytam wyłącznik do lampki, wiem już jednak, że się nie zapali, błyska raz i gaśnie. Próbuję jeszcze pstrykać, ale nie zapala się. W pokoju poruszają się jakieś cienie i światła, trochę jest to niepokojące. Zasypiam i budzę się, oczywiście jest to fałszywe przebudzenie. Kilka razy zasypiam i budzę się, za każdym razem nie da się zapalić lampki. Siadam na łóżku. Nagle, nie wiadomo skąd, pojawia się radiowy DJ. Zakłada mi słuchawki, mówi mi, że pokaże mi jak to jest w studiu radiowym. W słuchawkach mam dwie dźwięko-wizje. W lewej słuchawce jest słoneczna plaża, lekko szumi woda, a w prawej studio radiowe. Gra bardzo głośna muzyka, jest dyskoteka, tańczy grupka półnagich mężczyzn do muzyki techno trance. Prowadzący studio robi jakieś bezsensowne gestykulacje, nuci niby do tej głupiej muzyki. Uważam, że jest zdecydowanie za głośno i, że chce odwrócić moją uwagę co się dzieje w pokoju. Na chwilę przełączam się na wizję plażową i zdejmuję słuchawki. Udaje mi się wstać z łóżka. Pojawia się matowe światło, pół pokoju zalewa jakiś srebrny metaliczny płyn, prawie mnie dosięga, chce mnie złapać. Wydostaję się z pokoju. Bardzo się wtedy bałem. W reszcie mieszkania jest jasno, dzień. Nie wiem czy to było wcześniej, czy się kładę jeszcze raz, ale teraz znajduję się w pokoju siostry, chociaż łóżko jest moje. Jej łóżko jest obrócone o 90 stopni. Rodzice i siostra wracają ze sklepu, siostra zagląda do pokoju, ale nie mogę wstać z łóżka. W końcu jednak udaje mi się wybiec z pokoju. Za mną leci wielka paluszkowa bateria. Oprócz mnie w pokoju nie było nikogo, więc się zdziwiłem kto to we mnie rzuca baterią. Mówię do taty, że prawie dostałem w głowę ciężką baterią. Tata mówi, że pewnie wziąłem ze sklepu. Ja wiem, że w ogóle takich wielkich to nikt nie produkuje. Mama mówi, że rzeczywiście widziała jak bateria leci w moją stronę. Siostra za to mówi, że tam coś chyba jednak jest. Wokół baterii widać było ciemną ziemię, albo okruszki jakiegoś ciasta i chyba trochę piasku (może z tej plaży?), a na ścianie pod oknem chodziła czarna mrówka, ale nic o niej nikomu nie mówię. Wszystko to wydawało się takie straszne. Później w tym śnie tata mówi do mnie, że to pewnie jakieś złe pole elektromagnetyczne i ułożenie łóżka także jest niedobre. Na końcu tego snu widzę jak siostra siedzi na swoim łóżku i układa jakieś rzeczy, przygotowuje się do spania. Dopiero wtedy mówię jej o tym złym srebrzystym płynie, który mnie zaatakował. Wydaje się być obojętna. Nagle, nawet nie zauważam kiedy, łóżko jej zmienia się w podobne do mojego. Siostra wyłożyła je całe poduszkami. Myślę wtedy, że też będzie miała koszmary.
Kula
25.12.2015 – 14:11
Nieznane mi miejsce, szare wysokie ściany i sufit. Wokół pełno ludzi. Leci przezroczysty pojazd w kształcie kuli. Widać w środku ludzi. Kula przenika ścianę i znika. Informuję o tym wszystkich. Nikt nie zwrócił ta to uwagi, tylko jedna dziewczyna. Wiedzieliśmy, że tamci w kuli są wrogo nastawieni do ludzi tutaj się znajdujących. Mieliśmy pomóc tym ludziom się stąd wydostać, niestety tamci źli nasłali na nas agentów i uciekliśmy sami. Wyszliśmy przez drzwi i zeszliśmy przez niskie metalowe schody. Z daleka obserwowali nas agenci wrogiej organizacji. Miałem przez dłuższą chwilę problem z butami i jakimś urządzeniem. Po założeniu butów i chyba jakiegoś małego pojazdu podobnego o deskorolki opuściliśmy to miejsce zjeżdżając spiralnie wokół budynku. Na jednym odcinku tunelu było ciemno. Spojrzałem się do tyłu na dziewczynę, ta oznajmiła mi wzrokiem, że mam jechać, więc pojechałem. Jechało się na plecach lub na brzuchu.
Znajduję się w obcym mi mieszkaniu. Pokój połączony jest z łazienką i kuchnią. Na kogoś tam miałem czekać.
Otwieram szufladę. Jest tam mała plastikowa kolejka z wagonikami. Do kolejki i wagoników można było włożyć świeczkę i postawić na tort urodzinowy.
Wybiegłem ze szkoły. Większość osób uciekało drogą po lewej stronie, postanowiłem uciekać prawą stroną, między blokami. Wóz ciągnęły konie. Wskoczyłem na niego, cały węgiel wysypałem przy drzewach. Nie widziałem koni. Tak dojechałem niedaleko domu. Zeskoczyłem z wozu i pobiegłem za blok.
Spiralne Schody I Podziemia, Trzy Cytryny
27.12.2015 – 15:12
W klasie robiliśmy ćwiczenia. Trzeba było dopasować do siebie różne zdania i numery. Wybraliśmy zadanie nr 3, te trudniejsze.
Staliśmy na klatce schodowej, zwykłe białe schody. Ktoś nam zabraniał schodzić na dół. On pójdzie sam, my mamy tutaj czekać. Powiedziałem mu, że pieniądze w plecaku mam dobrze zabezpieczone i nic im się nie stanie. Poszedł. Po chwili jednak zdecydowaliśmy się także pójść. Zeszliśmy na sam dół spiralnymi ciemnymi schodami. Było dosyć głęboko. Znaleźliśmy się w podziemiach, była tam różne przejścia, piwnice. Tamten co nam zakazał schodzić przyglądał się czarnemu pająkowi, nie zauważył nas. Wszyscy się rozbiegli po ciemnych, mrocznych korytarzach. Było coś o tym, że są tam straszne rzeczy, jakieś czary, dziwne stwory, nic z tego nie widziałem. Zawołałem wszystkich i powiedziałem, że już czas wracać. Tamten nadal siedział i wpatrywał się w pająka, znowu nie zauważył nas. Wróciliśmy na górę zanim zaczęły się koszmary.
Stałem w sklepie przy kasie. Już miałem płacić, gdy zauważyłem, że trzy cytryny w koszu są bardzo malutkie, za małe. Poszedłem zamienić na większe. Niestety nie znalazłem już cytryn. Wszystkie chyba zostały już wykupione. Musiałem wziąć te trzy malutkie.
Jakiś duży słoneczny pokój, miał ściany pomalowane na zielono. Ktoś kłócił się, że trzeba było od razu wszystko zrobić w jednym kolorze, a nie niektóre elementy są na zielono, a część na różowo.
Była mowa o tym, że dziki znowu za jakiś czas wrócą i poniszczą trawnik. Dzików nie widziałem.
Elektrownia
29.12.2015 – 15:31
Razem z tatą (albo z kimś innym, nie wiem?) lecimy naszym samolotem nad jakimś miejscem w Afryce. Widzę samolot z zewnątrz jako obserwator, patrzę z tyłu z góry. Nie widzę wnętrza samolotu. Lądujemy i dalej jedziemy samochodem. Samochód także widzę z tyłu. To miejsce wygląda na naukowe, badawcze mini miasto. Wiem, że jest tam elektrownia atomowa, czy coś w tym rodzaju. Wszystko jest jasne, szaro białe, nawet uliczki są białe. Nie widziałem tam nikogo, pewnie wszyscy są w budynkach. Jedziemy prosto już dosyć długo, niestety nie możemy się zatrzymać, bo widocznie zepsuły się hamulce. Przed nami coś przypominającego basen, ale, bez wody. Samochód wznosi się nad basenem i przelatuje nad nim. Nie wiem już jak, ale się w końcu zatrzymujemy. Nie pamiętam co tam robimy, teraz wracamy. Pokazuje się wizja, bardziej nagranie. Ktoś mówi, że teraz wszyscy chcą to robić, uwielbiają ten trik, chociaż jest to niebezpieczne. I pokazuje, jedzie samochodem w miejscu, gdzie było jezioro. Przy brzegu, jak wyjeżdża, zahacza przodem samochodu o coś wystającego, pewnie kamień. Tyłem samochód wylatuje w powietrze, obraca się do przodu kilka razy i ląduje na ziemi, jeszcze tylko podskakuje i jedzie dalej. My już w tym czasie wracamy samolotem. Widzę z góry trasę jaką przebyliśmy, mam ją zapamiętać, żeby później być w stanie tam wrócić. Spotykamy kogoś innego, także lecącego samolotem. Dogadujemy się, aby zawrócić w stronę tej elektrowni. Lądujemy i idziemy na piechotę. Przechodzimy przez jakieś niskie struktury. Jest tam doczepiony tekst informujący o tym, że to pierwsza tego rodzaju zamknięta elektrownia. Co oznaczało, że jest zamknięta, to było niejasne. Jeszcze pisało o tym, że w razie ataku jest tam nanobroń. Ktoś wypróbowywał to i kilka razy uderzył obiekt, ale ta nanobroń była inteligentna i wiedziała, że tylko ktoś wypróbowuję to czy zareaguje i nie została aktywowana. Dalej siedział za oknem strażnik. Mieliśmy go o coś zapytać.
Kawałki Mięsa, Putin Pomaga, Autobus
02.01.2016 – 16:48
Siedzę z dziewczyną na krzesłach, gdzieś na korytarzu. Dziewczyna karmi mnie kawałkami mięsa. Jestem bardzo zadowolony, lubię ją. We śnie wiem, że jest to dawna znajoma, która dopiero co skądś wróciła. Prawdopodobnie ma już męża. Po obudzeniu się nie pamiętam jej twarzy, nie wiem nawet kto to mógłby w ogóle być w rzeczywistości.
W domu są jacyś ludzie, którzy tylko ciągle przeszkadzają. Chowam się do łazienki, aby naprawić jakieś urządzenie. Inni chcą poprzeszkadzać, narobić tylko hałasu. Po chwili jednak wchodzi Putin. Jest bardzo spokojny i opanowany. Wie co robić. Szybko też zamyka drzwi żeby tamci nie mogli wejść. Wie też jak naprawić to urządzenie i pomaga mi w naprawie. Urządzenie miało ekran, myślałem, że to nagranie, okazało się, że pokazuje widok na jakieś miejsce w mieście w czasie rzeczywistym. Przenosi mnie tam.
Stoję przy ulicy. Przewracam niską zaspę śniegu na ulicę. Naokoło śnieg już topniał. Potem jadę autobusem. Są tam trzy dziewczyny. Jedna, jasnowłosa, jest nauczycielką od języka angielskiego. Dają mi zeszyty czy coś podobnego, czego niby nie chciałem się nauczyć. Autobus się zatrzymuje. Chcę wysiąść, nauczycielka prosi mnie, żebym jednak chwilę poczekał, wychodzi i przyprowadza znajomą, która ma ciemne włosy. Te dziewczyny, niby są trzy, ale jednak stoją w dokładnie tym samym miejscu przy oknie, tak jakby to była jedna dziewczyna, tylko zmieniały się i pokazywały jej różne aspekty. Jedziemy dalej...
Skrzynia, Latarka I Ucieczka, Tłuścioch Atakuje
03.01.2016 – 15:08
Działo się wiele, niestety pierwszą większą część snu urwało, zapamiętałem tylko końcówkę. Biegnę ciemnym tunelem, chyba torami pociągu, albo obok. Skaczę co chwilę na kilka metrów. Niedaleko jest peron, ktoś tam stał, strażnicy, albo policja. Pilnowali wielkiej metalowej czarnej skrzyni, w środku pewnie różne kosztowności. Gdy przebiegam obok nich, oni mnie zauważają. Są pewni, że chcę ukraść skrzynkę, mnie to wcale nie obchodzi. Nagle jeden z nich rzuca we mnie tą skrzynią. Nie wiem nawet jak udało mu się podnieść taki wielki ciężar. Uciekam, skrzynka co chwila mnie dogania, ale za każdym razem robię unik i uciekam. W końcu znudziła mnie ta bieganina, skaczę wysoko, wznosi mnie na kilka pięter. Ląduję na mostku wznoszącym się nad torami. Chodzą po nim ludzie. Jest to połączenie z jakimś budynkiem. Trochę futurystyczny widok. Winda stoi otwarta, ktoś z niej wcześniej wyszedł, chyba się zacięła.
Leżę w nocy na łóżku, jak to zwykle bywa w nocy. W rzeczywistości mam już inne łóżko, odwrotnie ustawione, ale we śnie leżę w starym łóżku. Na poręczy leży gruby przedmiot, okazuje się, że to latarka. Zapalam ją, mruga słabym światłem, kilka razy próbuję, za każdym razem zapala się na krótko słabym światłem. Rzucam ją w stronę drzwi. Zapalam lampkę wiszącą na ścianie nad łóżkiem, nie działa w ogóle. Czuję, że ktoś na mnie leży. Ten ktoś wręcz rozlewa się na moim ciele. Po kilku próbach udaje mi się go od siebie odlepić i zrzucić. Nie wiem dokładnie, w którym momencie we śnie, ten gościu robi się taki plastelinowy i można go podłączyć do prądu, leci z niego powietrze jak z suszarki do włosów. Zaciągam go na balkon i wyrzucam na zewnątrz na trawnik, aby więcej nie wracał do mojego pokoju. Wiem, że to sen, albo mam częściową tego świadomość. Uciekam przed nim. Tamten stoi w miejscu i krzyczy czemu biegnę, że i tak mnie dogoni i pobije. Wszędzie jest pusto, chciałem przebiec na drugą stronę ulicy, ale pomyślałem, że i tak by mi nikt nie pomógł tam. Zamiast tego skręcam w lewą stronę za bloki. Myślę, że w lesie nie będzie mnie szukał i wchodzę ścieżką do lasu. Jakaś siła mnie łagodnie tam przyciąga i muszę zejść na dół po skarpie. Drzewa są tam ogromne, większe niż w rzeczywistości. Zrzuca mnie ze skarpy, jest wysoko, trafiam na drzewo. Zeskakuję z gałęzi na gałąź. Słysze głos kobiety opowiadającej o tym jak najlepiej schodzić po drzewach. Raz prawie spadłem, ale chwyciłem się cienkiej gałązki i obkręciłem się na drugą stronę drzewa, znalazłem następny stopień. Z niektórych drzew wyrastały odgałęzienia jak w kaktusach. W końcu znalazłem się na samym dole. Dalej nie było obwodnicy, tak jak się spodziewałem, tylko jakaś sala kinowa, albo sportowa. Szedłem wzdłuż siedzeń. Jakiś grubas jadł hamburgera i śmiał się z dowcipu, który sam opowiedział. Była tam też kobieta (inna niż głos tej z lasu) w średnim wieku także śmiejąca się z tego co tamten jej powiedział. Chyba mnie nie zauważyli. Poszedłem, między krzesłami, schodami na górę. Wszedłem do korytarza.
Idę na górę jakiegoś budynku, jestem kimś innym, chociaż bardziej jestem obserwatorem tego kogoś. Ma on jakiś projekt religijny do zrobienia. On czy ja jedziemy windą kilka pięter. Wchodzimy do krótkiego wąskiego korytarzyka. Na około jest pełno drzwi, na końcu korytarza okno i stół z krzesłami. Siadamy tam czekając na kogoś. Dziwne, jestem wysoko na którymś piętrze, a przez okno widać, że to parter. Kilka metrów za oknem widać ścianę innego wysokiego budynku, cała jest pomalowana w gryzmołach-grafitty, przeważają kolory różowe. Od tego budynku oddziela nas wąska poniszczona uliczka. Rośnie na niej trochę trawy i chwastów. Powiedziałem do kogoś, że ta trawa to robi chyba za łąkę. Ten się bardzo oburzył na to co powiedziałem i zaczął gadać. Lepiej nie rozmawiać z takimi, bo mają nieźle pomieszane w głowach. Wyszedłem stamtąd. Już jak wyszedłem na schody, słyszałem, że jakaś kobieta rozmawia z nimi, że moja praca to plagiat. W ogóle nie interesował mnie żaden religijny projekt i nic takiego nie wykonałem, więc nie wiedziałem o co chodzi. Spotkałem tą kobietę niżej na schodach. Jakby co podtrzymywałem, że wszystko z tym w porządku. Ona pewnie chciała mnie tam zatrzymać. Po chwili zacząłem biec. Okazało się, że ze mną jest jakiś mój pomocnik. Na dole inna pani zamykała jak nam się wydawało drzwi. Śmiała się z nas, bo to były tylko dwa telewizory firmy "exit", zakupione dla klubu. Zajęcia się skończyły i blokowała je kluczem, a wyjście jest po lewej stronie. Wybiegliśmy z budynku. Na zewnątrz szło pełno ludzi. Tamten kogoś zauważył. To był grubas w okularach. Grubas go złapał i pobił, a teraz biegł w moją stronę. Chciałem się z nim bić, ale coś mi powiedziało, że lepiej nie. Zacząłem biec, kilka razy się obracałem za siebie, ale ten tłuścioch mnie doganiał. Skoczyłem wysoko ponad budynek i się obudziłem.
Granat
11.01.2016 – 13:22
Był problem z rozdzielczością monitora stojącego na biurku w pokoju siostry. Rozdzielczość była za niska, ustawiłem na wyższą, ale komputer chyba się zawiesił. Ten monitor i komputer był dziwny, naprawdę to tam nie ma takich.
Mama dała mi granat. Nie wiem skąd go wzięła. Miałem rzucić go jak najdalej, nie wiem w jakim celu. Odbezpieczyłem i rzuciłem, wylądował jednak bardzo blisko, bo na trawniku. Nie wybuchł, więc pomyślałem, że wezmę i rzucę go dalej. Miałem z tym problemy. Niby go rzuciłem, ale nadal leżał w tym samym miejscu. Była chyba już wiosna, śnieg stopił się. Koty wypuszczone chodziły na dworze. Złapałem kotkę, ponieważ mogłaby się zainteresować granatem, który pewnie wtedy na pewno by wybuchł. Trzymałem ją na rękach, w pewnym momencie puściłem, a ta nadal się mnie trzymała jakby przyklejona do mnie, patrzyła się w kierunku, gdzie leżał w trawie granat. Weszła balkonem do mieszkania. Chciałem ten granat przenieść i wyrzucić za pomocą długiej linijki. Nie było go już tam. Okazało się, że tata wrócił już ze statku. Sprzątnął tego granatu, mówił, że to był niewypał. Zostało tylko zagłębienie w trawie.
Słońce, Porwanie
15.01.2016 – 12:53
Miałem fałszywe przebudzenie. Było już jasno, a ja nadal leżałem w łóżku. Miałem chałwę. Przyszedł tata, coś mówił. Musiałem szybko wstać, pościelić łóżko. Działo się więcej, ale niestety nie pamiętam. Byłem z kimś, gdzieś na dworze. To był mój znajomy, ale nie wiem kto to taki. Obserwowaliśmy słońce. Coś się działo na słońcu. Powiększyło się, zmieniało kształty, miały ich wiele, pamiętam jednak najbardziej jak zmieniło się świetlistego wieloryba. Przenieśliśmy się nagle do jakiegoś budynku. Patrzyłem przez okno, wszędzie pełno wysokich wieżowców, zasłaniały słońce. Okazało się, że budynek, w którym się znajdujemy, ma automatyczny mechanizm obrotu. Budynek zaczął się obracać w stronę słońca.
Przeglądałem papiery, książki, zdjęcia, wyglądało to jednocześnie jakbym przeglądał te teksty na ekranie komputera i w wersji papierowej, która leżała na stosiku. Autorka tekstu pisała, że jak poleci się zbyt wysoko to trzeba jeszcze dolecieć do następnej, niezupełnie o to chodziło, bogini. Ona pomoże. Było tam kilka zdjęć małej dziewczynki, jedno chyba z jej rodzicami. Miała około ośmiu lat, była to raczej księżniczka. Przeniosło mnie nagle do statku kosmicznego. Szedłem czarnym ciemnym przejściem. Widziałem z daleka jak z lasu wychodzą chordy obcych, byli czarni albo ubrani na czarno, świeciły im się oczy na żółto. Miały porwać księżniczkę. Kobiety znajdujące się na tym statku chroniły ją. Znalazłem dziewczynkę w jasnym pomieszczeniu. Przekazałem jej umiejętność kontrolowania elektryczności. Mogła się teraz bronić. Widziałem jak z jej rąk wychodzą wyładowania elektryczne. Przeniosło nas do tamtego budynku, chociaż bardziej wyglądało to jak moje mieszkanie, ale tego nie zauważyłem podczas snu. Wyszła z pokoju inna dziewczyna. Zobaczyła co robi tamta mała. Też chciałem pokazać jak wytwarzam elektryczność, nakierowałem ręce na lodówkę, ale słabo mi wychodziło, było prawie niewidoczne. Tamta dziewczyna się zdziwiła co my robimy, nawet jakby się przestraszyła.
Koszmary, Horror, Akwaria, Chyba Oobe
17.01.2016 – 17:18
Byłem na trawniku przed balkonem. Mama się poślizgnęła na czymś (było lato, więc nie na lodzie, ani śniegu). Tata złapał ją za rękę, aby przytrzymać, ale i tak się przewróciła. Złamała przez to rękę. Potem już w mieszkaniu widziałem jakby bandaż na jej ręce, ale była raczej wesoła, więc może jednak nic poważnego się nie stało. Przyszła ciotka, otworzyła drzwiczki balkonowe prowadzące na trawnik. Dwie kotki wybiegły na zewnątrz. Krzyknąłem do niej, że bardzo dziękuję, teraz będzie trzeba szukać kotów, po piwnicach… Potem znalazłem się gdzieś na szkolnych terenach, jakbym tam przyjechał autobusem. Wszedłem razem z mamą i siostrą do ciemnego tunelu. Chodziliśmy po podziemiach i piwnicach, i szukaliśmy kotek. Znaleźliśmy i jedną i drugą, i wracaliśmy. Przez chwilę jeszcze patrzyłem jak za ścianą koty się parzą ze sobą, trzy koty. Kopnąłem jednego i się zaśmiałem. Wracałem, jak wychodziłem z tunelu, chciał mnie zatrzymać taki jeden w błękitnej kurtce, popchnąłem, aby mnie przepuścił. Mama z siostrą poszły zaprowadzić do domu kotki, a ja kręciłem na teren szkolny. Znalazłem się między blokami, ale jednocześnie było to w środku szkoły, w jakiejś sali, chyba w stołówce. Po lewej stały książki na półkach. Ktoś chciał mnie wrobić, że niby to ja coś zgiąłem, uszkodziłem, chociaż to tak na prawdę to on zrobił, pokazał to jakiejś dziewczynie, nie wiem czy mu uwierzyła. Miał bluzę w niebieskie kolory. Opowiedziałem jej, że ktoś przypominający jego, ale ktoś inny, ubrany w niebieską kurtkę, nie chciał, abym wyszedł z podziemi. Potem dostałem do jedzenia sushi, zacząłem jeść, ale spostrzegłem, że są to żelki w kształcie sushi, pewnie sama niedobra chemia. Rzuciłem to, poruszałem tymi kolorowymi żelkami w powietrzu za pomocą telekinezy. Znalazłem się w innej części tej samej szkoły, w jasno oświetlonej sali. Przy ławce ustawionej na środku siedziała pani psycholog. W klasie byli uczniowie. Zawołałem ich i coś tam powiedziałem, że do Ziemi zbliża się fala kosmiczna i, że będą zmiany. Miałem ze sobą urządzenie, postawiłem je na ławce i włączyłem. Psycholog jednak od razu je wyłączyła, wiedziałem, że chce je zniszczyć. Zabrałem jej to urządzenie. Miało chyba jasny brązowy kolor. To był projektor. Włączyłem projekcję, na ścianie na korytarzu wyświetlił się film, coś o Ziemi i społeczeństwie ludzkim. Szybko jednak wyłączyłem, bo coś dziwnego zaczęło się dziać naokoło. Uczniowie, każdy po kolei, zamieniali się w zombi i gryź tych jeszcze normalnych. Schowałem się do innej sali obok. To był szpitalny pokój. W drzwiach była szyba i widziałem jednego zombiaka. Ten był inny niż wszystkie, miał wielką głowę, był straszniejszy i szybszy niż pozostali. Musiałem niestety wyjść na korytarz i uciekać. Biegłem, aż w końcu trafiłem do basenu. Lekko się ściemniło. Tamci mnie znaleźli i wskoczyli za mną do basenu. Chciałem się ratować nurkując. Byli szybsi ode mnie. Wszyscy skoczyli na mnie i zaczęli zagryzać. Scena się zaciemniła.
W następnej części snu obudziłem się na tym samym basenie, było jasno i nie było zombie. Nie miałem majtek, zobaczyłem, że unoszą się na wodzie kilka metrów przede mną. Popłynąłem i zacząłem je zakładać. Złośliwy kolega z klasy pociągnął mnie za majtki i się przewróciłem. Też go popchnąłem i wleciał pod wodę. Zajęcia na basenie się skończyły i wszyscy wyszliśmy. Coś mi się przypomniało. Powiedziałem temu koledze, że jak pójdziemy do tej sali, tej całej w w ciemnym drewnie, to znowu wszyscy będą się zamieniać w zombie. Nie chciał mnie słuchać. Wyszliśmy na dwór. Przechodziliśmy do innego budynku, szliśmy po trawie. Otworzyłem drzwi do sali
gimnastycznej. W korytarzu łączącym drzwi i dalszą większą salę, była dziewczyna i już coś ćwiczyła. Była to starsza siostra, którejś z koleżanek z mojej klasy. W sali już było kilka osób z klasy. Nagle zaczęła biec w moją stronę jedna z koleżanek, wołając, abym usiadł obok niej. Chwyciła mnie za ręce i zaprowadziła na miejsce. Usiedliśmy na podłodze. Powąchałem ją i powiedziałem, że ładnie pachnie (był to chyba zapach herbaty, a może kremu którym się posmarowałem na noc?). Powtórzyła to samo koleżance siedzącej po lewej jej stronie i obie się cicho zaśmiały. Mieliśmy coś rozwiązywać, albo pisać wypracowanie. Dostałem kartkę z pytaniami, tytuł był "Barbie versus ktoś tam". Zdziwiłem się o co chodzi, co to za dziwny tytuł. Wtedy już straciłem kontrolę i było jak w jakimś filmie. Sceny przyśpieszyły, pokazywały się urywki, zdjęcia z tego co się działo. Gdy zajęcia się skończyły czas płynął znów normalnie. Znalazłem się w innej części korytarza. We wnęce do ściany była przyczepiona mocno ośmiornica.
Ktoś wszedł drzwiami i schodził schodkami w naszą stronę. Prowadził na smyczy inną ośmiornicę. Rozluźnił tą pierwszą, ja ją nadal przytrzymywałem i mówiłem do tamtego, że nie może się wydostać, bo będzie atakować ludzi. Nic go nie obchodziłem, miał przyprowadzić nową to przyprowadził. Przyczepił ją w miejsce poprzedniej, która uciekła w głąb szkoły. Było po przerwie, wszyscy uczniowie stali przy ścianach i czekali na nauczycieli. Nagle znowu zaczęło się to dziać, tak jakby od początku tylko inaczej. Każdy uczeń, który zachował się za głośno, albo zbyt się poruszał zostawał atakowany przez zombi i sam zamieniany w takiego. Był tam także ten dużą głową. Jedna dziewczyna krzyknęła z przerażenia i uciekała, tamten ją do gonił i zaczął gryźć.
Wiedziałem, że jestem bezpieczny, ponieważ miałem wiedzę zdobytą z poprzednich zdarzeń z poprzedniej części snu. Na dodatek na ścianach był wyświetlany pas ekranu, w którym poruszały się słowa, usłyszałem głos, że mam być cicho, ale poruszać się trochę co każde okrążenie, wtedy zombi mnie nie zauważą. Panowała tam prawdopodobnie kontrola umysłów, ludzie buli zmieniani w zombi za pomocą jakiegoś sygnału wysyłanego przez komputer. Jakoś dostałem się do drzwi prowadzących na zewnątrz. Wchodziła do środka niczego nieświadoma dziewczyna. Wyglądała znajomo, ale nie wiem kto to był. Zatrzymałem ją i powiedziałem, aby była cicho. Obok nas przelazły na zewnątrz wszystkie zombi, pewnie zagryzą tych uczniów czekających na placu przed szkołą.
Ciocia z wujkiem kupili mi kartę graficzną do komputera i kasetę magnetofonową. Tłumaczę im, że to jakieś starocie, a kaseta do niczego się nie przyda. Mama ją próbuje złączyć z tymi kartami wyciągniętymi z koperty. Wujek tłumaczy mi, że jak kaseta będzie się szybko kręciła, to będzie działać jak karta graficzna…
Idziemy razem z kilkoma osobami do kina. Aby się tam dostać trzeba się chwycić lub stanąć na takiej bardzo wąskiej przezroczystej kolorowej "deseczce", z plastiku, a może szklanej. Te "windy" działały na zasadzie elektromagnetyzmy, bardzo silnie przywierały do ściany, po której można było się poruszać w górę, w dół i na boki. Kino było na samej górze. Na ścianie było wiele takich wind i ludzi z nich korzystających, trzeba było się wymijać. Gdy dotarliśmy na górę okazało się, że się zgubiliśmy, pewnie wszyscy są już w kinie. Poszedłem razem ze znajomym na prawą stronę i weszliśmy. Nie było to jednak kino, tylko czyjeś mieszkanie. Nie mogliśmy wyjść, bo drzwi się automatycznie zamknęły. Prawdopodobnie w padliśmy w pułapkę. Było tam dwoje starszych ludzi -
mężczyzna i kobieta siedzący na swoich kanapach, a także mały chłopczyk. Od razu wiedziałem, że jest coś nie tak, oni tylko wyglądali na ludzi, ale nimi nie byli. Chłopczyk był zbyt mały i głupi, aby się czegokolwiek domyślić. We dwóch, ja ze znajomym udawaliśmy, że nic nie widzimy kim oni są. Nagle wybiegliśmy na balkon, chciałem uratować tamtego chłopczyka, ale nie wiadomo skąd pojawiła się moja kotka, wolałem ją zabrać ze sobą z tego strasznego miejsca. We trójkę teraz, jakoś zeskoczyliśmy z balkony, a było to na którymś z wyższych pięter, spadając przytrzymywaliśmy się wystających parapetów czy okien, albo innych balkonów. Pobiegliśmy. Potem nas nagle cofnęło, jakby wszystkie wydarzenia przewinęły się do tyłu. Tam byli jeszcze jakieś inne niewidzialne stwory. Miałem ze sobą lusterko, za pomocą którego mogłem je widzieć. Jeden z nich stał za mną. Chciałem tak samo uciec balkonem. Tamten jednak mnie chwycił. Miał narzędzie chirurgiczne. Przekazał mnie innym niewidzialnym ludziom (obcym?), aby mnie przytrzymali. Miał mi wyciąć mózg. Chcieli go wsadzić do jakiegoś pojemnika stojącego na balkonie i utrzymywać przy życiu, jednocześnie mnie więżąc. Nagle do mieszkania wpadło dwóch ludzi z bronią, chyba agenci. Dzięki temu udało mi się uwolnić uścisku. Szybko wybiegłem przez drzwi przez nich otworzone, była tam materiałowa zasłona. Krzyknąłem, aby uciekali, bo i tak sobie z nimi nie poradzą. Wiedziałem, że mają jakąś super technologię i na dodatek są niewidzialni. Jeden z agentów uciekł, drugi jeszcze celował w tamtych z broni, ale nie wiedział gdzie oni są szukał ich wzrokiem, chwyciłem go za ramiona i wyciągnąłem, bo gdyby drzwi się zamknęły, byłoby już po nim. Była tam niedaleko jakaś przypadkowa dziewczyna. Zabrałem ją ze sobą. Ukryliśmy się w jakimś budynku, chyba szpitali. Stanęliśmy za ścianą. Kobieta, chyba jedna z tych obcych, niestety nas zauważyła. Pewnie ten szpital także był ich. Szybko się do mnie zbliżała. Dziewczyna gdzieś zniknęła, może od początku jej tam wcale ze mną nie było. Zacząłem uciekać, wybiegłem na zewnątrz. Tamci posłali po mnie kogoś. Biegłem, nagle wpadłem na pomysł, że mogę uciec mu lecąc. Tamten też potrafił latać i był bardzo szybki. Dałem za wygraną. Złapał mnie i prowadził w stronę tego mieszkania. Miał jednak chyba tego chłopczyka, a nie mnie, ja byłem teraz obserwatorem. Sen znowu się przewinął, nawet do wcześniejszych zdarzeń. Scena pokazywała wcześniejsze zdarzenia zanim my tam weszliśmy. Tamta stara kobieta zaprowadziła tego chłopczyka do kuchni. Powiedziała, że ukroi mu trochę mięsa i upiecze. Pewnie to jego chciała pokroić na kawałki i zjeść. Nie zdążyła jednak, bo wtedy my otworzyliśmy drzwi.
W moim pokoju znalazłem stary mały laptop, pewnie dziesięcio lub ośmiocalowy. Stał na komodzie. Był na nim zainstalowany Windows XP, działał dobrze i szybko. Pojawiło się okienko z informacją, że coś tam będzie "ulepszone". System sam zaktualizował się do wersji 10…
Była pokazana mapka, trasa pociągu. Migranci mieli zatrzymać się na Ukrainie, potem będą przejeżdżać przez Polskę.
Poszedłem do dawnego znajomego, dawno już tam w rzeczywistości nie mieszka. Miał pretensje, że nie mogłem do niego przyjść, powiedziano mu, że gdzieś jadę, i nie mogę nawet na chwilę przyjść. Powiedziałem mu, że ci którzy o tym powiedzieli, kłamali, nigdzie nie miałem zamiaru wyjeżdżać. Później walczyliśmy z dziwną podłużną maszyną, robotem.
Wchodzę z dworu na klatkę schodową. Wszędzie na ścianach po bokach schodów wiszą akwaria z różnego rodzaju rybami. Straszę jedną rybę, buu!, z głębi (jakiej głębi, przecież klatka schodowa nie jest aż tak wielka?) akwarium wyłania się wielka podłużna czarna ryba, a za chwilę druga trochę inna. Trochę się przestraszyłem i szybko poszedłem do domu.
Siedzę na niskim krześle, na samym przodzie. Obok mnie z prawej strony siedzi kolega. Jest to takie połączenie sceny kabaretowej ze szkołą i kościołem. Na widowni, w klasie, niektórzy siedzą na krzesłach, tak jak my, a niektórzy przykryci kołdrami, jakby spali. Wychodzi na scenę trzech starszych mężczyzn, takich już dziadków. Mają mieć przedstawienie. Wiem, że są to bardzo dobrzy aktorzy, charyzmatyczni ludzie. Jednak jeden z nich poszedł na łatwiznę i dał pierwszemu lepszemu na samym przedzie, czyli mnie kartkę, jakby zaproszenie na scenę. Nie chciałem wychodzić na scenę, więc przekazałem to śpiącemu, po lewej stronie. Pisałem coś w zeszycie, nagle zauważyłem, że jest tam data aktualnej lekcji 1997 albo 1998. Spytałem się kolegi jaka jest data i odpowiedział tak jak miałem w zeszycie. Powiedziałem mu, że przecież jest 2016. Domyślił się, że to musi być sen. Wstaliśmy i wołaliśmy do wszystkich, że są we śnie, a potem wyszliśmy stamtąd.
Idę przez szpital czy przychodnię. Wchodzę na salę operacyjną. Chirurg operuje kobietę. Pyta się mnie czy dostałem od niej pozwolenie, aby przebywać podczas operacji. Nie znałem jej, więc wyszedłem stamtąd. Na podłodze leżało lekko przypalone mięso. Pewnie to ten pies, który je jadł, skądś je wyciągnął. Wyszedł doktor i szukaliśmy miejsca, gdzie leżało wcześniej to mięso, nie był
to piekarnik, może to od kogoś innego zabrał ten pies.
Ortodontka sprawdza mi aparat na zębach. Mówię jej, że mam jeszcze te gumki do aparatu. Odpowiada mi, że te są za długie i mogę je użyć co najwyżej do gotowania. I poszła sobie.
W kuchni jem jakiś serek, albo jogurt kremowy, który dostałem od cioci w paczce. Na dnie znalazłem małą naklejkę w przezroczystej folii w kształcie jakiegoś zwierzęcia. Powiedziałem do siostry, dobrze, że nie połknąłem tego, takie teraz wkładają do jedzenia niespodzianki. Dałem jej tą naklejkę.
Patrzę z mojego pokoju na kuchnię. Bawią się tam jakieś dzieci, dziewczynka z chłopczykiem. Zobaczyli mnie i stoją w bezruchu. Chyba ich przeniosło z górnych pięter tu na parter. Poszli do drugiego pokoju. Poszedłem za nimi. Wydawało mi się, że są trochę starsi niż przed chwilą w kuchni. Spytałem się ich jak mają na imię. Dziewczyna odpowiedziała, że ma na imię Magda, a on to Jacek. Chyba pierwszy raz postacie ze snu wyraźnie powiedziały jak mają na imię, a może to nie był zwykły sen tylko oobe, a to byli prawdziwi ludzie? Chcieli iść na górę, do siebie. Zaproponowałem im, że może jednak wyjdziemy na zewnątrz, a skoro to jest sen, to nawet będzie fajnie jak pójdziemy na bosaka. Wyszliśmy na dwór, dalej nie pamiętam co się działo.
Włosy, Krasnoludki, Cukierki
18.01.2016 – 14:19
Ścieżką prowadzącą od lasu, szła kobieta w sukni. Przed nią szedł mężczyzna podobny do Kiepskiego. Nagle się zaśmiał i zaczął uciekać, potem wsiadł do samochodu i pojechał. Ona chwilę biegła za swoim "księciem", ale dała za wygraną. I dobrze, to był taki głupi pijak. Nie widziałem jej twarzy, ponieważ patrzyłem na nią z góry. Miała piękne włosy, uplecione, bym nawet powiedział, że we fraktalny wzór.
Ściemniło się. Doszedłem poprzez przedpokój do sypialni rodziców. Nie wiem czego się bałem, powiedziałem mamie, że tam ktoś chodzi po pokojach w ciemności.
Leżałem na łóżku. Pewnie to był paraliż z hipnagogami. Po krawędzi kołdry chodziły małe ludziki, takie jakby krasnoludki, miały mniej więcej siedem cm. Za nimi szła mała dziewczynka. Narrator o niej opowiadał. Przewróciła się i spadła z kołdry na łóżko.
Byłem z mamą w sklepie. Miał to być chyba spożywczy, ale sprzedawca oferował jedynie różne gumowe figurki, większość w szarym lub beżowym kolorze. Przy wyjściu tylko było małe stoisko z żelkami. Zjadłem jedną w kształcie głowy słonia. Pokazałem mamie pozostałe dwie. Powiedziała do sprzedawcy, że weźmiemy jeszcze te dwie żelki.
Kiepski dał mi różne cukierki. Najbardziej zapamiętałem fioletowe. Miałem ułożyć z każdego rządku specjalny wzór matematyczny.
Siedziałem z kolegą przy stoliku. Miałem jakieś ciasto w-zetka albo sernik. Kolega dał mi musujące czerwone wino. Wypiłem, ale za chwilę przypomniało mi się, że nie miałem już pić wina.
W tym śnie było coś o szkole, ale nie byłem w szkole. Nauczycielka rozdawała słodycze. Wziąłem ze sobą cały wór cukierków, które pozostały. Byliśmy niby w klasie, ale tak na prawdę to była sypialnia rodziców. Wysypałem wszystko na podłogę. Przychodzili uczniowie. Dwóm dałem ostatnie cukierki w kształcie kulek. Z innym kolegą znaleźliśmy podkładki, wybrałem tą w drewniany wzór. Powiedziałem, że i tak pod mysz to powinna być taka podkładka cztery razy większa. Były tam też dziwne cukierki. W dużej torbie były ususzone owady podobne do pszczół. Z tyłu opakowania był opis, że to najgroźniejsze owady na świecie. Wszystko co zostało zapakowałem do plecaka. Niby wróciłem ze szkoły, ale tak na prawdę przeszedłem tyko do kuchni. Wysypałem to co zabrałem na stół w kuchni. Pokazałem wszystkim te cukierki owady.
Wycieczka, Urodziny, Zdjęcie
19.01.2016 – 14:50
To był korytarz, niekoniecznie szkolny, lub mój pokój, albo się przenikały te dwa miejsca. Czarodziejka z Księżyca musiała walczyć z siłami ciemności. Miałem jej różdżkę, bardzo chciała ją odzyskać. Nie chciałem jej oddać, bo chciałem ją wypróbować. Była rozkręcona, w środku przy gwincie mały kryształek, skręciłem ją. Nie wychodziła mi walka tą różdżką, więc ją oddałem jej. Znalazłem się obok angielskiego domku z anime. Tam mieszkają dwie dziewczyny z anime. Był to raczej stary polski, brzydki szary blok. Pokazała się kartka z napisem poplamionym, jakby ktoś wbijał długopis. Było coś napisane, że Tesla już nie jest taki dobry, czy coś tam. Przyszedł ktoś z prawej strony i się wrócił, może to ten kto to napisał? Poszedłem za nim. Ogrodził wykupiony teren metalowym ogrodzeniem. Przygotowywał miejsce do budowy domu. Musiał zebrać całe siano pozostawione przez ludzi tam niedaleko mieszkających. Tutaj było wyżej, jak na górce. W ogrodzeniu była huśtawka. Zapytałem się go czy nie było by lepiej ją zostawić. Odpowiedział, że tam właśnie postawi namiot, a huśtawkę będzie trzeba przenieść gdzieś indziej. Poszedłem z nim dalej. W sianie między rakami było ukryte ciężkie metalowe koło. Wyciągnął je i ustawił na pieńku, wyglądało to teraz jak okrągły stolik. Musiałem już pójść. Wracaliśmy z klasowej wycieczki. Dwóch kolegów, jeden z klasy, a drugi nie, szli ze mną chodnikiem za bokiem, z tej strony, gdzie niedaleko był parking i las. Na parkingu jest jeden kosz do koszykówki. Poszli ze mną do domu. Okazało się , że mam urodziny. W pokoju było pełno paczek, toreb z prezentami. Oni też dali mi prezenty. Chcieli, abym od razu otworzył, powiedziałem, że wolę później jak będę sam. Ciocia siedziała w kuchni przy stole. Powiedziała, że nie powinienem pić tej amerykańskiej kawy (nie wiem o co chodzi, bo kawę piję bardzo rzadko, a o amerykańskiej nic nie wiem). Dała mi prezent i lepszą kawę. Powiedziała, że da mi też lepsze, poprawione zdjęcie skoro zniszczyła coś co było 25-letnie (także nie wiem o co chodzi). Zaniosłem prezent do pokoju i postawiłem na komodzie. W torbie były chyba dwie książki, albo bombonierki z czekoladkami. Wyjąłem zdjęcie. Było bardzo dziwne, ale pomyślałem, że to takie artystyczne wykonanie. Na zdjęciu byłem ja po prawej stronie. W tle było okno. Nie wiem, gdzie zostało zrobione to zdjęcie. Za mną, po lewej stronie, stał mężczyzna z długimi czarnymi włosami, przypominał aktora z Harrego Pottera grającego Syriusza. Na twarzy miał szczeliny, w których świecił się, na żółto lub pomarańczowo, płyn jak lawa w wulkanie. Koledzy powiedzieli, że z tym zdjęciem jest coś nie tak. Też doszedłem do tego wniosku, zdjęcie było trochę straszne. Nie zdążyłem pójść sę spytać cioci skąd to zdjęcie, ponieważ się obudziłem.
Pszczółki, Wierszyk
24.01.2016 – 14:49
Jest pszczoła z muchą. Łączą się ze sobą w jakiś sposób. Inna pszczoła składa w nich małe pszczółki. W tym śnie myślałem o tym, że też chciałbym być razem z tą pszczołą. Po obudzeniu stwierdziłem, że wcale nie chciałbym być pszczołą, ani z pszczołą muchą...
Idę z siostrą w autobusie lub pociągu, kilkakrotnie szerszym niż w rzeczywistości, ewentualnie po samolocie, chociaż nigdy jeszcze nie leciałem. Siadamy na dużym czarnym materacu. Mam kilka książek ze sobą. Niedaleko siedzi nauczycielka geografii z liceum. Też ma książki. Chcę od niej pożyczyć jedną, która mi się spodobała. Mówi, że pożyczy jeżeli dobrze odpowiem na pytania. Na stronie tej książki jest obrazek, jakaś łąka i chyba zwierzęta, a na tym obrazku coś jakby wiersz z lukami do wypełnienia. Nie wiem czy to miało coś wspólnego z geografią, nie wiem nawet jakie było pytanie i o co chodziło w tym tekście. Nie odpowiedziałem, więc mi nie pożyczyła książki. W następnym śnie, jestem z kilkoma osobami. Siedzimy przy stoliku. Pocięte papierki z tematami leżą na stole. Wybieram jeden. Dostaję kartkę taką samą jak strona z tamtej książki. Mam się niby nauczyć tego wierszyka śpiewać. Następny sen. Myślałem, że już się obudziłem. Opowiadam siostrze o tych snach, o tym obrazku z tekstem.
Szkoła Psychiatryczna, Ruiny, Okrągłe Schody
25.01.2016 – 14:46
To był gabinet psychiatryczny, prawdopodobnie tam pracowałem, ale nie jestem pewny. Były tam trzy kobiety i pacjentka leżąca na stole. Te dwie je badały, obok ja siedziałem. Przyszła ta trzecia, bardzo gruba. Oparła się o mnie i obserwowała leżącą. W końcu wstała. Zauważyłem, że nie mam jednej skarpetki na prawej nodze. Poszedłem za nią i powiedziałem, że zapomniałem założyć skarpetę. Miała ją, oddała mi ją. Jestem jednak pewny, że to ona mi zdjęła skarpetę. Wyszedłem z gabinetu. Na parterze byłą szkoła. Zauważyłem, że nie mam nic na sobie tylko jakąś cienką zieloną bluzkę bez rękawów, pewnie to ona mi zabrała ubrania. Szukałem wejścia do gabinetu, chciałem powiedzieć, że zapomniałem ubrań i się ubrać. Zauważyłem tą grubą. Pchała szafeczkę na kółkach.
Nie widziała mnie, nie dogoniłem jej. Spiralnymi schodami wszedłem na górę, były tam drzwi z napisem ZOO. Wróciłem się, wszedłem do jakiegoś gabinetu, ale nie tego, wyszedłem drugimi drzwiami po drugiej stronie. Znalazłem się poniżej parteru. Po środku było przejście, powybijane szyby, wszystko poniszczone, tak jakby to było specjalnie utrzymywane miejsce, ruiny, gdzie mogą się przechadzać chorzy psychicznie. Na ścianie było napisane zdanie, które miało za zadanie jeszcze bardziej demotywować chorych, coś o tym, że i tak stąd nie wyjdą. Skończyły się tam lekcje, uczniowie mieli już wychodzić na górę na przerwę. Przyszli robotnicy. Wzięli ze sobą kilku uczniów i weszli przez stłuczone okna do tych ruin, rosło tam trochę trawy. Kazali im coś przytrzymać, powiedzieli, że skończą w dwie i pół godziny. Inni szybko wyszli, nie chcieli zostawać tam na tak długo. Znowu szedłem schodami. Tym razem był to okrągłe schody, których stopnie wystawały tylko trochę ze ściany i trzeba było wskakiwać lub zeskakiwać. Szły za mną dwie osoby. Schodziłem cały czas, ale nie mogłem dotrzeć na parter, ciągle wracałem na pierwsze piętro. Wreszcie się zatrzymałem. Znowu ruiny. Te schody to była iluzja, wszędzie były kawałki schodów na podłodze, gruzy, pewnie już dawno się zawaliło. Powiedziałem tym dwóm, że to matematyka, czwarty wymiar i można to formować za pomocą myśli. Przekształciłem kilka kawałów rozwalonych schodów w podłużną ostrą broń. Ktoś się zbliżał, szedł przejściem znajdującym się po prawej stronie. Nie mogłem się utrzymać na nogach, zacząłem się zataczać, udało mi się dojść tylko do okna i się obudziłem.
Pościg, Lustra, Remont, Sterydy Od Klucznika
27.01.2016 – 15:27
Ziemista ścieżka, trawa, bagna, kogoś gonią samochodami wyścigowymi. Jeden z nich mnie zauważył, uciekam, strzela w moim kierunku z broni, to pszczoła. Pszczoła wlatuje mi pod koszulkę, zdejmuję ją jak najszybciej, otrzepuję się i odganiam pszczołę. Tamten podjeżdża do mnie. Jego pojazd ma kamuflaż w postaci niewidzialności, chociaż trochę go widać.
Stoję przed swoim pokojem. We śnie wiem, że cofnąłem się w czasie. Tata się pyta o jakiś wierszyk, nie pamiętam tekstu. Wszędzie na ścianach są zawieszone kwadratowe lustra, na przedpokoju i w pokojach, a także na miejscu niektórych obrazów. Tata coś wcześniej zrobił z tymi lustrami, że są teraz brudne albo zaparowane i trzeba je wyczyścić. Przeglądam się w jednym, widzę swoje odbicie jakby prześwietlenie czaszki.
W domu jest remont, pełno rzeczy poustawianych w dużym pokoju. Są tam też stare szafki i stary komputer stacjonarny z monitorem kineskopowym, który nie ma nawet płaskiego ekranu. Oprócz tego, że jest wypukły, to na dodatek jakiś taki pofalowany, pozaginany, przez co trudno zobaczyć co jest wyświetlane, trzeba patrzeć pod różnymi kątami, z spod spodu, z góry. Na komputerze jest zainstalowany jednocześnie Windows XP i inny starszy. Widać u góry powyginane menu start z XP i drugie szare na dole. Wkładam płytę CD, mam zainstalować Windowsa 10, a może Ubuntu. Po chwili rezygnuję, nie chcę na razie zmieniać, nie mam na to czasu. Wyłącza się ten starszy Windows, znika szare menu. Przychodzi ciocia, siada przy biurku, na którym stoi ten monitor, mówi, że po co ta baba powiedziała, że otwierali tamtą paczkę. W paczce było chyba jedzenie. Przekładam papiery z biurka na szafkę oraz dwa dokumenty taty ze zdjęciami. Na szafce znajduję grę Screamer 4x4. Otwieram pudełko, puste, widzę jednak, że płyta i jakieś koperty schowane są za okładką. Dziwne, przecież bym widział to bez otwierania. Zamykam pudełko bez sprawdzania.
W kuchni jem śniadanie. Miałem wstać o 8, ale wstałem godzinę wcześniej, dzięki czemu mam więcej czasu. Klucznik napisał do mnie w notatniku, że mogę kupić jakąś super odżywkę. On się nie odważy wziąć 10kg albo więcej, ale 1kg to mógłby być. Ponoć po jednym kilogramie można się odmłodzić o 10 lat. Daje mi link do strony, gdzie to można zakupić, ale pisze, że lepiej w zwykłym nieinternetowym. Ma to być w srebrnym opakowaniu. Daje link do zdjęcia, jak to wygląda. Otwiera się zakładka, zdjęcie się jednak nie wczytuje. Link nie działa, była to tylko bladoróżowa plama lukru, niby, że klejące to link. Odpisuję mu, piszę tym lukrem Dziękuję, a dalej dopisuję długopisem, że link nie działa.
Wampiry W świątyni
28.01.2016 – 10:32
Byłem w pokoju z dwiema kuzynkami, które już nie mieszkają razem. Były tam dwa stare komputery, jeden trochę nowszy na biurku, a starszy na środku pokoju. Włączyłem ten starszy, nie pamiętam co robiłem na komputerze, wyłączyłem. Monitor kineskopowy nadal był włączony, śnieżył. Myślałem o włączeniu gry Mario. Jedna z kuzynek zaczęła rozmowę o tym, że zostawiłem monitor włączony, że to dużo ciągnie prądu, a oni mają tak mało pieniędzy. Potem zaczęła się jakaś zabawa czy gra. Wyszliśmy z pokoju. Dalej był budynek szkołopodobny. Kuzynki znalazł przejście na skróty. Wchodziło się tam po pionowych schodach, bardziej wyglądało to na schododrabinę. Udało mi się tam wjechać rowerem i przecisnąć przez przejście. Powiedziałem im, że tam dalej będzie fajnie. We śnie wiedziałem, że wiele razy tam byłem w innych snach. Doszliśmy do świątyni. Weszliśmy bocznym wejściem, nic się nie stało. Wyszliśmy i weszliśmy środkowymi drzwiami. Zaczęło się ściemniać, szumiało. Pojawiały się dziwne postacie. Szliśmy środkiem po schodach na górę. Było tam pełno jakichś zjaw ubranych na czarno i wampirów. Zjawy było łatwo pokonać. Wampiry były silniejsze. Jeden z nich mnie ugryzł i się obudziłem. Ogólnie nie było to straszne, tylko we śnie pomyślałem, że dziwne jest to, że znajdujemy się tam bezpośrednio, a nie sterujemy postaciami w komputerze.
Pod Wodą, Bójka
29.01.2016 – 19:39
W tym śnie jestem obserwatorem. Przyjechał czarny płaski samochód (a może przyleciał?), pewnie z napędem na cztery koła, trochę wyglądał jak statek kosmiczny. Kobieta z mężczyzną płyną w łodzi podwodnej, zauważyli ten samochód. Pojazd ten potrafił zapewne także pływać. Wynurzyli się. Z czarnego pojazdu wyszła robotyczna istota, która miała włączone, albo nawet sama składała się z pola siłowego. Ubrana była na czarno. Tych dwóch zaczęło z nim walczyć, bardzo szybko się przemieszczali i poruszali ciałem, które mieli lekko przezroczyste, jakby płynne przy ruchach.
Potem zatrzymali się na ścieżce. Tamten roboczłowiek spytał się mężczyzny jak ma na imię, a tamten odpowiedział, że Mariusz. Wrócił do swojego samochodu pokonany. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że ten Mariusz ma tak na prawdę inne imię, albo to jest prawdziwe, a zazwyczaj podawał nieprawdziwe. Nie byłem już obserwatorem, schowałem się wtedy za drzwiami ubikacji. Patrzyłem nisko przez otwory czy ktoś nie nadchodzi. Czyżbym przechwycił kocią percepcję?
Sobowtór, Miasto Z Przyszłości Za Lasem
30.01.2016 – 14:11
Nie mogę zapalić lampki. Wyobrażam sobie ręcę w ciemności. Wyciągam swoje, a tamte
wyobrażone wyciągają mnie z łóżka. Idę do ubikacji. Mój cień sobowtór, ten co mnie wyciągnął, chciał usiąść mi na plecy, niech siedzi. Schodzimy schodami, na górę idzie jakaś pani. Czytam coś na tablicy przy schodach. Wychodzimy z budynku. Idziemy chodnikiem, wchodzimy do lasu. Jest ciasno, trzeba się przeciskać. Las oddzielał jedną część miasta od drugiej, tej z przyszłości. Wychodzimy z lasu do przyszłości. Mój niby sobowtór ze mnie schodzi, zamienia się w dziewczynę. Dalej idę sam. Są tam budki sklepowe. Proponują mi ciasta, prawie próbuję, ale się opanowuję i odmawiam. Za szybą widzę dwa zdjęcia, jedno przedstawia obecnego papieża Franciszka, a drugie tego, który jest tam w przyszłości. Ma imię na A, a nazwisko na E. Wydaje mi się, że nazywa się trochę jakoś tak arabsko. W następnym śnie jestem w domu. Opowiadam mamie co mi się śniło. Mówię, że w niedalekiej przyszłości papież będzie islamistą. Odpowiada, że niemożliwe.
Gry, Pióra, Ptaki
01.02.2016 – 15:28
Dziewczyna rysowała na komputerze, dziwiłem się, że tak łatwo to jej wychodzi myszką, bez piórka. Siedzieliśmy na kanapie. Coś mówiła o koledze, że to Kaczyński ma przyjść. Potem włączyła się gra. Mówiłem, że to Dungeon Siege 2, bo ma lepszą grafikę niż pierwsza część, której nie przeszedłem do końca, bo się znudziło mi. Tak naprawdę nie było to podobne do tej gry. Kierowałem postacią, kamera w ogóle nie działała, przez co widok był zasłaniany przez budynki i mniejsze domki. Były tam różnego rodzaju potwory. Chyba przegrywałem, ponieważ nie wiedziałem, którymi klawiszami używać broni. Nawet chyba nie miałem klawiatury. W pewnym momencie gra się zmieniła. Był widok z kamery jak na wsi jakaś dziewczyna zajmuje się psem, karmi go. Przeniosła się w inną lokację i chyba zajęła się teraz koniem. Gra się pomieszała, była trochę 3D, a trochę taką dwuwymiarową platformówką. Wskoczyłem sobie na tą platformę (?), gonił mnie mały tyranozaur wielkości maskotki. Miał taki udawany niby straszny głos. Trochę jakby mnie ugryzł w nogę, którą nie zdążyłem schować. Było to takie uczucie jakby to zrobił kot, a nie dinozaur. Przebiegł po tej platformie i zeskoczył. Na podłodze, po prawej stronie, stał inny trochę prawdziwszy dinozaur, także taki malutki. Były tam też inne zwierzątka. Zaczęły się ścigać korytarzem. To była chyba podstawówka. Siedzieliśmy na podłodze przy wejściu na główny korytarz. Byłem tą dziewczyną z nagrań. Miała trzy karty, albo zdjęcia, teleportujące do tych miejsc, w których była. Ktoś powiedział, że jest jeszcze czwarty teleporter. Wstaliśmy. Inni uciekli bojąc się czegoś. Ja, czyli tamta dziewczyna, też wstała. Płynął tam strumyk, siedziały ptaki, przejście do lasu. Jeden z nich wyskubał kilka brązowych piór (chyba to te dodatkowe teleportery). Nie wiem czego tamci się bali, bo nic strasznego się nie działo, jednak pobiegłem za nimi. Może bali się, że coś tam może wybuchnąć. Gdy dobiegłem na koniec korytarza, zauważyłem, że dzieci siedzą na krzesłach ustawionych wzdłuż korytarza. Na kolanach trzymały białe ptaki, jeden rozłożył skrzydła na boki. Koledzy przynieśli trzy kartoniki podobne do kartonów z pizzą, były w nich okrągłe różowe żelki. Wziąłem jeden kartonik częściowo opróżniony z cienkimi żelkami, proponowałem je koleżankom stojącym z mojej lewej strony, przy stole czy przy czymś podobnym Pamiętam też, że obok mnie była koleżanka, która w rzeczywistości popełniła samobójstwo. Nie dowiedziałem się czego ode mnie chciała, bo się obudziłem.
Potwór-bóg I Wampiry
02.02.2016 – 11:21
Działo się we śnie bardzo dużo, więc na pewno wiele zapomniałem. Na początku była tam kobieta z małym chyba niedawno narodzonym dzieckiem, ja byłem przez jakiś czas tylko obserwatorem. Było to w jaskini albo, gdzieś w podziemiach. Ludzie w tej jaskini wypuścili potwora, czcili go, mówili, że to Jezus. Był to wielki ośmiornico podobny stwór, zanurzony do połowy w wodzie. Kazali, aby najpierw ta kobieta z dzieckiem z nim się spotkała. Potwór złapał tą kobietę jedną ze swoich macek powiedział "zjem was". Udało mi się wyrwać tą mackę, złamałem ją jak gałązkę. I tu zaczęła się ucieczka przed tym potworem. Bieganie po wąskich ciemnych przejściach, schodach, drabinach. Raz nawet trzeba było uciekać po wąskiej długiej desce zawieszonej nad przepaścią. Wtedy nawet nie zauważyłem, to małe dziecko zniknęło, ale tak jakby w ogóle od początku go nie było. Na końcu tej części snu, kiedy udało się uciec, dwie kobiety, te które uciekały, przeszły przez wykafelkowane pomieszczenie, tam było wyjście z podziemi, gdzie skrył się potwór. Jacyś ludzie tam wchodzili, pewnie także będą musieli uciekać przed potworem. W następnej części snu jest ciemna noc. Wracam z podziemi w grupie kilku osób. Wiemy, że wszędzie na świecie chodzą wampiry i zamieniają innych ludzi także w wampiry. Przez balkon patrzyłem do środka mieszkania, zauważyli mnie, wiedziałem, że mama i siostra były już wampirzycami i zawiadomili władczynię, która rządziła wampirami. Zaczęliśmy uciekać, przechodziliśmy przez ulicę, biegliśmy. Biegło się bardzo powoli, działało jakieś spowolnienie, a wampiry już niedaleko nas. Szukamy jakiejś klatki schodowej, w której można by się ukryć. Weszliśmy po schodach na samą górę. Dalej było okrągłe przejście na suficie. Były tam zabezpieczenia, że jak się weszło, uruchamiały się ostrza. Znalazłem długi kij, którym zablokowałem urządzenie, przeszedłem przez otwór na górę. Czekałem z niecierpliwością, aż następni będą wchodzić, ponieważ tamte wampirzyce znalazły miejsce, gdzie ukryliśmy i już wchodziły po schodach. Okazało, że dziura się zamknęła, ktoś kto był już na górze, powiedział, że to już koniec, a ja po prostu rozwaliłem te okrągłe drzwiczki, czy klapę, bo były ze słabego spróchniałego drewna. Wreszcie inni zaczęli wchodzić na górę. Dalej nie pamiętam, czy nas dogoniono czy nie.
Astralne Więzienia, Praca
09.02.2016 – 12:23
Idę z jakimiś znajomymi dziewczynami. Wchodzimy po schodach do budynku. Jasne przejście, korytarz. Wiem, że na końcu przejścia będzie coś strasznego, koszmar, ale i tak tam biegnę żeby trochę "porozrabiać". Wzdłuż tego korytarza poustawiane są różne figurki czy kwiaty. Biegnąc przewracam niektóre z nich. Trafiam do, tak mi się bynajmniej wydaje, do dużego marketu. Z prawej strony stoi strażnik. Pilnuje, aby nikt nie przechodził. Wiem, że market to tylko przykrywka do tego co jest tam dalej pilnowane. Udaję, że nic mi o tym nie wiadomo i biegnę dalej. Strażnik szybko idzie za mną. Woła, że nie wolno. Jest tam ciemno, podziemia czy coś. Dowiaduję się od niego, że to miejsce dla umarłych i na dodatek są tam więzienia, więc jak nie chcę być złapany, to lepiej, abym opuścił to miejsce. Zgadzam się z nim i wychodzę na zewnątrz. Biegnę z kimś znajomym uliczką po mieście, uciekamy z tamtego strasznego miejsca. Rozmawiamy o tym jak nas niesprawiedliwie potraktowali, że nie pozwolono zwiedzić tych podziemi i że za jakiś czas spróbujemy się tam ponownie przekraść.
Znowu idę z dziewczynami, wchodzimy do szkoły (podstawówka z gimnazjum), zatrzymujemy się przed pokojem nauczycielskim. Jednocześnie wiem, że to nie jest szkoła. Wyjmuję dokumenty, cv z teczki. W teczce zostaje kartonik przedzielający inne papiery. Wchodzę pierwszy. Jest to bardzo duży pokój, na środku stoi tak samo duży stół. Jakaś pani każe mi podejść, ale mówi, abym jeszcze nie siadał na krzesło. Niby mamy być przyjęci nieoficjalnie, a to jest nielegalne. Gdy pozostali opuszczają salę mogę usiąść. Przychodzi ktoś, chyba szef. Wyszedł właśnie z innego przejścia. Przychodzą dziewczyny. Wydaje mi się, że zostaliśmy przyjęci do tej pracy, chociaż nie mam pojęcia co tam będziemy robić.
Pomnażanie Pieniędzy
10.02.2016 – 14:23
Znowu szkoła, gimnazjum, o co chodzi, ciągle śni mi się szkoła, to jest już nudne... W tym śnie miałem plik pieniędzy, same setki. Tasowałem je jak karty. Gdy tak tasowałem, pieniędzy przybywało, kupka robiła się większa. Rozdawałem pieniądze wszystkim naokoło. Później, gdy chciałem usiąść na podłodze przy drzwiach do klasy, złośliwy kolega przesuwał w to miejsce więcej błota. Odsunąłem błoto i usiadłem. Jak zobaczył co robię to już od razu chciał ode mnie pieniędzy, dałem mu, niech ma. Ktoś inny przyszedł dał mi kupkę setek pomieszanych z dwudziestkami i dziesiątkami. Chciał, abym powiększył ilość. Tak zrobiłem. Schowałem sobie jedną kupkę do jednej kieszeni, a drugą do drugiej. Część, więcej niż mi dał zostawiłem i mu oddałem. Szedłem korytarzem i raz jeszcze sypnąłem setkami tym którzy tam siedzieli. Potem już nie mogłem powiększać ilości pieniędzy, energia się wyczerpała.
Starzec W Ciemności, Koperta, Samoloty
12.02.2016 – 16:55
Bardzo stary pan siedział, gdzieś w ciemnościach. Miał długie włosy na plecach. Z części zrobił sobie dwa warkoczyki po bokach. Miał pod każdym uchem podłużną dziurę. Przez te dziury poprzetykał warkoczyki. Ciężko dyszał, jakby się zmęczył poruszaniem rąk. Przyjrzałem się jego skórze. Była tak stara, pomarszczona, powiedziałbym, że wyglądała jak zaschnięte błoto. Przyszła kobieta (jego córka?) i skarciła go za nieodpowiednie zachowanie. Oboje mnie nie zauważyli.
Jestem z kimś we dwójkę. Jest tam trawa i ziemia, ogrodzenie, za ogrodzeniem przepaść, albo rzeka, nie wiem co dokładnie. Mamy jakieś paczki czy torebki papierowe, zawartość wyrzucamy za ogrodzenie. Została jeszcze jedna biała torebko-koperta, potrząsam nią, wiem, że są tam różne rzeczy. Słyszę także przy potrząsaniu dziwny dźwięk wydawany jakby przez zwierzę, jakiegoś robala. Podchodzę do ogrodzenia. Już przy otwieraniu koperty czuję wokół siebie pajęczynę. Otworzyłem, w środku był czarny pająk. Nie zauważyłem nawet, kiedy wyszedł, a na trawie zrobił już pajęczynę. Zaczął się przybliżać do mnie i jednocześnie rosnąć. Urósł prawie do połowy mojej wielkości i siedział na mnie, zaczął robić na mnie pajęczynę. Wiedziałem, że jest jadowity. Towarzysz powiedział, abym ani drgnął. On go ze mnie zrzuci patykiem. Wtedy, albo się obudziłem, albo sen się przełączył.
Za pomocą telekinezy poruszałem pojazdami latającymi, prawdopodobnie wojskowymi samolotami odrzutowymi. W środku byli żołnierze. Samoloty przeleciały falistą wstęgą wokół jakiegoś człowieka. Nie wiem, gdzie to się działo. Tło było jasne. Samoloty zostały przejęte przez kogoś innego. Teraz scena przeniosła się na wysoką wieżę ponad atmosferą ziemską. Widać było gwiazdy.
Ten ktoś przeniósł wszystkich żołnierzy w jakieś niewidzialne zagłębienie grawitacyjne, które szybko znikało. Przenosił teraz każdego pojedynczo do tej wieży. Robił to nie telekinezą, tylko jak Spiderman, strzelał nicią pajęczą i przerzucał. Żołnierzy było dużo i wiadomo było, że nie zdąży przenieść wszystkich zanim to pole zaniknie. Ci którzy zostaną powędrują w kosmos martwi. Poszedłem stamtąd. Spotkałem ucznia z gimnazjum, którego większość nie lubiła. Coś tam powiedział do mnie i poszedł w swoją drogę. Przyszłą także koleżanka także z gimnazjum, miała siwe włosy. Też coś ode mnie chciała, ale nie zrozumiałem. Poszła na prawo ciemnym korytarzem.
Wycieczka klasowa czy coś tam. Były dwa pokoje, w nich koledzy i koleżanki. Nie widziałem mebli, ani łóżek. Stały tam stosy gazet. Niby zostawiłem tam jakąś swoją gazetę, chodziłem po tych pokojach, szukałem, niestety nie znalazłem, może i dobrze, bo już i tak nie czytam gazet na temat gier komputerowych.
Pościg, Impreza, Wyspa
13.02.2016 – 13:00
Niestety dużo fabuły snu mi uciekło, zwłaszcza to co działo się wcześniej, a wiem, że było ciekawie. Wiem, że kobieta z mężczyzną musieli uciekać, ponieważ ścigał ich zły kapłan, miał czarne włosy. Ze snu dowiedziałem się, że znaleźli dobrze zabezpieczone miejsce. Chyba na wyspie, bo widziałem ich w wizji, że stoją szczęśliwi na plaży. Niestety nie miejsce to nie było stu procentowo bezpieczne. Ja zostałem, aby widzieć co zamierza zrobić tamten kapłan. Były tam małe dzieci, które też miały uciec, ale zostały ukryte przez kogoś innego, bliżej. Tamten chciał pozabijać wszystkie dzieci. Znalazłem się, gdzieś w salonie, było przyjęcie, uczta, może urodziny kogoś. Ludzie siedzieli wokół stołu i jedli. Tamten zły otworzył drzwi na zewnątrz, na klatkę schodową, na którymś piętrze. Wiem, że tam byli ci co ukryli te dzieci, wyszedł z innego mieszkania facet, popatrzył zastanowił się i przyjął tamtego przyjaźnie. Ten też był wesoły uśmiechał się, ale pewnie tylko udawał, a tak naprawdę chciał się dowiedzieć, gdzie są dzieci. Odciągnąłem kogoś od stołu, chciałem mu powiedzieć co się dzieje, ale był upity i mało co do niego dochodziło. Inni też pewnie napici dołączyli się do niego, jeden miał pomalowane usta czerwoną szminką, wszyscy weseli, coś tam gadali, śpiewali. Temu ze szminką (miał jasne, blond włosy), powiedziałem, nie wiem dlaczego, że będzie tak jak na poprzedniej innej linii czasowej, a jest ich nieskończenie wiele. Lekko zaniepokojony kazał mi ją zmienić. Odpowiadam mu, że nie mam wpływu, linia czasowa zmienia się sama jak chce. Przeniosło mnie wtedy na ziemistą drogę prowadzącą do tego małżeństwa, które uciekło. Wokół ziemia, żadnej rośliny, tylko w oddali ładne widoki. Szedłem z kimś, była tam jakaś dziewczyna ze mną. Ktoś się pytał kto to baszar, nie wiedziałem za bardzo, tylko to, że jest to wojskowy stopień. Coś tam było o dwóch okładkach książek. W między czasie była scena łóżkowa z tą dziewczyną. Była chyba ubrana na niebiesko. Dowiedziałem się, że jest reinkarnacją tego baszara-wojskowego. Znowu na drodze. Widziałem cień pająka podążającego za mną. Nawet nie zauważyłem, jak wpadłem do jakiegoś zagłębienia. Było ono jakby niewidzialne, ale dziewczyna je widziała i pomogła mi się wydostać i przejść na drugą stronę. Były dwa czarne pająki na drzewie czarną pajęczyną. Jednego odciąłem. Był on zdalnie sterowany, trzeba było uważać, aby także nie wpadł w niewidzialną pułapkę. W końcu dotarliśmy na miejsce. Przeszliśmy przez ozdobne drzwi na plażę. Byli tam kobieta z mężczyzną. Potem niby tamten co ich gonił także się miał zjawić, ale to była chyba tylko moja wyobraźnia i sen już się skończył.
Urywki Ze Snów
18.02.2016 – 14:07
Stoję w dużym pokoju na komodzie. Ktoś idzie z przedpokoju. Pomyślałem, że niegrzecznie tak stać na meblu, więc zeskoczyłem na podłogę. Potem się zastanawiałem, dlaczego w ogóle tam stałem.
Na dworze, trawa, dalej jedzie pociąg (?) Myślał, że wizyta u fryzjera została zakończona. Kobieta wraz z fryzjerką została przeteleportowana właśnie w to miejsce. Pojazd zniknął. Okazało się, że fryzura była zrobiona dopiero w połowie, ale nie miały jak wrócić, więc tak zostało.
Jest mąż z żoną i dziećmi. Stoi przed kominkiem. Na podłodze jest okrągły czarny otwór. Mówi, że udowodni swoją słuszność. Otwiera klapę i wskakuje do środka. Nie wiem co chce przez to udowodnić. Widzę, że w środku jest ciemno i brudno. Jakaś wąska studnia, czy wejście do podziemi. Co ten facet tam będzie robił, czegoś szukał?
Pamiętam, że coś było z czarną peruką.
Jasny pokój, dwa albo więcej łóżek. Wstaję, ktoś mnie wita (obudził mnie?). Wiem, że są tam osoby z forum, ten kto mnie wita jest z innego forum. Nie pamiętam co się tam dzieje.
Budynek liceum. Dzieje się coś ciekawego (niestety nie pamiętam co takiego), tam na górze jest chyba okno. Wiele osób idzie schodami na górę, chyba trzecie piętro. Unoszę się trochę ponad podłogą. Wracamy na dół. Pochylam się do przodu, wyciągam ręce przed siebie. Opadam, jednak po chwili unoszę się, ale bardzo nisko. W ten sposób schodzę po schodach.
Pająk Pasożyt, Oobe?
19.02.2016 – 13:39
Coś o kształcie koła, ale nie pamiętam o co chodziło, dalej stary komputer, ale też nie wiem, czy tego sobie przypadkiem nie wymyśliłem. W sali program naukowy na ekranie, ale tak jakby działo się to tam. Pokazują pająka, potem drugiego. Ten drugi ma w sobie malutkiego czarnego pająka. Wgryza się w tego pierwszego, przy czym, jak to oglądam, czuję w brzuchu nieprzyjemne uczucie, wzdęcie. Tamten mały pająk włazi przez dziurkę do wnętrza tego większego. Pasożytuje na nim. Robi od razu pajęczynę we wnętrznościach tego nadal żywego pająka, ma to niby wytworzyć specjalne pole elektromagnetyczne. Mówią, że ten mniejszy pająk, to islamski pająk, jest jak ich bóg. Kończy się program, wychodzimy z sali, idziemy do innej ciemnej, po chwili wychodzimy. Mama i ja także, przestraszyliśmy się pająków, które tam niby są. Okazało się jednak, że nie było tam żadnych pająków, bo to nie las tylko przedpokój w domu. Zaczęło przenikać na korytarz szkolny. Przerwało i sen przeskoczył. Wchodzę teraz schodami. Na korytarzu stoją uczniowie przed drzwiami do klasy. Jeden z nich, ten w okularach mówi, że przyjmą mnie o ich klasy. Coś o matematyce. Idę za róg ściany. Ktoś z innej klasy mówi, że co ja uważam się za lepszego od innych, i mnie popycha. Wcale się nie uważałem za jakiegoś lepszego. Może chodziło mu o przyjęcie do tej klasy, chociaż już przecież nie chodzę do szkoły? Budzę się.
W następnym śnie stoję w dużym pokoju. Przez otwarte drzwi balkonu patrzę na zewnątrz. Ciepły słoneczny dzień. Jest zupełnie inaczej niż w rzeczywistości, nie ma bloku naprzeciwko. Ładny widok, morze. Chcę wyjść na zewnątrz, idzie bardzo ciężko, ruchy mocno spowolnione jakbym się siłował. Gdy tak próbuję iść widok wielokrotnie się zmienia. Teraz to już nie morze, a małe jezioro. Udaje mi się wyjść. Idę przez wodę, nadal trochę ciężko, ale o wiele łatwiej. Nie wydaje mi się, aby było głęboko, to znaczy, powinno być o wiele głębiej. Nie czuję wody. Kilka kroków przed wyjściem na drugi brzeg skupiam się i przez krótką chwilę udaje mi się poczuć wodę na nogach. Wychodzę z wody. Znowu się wszystko zmienia. Uliczka, trochę przypomina Sopot. Dużo ludzi tam chodzi. Widzę przed sobą drewniane drzwi, obok nich, po prawej stronie, drugie mało widoczne, szare jak ściana. Chcę je otworzyć. Dolna połowa odpada, robi się dziura w ścianie, sypie się piach, gruz. Wchodzę tam, pomyślałem, że jednak się wrócę, bo później nie wyjdę stamtąd. Wszyscy, gdzieś znikli, widziałem jak kilka osób tam wchodziło, ale chyba wszyscy tam wleźli. Co tam było? Mogłem to sprawdzić. Rozglądam się, po lewej stronie widzę jakieś roboty budowlane na tej uliczce. Idę w drugą stronę, w dół. Jest szaro i ponuro. Przy uliczce siedzą niezbyt wielkie psy. Chcę je rozdrażnić, wkurzyć, nic, nawet nie zaszczekają, spojrzałem się gdzieś, potem znowu na psy, chyba się trochę pozmieniały, nie pogłaskałem ich. Idę dalej. Wchodzę do jakiegoś domku po schodach. W środku dużo ludzi. Czyżby to ci co weszli przez tą dziurę? Rozmawiam z kimś.
Puma, Krokodyle
20.02.2016 – 12:52
Słoneczny dzień, jestem razem z tatą na podwórku. Nie wiem co tam dokładnie robiliśmy, przebierałem się czy co, bo ubranie i inne rzeczy zostawiłem na ławce. Nagle zauważamy, że zbliża się biała puma. Musimy być bardzo ostrożni, poruszać się powoli. Puma przybiegła, tata się obrócił i podrapała mu pazurami plecy. Mi udało się czymś osłonić. Okazuje się, że kocica jest humanoidalną istotą. Liczy do pięciu i w tym czasie mamy wrócić do domu. Zabieram ubranie i biegnę. W tym czasie ktoś, prawdopodobnie moja siostra, mówi, że leżą tu strzępy małej kotki o imieniu Połówka. Wchodzę do domu z trawnika przez balkon. Przypomina mi się, że nie zabrałem wszystkiego ze sobą z ławki. Balkon się wydłużył, był zalany głęboką wodą. Tata mówi, abym wyszedł oknem od strony telewizora. Wiedziałem, że w tamtym miejscu nie było telewizora, ale jednak stał na parapecie mały ekran.
Wyszedłem jakoś i pozbierałem zostawione rzeczy. Pumy nie zastałem. Była tam ładna dziewczyna, ciemne blond włosy, podobna do dziewczyny z jednego anime. Poszliśmy do lasu. Szliśmy długim drewnianym mostkiem, zakręcającym kilka razy pomiędzy drzewami. W rzeczywistości mostek jest krótki i nie zakręca, zakończony rozwalonymi schodami. We śnie idziemy trzymając się za ręce. Na końcu trzeba przeskoczyć mętną, ciemną wodę, są w niej krokodyle. Przeskakujemy. Niestety dziewczyna zahacza o wodę prawą nogą. Krokodyl ją łapie zębami, jednak udaje jej się wyciągnąć nogę z jego paszczy. Pomagam jej w chodzeniu. Uciekamy, ponieważ ten krokodyl wylazł z wody i nas goni. Sen przeskakuje, jesteśmy teraz w jej domu. Ma nogę w bandażu, czy gipsie. Jej młodszy brat nie wierzy, że to krokodyl nas zaatakował, bo tu nie ma nigdzie takich zwierząt. Tłumaczę mu, że normalnie to miejsce znika, ukrywa się w innym wymiarze, tylko czasami się pokazuje i można tam przypadkowo się znaleźć. I tak mi nie wierzy.
W innym krótkim śnie widzę, patrząc przez okno balkonowe, że przed blokiem leży wielki kawał poskręcanego drewna. W rzeczywistości rośnie tam kilka drzewek. We śnie musiała się wydarzyć jakaś katastrofa.
Lot Ponad Chmurami, Muzeum, Pociąg
21.02.2016 – 13:27
Po tym jak zeszli w dół schodów, znaleźli tam kogoś martwego.
Wizja białych gęstych chmur. Ponad nimi ktoś leci. Widok się przybliża. Ludzik leci pojazdem w kształcie sześcianu. Był wielkości tylko takiej, aby można było usiąść. Nie miał żadnych zabezpieczeń, jedynie sznurek przywiązany z dwóch stron. Wyglądało to jak lot saneczkami. Byłem tylko obserwatorem, ale jednak czułem lekki niepokój, lęk wysokości odczuwany przez tego człowieczka. Pojazd miał chyba napęd antygrawitacyjny. Ludzik myślał, że fajnie by było polecieć ponad atmosferę ziemską, ale nie może, bo ten pojazd nie zapewniał ochrony przeciw próżni. Nagle zlatuje z pojazdu, trzyma się na szczęście sznurka. Pojazd ciągnie nadal go do góry.
Świeci słońce, poranne godziny, już wiosna? Jestem, gdzieś na łące. Wokół mnie dużo
różnokolorowych kałuż. W trawie pełno kurzych jajeczek. Zbiły się w ciasne grupki. Po chwili wszystkie się rozbiegają. Przylatuje osa i wlatuje mi za kołnierz. Szybko się wybudzam. Mam jeszcze takie senne myślenie, czy ta osa mogła przedrzeć się ze snu do rzeczywistości. Sprawdzam na szyi za piżamą, nie ma jej
Znajduję się niby w mieszkaniu mojej cioci, chociaż wygląda na zupełnie inne miejsce. Ciocia siedzi na kanapie. Obok kanapy przed łazienką stoi muszla. Chcę się załatwić, ale tak czuję się dziwnie, dlaczego ta muszla jest w pokoju? Pytam się cioci czy nie mógłbym jednak iść do łazienki, bo tam w środku jest druga muszla, i idę. Coś tam było z pomiętym papierem toaletowym, mokrą deską.
Wychodzę na zewnątrz, chyba przez przejście w ubikacji. Popołudniowe godziny, szaro. Idę z kilkoma osobami, wchodzimy po schodach do muzeum. Po prawej na ścianie wisi dużo małych obrazów, przyglądam się jednemu przedstawiającego kobietę. Oni wchodzą dalej po następnym schodach i przechodzą przez podwójne drzwi. Rezygnuję z pójścia z nimi, skręcam w lewo, przechodzę przez drzwiczki, schodkami w dół i trafiam do małej otwartej sali pod schodami. Kilka osób gra w jakąś grę komputerową. Śmieję się z nich, że w muzeum chcę się im grać zamiast zwiedzać i oglądać rzeźby i obrazy. Zabieram stamtąd jedno krzesło, nie wiem co z nim potem zrobiłem.
Wychodzę, już na zewnątrz. Jest już ciemna noc. Idę w prawo, przechodzę przez ulicę. Na ulicy zauważam czarną plamę. Dotykam jej, czuję gładkość. Zauważam refleksy sztucznego światła na ulicy. Przypomina mi się wreszcie, że w tym miejscu w snach nie przechodziłem jeszcze na wprost, przez główną ulicę. Idę, jak jestem po drugiej stronie, przechodzę przez siatkę ogrodzenia. Ktoś także tam poszedł, mijają mnie jacyś ludzie. Idę po trawie, widzę po drugiej stronie ulicy uczniów przy szkole, jakąś dziewczynę. Szukam torów, wchodzę na nie i idę nimi wzdłuż. Nadjeżdża pociąg, zderzam się z nim, chwytam się go z przodu. Chcę wejść na górę, na dach pociągu, aby móc biec po pociągu. Niestety nogi nie chcą się ruszyć. Może to przez niewygodne ułożenie w łóżku.
Pociąg jedzie powoli. Skoro nie mogę wejść to chcę zeskoczyć, ale przykleiło mnie, że nie idzie się ruszyć. Budzę się.
Wielki Długi Budynek
23.02.2016 – 14:10
Czytam książkę. Miała złe tłumaczenie (w rzeczywistości przeczytałem z poprawnym
tłumaczeniem). Tłumacz zamiast napisać Tancerze Oblicza lub Maskaradnicy, to przetłumaczył na Tancerzyki...
Idę z dwoma starszymi ode mnie znajomymi ciemną klatką schodową. Wchodzimy na piętro. Ktoś inny idzie jeszcze wyżej, tam niby już byłem w innym śnie, więc idę teraz z tymi dwoma. Idziemy krótkim korytarzykiem. Na końcu są drzwi. Gródź czy śluza czy jak tam nazwać te drzwi, rozsunęła się automatycznie. Wchodzimy. Mógłby to być balkon. Wygląda to jednak jak wystająca półka skalna, a dalej przepaść. W tej "jaskini" są różne urządzenia. Chyba jesteśmy na statku kosmicznym. "Budzę się". Okazało się, że to było demo gry komputerowej Cośtam coś Saturn. Była uruchomiona na mp3trójce podłączonej na kabelku do lampy przy łóżku. Podgłośniłem trochę. Słyszę muzyczkę budzika (w rzeczywistości nie nastawiałem alarmu). Włączyłem drugą grę i się położyłem. Zaczyna się podobnie. Wchodzimy jednak drugimi drzwiami, tymi z prawej strony. Ta gra ma w nazwie Mars, chyba to druga część. Po wejściu włącza się menu gry, przełącza się pokazują się różne owoce, pomarańcze i inne dziwne cytrusy, pewnie to reklama. Znajduję się w jasnym pomieszczeniu, gdzie przeważają jaskrawe kolory. Postacie z gry ubrane są na pomarańczowo. Jest to sala treningowa. Tamci mają karabiny. Domyśliłem się, że to pewnie też tylko demo. Wracam do drzwi. Oni oburzeni, że tak szybko wychodzę.
Korytarz/sala, szpital połączony z budynkiem szkolnym. Stoję przy łóżku. Z rąk leci mi krew. Cały materac wybrudzony krwią. Są niedaleko te postacie z gry, ale bez kostiumów. Kawałkiem papierowego ręcznika przecieram, większość schodzi, resztę każe im umyć na mokro, to pewnie przez nich się pokrwawiłem. Śpieszę się do szkoły, a na pierwszej lekcji mam matematykę.
Tak jakby siedzę na kanapie w dużym pokoju przed telewizorem. Wizja wielkiego długiego czarnego budynku. To jest nowoczesny budynek mieszkalny i jest naprawdę bardzo duży. Niedawno go wybudowano i nadal trwają prace wykończeniowe, mają zakończyć do końca 2016 roku. Mówię tacie, żeby taki u nas na dzielnicy wybudowali, w tym sensie, że nawet by się tu nie zmieścił. Nie było to w Polsce, tylko w innym kraju. Nagle pani jakaś tam (tu podano nazwisko) otwiera drzwi z prawej strony, jest mowa o tym, że w tym budynku wszystkie mieszkania są połączone drzwiami. Teraz jestem rzeczywiście na przeciwko tego wielkiego budynku. Idę chodnikiem z czymś przypominającym wykrywacz metali. Dochodzę do uliczki i zawracam. Teraz trzymam plastikową łopatę. Siadam na niej i chwilę lecę. Łatwiej było na niej wysoko skakać niż lecieć. Spróbowałem lecieć i skakać bez niej, nie dałem rady. Na ławeczce siedziały dzieci z tatą, może było ich pięć, a może więcej. Wyciągnęły małe miotełki i poleciały. Były trzy ulice, jedna po lewej stronie i dwie po prawej stronie. Skierowałem się na prawo, skakałem wysoko siedząc na tej łopacie. Jedną uliczką pojechał autobus. Tam poleciały te dzieci, słyszałem jak mówiły, że to droga do domu. Poleciałem nad drugą ulicą. Była tam jakby długa kolejka do czegoś. Na końcu szła matka z córką. Dziewczynka podskakiwała, albo tańczyła.
Sklepik znajdujący się w budce za blokiem. Sklepikarka musi, gdzieś szybko wyjść. Mówi, że zapisze jak się nazywam i co chcę kupić, to będzie miała od razu przygotowane dla mnie. Przyszło mi tyko do głowy, że chcę dwie wody mineralne.
Astralny Zabójca
24.02.2016 – 14:48
Czytam książkę. Zawiera dużo kolorowych obrazków. Kończę opowiadanie. Oglądam obrazek przedstawiający zwierzęta w lesie. Na początku książki była instrukcja jak sprawdzić czy ta książka to oryginał czy nie. Coś tam było o tym, żeby zobaczyć czy ten obrazek jest wyblakły i nie tylko. Następne opowiadanie miało tytuł "Solarianie". Było długie, więc odłożyłem książkę na później.
Czułem obecność w moim pokoju, było strasznie. Potem znowu zasnąłem lub już wtedy byłem na płytkim półśnie czy paraliżu przysennym i przeszedłem do snu. Były trzy dziewczyny, jedna młodsza przynajmniej o dziesięć lat, pozostałe w podobnym co ja wieku. Uciekliśmy z domu, ponieważ ta obecność, którą czułem to był astralny, bardzo groźny, zabójca. Uciekaliśmy po chodniku, po trawie, całą dzielnicę przebiegliśmy. Dotarliśmy o placu zabaw przechodzącego w dom. Były tam dzieci i starsza pani. Pani ta zaprosiła nas do siebie, dała nam coś do jedzenia. Niestety ten zabójca nas odnalazł i musieliśmy uciekać. Biegliśmy, gdzieś w tłumie, pewnie był tam dworzec kolejowy, sklepy. Trafiliśmy do ogromnej galerii handlowej. Dwie starsze dziewczyny poszły coś kupować. Zostałem z tą młodszą. Pilnowała ich plecaki, miała chyba dużo książek. Uśmiechała się do mnie, chyba się pocałowaliśmy. Wiem, że w którymś momencie, była mowa o tym, że ta młodsza i jedna z tych dwóch były w ciąży. Później trafiłem do windy. Przez okienko było wszystko widać, gdy się poruszała winda. Wcisnąłem przez przypadek nr 52 (wystukiwanie numeru było bardzo ciężkie, ciężko było mi podnosić ręce, w tym sensie, że musiałem bardzo się na tym skupić, wręcz wizualizować dłonie) i na takowe piętro jechała winda, więc budynek był naprawdę ogromny. Wiedziałem, że tam nie wolno wysiadać zwykłym ludziom. Na przedostatnim piętrze widziałem jakąś poruszającą się maszynę, na pięćdziesiątym drugim była bardzo gęsta mgła, ewentualnie chmury. Nie wysiadłem tam. Wcisnąłem piętro, zamiast zero lub jeden, minus dwadzieścia coś. Automatycznie włączyła się kamerka na mnie i mikrofon, szybko coś wcisnąłem, aby to wyłączyć. Widziałem z góry dużą salę treningową. Obserwowałem to sponad zawieszonej do sufitu lampy. Chyba wróciłem do dziewczyn. Pamiętam jeszcze jazdę autobusem.
Dyskoteka, Przekazywanie Energii, Napoje
25.02.2016 – 15:58
Dyskoteka, ogólnie ciemno, ale dużo jednak świeciło poruszających się reflektorów. Nie wiem czy to byłem ja, czy ktoś inny, a ja byłem tylko obserwatorem, no ale nie ważne, powiedzmy, że to byłem ja. Idę sobie przez salę. Podchodzi do mnie młoda kobieta. Bierze moje ręce w swoje. Widać jakby coś pulsowało, błyskało, jakby ona przekazała mi jakąś energię, wtedy pojawiła mi się myśl, że zmieniła coś w moim DNA. Chyba coś mówiła i poszła. Niedaleko był bar z alkoholem, obsługiwany niby przez jakiegoś znanego aktora. Pokazuje się krótka animacja. Pokazany jest gościu podobny do tego barmana, ma bardzo długie kolorowe włosy, gęste, naokoło głowy. Głos mówi, że on chcę rządzić całym światem. Animacja kończy się. Jest jakaś akcja, ktoś go rozpoznał, bójka, tamten ucieka. Ktoś ma skrzywioną szczękę, pewnie to po biciu, przychodzi lekarz (chirurg?) i mu prostuje. Idę za ladę. Ktoś chce, chyba starszy pan, abym nalał mu do picia. Nalewam szklankę. Ten rezygnuje, mówi, że chce coś innego. Pytam się go jak mam to potem sprzedać, to co już nalałem. Jestem w ogóle tam pierwszy raz i tak naprawdę to tu nie pracuję. Sceneria się zmienia, robi się jasno, miejsce na trawie przy chodniku, tamci wszyscy ludzie z dyskoteki znikają. Zostaję tylko ja i ten facet, zostaje jeszcze ten bar z napojami. On mi daje jakieś drobniaki, nalewam mu. Prosi jeszcze o Coca Colę. Podaję mu. Sam próbuję, wszytko wydaje się bezsmakowa, jakby to była tylko woda. Z niektórych butelek wylewam wszystko na trawę, mówię mu, że podlewam roślinki. On mi podaje, jak mówi Coca Colę, jest droższą, bo podwójna, i jakaś inna lepsza. Mówię mu, że takich niezdrowych napoi nie piję. Odchodzi. Ta niby Cola, to były dwa kamyki, jeden mniejszy drugi duży. Ten mniejszy to było tak zwane tygrysie oko i chociaż takie małe to ważyło więcej niż ten duży kamlot. Wziąłem to i biegłem do domu. Przypominam sobie, że pod ławką zostawiłem buty. Podczas powrotnego biegu widzę, że mam jednak złożone letnie buty. Nie znalazłem już tego niby baru, widocznie nie można wrócić do takiego sennego miejsca, znikło, albo się rozpuściło, rozpłynęło.
Nibyludzie W Piwnicy I Inne Stwory
27.02.2016 – 17:04
Piwnica czy jakiś składzik, magazyn. Pełno malutkich ludzików, wiją się niby robale. Podchodząc do drzwi rosną do normalnych rozmiarów. Widać w nich coś nie ludzkiego, sztucznego, są jak lalki. Pozwalamy im wyjść. Wiele z nich potrafiło latać. Gdy większość wyleciało, szukamy tych co zostały. Te były niebezpieczne, chciały tam zostać. Sprawdzamy za drewnianymi półkami, deskami. Coś się poruszyło.
Tłum ludzi, pomiędzy nimi jakiś dziwny człowiek. Wymawia jakieś swoje zaklęcia i za każdym razem skręca się i rośnie. Na koniec powiedział coś tam z pomocą boską i zakończył się wzrost. Miał dużo nóg i rąk. Było to w dużym domu. Znalazłem się tam razem z trzema dziewczynami, Azjatkami. Musieliśmy z nim walczyć. Używałem telekinezy, przytrzymywałem je, gdy spadały, a odpychałem tamtego stwora. On się uczył, także mógł wykorzystywać telekinezę do walki. Zmniejszyło nas i uciekaliśmy. Stałem na małej szafeczce. Tamten stwór się skopiował, było teraz pięć potworów. Stosował jakieś techniki iluzji. Udało nam się na szczęście uciec. Nie gonił nas. Myślałem, że te dziewczyny już poszły, ale jednak czekały na mnie. Przyszła też mama i ciocia.
Mam kartkę papieru, na niej pytania, jakby sprawdzian. W pierwszej linijce narysowany ołówkiem ludzik. Podskakiwał. Ciocia coś o tym mówiła. Odpowiedziałem, że to jeszcze nic, miałem kiedyś coś podobnego, silniejszego. Duch czy zaklęcie w tekście. Złapał mnie i rzucił przez całą salę.
Straszna Katedra
28.02.2016 – 14:49
Idę z mamą na spacerze, zatrzymujemy się, rozglądamy się gdzie jesteśmy. Trafiliśmy na okrągły zielony plac. Był pusty. W oddali było tylko widać różne miejsca naokoło niego. Z jednej strony były budynki, dalej las, ktoś tam szedł między drzewami. Po lewej stronie był był park-labirynt. Prowadziło do niego wiele przejść, wybraliśmy pierwsze. Przed nami szła kobieta, prowadziła wózek z dzieckiem. Po chwili spaceru, niezauważalnie znaleźliśmy się na korytarzu nieznanego budynku. Był cały zalany wodą. Szło tam dużo ludzi. Chciałem iść do łazienki, wszedłem do drugiej i dobrze. Z tamtej pierwszej wychodziła straszna czarna postać, obcy. Ktoś tam właśnie wchodził. Portier chciał od niego mniejszej zapłaty, bo niby pochodził z kraju należącego do jakiejś tam organizacji. On chciał zapłacić normalnie. Znalazłem deskę surfingową. Płynąłem nią po wodzie, lekko się unosiłem w powietrzu. Przeszedłem przez drzwi. Trafiłem na główny korytarz szkoły gimnazjalnej. Przeleciałem na sam koniec. Były tam czarne rozsuwane drzwi. W drzwiach kałuża lub rzygi. Drzwi łączyły z budynkiem niezwiązanym ze szkołą. Pojechałem windą na górę, przeszedłem przez, któreś drzwi. Siedziała tam szalona kobieta naukowiec. Z kimś rozmawiała przez telefon. W drugiej ręce trzymała szklany pojemnik z miksturą, nad którą pracowała. Chciała ją użyć jako broń. Przyszedł za mną tamten z łazienki. Widziałem z góry pełno gruzu, pewnie tam na dole było trzęsienie. Jakoś udało mu się wspiąć na górę. Zabraliśmy jej tą broń, chyba wylaliśmy. Nie wiem co się z nią potem stało, uciekła, czy może spadła i się zabiła. W miejscu, gdzie siedziała wyrwało kawał ściany, albo skały. Ktoś powiedział, że jest 100% chleba w powietrzu. Nie wiem o co chodziło, że taki suchar, skwar, ponieważ słońce zaczęło tak świecić, grzać, że nie dało się wytrzymać. Na dodatek wyszliśmy na zewnątrz przez okno. Znaleźliśmy się w piaszczystym, pustynnym miejscu, była nawet mowa o tym, że to inna planeta. Kobieta z córką wylądowały samolotem na piasku. Dziewczynka już nie była w wózku, trochę podrosła. Moja mama też nie wiadomo skąd przyszła. Nie wiem co tam się dokładnie działo, a i z kolejnością we śnie spore problemy. Chyba to było później, wróciłem do budynku. Pochodziłem po korytarzach i znalazłem dziwne wejście. Półcień, schodziło się na dół schodami, bardzo mroczna atmosfera, czuć lekki niepokój. Była tam katedra lub kościół. Na dole przy schodach stały wielkie oszklone szafy z książkami. Kilka książek wyjąłem i schowałem z powrotem, nie zdążyłem nic przeczytać. Wiele osób zeszło tam razem ze mną, może uczniowie. Z tą świątynią było coś nie tak, inni także to poczuli. Tam były na pewno wampiry. Wszyscy stamtąd uciekliśmy. Później znowu tam wróciłem, ale także szybko uciekłem. Za trzecim razem odważyłem się i poszedłem pomiędzy ławkami, aż do ołtarza. Były tam wielkie szuflady, a może raczej trumny? Otworzyłem jedną, szukałem spisu wszystkich tych książek znajdujących się w szafach przed schodami. Kapłan dał mi książeczkę, zażartowałem, że w takiej małej to się chyba nie zmieścił spis wszystkich książek. Otworzyłem, przekartkowałem. W środku znalazłem rysunek przedstawiający prawdopodobnie szatana. Oddałem książeczkę. Nie dość, że wampiry to na dodatek sataniści! Zwiedzając tak tą świątynię, przez cały czas ktoś chodził za mną, pilnował mnie, trochę jak ci nachalni z ulicy, chcący pieniędzy. Zaczęła się muzyka. Przestraszyłem się, że zaczynają czarną mszę, a mnie chcą złożyć w ofierze i nawet zjeść. Okazało się, że to dopiero próba gry na organach, ale i tak uciekłem. Wszyscy normalni ludzie też pobiegli na górę po schodach. Otworzyło się przejście do mieszkania, tamci sataniści przybiegli za mną, wbiegli do pokoju siostry, pokradli różne rzeczy, głównie chyba jedzenie i uciekli. Mały chłopczyk-wampir siedział jeszcze na kanapie i obżerał się kanapkami, wygoniłem go. Potem, albo było przejście do następnego snu po obudzeniu się, albo kontynuacja z częściową powtórką. Kolejności znowu nie pamiętam, może część zdarzyła się w poprzednim śnie. Znowu biegnę tym szkolnym korytarzem. W drzwiach na końcu wielka śmierdząca kupa na środku. Co za pomysły mają ci uczniowie? Wbiegam krętymi schodami, widok się smuży, co chwilę jakby urywa się. Na górze pełno korytarzy. Przechadzam się tam i z powrotem. Wszędzie dużo krzeseł, jedne obok siebie, a w innych miejscach pozostałe poustawiane jeden na drugim, aż do sufitu. Pusto, idzie tylko jedna osoba, może to tamten, którym przenieśliśmy się przedtem na pustynię, teraz starszy ode mnie. Idę z nieznajomym korytarzami. Wchodzimy, chyba do łazienki, coś sprawdzić. Wychodzimy. Była tam kolejka do drzwi, wszyscy siedzieli na długiej ławeczce przy ścianie. Na końcu kolejki siedziała matka z córką, to ta sama co w parku i na pustyni, jak lądowała samolotem. Nieznajomy powiedział, że poziom wody się podnosi i trzeba wyjść na zewnątrz. Idziemy do innego pomieszczenia. Jest tam rozsuwane okienko. On j rozsuwa je i wychodzi. Pomaga mi wyjść, wyciąga za ręce. Ktoś grozi nam, że nie wolno, nie powinniśmy opuszczać tego miejsca. Wychodzimy na ulicę. Okienko wstawione było na poziomie ulicy, jakby to była piwnica. Obracam się, by spojrzeć ostatni raz, okazuje się, że to zwykły szary budynek. Biegniemy przez miasto. Wchodzimy do jakiegoś salonu, siadamy przy stole w głębi. Obserwujemy starszą panią siedzącą blisko wyjścia. Kobieta, która tam pracowała zakłada jej wielki różowy kapelusz. Starsza pani skarży się, że jej fryzura się zepsuje, ale przecież tego chciała. Tamta kobieta wyjmuje po kolei różne karty, będzie wróżyć.
Wieża Z Mieszkaniami
04.03.2016 – 12:46
Była to wysoka wieża z mieszkaniami ustawionymi na mieszkaniach. Znalazłem się na środku placu wewnątrz na samym dole. Dolne piętra przeznaczone były na kościół, wyższe dla ludzi, a na pozostałych dalszych mieszkali obcy. Z zewnątrz wspiąłem się po konstrukcji. Nagle wyskoczył pies średniej wielkości, miał jasną sierść. Był wrogo nastawiony, chciał mnie ugryźć. Zszedłem niżej, patrzył się na mnie kot, ten był przyjazny. Chciałem tam wejść, ale trafiłem jednak na inny poziom. Przechodziła tam grupka uczniów. Znowu wyszedłem na zewnątrz i zacząłem się wspinać. Chciałem wejść na samą górę. Wiele pięter już się wspinałem, byłem już na poziomie, gdzie zaczynały się mieszkania obcych, lekki niepokój. Ktoś obserwował mnie z zewnątrz, zaczął strzelać. Uchyliłem się i wspinałem się szybciej. Wizja zrobiła się animowana. Po jakimś czasie widok wrócił do normy. Okazało się, że jestem na samej górze. Wierzchołek budynku wieży znajdował się wysoko ponad chmurami, wyszedłem chyba poza atmosferę ziemską. Nie chciałem myśleć jak jestem wysoko, aby nie zacząć odczuwać lęku przed wysokością. Na samej górze nikt nie mieszkał, zresztą było za wąsko, za mało miejsca na mieszkanie. Schodziłem już na dół.
Spotkanie Z Osobą Z Forum
09.03.2016 – 14:21
W tym śnie lub oobe byłem z kimś o kim myślałem, że jest z forum i wiedziałem, że to jest na pewno oobe. Pokazałem mu, że z tamtej strony dalej za blokiem jest las. Weszliśmy na trawnik, pokazałem, że tu mieszkam, tu jest balkon. Dalej poszliśmy trawnikiem i skręciliśmy w prawą stronę. Wskazałem mu okno mojej siostry i moje okno. Chciałem wejść do pokoju przez okno. Było zasłonięte kawałkami drewna i czarnymi podwójnymi drzwiczkami. Drewna rzuciłem na trawnik, rozsunąłem drzwiczki. Na parapecie stały jeszcze jakieś figurki, nie wiem co się z nimi stało, może spadły. Najpierw przeszedł nieznajomy z forum, potem ja. Było ciężko, ponieważ okno było jakieś wąskie, ale się udało. Zdziwiłem się, bo nie trafiłem do swojego pokoju, tylko do innego nieznanego mi budynku. Znaleźliśmy się na dużym holu.
Siedzę z kilkoma osobami na ławce pod ścianą na końcu szkolnego korytarza. Biegnie w naszą stronę grubas, jakiś tłuścioch. Przepycha się, nie wiem o co mu chodzi. Chce mi się siku. Wstaję i idę. Miałem sikać na środku korytarza, ale po zastanowieniu się, pomyślałem, że to trochę dziwne. Podchodzę do koleżanek, coś mi dają, jakieś materiały, szmatki. Idę gdzieś i znajduję ścianę z metalowymi okrągłymi przejściami do okrągłych korytarzy, jakby wielkie srebrne rury. Niedaleko stoi inna koleżanka. Wchodzę przez pierwsze przejście. Po chwili spaceru idą za mną dwie osoby, jeden jest zły, taki chuligan, strzela do mnie z pistoletu energicznego, nie trafia. Rzucam w niego kulą energii, niestety nie trafiam. Gada jakieś przekleństwa, pewnie jakbym w niego trafił, rozpoczęłaby się bójka, a tak wchodzą do sali po lewej stronie. Idę dalej, po prawej stronie korytarza znajduję drzwi. Wchodzę, znajduję się w ogromnym, dziecinnym pokoju, dom niezwiązany ze szkołą. Na podłodze leżą zabawki. Czuję zagrożenie, ignoruję to uczucie, bo śniło mi się już coś podobnego. Idę w lewo (możliwe, że wchodzę po schodach, ale nie jestem pewien) i wchodzę do pomieszczenia, które miało być łazienką. Sikam, chyba nawet do wanny. Załatwianie przerywają mi schodzące w dół, po półce figurki, chyba te zabawki. Ściemnia się, budzę się.
Napiszę jeszcze o jednym z poprzednich snów. W tym śnie jedna z dziewczyna napisała na forum, że odchodzi. Był to jakby długi list, dużo tekstu. Niezbyt wiele pamiętam. Wiem tylko, że między innymi odchodzi z tego powodu, że nie nie chce, aby spotkało ją to samo co mnie. Nie wiem o co jej chodziło, ponieważ nic strasznego mnie tu nie spotkało.
Ucieczka Statkiem
10.03.2016 – 14:42
Przed snem wypiłem szklankę wody pomieszanej z łyżeczką soli i połknąłem dużą tabletkę magnezu.
Kotka wskakuje na łóżko i kładzie się obok mnie. Możliwe, że to nie był wcale sen.
Z tatą poszliśmy do dziwnego kina. Oglądamy jakiś film. Film nie jest wyświetlany na ścianie, tylko podwójnie, na dwóch telewizorach, jednym, tym z tyłu, większym, i drugim, z przodu, mniejszym. Proponuję, aby ten mniejszy, gdzieś przestawić, bo tylko zasłania większy obraz. Tata przesuwa mniejszy telewizor.
Wychodzę z klasy, był chyba j. polski. Wchodzę do szkolnej łazienki. Nie wiem dlaczego, przez przypadek silnie zaciskam szczęki. Patrzę w lustro i zauważam, że jeden ząb się ułamał i jest częściowo czarny, znowu zaciskają mi się szczęki. Teraz jestem już przerażony, ponieważ cała górna część zęba się ułamała, na dodatek okazuje się, że ząb jest w środku pusty. Poszedłem szybko do domu, powiedziałem mamie, że chyba będę miał usuniętego zęba. W wyobraźni zamiast dentystki, widziałem weterynarkę. Trochę się jednak uspokajam, gdy dowiaduję się, że ząb można wypełnić wapnem. Wróciłem z mamą do szkoły. Jesteśmy w tej samej klasie. Wszyscy nadal są. Mama usprawiedliwia mnie u nauczycielki. Pakuję wszystkie rzeczy do plecaka. Idę przez korytarz, mama, gdzieś znikła. Wyjmuję kartkę papieru, sprawdzam plan zajęć. Wiem, że następna lekcja to też j. polski, ale coś mi się nie zgadza. Podchodzę do dziewczyny podobnej do koleżanki z klasy z liceum. Wcześniej spotkałem ją w innym śnie w muzeum broni, z karabinami i nożami chyba. Pytam się co mamy następne, bo mam coś nie tak z tym planem, patrzę jeszcze raz i widzę, że nie mam go wypełnionego i godziny nie te. Ona prosi mnie o zegarek. Daję jej chyba smartfona, chociaż nie mam takiego w rzeczywistości. Zmienia mi godzinę, chyba na 11:11 AM. Pokazuje mi i włącza jakąś muzyczkę, pokazuje się wizualizacja dźwięku, mówi, że to dźwięk poranny. Przykładam ucho i słyszę cykanie świerszczy, ewentualnie był to świergot ptaków. Nie chciała mi oddać tego zegarka/smartfona. Poszła do kolegów, o czymś rozmawiała, chcieli jej zabrać telefon, ale nie dała. Czułem coraz bardziej, że coś jest nie tak, że coś się nie zgadza. Pomyślałem, że ja w ogóle nie chodzę do szkoły. Powiedziałem to jej i tamtym, z którymi rozmawiała. Rozejrzałem się po korytarzach, nie poznawałem tej szkoły z rzeczywistości. Powiedziałem im, że to jest amerykańska szkoła, i co ja tam robię, teleportowałem się do Ameryki czy co? Wtem, dziewczyna zaczęła biec, na dół po schodach. Dogoniłem ją, Chwyciłem ją za rękę. Wtedy wydawało mi się, że ktoś w rzeczywistości fizycznej wchodzi do mojego pokoju i wpuszcza trochę światła, ale mogła to być tylko senna wyobraźnia. W tym samym momencie wbiegliśmy w ścianę. Zrobiło się ciemno, mocno się trzymałem jej ręki. Czułem ruch jak biegliśmy przez ciemność. W końcu wydostaliśmy się na zewnątrz. Były to tereny szkolne. Nadal trzymałem ją za rękę. Szliśmy trochę wolniej. Niedaleko nas jechały dwa pojazdy, przypominające wagoniki z pociągu. Były to policyjne wozy. Jednego udało się nam ominąć. Przy drugim dziewczyna mnie popycha i ucieka. Pewnie myślała, że będę przynętą i tam zostanę. Ale się nie dałem, zdjąłem ciążący mi plecak i tam zostawiłem. Pobiegłem za nią. Była już w połowie górki. Biegłem za nią po drewnianych schodach. Było ciężko, wszystko mnie bolało, musiałem się mocno skupić, aby się poruszać. Kilka razy zwolniłem, myślałem już, że nie dam rady. Jednak wspinałem się dalej. Po chwili byłem już na samej górze. Między drewienkiem zostawiłem swój podpis, a może wsadziłem tam bilet. Znaleźliśmy się na wielkiej, drewnianej jak te schody, morskiej platformie. Prawie spadłem do wody, ale utrzymałem się. Krótko po nas przybiegła jeszcze inna dziewczyna, też się podpisała. Płyniemy. Czy to była ucieczka z astralnego więzienia?
Zamieszanie, Chaos, Latanie
13.03.2016 – 14:44
Było zamieszanie, wszędzie dużo ludzi, gdzieś podążało. Na początku częściowo znane okolice, las. Później żadnego miejsca nie mogłem poznać, chyba że z innych snów. Wysoki realizm. Przez większość snu latałem. Trochę przez chwilę miałem lęk wysokości, potem się przyzwyczaiłem, sen był bardzo długi i niestety mało co pamiętam. Dużo koloru niebieskiego, niebo, morze. Jakaś małpa, chyba także potrafiąca latać, zeskoczyła w dół na wiejskie tereny, zabrała garść wielkich piór i poleciała, była mowa, że zabierała je jak łoś, albo, że pióra były łosia. Jak leciałem wysoko nad morzem, myślałem, że się zmęczę, bo nie było widać lądu, jednak się pokazał i wylądowałem.
Widziałem unoszące się w powietrzu skały, takie małe wysepki jak w Avatarze. Kilka razy to się powtarzało z lotem nad morzem. Co chwila spotykałem dziewczyny, było ich łącznie trzy, bardzo ładne. Trzecia przypłynęła motorówką.
Coś jak oobe, wszystko niewyraźne. Wstaję z łóżka, w kuchni mama pyta się, czy się już dobrze czuję, odpowiadam, że tak. Idę na balkon, wyskakuję na trawnik. Biegnę po placu zabaw i dalej między blokami. Chcę spojrzeć na niebo, chmury, ciężko jednak porusza mi się głową i nie udaje mi się, budzę się.
Autobus, Jazda Motorem
14.03.2016 – 20:44
Jest prawie wieczór. Idę z mamą, nie jestem pewien, czy na przystanek autobusowy, czy właśnie wysiadamy z autobusu. Patrzę się na ten autobus. W środku pusto, kierowca nie otwiera drzwi, nie chce wpuścić do środka. Złości mnie to. Przewróciłem autobus na bok. Wiem, że kierowca jest zły, jednak zupełnie nie pokazuje tego po sobie. Założył taką maskę bez emocji. Biegnę z mamą truchtem przez ulicę i skręcamy na prawo w stronę bloku. Wszędzie wokół śnieg. Obok nas biegnie jakaś dziewczyna. Senny wiatr spycha mnie na lewo, przez co zderzam się z nią. W tym momencie przypominam sobie, że to z autobusem już się wcześniej stało w tym samym śnie, a teraz powtórzyło się. Tak jakby deja vu i przejście do innej, ale bardzo podobnej linii czasowej.
Nieznajomy pomaga mi przed kimś uciec, takie są bynajmniej moje domysły. Jedziemy czarnym motorem, tamten też ubrany na czarno. Jazda motorem przeplata się z przeskokami teleportacyjnymi. Jedziemy przez miasto, zjeżdżamy z głównej drogi. Wjeżdżamy między dwa budynki, jest tam mały piaskowy plac. Spowalnia nas. Nagle biegnie w naszą stronę pies, wydaje mi się, że jest wrogo nastawiony, ale pewnie nie, to tylko ja się boję psów, zwłaszcza w snach. Tamten głaszcze go, pies uspokaja się, też go głaszczę. Jedziemy tyłem, po chwili pies znowu biegnie. Nigdzie chyba nie dojedziemy, bo sen nas zbytnio spowalnia. Wchodzimy do oszklonego budynku obok. Jest to mała zamknięta hala sportowa. Boisko jest piaskowe. Będzie mecz piłki nożnej. Ciekawe kto będzie zaraz grał? Będą grały zwierzaki, koguty, kury, kozy, psy, koty… Nieznajomy (może to jest przewodnik?) mówi, że musi tam wrócić, a ja mam tu czekać. Pytam się po co i czemu nie mogliśmy się teleportować lub chociaż zwyczajnie jechać. Odpowiada, że tam nie było zbyt dużo energii. A teraz chce się dodatkowo przenieść w czasie, bo wtedy dezodorant będzie po niższej cenie. Pytam się po co aż się przenosić w czasie, żeby kupić jakiś dezodorant trochę po niższej cenie, nie potrzebuję tego. Tamten już wychodzi, od razu przychodzi jego starsza wersja z długimi włosami (może z przyszłości) i staje w drzwiach, ma pilnować, abym nie wychodził. Nie przeszkadza mi to i tak miałem się rozejrzeć po tej hali. Jakiś pan bierze ode mnie sto złotych, mówię, że to moje, kładzie do szufladki. Zabieram 100zł i garść drobniaków, w samą porę, ponieważ przyszedł jakiś dzieciak z ulicy i chciał ukraść.
Szybowiec, Warzywniak
17.03.2016 – 14:03
Wieczór. Coś dziwnego na dworze zwróciło moją uwagę. Podszedłem do okna. Blisko okna unosił się mały, biały samolocik, prawie dotykał szyby, jakby chciał postukiwać. Był szerokości mniej więcej rozpostartych ramion. Przez chwilę zastanawiałem się czy to nie jest przypadkiem sen. Wszystko jednak wyglądało tak bardzo realnie, że doszedłem do wniosku, że musi to być rzeczywistość. Nawet zawołałem wszystkich znajdujących się w mieszkaniu, aby zobaczyli jaki dziwne coś przyleciało. Otworzyłem okno i wpuściłem to do środka. Włączyło się senne myślenie, że samolot nie będzie mógł latać wewnątrz domu, więc zamienił się w mały rower, typu bmx.
Jeździłem na nim i podskakiwałem, chyba wyjechałem w którymś momencie na dwór. Chciałem więc, aby znowu zmienił się w samolot, chciałem wsiąść do środka niego i lecieć, nie udało się jednak.
Szedłem z nieznajomymi. Weszliśmy do lasu. W lesie biało, wszędzie śnieg. Nie wchodzimy zbyt głęboko. Ten idący obok mnie, powiedział, że lepiej dalej nie iść, bo tam można wpaść do zasypanych śniegiem dziur, a na dodatek pewnie chodzą tam jakieś straszne stwory. Uciekliśmy z lasu. Oglądałem się za siebie, ale nie widziałem niczego co by nas goniło. Oni niby coś tam zobaczyli. Skryli się w jamie pod korzeniami drzewa. Ja jednak pobiegłem dalej i skręciłem w lewo za róg budynku. Świeciło słońce, ciepło, może już wiosna albo lato. Nikogo nie widziałem tam. Szybko schowałem się do środka do jakiegoś sklepu. Z zewnątrz wyglądał na normalnej wielkości. W środku były dwie starsze panie, sprzedawczynie. Było bardzo mało miejsca, taki ścisk, że nie dało się ruszyć. To był warzywniak. Nie wiem jak tam to wszystko się pomieściło. Nawet głowę musiałem schylić, bo tak nisko był sufit. Tak jakby znaleźć się w pomniejszonej budce telefonicznej. Patrzyłem co się dzieje za szybą. Jednak coś mnie goniło, stanęło parę metrów od sklepu. Wielki, czarny humanoidalny stwór, miał przynajmniej cztery metry wysokości. Nie mogłem już wytrzymać tego ścisku i bezruchu, wyszedłem więc i kawałek pobiegłem. Szybko się jednak wróciłem, ponieważ tamten mógł mnie złapać. Później siedzę, gdzieś na zewnątrz na ławeczce, po obu stronach siedzą te panie. Obejmuję je. Niedaleko stoi ten potwór i czeka. Nagle biegnę, uciekam, tamten mnie goni. Dobiegam do lasu, pełno tych osób, którzy się tam ukryli, wychodzi z kryjówki. Stwór mnie dogania, łapie. Złapał mnie chyba w pułapkę, na potem, aby mnie zjeść. Pod koniec snu, szamotanina na łóżku, niby tam mnie uwięził. Budzę się.
Nauka Telekinezy
22.03.2016 – 19:33
Uczyłem siostrę telekinezy. Poruszaliśmy w powietrzu różnymi przedmiotami. Raz siostra nawet podniosła kota. Nie spodobało mi się to, bo mogło to trochę boleć zwierzaka, ale może tylko było to moje odczucie
Szerszenie
23.03.2016 – 09:19
Wieczór. Mama z tatą siedzą na kanapie w dużym pokoju. Nagle coś przyłazi, jakiś stwór czy maszyna, ma nóż. Na początku myślę, że to jest niegroźne. Zmieniam zdanie, jak zaczyna atakować mamę nożem. Prawie zadaje ranę. Zabieram mu nóż i wyrzucam z pokoju. Tłumaczę tacie na wiele sposobów, że trzeba coś z tym zrobić, siedzi jednak obojętnie.
Coś było z wymianą kafelek w łazience. Najpierw tata zostawił w jednym miejscu makiety wydrukowanych kafelek. Nie można było na tym ustać, ślizgałem się na tym przed zlewem. Później były chyba położone właściwe kafelki.
Forum zostało zhakowane. Ktoś dodawał różne wpisy, pokazywały się komunikaty o wirusach i innych zagrożeniach. Jakaś eva miała zhakowane konto i ktoś je wykorzystywał. Po jakimś czasie sytuacja została opanowana i z szarego tła zrobiło się kolorowe.
Słoneczny dzień. Ta chyba maszyna wróciła. Przyniosła klatkę z kreskówkowymi szerszeniami do kuchni. Dla zabawy poprzenosiłem je na inne miejsca. Na parapecie siedział miniaturowy człowieczek, strażnik, też był kreskówkowy, przeniosłem go bliżej klatki, gdy spał i wygrzewał się na słońcu. Nagle szerszenie zmieniły się w prawdziwe. Tata był tam i zgniótł te trzy co były na widoku. Za stołem był nosołamacz, pomagał w znalezieniu pozostałych dziesięciu i ich zabiciu.
Było coś o owadach, komarach i nie tylko. W lesie duży komar siadał na liścia, z niego wyłaziło pełno małych, przechodziło po liściu i odlatywało.
Omdlenie, Statek Kosmiczny
24.03.2016 – 12:59
Jestem z kimś w budynku (pewnie szkoła) i idę na bardzo wąskiej deseczce, może takiej ławeczce ustawionej na wysokości okien, długości całego korytarza. Co jakiś czas były przerwy i musiałem przeskakiwać. Na tej wąskiej dróżce leżał tak samo długi materiał, podobny do długiego rękawa od bluzki. Jak prawie dotarłem do końca korytarza, krzyknąłem do nieznajomego, aby już otwierał okno. Otworzył. Chciałem, aby poszedł ze mną, ale wolał tam zostać. I teraz są jakby dwie wersje zdarzenia. W jednej udaje mi się wyskoczyć przez okno i uciec, widzę jak biegnę, a w drugiej ktoś mnie zatrzymuje i zostaję w budynku.
Wieczór. Siedzę w dużym pokoju na kanapie. Przez cały czas jest wszystko w porządku, jednak gdy wstaję nagle robi mi się czarno, urywa się film, chyba zemdlałem. Po chwili, gdy się ocknąłem, widzę, że leżę przed krzesłami na środku pokoju, podtrzymuje mnie siostra i mama. Usiadłem znowu na kanapie. Boję się, że jak będę wstawał znowu zemdleję. Siostra z mamą wyszły z pokoju, powiedziały, abym już wstał, na pewno będzie już wszystko w porządku. Pierwszy raz coś takiego mi się śni, w rzeczywistości nie zdarzyło mi się ani razu zemdleć. Miałem tylko kiedyś dwa sny, w których pielęgniarki doganiają mnie ze strzykawkami, dają mi zastrzyk, robi mi się czarno i budzę się w jakimś ciemnym, nieznanym pomieszczeniu. Nigdy też w rzeczywistości nie byłem usypiany.
Znów wieczór, chyba kontynuacja poprzedniego snu. Patrzę się przez okno w moim pokoju, w oddali latające światełka, ufo. Jestem pewny, że to nie jest sen. Przylatują obiekty latające, srebrne dyski trochę mniejsze od okna. Podlatują pojedynczo i odlatują. Otwieram okno, wlatują. Chwytam każdego i przyczepiam sobie na plecy, z tyłu głowy i z przodu. Trzymają się jak magnesy.
Jetem z grupką osób, na czymś co jest prawdopodobnie statkiem kosmicznym. Przez wielką szybę widać gwiazdy. Jest z nami jakiś szalony naukowiec. Kładzie mi na brzuchu jakiś płyn, abo proszek. Odwracam się od niego, bo ma kable z prądem. To ma być ładunek wybuchowy, który aby zadziałał, musi podłączyć mnie do prądu. Udaje mu się dotknąć mnie kabelkami, ale nie zadziałało, ponieważ chwyciłem go za ręce i prąd źle przepływał. Znowu próbuje i też się nie udaje, bo trzymałem się za ręce z pozostałymi osobami. Za trzecim udaje mu się tak jak chciał, ale chyba źle przygotował bombę i tylko rozpuchł i zaczął boleć mi brzuch. Chciał, więc zamiast tego zdetonować bombę atomową, w którą był zaopatrzony statek. Wszyscy się zgodziliśmy, bo i tak nam się nic nie stanie, zresetuje się tylko czas na tej linii czasowej, a my się spotkamy znowu w przeszłości. Zaczął odbezpieczać bombę, włączył się alarm, trzeba było się spieszyć, bo reszta załogi zaraz tu będzie, aby nam przeszkodzić. Zamykaliśmy drzwi, takie śluzy zasuwane z góry do dołu. Coś nie szło uruchomienie bomby. Tamci już wyważyli drzwi, zabrali doktorka. Jeden z nich chciał przedziurawić mi brzuch wiertarką. Odsunąłem ją, nie chciałem umierać w męczarniach.
Szklane Drzwi, Ucieczka Z Niewoli, Pociągi
26.03.2016 – 13:43
Na trawniku przed blokiem na przeciwko coś robiła jakaś dziewczyna, na oko 16 lat, wstała i miała gdzieś pójść. Objąłem ją rękoma, pocałowałem, chciałem zdjąć jej majteczki, ale coś się nie udawało. Zapytałem ją o imię, odpowiedziała mi tym samym pytaniem, więc powiedziałem jak mam na mię i jeszcze raz się jej spytałem, tym razem powiedziała, ale nie zrozumiałem, ponieważ mówiła zbyt cicho. Widziałem, że mama stała na balkonie, ale chyba nic nie widziała. Poszedłem do domu. Z okna coś tam mówiła, że nie obchodzi ją co tam robiłem, ale myślała, że zaleję mlekiem sobie ryż czy makaron. Chyba, więc wszystko widziała...
Chciałem się wrócić i pójść do tego bloku, ale nagle znalazłem się w swoim pokoju. Wydaje mi się, że słyszałem głosu spoza snu z rzeczywistości fizycznej. Przebiegłem przez przedpokój i wyskoczyłem balkonem. Wszedłem do pierwszej klatki schodowej, miałem zamiar wejść pod nr 2. Zamiast tego zobaczyłem nad drzwiami numer 22 albo 12 i jakieś litery, chyba B. Tak czy inaczej wszedłem, od razu zrobiło się ciemno, czarno, nic nie było widać. Skręciłem na lewo.
Znalazłem się w wannie, przykryty kołdrą. Umyłem zęby, musiałem uważać, aby nie pobrudzić kołdry, jak płukałem buzię i wypluwałem pastę.
Potem byłem, gdzieś w ciemnym miejscu. Był to jakby kanion. Byliśmy niewolnikami, każdy trzymał się czegoś i przelatywał nad przepaścią. Oni chyba spali, bo nie byli niczym przywiązani i w każdej chwili mogli uciec, ale nie wiedzieli o tym. Puściłem się tego drążka i zeskoczyłem na półkę. Od razu mnie spostrzeżono, zaczęto mnie gonić. Uciekałem, zatrzymałem się przed szklanymi drzwiami, były złożone z trzech warstw. Otworzyłem pierwszą i drugą, trzecia była zablokowana, wybiłem dziurę, wsadziłem rękę i otworzyłem klamką z drugiej strony. Pobiegłem do windy, wybrałem poziom zero, ktoś razem zemną tam był. Gdy otworzyły się drzwiczki, wybiegłem na miasto.
Biegłem po ulicy, w miejscu, które niby rozpoznawałem, ale tak na prawdę nigdy tam nie byłem. Przeszedłem na drugą stronę, Po błotnej ścieżce jechał pociąg. Chciałem na niego wskoczyć, a chociaż jechał powoli, nie dogoniłem go. Wrócił się chyba ze dwa razy i za każdym razem nie udało mi się go dogonić i wskoczyć, aby szybciej zobaczyć co tam się dalej znajduje. W drugą stronę jechał inny pociąg, wycieczkowy, zatrzymał się. Wszedłem. Pociąg prowadziła kobieta ze śladem na twarzy po poparzeniu. Na stoliku leżały małe muszelki i figurki krabów w różnych kolorach. Na schodach stała koleżanka z liceum i się uśmiechała. Kobieta mówiła coś o ciężkiej pracy, a po chwili, że już prawie pobudka. Objęliśmy się, a ona mnie pocałowała. Obudziłem się wtedy.
Śpiący Ludzie, Zima
30.03.2016 – 13:51
Nie mam pojęcia, gdzie to się działo. Staliśmy albo siedzieliśmy pod ścianą. Byłem prawie na końcu "kolejki", obok mnie starszy pan. Przychodzie jego znajomy i obaj chcą mnie wypchnąć z mojego miejsca. W końcu daję za wygraną. Ten złośliwy dziad się śmieje. Nie wie, że jest nieświadomy, a ci wszyscy zajmują tylko miejsca do spania. Mnie się udało, obudziłem się i wyszedłem stamtąd, zostawiłem tam chyba ciężki plecak. Idę teraz zaśnieżoną uliczką między blokami, niedaleko las. Zakręcam. Ktoś do mnie coś mówi, tłumaczy mi co powinienem zrobić, gdzie iść. Prawdopodobnie to opiekun, przewodnik. Skręcam do lasu. Las cały zasypany śniegiem, tam gdzie powinna płynąć woda jest lód. Trafiam do jakiegoś miejsca w lesie. Ten ktoś ciągle coś do mnie mówi. Tak a prawdę nikogo nie widzę. Rozmawiam chyba sam ze sobą. Obchodzę kilka drzewek. Pytam się go po co zakręcamy, idziemy tam naokoło, przecież znowu wracamy do tego samego miejsca. On mówi, że to thought cut (że taki skrót myślowy?), chyba chodziło o shortcut. Wychodzimy z lasu jednocześnie nas teleportuje, bo las jest gdzie indziej i wychodząc z lasu nie można, by tam było trafić. Nadal wszędzie śnieg. Idę chodnikiem. Świadomie nie idę po lewej czy prawej stronie chodnika, tylko po środku i przechodzę po małej śnieżnej zaspie. Dalej jakbym poszedł to bym na trafił na staw, a potem na szkołę i kościół. Niestety coś mnie obudziło.
Miałem taką maszynkę podobną do wagi. Chyba właśnie się zważyłem i wydrukował się wydruk. To był jakiś test do wypełnienia. Potem przyszła dziewczyna do kuchni, też miała coś takiego. Miała już wydruk, starszą wersję, i zaczęła już uzupełniać. Powiedziałem jej, aby to zostawiła, ja mam nowszą wersję, wyciągnąłem z szafy. Na tej nibywadze stały buty. Miałem takie uczucie, że nie chcę dawać jej tych butów do założenia.
Strzałki, Dinozaur, Oobe
31.03.2016 – 15:01
Jest dzień. Siedzę na ławce niedaleko placu zabaw przed blokiem. Wygląda to bardziej jakbym siedział, a może nawet leżał na trawie. Naprawdę w tamtym miejscu nie ma ławki. Czytam chyba książkę. Nagle pojawia się z lewej strony obraz, nie wiem czy to obrazek w książce, chyba raczej ekran laptopu. Pokazuje się gra. Chodzi ludzik w labiryncie, naokoło las. Przenosi mnie tam jako obserwatora. Jest teraz prostokątna łąka obramowana z każdej strony chodnikiem. Po chodniku bliżej lasu, idzie ksiądz z zakonnicą. Przed nimi idzie szybciej jakiś ich agent. Ogląda się co chwilę za siebie i na boki. Teraz biegnie między krzakami i przez dalsze pole, gdzie nie ma już chodnika ani lasu. Strzela do kogoś zatrutymi strzałkami.
W następnym śnie jest wieczór. Stoję w progu mojego pokoju. Na rozłożonej kanapie, której już tam nie ma, siedzi tata i pokazuje mi różne klisze, takie jak od prześwietleń. Jeżeli to jest kontynuacja poprzedniego snu, to wydaje mi się, że wylazłem właśnie z jednej z takich klisz. Następne klisze są coraz straszniejsze. Mówię tacie żeby lepiej to schował, nie przeglądał tych klisz już więcej, bo coś złego może się zmaterializować, takie miałem bynajmniej wrażenie. Zapamiętałem tylko kilka klisz, a było ich dużo. Na jednej humanoidalna postać leżała w lesie, chyba na wielkim liściu. Poruszył się, właśnie się budził, wiedziałem, że dla tych którzy by się tam znaleźli, nie było by to nic dobrego, pewnie by ich zeżarł. Ewentualnie był to po prostu ranny umierający człowiek. Kilka następnych klisz i dotarliśmy do prześwietlenia paszczy jaszczura. Teraz już wiedziałem, że będzie nie fajnie. Pobiegłem do pokoju siostry, była tam właśnie siostra i mama. Siostra obserwowała coś za oknem, nagle krzyknęła, że zbliża się ściana. I ściana razem z oknem wsunęły się do środka, otworzyło się przejście, przez które przedostał się tyranozaur, czy inny dinozaur mieszczący się w mieszkaniu. Uciekłem do dużego pokoju, zamiast dużego pokoju, była tam biblioteka lub inne podobne pomieszczenie. Chciałem uciec przez otwarte okno. W tej krótkiej chwili zauważyłem kogoś na zewnątrz siedzącego na ławce i czytającego książkę. Chwycił mnie wtedy ten dinozaur, nic mnie nie bolało, więc trzymał chyba zębami za moje ubranie. Zaciągnął mnie z powrotem do pokoju siostry. Robiło się coraz mniej strasznie. Wyrwałem się mu i zamiast uciekać usiadłem na kanapie. Dinozaur zamienił się w małą dziewczynkę, która usiadła na drugim końcu kanapy. Nadal czułem lekki niepokój, ale było już lżej. Okazało się, że mama jest nieprzytomna. Tata mówi, że pewnie i tak się nie obudzi to lepiej ją zabić. Bardzo mnie to zdziwiło, jak można coś takiego mówić? Leżała w tym pokoju. Po chwili jednak była w tym dołączonym pomieszczeniu-bibliotece zamiast dużego pokoju. Poszedłem tam. Zmieniła się w nastolatkę. Podniosłem ją i przeciągnąłem do mieszkania. Znalazła się klisz ze zdjęciem mamy jak była trochę starsza, więc prawie wróciło wszystko do normy. Obudziłem się.
Leżę w łóżku. Czuję, że coś lub ktoś jest na mnie. To pewnie sukub. Owinęła się wokół mnie jak ubranie, z ustami w moich ustach. Nie były to prawdziwe usta tylko przyssawki. Przenosi mnie do snu. Stoję w autobusie. Przez tylne wejście wchodzi Chinka albo Japonka,przechodzi dalej, chyba siada. W miejscu, gdzie ona stała, na chwilę pojawi się mama i zmienia w kogoś innego. Postanowiłem poobserwować ludzi. Ciągle wszyscy morfowali, zmieniali się w inne osoby. Starszy pan patrzył się na mnie. Może się nie bałem, ale poczułem się dziwnie. Na jego twarzy i wiły się czułka. Cofnęło mnie do łóżka. Częściowo zdjąłem tego niby sukuba, ale po chwili, zaczęła mnie kusić i ją czy to zostawiłem na sobie, tyle, że teraz się skurczyło z robiło cieńsze. Przeniosło mnie do łazienki o wanny. Po bokach nóg, w kroku, aż do ust porosłem zieloną gumową sierścią.
Wyszedłem z wanny, cofnęło mnie do łóżka. W końcu zrzuciłem całkowicie to gumo ciało ciasto, zwinąłem w kulkę i rzuciłem za łóżko obok drzwi. Wstałem wreszcie z łóżka. Czułem senny ciężar. Byłem przekonany, że wstałem ciałem fizycznym, więc zastanawiałem czy lepiej nie wyskakiwać z okna lub balkonu. Sprawdziłem to robiąc test. Przełożyłem rękę przez szybkę w drzwiach i złapałem z drugiej strony drugą ręką. Więc chyba nie był to świat fizyczny, ale nie byłem do końca przekonany. Idę do kuchni, robi się jasny dzień. Zamiast kuchni przejście do innego domu. Idę tam. Nie idąc po żadnych schodach trafiam z parteru na piętro. Podłoga wycięta, tylko wąskie przejścia przy ścianach, na środku wielkie schody prowadzące na sam dół, żadnych barierek, ani poręczy. Idę tym wąskim przejściem , obserwuję co się dzieje na dole. To jest chyba jakiś królewski zamek. Na dole ludzie w kostiumach, tańczą. Cofam się do schodów i idę na dół. W połowie schodów zauważam, że wszyscy się ze sobą biją. Idę szybciej i na końcówce zeskakuję na coś i już jestem na dole. Zostało mało osób. Nie wiem dlaczego się biją. Za mną duże okna i oszklone drzwi.
Rura, Ciasta
01.04.2016 – 11:14
Słoneczny, ciepły wiosenny dzień. Siedzę przed komputerem i przeglądam na internecie stare archiwum dotyczące systemu operacyjnego, którego nazwy nie znam lub nie pamiętam. Starsze materiały były ciekawsze od nowszych. Zmieniam wygląd systemu. Okienka i paski robią się nieczytelne. Wybieram inny wygląd. Teraz wygląda ładniej. Przycisk start ma w sobie animację ognia, a po prawej stronie, bliżej zegara, zapaliło się światełko, jak mała gwiazda, jest zamiast strzałki prowadzącej do następnych ikonek. Światełko gaśnie, zmienia się na chwilę w strzałkę, potem w ikonkę, pasek się rozszerza, ikony powiększają się i układają się w dwóch rzędach. Klikam myszką otwiera się menu i zamyka. Klikam jeszcze raz i zostają ślady po długopisie, nie mogę ich zetrzeć gumką… Głowa za bardzo przybliżyła mi się do klawiatury i prostuję się. W tej chwili zauważam za oknem, że po trawniku idzie grupka dziewczyn hydrauliczek. Schylam się jeszcze raz i znowu prostuję. Poszły dalej. Rozkopały cały trawnik i zamierzają przeciągnąć rury, aż do miejsca przed oknem kuchennym. Wyglądam teraz właśnie przez okno kuchenne. Po rozkopaniu widać, że wzdłuż żywopłotu ciągnie się zardzewiały drut. Nie da się go wyciągnąć, bo jest wkopany daleko i za głęboko.
Idę teraz z niby znajomą, mającą czarne włosy, przez parking i wchodzimy do budynku. Była mowa o dwóch ciastach. Pan w okienku pyta, które jest nasze ulubione. Dziewczyna mówi jakie lubi, a tamten zapisuje w dzienniku. Ja mu mówię, że rzadko jadam takie ciasta, więc żadne nie są moje lubione. Tamten zapisuje "żadne" w innym języku, jakby to była nazwa ciasta. Widzę, że w zeszycie miał pozapisywane inne nazwy ciast, które rzekomo wcześniej mu podawałem, chociaż wiem, że nigdy tu wcześniej nie przychodziłem. Wychodzimy od niego. Przechodzimy korytarzem do innego pomieszczenia, są tam książki, więc to biblioteka lub księgarnia. Wkładam sobie do buzi trochę kremu nivea, nie wiem po co. Chcę przepłukać buzię, ale nie mogę znaleźć wody, wycieram się chusteczką. Wychodzę. Pani prowadząca bibliotekę też wychodzi i zasuwa drzwi, aż najeżdżają na drugie, poprawia. Nie wiem dokąd prowadzą te obok po lewej stronie. Na drzwiach jest napis, że ktoś zmarł. Przychodzi para. Ten napis wydał się im zabawny. Robią sobie selfi na jego tle. My wychodzimy. Już wracamy do domu. Trawnik nadal rozkopany. W powietrzu latają duże kłęby pyłków z drzew. W oddali widzę jak w lesie drzewa poruszają się bez wiatru. Płaczą, bo mają żałobę.
Jazda Rowerami, Zombie W Podziemiach
02.04.2016 – 14:52
Jeździmy w czwórkę rowerami po okolicy. Jest z nami dziewczyna, ponoć bardzo się zmieniła na gorsze. Zsiadamy z rowerów. Idziemy klatką schodową na górę nieznanego budynku, coś tam załatwiamy i wracamy się. Jeden z nich mówi, że nie powinna tam chodzić, że się zeszmaciła czy coś podobnego. W tym budynku mieszkają czarni, mogą ją złapać i zgwałcić. Ktoś wychodzi z mieszkania, aby zobaczyć kto to idzie schodami. Oni chyba już poszli, dziewczyny także nie widzę.
Idę na dół. W klatkę schodową zostały wplecione w środku drugie schody, jakby dwie klatki w jednej. Widzę, że tata idzie z teczką w ręku tą wewnętrzną klatką schodową na górę, nie widzi mnie. Później się pytam, gdzie był i po co, ale nie pamiętam odpowiedzi. Wybieram, drugie dalsze schody. Są szerokie, jakby wychodziło się ze szkoły, albo raczej z teatru. Mam założone okulary przeciwsłoneczne, boli mnie przez to nos w miejscu, gdzie się stykają ze skórą. W rzeczywistości nigdy nie noszę okularów przeciwsłonecznych, nawet nie posiadam takich. Przed wyjściem stoi blondynka z chłopakiem, o czymś rozmawiają. Tamten jej mówi, że go boli nos od okularów przeciwsłonecznych. Śmieję się. Jaki zbieg okoliczności... Dziewczyna pyta się mnie o co mi chodzi, z czego się śmieję. Mówię, że też mam ten sam problem. Oni też się śmieją. Zdejmuję okulary. Tamten proponuje mi swoje, mniejsze. Dziękuję mu, ale postanawiam już nie nosić okularów przeciwsłonecznych. Wychodzę na zewnątrz.
Jestem już w domu, wieczór. Wiem, że coś się stało z jednym, jadącym z nami na rowerze. On chyba jechał jednak na motorze. Zagubił się, czy miał jakiś wypadek albo ktoś go napadł i pobił. Martwię się. Chcę się skontaktować z tym drugim i dziewczyną. Mam włączony komputer z forum. Na biurku zeszyt i zdjęcia kilku osób z innego forum. Nie mogę się dodzwonić. Idę do sypialni rodziców, mówię, że chyba będę musiał wyjść na noc i go poszukać. Mam i siostra coś tam krzyczą, że nie powinienem, nie wolno mi, mam zostać w domu. Wracam się do pokoju. Ktoś siedzi w kuckach pod ścianą i śpi. To chyba ten, o którego się martwiłem, nie wiem po co, skoro siedział cały czas u mnie. Teraz się chyba zaczął budzić.
Znowu dzień. Kobieta jedzie samochodem, błotnistą drogą, tą, z jednego z poprzednich snów, po której jechał pociąg. Wygląda to na podziemny tunel, mający kilka kilometrów. Po prawej stronie są wejścia do podziemnych budynków, albo jednego dużego. Jestem obserwatorem, ale gdy wysiada, idę razem z nią. Zostawia samochód, bo woli iść na piechotę, aby wszystko lepiej obejrzeć. Robi tak, chociaż wie, że jest to niebezpieczne, samochodem byłoby szybciej, a tak jest narażona na to, że złapią ją zombiaki. Wchodzimy jednymi z wielu drzwi po prawej stronie. Przechodzimy przez jasną łazienkę. Od razu widzimy trzech zombi stojących pod oknem, na szczęście odwróceni do nas plecami. Szybko skręcamy do dalszej części łazienki. Trafiliśmy prawdopodobnie do części szpitalnej. Wychodzimy na korytarz z białymi ścianami. Na końcu widać jak zombiaki już biegną w naszą stronę. Biegniemy w drugą stronę, do wyjścia. Przechodzimy tam przez dwoje oszklonych drzwi, i trochę pod górkę. Za nami wychodzi starsza pani, nie jest zombi. One jej nie mogą nic zrobić, rządzi nimi. Chce nas zatrzymać i nasyła na nas jej niewolników. Czołgają się i chcą nas chwycić i ugryźć. Wyrywam się jednemu. Niestety po chwili przyciąga mnie do siebie i chyba gryzie. "Budzę się" z powrotem w środku, jak idę korytarzem, na około pełno zombi, ale rozchodzą się. Zostaje tamta kobieta co wcześniej. Ja się nie zmieniłem, ale ona jest już zmieniona w zombi. Wykrzywia się, robi taki zombi uśmiech. Udaję, że też jestem zombi, chyba nie zauważa nic. Nagle szybko biegnę do drzwi. Zamknięte. Patrzę, mam w ręku klucze, dziwnie podobne do tych od piwnicy. Otwieram po kolei oba drzwi i zamykam za sobą, żeby nic mnie nie goniło. Wychodzę wreszcie z podziemi. Nie poznaję okolicy. Wychodzi na to, że większość ludzi na świecie to teraz zombie, ale siedzą głównie w podziemiach. Idę za róg. Rzucam klucze w trawę. Ktoś się zbliża, rodzice z synem. Nie chcę, aby ktokolwiek mógł otworzyć drzwi do tych podziemi. Akurat ktoś zostawił wykopaną roślinkę z korzeniami. Wsadzam do dziury klucze i przykrywam rośliną.
Chłopak zauważa, coś tam do mnie mówi. Odpowiadam, żeby lepiej tam nie szli, nie wypuścili zombiaków. Potem siadamy przy okrągłym plastikowym stołku. Biorę jego rękę przytrzymuję, on krzyczy co ja robię. Mówię mu, że moja krew jest uodporniona i chcę mu wpuścić trochę przez żyłę, aby on też się uodpornił na ugryzienia zombi. Napuchła mu żyła, gdy wleciała odpowiednia ilość krwi, puszczam jego rękę. Od razu odskakuje. Poszliśmy trochę dalej. Okolica przypomina nieco dzielnicę, na której mieszkam. Wydaje mi się, że z daleka zbliża się jeden zombiak.
Wieczór, ale jeszcze jest jasno. Wracam z jakiegoś miejsca z innymi ludźmi. Niejasne skojarzenia z Rosją. Trzymam na rękach małe dziecko (lub kota). Skądś pojawia się mama i siostra. Proponuję im byśmy poszli tam i tam, wskazuję miejsca. Nie chcą. To wskazuję im kierunek, z którego wracałem.
Tam się zgadzają, idziemy, ale drugą stroną ulicy.
Kulisty Zielony Budynek
05.04.2016 – 13:12
W mieście był wielki budynek-kula, jak się weszło to wewnątrz było widać, że jest większy niż całe miasto, w którym się znajduje. Było tam dużo zieleni, terenów parkowych i boisk. Kamera właśnie leciała i pokazywała widok wewnątrz parkowego labiryntu. Przed okrągłym wejściem do kuli jakaś dziewczyna komuś się skarżyła, zwymyślała, miała o coś pretensje. Byli tam naukowcy. Mnie i koledze z gimnazjum dali dali kartkę z listą różnych ich eksperymentów. Mieliśmy wybrać kilka i udowodnić matematycznie. Niby wybrałem za proste, więc naukowiec zaznaczył dalszy z podpunktów. Mieliśmy książkę do matematyki. Kolega otworzył na stronie z wydrukowaną okładką tej samej książki, z wzorami. Spytałem się czy będzie korzystał z tych wzorów z okładki, bo ja nie mam pojęcia o co chodzi i nie znam się na zaawansowanej matematyce. Później, gdzieś poszliśmy.
Wyrzucone Stare łóżko
06.04.2016 – 12:38
Z balkonu zauważyłem, że na trawniku leży łóżko. Zawołałem mamę i powiedziałem, że złośliwi sąsiedzi zamiast na śmietnik wyrzucić swoje stare łóżko, to zostawili je na trawniku przed naszym balkonem. Potem poszliśmy, gdzieś, pamiętam, że siedzieliśmy w kolejce do czegoś korytarzem zbliżało się to łóżko. Później wracaliśmy. Będąc już przed klatką zobaczyliśmy, że to łóżko się porusza w naszą stronę. Zaczęło na nas napierać, chciało nas zgnieść, zdążyliśmy jednak wejść na klatkę. Zastanawiam się czy to nie była jakaś złośliwa astralna istota, która przybrała kształt łóżka? Tata otworzył małe przejście, jakby okienko, nawet nie wiedziałem, że mamy takie w mieszkaniu, i wyszedłem przez nie na trawnik. Był kilkakrotnie większy niż jest na prawdę. Wyszedłem poza niego i szedłem wzdłuż żywopłotu. Walało się tam pełno różnego rodzaju śmieci, gąbki, materace, puszki. Nagle coś się rusza, jakieś maszyny. Wiedziałem, że to amerykańskie wojsko zostawiło te roboty. Były nieco podobne do tego łóżka. Miały tu posprzątać. Niestety nie patrzyły czy to śmieci czy ludzie, zgarniały i miażdżyły wszystko co napotkały na swojej drodze. Prawie mnie wciągnęły, odskoczyłem na bok i pobiegłem dalej po śmieciach. Ścieżką pomiędzy maszynami a śmieciami szli dziewczynka i chłopczyk. Zawołałem do nich, że tu jest bardzo niebezpiecznie, że te maszyny mogą ich zabić. Wyszli dalej. Poszedłem razem z nimi.
Bar W Lesie, Duchy
08.04.2016 – 13:01
Leżę w łóżku, mam chyba paraliż. Nadchodzą wibracje, chociaż wydaje mi się, że to raczej gazy przemieszczają mi się w brzuchu W łazience. Do łazienki dostają się małe złe zwierzątka, albo raczej robale. Zgniatam je rękoma. Przyciąga mnie z powrotem do łóżka. Wyskakuje przede mną twarz dzikusa. Sen wciąga. Biegnę w stronę wejścia do głębszego lasu. Macham rękoma jakbym chciał latać, ale nie lecę. Nie oglądam się za siebie, dzikus mnie chyba nie goni. W lesie, a może bardziej to gęstszy park, stoi chatka. Jest tam bar lub restauracja. Za drewnianym ogrodzeniem widzę dziewczynę, pewnie tam pracuje jako kelnerka. Idę do niej. Przechodząc za ogrodzeniem, gdzieś mi umyka, w tłumie jej nie widać. Widzę ją, gdzie indziej. Jest tam więcej kelnerek. Dziewczyny pracujące tam, są ubrane na czerwono. Wszystko co chwilę się zmienia, jak w poklatkowym nagraniu. Chcę teraz podejść do dziewczyny z czarnymi włosami, siedzącej na ławce. Gdy już tam jestem, zamiast niej siedzą jakieś chłopaki. Myślę, że nieźle się z nią zabawiali. Budzę się.
Coś tam było z chodzeniem po schodach. Szedłem razem z ciocią, ale to była klatka schodowa z nieznanego mi budynku. Były tam też koty. Później, już w domu. Przyszedł dziadek, zmarły już parę lat temu. Tutaj jakby znowu przed śmiercią. Jest bardzo na luzie. Raz wygląda normalnie, a raz jest mniejszy i mówi dziecięcym głosem.
Jest kartkówka z matematyki. W pierwszym zadaniu było jakieś równanie do rozwiązania, było chyba powiązane z drugim zadaniem. W drugim trzeba było uzupełnić krzyżówkę. Gdy kończy się czas, zauważam dwa słowa odwrotnie uzupełnione, wymazuję je, ale nauczycielka zabiera już kartki. Mówi, że jak ktoś nie chce oceny to nie wpisze. Moja praca ma być sprawdzona jako pierwsza.
Schodzę do piwnicy. Wiem, że jak skręcę od razu na prawo to się obudzę, przynajmniej było takie odczucie. Obracam się na lewo i idę w ciemny korytarz po prawej stronie. Zmieniam zdanie i jednak idę w stronę korytarza, tego po lewej. Cały czas było zgaszone światło, ale jak wchodzę w korytarz robi się jasno. W ogóle to nie jest piwniczny korytarz. Taki jasny, biały, przeniosło mnie, gdzieś indziej. Drzwi za mną się zamknęły. Chodzi tam dużo więcej ludzi, niż za zwyczaj po piwnicach. Podchodzi do mnie nieznana dziewczynka. Widzę jej twarz bardzo dokładnie, jednak nie wiem kim ona jest. Uśmiecha się do mnie i mówi. Niestety to jest tak jakbym odbierał obraz, ale dźwięk już nie dochodził. Poszła dalej, idę za nią. Przy recepcji stoją jej rodzice. Tak myślałem, ale byli to raczej jacyś niezwiązani z nią ludzie. Ciągle coś mówi, słyszę tylko szum w uszach. Robi się trochę przezroczysta. Nie mogę jej dogonić. Stoi teraz przy drzwiach. Jest coraz bardziej przezroczysta, aż w końcu znika lub może przenika przez drzwi.
Strony Poprzednia 1 … 5 6 7
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź