GENERAŁ SKRZYPCZAK i jego książka w dużym skrócie
Problematyka polska
występuje ona w poszczególnych częściach, rozdziałach i kontekstach książki. Autor ocenia przezornie i realistycznie, iż „obszarem potencjalnego starcia między NATO a Rosją będzie Polska…” oraz dodaje: „…Rosja ma świadomość tego, że jej wojska będą musiały iść przez Polskę w marszu na zachód. Wie też, że – jako państwo suwerenne – będziemy się bronić zawsze, niezależnie od tego, czy NATO nam pomoże czy nie. To zaś oznacza, że Rosjanie będą tu bezwzględnie niszczyć i palić wszystko, co stanie im na drodze…”; zaś „kilka dodatkowych amerykańskich batalionów w Europie nie będzie straszakiem na Putina. Takimi działaniami budujemy tylko wiarę Polaków i innych narodów Europy Środkowo-Wschodniej w to, że Amerykanie w razie czego udzielą nam pomocy. Jeżeli jednak dojdzie do jakiegokolwiek konfliktu w Azji, to amerykańskie wojska będą potrzebne tam, a nie tutaj w Europie. Trump o tym wie, Putin też o tym wie”. Stwierdzenia te opublikowano na końcowej okładce książki. Taka jest też synteza jednego z głównych jej wątków dotyczących Polski. Również nasi decydenci wiedzą (zapewne) o tym i dlatego dość nerwowo i gorączkowo poszukują amerykańsko-natowskich gwarancji polskiego bezpieczeństwa, co w obecnych uwarunkowaniach i napięciach geostrategicznych jest zadaniem dość trudnym, wręcz niemożliwym („mission impossible”).
Główne motto Autora brzmi następująco: „w tej książce chcę przekazać czytelnikowi syntetyczne informacje o nowych kategoriach zagrożeń. Rozmawiamy o wizjach hipotetycznych wojen przyszłości, które będą prowadzone przy użyciu najnowocześniejszej, niewyobrażalnie sprawnej i skutecznej technologii sterowanej już nie przez człowieka, lecz sztuczną inteligencję…” (str. 9). W tym kontekście warto zastanowić się nad ww. stwierdzeniem Autora, iż: „…Rosjanie będą tu bezwzględnie niszczyć i palić wszystko, co stanie im na drodze…”. Rzeczywiście, taka jest jedna z wielu ewentualności w ich marszu na Zachód przez Polskę w starym stylu. Ale nie zapominajmy również o innych możliwościach, jakie zapewniają najnowsze technologie, środki i metodologie prowadzenia współczesnych działań wojennych.
Przecież wojna hybrydowa i informacyjna już trwa od dłuższego czasu i dzieje się to „ponad polskimi głowami”, nie wymagając marszu przez nasze terytorium oraz niszczenia i palenia wszystkiego po drodze. Podobnie, zmasowany atak rakietowy i bombowy (itp.) na Zachód byłby chyba dużo bardziej skuteczny niż niegdysiejsza inwazja kawaleryjska (Napoleon), pancerna, artyleryjska, lotnicza, czy morska (Hitler), z wykorzystaniem wojsk lądowych, które obecnie mogą być szybko ekspediowane drogą powietrzną czy morską. Zresztą, agresor może też wykorzystać z łatwością milionowe rzesze wojowniczych i fundamentalistycznych muzułmanów, którzy już przeniknęli i przenikają nadal na Zachód. Niemniej jednak, niefortunne położnie Polski na I linii frontu między Rosją a NATO (jak kiedyś między Rosją a Niemcami) daje dużo do myślenia i do zrobienia w zakresie bezpieczeństwa naszego kraju w warunkach wojny hybrydowej i supernowoczesnego wyścigu zbrojeń.
Autor podaje wiele przykładów manipulacji informacyjnej i straszenia społeczeństwa polskiego. Klasycznym i klinicznym przykładem tego są „kaliningradzkie” iskandery. „…Każda informacja medialna o tym, że rakiety przyjechały do Kaliningradu natychmiast jest traktowana jako próba ataku na Polskę. Media przekazują informację opinii publicznej, a politycy ją komentują. Mówią, że Rosja chce nas najechać, że wojska rosyjskie tylko czekają, by uderzyć. Ewidentnie jest to manipulacja rosyjskiej propagandy. Celowe doprowadzanie do narodowej psychozy strachu…” (str. 33). Nie wydaje się jednak, aby priorytetowym i strategicznym celem Rosji (na dziś i na jutro) było dokonanie inwazji na Zachód. Póki co, wystarczy hybrydowe i informacyjne szachowanie i terroryzowanie UE i NATO, szczególnie USA.
Tymczasem, Rosja ma na głowie inne kłopoty – głównie na azjatyckim (+ Pacyfik) teatrze ewentualnych działań wojennych, na Bliskim i Środkowym Wschodzie itp. Za dużo owych teatrów być nie może; przekonał się o tym boleśnie ZSRR, rozszerzając fronty swego działania nieomalże na cały świat i przegrywając z kretesem. Rosja putinowska nie popełni raczej błędów radzieckich w tej mierze. Potwierdza to jednoznacznie Pan Generał, stwierdzając: „…Rosjanie mają obecnie zbyt dużo punktów zapalnych wokół siebie, żeby targnąć się na militarną wojnę z Polską czy z NATO…” (str. 39). Trzeba również zgodzić się z Autorem, kiedy stwierdza; „…dla mnie jest nie do przyjęcia, by nasi politycy byli pasem transmisyjnym propagandy rosyjskiej. Zamiast tłumić nastroje paniki, wyszydzać, pokazywać, że my się ich nie boimy, mówią w mediach: „Rosja nam zagraża! Rosjanie maszerują”. Ludzie się boją. A żadnej wojny nie wygrywa się strachem, tylko przeciwdziałaniem. Zastanawiam się, czy Rosji chodzi o to, żeby Polaków tak wystraszyć, żeby się potem łatwiej poddali. Wydaje się, że tak…” (str. 36).
Pytanie rozmówczyni: „ Czyli przynajmniej na razie Rosjanom do niczego nie jest potrzebna interwencja militarna. Nie muszą używać twardej wojskowej siły? I odpowiedź Generała: „Na razie nie muszą, prowadzą wojnę hybrydową, której elementem jest wywoływanie kryzysów różnego typu: politycznych, ekonomicznych, komunikacyjnych, społecznych.” (str.40). I kolejne pytanie Pani Redaktor: „Gdzie Putin się zatrzyma? Na Odrze?” Odpowiedź: „Nie należy wykluczyć, że Putinowi się to śni. Uważa, że częścią imperium rosyjskiego są między innymi Węgry, Polska, Finlandia. Niewątpliwie zależy mu na tym, żeby odzyskać wpływy w Europie Środkowo-Wschodniej. Nawet bez zbrojnej konfrontacji, metodami pozamilitarnymi Rosja w Europie bardzo dużo już osiąga…” (str. 45).
Bezbronna Polska: ostatnie trzy rozdziały książki (str. 252 – 315) poświęcone są węzłowym aspektom sytuacji i obronności Polski we współczesnym kontekście napięć międzynarodowych i supernowoczesnego wyścigu zbrojeń. Obraz, jaki wyłania się z rozważań Autora jest niebezpieczny i przygnębiający; „Polskie państwo nie jest przygotowane na takie zagrożenia, choć propagandowo jest gotowe na wszystko. Ale to jest lipa, oszukiwanie ludzi…; coraz bardziej nowoczesna, precyzyjna, o wielkiej sile rażenia broń będzie niszczyła wszystko – infrastrukturę drogową, elektrownie, fabryki itp. Ludzie nie wytrzymają długo bez prądu, wody, jedzenia.
Wyobraźmy sobie sytuację, że zniszczone zostały wodociągi. Skąd czerpać wodę? Przecież nie ma już studni na podwórkach. Rzeki są zanieczyszczone. Wojna to jeszcze spotęguje, a użycie broni masowego rażenia doprowadzi do ich całkowitego skażenia…; państwo powinno przede wszystkim przygotować system przetrwania narodu. Zapewnić ludziom elementarne bezpieczeństwo. A tego nie robi…; ludzie muszą wiedzieć, jak należy się zachować w przypadku nalotu bombowego, ostrzału artyleryjskiego, użycia przez nieprzyjaciela broni masowego rażenia…” (str. 252–3–4). „To powinien być system. Jeśli go w porę nie zorganizujemy, powstanie chaos jeszcze większy niż we wrześniu 1939 r. Wtedy uciekinierzy w niekontrolowany sposób zatłoczyli drogi i zablokowali działania wojsk. Teraz, w razie wybuchu wojny, będzie jeszcze gorzej, bo jest nas więcej…”; (str. 256).
I kolejny ważny aspekt: „u nas nie mówi się o zwycięstwie, mówi się o porażce. Mamy syndrom klęski, wciąż czcimy pamięć poległych bohaterów, upajamy się przeszłością, nie myśląc o przyszłości…; nie inwestujemy w obronę cywilną, w infrastrukturę, taką jak schrony…; nie uczymy tego, jak ludzie mają się zachować na wypadek wybuchu wojny, jak mają chronić swoje dzieci. Ale skoro Polska nawet ze smogiem sobie nie może poradzić, to jak my mamy się przygotować do wojny?” (str. 258). Z kim wojować? „…Polska jest państwem frontowym, zawsze więc będzie terenem starć..”. W czasach Układu Warszawskiego „…Amerykanie zamierzali atakami jądrowymi zatrzymać Armię Czerwoną na terenie Polski. Teraz też są takie plany, jeżeli Putin uderzy…” (str. 270–1). Autor polemizuje zdecydowanie z koncepcjami A. Macierewicza, że „musimy mieć armię, która będzie w przyszłości zdolna sama obronić ojczyznę” i ocenia, że „to polityczna demagogia, bzdura, militarnie niemożliwa do zrealizowania nawet za 10 lat, zakładając, że na zbrojenia będziemy wydawać każdego roku pięć procent PKB…; mówienie, że Polska sama będzie zdolna odeprzeć agresję Rosji, jest tanim populizmem, którego żaden z naszych sojuszników nie traktuje poważnie. Na szczęście, bo najgorsze, co mogłoby się stać, to osamotnienie Polski w wyniku naszych własnych błędów politycznych…” (str. 272–3).
Co więcej, „…nie mamy obrony cywilnej. Nie istnieje. Dlatego ewakuacja w razie wojny ograniczyłaby się chyba tylko do ewakuacji polityków i ich rodzin, jak w 1939 r.” (str. 288). Pytanie: „na kogo może liczyć zwykły Kowalski, gdy wybuchnie wojna?”. Odpowiedź: „na nikogo, na siebie. Musimy mieć świadomość, że jeżeli wybuchnie wojna, przetoczy się przez Polskę jak walec. Tempo operacji będzie tak duże, że ludzie nie będą w stanie przeciwdziałać niebezpieczeństwu…” (str. 288). „Rosjanie identyfikują nasz kraj jako swojego potencjalnego wroga. Stosują więc u nas wszystkie narzędzia (nw.) wojny hybrydowej…; w Polsce są agenci z Rosji, to nie ulega wątpliwości. Nasze służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa mówią zaś, że wszystko jest w porządku. Wynika z tego, że są słabe, nieprzygotowane do walki z takim przeciwnikiem, jakim jest wywiad i kontrwywiad rosyjski. Tam pracują ludzie z ogromnym doświadczeniem, perfekcyjni w swojej robocie, a my mamy w służbach amatorów…” (str.308–9).
Kontekst globalny
Autor analizuje sprawy polskie (i polsko-rosyjskie) w szerokim kontekście zagadnień regionalnych, eurazjatyckich i globalnych. Sprawia to, że nasza „polska wieś” nie jest zawieszona w jakiejś kosmicznej próżni geostrategicznej i zdana na pastwę losu lecz jest uzależniona ściśle od tego, co się dzieje wśród naszych przyjaciół i nieprzyjaciół. Naturalnie, niejako „wspólnym mianownikiem” i wiodącym wątkiem w tej materii jest nowa polityka i strategia Rosji wobec innych narodów i krajów. Arcyciekawe rozważania Autora na te tematy zajmują zdecydowaną większość jego książki. Podzielmy je na cztery odrębne grupy monotematyczne: 1. nowe elementy w teorii i w praktyce prowadzenia współczesnych wojen; 2. główne ogniska zapalne na geostrategicznej mapie świata; 3. rola wielkich mocarstw w polityce globalnej. 4. najnowsze rodzaje uzbrojenia i współczesny wyścig zbrojeń.
Ad. 1: „…w 2014 r. po raz pierwszy w świadomości publicznej pojawił się powszechnie termin „wojna hybrydowa”. Sama jej doktryna powstała dużo wcześniej, w momencie, gdy zaczął rozpadać się Związek Sowiecki…” (str.17). I dalej: „…konflikt z Gruzją w 2008 r. był pierwszą wojną, którą można nazwać hybrydową w pełnym zakresie. Zanim ten konflikt się rozpoczął, ówczesny prezydent Gruzji Saakaszwili obrał kurs na Zachód, zawarł sojusz ze Stanami Zjednoczonymi i postanowił wprowadzić swój kraj do NATO. Wywołało to irytację Kremla…; „na przykładzie wojny w Gruzji widać, że elementem wojny hybrydowej jest interwencja wojskowa, ale to jest ostateczność. Ważna – a w moim przekonaniu najważniejsza – jest jednak wojna wywiadów. Wniosek jest taki: nie będzie miała szans jakakolwiek operacja nie militarna, ekspansja polityczno-ekonomiczna dopóty, dopóki potencjalny przeciwnik będzie dysponował silnym wywiadem i kontrwywiadem…” (str. 19 i 21). Nieco dalej Autor stwierdza jednoznacznie, że „Rosja jest imperium wywiadowczym”.
Nie wypracowano do tej pory jednoznacznej i precyzyjnej definicji wojny hybrydowej – znajduje się ona nadal „in statu nascendi”. Jednak w teorii i w praktyce militarnej występuje już 5 rodzajów owej definicji, a mianowicie: – stosowanie tradycyjnych metod prowadzenia wojny, działań nieregularnych, terroryzmu, sabotażu i metod kryminalnych na polu walki celem osiągnięcia korzyści politycznych i strategicznych; – połączenie elementów wojny nieregularnej, domowej, sztucznie wywołanego powstania i terroryzmu; – konflikt asymetryczny prowadzony w 3 dziedzinach: działania wojskowe, propaganda krajowa i propaganda zagraniczna; – kombinacja czterech rodzajów agresji: tradycyjnej, nieregularnej (nietradycyjnej), terrorystycznej i cybernetycznej; – współczesna odmiana partyzantki realizowanej przy pomocy nowoczesnych technik wojskowych i metod informacyjnych. W każdej z tych definicji jest niemało racji oraz… braków. Np. ws. roli wywiadu i kontrwywiadu mającej kluczowe znaczenie w wojnie hybrydowej.
Co więcej, Autor stwierdza, nie bez racji, iż „…pozamilitarnym narzędziem oddziaływania Rosjan jest informacja (dodałbym do tego, iż również dezinformacja). Opanowali oni do perfekcji sztukę prowadzenia wojny informacyjnej. Zawsze byli w tym dobrzy, nigdy jednak ofensywa Rosjan w przestrzeni informacyjnej i propagandowej nie była tak wielkoobszarowa i intensywna…; Rosja z propagandą radzi sobie po mistrzowsku. Tak jak artyleria, czołgi i samoloty są narzędziami w wojnie konwencjonalnej, tak propaganda i informacja są narzędziami w wojnie informacyjnej. Ostrze tych narzędzi w rękach Rosji jest skierowane przeciwko NATO i UE. Tym sprawniej się ona nimi posługuje, że ani Sojusz ani Unia nadal nie mają środków, które mogłyby je skutecznie zwalczać. Nie mają też strategii. Sojusz posiada co prawda ośrodki, które wyłapują i identyfikują te zjawiska, ale nie są w stanie skutecznie walczyć z Rosją na froncie wojny informacyjnej” (str. 32).
Natomiast: „siłą propagandy rosyjskiej jest to, że posiada ona scentralizowany ośrodek decyzyjny i ma odpowiednie narzędzia. Dzięki temu dociera ze swoim przekazem do mediów i wpływowych polityków wszystkich państw zachodnich. Metoda zastraszania przez propagandę rosyjską powoduje, że media przechwytują informacje z Rosji i – często nieświadomie – straszą własne społeczeństwa” (str.32–33).Warto uzupełnić te stwierdzenia dość powszechnie znaną informacją, iż obiektem nasilających się ataków tego rodzaju (szczególnie dezinformacyjnych) w kontekście NATO, są – przede wszystkim – Stany Zjednoczone. Szanowny Autor nie poświęca jednak zbyt wiele uwagi temu wielkiemu mocarstwu, koncentrując się głównie na 2 innych – tzn. na Rosji i na Chinach. Trzeba by dodać do tego grona jeszcze Indie, Iran, Arabię Saudyjską, Japonię, Kanadę, Australię, Brazylię, Afrykę Południową i garstkę innych państw zdolnych do prowadzenia efektywnej wojny informacyjnej.
Jest ona jednak bardzo kosztowna – nawet nie wszystkich państw członkowskich NATO i UE stać na jej prowadzenie; nie mówiąc już o biednych krajach rozwijających się, stanowiących przecież większość lansowanej „wspólnoty międzynarodowej”. Te kraje są a priori skazane na przegraną w takiej wojnie. Kojarzenie elementów wojny konwencjonalnej, informacyjnej i – w ogólności – supernowoczesnej staje się znamieniem i wyznacznikiem ewolucji miecza i tarczy w naszych czasach. Ich swoistym paradoksem jest również fakt, iż – niezależnie od znacznego potencjału do prowadzenia wojny informacyjnej – ww. państwa członkowskie NATO i UE uczestniczą równocześnie w wyścigu zbrojeń klasycznych (konwencjonalnych) oraz supernowoczesnych (także kosmicznych), rzec można – na wszelki wypadek, gdyby wojna hybrydowa i informacyjna miała nie przynieść im pożądanych rezultatów (zwycięstwa).
Ad. 2 : nasza cywilizacja dotarła obecnie w swym rozwoju do takiego etapu, że prawie każdy z trwających 50 konfliktów zbrojnych i ognisk zapalnych na kuli ziemskiej może stanowić zarzewie wybuchu kolejnej wielkiej zawieruchy światowej; tym bardziej, że stale doskonalone rodzaje uzbrojenia i strategie militarne zwiększają prawdopodobieństwo wybuchu wielkiej wojny przez przypadek (np. błąd człowieka, komputera, robota, sztucznej inteligencji itp.). Jeszcze przed obecną epoką wojen hybrydowych i informacyjnych, historia zanotowała wiele przypadków takiego ryzyka (np. kryzys kubański) itp., w których czasem tylko „cudem” udało się uniknąć katastrofy globalnej, szczególnie nuklearnej. Coraz głośniej mówi się też na świecie o dążeniach niektórych wpływowych ośrodków (np. New World Order, masoneria, wielka finansjera, kompleks wojskowo–przemysłowy i in.) zmierzających do radykalnego zmniejszenia liczby ludności Ziemi (o połowę?!). Celowi temu ma służyć produkowanie niezdrowej żywności, szkodliwych leków, pestycydów i herbicydów, skażenie środowiska naturalnego, zmiany klimatyczne itp. Już obecnie około 2 mld Ziemian (na ponad 7,7 mld ludności świata) cierpi z powodu chorób psychicznych (plus znane epidemie: AIDS/HIV, ebola, gruźlica, narkomania i wiele innych). To także są istotne elementy wojen hybrydowych, o których warto pamiętać.
Ale ryzyko tego rodzaju nasila się obecnie coraz bardziej – w miarę jak szybkość i determinacja w działaniu staje się decydującym czynnikiem w dążeniu do wygranej (bądź przegranej) w konfrontacji z przeciwnikiem. Zwiększa się także prawdopodobieństwo ogarnięcia dużych obszarów kuli ziemskiej (a nawet całego świata) ogniem wojennym… w wyniku reakcji łańcuchowej czy efektu domina. Np. eskalacja konfliktów na Bliskim i Środkowym Wschodzie, wokół Półwyspu Koreańskiego, Afganistanu, Afryki Środkowej itp. może rozlać się na inne państwa, z których wiele ma własne zadawnione porachunki z ew. wojującymi stronami (np. Indie – Pakistan, Rosja – Ukraina, Sudan – Sudan Południowy, Palestyna – Izrael i in.).
W świetle tego, dokonana przez Autora prezentacja i analiza wybranych elementów napięcia i ognisk zapalnych na Ziemi jest niezwykle ciekawą i merytorycznie mocną stroną Jego dzieła. Uznałem za stosowne podanie Czytelnikom (poniżej) najbardziej wymownych i trafnych cytatów, zaczerpniętych z książki, które ilustrują dobitnie sedno palących problemów oraz celne oceny Autora odnoszące się do nich. Zacznijmy od sąsiadów Polski, tzn. od państw bałtyckich: Autor stwierdza, co następuje: „…NATO ma świadomość, że w sensie militarnym Rosja zagraża krajom bałtyckim. Jednak jeśli chodzi o Litwę, Łotwę i Estonię, to Putin prowadzi w stosunku do tych państw misterną grę, wobec której Sojusz jest bezradny. Wojna tam jest faktycznie możliwa, ale groźniejsza wydaje się pozamilitarna ingerencja…” (str. 48). Celna jest też ocena Autora ws. roli Polski w tym kontekście: mianowicie, na pytanie Pani Redaktor: „czy Polska powinna wysłać swoje wojska, gdyby Rosja zaatakowała państwa bałtyckie?”, Pan Generał odpowiada: „Nie. Dlatego, że Polska jest państwem frontowym. Nikt nie zabiera wojsk z frontu. Gdyby podjęto taką decyzję, to kto broniłby terytorium Polski, na które ten konflikt szybko mógłby się rozprzestrzenić?” (str.54). Zgoda z taką oceną!
W odróżnieniu od generała brytyjskiego, Richarda Shireffa, autora książki pt.: „2017 r.: wojna z Rosją”, generał Waldemar Skrzypczak jest zdania,, że „taki scenariusz, jaki rysuje general Richard Shireff, jest oczywiście możliwy, nie można go wykluczyć. Powtórzę jednak, że ja skłaniam się raczej ku temu, że nie dojdzie do konfrontacji militarnej na terenie państw bałtyckich. Dojdzie tam raczej do konfrontacji polityczno–ekonomicznej. W konsekwencji tego, Putin odzyska w tym rejonie wpływy…” (str. 52–3). Racja – minął rok 2017 a rosyjskiej ingerencji zbrojnej w Pribałtice nie było. Może do niej nie dojdzie również w kolejnych latach?!
O wątku Pribałtiki w analizowanej książce napisałem syntetycznie powyżej; teraz pora na omówienie sedna motywów ukraińskich, skądinąd bardzo interesujących w ujęciu Autora, boć mających większe od Pribałtiki znaczenie dla bezpieczeństwa Polski. Pan Generał ocenia jednoznacznie i zdecydowanie: „…gdyby doszło do wojny na Ukrainie, Polska nie może sama, podobnie jak w przypadku ewentualnej agresji na kraje bałtyckie, wystąpić w jej obronie. Znowu mamy ten sam powód – nie wolno nam osłabiać swojego potencjału, musimy go chronić na wypadek, gdyby był potrzebny do obrony własnych granic…; ta wojna stworzyłaby też duży problem dla NATO. Sojusz nie ma podstaw prawnych do zbrojnej reakcji, ponieważ Ukraina nie jest jego członkiem. Jedyną instytucją, która może mieć wpływ na rozwój wydarzeń jest więc ONZ…” (str. 57). I konkretna prognoza Autora: „…jeśli tendencja (ekspansji ekonomicznej Chin w Azji, co uderza bezpośrednio w interesy USA) się utrzyma, dla Putina nie będzie lepszego czasu, by dokonać agresji na Ukrainę, rozbić jej armię i zająć wschodnią prorosyjską część.
Ewentualnie (Putin) będzie dążył do wywołania rewolty i obalenia prezydenta Petra Poroszenki. Następnie ustanowi tam pro kremlowski rząd. Przyjdzie mu to tym łatwiej, że Ukraińcy coraz mocniej dostrzegają brak poprawy swojej sytuacji społecznej i ekonomicznej. Tęsknią już za tym, co było. Taki rozwój wypadków będzie bardzo niebezpieczny również dla Polski…” (str. 57). I słuszna prognoza generalska: „…Rosjanie już panują wywiadowczo i gospodarczo nad Ukrainą. Nic się tam nie wydarzy bez zgody Putina. Tym krajem nadal rządzą oligarchowie, a głęboki kryzys gospodarczy niszczy go od środka. Niezależnie od tego, jaki będzie poziom pomocy z Europy czy ze Stanów Zjednoczonych, Ukrainie będzie trudno otrząsnąć się z tego chaosu. Wydaje się, że amerykańskie pieniądze niczego nie zmienią dopóty, dopóki nad Ukrainą będzie panowała Rosja, a tak teraz właśnie jest…” (str. 62).
I konkluzja z polskim wątkiem (uwaga!): „… Ukraina to naród liczący 42 miliony. W razie wojny, co najmniej kilka milionów uchodźców ruszy do Europy przez Polskę. Zresztą Putin będzie chciał, by jak najwięcej ludzi uciekło z Ukrainy, bo Europie stworzy to kolejny problem. „Wyczyści” też w ten sposób Ukrainę ze swoich wrogów” (str. 67). Pozwalam sobie dodać do tych trafnych stwierdzeń jeszcze jeden istotny element z ostatniego okresu: a mianowicie, plany utworzenia „Izraela bis” (Chazarii) na południowo–zachodniej Ukrainie. Wynika to z „tajnych” raportów i rozmów izraelsko–ukraińskich oraz z publikacji medialnych. Geneza sprawy sięga VIII wieku n.e., kiedy Chazarowie zamieszkujący na ww. terenach obecnej Ukrainy przeszli na judaizm. Wynika z tego, że europejscy (oraz, w znacznym stopniu, izraelscy i amerykańscy) Żydzi są, de facto, potomkami Chazarów. I element współczesny: mnożą się oceny, że Izrael nie przetrwa już długo z powodu presji islamskiej (arabskiej) – palestyńskiej, irańskiej i in. Opinie takie głosi, m.in. Henry Kissinger, a nawet… premier Benjamin Nethanyahu. Ludność Izraela trzeba będzie więc gdzieś przesiedlić, chyba głównie do Chazarii!? To zmieni zasadniczo układ sił w naszym regionie oraz rolę i miejsce Polski w nim. Sprawa zasługuje więc na naszą maksymalną uwagę i – zapewne – zostanie przeanalizowana w II wydaniu dzieła Pana Generała.
Półwysep Koreański: już 65 lat po zakończeniu wojny koreańskiej (w 1953 r.) brak jest traktatu pokojowego, zjednoczenia Korei i uspokojenia sytuacji na i wokół Półwyspu. Uzbrojony po zęby, jest on nadal wykorzystywany jako karta przetargowa i straszak w „pokerze” między supermocarstwami. 65 lat trwa klasyczna wojna hybrydowa przeciwko KRLD – z wykorzystaniem nawet najbardziej prymitywnych środków, jak np. balony propagandowe z ulotkami, gigantofony na granicy itp. Autor nie ma wątpliwości ws. traktowania KRLD, pisząc: „Korea Północna jest cynglem Chińczyków. Ich straszakiem na wszystkich w regionie, ale głównie na Amerykanów…; Koreańczycy swoimi działaniami, straszeniem próbami kumulują na sobie uwagę Amerykanów. W tym czasie Chińczycy osiągają swoje cele ekonomiczne i prą dalej – na południe i na wschód Azji” (str. 106).
To trafna diagnoza, ale – dalibóg – niepełna. Bowiem, czy można powiedzieć, że Korea Południowa jest cynglem i niezatapialnym lotniskowcem Amerykanów przeciwko Chinom i Rosji na Dalekim Wschodzie? Chyba tak jest! Na szczęście, pojawiło się światełko w tunelu w postaci zbliżenia Korei Północnej i Południowej, zaprzestania prób rakietowo–nuklearnych i manewrów wojskowych, spotkań najwyższych przywódców obydwu krajów oraz bezprecedensowego kontaktu Kim Dzong Una i Donalda Trumpa w Singapurze (12 czerwca 2018 r.). To unikalna szansa, której nie wolno zmarnować!
Poza swym kluczowym położeniem strategicznym (między Rosją, Chinami, Japonią i… amerykańskimi bazami w Japonii i VII flotą Pacyfiku) – KRLD jest prawdziwą kopalnią 200 różnych minerałów i surowców strategicznych, m.in. złoto, węgiel, żelazo, miedź, cynk, magnezyt, wolfram i in. oraz 17 pierwiastków metali ziem rzadkich z grupy lantanowców (+ skand i itr). Wartość tych bogactw naturalnych wyceniania jest na około 10 bln USD. Jest więc o co walczyć! Ponadto, jest problem zjednoczenia Korei. Gdy tak się stanie, pojawi się duży rynek i potencjał produkcyjny – tak, jak w przypadku zjednoczenia Niemiec. Prognoza generalna: „…Korea jest zagrożeniem (dla USA i in.), a Chińczycy będą grać ta kartą tak długo, jak długo się da. Mogą na przykład dzięki temu spróbować odzyskać Tajwan. Wówczas podpalą ten lont, jakim jest Korea Północna…”; „wtedy wybuchnie wojna w tamtym regionie świata. Wszyscy się jej obawiają, bo mają świadomość, że potęga państwa chińskiego i jego armii zakłóci funkcjonowanie gospodarek Stanów Zjednoczonych, Japonii, Korei Południowej, Tajwanu…” (i in.). (Str. 107). Trzeba przyznać, że jest to tzw. „czarna prognoza”. Bardziej optymistyczną możliwością jest pokojowe uregulowanie problemu koreańskiego, jego denuklearyzacja, zjednoczenie i pomyślny rozwój połączonej Korei. Wedle mojego rozeznania, Chinom nie zależy na wojnie (z kimkolwiek) na Dalekim Wschodzie. Let us wait and see…
Poza tym, Autor omawia pokrótce problematykę Pakistanu („drugi cyngiel” Chin, także przeciwko Indiom), Afganistanu i Iranu (w kontekście ew. sojuszu: Chiny – Rosja – Iran, „którego celem ma być zdobycie globalnej przewagi…”) (str. 110). Pan Generał ostro krytykuje ONZ za jej nieudolność w obronie pokoju światowego. A na pytanie: „kto więc dziś stoi na straży światowego pokoju?”, odpowiada: „…Nikt. Nowy porządek świata powoli staje się rzeczywistością. Zachód został zepchnięty do roli regionalnego gracza. Skłócony, zwaśniony, pochłonięty własnymi małostkowymi wojenkami, do których prowadzenia popycha go zdegenerowana klasa polityczna nierozumiejąca tych zmian…”. Zaś „Stany Zjednoczone coraz bardziej przyjmują politykę izolacjonizmu i chowania się za Atlantykiem i Pacyfikiem, a NATO powoli ulega samorozwiązaniu, bo już nie ma do wykonania żadnej misji. Nie jest już nikomu do niczego potrzebne: politycznie osłabione przez Rosję, militarnie przez swoich pacyfistycznych polityków pełnych wiary w pokój…”. Zaś „Europa jest Chinom i jej sojusznikom potrzebna. Ale nie jako gracz globalny, konkurent, lecz co najwyżej podwykonawca. Tym bardziej, że część Europy już w trzeciej dekadzie XXI wieku przejdzie w ręce polityków z emigranckimi rodowodami. To początek końca długiej dominacji Zachodu ugruntowanej w naszej świadomości…” (str. 112/113).
Specjalny rozdział poświęcony jest Turcji. „Rosja i Turcja mają teraz wspólne interesy w regionie Bliskiego Wschodu. Rosjanie chcą tam odzyskać swoje wpływy i powoli je odzyskują. Doskonale to widać na przykładzie wojny w Syrii. Nie będzie tam pokoju bez Turcji i bez Rosji. Amerykanie mają więc kolejny problem…” (str.117). Zaś zwrot Turcji ku islamizacji za rządów Erdogana sprawia, że „…diagnozy (dla Zachodu) nie mogą być wesołe. Turcja jako państwo wyznaniowe będzie zasadniczo różniła się od reszty członków NATO. Sadzę, że zacznie mocniej stawiać żądania na forum Sojuszu, żeby zademonstrować swoją niezależność i siłę…; możliwe jest odejście Turcji z NATO…” (str. 119/120).
Kilka stron Autor poświęca też Syrii, Irakowi, Kurdystanowi i Izraelowi. Słuszna jest ocena, że „…wojna trwa (tam) od kilku lat i wchodzi w różne fazy. Nie ma już kalifatu ISIS, który w 2014 r. ulokował się na terytoriach Syrii i Iraku. Pomijam kwestię, że wyeksportował swoich wojowników do różnych państw na całym świecie i na razie organizuje się od nowa, ale na mniejszą skalę…” (str.128). Oraz: „…pozycja Izraela w rejonie zależy od tego, jakie wpływy będą tam mieli Amerykanie. Jeśli wycofają się za Atlantyk, na skutek nowych ustaleń po wojnie w Syrii, a z drugiej strony zostaną wypędzeni ekonomicznie przez Chińczyków, to Izrael będzie miał poważne problemy…” (str. 132). A czy państwo Izrael może zniknąć z mapy świata? „Niewykluczone. Już rozmawialiśmy o tym, że Turcja zbratała się z Rosją, że brak państwa kurdyjskiego oznacza porażkę Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie, kolejną konsekwencją może być zniknięcie z mapy świata państwa Izrael…” (str. 133). Pan Generał nie jest osamotniony w ocenach tego rodzaju.
O uchodźcach: „…wygnańcy, którzy będą szukali nowej ziemi zaleją Europę, będą tu też oczekiwali pomocy humanitarnej. Potrzebne więc będą środki, by tę pomoc sfinansować, co osłabi gospodarkę Europy. Dla Putina same plusy…” (str. 136). „Imigranci… za cel stawiają sobie przejęcie władzy na poziomie samorządowym. To droga do przejęcia kontroli nad lokalną administracją i służbami porządkowymi. A dalej zostaje już tylko krok do przejęcia władzy i do marginalizacji wpływów dotychczasowych „właścicieli”. „…jeśli nie będzie planu Marshalla dla Bliskiego Wschodu, to liczmy się z tym, że Europę zaleje niespotykana dotąd fala uchodźców z Bliskiego Wschodu i z Afryki. Wróży to nam, Europejczykom, katastrofę. Żadne mury nas nie uratują…” (str. 137/9).
Bardzo ciekawe i trafne są także oceny Pana Generała o konsekwencjach zmian klimatycznych, szczególnie ocieplenia klimatu, generujących wojny. Taki jest właśnie przypadek Syrii, w której „trzyletnia klęska suszy, która wywołała migracje na skalę regionu. Ludzie z syryjskich wiosek uciekali do miast, które szybko stały się przeludnione. Asad sobie z tym nie poradził. Ludzie bez pracy coraz bardziej ubożeli i ten moment wykorzystali terroryści. Zauważyli, że napięcia społeczne w Syrii to tykająca bomba zegarowa. Dali ludziom broń do ręki i zaczęła się wojna…” (str.142). Problem suszy odnosi się także do naszego regionu i kraju: „FAO, w swym raporcie ze stycznia 2016 r., ocenia, że Polska, Czechy i Dania są europejskimi krajami zagrożonymi głębokim deficytem wody…; zjawisko to dotyka polskie rolnictwo, które coraz dotkliwiej zaczyna odczuwać skutki globalnego ocieplenia…; z całą odpowiedzialnością można stwierdzić, że woda jest „towarem” o strategicznym znaczeniu… (str.143). Azji zagrażają powodzie, a Afryce – susze”. Spotęguje to jeszcze bardziej fale głodnych i bezsilnych uchodźców (dziesiątki milionów). „To, czego dziś doświadczamy w Europie, będzie tylko namiastką tego, co może nas czekać niebawem, o ile w porę bogate, rozwinięte cywilizacje nie podejmą działań zapobiegawczych. Izolacja, odgradzanie się płotami i uzbrojonymi policjantami jest drogą donikąd” (str.144–5). „Jedyną drogą jest odbudowa ekonomiczna państw zniszczonych wojną. Stworzenie uchodźcom warunków do życia…” (str. 148).
Tak to wyglądają, w ujęciu Pana Generała, wybrane (i chyba najważniejsze) ogniska zapalne i przyczyny konfliktów zbrojnych na Ziemi. Trudno mieć pretensje do Szanownego Autora, że nie są to wszystkie spośród nich. Można by dodać, np., spory: Indie–Pakistan i Indie–Chiny (z Kaszmirem i Jammu w tle), tym bardziej, że te 3 mocarstwa dysponują niebagatelnym potencjałem rakietowo-nuklearnym. Co więcej, Chiny nie uznają włączenia obszaru Aksai – Chin do spornego Kaszmiru, ale starają się regulować pokojowo konflikty terytorialne z Indiami i z Pakistanem oraz z innymi sąsiadami (np. Rosja, Wietnam itp.). Dalej na Zachód – Iran ma ciągle na pieńku z Irakiem, Turcja z Kurdystanem, nie mówiąc już o kaukaskiej beczce prochu, np. wokół Górnego Karabachu, Gruzji, Abchazji i Osetii oraz o tlącym się konflikcie rosyjsko – ukraińskim wokół Krymu i in. Groźne mogą być także konsekwencje wojny w Jemenie, „drzemiące wulkany” w Afryce Środkowej i Subsaharyjskiej oraz spory etiopsko-egipskie dot. podziału i zagospodarowania wód Nilu oraz wiele innych. Słowem, będziemy mieli z tym dość dużo roboty – aż do przysłowiowego „końca świata”.
Polityka supermocarstw: wątek Rosji i Putina przewija się „złotą nicią” (bez przesady) na kartach całej książki. Jest to chyba swoiste ulubione hobby Autora. I słusznie. Drugim takim wątkiem są Chiny (też słusznie); ale brakuje jeszcze kilku supermocarstw – państw i organizacji międzynarodowych do kompletu; a mianowicie: USA, Indie, ASEAN, BRICS, Unia Afrykańska, Organizacja Państw Ameryki Południowej i Środkowej itp. Podmioty te też odgrywają niebagatelną rolę supermocarstwową na arenie globalnej. O Unii Europejskiej Autor pisze niemało w swej książce, ale raczej w kategoriach schyłkowych i dekadenckich w odniesieniu do tego ugrupowania. Oceniając renesans wielkomocarstwowych ambicji Rosji, Autor pisze tak: „…Rosja jest silna również dlatego, że USA nie potrafią zbudować jednoznacznej strategii wobec jej zapędów. Po tym co robi albo raczej czego nie robi Donald Trump, widać wyraźnie, że Rosja wykorzystuje, mam nadzieje chwilowe, zdezorientowanie Stanów Zjednoczonych w polityce międzynarodowej. Ważny w tej układance jest jej sojusz z Chinami. Oba państwa wspierają się też w demonstrowaniu swej militarnej współpracy… (str.71).
I dalej: „…Putin chce utrzymać się jak najdłużej przy władzy i temu służą jego zapewnienia płynące do narodu. Ale przede wszystkim rozbudził mocarstwowe pragnienia Rosjan. Modernizuje i rozbudowuje siły zbrojne. Wdraża nowoczesne systemy rażenia…; nie chcę nikogo straszyć wojną. Na razie to polityka. Chcę jednak przestrzec, że brak strategii w relacjach USA – Rosja w przyszłości może być katastrofalny”. Szczególnie w aspekcie światowej inwazji ekonomicznej Chin oraz demograficznej erupcji Afryki i Azji, gdzie Rosja próbuje odgrywać rolę „regulującego ruchem” kierując go do Europy. Wszystko w jednym celu. Rozbić jedność Unii Europejskiej. Osłabić jej potencjał ekonomiczny”(str. 72–3). „Solą w oku Putina jest Unia Europejska. Robi więc wszystko, by zaprowadzić w niej destrukcję. W następnym kroku osłabi to NATO – głównego przeciwnika Rosji na świecie” (str. 72).
Jednak co będzie, kiedy Putina zabraknie? Faktem jest, iż jego polityka, władza (stanowisko) jest uzależnione od wojska i od bezpieki. Tych chyba nigdy nie zabraknie – ciągłość polityki i strategii rosyjskiej zostanie więc zapewniona. Póki co, współdziałanie w tym trójkącie władzy układa się sprawnie. Rosja umacnia swój potencjał oraz odzyskuje swe wpływy globalne i imperialne. Podobnie rzecz się ma z Donaldem Trumpem. Onże też jest uzależniony od wielkiego kapitału, od grup interesów, od uczonych i mediów oraz (także) od armii i bezpieki. So far, so good, powiadają w USA; ale D. Trump – to tylko marionetka w rękach rzeczywistych ośrodków władzy. Taki jest, zresztą, los panujących włodarzy praktycznie we wszystkich krajach świata. Fakt, że występują oni w telewizji i w innych mediach jeszcze nie świadczy, że sprawują rzeczywistą władzę. Przykre doświadczenia Johna F. Kennedyego (zabójstwo), Richarda Nixona (impeachment), Nikity Chruszczowa (usunięcie) oraz wielu innych są tego wymownym przykładem
Autor analizuje szczegółowo „nowy wyścig zbrojeń” z udziałem Rosji, co daje wiele do myślenia z uwzględnieniem jej aspiracji globalnych i imperialnych oraz zwiększenia potencjału zaczepnego armii rosyjskiej.. Zaznacza, m.in., iż utworzono 1.Armię Pancerną Gwardii, bardzo silnie uzbrojoną i doskonale wyszkoloną. „Stacjonuje ona w zachodniej części Rosji, co sygnalizuje, że jest przewidywana do działania na kierunku Europy Wschodniej. Jest więc bardzo niebezpieczna w przypadku ewentualnej agresji na Polskę – może dotrzeć nad Wisłę w ciągu dwóch – trzech dni. To związek operacyjny prawie dwukrotnie silniejszy od potencjału wojskowego całych polskich sil zbrojnych…” (str.77–8). I konkluzja: „…ostatnia doktryna wojenna Rosji została przyjęta pod koniec 2015 roku. Zmiana w stosunku do poprzedniej polega na tym, że sojusz północnoatlantycki został w niej wskazany palcem jako główne zagrożenie dla Rosji. Wcześniej Rosjanie mówili o tym w bardziej zawoalowany sposób…” (str. 80–1).
Drugie supermocarstwo analizowane przez Autora – to Chiny. Szczególnie Stany Zjednoczone niepokoją się coraz bardziej wzrostem potencjału ekonomicznego i militarnego ChRL oraz chińskiej ekspansji w świecie. „Chiny opanowały już Afrykę…; wkraczają też w tradycyjne strefy wpływów innych mocarstw, na przykład Amerykanów. Dlatego Trump mówi o nowej erze konkurencji… i przyznaje, ze zagrożeniem dla USA są Chiny i Rosja…; takie założenie zostało wpisane oficjalnie do amerykańskich dokumentów strategicznych. To swoiste novum…” (str. 93). W odpowiedzi na pytanie: „dla Chin wojna może być wentylem, gdy świat stanie się dla nich za mały, gdy przekroczą już barierę ekspansji ekonomicznej?, Autor stwierdza: „tak się stanie. Chodzi tylko o czas. Wydaje się, że to może zdarzyć się niebawem, jeśli dojdzie do konfrontacji Chin z Amerykanami. Albo wtedy, kiedy Chiny opanują już wszystko za wyjątkiem Europy. Oni chcą być jedynym globalnym graczem…” (str.94). „…Drzwi do Europy Chinom otworzy Rosja, która wobec trudnej sytuacji wewnętrznej potrzebuje chińskiego wsparcia gospodarczego. Dlatego Putin dla Chin zrobi wszystko albo jeszcze więcej…” (str. 72).
Autor rozumuje więc podobnie do kilku sinologów, szczególnie amerykańskich, którzy prorokują nieuchronność wojny chińsko-amerykańskiej. Wcale nie musi tak być, bowiem obie strony mogą z łatwością realizować pokojowo swe cele i ambicje globalne. W dniu, kiedy piszę te słowa (09.11.2018 r.) odbyło się kolejne spotkanie (dialog strategiczny) z udziałem ministrów obrony i spraw zagranicznych Chin i USA. W tym samym dniu, Prezydent Xi Jinping przyjął sędziwego Henry Kissingera, promotora normalizacji stosunków amerykańsko–chińskich. Nie należy wykluczać spotkania Prezydentów USA i ChRL przy okazji konferencji G–20 w Argentynie (30.11. – 01.12.2018 r., Buenos Aires). Chińsko – amerykański dialog strategiczny trwa z powodzeniem od długiego czasu, potwierdzając, że wielka wojna nie leży w interesie obydwu stron. Każda z nich mogłaby stracić wszystko i nie zyskać niczego. Także medal współistnienia USA – ChRL ma dwie strony: pokojową i wojenną. Biorąc pod uwagę olbrzymi potencjał niszczycielski sił zbrojnych obydwu supermocarstw, można zakładać, że wojna byłaby dla nich całkowicie „nieopłacalna” oraz że przeważą skłonności pokojowe. Jak w okresie I „zimnej wojny”, również obecnie działa nieubłaganie mechanizm „równowagi strachu”.
Dyskusyjne są także rozważania Autora nt. rzekomych analogii pomiędzy sytuacją przedwojennych (pokryzysowych) Niemiec i współczesnych Chin (też pokryzysowych). Czy historia może się powtórzyć? „…Oczywiście, że może. Historia zatacza koła. Cyklicznie co kilka lat wybuchają kryzysy gospodarcze, które prowadzą świat na skraj wojny. Czy nastąpi tak głębokie tąpniecie jak przed I i II wojną światową? Tego nie wiemy. Na szczęście od przeszło 70 lat żyjemy w Europie bez wojny. Ale ta wojna cały czas się tli… na razie na froncie ekonomicznym…” (str. 97). Obok starych supermocarstw, które „grają od lat we własną grę…, pojawili się nowi gracze, szczególnie Chiny, które wypierają starych z ich stref wpływów. To staje się przedmiotem sporów międzynarodowych… . Chińczycy bardzo umiejętnie prowadzą swoją politykę. Unikają zbrojnych konfrontacji. Wszyscy, za wyjątkiem Chińczyków padają ofiarami ataków terrorystycznych…” (str. 98).
Jednocześnie, „…zadłużenie Ameryki wobec Chin jest przeogromne. Na początku roku 2018 w rękach Pekinu znajdowało się 1,17 bln dolarów zagranicznego długu Stanów Zjednoczonych, co stanowiło 18,7 procent całkowitego zadłużenia USA…; jeśli konfrontacja militarna miałaby nastąpić, to w celu „…zatrzymania ekspansji ekonomicznej Chińczyków…” (str. 101). Tyle tylko, że „Trump nie ma żadnej strategii, jeśli chodzi o Państwo Środka. Wręcz przeciwnie, uznaje Chiny i Rosję za swoich głównych rywali na świecie. Chciałby pewnie – strasząc konfrontacją zbrojną z Koreą Północną – pokazać, że ma jednak coś do powiedzenia w regionie Azji i Pacyfiku. Ale wysłaniem tam kilku dodatkowych okrętów i większej liczby żołnierzy nic nie pokaże…” (str. 101).
Jak widać, rozważania Autora w kwestiach chińskich (na tle globalnym) są ciekawe, oryginalne i – miejscami – nawet zbyt daleko idące, choć dają dużo do myślenia. Trafna jest wszakże ocena, że „Chiny unikają zbrojnych konfrontacji”, co implikuje, że metodami pokojowymi zmierzają oni do budowy nowego (wielobiegunowego) ładu światowego i wspólnej przyszłości dla wszystkich ludzi. Nie popełnią przy tym strategicznego błędu poprzedników (cesarzy rzymskich, Aleksandra Wielkiego, Czyngis Chana, Napoleona, Hitlera, przywódców amerykańskich, sowieckich i in.), którzy szli na świat zbyt szerokim frontem, jakiego później nie byli w stanie utrzymać; i przegrywali!
Supernowoczesne zbrojenia : kwestiom tym Autor poświęca trzy ostatnie części (III, IV i V) swej pracy; przy czym czyni to w sposób niezwykle kompetentny i bardzo interesujący, wręcz fascynujący, zwłaszcza że problematyka ta jest raczej mało znana w szerokich kręgach społecznych, przeciwko którym mogą być również wymierzone owe mordercze bronie. Zaczęło się to od pamiętnych „gwiezdnych wojen” wylansowanych przez prezydenta Ronalda Reagana (w jego przemówieniu dnia 23 marca 1983 r.). Warto więc wiedzieć, co ludziom zagraża w naszych czasach i w niedalekiej przyszłości. Rozważania Autora stanowią jednoznaczne potwierdzenie, iż mamy do czynienia z nową – jakościowo – fazą odwiecznego wyścigu zbrojeń, który obecnie osiąga niewyobrażalne pułapy doskonałości technicznej i ogromny potencjał rażenia śmiercionośnego.
Na początek, o ew. wojnie w kosmosie: „…będzie on teatrem działań wojennych…; kosmos jest już opanowany przez satelity, które mają ogromne możliwości…(technologiczne). Podczas wojny będą one (satelity) jednym z pierwszych celów ataku; szacuje się, że prawie bilion dolarów jest wart sprzęt różnego rodzaju rozmieszczony w kosmosie. Te gigantyczne kwoty będą rosły. Tam przeniesie się walka (str. 156). „…Wojsko od dawna interesowało się kosmosem. Od kilkunastu lat Amerykanie, Rosjanie, a teraz również Chińczycy prowadzą bardzo szeroko zakrojone prace nad nowymi technologiami, które wykorzystują do działań zbrojnych w kosmosie czy z kosmosu. Chodzi o rozwój broni laserowych, elektromagnetycznych, hipersonicznych bądź innych…” (str. 157). Łatwo wyobrazić sobie, jakie mogłyby być konsekwencje spalenia urządzeń elektrycznych na znacznym obszarze danego kraju i braku energii elektrycznej? (Nota bene: w ostatnim czasie Waszyngton postanowił utworzyć specjalny rodzaj sił zbrojnych – wojska kosmiczne).
„Cywilne obszary komunikacyjne i informatyczne nie są zabezpieczone przed impulsem elektromagnetycznym…; trzeba będzie czekać na kataklizm, aby decydenci dostrzegli groźbę, która niesie ze sobą wykorzystanie impulsu elektromagnetycznego. Będzie to wojna bez wojny w dotychczasowym naszym rozumieniu…” (str. 159–160). Jeśli zaś chodzi o broń laserową, to „…bardzo zaawansowane prace zmierzają do stworzenia laserów wykorzystywanych do oślepiania i niszczenia przyrządów celowniczych i celowniczych przeciwnika, a nawet krótkotrwałego oślepiania pojedynczych żołnierzy…; to jest broń przyszłości. Obecnie główny wysiłek w rozwoju broni laserowej skierowany jest na opracowanie różnego rodzaju dział czy armat laserowych zdolnych zwalczać na trajektorii lotu rakiety balistyczne i manewrujące, samoloty, drony, pociski artyleryjskie, moździerzowe oraz satelity…” (str. 161). Zaś działanie broni hipersonicznej polega na tym, że rakiety i pociski przemieszczają się z prędkościami naddźwiękowymi i hiperdźwiękowymi…, czyli od około 6 tysięcy kilometrów na godzinę do 12 tysięcy km na godzinę i więcej…”; „rakiety i pociski hipersoniczne za nic będą miały nawet najnowsze generacje systemu obrony powietrznej i antyrakietowej Patriot, Meads czy rosyjskich S–500 (str. 162–3).
A wojenne statki kosmiczne? Będą to spore obiekty latające wynoszone w przestrzeń kosmiczną, z dużym poziomem autonomiczności, czyli możliwością długookresowego przebywania w kosmosie. Wyposażone zostaną w różnorodną broń, przede wszystkim laserową, która będzie służyła do walki z podobną bronią przeciwnika oraz do niszczenia satelitów rozpoznawczych i komunikacyjnych…” (str. 174). Sztuczna inteligencja i roboty wojenne – to tzw. bronie autonomiczne: „rozum, ludzki popełnia błędy…; sztuczna inteligencja będzie od nich wolna…; nie będzie miała w sobie ograniczeń wynikających z autorefleksji. Z czasem, sztuczna inteligencja stanie się sprawniejsza od ludzkiej…; sztuczna inteligencja przetrwa każdy kataklizm. Ludzka niekoniecznie.” „…Na wojnach nie przestrzegano umów i porozumień. Zatem produkcja, a w dalszej perspektywie użycie broni autonomicznych nie będzie miało żadnych ograniczeń…” (str. 184–5).
Drony – ich produkcja i zastosowanie w latach 90–tych „… spowodowały prawdziwy przełom w wyścigu zbrojeń…; od małych rozpoznawczych po wielkie uzbrojone, jak amerykańskie predatory (tzn. drapieżniki) czy global hawki (tzn. jastrzębie). Mogą przenosić np. pociski rakietowe ziemia–powietrze, co czyni z nich bezzałogowe maszyny do zabijania…” (str.186–7). Drony w tej chwili wchodzą dynamicznie do wszystkich przestrzeni działań militarnych. Są na lądzie, na wodzie, pod wodą, są w powietrzu i będą w kosmosie…”; drony mogą również być samobójcami. Wyposażone w materiał wybuchowy lub głowice wybuchową, mogą być używane jako kamikadze.” (str. 190).
Roboty bojowe? „Te technologie dopiero raczkują, ale żywotność robotów, dzięki najnowszym rozwiązaniom źródeł zasilania, będzie liczona już w dniach, a nie w godzinach. Dzięki temu ich działanie będzie możliwe bez ograniczeń w każdych warunkach terenowych i atmosferycznych…; ich inteligencja, sztuczna, ale samodoskonaląca się, będzie nasterowana czy zaprogramowana na zabijanie, na zniszczenie. Robot nie będzie brał jeńców. Tu alternatywy nie ma. Walczący z robotami człowiek będzie doskonale wiedział, co go czeka w tym starciu…; od zorganizowania oddziałów robotów, ich zaprogramowania i uzbrojenia będzie zależał wynik bitwy…” (str.209).
Broń atomowa : „…właśnie dlatego, że to potworna broń, nie wydaje mi się, żeby globalni gracze pochopnie jej użyli. Nie wykluczam jednak, że w akcie desperacji terroryści lub inne organizacje przestępcze mogą wejść w posiadanie takiego rodzaju broni i użyć jej przeciwko swoim przeciwnikom. Jest jeszcze poważny problem nieprzewidzianych sytuacji. Od czasu zbudowania przez naukowców bomby atomowej użytej do złamania Japonii w II wojnie światowej, zaistniało co najmniej kilkanaście zdarzeń, które mogły skończyć się globalną katastrofą. Jeżeli nie zniszczeniem naszej cywilizacji, to na pewno zadaniem jej ciosów na dziesiątki lat (str. 222). I konkluzja: „Korea Północna bez zgody Chin nie zrobi nic. Tak samo jak Iran, który działa w triumwiracie z Chinami i Rosją. Na szczęście dla nas wszystkich Chinom naprawdę nie opłaca się globalna katastrofa. Nie widzę możliwości, by broni jądrowej jako pierwsi użyli Francuzi, Brytyjczycy, Amerykanie czy nawet Rosja. Dlatego wojna nuklearna, moim zdaniem, będzie wybrykiem jakiegoś państwa lub światowej organizacji terrorystycznej, nad którymi Chiny czy Amerykanie będą traciły kontrolę…” (str.224). (Nota bene: również Izrael jest w posiadaniu broni nuklearnej. Co się stanie, gdyby on wymknął się spod kontroli supermocarstw?).
Diagnoza Autora : „broń jądrowa była i nadal będzie narzędziem terroru politycznego, zastraszania potencjalnych przeciwników groźbą jej użycia…; współczesny terroryzm przyjmuje różne formy. Nie wyklucza zastosowania broni jądrowej…” (str. 226–7). „…Wojna globalna z użyciem broni jądrowej oznaczałaby koniec naszej cywilizacji. To będzie wojna na wyniszczenie. Żaden kontynent się nie uchroni przed jej skutkami, ponieważ ta wojna będzie miała zasięg globalny. Wymiana ciosów między atomowymi mocarstwami byłaby apokalipsą w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zagrożenie istnieje nawet przy obecnej strategii mocarstw…” (str. 229). Widmo tej wojny nadal krąży nad Europą i światem. Groźnie rozwija się na przykład konflikt Indii i Pakistanu o Kaszmir…” (str. 233).
Zasadne pytania : książka zawiera syntetyczną i pogłębioną (choć niepełną, ze zrozumiałych względów) analizę współczesnego supernowoczesnego wyścigu zbrojeń – z wykorzystaniem zdobyczy postępu naukowo – technicznego w celach militarnych. W świetle arcyciekawych rozważań Autora w tej materii, nasuwają się co najmniej 2 pytania natury zasadniczej: 1. co mają robić te państwa (a jest ich przeważająca większość), których nie stać na taką, jak przedstawiono powyżej, modernizację sił zbrojnych? Kto i jak będzie bronił ich integralności terytorialnej oraz zapewni niezawodny system oraz gwarancje bezpieczeństwa i obronności? Obecny układ stosunków i organizacji międzynarodowych nie daje takich gwarancji. Niezbędna jest radykalna przebudowa tego ładu (nieładu)!; 2. Wszystkie kraje świata przeznaczają razem ogromne pieniądze (już prawie 2 bln USD rocznie) na siły zbrojne. Z tym wszakże, że są to raczej konwencjonalne siły zbrojne, czyli praktycznie bezwartościowe – w zderzeniu z supermocarstwami (państwami) dysponującymi ww. rodzajami supernowoczesnej broni. Po raz kolejny okazuje się, że – w ewolucji miecza i tarczy – wiele krajów wydaje dużo pieniędzy na nic, podczas gdy militarystyczna czołówka światowa zmierza zdecydowanie na przód. Oto jeden z najgroźniejszych i odwiecznych paradoksów naszej cywilizacji.
Uogólnienia końcowe: podjąłem świadome i duże ryzyko intelektualne starając się dokonać analizy i syntezy na 20 kilku stronach niniejszego opracowania treści dzieła liczącego sobie 319 stron druku. Spośród nich wybrałem informacje i oceny najważniejsze oraz mające największe znaczenie w naszych niespokojnych czasach i w przyszłości cywilizacji ludzkiej. Autora książki dotyczącej dość nietypowej materii znamionuje rzetelna wiedza, doskonały profesjonalizm, surowy realizm, przejrzystość stylu i głęboka troska o losy naszego narodu i państwa – w przypadku najgorszego. Są to oceny i tezy, z którymi nie sposób się nie zgodzić. Powodowało mną pragnienie udostępnienia Czytelnikom bogatych treści i informacji zawartych w książce w ujęciu syntetycznym. Współczesny zaganiany człowiek szybciej przeczyta nieco ponad 20 stron analizy niż 300 z górą stron książki.
Zawarty w niej dość obszerny i wysoce specjalistyczny materiał nie zawiera uchybień czy błędów merytorycznych, na które można by zwrócić uwagę i które można by poprawić. Jedyne potknięcie (raczej korekty niż Autora) zauważyłem na stronie 225 w kontekście katastrofy w Hiszpanii amerykańskiego bombowca B–52 z czterema bombami termojądrowymi na pokładzie (1966 r.). Na szczęście do wybuchu nie doszło, ale teren został skażony. I tu wkradł się błąd: „a co by się stało, gdyby te bomby wybuchły? Katastrofa na Półwyspie Apenińskim (?) zniszczyłaby i skaziła ten region na wiele lat, pozbawiła Hiszpanów i Portugalczyków warunków do życia…”. Chodzi zapewne o Półwysep Iberyjski (Pirenejski), a nie Apeniński. Ale to drobiazg redakcyjny.
W konkluzji, szczerze gratuluję Panu Generałowi bardzo udanego i potrzebnego dzieła. Wierzę, że obudzi ono świadomość społeczną nie tylko w naszym kraju; że skłoni ludzi do zwielokrotnionych działań na rzecz pokoju i bezpieczeństwa międzynarodowego oraz do lepszego zrozumienia powagi sytuacji – w trosce o umacnianie obronności Polski i innych krajów. Jak wspomniałem powyżej, proponuję ponownie wydanie drugiej poprawionej i rozszerzonej edycji analizowanego dzieła, także w języku angielskim i rosyjskim. Gruntowna wiedza Pana Generała, lekkość pióra i siła przekonywania jego argumentów oraz ukazana w książce groza i powaga sytuacji międzynarodowej, a także niesamowity postęp naukowo-techniczny w zbrojeniach powinny stać się udziałem jeśli nie wszystkich, to prawie wszystkich obywateli Ziemi oraz mobilizować ich do walki o przetrwanie i o uratowanie życia na tej pięknej acz nieszczęsnej planecie.