Temat: Kroniki Astralnych Motyli
Kroniki Astralnych Motyli
Pamiętniki Maddigan Córki Motyla, pierwszej uprawnionej epoki Nowego Ładu
Spisane pod koniec 98487. cyklu Rdzenia
Przepisane i zachowane na wniosek uprawnionej Iridian Złej Latorośli w 98524. cyklu Rdzenia
===============================================================
Nie wiem, czego szukam. Kiri też nie wie, ale ona przynajmniej twierdzi, że kiedy to znajdę, od razu poczuję. A ja nie czuję nic. Poza coraz większym niepokojem.
Znowu coś szura wewnątrz ściany. Albo sufitu. Wolę chyba nie zastanawiać się, co to jest. Chciałabym mieć pewność, że nic tutaj nie może mi zagrozić. Jestem w końcu na swoim terenie. Na swojej ziemi. W swojej enklawie. W czymkolwiek. Do licha!
Od bliżej nieokreślonego czasu ściągam z półek kolejne kartony, stawiam na podłodze i przegrzebuję ich zawartość. Zadanie bezcelowe, skoro kiedy tylko skieruję wzrok gdzie indziej owa zawartość może się losowo zmienić. Wszystko pokrywa gruba warstwa kurzu. Dobry rocznik, prawie trzy centymetry grubości. Trochę dziwne, że w tym domu taka warstwa mogła pozostać nienaruszona. Pod połogą, gdzieś na niższych kondygnacjach znów rozlegają się suche trzaski. I jakby ktoś przeciągał po posadzce coś ciężkiego.
Spokojnie, jesteś bezpieczna. Nic ci tu nie grozi. Kiri też tak mówiła a ona raczej by w tej sprawie nie kłamała. Bo w końcu nie można chyba tak okłamać samej siebie…
Dzień 1
Trawa. Zielona. Kiedy piszę „zielona” mam na myśli tak nienaturalny kolor jak ten półprzezroczysty plastik, z którego wyrabia się zabawki dla małych dzieci.
Wszystko skończone, nie żyję. Umarłam we śnie. Chyba. A w takim razie to prędzej raj niż piekło.
- Nie umarłaś – rozległ się głosik w mojej głowie. Drwiący, rozbawiony i niecierpliwy.
Zaraz rozbłyśnie światło. Tylko skoro słyszę ten głos, to znaczy, że pewnie nie pozwolą mi do tego światła iść. Obudzą mnie w jakimś parszywym szpitalu, gdzie zapewne leżę z rurką wetkniętą w gardło albo w nos.
- Zaraz ja ci wetknę tę rurkę w dupę, to może w końcu się ruszysz!
To był wystarczająco silny argument. Zerwałam się najszybciej jak mogłam i spróbowałam stanąć na nogi. Było to dziwnie ułatwione i utrudnione zarazem. Lżej było podnieść ciało ale znacznie trudniej utrzymywać równowagę, póki nie stanęłam pewnie na obu nogach. Inna grawitacja czy ki diabeł?
Rozejrzałam się, czy przypadkiem naprawdę nie stoi za mną ktoś skłonny wcisnąć mi plastikową rurkę w tyłek.
- Jest tu ktoś? - spytałam. Nikogo nie widziałam. A znajdowałam się w czymś w rodzaju sadu z martwymi drzewami o ciemnej korze. Przez chwilę przyglądałam się ich kanciastym regularnym kształtom. Każda gałąź, od tych dwóch najgrubszych, na które rozszczepiał się pień, do najcieńszych na końcach dzieliła się na na dwie dwa razy cieńsze. Brrrrr! Wygladało to równie niepokojąco jak te krzywe i figury na wykładach z analizy matematycznej.
Chyba nie te drzewa do mnie mówiły. Chyba, bo w tym momencie poczułam, że niczego nie mogę być pewna. Zresztą, to chyba była tylko jakaś atrapa. Zbyt sztuczne były. Na wszelki wypadek podeszłam do najbliższego, postukałam w korę. Była sucha, szorstka, jakby pocięta w krótkie rowki, zgrupowane po kilka równolegle. Atrapa i nie atrapa. Dziwne. Nieokreślone.
I nadal nikogo nie było. Gdyby był, gdziekolwiek, nawet za mną, wiedziałabym o tym. Nawet nie musiałabym się odwracać.
Skąd to wszystko wiem?
Czytaj dalej... [url]http://i-sen.pl/Temat-Kroniki-Astralnych-Motyli--3764[/url] ...