Temat: Ataki energetyczne w sekcie i po opuszczeniu sekty.
Witam drogich forumowiczów, jestem tu nowy.
Chciałbym podzielić się z wami pewnymi doświadczeniami, być może będą one przestrogą jak i cenną wskazówką.
Swego czasu bardzo poszukiwałem wiedzy o kosmosie i działaniu wszechświata, wymiarach itp. Szukałem w internecie różnych informacji na ten temat. Pewnego razu natrafiłem na pewną osobę, która rzekomo miała wgląd do wyższych wymiarów i zdolności parapsychiczne. Rzeczywiście ta istota potrafiła wiele rzeczy, co potwierdzam, mogła, np. wiedzieć o mnie to czego jej nie mówiłem, czytać aure, ponoć oobe dla niej/niego/owego/tentego to norma. Ale do rzeczy.
Z początku znalazłem jedynie przekazy tej istoty i mnie bardzo te przekazy zaintrygowały, w końcu to taka "nieznana wiedza" takie to wydawało się fascynujące... Potem dowiedziałem się, że ta istota normalnie pisze na forum, co mnie zdziwiło, no to nie wiedzieć czemu szukałem jej wypowiedzi na forach, a nóż dowiem się czegoś ciekawego. Ponoć z nieznanych mi powodów wywalano tą osobę z forów (teraz po moich doświadczeniach domyślam się dlaczego). W końcu trafiłem na forum DI i ta istota miała tam swój dział na którym pisała. I byłem po prostu ciekawski i nieświadomy zagrożenia, bardzo interesowała mnie ta "wiedza" wtedy jeszcze nie wiedziałęm, że to pułapka, naiwny byłem. Ta istota była tam wtedy z bratem i coś się pokłócili z administratorem forum DI, ci "widzący" wyzywali admina i szydzili z niego... Potem ten cały osobnik napisał do mnie na PW, coś w stylu, że jestem w porządku i nie jestem "zainfekowany" (cokolwiek to znaczy), nie wiem po co do mnie pisał i znał skądś pare innych znanych mi osób, które zajmowały się rozwojem duchowym i pochodziły z takiego pewnego forum i polecił mi bym do nich napisał, żebyśmy mieli kontakt mailowy. No i przez pewien czas rozmawialiśmy sobie przez Skype i maile, ta wiedza wydawała mi się taka "wyjątkowa" (oohhh). Pare osób się jeszcze w to wciągneło i to w dodatku przeze mnie (niestety głupi i zaślepiony byłem, uzależniłęm się emocjonalnie). Potem ci sekciarze założyli blogi i ja też założyłem i tam pisali. Potem pisali tam przez jakiś czas, później powiedzieli, że udają się w podróż do "lustrzanego kwiatu wolności-nieskończoności" (czy jakoś tak). No i gadaliśmy między sobą (członkami sekty) i przyszedł taki nieprzyjemny chamski koleś (ponoć ich wuj) i chciał nas urabiać, naśmiewał się z nas z naszej postawy i zachowań (powiem szczerze, że wielu w życiu widziałem chamów ale takiego skrajnego to pierwszy raz w życiu), a my sekciarze byliśmy już uzależnieni to staraliśmy się dostosować. No i potem tamten koleś ze swoim bratem wrócili z tej podróży i opowiadali o swej walce ze złymi pajonkami i z wirusem jakim to ludzie są infekowani przez te zue pajonki. Ich metda walki z "wirusem" u danej osoby polegała na cynicznym wyśmiewaniu się z tej osoby, obrażaniu i atakowaniu energetycznym, ogólnie wyrządzali takiej osobie krzywdę, pod płaszczykiem uwolnienia od "wirusa". Potem coś zaczęło się ze mną złego dziać, bo ja wysyłałem moją miłość do osób które naprawdę kocham, a od sekciarzy byłęm uzależniony emocjonalnie jedynie. I wtedy coś złego się stało, coś zaczęło mi drenować energię, atakowało mi czakrę splotu słonecznego i dwie niższe. Czułem ból fizyczny, popadłem w depresję, tamten guru raz to zauważył i napisał mi niby ze współczuciem co mi się niby stało. Jednakże miałem w sobie jakiś wewnętrzny opór by nie prosić go o pomoc, gdyż mam taki pogląd, że swoje problemy powinienem rozwiązywać sam, gdyż dzięki temu się rozwijam (te poglądy uratowały mnie przed kolejnymi podpięciami energetycznymi).
I było ze mną bardzo, bardzo źle przestałem być sobą, stałem się uległy i bezkrytyczny, taka posłuszna owieczka, starałem się robić co mi polecał guru, pogrążałem się coraz bardziej, to było piekło. Potem do sekty doszedł taki Paul, wyczuliśmy na początku od niego coś bardzo negatywnego. Ten guru powiedział, że to pewnie pająk nas trolluje i my głupi nie posłuchaliśmy intuicji. I ten Paul był jeszcze bardziej chamski niż ten poprzedni koleś, obrażał ludzi atakował ich, ci co zbliżyli się do guru z poza sekty od razu byli atakowani. I ten Paul uznał, że coś we mnie jest nie tak i zaatakował mnie energetycznie, odczówałem bardzo silny ból fizyczny, potem mnie zbanowali w tej sekcie bo poskarżyłęm się, że nie miał prawa mnie atakować to mnie jeszcze potraktowali jak najgorsze gówno. Potem po jakimś czasie uznali moją skruchę i doznałęm zaszczytów odbanowania i zbliżenia się do guru (rzygać mi się chce na samą myśl jak dałem się zmanipulować ale pisze prawdę). Ale ja mimo manipulacji już im nie ufałem wewnętrznie, mój umysł był zmanipulowany ale głos wewnętrzny był bardzo nieufny i ostrożny, zacząłęm czuć się jeszcze gorzej niż przedtem, doznałem pomieszania umysłowego (w psychiatrii mogli by to określić jako shizofrenia). Wtedy stałem się bezwolny jak robot, ale oni skrzywdzili mojego przyjaciela bo opóścił sektę, pisali na niego straszne obrzydliwe rzeczy i to mnie zabolało bardzo, bo bardzo go lubiłem i wiem, że ten mój kolega to człowiek dobry o wielkim sercu, szanuje go do dziś. A potem ten "wujek" ich (chamski i bezczelny) chciał wejść w życie prywatne mojej najbliższej przyjaciółki, a ona powiedziała im wtedy NIE i zablkowała ich i zerwała kontakty. Wtedy zaczeli ją strasznie obrażać, wypisywać na nią straszne rzeczy, wyciągać sprawy prywatne i drwić z nich publicznie. Cynizm tych istot osiągnął szczyt. To było niewybaczalne, bo chcieli zniszczyć osobę którą najbardziej kochałem, powiedziałem wtedy DOŚĆ, zbuntowałem się i napisałem im prawdę co o nich myślę (przypominam, że wtedy byłem na dnie psychicznym i energetycznym ale znalazłem w sobie odwagę to było prawdziwe piekło!). Nie oglądałem się za siebie i odeszłem z sekty.
Gdy to zrobiłem padłem ofiarą silnych ataków energetycznych, próbowałem bronić się "miłością" bo nie umiem bić się energiami, ale to coś drwiło sobie z mojej "miłości" "zdmuchnęło ją". Leżałem przez 3 dni w konwulsjach, strasznie bolał mnie brzuch jak by mi coś rozrywało wnętrzności, paliło od środka, czułem że umieram, nie jadłem nic tylko leżałem. Moja najlepsza przyjaciółka (Ta co wyszła z sekty) to wyczuła i mnie uratowała, zadzwoniła do moich rodziców wtedy to mogłem jako tako się pozbierać, nie będę zdradzał szczegółów co się ze mną działo potem ale to było bardzo przykre w konsekwencjach...
Ale teraz po tych przykrych zdarzeniach z mojego życia minęło już trochę czasu i wnisoki mam następujące. W naszym życiu liczy się tak naprawdę wiedza doświadczalna, to co życie nas nauczy i podstawą rozwoju duchowego powinna być przede wszystkim intuicja i jeśli ona ostrzega to lepiej się jej słuchać bo będzie źle. Intuicja, intucija i jeszcze raz intuicja. Należy się kierować wyższymi uczuciami i inspiracjami.
Chciałem się podzielić z wami moją historią, może wyciągniecie z tych moich doświadczeń wnioski dla siebie. I jest to też przestroga dla nieostrożnych. Pamiętajcie, jeśli macie niskie poczucie własnej wartości, nie wierzycie w siebie to jesteście w ogromnym niebezpieczeństwie zwerbowania przez sekty.
Pozdrawiam serdecznie.