nasze ciało składa się z komórek, i każda komórka zawiera dokładne dane na temat całości organizmu, tak czy nie? - z dna w nich zawartego można uzyskać tą właśnie nie inną całość, wszyscy wiemy jak to się zowie.
tak samo widzę nas (jedostki, pozornie oddzielone) i absolut/kreację (całość). poszedł bym dalej i powiedział o atomach, które przecież w większości są puste/są pustą przestrzenią;] oto i pozorne oddalenie.
w każdym razie to, co nazywamy naszym zyciem, też niejako można ujrzeć w analogii, która sama się nasuwa (patrz powyższe - nadal o ciele i komórkach/atomach).
nie traktowałbym jednak życia jako misji. misja ma jakiś konkretny cel i, co ważniejsze, może się nie powieść;] rozumiesz. raczej widze w tym zabawę, walkę z nudą wręcz. czyli tak bardzo prosto, trywialnie przecież.
i tu wrócę do tego, co mówiłem na początku. gdybyś był sam (a taką tezę wysuwam; jest tylko absolut, który jest wszystkim. biedaczek;( taki samotny;p) to jak byś zabijał "nudę"? sam ze sobą. gdybyś dodatkowo miał do dyspozycji wszechmoc? podzieliłbyś się, bo? bo tak by było, albo chociazby mogłoby być ciekawiej. czasem chce się komus dac w zęby - najlepiej dać sobie, bo i czasem samemu sie chce oberwac, nie? no, to 2 pieczenie na jednym;] ja mówię całkiem poważnie. bawimy się sami ze sobą. chciał nie chciał czasem (często) pojawi się jakiś cel przed nami, który chcemy osiągnąć. jednak mamy jakis zamysł na tę zabawę, na jej finał np. to działamy - czest o z pozycji tej "całości".
ogółem.. przygoda jest przednia.
acha i muszę coś dodać. faktycznie nie ma dobra i zła, nie ma lepszego i gorszego, a juz na pewno nie ocenia tego "kreacja". tylko że, mimo wszystko, wszystko jest miłością, nawet strach. jest jedno uczucie tak naprawdę - miłość. w różnych formach, ale to wciąż to samo.
i teraz pytanie: dlaczego akurat miłość? a nie coś zgoła odwrotnego, no, niemiłego że tak chce się powiedzieć? widocznie bóg (powiedzmy) jest BARDZIEJ hedonistą niźli masochistą;] i ostatecznie się kocha, chce dla siebie "dobrze".