EnergyFlow napisał/a:Problemem niezależnych ruchów i organizacji prowolnościowych jest jednak brak finansów, bo pomysłów im nie brakuje. Wynajmuje się wtedy billboardy, kupuje czas antenowy, prowadzi akcje informacyjne. A tak to pozostaje tylko łatanie dziur własnym sumptem, no po przecież o pożyczkę do banku nikt nie wystąpi....
A więc także doszedłeś do wniosku, że tzw. marketing nie dotyczy tylko i wyłącznie sprzedaży i może również mieć znaczenie w innych obszarach?
Myślę, że billboardy etc. to sposób dużych firm i korporacji. Jeśli sprawa dotyczy internetu, to lepszym (i tańszym) rozwiązaniem byłaby chyba akcja zakrojona w internecie.
A tak nawiasem, czy zauważyliście, że czym bliżej roku 2012, tym większa gorączkowość wśród tych z "góry", włączając w to polityków, filmowców, zarządzających korporacjami itd.? Tak, jakby się spieszyli, bojąc się, że nie zdążą przed czymś istotnym...
Prawdę mówiąc, to np. wspominana przez Tacjanę ustawa-atak na medycynę naturalną to jest też jeden wielki ekonomiczny bubel i samobój zarazem. Logicznie rzecz biorąc: w momencie, kiedy politycy trąbią o kryzysie, a jednocześnie szybko forsują ustawy zakazujące wolnego handlu w obszarach, które od tysiącleci niczemu nie przeszkadzały (tzn. zwiększały obrót pieniędzmi, a zatem wzmacniały gospodarkę), może tylko doprowadzić do pogłębienia skutków owego kryzysu, od zwiększenia bezrobocia poczynając. Ciekawi mnie, że nikt tego "nie wziął" pod uwagę.
Od dłuższego czasu mam na "celowniku" dużych filmowców jak Hollywood i Disney. Teoretycznie np. film "2012" miał być kolejnym kasowym hitem w okresie przedświątecznym, kiedy z żadnym innym filmem właściwie nie konkuruje. Ale z drugiej strony może być równie dobrze atakiem na internet, zalewając masą bezwartościowych informacji i dyskusji na temat roku 2012 tak, żeby ktoś, kto chciałby rzeczywiście się czegoś dowiedzieć, będzie miał teraz naprawdę utrudnione zadanie. Po za tym film kieruje uwagę widza na "koniec świata" i pomija inne sprawy, poruszając czułą strunę w większości ludzi nt. awersji do końców świata i prawdopodobnie wywołując nowy zalew dyskusji na ten temat.
(Zastanawiałem się również, czy te "teorie" o końcu świata w 2000 r. również nie były celowym podpuszczeniem ludzi tak, aby teraz odrzucali każdą inną nową teorię - bo obecnie to główny argument przeciw wszelkim wydarzeniom datowanym na jakiś określony rok. A właściwie, to "argument").
Generalnie spodziewam się coraz większej gorączkowości i chaosu w poczynaniach "góry"; będą szybko działać, narzucając coraz bardziej absurdalne "reguły", popełniając pewnie coraz więcej błędów. Dlatego nie sądzę, aby zwykłe reagowanie typu akcja-reakcja i walka wg. tego, jak zagrają, odniosłaby najlepszy skutek. Myślę, że uważne, bez emocji, przyjrzenie się temu, co robią, pomoże lepiej wychwycić ich błędy i zareagować strategiczniej i rozsądniej - trafiając w sedno, a nie na zasadzie walki z wiatrakami.