Temat: Zachowanie sceptycyzmu
Uważam się za osobę sceptyczną. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś, kiedy czułem się samotnie, wystarczyła drobna życzliwość ze strony innej osoby, abym zaczął takiej osobie ufać bezwarunkowo. Jakieś zrozumienie, mnie, a raczej pozory tego zrozumienia. No i dawałem się czasami robić w bambuko. Wpierw zdobywano moje zaufanie, co nie było trudne. Później, w jakimś momencie coś się zmieniało, i to jeszcze nic. Dalej byłem lojalny, pomimo że osoba która mnie "rozumiała", zmieniła się, zmieniła postawę wobec mnie. Czasami wręcz na wrogą. Czyli, podsumowując, byłem kuszony, później przemielony, i odrzucony, jak stawałem się zbędny. Dlaczego o tym piszę? Bo istnieją nauczyciele duchowi, i mogą być fałszywi. Jakiś czas temu dowiedziałem się o osobie, co się zabiła. Wcześniej, kilka miesięcy przed śmiercią, ta osoba była zafascynowana jakimś dupkiem, który tak postąpił. Podobno nigdy się nie spotkali osobiście, i korespondowali jedynie. Nie wiem ile w tym prawdy, jednak tak czy inaczej warto uważać. Uważać na wszystkich, być czujnym, a przy tym nie popadać w paranoję.
Czasami się zastanawiam nad tym, czy deklaracja Hejala, że żeby mu nie ufać, jest takim trickiem psychologicznym. Bo przecież skoro tak mówi, to znaczy że chce dobrze, więc nie okłamałby nas. A może właśnie kłamie dużo, żeby nas uczulić? A może mówi całą prawdę? Warto uważać, też i na niego, bo otoczka tajemnicy, przyciąga zainteresowanie.