Baltazar napisał/a:Życie na ziemi jako test ?
Eksperci w duchowym świecie ??
W takim razie ten duchowy świat to jeszcze większe bagno
)
Arcy sadyści i masochiści w imię rozwoju, doskonalenia...
...a duszyczki przepełnione pokorą i miłością wcielają się na ziemi żeby doświadczać i zadawać cierpienie ??
)
Gdyby tak było nigdy bym się tu nie urodził
A jeśli tak jest nigdy tam nie wrócę
))
Napisałem tak, żeby nieco skłonić was do wyrażenia swojego zdania.
Gabi nie do końca zgadza się z moim wyborem dotyczącym testu, o którym wcześniej pisałem, u Ciebie opory wzbudziła inna moja teoria. To bardzo dobrze, w przeciwnym wypadku myślę, że bylibyśmy kółkiem wzajemnej adoracji, czyż nie - a wydaje mi się, że raczej nie o to nam chodzi?
Dla jasności uzasadnię swój wybór, który nie musi być słuszny - taki mi się po prostu wydawał. Napisałem: "Proponuję zrobić test: pójść do jakiegoś sklepu i powiedzieć osobie Cię obsługującej coś okropnego". Gdybym napisał, żeby testować jak bardzo kolektywnym społeczeństwem są Ziemianie poprzez zachowania odbierane przez innych jako pozytywne, to doprowadzimy do sytuacji podobnej do tej, o której Hejal pisał w przypadku głodu.
A zatem zakładając, że osoba-obiekt testu nie jest jeszcze zaawansowana w rozwoju, prawdopodobnie jeszcze silniej uzależni się od wpływu innych osób. Innymi słowy, będzie oczekiwać od wszystkich, że będą się wobec niej zachowywać w określony, uznawany za "pozytywny" sposób. Dlaczego ludzie, którzy ignorują swoje uzależnienie, coraz częściej go doświadczają?
Dajmy taki przykład: kobieta, która uzależnia się od swoich partnerów, ciągle trafia na te same typy partnerów i scenariusze owych związków są wszystkie negatywne i dziwnie do siebie podobne. Gdyby wszystko było, tak jak piszesz, Baltazarze, sielanką, to taka kobieta nie miałaby nawet motywacji do tego, by coś zmienić.
Jeszcze raz zacytuję dwa Twoje zdania:
Baltazar napisał/a:W takim razie ten duchowy świat to jeszcze większe bagno
)
Arcy sadyści i masochiści w imię rozwoju, doskonalenia...
Też tak myślałem. Ale obserwując siebie i innych doszedłem do wniosku, że to jest tylko nasz ziemski punkt widzenia. Każdy dąży do harmonii i przyjemnego życia. Ale to jest trochę tak, jak w ekonomii: możesz mieć coś teraz, ale zamiast ulegać swojemu impulsowi widzenia i posiadania tylko tego, co masz tuż przed sobą, możesz także odroczyć tą chwilę cieszenia się z tego na później, by uzyskać lepszy rezultat.
Większość ludzi zadowala się po prostu tym, co może mieć teraz, chyba, że coś negatywnego skłoni ich do refleksji. I okaże się, że nie jest do końca tak, jak sobie myśleli - coś, co przerwie ich sielankę i zmusi do rozwoju świadomości.
Najlepsze wyjście moim zdaniem to takie, dzięki któremu zamiast czekać na negatywną sytuację, która wskaże Ci Twoje braki i skłoni do rozwoju świadomości (a zatem wracając do ekonomicznego przykładu - otrzymasz znacznie wyższą nagrodę w przyszłości, zamiast mniejszą natychmiast), po prostu wyprzedzić wydarzenia i z własnej inicjatywy postawić na uświadomienie sobie sytuacji i być może dewiacji, których nie byłeś świadomy.
Albo inny przykład.
Ludzie popełniają błędy, gafy itd. - to normalne, inaczej byliby wszechwiedzącymi ekspertami, którzy już nie muszą się niczego uczyć. Z każdą popełnioną gafą w otoczeniu, które ich adoruje i nie zauważa błędów (faktycznie lub udaje), umacniają się w przekonaniu, że są świetni w kontaktach. A potem po wielu latach trafiają na odmienne otoczenie, bo się np. znudzili dotychczasowym (brak wyzwań zwykle prowadzi do nudy) - ale ci nowi ludzie już nie są tak tolerancyjni dla gaf. Katastrofa gotowa. Ktoś mógłby pomyśleć: ci ludzie są prymitywni, nietolerancyjni i czepiają się coś, co dla innych nie ma znaczenia - a przecież dla poprzedniej grupy byłem "w porządku". Pytanie - kto ma rację?
Czy nie lepiej byłoby jednak stopniować trudność i świadomie poznawać inne otoczenie powoli, jeszcze zawczasu, próbować uświadomić sobie co robisz i w jaki sposób - czyli stale doskonalić siebie?
Wracając do świata duchowego - problemy z komunikacją z niektórym typem "osób" mogłeś mieć już jako dusza. Postanawiasz się więc wcielić, by przerobić "lekcję" komunikacji z innymi. A potem zapominasz, że się wcieliłeś i myślisz o tym, jak wspaniały czeka Cię świat po śmierci, gdzie wszyscy będą Cię kochać i adorować, a nie to bagno na Ziemi, gdzie musisz sobie z takim trudem radzić z komunikacją z innymi. Myślę, że problem jest widoczny. Jeśli rzeczywiście nie poprawisz komunikacji w życiu fizycznym, marząc o lepszym życiu duchowym, jako dusza stwierdzisz, że zmarnowałeś czas na Ziemi i ponowisz próbę, bo nie uzyskałeś tego efektu (nagrody), której oczekiwałeś. I tak do skutku.
Baltazarze, ale może masz inny obraz świata po śmierci niż ja?
A tak nawiasem brak pamięci o poprzednich wcieleniach ma swoje plusy i minusy, jak widać (to odwrotne zdanie do zdania Hejala, który stwierdził, że pamięć o poprzednich wcieleniach ma swoje plusy i minusy).