Może napiszę tutaj o swoim punkcie widzenia. Po długiej obserwacji ludzi myślę, że człowiek (przeciętny przedstawiciel rasy) jest w o wiele większym stopniu bardziej istotą społeczną niż izolującą się. Większość ludzi nie potrafi długo wytrzymać bez "towarzystwa", potrzebuje wymiany energii z innymi i traktuje ich jako czynnik stymulujący. Zazwyczaj nieświadomie.
Waga, jaką ludzie przywiązują do społeczeństwa (innych jednostek), w którym żyją, ma ogromne konsekwencje, mniej lub bardziej pozytywne. Do tych bardziej pozytywnych można zaliczyć zalety społeczeństwa kolektywnego, jak silna interakcja, często występujące bodźce między jednostkami czy inne korzyści ze wspólnoty.
Kolektywne podejście jednak prowadzi do pewnego rodzaju unifikacji, ujednolicenia tak, że niektórzy duże skupiska ludzi mogą postrzegać jako "szare masy" niemal identycznej energii, nie różniącej się indywidualnie od siebie znacząco. Bo właściwie do tego właśnie sam kolektywizm prowadzi: do zbliżonych poglądów, nierzadko przyjmowanych pod presją społeczną.
Ludzie podświadomie uważają, że zdanie czy opinia innych osób z otoczenia (sąsiada, współpracownika, członka rodziny, nauczyciela, znajomego itd.) ma bardzo duże znaczenie i bardzo poważnie je traktują, nawet, jeśli świadomie tego nie chcą. Boją się więc krytyki, negatywnej opinii itd. - to są cienie społeczeństwa kolektywnego - zwłaszcza nieświadomego społeczeństwa kolektywnego.
Jednocześnie jednak, pomimo silnego przyciągania społecznego, każdy uznaje swoją odrębność i autonomię. Nawet jeśli jej/jego decyzje nie są w pełni autonomiczne, zwykle uważa, że sam podjął większość decyzji w swoim życiu.
Przeciwieństwem kolektywnego podejścia, jak pisałem innym razem, jest podejście indywidualne. Osoba skrajnie indywidualna często nie liczy się otoczeniem, nie uznaje innych praw niż własne, izoluje się od społeczeństwa nie ze względu na dyskomfort, ale raczej brak wrażliwości (na inne istoty świadome), która rozwija się przecież tylko wtedy, gdy daje się jej na to szansę; oznacza też często odkrywanie przez każdą osobę "koła na nowo", niską jakość komunikacji i brak dzielenia się rezultatami swoich talentów i możliwości. Może również prowadzić do nudy, czyli braku nowych bodźców. Z drugiej strony, indywidualizm przynosi różnorodność, akceptację prawa do samostanowienia i swobodnego decydowania o własnych poglądach, oddzielania się od otoczenia, posiadania własnej, tej prawdziwej wibracji oraz niezależności.
Jeśli na jednym skraju postawimy kolektywne, a na drugim - indywidualne podejście, to możemy stwierdzić, że każde z tych podejść ma cechy atrakcyjne i przyciągające, oraz zagrażające i odpychające.
W tym kontekście samotność (izolacja od społeczeństwa) może być z jednej strony wreszcie szansą na rozwój indywidualny, jeśli ktoś czuje zbyt dużą zależność od innych (a ludzie - dzieci - dorastają w poczuciu zależności) i wpływ społeczeństwa obniża i ogranicza wibracje. Z drugiej - ograniczenie kontaktów z innymi ludźmi, nawet tymi, którzy powodują jakiś dyskomfort, z reguły prowadzi do braku nowych wyzwań i spadku poziomu tych umiejętności społecznych, które w okresie bardziej intensywnych kontaktów ćwiczyliśmy czy rozwijaliśmy, co może jeszcze bardziej pogłębić problemy.
Ja osobiście skłaniam się ku cyklicznemu podejściu. Indywidualne nastawienie jest także testowane, gdy jesteśmy w społeczeństwie, zaś społeczne - gdy przychodzi czas odosobnienia.