Kiedy pojawił się mega-wirus wszechczasów - a przynajmniej okazał się zwycięzcą w kategorii bycia celebrytą wszechczasów w mediach na całym świecie - w pierwszym roku obecnej dekady, to śmiertelność w krajach takich jak Australia, które miało jedno z najbardziej restrykcyjnych podejść do społeczeństwa pod tym względem, była mniej więcej taka sama jak w poprzednich latach - przypomnę że to był rok w którym jeszcze nie brano magicznego leku, zatem wirus sam w sobie nie zmienił statystyk umieralności. Dziwne?
Ale dalej robi się ciekawiej.
Już po tym, jak większość ludzi zaczęła przyjmować dawki najszybciej w oficjalnej historii oddanego do zastosowania "leku" na świecie na najbardziej w historii rozreklamowaną chorobę, czyli w latach 2021 i 2022, umieralność ludzi w Australii ogromnie wzrosła. Rządy twierdziły, że blokada granic (izolowanie ludzi) pozwala na uniknięcie rozwoju wirusa. Tymczasem statystyki mówią coś dokładnie odwrotnego: kiedy Australijczycy przestali masowo wstrzykiwać owe "leki" do krwioobiegu, a granice zostały otwarte, powinniśmy - zgodnie z obowiązującą narracją - spodziewać się wzrostu śmiertelności, ale tak się nie stało, zaczął spadać. Przy okazji dygresja: należy spodziewać się, że ten wróg ludzkości numer jeden - nie, nie chodzi mi o tego legendarenego wirusa (który do dzisiaj nie tylko został częścią nowoczesnej mitologii, ale jakoś media i instytuty naukowe nie bardzo mają ochotę na bliższe zapoznanie się z tym wrogiem ludzkości), tylko o przeciwnika wirusa stworzonego w laboratoriach walczących z wirusami a następnie wstrzykiwanego pod ogólną presją strachu wszystkim, którzy ulegli propagandzie (bo tak to należy nazwać, co pewnie wiecie ze swojego podwórka) - nie jest jedynym wrogiem, część nie jest jeszcze tak powszechnie znana. Np. tatuaże, tak mocno lansowane w filmach, mediach czy telewizji, również są szkodliwe, zaś zabiegi ich pozbycia się - jeszcze gorsze. Otruwanie i skazywanie ludzkości na choroby w celu wymuszenia dożywotniego haraczu na "zdrowie" w jedynie słusznych instytucjach medycznych ma długą historię (efektywność a nie ideologia "naukowa" czy nawet "polityczna" powinna być kryterium oceny, a nie nowomowa stosowana w postaci "no jak poszedłeś do znachorki to się nie dziw że ci nie pomogła, pewnie jeszcze w czarnoksięskiej kuli wyczytała ci, że będziesz żył długo i w zdrowiu").
Wracając do wirusa, w sumie w samej Australii to nie wirus, ale lek na niego, bezpośrednio zebrał żniwo blisko 70.000 ofiar - tzn. jako ofiary "zażycia leku". W momencie gdy otwarto granice i zaczęto wpuszczać niezaszczepionych, powinien wzrosnąć odsetek, ale zaczął spadać - tym bardziej im mniej ludzi brało leki. Ciekawe, czemu media o tym nam nie chcą już powiedzieć? Przestali się nagle interesować tą sprawą, czy też... po prostu nie chcą?
zygmunt napisał/a:i co się wykluło?
Ja bym się nie obawiał tego, co się wykluło, tzn. nie patrzał krótkowzrocznie, a zamiast tego zapytał: a co się wykluje u tych, którzy jeszcze żyją, a zażywają nie tylko "leki", ale także inne współczesnych modne "rozwiązania"?
I powiązał to z innymi faktami na temat naszego niezakłamanego świata. Np. prawo zachęcające do usuwania ciąży + medialna sieczka zachęcająca do usuwania ciąży - ideologicznie podbudowane prawami kobiet do... podobno niebycia ofiarami gwałtu... (jakoś statystyki tego nie potwierdzają, więc chyba musi chodzić o coś innego) z jednej strony (oczywiście głównie to popierają kobiety) a bezprawiem do życia płodu (przeciwnicy ww. kobiet). Nie będę wchodził w ideologiczne wątki, ale pod tą wrzawą od lat już robiącą wodę z mózgu ludziom, i zdaje się nie mającą końca, stoją wyrachowane interesy firm takich jak te, które tworzyły ww. "leki" - bo muszą one być testowane na "kimś", a nienarodzone płody, najlepiej w dowolnym miesiącu, a czym starsze tym lepsze, bo bardziej przypominające człowieka, do tego celu właśnie służą i to im się wstrzykuje różne testowe substancje i tworzy "wyniki badań". Zastanawiam się, czy ta granica płodu będzie przesuwana - no bo w końcu jaka jest różnica pomiędzy dzieckiem, które zostało w dzień przed urodzeniem odebrane kobiecie (być może później nawet bez jej zgody - ale z powodów obawy o "bezpieczeństwo" ludzkości), a tym, które zostało urodzone wczoraj? W zasadzie żadna. Albo: różnica między dzieckiem mającym 2 dni a 1 dzień? Czy to już człowiek, czy jeszcze nie? Idąc dalej tym tropem wprowadzania prawa krok po kroczku do zabijania ludzi: czy 17-latek to jeszcze człowiek???
Na koniec jeszcze przypomnę niesławne testy na mega-wirusa wszechczasów, przy których to testach powstawały dosłownie cuda, ale nasze równie sławne media znowu dały plamę w obiektywizmie dziennikarskim znowu o tym nic nie mówiąc, i można powiedzieć, że albo nie nadają się w ogóle do prawdziwego dziennikarstwa popełniając tyle błędów, albo przeciwnie... celowo je popełniają.
Tak wygląda mniej więcej trochę szerszy obraz sytuacji, a nie tylko to, co się wykluło.