Krykers napisał/a:A co do Ukrainy, i całej tej pomocy. Jak konflikt zgaśnie, bo na to szansa jest większa, to ta pomoc ma Ukrainę zadłużyć, a nie wiązać, na zasadzie przyjaźni. Unia Europeska mówi "masz Ukraino dług, to teraz jesteś nam winna, i rób co chcemy". O to chodzi w tej "pomocy", na uzależnieniu kraju od siebie.
Ja to tak widzę: kraj i jego niezależność to jedno. Powinniśmy dążyć w miarę możliwości do uniezależnienia się od manipulacyjnych ruchów władzy. Ci ludzie zdają sobie sprawę z istnienia ruchu oporu - takich ludzi, jak prawnicy, naukowcy, lekarze itp., którzy np. w czasach epidemii uświadamiali resztę społeczeństwa, że istnieje "PROBLEM".
Ale jest druga strona monety: po pierwsze, ten problem jest narzucony nie tylko przez fizycznych ludzi, ale (a może przede wszystkim) przez istoty niefizyczne. Jak pisałem, żadne wojny nie są przypadkowe. Kiedy słucham czy czytam moralizatorskie przekazy kosmitów wytykające palcem ludzkość za to, stworzyła bomby jądrowe itp., i jedynie tylko prowadzi wojny itd., oskarżająca nas ze swojego wygodnego położenia gdzieś tam poza areną, którą sami stworzyli (celowo), to patrzę na nie z przymrużeniem oka. Zwykły człowiek nie tworzy wojen, co najwyżej swoje małe, międzyludzkie konfikty, takie... jak te czasem na tym forum. Natomiast te prawdziwe, duże, narodowe i międzynarodowe konflikty są w każdym calu pod kontrolą. Dramaty, takie jak umierający ludzie w obozach, są wyreżyserowane, niestety... mają wyglądać prawdziwie i dramatycznie, ale są z góry ZAPLANOWANE.
I druga sprawa: państwo to jedno, a my to drugie. Są granice. Patriotą nie jestem, ale rozumiem kwestię obronienia swojej niezależności przed łapami zachodnich i wschodnich mocarstw. Polska jako kraj polityczno-gospodarczy (załóżmy, że coś takiego istnieje) nie ma w żadnym przypadku możliwości reagowania na wydarzenia z pozycji silnego. Raczej musi efektywnie lawirować, jak to robiły np. fenickie miasta-państwa w ostatnim tysiącleciu p.n.e.
Fenickie miasta długo utrzymywały się nie tylko przy "życiu", ale wręcz doskonale prosperowały. Jeden poziom to poziom między-narodowy, czyli polityczny - na tym poziomie są analizowane te wszystkie prognozy wojny itd., ale istnieje też drugi poziom: poziom życia zwykłego obywatela. Ostatecznie dla mieszkańców takiego fenickiego miasta to lepiej, gdy nawet, jeśli jest słabe militarnie, to może prosperować. Fenickie miasta były ciągle zagrożone potencjalnym atakiem któregoś z hegemonów na Morzu Śródziemnym, lub okolicy, ale przetrwały dłużej, niż trwają rządy obecnego światowego hegemona, czyli USA!
Tak więc nie myślałbym tak bardzo o wojnie. Są granice "przyklejania" się do kraju.
Jak wielokrotnie powtarzałem, warto postawić na osobistą niezależność - a prawdziwa niezależność zaczyna się od niezależności umysłowej.
Krykers napisał/a:Z drugiej jednak strony. Nawet jak to się stanie... To wszystko co opisuje Małgosia. Czy jedno wcielenie ma aż tak wielkie znaczenie, żeby iść z prądem, i za wszelką cenę walczyć o dane wcielenie? Szczerze mówiąc, jak wolę zginąć, niż kogoś zabić, żeby nie obciążać się karmicznie. Jeżeli nie zedrę sobie blokad, to trudno... Zginę.
Otóż to... do takich właśnie wniosków może prowadzić pewien system myślowy.
Mamy 3 różnych ludzi:
A - ateista
B - katolik
C - wierzący w reinkarnację
Wszyscy trzej żyją dokładnie w tym samym świecie / wszechświecie. Cała trójka się tu narodziła, i cała trójka umrze. Cała trójka też powędruje właściwie w to samo miejsce po śmierci. Ale każdy z nich uważa, że urodził się i żyje z innego powodu, a także, co się stanie z nim po jego śmierci.
Ateista będzie prawdopodobnie wszystko robił, by przeżyć.
Katolik przypomni sobie wszystkie modlitwy, wyrecytuje je, i za to recytowanie doczeka się po śmierci jeszcze nagrody (jeśli doda jeszcze żarliwego zaangażowania, to już w ogóle).
Natomiast wierzący w koło karmiczne, będzie zastanawiał się, jakie to wcielenie znowu otrzyma... a otrzyma znowu wcielenie z wojną, i znowu dojdzie do tego samego wniosku, że w sumie po co żyć, skoro będzie jeszcze jedno wcielenie, i jeszcze jedno, i jeszcze jedno... No to bum! W kolejnym wcieleniu zostaje... katolikiem!
Ja nie zamierzam się bać, co by było gdyby, tylko postarać się jak najlepiej wykorzystać czas który ewentualnie mi został. I na tym się obecnie skupiam.
Czytam przekazy... Próbuję różnych rzeczy, technik. I to działa. Zaczynam nad sobą lepiej panować, zaczynam wyzbywać się schematycznego myślenia. Metodycznie, konsekwentnie zdzieram wszelakie blokady, schematy, które mnie ograniczają. I to ma znaczenie, przynajmniej dla mnie. Sztucznie wykreowana wojna ma odwracać uwagę. Co wrazie czego zrobię? Na pewno nigdzie nie pójdę, na jakąkolwiek wojnę, a gdzieś indziej, czyli sobie ucieknę. Zawsze warto sróbować.
Świadomość zagrożenia, a uleganie strachowi, to dwie różne rzeczy. Panikowanie nie daje nic dobrego. Zresztą, po co ja to mówię.
Ja też nie zamierzam jak łoś wojować nie tylko za czyjeś interesy - ale wręcz za niczyje interesy. Te wojny są sztuczne, ludzie mają w nich po prostu brać udział w XX i XXI wieku (w przeciwieństwie do wojenek w śrendniowieczu, kiedy lud walczył za pana np. za takiego Mieszka I). Przegranym jest ten, kto walczy w nieswoich wojnach, zwykły chłop rolnik, który musiał zostawić ziemię, i został postrzelony przez własnego pobratymca jeszcze kuszą w plecy, dzięki czemu jego pan mógł sobie wziąć legalnie na własność jego ziemią a nawet żonę - i to bez konieczności brania z nią ślubu. Teraz mamy jednak globalną sytuację, gdzie żadna wojna nie przejdzie bez kontroli.
Ale racja: po co o tym mówisz właściwie Krykers? Osobiście nie spodziewam się żadnej wojny jak wspomniałem.