Temat: Reiki, leczenie energia
Jak w temacie wiecie kto sie zajmuje takimi sprawami. Slyszalemn ze Andrzej Kaczorowski ma dobra opinie wprowadza ludzi w hipnoze czesciowo leczac, zmieniajac nawyki danej osoby.
Forum czytelników książki "Wszystko jest wibracją"
Nie jesteś zalogowany. Proszę się zalogować lub zarejestrować.
Forum Przyjaciół Saleinji » Sprawy polityczne, społeczne i zdrowotne » Reiki, leczenie energia
Strony 1
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Jak w temacie wiecie kto sie zajmuje takimi sprawami. Slyszalemn ze Andrzej Kaczorowski ma dobra opinie wprowadza ludzi w hipnoze czesciowo leczac, zmieniajac nawyki danej osoby.
Myślę, że energia to podstawa przyszłego, pewnie nie tak odległego jak wam się wydaje, sposobu myślenia o człowieku, zdrowiu, medycynie, życiu, i w ogóle kompleksie ciało-energia-umysł. Energia naprawdę wiele wyjaśnia - co się dzieje w psychice człowieka, jak emocje uruchamiają poszczególne ośrodki oraz gruczoły, i jak wpływa ona na ciało.
Nie całkiem stricte reiki, ale w temacie energii (z japońskiego: "rei" - znaczy "uniwersalna", "ki" - energia życiowa, odpowiednik chińskiego chi / qi; odnosi się do pracy z energią) z szerszej perspektywy. Najpierw pojęcia ze zbliżonego systemu huna:
aka - energia bardzo bliska ciału fizycznemu, eteryczna substancja, której część stanowią meridiany w systemie energetycznym - to właśnie ta substancja przepływa przez tzw. ciało eteryczne
mana - energia jako moc psychiczna, na poziomie astralnym, dotyczy m.in. mocy na poziomie osobowości czy umysłu
ku - podświadomość jako niższa energia astralna, niższy umysł, w którym umieszczane są wszelkie wspomnienia i myśli; ten poziom umysłu dotyczy ogromnej większości ludzi, którzy są sterowani z tego poziomu i reagują "schematycznie" (nieświadomie / podświadomie), a świadomość ma zredukowany udział w ich życiu. Oczywiście, aby to poprawić, istotna jest praca z umysłem.
Należy powyższe dwa rodzaje energii rozdzielić - są to różne poziomy energii. O obu możemy np. przeczytać także u Castanedy, który także pisze o gromadzeniu mocy, jednak używa trochę innych pojęć, wywodzących się z tradycji Indian.
Do powyższego dochodzi jeszcze, odrębny termin, astralu, który w hunie dzieli się na kilka poziomów, w najprostszym ujęciu jest to niższy astral, czyli tam, gdzie kończą zwykli ludzie śmiertelni - jest to poziom wysoce podświadomy, tj. są ograniczeni przez stałe wzorce energii niższe, i muszą się wcielać (podświadomość w hunie nazywa się ku). Wyższy astral wymaga pracy nad świadomością (w tym oczywiście podświadomością, która staje się... świadomością) - tam trafiają tylko nieliczni ludzie po śmierci fizycznej, w szczególności tacy, którzy potrafili sami tam się dostać dzięki swojej świadomości - tj. trafia się tam wyłącznie za świadomą i celową decyzją takiej osoby; to właśnie jest miejsce, do którego trafiają - po decyzji - tzw. "wniebowstąpieni" czy nieśmiertelni. To tylko dwa przykłady takich ludzi, w zależności od tradycji.
Tu ciekawy cytat z "Bądź mistrzem ukrytego ja" odnoszące się do ww. mocy:
Wszystkie techniki używane w hunie opierają się na zastosowaniu tych zasad. Właśnie dlatego jest ona tak użyteczna dla rozwoju duchowego. Opiera się bowiem na zasadach, a nie technikach, co sprowadza się do tego, że kiedy jest potrzebne rozwiązanie to po prostu wyszukujemy i używamy najprostszej techniki, która spełni cel. Kiedy już poznasz wszystkie zasady, będziesz w stanie rozumieć prawdziwą naturę wszystkich technik i tworzyć swoje własne.
Dalej autor pisze, że wraz ze wzrostem zrozumienia mocy, człowiek staje się zdolny do kierowania własnym przeznaczeniem, a także w jaki sposób podświadomość jest ściśle związana ze zdrowiem psycho-somatycznym. Jak pewnie większość wie, podświadomość składa się z kompleksów - tzw. pozytywnych lub negatywnych. Te kompleksy oddziałują na życie człowieka, czasami w niepożądany sposób.
Terapie m.in. hipnozy czy oddziaływania przez energię bezpośrednio na tym niższym poziomie astralnym (czyli tam, gdzie przebywa podświadomość), właśnie przy pomocy takich narzędzi jak reiki, pozwalają zmodyfikować energię (kompleks), który odpowiada za jakieś negatywne fizyczne i/lub psychiczne problemy zdrowotne. Jest to energia, na którą silnie oddziałuje przede wszystkim księżyc, i moc (magia, medycyna, alchemia itd.) oparta na księżycu właśnie oddziałuje na tą część energii człowieka. Tym zajmowali się m.in. magowie, mago-medycy czy szamani.
Chciałbym wskazać na pewną, moim zdaniem kluczową rzecz w temacie tzw. uzdrawiania... Przede wszystkim, nasze postrzeganie w ogóle wszystkiego zależy od tego, czym się sugerujemy, albo ogólniej, jakie mamy przekonania na temat rzeczywistości. Widać to wyraźnie we wszystkim, co wiąże się z tzw. medycyną.
Dzisiaj zakładamy, że coś takiego jak medycyna w ogóle powinna istnieć. Główną założeniem istnienia medycyny jest koncepcja choroby. Jest to trochę problem zamiatany pod dywan (co oznacza, że przeciętny kowalski o tym nie wie - to znaczy, przedstawia nam się obraz jednolity i zdecydowany, ale to tylko pozory), ale naukowcy do dzisiaj nie potrafią dojść do tego, co to jest w ogóle "choroba", a nawet czy to pojęcie jest prawidłowe, czy też wynika z błędnego rozumienia. Zresztą ilość pojęć, które wokół spraw medycznych i zdrowotnych istnieją, jest zaskakująco duża, mamy do czynienia z ww. medycyną, chorobą, leczeniem, patologią, uzdrawianiem, przywracaniem równowagi, naturalną zdolnością organizmu do samoleczenia itd. Różne pojęcia przyjmują różny sposób patrzenia na to, czym w zasadzie jest ludzki organizm - a w konsekwencji, różnie podchodzą do sposobu działania. Sposób postrzegania ludzkiego organizmu jest kluczowy - zmiana samego postrzegania może sprawić, że w jednej chwili dokonamy rewolucji. Większość współczesnych problemów (impasów) w rozwoju nauki bierze się właśnie z postrzegania i rozumienia jakichś zagadnień. Rozumienie organizmu jest kwestią fundamentalną. Jeśli będziemy ignorować tą kwestię, to tylko będzie nam się wydawać, że rozumiemy, co się dzieje z organizmem. Większość ludzi rozróżnia dzisiaj tylko dwa stany organizmu: zdrowy lub chory. Moim zdaniem wskazuje to na bardzo duży stopień analfabetyzmu dzisiejszego społeczeństwa, a nauka nie poszła zbytnio dalej od tego punktu, choć jak wspomniałem, za zamkniętymi drzwiami naukowego światka toczą się dyskusje jak w ogóle rozumieć te kwestie...
Dzisiaj zakładamy, że coś takiego jak medycyna w ogóle powinna istnieć. Główną założeniem istnienia medycyny jest koncepcja choroby. Jest to trochę problem zamiatany pod dywan (co oznacza, że przeciętny kowalski o tym nie wie - to znaczy, przedstawia nam się obraz jednolity i zdecydowany, ale to tylko pozory), ale naukowcy do dzisiaj nie potrafią dojść do tego, co to jest w ogóle "choroba", a nawet czy to pojęcie jest prawidłowe, czy też wynika z błędnego rozumienia. Zresztą ilość pojęć, które wokół spraw medycznych i zdrowotnych istnieją, jest zaskakująco duża, mamy do czynienia z ww. medycyną, chorobą, leczeniem, patologią, uzdrawianiem, przywracaniem równowagi, naturalną zdolnością organizmu do samoleczenia itd. Różne pojęcia przyjmują różny sposób patrzenia na to, czym w zasadzie jest ludzki organizm - a w konsekwencji, różnie podchodzą do sposobu działania.
O tym, jak przyjęta terminologia zawęża i orientuje myślenie człowieka, mówił wspominany już przeze mnie Chomsky.
Zamiast więc tworzyć długą, encyklopedyczną listę różnych pojęć bez zrozumienia istoty sprawy, tzn. poszerzać ją w nieskończoność by dalej tonąć w tym oceanie, co robią głównie naukowcy - zwłaszcza ci zajmujący się badaniami pod dyktando korporacji farmaceutycznych, do których poszli najpierw robić staż a potem zostają często na całe życie, można iść w innym kierunku: poszerzać perspektywę, tj. pojęcie o kluczowych kwestiach, a nie iść dalej w ślepy zaułek, którym moim zdaniem jest pojęcie choroby.
Można to porównać do sytuacji, gdy gdzieś na północnych, zalesionych niecywilizowanych rubieżach Imperium Rosyjskiego się zgubiłeś i nawet nie masz pojęcia w którą stronę ruszyć, poza tym, że zapewne gdzieś na południe. Ale drogi nie znasz, nie masz mapki, ani nie wspiąłeś się wyżej jak ptak, by lepiej ocenić swoje położenie. W takiej sytuacji właśnie jesteśmy.
Cała ta monumentalna budowla przemysłu farmaceutycznego jest zbudowana wokół tylko jednej koncepcji: koncepcji choroby. Era wodnika, czyli ok. 2000 lat, prawdopodobnie zmiecie tą budowlę, zmieniając jeden, kluczowy szczegół: koncepcję choroby, wroga ludzkości numer jeden. Na szczęście ten wróg numer jeden nie dotyczy już ani zwierząt ani roślin (rozumiecie? ewolucja itd. - tylko najsilniejsi i najbardziej odporni przetrwają... albo najbardziej sprytni, czyli koncerny farmaceutyczne).
Cała nasza współczesna medycyna, także ta tradycyjna, znajduje się w impasie, albo zachowuje obecną wiedzę (co tradycyjne systemy medyczne jak Medycyna Chińska robią), albo wpada w regres (moim zdaniem dotyczy to współczesnej medycyny).
Są naukowcy i badacze, którzy wychodzą poza te ograniczenia. W ogóle stawiają całą medycynę i inne dziedziny do góry nogami, wychodząc z zupełnie odmiennej perspektywy. I gdy stają się zbyt popularni, natykają się na "system" - psychologiczne, ekonomiczne i polityczne uwarunkowania, które są tak samo celowo uwarunkowane jak umysł ucznia w szkole.
Ciągle zwiększająca się ilość informacji daje złudzenie poszerzania dziedziny, i faktycznie sama dziedzina medycyny się poszerza, ale to jak powiększać ilość drzew w puszczy, nie rozumiejąc, że tu nie chodzi o drzewa, tylko chodzi o puszczę jako całość w odniesieniu do jeszcze szerszego zagadnienia czyli kuli ziemskiej - a z tej puszczy przecież chcemy wyjść a nie w niej siedzieć po wsze czasy! Przeciętnemu obywatelowi natomiast wmawia się, że jest ona poszerzana dla dobra nauki. I faktycznie, jest to dla dobra nauki, ale nie dla dobra zainteresowanego. A czemu wyjść? Bo nasz cel jest inny niż bycie zagubionym w gąszczu! Tyle, że ludzie są jak ślepe zwierzątka obwąchujące ziemię i szybko zapominają co było ich celem i potem skupiają się na coraz mniejszych pod-celach - tak ten system ma ludzi uwarunkowywać i zorientowywać na takie cele, które prowadzą do jeszcze większego zagubienia, można by powiedzieć że w pewnym momencie zamiast szukać wyjścia w puszczy w końcu zaczynają robić listę pod-pod-gatunków drzew, krzewów itd. mówiąc "o znalazłem dąb dziewiętnasto-liściasty, to już 2853-ci w kolekcji tego pod-pod-pod-gatunku!". Oczywiście możecie powiedzieć: ale przecież w końcu naukowcy w swoich badaniach mogą natrafić na jakąś informację, która popchnie naukę czy medycynę do przodu!
Ale tak to nie ma działać, i ktoś pilnuje, aby tak było. I najgorsze co mógłby zrobić to się ujawnić, a więc będzie utrzymywał tak długo jak się da, że idziemy, idziemy, idziemy w dobrym kierunku. Ale cel jest taki sam jak polityków: wiecznie wmawiać nam, że kiedyś, w przyszłości, może wreszcie będzie dobrze, ale na razie jest kryzys, problem, jeszcze jest źle... że znowu pojawił się problem, jakiś zły Putin wyhodował broń biologiczną i teraz nic z tym nie zrobimy, jedyne co możemy zrobić to poprosić Polskę, by oddała całe swoje militarne zabezpieczenie Ukrainie, by mieć choć cień nadziei, że Putin nie zaatakuje wirusem całej kuli ziemskiej! Polacy, czy w imię solidarności z biednymi muzułmanami, którzy przecież mogą oberwać rykoszetem od ataku broni biologicznej, stać was na takie poświęcenie? (Polacy się zgadzają, i w kraju rozpętuje się piekło: bo okazuje się, że już za późno, a imigranci przynieśli ze sobą z Ukrainy nowego wirusa! Pojawia się więc kolejny kryzys... i tak tworzy się sztuczne problemy w nieskończoność, zawsze jest jakiś wróg do pokonania, jak np. złe nakrętki na butelkach - pilny problem, o którego wdrożenie silnie naciskała ostatnio UE - i teraz na szczęście nakrętki już są dobre - no chyba, że stwierdzą, że te nowe jednak też są złe, i może nawet powrócą do poprzednich tak było np. z polskimi cukrowniami, które zostały zruinowane przez nowe prawa unijne, za bezcen następnie przejęte przez Niemców, a następnie te prawa zaraz po tym zdjęto).
W skrócie więc: myślę, że dla wszystkich jest oczywiste, że siły polityczno-korporacyjno-naukowe mają blokować rozwój ludzkości. Dlatego nie mamy instytucji zainteresowanych zdrowiem i obiektywnym podejściem, ale koncerny farmaceutyczne i ludzi takich jak twórca windows, którzy rządzą medycyną, organizacjami medycznymi i autorytarnie się wypowiadają o nauce - niczym papieże medycyny. A celem medycznych akcji charytatywnych nie jest charytatywność, ale m.in. promocja (marketing), tanie testowanie na głupich prymitywnych murzynach (na zawsze muszą pozostać biedni i prymitywni, inaczej ten system by się załamał - pomoc Afryce działa mniej więcej na tej zasadzie jak unijna kasa dla państw zrzeszonych), oraz w szczególności kontrola.
A co bardziej cwane firmy nawet stosują dumpingowe sztuczki, w rodzaju: promocja black week! Jeśli będziesz miał to szczęście i zachorujesz na nowego wirusa, który został ostatnio wypuszczony z laboratorium Putina i kupisz nasze farmaceutyki w black week, dostaniesz 22% zniżki! Ale to nie koniec naszej oferty! Z 35% zniżką oferujemy zrobienie testu wirusowego, a jak kupisz 20 testów na 20 różnych wirusów w pakiecie, to otrzymasz mega zniżkę aż 80% - spiesz się zatem, taka oferta nie powtórzy się w najbliższych tygodniach!
(Jeśli w którymś z 20 testów - odpowiednio podrasowanych, by dawały prawie zawsze wyniki pozytywne - wypadnie, że jesteś chory, mają dodatkowe rozwiązania dla ciebie przygotowane, a jeśli masz kartę stałego klienta, to dodatkowo zniżka 10% na całą ofertę - a taką kartę otrzymasz pod warunkiem, że regularnie będziesz chory - w czym chętnie ci w dodatku pomogą Teraz rozumiecie, czemu w Polsce ostatnio tak bardzo zachęcają do darmowych badań, finansowanych przecież nie przez nas tylko przez państwo? )
Czy nie wygląda powyższe przypadkiem jak działania mafii? Tyle, że takich, które mówią nam: zapłaćcie haracz (umysłowy), to dla waszego dobra, ochronimy was - przed przedwiecznym wrogiem ludzkości: chorobami, zarazami, klątwami... Tak właśnie działają i działali wszyscy papieże, nie ważne czy naukowi czy religijni. Schemat od wieków jest ten sam, a ludzkość ciągle ma mieć różne kryzysy czy innych wirtualnych i nie dających się pokonać raz na zawsze wrogów. Gdyby nie było wrogów, nie byłoby czym straszyć. A tak, to zawsze jest podnoszona kwestia bezpieczeństwa...
I tym samym wracam do pojęcia choroby i zabezpieczenia się przed nią - bezpieczeństwo zawsze najważniejsze.
Prymitywny, żyjący gdzieś w dziczy, człowiek nie myśli z reguły o chorobie i innym zagrożeniu niż to najbardziej oczywiste (drapieżniki, chłód, głód). Musi mieć zatem inne, naturalne sposoby na bycie zdrowym, niż szczepienie się na dziesiątki różnych chorób i branie ton farmaceutyków. Ma zupełnie inne problemy, niż człowiek żyjący pod dyktando współczesnej, zorganizowanej, cywilizowanej medycyny.
Zatem prymitywnemu człowiekowi nie są potrzebne żadne zawiłe wyjaśnienia dlaczego np. jego skóra staje się w określonych miejscach żółtawa. Może samo minie. A może jakieś rośliny go uleczą. Gdyby tak nie było, to wystarczyłaby tylko 1 (słownie: jedna) choroba, która go zabije, w całej długości życia, a prymitywne społeczeństwa statystycznie rzecz biorąc powinny już dawno wymrzeć - przecież nie posiłkują się współczesną medycyną!
A więc, jeśli prymitywnie myślący człowiek nie potrzebuje zawiłych medycznych wyjaśnień, to... dlaczego je wymyślił tysiące lat temu? I to nie tylko w 1 miejscu na Ziemi, ale praktycznie w każdym zaludnionym zakątku tej planety?
Co więcej, ta starodawna wiedza medyczna jest bardzo abstrakcyjna i ma mnóstwo różnych powiązań. Np. medycyna starożytnego Egiptu wiązała mistyczne symbole z czymś, co można by nazwać - kierując się tokiem rozumowania współczesnych naukowców - magią medyczną. I to nie jakieś czary-mary-przepadnij-siło-nieczysta, jak to z reguły ma myśleć przeciętny obywatel tylko bardzo zaawansowany system abstrakcyjnych powiązań, mówiący o siłach-potencjałach we wszechświecie, i ten system zupełnie inaczej podchodził do zdrowia człowieka: jako zaburzenie porządku (organizacji), wprowadzając chaos i zamieszanie, wiązał się z nadal używanym przez współczesną medycynę symbolem dwóch splecionych węży, i mówił o poradzeniu sobie z tym porządkiem przy pomocy innych, przeciwstawnych lub właściwych sił, np. coś, co zwykły Egipcjanin miał rozumieć pod postacią boga wojny. Tyle, że ten bóg wojny był od wielu problemów, a nie prowadzenia wyłącznie wojen przeciwko innym narodom: chodziło tu o abstrakcyjne rozumienie konfliktu i chaosu powodowanego przez wrogą siłę.
Prymitywny człowiek nie potrzebuje w żadnym wypadku tak abstrakcyjnego aparatu pojęciowego. Już szybciej pewnie by myślał na zasadzie współczesnych naukowców: a co jeśli połączę tą substancję z tamtą, czy uda się z tego zrobić lek/farmaceutyk?
Koncepcjami (informacją) można dowolnie manipulować. Medycyna opiera się na informacjach. Czym więcej drzew w tej puszczy, tym więcej sztucznych problemów, chorób i wrogów do pokonania.
To może zróbmy taki reset umysłowy, cofnijmy się do rdzenia istoty sprawy, i pójdźmy inną drogą? Np. darmowa energia! Nie tylko elektryczna, ale energia (siły), które uzdrawiają, a nie leczą organizm. Dlaczego naukowcy pracujący pod dyktando firm farmaceutycznych nie są zainteresowani badaniem wpływu energii takiej jak w systemie energetycznym nazwanym reiki na ludzki organizm? Bo boją się, że statystyczny wynik byłby trudny do podważenia, i jeszcze straciliby pracę! Więc niech sobie udawają przed samym sobą, że robią coś bardzo po-ważnego a my najlepiej zrobimy, jeśli się uniezależnimy, tzn. będziemy myśleć niezależnie.
Jeszcze jedno porównanie współczesnej medycyny do starodawnej: w tej drugiej receptą (ang. recipe) był przepis, zwłaszcza obejmujący w posiłku rośliny i przyprawy/zioła, by się lepiej asymilowały. Natomiast co zrobić, gdy te rośliny czy mięso, które jemy, są chore? Wtedy trzeba jak konia utrzymywać człowieka na środkach dopingowych udających, że są lekami. System zdrowotny, w skrócie, się załamie w Polsce.
Strony 1
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Przyjaciół Saleinji » Sprawy polityczne, społeczne i zdrowotne » Reiki, leczenie energia