Zastanawiało was kiedyś jaką motywację mają ludzie, którzy w jakiś sposób zajmują się leczeniem? Łatwo można doszukać się motywacji u kucharzy, muzyków, ogrodników, dziennikarzy a nawet policjantów lub strażaków (np. dzieci często lubią bawić się samochodami policyjnymi i wozami strażackimi). Ale medyk? Medycyna polega głównie na prewencji oraz walce z niepożąnym "wrogiem". Dzisiejsze czasy można określić jako czasy ignorantów, wszystko jest sprowadzane do najniższego sposobu rozumowania: choroba jest po prostu rodzajem agresora, którego trzeba się za wszelką cenę pozbyć - ale to "wszelką" również jest dość luźno rozumiane, patrząc na społeczeństwo
W starożytności dla odmiany istniał inny pogląd na choroby, np. w Starożytnych Chinach czy Egipcie nie było to rozumienie odcięte od holistycznego, można by rzecz, wglądu w całą rzeczywistość, ale opierało się na niej: np. w Egipcie szerzej rozumiano ów fizjologiczno-energetyczny konflikt i ich przyczyny doszukiwano się tak naprawdę we wpływach sił "nadprzyrodzonych" - co zresztą uważam za prawdziwą przyczynę chorób, a reszta (m.in. prewencja) to trochę pic na wodę, ten kto ma zachorować (ma to w planie) i tak będzie pod wpływem negatywnych duchowych manipulacji jego organizmem, a ten, kto ma zachować zdrowie (np. przedsiębiorca, który ma w swojej "karcie wcieleniowej" utworzenie kolejnych 100 miejsc pracy) i tak je zachowa bez względu na to ile hamburgerów i coli wciśnie do swojego organizmu - i będzie duchowo można by rzecz chroniony przed uszczerbkiem na zdrowiu, przynajmniej do czasu aż spełni ww. swoją "misję", jak to lubią szumnie nazywać wyznawcy new age... Nie wiem czy zauważyliście te zależności, ale nie ma bezpośredniego wpływu złej żywności na to że człowiek szybko zachoruje. Teoretycznie będzie się to odkładać na układzie trawiennym przez cały czas, w praktyce interesowałem się ludźmi, którzy przeżyli ponad 100 lat i wbrew szumnym dziennikarskim wysiłkom, które mają na celu próbę doszukania się rzekomej tego przyczyny (np. statystycznie wysokiej średniej wieku w Japonii), i są ludzie, którzy przez całe życie olewali temat żywienia i jedli byle co, to co inni. Jak widać, czynników, które wpływają na zdrowie jest masa, a uważam, że wpływ tzw, sił duchowych jest tym głównym czynnikiem. Podobnie można rozszerzyć ten sam tok rozumowania na cały los życiowy: jest on pod stałym i ścisłym wpływem istot, które projektują stale sytuację na Ziemi, przy tym zachowując ukrytą tożsamość, tj. manipulują ludźmi z ukrycia.
Druga sprawa: czy zastanawiało was dlaczego w ogóle choroby istnieją? Jeśli ktoś myśli, że ten matrix, projekt Ziemia, został stworzony po to, by był rajem dla ludzi, to odpowiem tak: już dawno by nim był. W stworzeniu naszej cywilizacji, popychanej tak naprawdę przez pojedyncze jednostki, które CELOWO rodzą się (mają misję lub cel na wcielenie - tak powiedziałby przeciętny wyznawca filozofii ezoterycznej czy new age) pod ściśle OKREŚLONE dokonania, np. Jung, który miał pomóc m.in. rosnącemu w siłę ruchowi hipisów w poszerzeniu ich filozofii życia, Einstein, którego prace w konsekwencji doprowadziły do stworzenia bomby jądrowej, czy nasz prezydent, który miał robić, bez owijania w bawełnę, za marionetkę
Nie wierzcie w to, że mamy demokrację, nasz system jest ściśle KONTROLOWANY - wydarzenia tutaj są planowane, w pewnych eksperymentalnych ramach. Tak samo, jak istnieją cele na wcielenie, z góry ZAPROJEKTOWANE przez niefizycznych inicjatorów projektu Ziemia, tak samo istnieją z góry zaprojektowane choroby. Dotyczy to zarówno chorób krótkotrwałych. np. gdy dostaniesz nagle silnego przeziębienia dziwnym przypadkiem akurat na ZAPLANOWANY
wyjazd, chorób chronicznych, jak ciągłe problemy z żołądkiem czy z zatokami (typowa dolegliwość w dzisiejszych czasach), jak i chorób śmiertelnych, jak atak serca czy rak - a potem ludzie mają się doszukiwać rzekomej przyczyny w czysto materialnych uwarunkowaniach ciałach.
Pisałem to wielokrotnie, ale muszę jeszcze raz tu napisać to samo: organizm działa dzięki przepływowi energii. Zaburz energię w organizmie, a wszystkie hormony i enzymy zaczną wariować, obieg krwi zacznie inaczej funkcjonować, włączą się mechanizmy obronne, komórki przestawią się na nienormalny tryb funkcjonowania, w efekcie także Twoje samopuczucie się zmieni. To wszystko można osiągnąć za pomocą małej biologicznej "dźwigni": poprzez czakry, punkty tzw. akupunkturowe i inne tego typu energetyczne elementy, które są podstawą funkcjonowania człowieka w materii - czyli tego, co określa się powszechnie mianem "zdrowia" (o koncepcji zdrowia jako dość niefortunnym sposobie patrzenia na "chorobę" już wspominałem...). Ta dźwignia jest regularnie wykorzystywana przez tzw. duchy by np. wzmocnić trawienie ignoranta żywieniowego (patrz ww. przedsiębiorca-karierowicz, który mimo wszystko MUSI wypełnić swoje zadanie, bo od tego zależą losy 100 następnych pracowników), a zarazem zniszczyć np. system nerwowy pilnie dbającej (i wierzącej, że się nie myli w kwestiach zdrowotnych) o naturalne produkty ekolożki. Paradoksalnie, widzę, że osoby, które sięgają po naturalne produkty, zazwyczaj robią to nie ze względów filozoficzno-ideologicznych tj. wyłącznie z czystych przekonań, ale raczej zachowują się jak zmuszeni do obrony żołnierze, walczący z "wewnętrzno-zewnętrznym" wrogiem, tzn. ich wewnętrzne terytorium jakim jest ciało (będące efektem wielu wpływów, w szczególności energetycznych) jest obiektem negatywnych wpływów i to wymusza na nich zainteresowanie tematyką zdrowia. Jeśli tego nie zrobią, będą cierpieli coraz bardziej - czyt. niefizyczni manipulanci od zarządzania losami ludzi będą wymuszali na nich odpowiedni kierunek życia.
W tym sensie człowiek nie jest panem własnego losu, wbrew pozorom. Procesy decyzyjne ludzi, które pchają ich w określonych kierunkach, np. medycyny, tematyki zdrowia, polityki, muzyki, czy bycia artystą, są zaplanowane ORAZ na bieżąco modyfikowane (oczywiście gdyby człowiek byłby tego faktu ŚWIADOMY, to nic by z tego mentalnego matrixa nie wyszło, ale dopóki ludzie żyją jak nieświadomi INGORANCI
to ów manipulacyjny teatrzyk na Ziemi może nadal istnieć) - i to można określić mianem "misji" na wcielenie. Ta misja i tak jest i będzie na różne sposoby realizowana (musi tu wg. mojego rozumienia istnieć pewien margines dowolności: tzn. ktoś kto MA BYĆ przedsiębiorcą, ale boi się postawić ten krok, będzie prawdopodobnie doświadczał negatywnych wydarzeń w karierze np. w postaci nadużywającego władzy kierownika czy ciągłych problemów ze znajomymi w pracy itp.). Misją niektórych ludzi może być picie piwa w pubach, granie w gry czy oglądanie telewizji w pewnym sensie - powaznie. Mają prowadzić zwykłe życie, chować dzieci, być pracownikami systemu itd. Misją innych dla odmiany ma być rola outsidera, czasami grupowo (jak to było w przypadku hipisów) a czasami indywidualnie - co jest częste w przypadku ludzi interesujących się okultyzmem, egzorcyzmami, a czasem nawet ludzi religijnych, zamkniętych w klasztorze lub nie, ale silnie wierzących w swoją religię i przez to odizolowanych od tzw. normalnego społeczeństwa, które powiedzmy szczerze jest na bakier z religią i przyjmują czysto konformistyczną postawę: tak długo jak inni chodzą do kościoła ja będę też się tam POKAZYWAŁ, ale jeśli znajomi, rodzina itd. nie bedą, to ja też tam nie pójdę - zauważcie jak mało jest ludzi chodzących do kościoła z własnej nieprzymuszonej woli, kiedy jej/jego rodzina jest anty-katolicka 
Wracając do postanowionego wcześniej pytania: jaka jest motywacja medyka do działania na polu zdrowia? Zazwyczaj są to cele osobiste, może to być na podobnej zasadzie jak w przypadku studentów psychologii: stwierdzono, że na psychologię idą głównie ludzie, którzy sami poszukują potrzeby poradzenia sobie z psychologicznymi problemami; w przypadku osób realnie działających na polu medycyny najczęśniej takimi powodami są cele finansowe, osobiste problemy zdrowotne, lub też ewentualnie kogoś z rodziny. Taka osoba nie interesuje się medycyną/zdrowiem z takich samych względów jak np. artysta tworzeniem własnych dzieł czy prywatny detektyw wybierający taki zawód ze względu na potrzebę dodania do swojego życia adrenaliny albo tarocistka, która uwielbia odczytywać los swój i innych ludzi. Tu mamy do czynienia z przymusem: nikt nie lubi stanu wojny (po za tymi, którzy wyciągają z nich osobiste korzyści np. w postaci władzy - ale tu patrz: cele osobiste), a choroba jest w zasadzie postrzegana jako stan wojny, który trzeba jak najszybciej usunać. Osoba dążąca do utrzymania zdrowia jest jak defensywny żołnierz zmuszony do obrony swojego własnego gospodarstwa przed bandą rzezimieszków (a nie np. kraju). Jak pisałem, starożytni Egipcjanie ową walkę z "wewnętrznym najeźdźcą" stawiali w znacznie szerszej perspektywie i rozumieli zależności oraz przyczyny tego, co się naprawdę dzieje. Medycy, podobnie jak wszyscy inni ludzie, "muszą" być pociągani za pewne (osobiste) haczyki w tym mentalnym matrixie przez niefizyczne wpływy - i to się dzieje codziennie i co nocy z 8 miliardami ludzi na tej planecie! Wydaje się niewyobrażalne dla kogokolwiek, kto miał do czynienia z jakimkolwiek zarządzaniem, ale jak widać jakoś ten system jednak funkcjonuje i jakoś jest zarządzany. Efekt jest taki, że ludzie MAJĄ być nieszczęśliwi, mają mieć tzw. niską wibrację, mają być pod wpływem tego szaleństwa, którego prawie nikt nie widzi, i ciągnięci jak owce na rzeź wprowadzanaego na ich oczach nowego systemu globalnego 
I tak już dużo napisałem, a znowu mam wrażenie, że jedynie powierzchownie dotknąłem tematu. Ale jest jeszcze jedna ważna kwestia, która wielokrotnie była poruszana na tym oraz innych forach o podobnej tematyce w przeszłości: kwestia istnienia pieniędzy w naszym systemie (które są de facto głównym motywatorem osobistych celów prawie całej populacji, bez względu na to za jak "duchowych" się uważają). Ekonomia na Ziemi została zaprojektowana jako jeden z głównych elementów tego matrixa: i zaczyna się już od poziomu zwierząt (trzeba jeść żeby w ogóle przeżyć, w tym w niektórych przypadkach robić zapasy na zimę, do czego również człowiek był zmuszony przed nastaniem współczesnej ery supermarketów), a kończy na wysublimowanych, czysto wirtualnych narzędziach finansowych.
Wyznawcy new age prawie zawsze są dokładną odwrotnością skrajnie materialistycznych finansistów: uważają, że pieniądze są jednym z głównych albo wręcz głównym elementem w systemie społecznym, które odpowiada za całe zło na planecie. Łatwo jest udowodnić, że nie jest to prawdziwa przyczyna, i wystarczy stworzyć, a nawet tylko wyobrazić sobie, model społeczeństwa, w którym pieniądz w dowolnej formie (także testowanych m.in. w Hiszpani specjalnych punktów socjalnych, które miały zadanie odrzucenia pieniądza - choć widać wyraźnie jak naiwna ideologia za tym stoi, bo dalej jest to forma pieniądza z inną nazwą i zmienionym sposobem obiegu) został całkowicie wyeliminowany. Pieniądz ma tak naprawdę tylko jedną podstawową korzyść: jest to wyłącznie WYMIANA. Bez pieniądza jako pośrednika w wymianie, będzie istniał system barteru - tj. wymiana bezpośrednia tzw. produktów lub usług. Wbrew pozorom, ktoś, kto do tej pory wykorzystywał pieniądz w celu manipulacji na własną korzyść, nie pozbędzie się tej intencji manipulowania, będzie szukał w nowym (barterowym) systemie dalej sposobów manipulacji, np. jeśli wywęszy, że ludzie za dużo wymieniali ostatnio zboża na inne rzeczy, to zacznie celowo tanim kosztem gromadzić jak najwięcej zboża (a jeśli ma dużo tzw. kapitału, czyli przedmiotów będących ekwiwalentem pieniądz, to może to zrobić na bardzo szeroką skalę), by następnie doprowadzić CELOWO do niedoboru zboża w społeczeństwie, a następnie - jako prawie monopolista na lokalnych (a docelowo także na globalnym) rynkach będzie je sprzedawać w zawyżonej cenie. Może nawet narzucić ludziom pewne warunki skupu: typu dostaniesz ode mnie zboże nawet za darmo pod warunkiem, że... zagłosujesz na mnie w najbliższych wyborach! W ten sposób tworzą się po cichu, za naszymi plecami, alianse między korporacjami a politykami, i nie łudźcie się, że zmiana systemu pieniężnego coś zmieni. Ktoś tu mógłby powiedzieć: no to trzeba ograniczyć ilość posiadanych zasobów przez jedną osobę, czyli zupełnie wyeliminować kapitalizm! Ależ właśnie to chcą zrobić nasi biurokraci z UE: już jest plan, by ograniczyć osobiste oszczędności do kwoty 3.000 euro na koncie. Idealny system tyrani! Czyt.: jeśli coś ma być kontrolowane (zasoby indywidualne ludzi), to rodzi to zaraz potrzebę posiadania SYSTEMU owej kontroli! Pieniądz w formie wirtualnej mają pewien ogromny efekt uboczny: musi on być centralnie zarządzany podobnie jak to ma miejsce w przypadku komunizmu, czyli centralnym planowaniu gospodarczym. Wszystkie transakcje w danym kraju, a docelowo na całej planecie, będą kontrolowane przez jedną lub grupę uprzywilejowanych osób, które jednym kliknięciem myszki mogą decydować o losach pojednczych osób lub całych grup niczym inkwizycja (np. heretyckich medyków, których działania godzą w interesy koncernów medycznych). Oczywiście centralne zarządzanie, czyli tak naprawdę forma swego rodzaju tyrani - bardziej lub mniej ukrytej - jest celem każdego, kto dąży do władzy, najlepiej absolutnej. Nie ma co się łudzić, że komunizm i jego forma socjalistyczna to światopogląd, który przynosi korzyści jednostkom, które rozporządzają majątkiem całego globu (czyli są jego ukrytymi właścicielami).
By doprowadzić do legalnego komunizmu czyli tak naprawdę zgody społeczeństwa na jego wprowadzenie przy wykorzystaniu odpowednich sposób manipulacji tych, w których rękach znajdują się główne media, można wykorzystać wymienione na początku profesje (muzyk, kucharz, strażak itd.), tzn. takie, które wiążą się z osobistą poza-finansową motywacją, zaś usunąć te niewygodne dla systemu lub nieinteresujące (w szczególności związane ze zdrowiem). Jest to coś, co wprowadza się od już długiego czasu, sporo ponad 100 lat jeśli chodzi o te najnowsze dzieje, i ma doprowadzić do stanu, w którym za człowieka pracują automaty, a wszyscy otrzymują tzw. dochód podstawowy (a później nawet ma się zupełnie funkcjonować bez pieniędzy - tzn. rządy będą bezpośrednio decydować o całej globalnej gospodarce bezpieniężnej), będa mogli w swoim małym "ogródku" urządzać co zechcą, np. tworzyć za friko muzykę albo filmiki i udostępniać je na nadużywających swojej pozycji platformach dostępnych za pomocą sieci, i będą "szczęśliwi" w tym cudownym, pozbawionym pieniędzy systemie
Przy okazji, jak wierzą new age'owcy, wszyscy bez wpływu owych zgubnych pieniędzy nagle staną się dobrzy, mili i uczciwi.
Co prowadziłoby do rzekomego wniosku, że poglądy i zachowanie człowieka (np. że gromadzi pieniądze na koncie, lub cokolwiek innego) ma być wynikiem wyłącznie jednego aspektu: tego, jak funkcjomuje system ekonomiczny.
Wystarczy jednak cofnąć się do czasów, gdy pieniądz nie był bity, i sprawdzić, co się działo w owych społeczeństwach: byly dalekie od owej sielankowej wizji.