4444 napisał/a:Z samej logiki w życiu wszystko ma początek i koniec to dlaczego z materią i energią nie miałoby być tak samo? W końcu życia też nikt nie stworzył tylko już było.
To jest właśnie logika "egoistyczna", mógłbym powiedzieć Że wszystko ma koniec.
Ludzie są w stanie wyobrazić sobie i odwoływać się do pojęć, które znają i są skończone. W naszej sferze (wszechświata materialnego) właściwie postrzegamy wyłącznie takie skończone, mające początek i koniec, obiekty. Naukowcy także lubią mówić o granicach wszechświata - choć nie mają do tego żadnych podstaw. Oczywiście, gdyby wszechświat kończył się tam, gdzie ostatni dostrzegalny obiekt, oznaczałoby to, że natrafiłby dalej na jakiś kosmiczny "mur" i nie mógłby się dalej rozszerzać. Ale obserwujemy coś przeciwnego: nasz wszechświat rozszerza się. W czym się rozszerza?
Proponuję pociągnąć tą myśl dalej: jeśli ustalimy, że wszechświat ma granice, to co te granice określa? Załóżmy, że jest nim właśnie swego rodzaju mur - skoro wszechświat jest zamknięty w "pudełku", to w czym znajduje się to pudełko? W innym pudełku? A co określa granice tamtego pudełka?... I tak można w nieskończoność pytać, bo przestrzeń najwyraźniej jest właśnie nieskończona.
To samo dotyczy czasu. Jeśli czas (istnienie) się skończy, to co się stanie? I co to znaczy, że czas się skończy?... W końcu uświadamiamy sobie, że czas w gruncie rzeczy nie może być czymś innym jak iluzją - czas to inaczej zmiana. Jeśli wszechświat byłby wiecznie statyczny, nie dostrzeglibyśmy zmian, a zatem wydawałoby się, że nie istnieje także czas. A jedyne, co się faktycznie zmieniło, to ruch (dokładniej: jego brak), nie czas.
Kluczem do zrozumienia, dlaczego nicość nie istnieje, jest porównanie światła do ciemności. Dopiero kiedy światło przestaje oddziaływać, nastaje ciemność; kiedy światło na powrót świeci, ciemność może tylko jej ulec. A jak sprawić, by światło zostało zasłonięte? Można to zrobić wyłącznie... za pomocą materii, czyli uwięzionego światła Czyli, paradoksalnie, aby materia pozostała materią, zawsze potrzebuje światła, by mogła utrzymać swoją siłę blokującą to światło!
Ktoś mógłby się spytać: no dobrze, ale jeśli wyczerpie się cały zapas źródła światła we wszechświecie, nastanie nicość. Zapytam: w jaki sposób miałoby się wyczerpać, skoro światło po prostu istnieje - zmienia tylko formy? (Zasada zachowania energii). We wszechświecie istnieją siły, które mogą się zrównoważyć ("uwięzić"), co nie znaczy jednak, że przestają istnieć.
W takim wypadku powracam znowu do początku tej wypowiedzi: myślenie o skończoności czegoś, o czasie itd. - po dokładniejszym zastanowieniu - okazuje się błędem, opartym na iluzji. Tylko skończoność zakłada, że istnieje czas, bo ten czas, tak jak przestrzeń, musiałby się znajdować w kolejnym "pudełku czasowym", które znajduje się w kolejnym, który znajduje się w kolejnym itd. Jeśli zostałaby uwięziona cała energia wszechświata jako materia, i nie otrzymałaby nowego źródła światła, to te siły rozpadłyby się, co oznaczałoby uwolnienie energii, a to z kolei doprowadziłoby do powrotu światła / energii, co zapoczątkowałoby reakcję łańcuchową (niczym wskazywany przez astrofizyków wielki wybuch). I znowu pojawiłoby się światło we wszechświecie.
Najprościej sprawę ujmując: nie ma niczego poza światłem. Nawet ciemność to zakumuflowane światło. Jeśli nie ma czasu, to nie można niczego "uśmiercić", z tego prostego powodu, że to oznaczałoby, że coś istniało w określonym odcinku (odcinek = ograniczona, skończona linia) czasu. A czegoś takiego, jak czas - jak wskazałem wyżej - nie ma. My, ludzie, żyjąc w określonej czaso-przestrzennej lokalizacji odbieramy tylko tak wszechświat, że wydaje się złożony z ograniczonych obiektów przestrzennych istniejących w ograniczonych ramach czasowych.
(Utożsamianie człowieka z materią jest więc zawsze pozbawione podstaw, choć naukowcy mogą się zapierać nogami i rękami, że "nie znaleźli dowodów, by było inaczej". Naukowcy ograniczoną, skończoną przestrzennie (materią) aparaturą próbują wydawać wyroki w sprawie tego, co jest poza przestrzenią (czyli co jest nieskończone) - jest to tak nielogiczne, że nawet dziecko może zrozumieć absurdalność takiego rozumowania To tak, jakby przyłożyć linijkę do nieskończoności i stwierdzić, że nie ma nieskończoności, bo linijka jej nie wykazuje! ).
Przestrzeń i czas wywodzą się z geometii: czas to linia, przestrzeń to powiązanych kilka linii razem w trójwymiar. Myśli z natury są nieskończone, ale mogą tworzyć formy, które są skończone. Nasz wszechświat dlatego możemy uważać za "wyśniony" (wymyślony). Wszystkie proporcje, matematyczne stosunki wielkości, wzory, geometryczne układy planet, gwiazd i galaktyk, a także zawirowania i zakrzywienia czasoprzestrzenne mają swoje źródło w abstrakcyjnej matematyce i geometrii.
4444 napisał/a:Niestety jeszcze nikt nie zna odpowiedzi po co to wszystko jest, bo nikt nie może w pełni świadomie powiedzieć, że istnienie nie miało początku i nie będzie miało końca.
To stwierdzenie zakłada, że ktoś nam narzucił jakiś cel, do którego - niczym owieczki pod wodzą pasterza - powinniśmy dążyć. Proponuję inną perspektywę: zamiast zakładać typowo religijne podejście (jest "Bóg", który wszystko ustalił, a człowiek może tylko działać ALBO zgodnie z tym celem, ALBO nie), można podejść do sprawy w ten sposób, że naszym celem jest... określenie i odnalezienie celu, dla samych siebie (czemu nie). Wówczas tak, jak nieskończony jest wszechświat, tak posiada nieskończoną liczbę celów dla każdej żyjącej w nim istoty. Innymi słowy, odkrywasz wszechświat po to, by ustalić własny cel, i ustalasz cele po to, by odkrywać wszechświat.
W takim przypadku, nasze możliwości są nieograniczone, bo to my sami określamy granice tego, co może / jest / było / będzie naszym celem. Ostatecznie, to przecież myślami / umysłem określamy własne cele w życiu (ziemskim i nieziemskim).
Stwierdzenie, że lepiej pogrążyć się w nicości, nie wiedząc nawet, jaki ten "wszechświat" jest, staje się w takim ujęciu bardzo ograniczone, nie uważasz? Kluczem jest wybór celów oraz doświadczeń, choć z ziemskiej, ograniczonej perspektywy nie wygląda to tak nieograniczenie (zgadnij dlaczego ).