Po szybkim przejrzeniu wyjaśnień uczniów dotyczących tego o co chodziło w zabiegu Wanga Lee, wszystkie wyrzuciłem do kosza, mówiąc sfrustrowanej klasie, że jeszcze daleka droga przed nimi.
Żart wiecznie pijanego Wanga Lee, jak wyjaśniłem, polegał na tym, że założyciele firmy Nieśmiertelni i Spółka chcieli dostać informacje poprzez inną osobę (detektywa) oraz oczekiwali, że je dostaną na tacy. I je dostali.
Tacki z informacją zawierały trzy warstwy. Założyciele firmy Nieśmiertelni i Spółka odczytywali je w odwrotnej kolejności, niż Wang Lee je upakował. Najbardziej zewnętrzna warstwa tacki była plastikowa i tandetna. Co oznaczała? Ktoś wie? zapytałem klasy.
(cisza w klasie)
Źle. Nie mamy dzisiaj lekcji o tao. No dobrze, wyjaśniam: powierzchnia tandetnego plastiku na początku zmyliła założycieli firmy, którzy pomyśleli, że dalej nic nie ma. Ale gdy jeden z nich, nie chcąc podzielić losu dwóch już martwych z 7 oryginalnych założycieli firmy, w trakcie ćwiczeń w reagowaniu na "uwaga słoń za twoimi plecami!" potknął się i tak pechowo upadł, że wpadł na tacki, które się następnie rozbiły, to po obejrzeniu rozbitych kawałków wyciągnęli wniosek, że za zewnętrzną warstwą plastiku była ukryta porcelana.
Założyciele firmy byli zaintrygowani. Krucha porcelana jednak także okazała się jedynie warstwą, gdyż jej przetopienie w laboratorium ujawniło, że w środku porcelany były cząstki najtwardszego naturalnego metalu.
Głowili się więc nad zagadką, posiłkując się skomplikowaną matematyką i fizyką kwantową, gdy próbowali odszyfrować zawartą przez Wanga Lee treść. Ale nie mogli wpaść na odpowiedź.
Jeden z uczniów przerwał, mówiąc: ja wiem, ja wiem! Myślę, że to był przekaz, że trzeba być twardym jak metal, kruchym jak porcelana, a zarazem tandetnym jak plastik!
Nie, odpowiedziałem, wyjaśniając, że wiedza ma różne warstwy, a każda jest ulepiona z innego materiału, i na końcu zawsze dojdziemy do prawdy. Ale prawda nie kryje się w samej tacce. Tak więc, gdy założyciele firmy w końcu doszli również do tego wniosku, zaczęli badać przesłane części nasłanego detektywa. Prowadzili śledztwo bardzo szczegółowo, robiąc autopsję wszystkich pięciu części po kolei. Ale ponownie nie potrafili dojść do zadowalających wniosków. Myśleli, że wiecznie pijany Wang Lee gra im na nosie. I wówczas doznali olśnienia: sprawdźmy nos detektywa!
Jak się okazało, detektyw, który był znany z tego, że miał dobry nos do wielu spraw, akurat tego pechowego dnia, gdy poleciał najbliższym samolotem z Florydy do Himalajów, w wyniku gwałtownej zmiany temperatur w Himalajach dostał kataru. Czy była to jedna ze wskazówek? zapytałem klasy.
Tak! odpowiedział jeden z uczniów. Nos to podstawa prowadzenia śledztwa przez detektywów przecież! Jak coś brzydko pachnie, to należy spodziewać się, że sprawa śmierdzi!
To prawda, pochwaliłem ucznia. Podobnie jak adepci sztuk walki uczący się od zwierząt, również strategie prowadzenia śledztwa śledczy uczyli się od świata zwierzęcego. Dokładniej mówiąc od gatunku wąchaczy pospolitych. Wąchacze ludzcy, aby znaleźć informację, muszą wszystko wywęszyć, tak samo, jak żyjące blisko ziemi zwierzątka wywąchujące tropu. I tu jest problem. Bo aby ją wywęszyć, ta informacja musi pozostawić ślad!
Rozumiem, rozumiem! odpowiedział uczeń. To był od początku podstęp Wanga Lee, który pozostawił celowo detektywowi ślady na śniegu, by detektyw skierował się dzięki tym śladom do jaskini, i aby dodatkowo po ciemku nie zgubić tropu, rozpalił duże ognisko, by było z jednej strony widać a z drugiej czuć woń, że ktoś w tej jaskini żyje. I tam już wiecznie pijany Wang Lee czekał na detektywa, niczym się nie przejmując i pijąc ile wlezie!
Odpowiedziałem: b-i-n-g-o, trafiony zatopiony.
Uczeń kontynuował: a potem Wang Lee powiedział do detektywa "uwaga, słoń za twoimi plecami!" i było po wszystkim.
Zgodziłem się, chwaląc ponownie ucznia, dodając, że Wang Lee nie był ofiarą polowania, nie był nawet myśliwym, lecz zaaranżował całą sytuację tak, by detektyw sam do niego się pofatygował. Nie musiał wiele robić - na tym polega starożytna taoistyczna sztuka wu-wei, sztuka akcji bez akcji, sztuka działania bez działania, sztuka...
Reakcji bez reakcji? próbował kontynuować uczeń.
Nie!
Mam siadać, pała? obruszył się uczeń.
Nie!
No dobrze, to postoję. Ale, kontynuował uczeń, ja już trochę zaczynam mieć traumę, gdy słyszę "uwaga, słoń za twoimi plecami!".
To prawda, przyznałem, to nie jest wiedza dla wymoczków. Tylko najbardziej przygotowani adepci są w stanie wyćwiczyć się po mistrzowsku. Ale ponieważ uczniowie są tresowani w szkołach takich jak nasza, i później reagują automatycznie na "nie", myśląc, że znowu dostaną pałę, nie są przygotowani na trudy mistycznej ścieżki Wanga Lee.
Najpierw czują się jak sparaliżowani, gdy usłyszą "uwaga, słoń za twoimi plecami!". Potem zaczynają słyszeć różne dziwne odgłosy, zwłaszcza za swoimi plecami - zwłaszcza coś jakby odległy i przyciężkawy tupot nóg. Z każdą chwilą odgłos robi się coraz głośniejszy i szybszy. A na końcu dostają ataku paniki.
Przerażające, odpowiedzieli uczniowie.
Tak, przyznałem im rację, mówiąc, że aby zgłębiać tą sztukę, należy wejść w najgłębsze i najmroczniejsze zakątki nieświadomości. Tylko najlepsi i najwytrwalsi będą przygotowani.
Klasa kiwnęła głowami, że zrozumiała.
Dobrze, wróćmy zatem do pięciu części odesłanego detektywa, kontynuowałem. Jako że autopsja także niczego nie wykazała, szefowie firmy zaczęli zastanawiać się nad znaczeniem pięciu wygrawerowanych znaków żywiołów. Na początku analizowali każdy znak z osobna, później próbowali je łączyć na różne sposoby i w różnych wariantach, w końcu zaczęli robić różne sztuczki z nimi, w tym nakładać na siebie, lub też interpretować w zależności od części ciała. Ponownie jednak zagadka wydawała się nierozwiązana.
W końcu, gdy zmęczeni i sfrustrowani odłożyli zagadkę, do ich pokoju wkroczyła asystentka i z miejsca, gdy tylko spojrzała na ułożone części ciała, powiedziała: "uwaga słoń za twoimi plecami!".
Co??? O czym pani mówi??? Cała piątka szefów firmy z miejsca skoczyła jak oparzona. Byli zdezorientowani i przerażeni.
Asystentka, która znała język chiński w wielu odmianach, zastanawiając się, czemu jej szefów nagle ogarnął taki strach, powtórzyła wolniej: "uwaga... słoń... za... twoimi... plecami!".
Tak słyszałem, ale o co chodzi??? zapytał jeden z szefów.
No spójrzcie z miejsca, w którym jestem - tam jest tak napisane, wyjaśniła asystentka.
Szef chciał zaprotestować, twierdząc, że tam są przecież chińskie znaki oznaczające żywioły, ale gdy podszedł do asystentki, zauważył, że rzeczywiście chińskie znaki z tej perspektywy układały się w zupełnie odmienny sposób. Wyglądało na to, że każdy żywioł odpowiadał jednemu z wyrazów zdania, a w języku chińskim bardzo dużo wyrazów składa się z jednego znaku.
Tym samym odkryli, że stara mistyczna ścieżka wiecznie pijanego Wanga Lee najwyraźniej musi być związana z pięcioma pradawnymi chińskimi żywiołami. Prawdopodobnie wypowiedzenie każdego słowa zdania aktywuje w sposób nadprzyrodzony powiązany z nim żywioł.
Tu wracamy do wiedzy podanej na tackach. To, do czego doszli założyciele firmy, jest oczywiście tą najbardziej zewnętrzną warstwą, jednak udało im się ją odszyfrować. Oczywiście zadowolili się tą wiedzą. W sposób zwerbalizowany możemy przekazywać wiedzę tylko w taki sposób, że brzmi ona często trywialnie, wręcz sztucznie. Ale jest to znany problem już od co najmniej czasów, które istniały przed tamtymi czasami, które istniały jeszcze wcześniej przed tamtymi czasami, które istniały przed czasami, które istniały przed jeszcze poprzednimi czasami... Dlatego należy zwrócić się w kierunku tao, istoty rzeczy. Inaczej prawdziwe znaczenie będzie przed nami ukryte. Czy wy uczniowie również na tym etapie poprzestaniecie, na którym poprzestali założyciele firmy?
(cisza)
Świetnie, ucieszyłem się. W pełni popieram wasze ambicje.